Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 Burza Śnieżna

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Maggie
Gość






PostWysłany: 06/04/18, 4:24 pm    Temat postu: Burza Śnieżna

hej! Kolejne opowiadanko, niestety nie o tych świętach, troszkę nie na czasie. Milego czytania.

Kategoria- Romans

Autor- NYPDBosco i X_tremeroswellian

Tłumaczenie- Maggie


„Burza Śnieżna”


Faith zamknęła gabinet należący do niej i do Jelle’go i udała się w dół do przebieralni.
Nie widziała Bosca przez cały dzień, ale wiedziała że skoro kończy swoją zmianę to powinien tam być. Otworzyła szeroko drzwi i weszła do środka rozglądając się wkoło i kiwając do kilku swoich współpracowników.
Kiedy usłyszał ,że drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka spojrzał znad zawiązywanych butów i zmarszczył brwi ze zdziwienia widząc ,że to Faith. Teraz kiedy była detektywem nie musiała już używać przebieralni więc jej obecność w tym miejscu była troszkę dziwna.
„Hey”, posłała mu uśmiech.
Siadając prosto z rękami spoczywającymi na udach uraczył ją niepewnym spojrzeniem. Rozejrzał się po szatni widząc ,że niektórzy funkcjonariusze przyglądają się im. Wszyscy trochę są spięci kiedy detektyw wchodzi do szatni gdyż przeważnie oznacza to kłopoty.
„Co tutaj robisz?” Zapytał delikatnie.
„Wpadłam się przywitać i przy okazji sprawdzić czy masz ochotę coś zjeść”.
„Oh”, wypuścił powietrze i skinął leciutko głową. Kiedy tylko powiedziała o co jej chodzi pozostali wrócili do swoich zajęć, nie przejmując się jej obecnością.
„Hey”.
Milczała przez chwilę. „Więc co ty na to? Kolacja?”
„Tak . Kolacja brzmi nieźle”. Wstając chwycił swoją kurtkę. Zamykając szafkę spojrzał na Faith z niewielkim uśmiechem na twarzy.
„Pomimo ,że to ty…za każdym razem kiedy detektyw tutaj wchodzi ciągle czuję jakbym coś przeskrobał”. W jej oczach zamigotał smutek. „Nie jestem tu po to by sprawiać kłopoty”, jej głos był na tyle głośny by każdy mógł ją usłyszeć.
Wzruszył ramionami. „Przepraszam to ta odznaka. Złota odznaka przyprawia w nas strach”.
Wypuściła powietrze przypominając sobie ,że czuła to samo będąc mundurowym policjantem, ale była też absolutnie pewna , że nie czuła by tego odnośnie Bosca gdyby on był detektywem a ona nie. Ale stosunki między nimi nie były bliskie normalności od dłuższego czasu.
„Nie żebym się wpakował w jakieś kłopoty w ostatnim czasie więc nie wiem na czym mój problem polega”.
„Najwyraźniej na mnie”, wyszeptała pod nosem.
„Mówiłaś coś?”
„Nie”, pokręciła głową
„Ok. To gdzie idziemy zjeść? Chyba ,że ty coś przygotowujesz?” Zapytał się z uśmieszkiem kiedy wychodzili z szatni.
„Myślałam ,że może zamówimy pizzę. Chyba ,że chcesz coś innego?”
„Nie. Pizza brzmi idealnie. Pepperoni, zielone oliwki i dodatkowy ser, zgadza się?”
„Dla mnie może być”
„Taką właśnie lubisz ,prawda?” Zapytał niepewnie. Minęło sporo czasu kiedy ostatni raz zamawiali razem pizzę, ale był prawie pewny , że właśnie taką zawsze dostawali.
„Tak”, odpowiedziała delikatnie spoglądając na niego.
„Przez chwilę mnie przestraszyłaś”
„Dlaczego?” Zmarszczyła brwi.
„Chodzi o to…” Bosco przerwał na chwilę patrząc na swoje stopy zanim ponownie na nią spojrzał.
„To coś czego byłem pewny, ale sposób w jaki mi odpowiedziałaś, pomyślałem ,że o czymś zapomniałem, że się pomyliłem.”
Faith wciągnęła powietrze. „Przepraszam, to te drobne rzeczy, nie myślę już o nich tak często”.
Wsuwając ręce do kieszeni kurtki naciągnął ją troszkę mocniej. „A ja te drobne rzeczy staram się zapamiętać”.
„Wiesz…nie musisz…”
„Nie muszę czego?” Zapytał delikatnie.
„Jeść ze mną kolacji. To znaczy…nie czuj się do niczego zobowiązany. Jeśli nie chcesz”.
„Ale ja chcę, Faith. Nie zgadzałbym się gdybym nie chciał”.
Kiwnęła lekko głową przygryzając dolną wargę.
„Nie zmieniłaś zdania, prawda?”
„Nie, chciałam się upewnić, że na pewno tego chcesz”.
„Uwierz mi. Poznasz kiedy nie będę chciał”.
„Jestem pewna, że tak”, odpowiedziała delikatnie
„Mam nadzieję. Znamy się od ponad dziesięciu lat”. Wskazał na swój samochód. „Zaparkowałem tam”.
Schowała ręce do kieszeni, kierując się za nim do samochodu.
„Jak ci minął dzień?”
Bosco wzruszył ramionami. „Było w porządku .Swersky ciągle ustawia mi zmianę w połowie na patrolu, w połowie za biurkiem. Chce mi ułatwić powrót do pracy.”
„To zrozumiałe”.
„Tak. Mnie to odpowiada”, wyszeptał.
Spojrzała na niego kilkakrotnie, ustawiając się przy drzwiach dla pasażera ,czekając aż wsiądzie i je otworzy. Bosco obszedł samochód ,otworzył go i szybko wsiadł przeciągając się przez siedzenie by jej otworzyć. Faith wsiadła do samochodu i zapięła pas. Zapalił silnik podkręcając ogrzewanie. Pochylając głowę na oparciu oplótł ręce wokół siebie.
„Zrobiło się zimniej przez ostatnie dni”.
„Tak, zapowiadali opady śniegu w tym tygodniu”.
„Święta coraz bliżej”, zapowiedział spoglądając na nią.
Uśmiechnęła się słabo. „Nie zaczęłam nawet świątecznych zakupów”.
„Ja również”. Uśmiechnął się szyderczo zapinając pas i ruszając samochodem. „Przysięgam ,że zacznę na dniach”.
„Prawdopodobnie po twojej zmianie w Wigilię”, jej głos był przyciszony.
Dało się słyszeć jego leciutki chichot. „Zbyt prawdziwe”.
„Może wybierzemy się razem?”
Spojrzał na nią. „Naprawdę?”
„Tak , nie sądzę żebym miała inne plany”.
„Więc jesteśmy umówieni”. Spojrzał na ulicę i zaparkował na swoim miejscu. „Emily jest dziś w domu?”
„Nie ,jest u Freda”.
„Między tobą a Em wszystko w porządku ?” Zapytał delikatnie.
„Tak , przez większość czasu. Tylko…troszkę dziwne nie mieć przy sobie Charlie’go”, odpowiedziała cicho spoglądając przez okno.
„A co ze świętami?”
„Co z nimi?”
„Będziesz miała oboje przy sobie?”
„Właściwie żadnego”.
„Co? Jak to?”
„Fred chce je na święta”.
„Oh…Więc jesteś tym lepszym rodzicem?”
Zmarszczyła brwi. „Co?”
„Chodzi mi o to ,że nie robisz żadnego problemu z tego że to on chce dzieci na święta”.
„Nie chcę z nim walczyć”, wyszeptała.
„Więc tak jak powiedziałem. Jesteś tym lepszym rodzicem”, odpowiedział jej delikatnie.
„Jeśli to jest twoja definicja lepszej połowy”.
„Powiedziałem coś nie tak?”
„Nie”.
„Jeśli nie chcesz żebym pytał o dzieci to nie będę”.
Odwróciła głowę by na niego spojrzeć. „Dlaczego tak myślisz?”
Wzruszył ramionami. „Wydajesz się trochę odległa. Pomyślałem ,że w ten sposób chcesz mi powiedzieć żebym zostawił ten temat”.
„Nie ,to nie to…Po prostu trudno mi myśleć o tym ,że nie będę spędzać świąt z dziećmi”, przyznała cichutko.
„Tak. Założę się ,że tak jest, ale dobrze z twojej strony, że nie walczyłaś o to z Fredem. Ostatnia rzecz jakiej byś chciała o tej porze roku to kłótnia, wiesz o co mi chodzi?”
„Wiem”, wciągnęła powietrze i powoli je wypuściła pochylając głowę na oparciu siedzenia.
„Nie zapytałem jak tobie minął dzień?”
„Jak zawsze”.
„Bycie detektywem jest aż tak nudne?”
„Jest spokojnie o tej porze roku”, wsunęła kosmyk włosów za ucho. „Co oczywiście jest dobrą rzeczą”.
„Tak, nie wiem czy chciałbym być tobą. Nie w takich sprawach, w których uczestniczyłaś do tej pory”.
„Tak, było parę takich…” pokręciła głową zamykając oczy.
„Jesteś w tym dobra”, odpowiedział jej cichutko.
„Jest o wiele trudniej niż przypuszczałam”, wyszeptała.
„Nic nie jest takie łatwe jak się wydaje”.
„Dokładnie”.
„Pamiętam jak zawsze myślałem ,że detektywi mają o wiele łatwiej, zbieramy dla nich wszystkie informacje , a oni tylko dokonują aresztowania”, pokręcił głową skręcając w uliczkę do swojego mieszkania.
„Okazuje się ,że bardzo się myliłem”.
„Zależy od detektywa”, odpowiedziała delikatnie.
„Tak myślisz?”
„Tak”.
„Jesteś szczęśliwa będąc detektywem?”
Przez moment milczała potem wzruszyła ramionami. „Chyba”.
„To znaczy ,nie?”
Nie odpowiedziała.
„Co by cię uszczęśliwiło w pracy?” Zapytał z ciekawości.
„Nie wiem”.
„Chciałbym pomóc”.
„Ja też”.

***

Bosco usłyszał pukanie do drzwi i spoglądając na Faith podskoczył z kanapy. „Lepiej żeby to była pizza bo umieram z głodu”.
„Ja również”, pomasowała kark i również się podniosła.
„W lodówce jest jeszcze soda”, powiedział po czym sięgnął portfel ze stolika. „Nie wiem co jeszcze tam jest…nie miewam tak dużo gości, więc…”
„Jestem pewna ,że cokolwiek masz będzie odpowiednie”. Podeszła do lodówki. „I płacę za połowę”.
„W porządku, mam już”, wyciągnął kilka banknotów i udał się do drzwi.
Kręcąc delikatnie głową postanowiła, że przed wyjściem wsadzi mu kilka dolarów do portfela.
Otworzył drzwi i rozdziawił oczy ze zdumienia kiedy zobaczył dostawcę całego w śniegu.
„Aż tak sypie?”
„Tak, od jakiejś godziny”.
„Żartujesz, miało zacząć w przyszłym tygodniu”, oświadczył podając facetowi pieniądze.
„Powiedz to Wielkiemu”, dostawca się uśmiechnął, przeliczył resztę i oddal ją.
„Cholera”, Bosco pokręcił głową wręczył facetowi napiwek odbierając pizzę. „Dzięki”.
„Nie ma sprawy. Wesołych Świąt!”
„Tak. Wesołych Świąt’, Bosco odpowiedział i zamknął nogą drzwi. „Faith , słyszałaś to?”
„Co takiego?” Spojrzała na niego chwytając kilka puszek sody z lodówki.
„Dostawca powiedział, że śnieży od jakiejś godziny”.
„Naprawdę? Myślałam ,że zacznie dopiero w przyszłym tygodniu”.
„Najwyraźniej zaistniała zmiana planów”.
„Oh, w takim razie wezmę kawałek pizzy i udam się do domu”.
Położył pudełko na stole i udał się w stronę okna. Otworzyła puszkę sody biorąc łyk zanim do niego dołączyła.
„Wow, naprawdę mocno śnieży”.
„Nie żartuj. Nie wracasz do domu w taką pogodę”.
„Bosco ,mieszkam zaledwie sześć przecznic stąd. To nie tak daleko”.
„Faith, to jest cholerna burza śnieżna”.
„Sypie dopiero od godziny. Nie może być tak źle”.
„Dobra , ale odwiozę cię do domu”.
„Wydaje mi się, że lepiej iść pieszo, Boz. Mniejsze szanse ,że się rozbijemy”.
„W zamian wyślę cię samą, poślizgniesz się na lodzie, upadniesz ,zranisz się w głowę i zamarzniesz na śmierć ponieważ nie będzie nikogo by ci pomóc. Nie wydaje mi się?”
Delikatny chichot wyrwał się z jej ust. „Weź się w garść ,Bosco”.
„Przepraszam za troskę”.
Odsunęła się wyczuwając złość w jego głosie i spojrzała na niego w zdumieniu. Wypuszczając powietrze zamknął oczy i wyciągnął ręce. „Przepraszam”, wyszeptał.
Przygryzła wargę i odwróciła wzrok. „Ja tylko…zjem kawałek pizzy i wezwę taksówkę”.
„Faith, naprawdę przepraszam”, odpowiedział jej delikatnie. „Nie miałem zamiaru…pozwól mi cię odprowadzić”.
„Po prostu…zjedzmy i zobaczymy jaka będzie pogoda. Zgoda?”
Przełykając ciężko kiwnął głową. Ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić to dać jej odczuć ,że jest na nią zły. Minęło sporo czasu od kiedy rozmawiali tak naprawdę. Z praca ,jego terapią i jej próbą bycia częściej w domu dla Emily, nie byli w stanie znaleźć czasu. Nie żeby próbowali.
Faith posłała mu słabiutki uśmiech i przeszła do kuchni.
„Głupi”, wymruczał do siebie, biorąc głęboki oddech i udając się za nią.
***
Wzdychając delikatnie Faith dotknęła swojego brzucha po skończeniu trzeciego kawałka pizzy. „Jestem napchana, nie zjadłam tyle od czasu…”
Spoglądając znad swojego talerza podniósł brew z zainteresowania.
„Kiedy ostatni raz jeździliśmy razem”, skończyła cichutko.
Koniuszki jego ust uniosły się w szyderczym uśmiechu. „Chcesz przez to powiedzieć ,że zmuszałem cię do jedzenia?”
„Coś w tym rodzaju”.
„Jeszcze jeden kawałek pozostał dla ciebie”.
„Nie ma mowy, jeśli go zjem to eksploduje”.
„Więc… nie masz nic przeciwko jeśli ja…”.
„Proszę bardzo”.
„Dzięki”, sięgnął po dwa kawałki i położył je na talerzu. „Przysięgam mój żołądek jest bez dna”.
„Myślę, że to cecha mężczyzn”.
„Muszę nadrobić stracony czas, robię się pucołowaty”.
„Troszeczkę”, uśmiechnęła się.
„Więc mówisz ,że jestem gruby”.
„Przytyłeś ostatnio odrobinkę”, zachichotała drocząc się z nim.
„Kiedy moja mam wczoraj wpadła to uszczypnęła mnie w policzki”.
„Które policzki?” Zainteresowała się.
„Te widoczne”, roześmiał się. „Nikt nie szczypał tych drugich od bardzo dawna. Chociaż wydaje mi się ,że jedna z pielęgniarek w szpitalu to zrobiła, ale miałem w sobie tyle morfiny, że tak naprawdę to nie wiem na pewno”, odpowiedział lekko.
Parskając śmiechem ,szybko zakryła ręką usta na tą niespodziewaną odpowiedź.
Jego oczy były rozświetlone kiedy spoglądał na nią zza stołu. Ta chwila była dokładnie jak za dawnych czasów. Wytarła serwetką buzię i pokręciła głową patrząc na niego z zabawnym wyrazem na twarzy.
„Myślisz ,że żartuję, ale mógłbym przysiąc…”
„Nie byłabym tym zaskoczona”.
Podniósł brew w zdziwieniu.
„Daj spokój, znam cię dziesięć lat, zawsze byłeś jak magnes na panienki”.
„Poczekaj aż mój terapeuta da mi popalić i zgubię te chomikowe policzki”, odpowiedział z próżnym uśmiechem.
Faith uśmiechnęła się ironicznie. „I co planujesz? Uwieść mnie?” Zapytała lekko.
„Cóż oboje jesteśmy teraz samotni”.
„Tak, ale ja jestem odporna na twój czar”, poinformowała go z szyderczym uśmiechem.
„Ona też tak mówiła”, ugryzł kolejny kawałek pizzy.
Kręcąc ponownie głową jej oczy się rozjaśniły, biorąc łyk sody przeniosła wzrok do okna. „Cholera, teraz prawie nic nie widać.”
„Poważnie? Nie minęło sporo czasu.
„Nie żartuj. Może powinniśmy włączyć wiadomości i zobaczyć co mówią o pogodzie”.
„Dobry pomysł”, odłożył jedzenie, sięgnął po sodę i udał się do pokoju dziennego. Podążyła za nim siadając na brzegu kanapy gdy on włączał telewizor.
„…burza śnieżna zaatakowała Nowy Jork tydzień wcześniej. Spodziewane jest osiem do dziesięciu cali śniegu do rana, przy wietrze dochodzącym do 45 mil na godzinę. Policja radzi mieszkańcom by pozostali w domach dopóki drogi będą przejezdne…”
„Sukinsyn”, Bosco przeleciał ręką po włosach. „Lepiej odłączę telefon zanim zadzwonią z pracy”.
„Niezły pomysł”.
„Nie żebym miał robić coś innego poza siedzeniem za biurkiem, ale to robota której zdecydowanie nie chcę wykonywać przy takiej burzy”.
„Pomyśl o całej robocie papierkowej”.
„Oh tak, odłączam telefon”.
„Może powinnam zadzwonić do Freda i upewnić się ,że dzieci są…” jej głos urwał się kiedy światła zamigotały.
„Chyba żartujesz?” Rozejrzał się po mieszkaniu gdy światła zamigotały ponownie.
„Niedobrze”.
„Lepiej poszukam latarek i na pewno mam tu gdzieś świece”.
„Powinnam iść do domu”, podniosła się.
„Co? Zwariowałaś?
„Wezwę taksówkę”.
„Nie. Zostajesz tutaj”.
Spojrzała na niego. „Spędzić noc w twoim mieszkaniu?”
„Nie , w moim domku z basenem w Californi”, odparł z sarkazmem.
„Dla mnie bomba”.
„Poszukam latarek. Ty przynieś koce”.
„Super, a gdzie je trzymasz?”
„Spróbuj w szafie”.
Wciągając powietrze udała się w stronę szafy, którą jej wskazał. Otworzyła ją zapalając światło i sięgając po stos koców.
„Gdzie do diabła mogę trzymać świece?” Zapytał jej udając się do kuchni i wyciągając latarkę z szuflady przy lodówce.
Przewracając oczami, ściągnęła koce potrącając przy tym duże pudło. „Cholera”.
„Faith?” ,w jego glosie słychać było troskę kiedy pobiegł w stronę przedpokoju.
Jęknęła siadając i masując nogę, w którą uderzyło pudło. „Znalazłam twoje świece”, oświadczyła podnosząc parę świec, które wypadły z pudła.
„Nie łatwo było je znaleźć”, zażartował ,kucając przy niej. „Wszystko w porządku?”
„Tak, jestem cała, to tylko siniak”, przewróciła oczami. „Następnym razem ty wyciągasz zapasy z szafy.”
Uśmiechając się lekko kiwnął głową podnosząc się i wyciągając rękę by jej pomóc. „Przepraszam za to”.
Wahała się przez sekundę zanim podała mu dłoń by pomógł jej się podnieść. „Poważnie, musisz posprzątać w szafie”, poinformowała go.
„Tak, może jutro. Naprawdę mi przykro”.
„Nie przejmuj się. Nie zdawałam sobie sprawy ,że twoje szafy są uzbrojone, więc jeśli ktoś będzie chciał ukraść twoje dodatkowe koce, czeka go niespodzianka”.
Zachichotał. „To stara sztuczka z wojska”, zażartował. „Zawsze wiedziałem ,że trening Rangersów na coś się przyda”.
Odwzajemniła uśmiech. „Dobra bierz świece, ja wezmę koce”.
Bosco kucnął i włożył świece z powrotem do pudełka. „Gdzie rozbijemy obóz?”
„Myślałam ,że ty weźmiesz łóżko, a ja zostanę na kanapie”.
„Może tak być, albo możemy na odwrót”.
„Nie, kanapa brzmi dobrze”.
„Ok. Czy to znaczy ,że jesteś gotowa iść spać?”
„Nie, jeśli się teraz położę będę mieć koszmary”.
„Koszmary?”
„Od zjedzenia całej tej pizzy”.
„Ah, tak. Prawdopodobnie nie za dobra myśl ,kłaść się od razu po jedzeniu”.
„Pewnie nie”, przeniosła koce i położyła je na podłodze obok kanapy.
Położył pudełko ze świecami na stoliku i wyjął kilka. „Popatrz, spakowałem zapalniczkę do pudełka razem ze świecami. Kto by pomyślał?”
„To było bardzo pomysłowe z twojej strony”.
„Takie rzeczy nie zdarzają się często”.
„Mnie również”.
Bosco uśmiechnął się delikatnie kiedy zaczął zapalać świece. Światło zamigotało ponownie. Chmurząc się ,Faith podniosła się z kanapy i podeszła do okna. Nie widziała nic poza wielkimi płatami śniegu.
„Wiesz co zawsze mnie dziwiło?” Zapytał podchodząc do regału i umieszczając na nim świece.
„Co takiego?” zamruczała nie odciągając wzroku od śniegu.
„Czemu kiedy policja radzi ludziom pozostać w domach, dzwonią do pracowników i każą im przychodzić do pracy. Co oni sobie myślą ,że kim my jesteśmy? Że mamy nadludzką moc?”
Leciutki uśmiech zagościł na jej ustach. „Bohaterami”, przeniosła wzrok by na niego spojrzeć. „Służyć i chronić, nadczłowieku”.
„Czasami się zastanawiam , kto ochroni nas?”
„My nawzajem”, odpowiedziała bardzo delikatnym głosem.
Jego twarz przybrała poważny wyraz. „Masz rację”, wyszeptał.
Faith przytrzymała jego spojrzenie, jej oczy odzwierciedlały morze emocji.
„Może mógłbym dotrzymać ci towarzystwa aż będziesz gotowa położyć się spać?” Zapytał niepewnie.
„Absolutnie”.
Kiwnął głową nie spuszczając z niej wzroku. „To dobrze”. Uśmiechnęła się i spojrzała w górę kiedy światła ponownie zamigotały. Bosco westchnął kiedy prąd w końcu się wyłączył. Brzęczenie na jego magnetowidzie obróciło w głośny mechaniczny dźwięk i się wyłączyło podobnie jak telewizor. „Nie powiem ,że jestem zaskoczony”.
„Czy twój budynek posiada generator?”
„Tylko pierwsze piętro”, poinformował ją.
„Więc najwyraźniej nie obchodzi ich jeśli ludzie na pozostałych piętrach zamarznął na śmierć”.
„Widocznie uznali, że potrafimy coś sami wymyślić”.
„Jeśli wszystko inne zawiedzie możemy rozpalić ogień używając do tego twojego stołu kuchennego”, zachichotała widząc wyraz jego twarzy. „Żartuję”.
„Prawdziwa z ciebie komediantka”, odpowiedział usadawiając się na brzegu kanapy.
„Przyznaj… to lepsze niż zamarznąć na śmierć”.
„Tak. Spalić się żywcem”, zachichotał.
„Ogień i lód. Jeśli miałabym wybrać w jaki sposób umrę ,to wybrałabym ogień, ale po zastanowieniu lód byłby zadowalający”.
Przechylając głowę rzucił jej spojrzenie. „Uh…ok.”.
„To z wiersza Roberta Frost’a”.
„Nie sądziłem…Nie wiedziałem ,że tak bardzo lubisz poezję”.
„Właściwie nie. To jedno utknęło mi w głowie z colleg’u”.
„Przepraszam ,nie jestem…”, machnął ręką w powietrzu.
„Nie jestem zbyt mądry w tych sprawach”, odpowiedział delikatnie.
„Tak, jak ja bym była”, zachichotała.
„Tak”, spojrzał na nią, jego oczy nabrały poważny wyraz w delikatnym świetle świec. „Jesteś”.
Pokręciła głową. „Nie, gdybym była mądra, nie porzuciłabym colleg’u i nie wyszła za Freda”.
„Myślisz ,że kim byś dziś była?” Zapytał ją cichutko. „Gdybyś skończyła”.
Wypuszczając powietrze pochyliła się naprzeciw okna. „Nie wiem”.
„Myślałaś kiedyś żeby wrócić do szkoły?”
„Za żadne skarby”.
„Za colleg’em przemawiają żarliwe rekomendacje”.
Podeszła do kanapy siadając na drugim jej końcu. „Kiedy miałabym na to czas?”
„Nie, mam na myśli…przestać być policjantem i wtedy wrócić”, odpowiedział delikatnie.
Faith przez moment milczała i ponownie pokręciła głową. „Jestem za stara żeby wrócić do szkoły i zacząć karierę od początku. I nigdy nie byłoby mnie stać na wynajęcie mieszkania bez pracy”.
„Wiem co masz na myśli”, wyszeptał gładząc palcem wskazującym oparcie kanapy.
Wypuszczając powietrze pochyliła się na jej oparciu
„Myślałem o tym”, odpowiedział jej głosem ledwo słyszalnym.
Odwróciła głowę by na niego spojrzeć. „Myślałeś o czym?”
„Żeby iść do colleg’u, zacząć od nowa”.
„Co cię powstrzymuje?”
„Jedynym sposobem żebym mógł temu podołać jest przejście na szybszą emeryturę”, wyszeptał.
„Jesteś pewny , że nie chcesz tego robić?” Jej głos był bardzo delikatny.
„Szczerze?”
„Tak, szczerze”.
„Nie jestem pewien. Dają mi czas na podjęcie decyzji do nowego roku”.
Oddech ugrzązł jej w gardle, cisza ponownie zapadła między nimi. Zatrwożona tym ,że minął miesiąc od kiedy powrócił do pracy w ogóle o tym nie wspomniał.
„Jestem trochę zakręcony, Faith”.
„Zapewne”, odpowiedziała cichutko.
Przeczesał ręką włosy i odwrócił wzrok by patrzeć na płomień świecy ustawionej na stoliku. „Lista powodów by zostać nie jest tak długa jak myślałem. Ale zaczynać od nowa to trochę przerażające”.
„Tak, na pewno”, jej glos był jeszcze delikatniejszy niż poprzednio.
„Myślisz , że co powinienem zrobić?”
„Nie wiem ,Bosco. To zależy od ciebie.”
„Rozmawiałem ze Swersky’m i powiedziałem mu ,że zobaczę jak reszta mojej terapii wypadnie i jak się będę czuł na patrolu. W tym momencie tak mi ustawia zmianę, że dzienne godziny spędzam na patrolu ,a kiedy się ściemni siedzę za biurkiem. Tak czy inaczej zostało mi parę tygodni, więc mam czas by to przemyśleć”.
„Czas jest dobry”, odpowiedziała delikatnie.
„A co u ciebie ,Faith?”
Wzruszyła ramionami, „Dobrze”.
„Prawie w ogóle się nie widujemy”.
„Wiem”, wyszeptała zamykając oczy.
„To dziwne”, wyszeptał w odpowiedzi.
„Tak i nie”.
„Co masz na myśli?”
„To dlatego ,że nie widywaliśmy się za często przez jakieś dwa i pół roku. Więc to co staje się dziwne teraz jest prawie normalnością”.
„Nie koniecznie lubię taka normalność”, odpowiedział jej delikatnie.
„Nie?”
„Nie jeśli chodzi o to”, wyszeptał, „Faith, jesteś ogromną częścią mojego życia”.
Odwróciła głowę by na niego spojrzeć, powoli otwierając oczy.
„Bardzo długo byliśmy partnerami i nie wiem jak ty, ale ja nie mogę o tym zapomnieć”.
„Oczywiście ,że ja również ,Bosco”.
Spojrzał na nią. „Myślałem o tobie. Każdego dnia”.
Jej oczy były przepełnione smutkiem kiedy spoglądała na niego. „Więc…nawet jeśli zdecydujesz się opuścić wydział…nadal będziemy przyjaciółmi?” W jej głosie dało się wyczuć nutkę niepewności.
„Boże ,mam nadzieję”.
„Ja też”, wyszeptała.
„Więc…godzisz się z tym…że nie będę policjantem?”
Faith kiwnęła delikatnie głową. „Będzie dziwnie…nie mając cię w pobliżu…ale poprę każdą decyzję jaką podejmiesz”.
„Dzięki”.
„Pewnie”, odpowiedziała posyłając mu smutny uśmiech zanim odwróciła glowę by spojrzeć ponownie za okno.
„Coś nie tak, Faith?”
„Hmm?”
„Wszystko w porządku?”
„Tak ,ze mną dobrze. Czemu?”
„Wyglądasz na smutną i ciągle patrzysz za okno”.
„Zastanawiam się czy w końcu sobie odpuści”.
„Masz na myśli śnieg czy inne bzdury?” Spytał delikatnie.
„Oba”, uśmiechnęła się krzywo.
„Też się czasem zastanawiam”.
„Wydaje się jakby to była jedna rzecz za drugą, wiesz o co mi chodzi?” Zadrżała lekko.
„Tak to pewne. Kiedy tylko myślisz, że już będzie lepiej…”
„Nadchodzi coś innego”, dokończyła.
„Dokładnie”.
„Robi się coraz zimniej”, wymruczała.
„Poczekaj podam ci koc”, sięgnął na podłogę tam gdzie je wcześniej zostawiła.
„Dzięki”, ponownie zadrżała kiedy ją przykrywał.
„Tobie nie jest zimno?”
„Troszeczkę, ale To nic”.
„Masz”, podała mu drugi koniec koca.
Zerknął na nią niepewnie. „Jesteś pewna?”
„Tak, przecież nie masz wszy , ani nic takiego”.
„Co to podstawówka?” Oświadczył po czym wślizgnął się pod koc razem z nią.
„Zostań po swojej stronie kanapy”, zaśmiała się ironicznie.
„Może oznaczymy linią?” Droczył się z nią.
„Może”.
„Tylko bez szczypania moich policzków”, poinformował z szyderczym uśmiechem.
„Których policzków?”
„Tych widocznych”.
„Więc te niewidoczne mogę uszczypnąć?”
„Pewnie, że tak. Potrzebują odrobiny uwagi”, zachichotał.
„Hmm…Nie kuś mnie”.
„Milo wiedzieć, że bierzesz to pod uwagę”.
„Nawet jeśli uszczypnę mocno?” Zażartowała.
„Istnieje możliwość, że mi się to spodoba”, wyszeptał starając się być poważnym.
Zachichotała i szturchnęła go lekko łokciem w ramię.
„Tęskniłem za tobą”, wyszeptał bez wahania. Mrugając kilka razy z zaskoczenia odwróciła głowę by na niego spojrzeć. „Naprawdę?”
„Tak, naprawdę, brakowało mi naszych rozmów i wygłupiania się w ten sposób. Starałem się…powiedzmy to tak, nikt nie może cię zastąpić”.
Zamilkła przygryzając swoją dolną wargę.
„Byłem głupi ,Faith”, wyszeptał
„Nie tylko ty”.
„W pewnym sensie ukrywałem się”.
„Przede mną?”
„Przed tobą, przed samym sobą”.
„Nie rozumiem?”
„Ja do końca też nie, ale…Wracając do pracy…i nawet do społeczeństwa, nie jestem tym samym facetem. To znaczy, nie jestem kompletnie inny, ale wystarczająco. A ty…jesteś jedyną osobą, która potrafiła to dostrzec. Nie byłem pewny czy jestem gotów żebyś w tym uczestniczyła.”
Przez moment siedziała w milczeniu zanim odwróciła głowę by na niego spojrzeć. „A ,teraz?”
Bosco dostrzegł jej spojrzenie. „Byłem głupi. Byłaś jedyną osobą, która to wiedziała, jedyną osobą której nie musiałem się obawiać, dopiero teraz to do mnie dotarło”.
Dotknęła jego policzka , a następnie delikatnie pocałowała go w czoło. Przysunął się troszeczkę bliżej do niej. „Myślę, że między tobą i mną będzie teraz lepiej”, odpowiedział jej delikatnie.
„Myślę, że już jest”.
„Przez jakiś czas nie było za dobrze pomiędzy nami”.
„Tak, tak niestety było”, odpowiedziała cicho napotykając jego spojrzenie.
„Ale najważniejsze jest…nadal jesteś jedyną ,której ufam. Nawet wtedy ci ufałem”.
Milczała przez moment, nie mogąc odpowiedzieć na to, ponieważ na jakiś czas utracila ufność w niego. Spuściła wzrok.
„Wiem ,że mi nie ufasz.. Nie zrobiłem nic by udowodnić ,że na to zasługuję”.
Łzy zakręciły się w jej oczach. „Nie zrobiłeś nic by na to zasłużyć?” Powtórzyła kręcąc głową. „Masz na myśli pomimo to ,że osłoniłeś mnie przed kulami, które powinny trafić mnie?”
„Przed tym”, wyszeptał przełykając ciężko.
Faith zamknęła oczy ,ocierając łzy z policzka. „Boz…dużo rzeczy się wtedy wydarzyło…Przepraszam ,że ci nie ufałam. Powinnam”.
„Tak, wiele się wtedy wydarzyło”, odpowiedział delikatnie sięgając ręką by wytrzeć kolejną łzę z jej policzka. „Wszystko to stało się dlatego ,że nie używałem głowy. Byłaś mądrzejsza trzymając się ode mnie z daleka”.
„Porzuciłam cię”.
Wypuszczając powietrze okrył ich kocem jeszcze mocniej. „Zawsze wiedziałem ,że to nie potrwa długo”, odparł cicho.
„Boz…tak mi przykro”, wyszeptała.
„Nie musisz za nic przepraszać. Byłaś tam kiedy na to liczyłem i kiedy cię najbardziej potrzebowałem. To znaczy…Kiedy Mickey umarł…Nie musiałem nic mówić, po prostu tam byłaś, a kiedy byłem w szpitalu, byłaś tam dla mojej mamy i dla mnie”.
„Powinnam być przez cały czas”, potrząsnęła lekko głową mówiąc przyciszonym głosem. „Żałuję wiele spraw w moim życiu, ale odepchnięcie cię z mojego życia było najgorszą rzeczą jaką zrobiłam”.
Bosco wsunął kosmyk włosów za jej ucho. „Wiedziałaś ,że nigdy się mnie nie pozbędziesz”, odpowiedział lekko.
„Wybaczasz mi?”
„Jak mógłbym ci nie wybaczyć ,Faith? Mam tylko nadzieję, że ty mi wybaczysz wszystkie rzeczy ,które zrobiłem wcześniej”. Przybliżyła się do niego i objęła go za szyję. Nie wahał się ani chwili by odwzajemnić jej uścisk. „Jestem teraz innym człowiekiem”, odpowiedział delikatnie.
„Wiem”, wyszeptała. „Wiem, że się zmieniłeś”, przymknęła oczy.
„Może nie będziemy już nigdy partnerami, ale…wiem, że mogę być lepszym przyjacielem. Jestem to winien nam obojgu”.
„Jesteś wspaniałym przyjacielem”, wyszeptała i objęła go jeszcze mocniej.
„Dzięki”, odwzajemnił się . Przyciskając policzek do jej policzka zmarszczył brwi. „Jesteś cała zmarźnięta”.
„Robi się coraz zimniej”, wymruczała.
Przez moment siedział cicho, następnie odsunął się od niej by sięgnąć po dodatkowe koce. „Chodź tutaj”, powiedział wskazując miejsce pomiędzy sobą ,a oparciem kanapy. Faith wahała się przez moment niepewna czy to aby jest dobry pomysł. Nigdy nie byli troskliwi pod względem fizycznym wobec siebie i poczuła się odrobinę nieswojo.
„Musisz się ogrzać ,Faith’, wyszeptał zauważając jej obawę. „Minie sporo czasu zanim włączą prąd”.
Posłała mu słaby uśmiech i powoli położyła się wygodnie pomiędzy nim i oparciem sofy. „Dzięki”.
„Nie ma sprawy”, wyszeptał przykrywając ich oboje resztą koców i kładąc delikatnie rękę na jej ramieniu. Przez kilka chwil leżeli razem w kompletnej ciszy. „Boz?” Nie zastanawiając się nad tym zaczął lekko masować jej ramię. „Hmm?” Milczała przez chwilę rozkoszując się jego delikatnym dotykiem. „Masz jakieś plany na święta?”
„Nic mi o tym nie wiadomo. Mama nie zdecydowała jeszcze co będzie robić w tym roku”.
„Jeśli postanowi wyjechać, a ty zostaniesz, to zapraszam cię do mnie”.
„Naprawdę?” Zerknął na nią.
„Tak, jeśli zechcesz”, kiwnęła głową, następnie wahając się przez moment położyła głowę na jego piersi. Bosco przez chwilę czuł się spięty ale szybko się zrelaksował. „Byłoby miło”, odpowiedział jej delikatnie.
Przygryzła usta wyczuwając jego spięcie. „Czy to ci przeszkadza?”
„Nie. Tylko chodzi o to ,że nikt nie był tak blisko mnie od bardzo dawna”, odpowiedział jej.
„Oh”, westchnęła.
„Oczywiście poza pielęgniarkami”.
„Tak, jak ta która szczypała twoje policzki”.
„Zgadza się, szkoda tylko że nie byłem w odpowiedniej pozycji by się tym cieszyć”.
„Mogę ci w tym pomóc”, zażartowała, uśmiechając się ironicznie.
„Uważaj co mi oferujesz”, odpowiedział jej z chichotem.
Kładąc ponownie głowę na jego piersi uśmiechnęła się. „Rzeczywiście powinnam”.
Położył rękę na jej głowie wplatając ją we włosy. Rozluźniła się odrobinę przymykając oczy i czując ciepło promieniujące z jego ciała ogarniające ją.
„Prawie zapomniałem jak to jest być tak blisko drugiej osoby”.
„Ja też”, wyszeptała.
„Wspaniałe uczucie”, odpowiedział delikatnie.
„Tak, przynajmniej jest ciepło”.
„Więc nie jest ci już zimno?”
„Trochę”.
„Co mogę zrobić by temu zapobiec?” Zapytał delikatnie.
„Poza podpaleniem mebli albo bliskością drugiej osoby chyba nic innego nam nie pozostaje”, jej głos był lekki.
„Zdecydowanie nie będę robił ogniska z moich mebli”, odpowiedział ciągle gładząc ją po włosach. Zachichotała.
„Z tą bliskością da się coś zrobić”.
Nie mogła się powstrzymać od chichotu. „Racja”.
Przez chwilę milczał opuszczając rękę i gładząc ją delikatnie po plecach.
„Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz gdzieś wychodziłam”, powiedziała cicho.
„To jest nas dwoje”, wymruczał.
Faith milczała przez moment, następnie oparła się na łokciu zerkając na niego.
„Umawiałaś się na randki?”
„Nie, nawet o tym nie myślałam”.
„Powinnaś, zasługujesz na odrobinę szaleństwa i na to żeby spotkać kogoś odpowiedniego”.
„Nie wiem czy jestem gotowa”.
„To zrozumiale. Byliście z Fredem razem strasznie długo”.
„Nie potrafię sobie wyobrazić siebie z kimś innym”.
„Nadal uważam ,że on jest głupi”.
„Nie ,po prostu miał dość całej tej sytuacji”.
„Nie zdawał sobie sprawy z całego dobra, które posiadał”.
„Może”, jej uśmiech był smutny, prawie gorzki.
„Gdybym był na miejscu Freda, nigdy bym cię nie zostawił. Wkurza mnie gdy pomyślę sobie co on ci zrobił”.
„Bosco, nie możesz tak mówić”, jej głos był delikatny.
„Co masz na myśli?”
„Nie jesteśmy małżeństwem”.
„No tak, wiem o tym”, odpowiedział z uśmiechem.
„A powinieneś również wiedzieć, że pracować ze mną i żyć ze mną to dwie różne rzeczy”.
„Właściwie to nie jestem jeszcze gotowy by z tobą zamieszkać”, zażartował. „Ale dzięki za ofertę”.
Przewróciła oczami. ”Chodzi mi o to, że nie możesz powiedzieć, że nigdy byś ode mnie nie odszedł ponieważ nie byliście z Fredem w tej samej sytuacji”.
„Tak, ale ja cię rozumiem. Nie wydaje mi się by Fred kiedykolwiek rozumiał kim naprawdę jesteś. Właściwie to myślę, że on nigdy tego nie chciał. Nie potrafił by tego znieść”, odpowiedział delikatnie.
„Masz rację. Fred nigdy nie chciał poznać prawdziwej mnie”.
„Naprawdę namieszał”.
„Chyba”.
„Zaufaj mi ,tak zrobił”.
„Dzięki”, wyszeptała. Wpatrywała się w niego oczami pełnymi delikatności i ciepła. „Tak się cieszę ,że dobrze się czujesz”.
„Dochodzę do siebie”, odpowiedział cicho.
Pocałowała go w policzek pozwalając ustom nieco dłużej cieszyć się tą chwilą. Przymknął oczy pod wpływem niezwykłego uczucia jej czułych ust na swojej skórze. „Cieszę się, że tobie nic się nie stało”.
„Dzięki tobie”, wyszeptała.
„Pierwszy raz od bardzo dawna, nie myśląc tylko działając na coś się opłaciło”.
Pocałowała go ponownie tym razem w podbródek. „Dziękuję”.
„W każdej chwili”, kiwnął głową przełykając ciężko.
„Tak się bałam ,że cię stracę”, wymruczała.
„Ja nie…Ja nie pamiętam”.
„Było tak strasznie dużo krwi”.
„Przepraszam”, odpowiedział cicho podnosząc rękę by dotknąć jej drugiego policzka.
„Żyjesz…tylko to się liczy”.
„Nie. Żyjemy…to się liczy”. Faith podniosła głowę by na niego spojrzeć, jej oczy pełne emocji.
„Nie obchodzi mnie czy jesteśmy partnerami, czy będziemy w tym samym wydziale czy w kompletnie różnych pracach. Tak długo jak będziemy tutaj, tylko to się teraz dla mnie liczy.”
Kiwając głową zerknęła na niego uważniej. Jego oczy napotkały jej wzrok i powoli polizał usta. Nigdy przez tyle lat od kiedy się znają nie patrzyli na siebie w ten sposób i nie był do końca pewny co o tym myśleć.
„Bosco, jeśli byś nie przeżył tamtego dnia…” ,nie była w stanie dokończyć.
Kręcąc głową przytknął palec do jej ust by nie kończyła. „Shh”.
Pocałowała delikatnie jego palec.
„Jestem cały ,Faith. Nie jestem pewny dokąd mnie to wszystko doprowadzi, ale wszystko już ze mną dobrze”.
„Dzięki Bogu”.
Ujął w dłonie jej twarz, gładząc delikatnie palcami jej policzki. Przełykając z trudem, oddech ugrzązł jej w gardle. Podnosząc głowę złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Faith odwzajemniła go bez wahania, przymykając oczy. Chwilę później przerwał pocałunek i wolno otworzył oczy by na nią spojrzeć. Czuła jak serce jej wali, znacznie szybciej niż powinno gdy zerknęła na niego.
„Mogę cię jeszcze raz pocałować?” Zapytał szeptając.
„Tak”, wyszeptała mu w odpowiedzi.
Uśmiechając się lekko, złożył kolejny pocałunek. Rozchyliła usta odwzajemniając go, podnosząc rękę do jego policzka. Biorąc to za znak do pogłębienia pocałunku, tak też zrobił gdy delikatny jęk wyrwał mu się z ust. Natychmiast przysunęła się bliżej niego , jej ciało topniało w kontakcie z nim podczas wspólnego pocałunku. Zdecydowanie nie tego oczekiwał kiedy nalegał by została u niego na noc, ale też nie narzekał kiedy kontynuowali pocałunek, przesunął rękę tak by spoczywała na jej biodrze. Chwilę później oparła głowę o jego czoło, ciężko oddychając. Bosco zaczerpnął głęboki oddech i zamknął oczy. Serce mu waliło w piersi.
„Boz”, wymruczała.
„Hmm?”
„Co my robimy?”
„Utrzymujemy by nam było ciepło”, wyszeptał.
Uśmiech przemknął przez jej usta, odpowiedział tym samym. „Działa?”
„Zdecydowanie”.
„Zgadzam się”, odpowiedział jej delikatnie.
Wahała się przez moment, a następnie pocałowała go ponownie przymykając przy tym oczy. Podniósł rękę by dotknąć jej policzka, chwilę potem zatopił palce w jej włosach odwzajemniając pocałunek.
„Minęło sporo czasu dla nas obojga”, wyszeptał.
„Tak”, odwzajemniła się przenosząc rękę na jego serce. Bosco okrył jej dłoń swoją.
„Tak jest miło”.
„I znacznie cieplej”.
„Ciepło jest dobre”, zachichotał.
„Mmhmm”. Położyła głowę na jego piersi, zamykając oczy. Podnosząc się odrobinę pocałował ją w czubek głowy.
„Myślałem sobie”, wyszeptał.
„O czym?”
„O świętach”. Położył rękę na jej plecach.
„Co z nimi?”
„Choćby nie wiem co…Chcę je spędzić z tobą”.
„A co z twoją mamą? Co jeśli będzie chciała spędzić ten czas z tobą?”
„Wtedy chcę żebyś poszła ze mną”, odpowiedział jej delikatnie. „Powinniśmy być razem”.
„Naprawdę?”
„Tak. Właśnie tego chcę w tym roku, chcę być z ludźmi na których mi zależy”.
Faith pocałowała go delikatnie. „Jesteś pewien ,że twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?”
„Mama będzie zachwycona goszcząc cię”, odpowiedział jej spoglądając na nią wzrokiem przepełnionym ciepłem. „Bardzo jej pomogłaś kiedy ja nie mogłem”.
„Zrobiłam co mogłam. To nie tak wiele”.
„To dla niej wiele znaczy…dla mnie też”, uścisnął jej rekę.
„Zgadzasz się. Spędzisz ze mną święta?”
Uśmiech przemknął jej przez twarz, oczy błyszczały jej w świetle świec. „Tak”.
Bosco również się uśmiechnął, unosząc się by ją pocałować. Odwzajemniła go przymykając oczy. Przesunęła się nieznacznie i delikatny jęk wyrwał się z jej ust.
„Mmm”, kontynuując pocałunek również się przesunął oplatając ją swoimi ramionami .Skończywszy pocałunek oparł głowę na oparciu sofy starając się złapać oddech. Oblizując usta i przełykając z trudem poczuła jak ciepło zalewa jej ciało.
„To takie wspaniałe uczucie”, wyszeptał zerkając na nią.
„Boz, Ja…”, przesunęła się , a jej twarz nabrała rumieńców. Zamykając oczy zajęczał delikatnie w momencie gdy się przesunęła. „Co się stało”, zapytał bardzo delikatnie.
„Ja…”, ponownie go pocałowała tym razem z niewyobrażalną żądzą. Czując tą chęć w jej pocałunku nie wahał się by odwzajemnić się w jednakowym stopniu. Dotknęła dłonią jego pierś czując bicie jego serca. Temperatura pomiędzy nimi szybko wzrastała i była na tyle wysoka by ich rozgrzać. Nie byli ze sobą blisko od bardzo dawna, ale teraz odbudowując przyjaźń pojawił się miedzy nimi niezwykły ogień. Coś takiego czego nie czuł z nikim innym.
„Boz”, wyszeptała ,przygryzając lekko jego dolna wargę. Powoli zakradając się rękoma pod jej sweter rozpiął jej bluzkę i spoczął z dłońmi na jej plecach. Zajęczała pod wpływem jego dotyku. Całował ją w policzek, za uchem. „Tu jest naprawdę gorąco”, wyszeptał. „Tak”, odpowiedziała oblizując usta.
„Co powinnyśmy z tym zrobić?”
„Hmm”, jej umysł powoli topniał pod wpływem dotyku jego ust na jej skórze. Uśmiechnął się całując jej szyję, doprowadzając ją do szaleństwa używając przy tym swojego języka. Oddech ugrzązł jej w gardle.
„Mmm”. Rękoma wędrował po jej plecach skradając się wyżej, częstując pocałunkami jej szyję. Jej ciało było rozpalone. Przesunęła się na niego, unosząc głowę, dając mu łatwiejszą drogę do szyi. Całował ją powoli zmierzając do jej podbródka kiedy w końcu chwycił ustami jej usta. Delikatny jęk wyrwał się jej. „Boz…”
W końcu przerywając kontakt zaczerpnął haust powietrza i powoli je wypuścił, czując lekki zawrót głowy pomimo tego ,że leżał na kanapie, głaskał ją koniuszkami palców po ciele zerkając na nią. Wolno otworzyła oczy, a jej głowa wirowała. Kiedy ich oczy się spotkały, jego były przepełnione emocjami i pytaniami. To co teraz robili było tak niesamowite, a minęło sporo czasu od kiedy był z kobietą , z którą zdecydowanie chciał to zrobić. W tej chwili emocjonalnie czuł więcej pod wpływem samego dotyku Faith niż kiedykolwiek, ale musiał wiedzieć jak ona się z tym czuje.
„Pragnę cię”, wyszeptała.
„Faith, jesteś pewna?” Zapytał ją delikatnie nadal z trudem łapiąc oddech. Faith kiwnęła nieznacznie głową, nie spuszczając z niego wzroku.
„Potrzebuję cię”.
„Tutaj?” Pocałowała go delikatnie.
„Gdziekolwiek”, wymruczał.
„Może być tutaj”.
„Mhmm”, jego palce gmerały przy zatrzasku od jej biustonosza. Podniosła się troszeczkę by odpiąć jego koszulę , ale on pokręcił głową. „Niech zostanie”.
„Nie”.
„Nie psujmy tego ,ok.”, wyszeptał.
„Nie psujmy?”
„Nie chcę żebyś je oglądała. Nie teraz. Nie kiedy jesteśmy tak blisko”.
Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. „Nie zmienię swoich uczuć do ciebie. Ale jeśli źle się z tym czujesz… to dobrze niech zostanie”.
„Ja tylko…”, Bosco przygryzł usta i zaczął powoli sam rozpinać koszulę. Faith milczała zerkając w dół na blizny na jego piersi. Zdejmując koszulę odwrócił od niej wzrok. „Widzisz co mam na myśli”, wyszeptał.
Zaczęła powoli dotykać koniuszkami palców jego blizn. Wzdrygnął się lekko , a oddech ugrzązł mu w gardle. Odwrócił głowę i patrzył jak jej palce dotykają jego piersi. Jej dotyk był bardzo delikatny. „Gdybyś nie wyskoczył przede mnie…one byłyby moje i nie byłoby mnie teraz tutaj”, wyszeptała.
„Nie mógłbym. Nie mogłem pozwolić by tak się stało”.
Podniosła wzrok do jego twarzy oczami iskrzącymi od łez. Sięgając w górę dotknął jej policzka. „Dziękuję”.
„Faith?” ,wyszeptał.
„Tak”.
„Dziękuję”, odpowiedział jej delikatnie.
„Za co?”
„Za to, w tej chwili ty…ratujesz mnie”.
„Przed czym?” Wyszeptała nie rozumiejąc
„Przed samym sobą, przed dołującymi myślami”.
„Ty też mnie ratujesz”.
Przez moment po prostu na nią patrzył zapamiętując tą chwilę, zanim uśmiech pojawil się na jego ustach. „Czy to znaczy ,że nie muszę ci już nic kupować na gwiazdkę?” Spytał lekko.
Zachichotała. Siadając pocałował ja. „Wiesz ,że dał bym ci wszystko co byś chciała”.
„Wszystko czego chcę to ty”, wyszeptała przez jego usta.
„To da się załatwić”, wymruczał. „Zdecydowanie da się załatwić”.
Faith objęła go ramionami zapominając zupełnie o śnieżycy i odciętym prądzie. Bosco oparł głowę o jej czoło. „Już wiem ,że to najlepsze święta w życiu”, odpowiedział jej delikatnie. Zamknęła oczy. „Zdecydowanie tak”.
Powrót do góry
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/18, 7:11 pm    Temat postu: :)

Ufff.... Ale długie Laughing Ale bardzo, bardzo fajne Very Happy Jak każde opowiadanie, które tu zamieszczasz, Maggie Wink Czekam na więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/18, 7:39 pm    Temat postu:

Super Very Happy I zgadzam się z Cruz - strasznie długie. Ale ja lubię takie długaśne opowiadania o Bosco i Faith. Teksty z "widocznymi policzkami" mnie rozwaliły Laughing
Świetnie się czytało i czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Gość






PostWysłany: 06/04/19, 11:02 am    Temat postu:

Dzięki dziewczyny za komentarze. Na was żawsze można liczyć. Przyznam się nieskromnie, że te teksty o widocznych policzkach osobiście też mi się bardzo podobają. Very Happy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin