Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 Narzędzia w zamrażarce

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Maggie
Gość






PostWysłany: 06/04/26, 10:41 pm    Temat postu: Narzędzia w zamrażarce

Witam! Kolejne opowiadanko. Miłego czytania.


Autor- Jessa4865

Tłumaczenie- Maggie


„Narzędzia w zamrażarce”


„Wiesz cokolwiek odnośnie lodówek?” Faith dobrze wiedziała, że Fred nie miał o nich zielonego pojęcia. Naprawa kosztowałaby ją 65 dolarów za godzinę plus części. Faith była pewna ,że ten nieznośny dźwięk, który się wydobywał zajmie parę godzin naprawy i trzeba będzie wykorzystać co najmniej kilka części. Ze wszystkich mężczyzn, których znała, jeden z nich musiał znać się na takich rzeczach. Mogła równie dobrze zacząć szukać jak najbliżej.

„Utrzymują jedzenie w odpowiednio zimnej temperaturze”. Bosco nie był w najlepszym nastroju, pomimo że to była spokojna noc.
„Ok. dzięki. Dzięki że mnie uświadomiłeś”, wzięła łyk kawy i odwróciła wzrok by wpatrywać się za okno. Pomimo wszystko Bosco i tak zasłużył by wylać na niego gorącą kawę. Zachowywał się jak dupek przez cały dzień. Poza tym czy faceci od dzieciństwa nie powinni być uczeni jak się naprawia takie rzeczy?

„Fred ,nie może tego naprawić?” Bosco zjechał z drogi i zaparkował. Faith wiedziała, że nie miał dziś ochoty pracować, dobrze się składało bo ona również.
„Pomysł Freda z naprawieniem jej to zadzwonić do firmy naprawczej, a potem wrzeszczeć na mnie za wysoki rachunek”.
„Mogę rzucić na nią okiem. Nic nie obiecuję”, odpakował swoją kanapkę i zaczął ją przeżuwać. Zrobiła to samo. Najwyraźniej nie podobało mu się to, że ktoś może na nią nawrzeszczeć, co nie przeszkadzało jej ani trochę. Jeśli mogła uniknąć kłótni i naprawić lodówkę była przekonana, że dzień nie będzie stracony.
„Dzięki, Boz. Zaoszczędzasz mi wiele kłopotu i pieniędzy”, uśmiechnęła się do niego, pomijając fakt , że jego obecność w jej domu sprawi również kłopot dla niego samego. Ciągle walczyła z Fredem o pracę z Bosco.
„Nie powiedziałem ,że zrobię to za darmo”, żartował i wiedziała o tym. Uśmiechnęła się do niego. „Może coś wymyślimy kiedy przestanie tak strasznie hałasować”.
„Jutro z rana, ok.?”
„Im szybciej tym lepiej, Boz. Jeśli będę musiała cały dzień siedzieć z tą…”
„O której Fred wychodzi?” Chciał uniknąć Freda. Czasami potrafił być naprawdę słodki.
„Około ósmej”.
„W takim razie będę kilka minut po ósmej”.
Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Bosco rozumiał ,że była w ciężkim położeniu z Fredem. Fred nie potrafił zrozumieć jej lojalności wobec Bosco, a to nie było coś co mogła wytłumaczyć, na tym po prostu opierało się partnerstwo. Musiała wymyślić jakąś wymówkę jakim cudem lodówka została naprawiona. Fred nie potrafiłby zaakceptować, że Bosco to zrobił. Może powie ,że Sully ją naprawił.
„Dzięki, Boz”.
„Jeszcze mi nie dziękuj”.

Kwadrans po ósmej następnego ranka usłyszała pukanie do drzwi. Znając Bosco tak dobrze była przekonana, że się spóźni. Wiedziała ,że on jest typem ,który spóźni się na własny pogrzeb.
Uśmiechnęła się do siebie. Oczywiście ,że zjawi się na czas byle tylko wyprowadzić ją z błędu.
Otworzyła drzwi. „Dzień dobry, Boz”, trzymając w ręku kubek kawy odsunęła się by go wpuścić. Sięgnął po kubek i wypił połowę zawartości za jednym zamachem. „Nie jestem przyzwyczajony być na nogach o tej godzinie”.
„Dzięki za zwleczenie się z wyra tak wcześnie”, poszła za nim do kuchni. Fred odsunął lodówkę i zostawił ją na środku i tak w przyciasnej już kuchni.
„Jeśli nie potrafisz jej naprawić , to nie ma sprawy”.
„Zobaczę co da się zrobić”.
Obserwowała zadowolona jak Bosco pochyla się na ladzie sprawdzając czy jest wystarczająco dużo miejsca by zmieścił się za lodówkę. Najwyraźniej było , ponieważ Bosco wślizgnął się za ladę i zniknął. Faith westchnęła niezadowolona gdyż cieszyła się tym widokiem, rozejrzała się by znaleźć sobie jakieś zajęcie i postanowiła pozmywać. Pomyślała ,ze pokręci się po kuchni dopóki Bosco tu jest.
Po kilku minutach usłyszała jego przytłumiony głos. „Faith?”
Zakręciła wodę. „Tak?”
„Masz może klucz francuski?”
„Poczekaj sprawdzę”, nie poruszyła się , nie miała pojęcia jakie narzędzia posiadał Fred, nie wiedziała nawet gdzie ich szukać. Zaczęła przeglądać szuflady. To było małe mieszkanie, nie było w nim tak dużo miejsc by przechowywać narzędzia. Znalazła niewielką skrzynkę w szafce pod zlewem. Nie była za dobra w rozpoznaniu narzędzi, nie wiedziała nawet co Bosco miał na myśli mówiąc „klucz”.
Wybrała jedno z nich i podała mu. „Proszę”.
„Faith?”
„Tak?”
„Prosiłem o klucz”.
„Oh, przepraszam”, wybrała kolejne narzędzie. „Proszę”.
Podniósł się wychylając się na ladzie, trzymając dwa podane przez nią przedmioty. Podał jej jeden z nich więc zabrała go. „To jest śrubokręt”, podał jej drugi. „A to są szczypce”.
Zawstydzona położyła oba narzędzia na ladzie. „Przepraszam”.
„Potrzebuję klucza francuskiego. Masz taki?” Spojrzał na nią łagodnie z zabawnym wyrazem na twarzy wiedząc ,że nie potrafi odróżnić narzędzi.
„Nie wiem”, wzruszyła ramionami. Narzędzia i domowe naprawy , to rzeczy które zwykle zostawia ekspertom. Albo przystojnym przyjaciołom ,którzy wyglądają świetnie w przyciasnych jeansach.
„Jak to coś może wyglądać?”
Uśmiechnął się starając się nie roześmiać z niej za bardzo.
„Jaki mam wybór?”
Wskazała na skrzynkę. „Nie ma specjalnie wielkiego wyboru”.
„Klucz to ten z plastikową czerwoną rączką”.
Podała mu go wracając do naczyń ,mając nadzieję ,że nie będzie potrzebował nic poza śrubokrętem, bo to jedyne co zapamiętała. Oczekiwała, że roześmieje się z niej. Jeśli to zrobił to przynajmniej po cichu. Zmycie naczyń nie zajęło jej dużo czasu. Zazwyczaj gdy ktoś coś u niej naprawiał to trzymała się od nich jak najdalej. Ale to nie był jakiś obleśny pracownik. To był Bosco. Nie była pewna czy powinna kręcić się na wypadek gdyby czegoś potrzebował, czy zostawić go samego.
Postanowiła ,że zapyta go o to pochylając się na ladzie. Kiedy zobaczyła jak jest ściśnięty w tak niewielkiej przestrzeni uznała ,że to był dobry pomysł by poprosić go o pomoc zamiast Sulle’go bo Sully by się tam nie zmieścił.

„Mogę pomóc?” Miała nadzieję ,że poprosi ją o to by wcisnęła się razem z nim za lodówkę, ale szybko porzuciła tę myśl. Była mężatką, a poza tym Bosco nie był nią zainteresowany.
„Tak”, podniósł głowę by na nią spojrzeć. „Mogłabyś odsłonić światło”.
„Przepraszam”, podniosła się i wyszła z kuchni, usadawiając się w pokoju dziennym zaczęła przeglądać rachunki. To była mizerna robota , ale przynajmniej pozostawała w pobliżu kuchni. Może Bosco zmieni zdanie, a zresztą to było niegrzeczne żeby zniknęła kiedy on pracował.

Po dwóch godzinach skończyła wreszcie wypisywać czeki, które mogła wysłać dopiero przy następnej wypłacie. Weszła do kuchni żeby sprawdzić jak Bosco sobie radzi. Słyszała przeróżne dźwięki dochodzące zza lodówki, ale maszyna nie brzęczała już jak poprzednio. Przyjęła to za dobry znak.
„Jak ci idzie?” W całym tym hałasie ,który robił nie usłyszał jak podchodzi. Podskoczył gdy ją usłyszał i przeklął pod nosem.
„Co się stało?”
„Nic”.
Bosco był jak czterolatek, przy nim „nic” zawsze oznaczało coś wielkiego. Nachyliła się na ladzie ryzykując jego gniew za blokowanie światła. Wiedziała po tym jak trzymał jedną rękę w drugiej, że miała rację
„Daj mi to zobaczyć”.
„To nic takiego”
„Wstawaj i daj mi na to spojrzeć, albo sama tam wejdę”.
Bosco najwyraźniej stracił wszelkie argumenty i niechętnie wstał i podał jej rękę.
„Jezu, Bosco będziesz potrzebował szwów”.
„Nie jadę do szpitala, więc zapomnij”, zignorowała go i pociągnęła za ramię zmuszając go by wyszedł zza lodówki inaczej mógł się nabawić gorszych ran na ręce. Pozwolił się poprowadzić do zlewu.
„To naprawdę nic wielkiego”.
„Właśnie ,że jest”, przemyła ranę by móc się jej lepiej przyjrzeć, całą rękę miał pokrytą w smarach więc zajęło trochę czasu i mydła, kiedy w końcu była w stanie się jej przyjrzeć. Wzdłuż dłoni pojawiła się długa cięta rana.
„Zostań tu. Zaraz wracam”, przycisnęła papierowy ręcznik do rany i udała się do łazienki po apteczkę. Kiedy wróciła do kuchni ,Bosco się nawet nie poruszył, miała ochotę poklepać go po głowie i powiedzieć ,że jest dobrym chłopcem. Kiedy wyciągnęła antybiotyk w kremie i bandaże ,Bosco zaczął się cofać.
„Naprawdę nie jest tak źle”, pokazał jej rękę ściągając z niej papierowy ręcznik. „Krew już nawet nie leci”, obserwowała jak krople krwi opadają na podłogę, ale nic nie powiedziała. Jej spojrzenie mówiło wszystko.
„To będzie bolało?”
Złapała jego rękę i przytrzymała nad zlewem. „Przestań jęczeć ,Bosco. I tak tego nie unikniesz. Kto wie jakie tam są zarazki”.
„W porządku, Faith, niech tak zostanie”.
Odwróciła się i złapała jego spojrzenie. „Masz wybór: ja albo lekarze w szpitalu. Ktoś musi na to zerknąć”.
„Dobra”, odpowiedział naburmuszony. Był dorosłym mężczyzną i dąsał się na nią. Chciała mu się roześmiać w twarz.
„Kiedy ty dorośniesz?” Byłoby znacznie łatwiej pracować gdyby był uległym pacjentem. Nałożyła trochę kremu.
„Ouu”, odsunął rękę w momencie gdy jej dotknęła, sekundę później popatrzył na nią zakręcony, następnie spojrzał na Faith. „Hey, to nawet nie bolało!”
Przewróciła oczami i przyciągnęła go za rękę. „Tak jak powiedziałam, kiedy ty dorośniesz?” Ostrożnie obwiązała gazą naokoło i przykleiła plastrem.
Obserwował jak pielęgnowała jego dłoń, usatysfakcjonowany , że nie sprawiła mu bólu.
„Dorosnę kiedy ty przestaniesz mi matkować”.
Spakowała rzeczy do apteczki. „Nie jestem twoją matką”, zamierzała odejść kiedy usłyszała ,że mruczy coś w odpowiedzi.
„Dzięki Bogu za małe przysługi”, otworzył i zamknął dłoń by sprawdzić czy nadal tak samo działa.
Odwróciła się i położyła ręce na biodrach. „Co to miało znaczyć?”
Spojrzał w górę z przepraszającym wyrazem twarzy. „Nic”.
„Zła odpowiedź. To coś znaczyło”, jej rodzicielskie zdolności zawsze były delikatnym tematem i kiedy ją atakowano przybierała obronną pozycję.
Odwrócił się by ponownie ukryć się za lodówką, ale zatrzymała go przytrzymując go za rękę. Powoli spojrzał jej w oczy. „Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało. To nie była obraza”.
Nie chciała odwracać wzroku. „Więc co miałeś na myśli bo dla mnie zabrzmiało jak obraza”.
„Miałem na myśli ,że cieszę się że nie jesteś moją matką”.
Delikatność jego głosu i niewielka przestrzeń między nimi uderzyły w nią równocześnie i musiała odwrócić wzrok. „Dla mnie to ciągle brzmi jak obraza”.
Dotknął jej policzka o obrócił go tak by na niego spojrzała. „Naprawdę , nie jest”.
Intensywne spojrzenie przeleciało między nimi. Faith odkryła ,że wpatruje się w niego o wiele za długo, Bosco również nie odwrócił wzroku.
„Myślę, że większą obrazą jest to, że uważasz mnie za jedno ze swoich dzieci”.
„Wcale nie myślę o tobie tak”, zaprzeczyła. Co jak co , ale nie czuła pożądania do swoich dzieci.
Nachylił się bliżej ,jego ręka dotknęła jej policzka. „Nie?”
Ponownie nie mogła oddychać, nawet nie chciała, nigdy więcej nie chciał się stąd ruszać, skoro miała możliwość rozmowy z Bosco w takiej bliskości. Pokręciła głową by mu odpowiedzieć. Wiedziała, że to źle , że pragnęła by ją pocałował, ale tego właśnie chciała i po jego spojrzeniu wiedziała, że on chce tego samego.

Część druga

W momencie gdy nachylał się coraz bliżej, zadzwonił telefon. Oboje aż podskoczyli. Bosco wgramolił się za ladę i ukrył się w swoim miejscu, Faith złapała telefon i odebrała wściekła. Ze wszystkich momentów telemarketerzy musieli wybrać akurat ten. Chciała płakać. Przeszkodzili jej w chwili ,które już nigdy się nie powtórzy. Dranie. Serce nadal jej waliło i kręciło jej się w głowie. Zamierzał ją pocałować, była tego pewna. A ona zamierzała mu na to pozwolić.
Pozwolić? Kogo ona chciała nabrać? Do diabła ona aktywnie w tym uczestniczyła. Prawdopodobnie nawet by go nie powstrzymała.
Nie odeszła na tyle daleko by nie słyszeć ,że Bosco nie robi żadnego hałasu. Zastanawiała się czy jest gdzieś w pobliżu tak samo zdenerwowany jak ona czy tylko starał się jej unikać. Zastanawiała się o czym myślał, czy było mu przykro za to co o mały włos się nie wydarzyło, czy był rozczarowany ,że nic się nie stało? Faith była dalece rozczarowana niż byłaby w stanie to przyznać. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić. Serce ciągle jej waliło. Uznała ,że to dobrze , że Bosco chowa się za lodówkę ponieważ czuła jak bardzo się rumieni, to byłoby strasznie krępujące spojrzeć mu teraz w twarz. Stała opierając się o ladę z zamkniętymi oczami i starając wziąć się w garść.
„Znowu zasłaniasz światło”.
Otworzyła oczy, nie blokowała światła, wypaliło się, ale uznał , że musiała obserwować go kiedy on był zajęty naprawą. Wiedząc to była na tyle wściekła, że prawie się przekonała iż wcale nie chciała by ją pocałował.
„Niczego nie zasłaniam. Żarówka się przepaliła”, miała nadzieje, że odpowiedni ton odzwierciedli jej złość. Najwyraźniej to zadziałało bo Bosco wstał i popatrzył na nią. „Jesteś na mnie zła?” Jego glos brzmiał niepewnie i zrozumiała ,że to pewnie przez próbę jego pocałunku. Był zawstydzony i przestraszony. Kiedy na niego spojrzała zobaczyła , że jest bardziej przerażony od niej samej. Może i chciała go pocałować, ale to on był tym który zamierzał coś w tej sprawie zrobić. Pomyślała żeby to wykorzystać, udawać że jest zła i obserwować jak się wije, ale to byłoby zbyt okrutne. Zamiast tego uśmiechnęła się do niego ciepło. „Nie , nie jestem zła”.
„Nie widzę stąd nic. Możesz zmienić żarówkę?”
„Nie”.
„Czemu nie?”
„Bo już więcej nie mam. Użyłam ostatniej zeszłej nocy. Nie przypuszczałam, ze będę potrzebować kolejnej tak szybko”.
„To co mam teraz zrobić?” Spojrzenie ,którym ją obdarował sprawiło jakby coś ją ominęło.
„Z czym? Jeszcze nie skończyłeś?”
„Czemu pomyślałaś , że już skończyłem?”
„Uznałam , że wszystko naprawione kiedy dźwięk ucichł”, pomyślała, że tylko umieszcza wszystko na swoim miejscu.
„Faith, nie słyszałaś dźwięku ponieważ ją odłączyłem”.
„Co masz na myśli , że ją odłączyłeś?”
„To znaczy , że wyciągnąłem wtyczkę z kontaktu”, pokazał jej kabel patrząc na nią jakby była kretynką.
„Bosco! Ja mam tam jedzenie! Czemu nie powiedziałeś, że zamierzasz to zrobić?”
Zaczęła w myślach kalkulować ile będzie ją kosztować odkupienie wszystkiego, zdecydowanie więcej niż cała naprawa. Była w tarapatach.
„Faith, naprawdę myślałaś, że wetknę ręce w urządzenie podłączone do prądu?”
Wiedziała ,że Bosco miał rację, więc zrobiła to co zawsze kiedy to się zdarzało, zmieniła temat. „Poczekaj niech pomyślę. Nie tylko kilkaset dolarów w jedzeniu poszło w błoto to jeszcze lodówka nie jest naprawiona?”
Wzruszył ramionami. „To zaledwie kilka godzin. Może nie jest tak źle”.
„Nie będę testować tego na mojej rodzinie. Chcesz być świnką doświadczalną?”
Nie mówiła tego poważnie , ale nie wyraziła się też jasno, a Bosco przyjął jej słowa jako wyzwanie.
Przelazł przez ladę i otworzył zamrażalnik biorąc pierwszą rzecz, którą tam zobaczył- pół galonu lodów. Chwycił łyżkę z koszyka na sztućce i nabrał zupełnie rozwodnione lody.
„Według mnie smakują dobrze”.
Pokręciła głową udając, że jest rozdrażniona jego zachowaniem gdy w rzeczywistości starała się uspokoić rządze gdy zobaczyła jak oblizuje usta.
„Bosco , one są roztopione, to już nie są lody”.
„Więc nazwij to koktajlem mlecznym” ,rzucił pudełko na stół w złości zupełnie zapominając, że jest otwarte i lody są Rozwodnione. Roztopiona czekolada rozchlapała się na ladzie na podłodze i przede wszystkim na Faith. Była pokryta nią wszędzie nawet na twarzy. Bosco obserwował ją wytrzeszczonymi oczami spodziewając się , że za chwilę wybuchnie. Ona spokojnie starła ją z policzka i wypróbowała.
„Masz rację, Boz wcale nie jest takie złe”, chwyciła pudełko i pokrywkę podchodząc do zamrażarki, żeby włożyć je z powrotem. „Właściwie są tak dobre , że może spróbujesz więcej”, odwróciła się i wylała mu pozostałość na głowę. Popatrzyła na niego przez chwilę widząc jak czekolada spływa po jego ogłupiałej twarzy i wtedy zaczęła chichotać.
„Wiesz co ,Faith ja cię oblałem przypadkowo”.
„I co?” Chichotała tak mocno , że nie była w stanie mówić.
„Zrobiłaś to specjalnie”, fakt , że próbował się nie roześmiać z siebie dodał mu odwagi.
„Więc?” Bawiła się zbyt dobrze by przepraszać.
„Ty tu mieszkasz i możesz się przebrać , a ja co mam zrobić?”
W tym momencie niezła myśl przyszła jej do głowy. Wiedziała , że nie założy żadnej koszuli Freda, nawet jeśli jego życie będzie od tego zależało. Uśmiechnęła się szyderczo.
„Zdejmuj koszulę. Przemyję to , a ty załóż coś Freda”.
Gapił się na nią , a ona słyszała jego milczące kategoryczne NIE.
„W porządku , nie trzeba”.
Wzruszyła ramionami. „Jak chcesz . Ja mam coś do zrobienia”.
Odwróciła się z myślą by chwycić mopa i posprzątać po tych dwóch minutach świetnej zabawy.
„Mam lepszy pomysł”.
Faith nie miała nawet szansy by się odwrócić zanim jego ramiona objęły ją od tyłu. W innych okolicznościach już dawno by omdlała przez tą sensację, ale teraz było inaczej kiedy był taki obślizgły i klejący i próbował się z nią podzielić tą cała czekoladą, którą był pokryty. Jedną ręką oplótł ją w tali, a drugą próbował rozsmarować lody na jej głowie. Krzyknęła kiedy poczuła , że płyn zaczął jej spływać za koszulę. Może nie były tak zimne , ale nie były też ciepłe.
„Bosco! Przestań!” Walcząc próbowała się uwolnić z jego uścisku ale on nie puścił.
„Jesteśmy partnerami ,Faith musimy się dzielić”, przeleciał ręką po włosach , a następnie rozsmarował ją na jej twarzy.
„Zazwyczaj się wściekasz kiedy się nie dzielę”.
„Przestań”, pomimo tego , że próbowała się uwolnić, po cichu miała nadzieje , że jej nie usłucha. Bosco obdarzył ją wspaniałym uściskiem, w jego silnych ramionach obejmujących ją było coś magicznego. Zauważyła , że sięga wolną ręką tuż za nią. Kątem oka przyuważyła zamrażarkę i wiedziała po co sięga, po więcej lodów. Za trzy dni Charlie będzie miał urodziny i kupiła te lody na przyjęcie dla jego przyjaciół. Musiała przyznać , że mocowanie z Bosco miało znacznie zabawniejsze użycie. Na szczęście stała bliżej i chwyciła lody waniliowe przed nim
Mocowała się z pokrywką z oblepionymi rękoma znacznie trudniej było je otworzyć. Ciągle walczył by ją utrzymać i chwycić lody w tym samym czasie .Niestety podłoga była zbyt ślizga i nie zajęło im dużo czasu by stracić równowagę. Chwilę później gdy uderzyli o ziemię, żadne z nich się nie poruszyło. Faith zorientowała się szybciej, troszcząc się o Bosco gdyż on wylądował jako pierwszy. Przesunęła się tak , że leżała koło niego zamiast na nim.
„Boz?” Wytarła trochę czekolady z jego policzka, martwiąc się by był cały. Nie wybiegała w przyszłość, nie myślała o tym jak miałaby wytłumaczyć sytuację na wypadek gdyby miała wezwać ambulans. Zamrugał powoli.
„Tak?”
Próbowała ukryć chichot , nie pamiętała kiedy ostatni raz bawiła się tak świetnie. Była tak zajęta chichotaniem, że nie zauważyła jak Bosco sięga po zapomniany karton lodów waniliowych.
„Hey, Faith?” Poczekał aż spojrzy mu w oczy. „Na wojnie i w miłości wszystko dozwolone”.
„Co?” Rozpoznała ten błysk w oku zanim wylał całe pudełko na jej głowę. Wrzasnęła kiedy wszystko spłynęło po głowie, twarzy i w dół po jej koszulce. Bosco nie był przygotowany na to , że ona będzie cały czas nachylona nad nim, ale powstrzymał się od wrzasku. Tylko się roześmiał. Właściwie roześmiał się tak mocno jak jeszcze nigdy. Nie było w ogóle mowy żeby była na niego zła za to, więc się do niego przyłączyła, śmiejąc się tak bardzo , że nie mogła nad sobą zapanować. Obaliła się koło niego próbując zaczerpnąć powietrza. Zajęło im chwilę by się uspokoić ale się nie poruszyli. Faith leżała w połowie na nim. Jedna jego ręka była wplątana w jej włosy i Faith zastanawiała się czy mogła by tam utknąć gdyby lody zaschnęły. Jeśli tak może mogliby wtedy wziąć razem prysznic. Szybko odsunęła tę myśl tak jak resztę podobnych. Jakoś myśl o wspólnym prysznicu pojawiła się w całkowicie innej linii niż tarzanie się po kuchennej podłodze pokrytej roztopionymi lodami. Bosco nagle się przesunął spychając ją z siebie i obracając się na swoją stronę. Przez chwilę się przestraszyła ,że się podniesie by zepsuć tę specjalną więź, które istniała jako dziwna kombinacja przyjaźni, romansu i partnerstwa. Ale kiedy ona leżała plecami do podłogi jego ręce spoczywały po obu jej bokach, tak że leżała praktycznie pod nim. Nachylił się powoli nad nią przytrzymując jej spojrzenie, wypatrując pozwolenia, a zarazem oczekując wyrzutów. Podniosła głowę by zmniejszyć dystans pomiędzy nimi. Pocałunek był delikatny kiedy odkrywali nowe oblicze swojego związku. Kiedy pogłębił pocałunek, przyjęła go z ochotą. Przyciągnęła go bliżej dając mu do zrozumienia ,że nie ma zamiaru zmienić zdania. Jego ręce nadal były z obu jej stron podtrzymując go przed przygnieceniem jej. Cały czas czuła ciepło promieniujące z jego ciała kiedy się całowali i wiedziała , że przybliża się jeszcze bardziej. Parę chwil później jego ręce delikatnie masowały jej twarz i włosy. Faith cieszyła się tym uczuciem nie tylko fizycznie ale i emocjonalnie. Nie pamiętała kiedy ostatnio całując kogoś wywarło na niej taki efekt, na pewno nie przeżyła czegoś takiego z Fredem, nawet wtedy gdy byli po raz pierwszy razem tak blisko. Musiała pamiętać ,że to Bosco, który sprawiał jej to wszystko. To miało sens kiedy sobie uświadomiła, że Bosco jednak jest zainteresowany, ponieważ wszystko co robił, robił w porywie uczuć i zawsze zapierał jej dech w piersiach.
Leżeli tak przez długi czas odkrywając się nawzajem i rozciągając definicję przyjaźni. Faith nie była pewna czy minęły godziny czy zaledwie parę sekund. W końcu Bosco się odsunął wiedząc , że jest tylko jedno logiczne wyjaśnienie dokąd zmierzają ale nie byli na to jeszcze gotowi. Kiedy tylko zabrał od niej swoje usta od razu poczuła pustkę. Podniósł się podając jej ręce i pomagając jej wstać. Przyjęła jego pomoc nie patrząc na niego. Musiała na nowo stworzyć tą granicę zanim spojrzy mu w oczy. Nim zaczęło robić się niekomfortowo Bosco zaczął chichotać. Spojrzała na niego zapominając zupełnie , że wszystkie uczucie ma wypisane w oczach. Bosco tego nie widział gdyż spuścił wzrok w podłogę.
„Faith, straszny tutaj bałagan”, ponownie się roześmiał.
„Bosco, sam też nie lepiej wyglądasz”, rozejrzała się wokół patrząc na resztki po ich bitwie na jedzenie.
„Tak jak ty”, napotkał jej wzrok i zobaczyła ,że jest równie speszony jak ona. Oboje się uśmiechnęli.
„Gdzie jest mop?”
„Chcesz mi pomóc?” Bosco był typem ,który lubi zabawę ale sprzątanie pozostawia innym.
„Wolisz żebym nie pomagał?”
„Jest tam”, wskazała miejsce gdzie leżał mop.
„Idę się przebrać ,zaraz wracam”, pomyślała ,że raczej nie powinna patrzeć jak ściera podłogę, bo to mogłoby zniszczyć wizerunek Bosco jako twardego faceta.
Przebranie zajęło jej dłuższą chwilę gdyż chciała ochłonąć po tym wszystkim co zaszło. Gdy wróciła podłoga była zmyta podobnie jak lada i szafki. Bosco sięgał po pudełko lodów gdy Faith usłyszała ,że ktoś zbliża się do drzwi. Serce zaczęło jej walić, wiedziała ,że jest w tarapatach pomimo tego , że był środek dnia i nikt z jej rodziny nie powinien pojawić się przez kilka następnych godzin. Napotkała wzrok Bosco kiedy usłyszała dźwięk kluczy tuż pod drzwiami.
„Schody pożarowe”.
„Co?” Spojrzał na nią jakby oszalała.
„Zabije nas oboje jeśli się dowie , że tu byłeś. Schody pożarowe. Teraz”, wskazała mu okno.
„Faith, daj spokój ,nie ma szans żeby się dowiedział”.
Zerknęła na niego. „Nie to miałam na myśli. Po prostu poczekaj tam i bądź cicho”, usłyszała klucz w zamku, zamknęła okno i pobiegła do kuchni, wpychając puste pudełka do zamrażarki.
„Faith?”
Uśmiechnęła się do męża. „Co robisz w domu?” Nachyliła się by cmoknął ją w policzek. Nie czuła nic poza strachem.
„Masz coś we włosach”
Szybko sięgnęła ręką, ale w porę sobie przypomniała, że to lody. Jej włosy były zapewne poskręcane i posklejane ze sobą. Poczuła jak twarz jej się czerwieni, obawiając się że jej mąż domyśli się, że ona i Bosco dobrze się bawili podczas walki na jedzenie, a potem ich małe co nie co na podłodze.
„Wypróbowuję nową odżywkę. Muszę ją pozostawić na pół godziny”.
Uśmiechnął się kretyńsko. „Ładnie pachnie”.
Zachichotała. „Skończyłeś wcześniej?”
„Nie , zapomniałem lunch”. Zamierzał wejść do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. W tym momencie spanikowała ,że zajrzy do lodówki i zobaczy że jest w gorszym stanie niż poprzednio, ale na szczęście w porę zobaczyła torbę śniadaniową na ladzie, leżącą akurat przy śrubokręcie i kluczu francuskim i tym trzecim narzędziu ,którego nie pamiętała. Złapała narzędzia próbując sobie przypomnieć skąd je wyciągnęła. Otworzyła zamrażalnik i wrzuciła je do środka obracając się i uspokajając od tych emocji.
„Jest tutaj. Proszę Fred”.
„Dzięki kochanie”, zabrał śniadanie i pocałował ją w czubek głowy, zlizując z ust jej nową odżywkę. „Zobaczymy się wieczorem”.
„Nie zostaniesz tutaj by zjeść?” Miała nadzieję ,że nie.
„Jestem trochę spóźniony więc zjem w wozie”.
„Do zobaczenie wieczorem”, chciała odetchnąć głęboko, ale wiedziała że to się wyda podejrzane.
„Kocham cię”, zamknął za sobą drzwi nie czekając na odpowiedź, co było dobrą rzeczą bo nie była pewna czy potrafiłaby to powiedzieć w tej chwili. Odczekała moment by się upewnić, że na pewno poszedł zanim otworzyła okno prowadzące na schody pożarowe. Bosco siedział na schodach z zniesmaczoną miną.
„Już poszedł”.
Nie poruszył się raczej wyglądał na takiego kto rozstrzyga czy skoczyć czy nie. „Co?”
„Powiedz ,że nigdy się tu nie kochaliście?”
Pokręciła głową. „Nigdy więcej nie mów ,że mnie nie słuchasz”.
Wcisnął się w okno. „Czasami wolałbym nie słuchać”.
„I tak mnie kochasz”, droczyła się z nim , ale jego twarz spoważniała.
„Tak ,wiem”, wskazał na lodówkę. „Co chcesz żebym zrobił?”
Na początku nie załapała zupełnie co jej powiedział bez kilkugodzinnego myślenia o tym.
„Jest coś co mógłbyś zrobić?”
„Jedynie podłączyć z powrotem”.
„Bosco, ale będzie dalej brzęczeć ,a całe jedzenie jest już zniszczone”.
Wzruszył ramionami. „Tak ,ale zanim Fred wróci my będziemy dawno w pracy i pomyśli, że to on ją zepsuł więc nie odkryje naszej interwencji.
Uśmiechnęła się. „Uwielbiam twój sposób myślenia”.
Schował się za lodówką po raz ostatni by ją podłączyć, brzęczenie natychmiast powróciło.
„Wiem ,że mnie uwielbiasz za moje ciało, Faith”.
Wzruszyła ramionami odprowadzając go do drzwi. „W sumie za to też”.
Uśmiechnął się do niej, ale wpatrywał się w podłogę. Nigdy nie przypuszczała ,że doczeka dnia, w którym Bosco będzie zwlekał by zostać z nią jak najdłużej.
„Zobaczymy się w pracy?”
„Oczywiście” ,miała nadzieje ,że nie przemilczą tego co się stało, nawet jeśli byłoby trudne do zmierzenia się z tym. Nagle przypomniała sobie co przeczytała w jednym z magazynów Emily. Artykuł był dla nieśmiałych dziewczyn, które boją się zrobić pierwszy krok i dać chłopakowi do zrozumienia by ją pocałował bez powiedzenia czegokolwiek. Była ciekawa czy to zadziała. Jego ręka spoczywała na klamce, więc położyła swoją dłoń na jego. Spojrzał na ich ręce , a następnie na jej twarz. Kiedy się pochylił do niej o mało co się nie roześmiała. Kto by pomyślał , że jednak mieli rację? Pocałował ją delikatnie i odwrócił się wychodząc bez słowa.

Zbliżała się siódma wieczorem gdy Bosco i Faith siedzieli w swoim radiowozie i jedli obiad, nagle rozdzwoniła się jej komórka burząc przyjemną ciszę. Odebrała ją wiedząc ,że to Fred.
„Faith, lodówka jest zepsuta. Całe jedzenie diabli wzięli”.
„Całe? Dopiero co zrobiliśmy zakupy na przyjęcie Charlie’go”, przygryzła usta kiedy Bosco zaczął chichotać w tle.
„Wszystko się zepsuło. Myślę że Charlie musiał coś przy niej robić”.
„Czemu tak uważasz?” To było lepsze niż żeby myślał, że Bosco maczał w tym palce, ale nie chciała żeby jej syn znalazł się w kłopotach.
„Bo znalazłem narzędzia w zamrażarce”.
„Muszę kończyć ,Fred”, rozłączyła się zanim razem z Bosco popadli w histeryczny śmiech.
Powrót do góry
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/27, 1:38 pm    Temat postu:

Łał, super Very Happy Sam tytuł już mnie powalił Wink Akcja z lodami rządzi! Już sobie wyobrażam Bosco i Faith w wojnie na lody - słodko :]]]
Swietny fick, czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Gość






PostWysłany: 06/04/27, 3:29 pm    Temat postu:

Dzięki Scu! Very Happy
Twój baner jest zarąbisty, a co sobie tak często zmieniasz? Smile
Powrót do góry
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/27, 3:39 pm    Temat postu:

Bo najwyraźniej nie mam co robić Wink A tak poważnie, to lubię zmieniać bannery co jakieś czas na jakieś nowe :] I w ogóle lubię mieć ich dużo pod ręką (to się tyczy również avatarów).

Więc jeszcze raz - naprawdę świetny fick :] Nie ma to jak duża porcja Bosco&Faith Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin