Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THE DIARY OF MARITZA CRUZ by Cruz
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 05/12/30, 3:49 pm    Temat postu: THE DIARY OF MARITZA CRUZ by Cruz

Tytuł: Pamiętnik Maritzy Cruz
Autor: Cruz
Fabuła: Przemyślenia Maritzy Cruz zapisane w jej prywatnym pamiętniku.
Kategoria: Opowiadanie o Cruz, ale żeby nie było tak nudno dodam wiele wątków z Bosco i może coś z Santiago. Opowiadanie skierowane głównie do fanów Cruz oraz pary Cruz&Bosco. Fani Yokas mogą być wkurzeni.
Notka dodatkowa od autorki: Kiedyś pisałam opowiadania o "Roswell", teraz zabieram się za "Brygadę ratunkową". Nie wiem co z tego wyjdzie, bo nie wiem czy mam w ogóle jako taki talent, żeby brać się za pisanie... Tymczasem rzucam się na głęboką wodę, bo choć nie znam wszystkich wątków w serialu dotyczących Cruz postanowiłam napisać o niej opowiadanie. Nie zdziwcie się więc, jeśli nie wszystko będzie absolutnie poprawne, mogę niektóre wątki pominąć, inne przekręcić, ale postaram się opisać myśli Cruz... Czekam na Wasze szczere (to podstawa!!!) komentarze.

THE DIARY OF MARITZA CRUZ
by
Cruz



Część pierwsza
Przebudzenie

Leżę na szpitalnym łóżku. Przed chwilą się obudziłam. W mojej głowie kłębią się różne myśli... Mój stan nie jest ciężki, nie odczuwam fizycznego bólu, raczej czuję się załamana pod względem psychicznym... Czemu? Ponieważ jestem tu całkiem sama. Nikt mnie nie odwiedza. No może poza moim szefem, ale on nie zagląda tu dla przyjemności, czy po to, żeby spytać jak się czuję, ale po to, żeby wyjaśnić parę zawodowych spraw, o których najchętniej bym zapomniała... Tak... Może powinnam zacząć od tego kim jestem? Nazywam się Maritza Cruz i jestem sierżantem w wydziale do zwalczania przestępczości w 55. posterunku policji w Nowym Jorku. To tyle o mnie. Pewnie zastanawiacie się czemu tu leżę? Cóż... To bardzo długa i pokręcona historia. Może zacznę od początku... Jak już pisałam jestem sierżantem i pracuje w wydziale do zwalczania przestępczości. Nie wiem w jaki sposób, ale zaczął ze mną współpracować oficer Boscorelli, lub jak kto woli Bosco... Nie mówcie nikomu, ale kiedy tylko go zobaczyłam to nogi się pode mną ugieły. Zadurzyłam się w nim kompletnie, chociaż nie chciałam. Chciałam od siebie odrzucić tę miłość, ale nie potrafiłam. Zaczął ze mną współpracować. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Wiedziałam, że nie odpowiadają mu moje metody pracy, bo były brutalne, często niezgodne z prawem, ale mało mnie to obchodziło. W końcu nikt go do niczego nie zmuszał, nie musiał ze mną pracować, popierać tego co robię. Tak czy owak, współpracowaliśmy ze sobą. Któregoś dnia do szpitala przy 55. posterunku przywieziono moją młodszą siostrę - Leti. Była na kompletnym haju. To właśnie przez nią zdecydowałam, że zostanę policjantką. Chciałam ratować dzieciaki takie jak Leti przed przestępcami, przed narkotykami i wydałam prywatną wojnę dilerom. Bosco tego nie rozumiał, ale mi pomagał. Za wszelką cenę chciałam znaleźć Richarda Beforda - szefa gangu Terminatorów, który handlował narkotykami na ogromną skalę i przez którego zginęła moja siostra. Jak? Leti zaprowadziła mnie i Bosco do jego bazy, gdzie produkował narkotyki. Niestety, Leti była na kompletnym głodzie i nie wahała się uciec z radiowozu i pobiec ostrzec Beforda przed nami dla kolejnej działki. Kiedy weszliśmy do bazy Beford uciekł, ale spowodował wybuch. Zostaliśmy uwięzieni w płonącym budynku. Sanitariusze i strażacy starali się nam pomóc, ale dla mojej siostry było już za późno... Zmarła na moich rękach... Moja mała siostrzyczka... Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Leti nie żyje. Byłam kompletnie przybita. Wieczorem do mojego mieszkania przyszedł Bosco i spytał jak się czuję. Spytał jak się czuję, czy wszystko w porządku. Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy przedtem nikt nie interesował się moim samopoczuciem. Spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam, że to właśnie on. Wyczuwałam między nami ogromną chemię. Oboje nie mogliśmy się sobie oprzeć... no i stało się. Kochaliśmy się tak zawzięcie i tak drapieżnie, że nawet zbliliśmy w moim mieszkaniu lustro no i w ogóle moje mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie huragan. Tak wspaniale mi z nim było, jak jeszcze z nikim. Ale, mimo tego, postanowiłam się do niego nie przywiązywać. Już parę razy przejechałam się na facetach i zdecydowałam, że mimo iż bardzo tego chciałam, to nic więcej poza seksem nie będzie łączyć mnie i Bosco. Jak bardzo się myliłam... Następnego dnia byłam dla Bosco bardzo surowa i oschła. Powiedziałam mu nawet, że nie ma co liczyć nawet na mały romansik, bo nie mam teraz do tego głowy. Czułam na sobie jego rozbierający wzrok, ale starałam się o tym nie myśleć. Szybko jednak przekonałam się, że to nie możliwe. Znowu zaczęliśmy czuć do siebie miętę, ale pojawiła się ona. Ta trzecia. Faith Yokas. Była partnerką Bosco zanim zaczął ze mną współpracować. Nigdy jej nie lubiłam. Wtrącała się w nasze sprawy, mówiła Bosco o mnie straszne rzeczy i w ogóle. Ona po prostu była zazdrosna. Nie chciała, żeby Bosco był ze mną, bo wiedziała, że gdyby wówczas stanął przed wyborem: ja albo ona, wybrałby mnie. No, ale niestety chyba powinnam jej podziękować, bo kiedyś uratowała mi życie. Napadł na mnie pewien świr i ona go zastrzeliła. Gdyby nie to pewnie ten facet by mnie zabił, ale to nie zmienia faktu, że Yokas to okropna suka. Na szczęście Bosco chyba też to zauważył, bo strasznie się z nią pożarł i zdecydował, że powinni przestać ze sobą pracować. Bosco wstąpił do wydziału na stałe. Pracował ze mną, a nasz związek trwał sobie w najlepsze. I pewnie trwałby do teraz, gdyby nie ta cała głupia sprawa z Aaronem Noblem. Aaron to bardzo popularny pisarz, ale ćpun. Mógł nas z łatwością doprowadzić do Beforda. Nie chciałam stracić tej okazji i pozwoliłam mu uciec z miejsca przestępstwa, kiedy zabił jednego z Terminatorów. Nawet mu pomagałam. Czemu? To proste. Po to, aby takie dzieciaki jak Leti nie ćpały przez takiego drania jak Beford. Bosco tego nie rozumiał. Uważał, że Aaron powinien wylądować w pierdlu. Zaczęliśmy się kłócić. Bosco mi nie ufał. Przeszukał moje mieszkanie i znalazł dowód mojej nielegalnej działalności. Postanowił to wykorzystać i razem z tą suką Yokas doprowadzić do aresztowania Nobla. Nie chciał mnie pogrążać, powiedział, że to nie ma ze mną nic wspólnego. Jak to nie? Przecież Beford zabił moją siostrę, a ta cała afera z Noblem mogła doprowadzić nas do niego! Przez aresztowanie Beforda mogliśmy ocalić tyle dzieciaków! Ale Bosco tego nie rozumiał. Odwrócił się ode mnie. Zdradził mnie. Wybrał tę sukę Yokas zamiast mnie. Jego sprawa. Wolna wola. Ale niech sobie nie myśli, że ujdzie mu to na sucho! Jaki on był głupi myśląc, że pozwolę mu schrzanić moją robotę! Po moim trupie! No i tak pewnej nocy w hotelowym pokoju Nobla zaczęła się między nami ostra kłótnia. Bosco i Yokas chcieli aresztować Nobla, ale ja nim nie pozwoliłam. Wtedy ta suka Yokas mnie postrzeliła. POSTRZELIŁA! Szmata! Skoro ona mnie postrzeliła to jej oddałam! Ja też ją postrzeliłam! Niestety tak niefortunnie, że "biedactwo" wylądowało na wózku. I tak ma szmata szczęście! Gdybym chciała już by nie żyła! No i właśnie... Doszłam do sedna. Leżę w tym szpitalu, bo Yokas mnie postrzeliła. Niedługo stąd wyjdę... Ale to boli. Boli ten fakt, że po tym wszystkim co między nami zaszło Bosco nawet mnie nie odwiedził, nawet nie spytał co ze mną. Wybrał Yokas... Wybrał Yokas. To boli. Miałam się nie rozklejać, ale nie potrafię. Dlaczego? Dlaczego wybrał ją? Co ona takiego ma czego ja nie mam? Lepsze cycki? Lepszą dupę? Jest lepsza w łożku? Wątpię. Cholera, to tak boli... Okay, dość tego! Nie zamierzam płakać przez jakiegoś faceta, a już na pewno nie przez Bosco! Ale mimo to płaczę...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/01/30, 12:28 am, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elane
Oficer



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Male

PostWysłany: 05/12/30, 8:36 pm    Temat postu:

suuuuuuuuuuuuuuuupeeer!!!!!!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 05/12/30, 8:56 pm    Temat postu: Serio?

Poważnie? Bo jak narazie nie wiem czy kontynuować pisanie, bo nie chcę, żeby wyszło z tego jakieś skończone badziewie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elane
Oficer



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Male

PostWysłany: 05/12/30, 9:11 pm    Temat postu:

supper serio!
pisz daleej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilith
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: 05/12/30, 9:29 pm    Temat postu:

no co Ty w ogóle opowiadasz???
dawaj dalej
bardzo dobre


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lilith dnia 05/12/30, 11:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zoe
Oficer



Dołączył: 16 Paź 2005
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gangstaville

PostWysłany: 05/12/30, 10:35 pm    Temat postu:

mi osobiscie takze przyjemnie sie czytało Smile spokojnie pisz dalej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 05/12/31, 1:47 pm    Temat postu:

Jest ekstra! ;D I chcę więcej!! Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 05/12/31, 4:29 pm    Temat postu: Część druga

Słowo wstępne: Na początku dzięki za komentarze. Czekam na więcej, bo im więcej komentarzy tym więcej części. Narazie wrzucam część drugą...

Część druga
Samotność

Niedawno wróciłam ze szpitala. Od razu pojechałam do domu. Weszłam do mojego mieszkania, które jeszcze tak niedawno dzieliłam z Bosco. Nie wiedziałam co tam zastanę, czy Bosco tam będzie, czy nie, bo przecież od czasu strzelaniny w ogóle go nie widziałam, nie rozmawialiśmy ze sobą. Z bijącym sercem weszłam do mieszkania z numerem "1F". Stojąc na progu zaczęłam się gorączkowo rozglądać w poszukiwaniu Bosco. Nigdzie go nie widziałam. Cóż... Chyba musiałam się pogodzić z faktem, że to już naprawdę koniec naszego związku. A może poszedł się przejść i zaraz wróci?
- O Boże, Cruz! Przestań! Nie możesz się zadręczać. Bosco dokonał wyboru, ty też masz do tego prawo - zadźwięczały mi w uszach słowa mojej koleżanki z liceum, Rity, z którą rozmawiałam w szpitalu na temat mojego związku z Bosco, a raczej na temat braku tego związku. Rita była jedyną osobą, która mnie odwiedziła. Przyniosła nawet trochę owoców i oczywiście słodyczy, bo według niej nic tak nie poprawia humoru jak duża dawka czekolady. Cóż... Rita chyba ma rację. Nie powinnam się zadręczać. Bosco zerwał (chociaż tak naprawdę nie usłyszałam od niego jasnego: "To koniec"). Trudno. "Nie wie co traci" - przypomniały mi się słowa Rity. Zdjęłam kurtkę i w butach weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam małą puszkę Coli Light. Tylko 0,5 kalorii. Tak... Ciekawe dla kogo chcę utrzymać dobrą sylwetkę i formę? Przecież chłopaka już nie mam... Ale przecież nie robię tego dla faceta tylko dla siebie, no nie? Otworzyłam puszkę i wzięłam duży łyk ciemnego napoju. Rzuciłam okiem na kuchnię. Mój wzrok zatrzymał się na kuchennym blacie, na którym leżała mała kartka. Podeszłam do blatu i wzięłam kartkę do ręki. Przeczytałam krótką wiadomość zapisaną na białym papierze pismem Bosco: "Klucze oddałem dozorcy". I tylko tyle. Nic więcej. Po tych kilku wspaniałych tygodniach, które razem spędziliśmy Bosco zdobył się na napisanie tylko jednego zdania. Cham. Drań. Potwór. Jak on mógł? Gwałtownie podarłam kartkę i wrzuciłam ją do kosza na śmieci mimowolnie zalewając się łzami. Kurde! Cruz! Weź się w garść! Otarłam oczy rękawem bluzki. Zeszłam na dół do dozorcy i poprosiłam o klucze. Oddał je nic nie mówiąc, jak gdyby nigdy nic się nie stało, jak gdyby nigdy nie było żadnego Bosco. Wróciłam do mieszkania, zamknęłam szczelnie drzwi i drżącymi rękami zpaliłam zapałkę, włączyłam gaz i wstawiłam wodę na kawę. Wyjęłam czerwony kubek Nescafe i nasypałam do niego rozpuszczalną kawę. Włączyłam ogrzewanie, bo nagle ogarnął mnie potworny chłód. Chłód samotności... Wyrzuciłam, jeszcze pełną, puszkę coli przez okno. Złapałam się za głowę i zaczęłam gorączkowo myśleć starając się odrzucić myśli o Bosco, które jednak uparcie wracały. Włączyłam radio, by je zagłuszyć. Akurat grali stary wyciskasz łez The Beatles "Yesterday". "Yesterday love was such an easy game to play, now I need a place to hide away, oh, I believe in yesterday" - dźwięczały mi w uszach słowa piosenki śpiewanej przez Lennona. Gwałtownie wyłączyłam muzykę, która wpędzała mnie w jeszcze głębszy dół. Włączyłam telewizor, ale jak na złość zobaczyłam drętwą Jennifer Lopez grającą w kolejnej beznadziejnej komedii romantycznej. Wściekła siegnęłam do kontaktu i wyjęłam kabel od telewizora, który momentalnie wyłączył się z wielkim hukiem. Wróciłam do kuchni, wyłączyłam wodę i wyjęłam z lodówki puszkę piwa. Wzięłam kilka dużych łyków złocistego napoju. Otworzyłam szafkę i wyjęłam moje zapasy na czarną godzinę, czyli mleczną czekoladę, orzeszki w czekoladzie oraz kilka czekoladowych batoników z nadzieniem. Usiadłam na kanapie i w tej dobijającej ciszy zaczęłam jeść. Rita miała rację - słodycze naprawdę poprawiały nastrój. Nim się obejrzałam pochłonęłam wszystko i otwierałam już trzecią puszkę piwa. Po czwartej byłam już kompletnie pijana. Tak to jest, kiedy za często się nie pije. Zataczając się poszłam do sypialni i walnęłam się na łóżko. Obudziłam się w południe z potwornym bólem głowy. Ledwo wyczołgałam się z łóżka sięgnęłam po telefon i zadzowniłam do porucznika prosząc go o jeden dzień wolnego. Nawet się specjalnie nie zdziwił. Ociągając się poszłam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic. Właśnie spłukiwałam owocowy szampon z moich ciemnych włosów, kiedy usłyszałam głośne, niemal wściekłe pukanie (a raczej walenie) do drzwi. Pospiesznie osuszyłam włosy i zakrywając się białym ręcznikiem poszłam zobaczyć co to za idiota zakłóca mój spokój. Szybkim i gwałtownym ruchem otworzyłam drzwi i już miałam nawtykać temu debilowi za to, że mnie nachodzi, kiedy zdałam sobie sprawę, że na progu stoi... BOSCO. Mój Boże! Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, wycałować go i błagać, żeby wrócił, ale oczywiście tego nie zrobiłam. Chciałam trzasnąć mu drzwiami przed nosem. Chciałam, ale on był szybszy i nim zdążyłam zamknąć drzwi on mocno je pchnął tym samym ponownie je otwierając. Stał i patrzył się na mnie nic nie mówiąc. Najwyraźniej czekał na mój ruch. Proszę bardzo:
- Czego chcesz? - rzuciłam twardo z udawaną obojętnością.
- Musimy pogadać - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę toczyłam z nim walkę, kto pierwszy spuści wzrok, ale szybko okazało się, że nie potrafię wytrzymać jego spojrzenia.
- Nie mamy o czym - odpowiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
- Wycofuję się - powiedział nagle. Nie zaskoczył mnie. Wcale. No może troszeczkę. Byłam wściekła. Miałam ochotę wygarnąć mu co o nim myślę, ale powiedziałam tylko: "Jak chcesz" i nim Bosco zdążył zaragować zamknęłam mu drzwi przed nosem. Jeszcze chwilę stał przy drzwiach, ale potem usłyszałam jego kroki na schodach. Odetchnęłam ciężko opierając się o drzwi. Najtrudniejsze mam już za sobą. Tylko czemu rozegrałam to w taki sposób? Byłam na siebie wściekła. Ale co miałam zrobić? Bosco już wyszedł i pewnie nigdy nie wróci... Czas się z tym pogodzić. Czas pogodzić się z samotnością.
Już następnego dnia poszłam do pracy. Teraz staram się być dobrą policjantką i działać legalnie. Narazie mi się to udaje. Roboty nie brakuje, mam co robić, a to pomaga, bo przynajmniej nie myślę o Bosco. No może i myślę, ale trudno o nim tak po prostu zapomnieć, kiedy widzę go przez cały dzień w pracy. Co prawda staram się go unikać, bo jego widok sprawia mi cholerny ból, ale to nie jest łatwe. Póki co staram się skupiać na robocie, a na płacz, smutek i wściekłość mam czas wieczorem w swoim mieszkaniu. Cóż... Chyba nie ma sensu udawać, że nie przejmuję się tym co zaszło między mną i Bosco. Płacze. Po raz pierwszy płaczę przez faceta. No i chyba muszę się przyzwyczaić, bo ból nie mija, choć bardzo bym chciała. Jakbym mało cierpiała wczoraj wieczorem znalazłam pod łóżkiem bluzę Bosco. W pierwszej chwili chciałam ją wyrzuić, podrzeć, zniszyczyć, ale nie potrafiłam. Usiadłam na łóżku trzymając ją w rękach. Czułam jego zapach. Wtuliłam się w bluzę i nim się zorientowałam zasnęłam w bolesnej samotności...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/01/06, 1:32 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/01/01, 4:59 am    Temat postu: Część trzecia

Słowo wstępne: Ciężko mi było napisać tę część tego opowiadania, dlatego też część ta jest krótka i chyba niezbyt udana, ale zrozumcie... Emocje, które towarzyszą takiemu zdarzeniu jakie spotkało Cruz są za wielkie i bardzo trudno je opisać. Starałam się to zrobić jak najlepiej... Cóż... Starałam się, ale chyba nie wyszło. Zresztą ocencie sami. Czekam na komentarze.

Część trzecia
Ból

- Zawieź mnie do domu - rzuciłam obojętnie nawet nie patrząc na siedzącą obok mnie Monroe. Zapięłam pas i czekałam aż ruszy. Spojrzała na mnie i spytała cicho takim łagodnym i spokojnym tonem, jakby się czegoś domyślała:
- Dobrze się czujesz?
- Jasne. Jedź - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok w stronę szyby. Różne obrazy przelatywały mi przed oczami. Widziałam jakby trochę opustoszałe ulice Nowego Jorku, które jednak wciąż tętniły życiem. Mijałyśmy akurat jakiś klub. Do moich uszu dobiegł przutłumiony dźwięk muzyki techno. Stanęłyśmy na światłach. Zobaczyłam kłócącą się zaciekle parę. Od razu przypomniałam sobie o mnie i o Bosco. Tak starałam się wymazać go sobie z pamięci, wydawało mi się, że nawet mi się to udało, a tu nagle... bach. Wszystko wróciło. Zamknęłam oczy starając się odrzucić od siebie te obrazy. Poczułam jak samochód rusza. Po chwili zatrzymał się. Otworzyłam oczy. Przed sobą ujrzałam tak dobrze mi znany budynek, w którym znajdowało się moje bezpieczne mieszkanie. "Tutaj nikt mnie nie skrzywdzi" - pomyślałam wysiadając z auta. Wyszeptałam zdławionym głosem w stronę Monroe nie patrząc jednak na nią: "Dziękuję" i poszłam w stronę domu. Kiedy tylko znalazłam się w mieszkaniu zdjęłam (niemal zdarłam) z siebie tą okropną różową sukienkę i wyrzuciłam ją do kosza. Stanęłam przed lustrem w łazience. Na swoim ciele zobaczyłam ogromne świeże siniaki i blizny, które boleśnie przypominały mi o tym co niedawno mnie spotkało. Przypominały mi o tym mężczyźnie, który mi to zrobił, który tak brutalnie mnie pobił, a potem... A potem... zgwałcił. Chciałam jak najszybciej wskoczyć pod prysznic i zmyć z siebie jego zapach, jego dotyk, jego usta na mnie, jego ciało na moim ciele... Zupełnie jak jedna z tych idiotycznych dziewczyn z filmów o gwałtach. Już miałam wejść pod prysznic i zmyć z siebie ten cały wstyd i upokorzenie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Narzuciłam na siebie szlafrok i otworzyłam drzwi. Na progu stał nie kto inny, jak Sasha Monroe. Od razu domyśliła się co mi jest. Powiedziała, że muszę iść do lekarza na badania i obdukcję. Nie chciałam. Nie chciałam! Po co? Po to, żeby ktoś mi współczuł i się nade mną litował? Po to, żeby ktoś dowiedział się o tym co mnie spotkało? Nie! Nie chciałam tego! Nie potrzebowałam współczucia ani litości! I nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział! A jednak pojechałam... Podczas tego okropnego badania robiono masę zdjęć moich siniaków, dano mi też jakąś tabletkę na wypadek gdybym była w ciąży, no i oczywiście podali mi jakiś zastrzyk i lekarstwa bym nie zaraziła się HIV. "Tak na wszelki wypadek... Byś była bezpieczna" - powiedziała do mnie lekarka. Sasha chciała mnie zaciągnąć do psychologa, ale ja marzyłam tylko o prysznicu. Kiedy tylko wróciłam do mieszkania weszłam pod prysznic. Zaczęłam mocno szorować całe ciało starając się zmyć z siebie ten wstyd i upokorzenie, zmyć z siebie tego mężczyznę... Tego POTWORA. Jednak nie potrafiłam. On nadal był we mnie. Czułam się strasznie. Czułam się jak szmata, jak dziwka. W końcu zasłużyłam na to co mnie spotkało. Prowokowałam. Dawałam mu sygnały, które go zachęciły, więc to zrobił. Nie mogę mieć do niego pretensji. TO MOJA WINA! Tylko moja! "Sama tego chciałaś" - dźwięczały mi w uszach jego słowa. Nie! Nie! Nie chciałam tego! Mówiłam nie! Mówiłam nie! A on nie słuchał! Zrobił to! A gdzie była wtedy Sasha? Przecież krzyczałam, prosiłam o pomoc! Gdzie ona była? Mój Boże! Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało? Po moich policzkach popłynęły gorzkie łzy bólu i cierpienia. Płakałam cicho ukrywając przed wszystkimi swój ból. Nikt nie mógł wiedzieć... A jednak się dowiedzieli. Dowiedzieli się wszyscy. Kiedy kobiety, które spotkało to samo co mnie nie chciały zeznawać w sądzie i oskarżyć tego drania ja sama musiałam zeznawać. To było straszne i takie upokarzające! Ale musiałam coś zrobić! Musiałam coś zrobić, aby ten potwór nie chodził wolny po ulicach i nie robił tego innym kobietom. Więc opowiedziałam wszystkim o tym co mnie spotkało, opowiedziałam im o moim koszmarze. Widziałam w ich oczach współczucie i litość. A ja udawałam twardą. Tego gnoja zamknęli, ale nim to zrobili Bosco po mnie zadzownił i powiedział, że mogę mu wymierzyć sprawiedliwość... Tak więc przyjechałam, a kiedy tylko zobaczyłam tego potowora miałam ochotę go zabić! Ale nie zrobiłam tego. Emocje wzięły górę, chociaż tak bardzo starałam się opanować. Wygarnęłam mu wszystko, wykrzyczałam mu prosto w twarz wszystko co o nim myślałam. Nawet nie wiedziałam, kiedy się popłakałam. Ale nie dbałam o to, nic mnie to nie obchodziło. Czułam, że uwalniając swoje emocje zamykam ten rozdział mojego życia. I tak było. Do tej pory nie wiem jak Bosco się o tym dowiedział. Tak bardzo nie chciałam by wiedział... Tak bardzo nie chciałam... Ale wiedział. Nie mogłam temu zapobiec ani zaprzeczyć temu co mnie spotkało. Nie chciałam jego współczucia, litości i łaski, a właśnie tymi uczuciami mnie obdarzał, kiedy się dowiedział i kiedy zaproponował mi kolację. Odmówiłam. Stwierdziłam, że nie mogę że nie jestem gotowa i że nie powinniśmy udawać że nic się nie stało. Zrozumiał. Tak myślę. Powiedział, że mogę na niego liczyć, a to już coś. Chociaż jest mi cholernie ciężko pokonać ten ból to bardzo się staram i jestem chyba na dobrej drodze. Jak narazie trzymam się. I mam nadzieję, że wytrwam i się nie załamię... Nie. Na pewno się nie załamię. Poradzę sobie. Jestem twarda. Ale to jednak boli i chyba nigdy nie przestanie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/01/22, 10:22 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/01/02, 2:25 pm    Temat postu:

Zajebiście się czyta Twoje ficki! Ten gwałt jest taki realistyczny. Po prostu genialnie napisane! Tak trzymaj i czekam na więcej! :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/01/03, 12:04 am    Temat postu: Część czwarta

Słowo wstępne: Przede wszystkim czekam na komentarze, bo to one mnie mobilizują do pisania, bo w końcu nie chcę pisać sama dla siebie... No i to chyba na tyle jeśli chodzi o wstęp. Przed Wami (mam nadzieję, że ktoś to czyta) część czwarta...

Część czwarta
Stracona szansa

Czuję się okropnie. Jakbym coś straciła. Jakbym kogoś straciła. I to prawda. Straciłam szansę. Straciłam szansę na odzyskanie Bosco. A miałam taką okazję... Taką okazję...
Kiedy to wszystko się stało, kiedy ten drań mnie zgwałcił, Bosco naprawdę mi współczuł i choć nie chciałam tego współczucia to musiałam przyznać, że dobrze mi było z faktem, że mogę na niego liczyć no i że jest dla mnie miły, przynajmniej stara się być. Stwierdził, że od czasu do czasu może mi pomóc w wydziale, więc znów razem pracowaliśmy. Nawet dobrze się dogadywaliśmy. Naprawdę. Myślałam, że wszystko wróci do normy i że może coś z tego wyjdzie. No, ale nie wyszło. Znowu zaczęło się coś psuć. Czemu? To proste. Nie no może nie jest proste, ale powinnam się tego w zasadzie spodziewać... Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale rodzinka Bosco jest totalnie pokręcona - jego brat był narkomanem, ojciec sadystą i w ogóle takie tam. No i właśnie poszło o brata Bosco, czyli o Mikey`a. Znowu w coś się wpakował. I to w nie byle co, ale w poważne gówno. Miałam wobec niego pewne podejrzenia, których Bosco absolutnie nie popierał. Uważał, że szukam dziury w całym że się czepiam i że za wszelką cenę chcę zamknąć Mikey`a. Ale to nie była prawda. Ja po prostu wykonywałam swoją robotę. To nie moja wina, że Mikey stał mi na drodze i był w to wszystko wplątany. Ja i Bosco zaczęliśmy się kłócić. Znowu. To znaczy, to Bosco zaczął na mnie najeżdżać. I to ostro. Chyba nie było dnia, w którym by się do mnie nie doczepił. Miałam tego powoli dość, ale jakoś to znosiłam. Nie chciałam się kłócić. A już na pewno nie z nim. Starałam się wszystko naprawić. Naprawdę. Chciałam pogadać z Bosco. Nawet go odwiedziłam. Ale było już za późno... Okazało się, że Mikey wpakował się w naprawdę niezłą kabałę. Został zamordowany. Brutalnie. Przez gang. Nic nie mogłam na to poradzić. Bosco był wściekły. Okropnie wściekły. No i przybity. Nie dziwię się. W końcu stracił brata. Wiem co czuje, bo ja straciłam siostrę. Właśnie... Leti. Nie dawno ją odwiedziłam. Byłam na cmentarzu. Trochę pogadałyśmy (jeśli można to tak nazwać)... I chyba wtedy, po raz pierwszy, zdałam sobie tak naprawdę sprawę z tego, że ona nie żyje że jej już nie ma i że ona nie wróci... No, ale nie w tym rzecz. Bosco stracił brata. I kogo obwiniał? Oczywiście mnie. MNIE. Przecież to nie była moja wina! Ale do niego to nie docierało. Uparł się, że to moja wina i koniec. Nie obchodziły go moje tłumaczenia. W końcu odpuściłam. Przecież nie będę się wiecznie płaszczyć przed facetem. Nawet przed Bosco. Niech myśli co chce. Ja wiem swoje. Wiem, że mam czyste sumienie i że nie miałam nic wspólnego ze śmiercią Mikey`a. Faktem jest, że strasznie współczuję Bosco i naprawdę jest mi go żal, ale na własnym przykładzie wiem, że te uczucia nie są najlepsze, więc staram się tego nie okazywać. Oczywiście w przeciwieństwie do Faith, która jako wzorowa przyjaciółka zawsze jest przy Bosco... A właśnie... Yokas wraca. Wyzdrowiała. Widocznie nie postrzeliłam jej aż tak poważnie. To dobrze. Chociaż jak na moje mogła poleżeć w szpitalu co najmniej parę miesięcy dłużej, bo jak tylko wróciła musiała się wtrącać. Jak zwykle. Cała Yokas. Szmata. No, ale koniec. Odbiegam od tematu. Jak już pisałam Mikey nie żyje. Bosco jest przybity. Obwinia mnie. Starałam się mu tłumaczyć, że nie miałam z tym nic wspólnego, ale nie chciał mnie słuchać, więc odpuściłam. Dziś jest pogrzeb Mikey`a. Oczywiście mnie nie zaproszono. Trudno. Jakoś to przeżyję. Poza tym pewnie i tak bym nie poszła. Mam robotę. W przeciwieństwie do innych, których zaproszono i którzy poszli zostawiając niemal cały komisariat na mojej głowie. No, ale cóż... Muszę spadać, bo za chwilę mam akcję.
Cóż... Jestem trochę roztargniona, bo jak zwykle nic mi się nie udaje. Mam na myśli tą całą sprawę z Bosco. Już myślałam, że będzie dobrze że może nawet coś z tego wyjdzie, aż tu nagle kubeł zimnej wody na łeb... Straciłam szansę. Muszę się z tym pogodzić raz na zawsze. Obiecuję, że już nigdy nie wspomnę o Bosco. Nie warto. Straciłam go na zawsze. Trudno. Teraz muszę się skupić na robocie. Cholera, a miałam taką szansę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/01/06, 1:37 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/01/03, 1:09 pm    Temat postu:

hej Cruz ... to mój pierwszy komentarz mimo, że przeczytałam wszystkie części Twojego fanfica I uważam że jest bardzo dobry...tylko proszę Cię wspomnij jeszcze o Bosco.. Proszę Very Happy hehe I nie przejmuj się ze jest mało komentarzy...po prostu niektórzy wypowiadają się po przeczytaniu całego opowiadanka może i w tym przypadku tak jest:) Także głowa do góry i pisz spokojnie dalej...
Pozdrawiam serdecznie ...i czekam na kolejne części Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zoe
Oficer



Dołączył: 16 Paź 2005
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gangstaville

PostWysłany: 06/01/03, 3:32 pm    Temat postu:

jak tylko mam wolny czas czytam... Smile pisz, pisz... malo u nas osob, ktore dziela siee swoimi pracami...(tu ubolewam takze nad tym, ze scully piszac swietne kontynuacje ER nie dodała niczego swojego). Czekamy na kolejna czesc Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/01/03, 5:14 pm    Temat postu:

Pisz, pisz ;] Ja lubię czytać, pisać i co tam jeszcze Wink Twój fick jest ekstra Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/01/04, 12:30 am    Temat postu: Część piąta

Słowo wstępne: Na początku dzięki za komentarze. Od razu mam więcej chęci na pisanie i parę nowych pomysłów na opowiadania...

Część piąta
Strach

Leżę na wygodnej kanapie w moim bezpiecznym mieszkanku, które nawet ostatnio trochę przemeblowałam, by ostatecznie skończyć z tym co było i rozpocząć nowy rozdział mojego życia. Tak. Tamto życie już się skończyło. Wraz ze straconą szansą, o której pisałam poprzednio i ostatnimi wydarzeniami. To takie dziwne... Jestem teraz taka spokojna, powiedziałabym, że wręcz napełniona optymizmem chyba po raz pierwszy w życiu, że aż nie chcę mi się wierzyć że jeszcze tydzień temu bałam się. Naprawdę się bałam. Odczuwałam autentyczny i chyba najbardziej przerażający strach w moim życiu. Strach najpierw o Bosco, a potem o... siebie.
Dzielna i twarda Sierżant Maritza Cruz się czegoś boi. Niewiarygodne? Nie tym razem. Wszystko zaczęło się w dniu pogrzebu brata Bosco - Mikey`a. Tego feralnego dnia prowadziłam akurat akcję i w budynku, do którego wtargnęłam razem z całym moim zespołem, podłożono bombę. Na szczęście w porę zdążyłam uciec przed wybuchem. Niestety moi koledzy nie mieli tyle szczęścia... Wielu zostało rannych, paru zginęło... To było straszne. A najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że to ja powinnam była być na ich miejscu, bo ja byłam szefem, ja dowodziłam i to na mnie spoczywała odpowiedzialność za grupę. Zawaliłam. Ale skąd mogłam wiedzieć? To przecież było ukartowane. To był zamach! Tak zamach, bo w tym samym czasie w dom pogrzebowy, w którym przebywał Bosco, Yokas i inni wjechał jakiś samochód. Na szczęście nikt nie odniósł poważnych obrażeń. No może poza Rose - matką Bosco, którą przewieziono do szpitala. I tu zaczynają się schody... Wszyscy wiedzieliśmy, że przeprowadzono zamach na nasze życie. Nie wiedzieliśmy jednak, kto za tym stoi. Byliśmy w szpitalu Miłosierdzia, gdzie przewieziono Rose. Siedzieliśmy i gadaliśmy, aż nagle usłyszeliśmy serię strzałów z broni maszynowej i to skierowaną prosto na nas! Szybko padłam na podłogę. Davis schował się za jakąś szafką. Tyle widziałam, bo potem ze strachu zamknęłam oczy, a kiedy strzały się skończyły razem z Davisem wkroczyliśmy do akcji. Zanim jednak się pozbierałam zobaczyłam coś strasznego... Bosco! Bosco! Mój Boże! Bosco był ranny! I to poważnie! Bardzo poważnie! Jak się potem okazało osłonił Yokas własnym ciałem i ocalił jej życie narażając własne. Dostał cztery kulki. Jego stan był krytyczny. Zapadł w śpiączkę. Starałam się tego nie okazywać, ale byłam wstrząśnięta i okropnie przybita. Bałam się. Bałam się o Bosco. Nie chciałam, by coś mu się stało. Ale to nie koniec... Najgorsza była w tym wszystkim świadomość, że gdyby nie ta głupia suka Yokas Bosco by nie oberwał. Zadawałam też sobie dobijające pytanie, czy gdybym to ja była na jej miejscu, Bosco by mnie uratował? Wiem - zachowywałam się jak cholerna egoistka. Ale nie potrafiłam inaczej. Byłam zazdrosna. Zazdrosna o tę sukę. O to, że ona tyle dla niego znaczy... No, ale nie ważne. Bosco był w śpiączce. Bałam się, martwiłam, płakałam, panikowałam, myślałam, że to tylko zły sen i zaraz się obudzę. Ale to była prawda. To była prawda! Kiedy to do mnie dotarło postanowiłam, że za wszelką cenę znajdę gnoja odpowiedzialnego za ten zamach i co za tym idzie odpowiedzialnego za postrzelenie Bosco. Długo go nie szukałam. Okazało się, że to był Donald Mann - ojciec chłopaka, który zginął w trakcie pościgu, bo uciekał przed policją i wpadł pod ciężarówkę. Jego tatulek obwiniał za jego śmierć nas - policjantów - więc postanowił wykonać wyrok... Na szczęście mu się nie udało. Dorwałam go i już miałam zastrzelić, kiedy pojawiła się Yokas i to ona do niego strzeliła! Prawdę mówiąc uratowała mi wtedy życie, bo pewnie sama nie dałabym sobie z nim rady, ale to szczegół... Dziękować jej nie będę. Bez przesady... No, ale dobra. Najważniejsze jest to, że Bosco był ranny... Nie mówiłam o tym nikomu, ale strasznie się o niego bałam. W szpitalu odwiedzałam go codziennie po pracy, oczywiście w wielkiej tajemnicy. Nie chciałam, by ktoś wiedział, że go odwiedzam. Nie odwiedzałam go przed pracą, bo wtedy zwykle siedziała u niego Yokas i inni. Nie chciałam, by wiedzieli, że do niego zaglądam, więc wpadałam wieczorem. Wypytywałam też lekarzy o jego stan, o to czy mu się polepsza oraz podsłuchiwałam chodzące po posterunku plotki na temat jego zdrowia. Kiedy go odwiedzałam, siadałam na jego łóżku, chwytałam go za rękę i opowiadałam mu co u mnie słychać. Poważnie. Takie "rozmowy" z Bosco bardzo mi pomagały. Zwłaszcza wtedy, kiedy okazało się, że w 55. posterunku była wtyka. Szczur. A tym szczurem była, to znaczy nadal jest, Sasha Monroe, czyli kobieta, którą naprawdę bardzo polubiłam i której zaufałam. Ale całe moje zaufanie diabli wzięli, kiedy okazało się, że zależało jej tylko na jedynym - na mnie. Chciała mnie pogrążyć. I udało jej się to. Oberwało mi się za tą całą akcję z Donald`em Mann`em. Monroe szybko zaragowała i sprawiła, że zostałam aresztowana i zamknięta w pierdlu. I to w nie byle jakim, ale w więzieniu w Rikers. Znienawidziłam wtedy Monroe i nadal jej nie nawidzę. Wątpię czy kiedykolwiek zmienię o niej zdanie... Tak czy siak, wylądowałam w Rikers, gdzie było naprawdę strasznie. Każdy się mnie czepiał, więźniarki prześladowały mnie, a ja nie mogłam tego znieść, więc się z nimi kłóciłam i biłam, choć z góry byłam skazana na porażkę i jeszcze bardziej mi się za to obrywało. Ale miałam to gdzieś. W końcu mam swoją godność i nie pozwolę, by jakieś kryminalistki, których są tysiące i które codziennie zgarniam z ulicy, mi ubliżały i mnie biły. Niestety to nie był koniec tego koszmaru... Musiałam znosić masę upokorzeń... Nikogo nie obchodziło to, że jestem policjantką, dla wszystkich byłam po prostu kolejną więźniarką taką jak tysiące innych, pasożytem, robakiem, którego trzeba zgnieść... Bałam się, że nie przeżyję że nie przetrwam w tym piekle ani dnia dłużej... Ale na szczęście teraz mam już to za sobą. Nie do wiary, ale tylko dzięki Faith Yokas mogę cieszyć się wolnością. Nie będę zbyt się nad tym rozwodzić, ale to Yokas wyciągnęła mnie z tego bagna. Cóż... Chyba powinnam jej podziękować. I zrobiłam to. Uwierzylibyście? Podziękowałam Yokas. Co oczywiście nie zmienia faktu, że jest okropną suką i szmatą...
Tak czy siak, jestem wolna! I już niczego się nie boję, bo wróciłam do tego co kocham, czyli do pracy w wydziale. Mam nowego partnera - Santiago. Swoją drogą... niezłe z niego ciacho... Nie no, nie mówię poważnie! On jest naprawdę okay, ale ma dziecko i w ogóle, jest moim podwałdnym, a z doświadczenia wiem, że związki między pracownikami się nie sprawdzają (patrz: ja i Bosco), więc z góry go sobie odpuściłam. Trochę żal, ale tak naprawdę to nie mam teraz głowy do facetów, bo mam masę roboty. Cóż, pod moją nieobecność przestępcy nie próżnowali... A no i najważniejsze! Bosco wyzdrowiał! Wyszedł ze śpiączki. Lekarz powiedział, że po jednej z moich wizyt obudził się! Boże! Jak to dobrze! Teraz Bosco chce wrócić do pracy. Osobiście bym mu to odradzała, bo nie chcę by mu sie coś stało, ale to jego życie i jego wybór. Najważniejesze, że jest cały i zdrowy. I że juź nie muszę się niczego obawiać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/01/06, 1:45 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin