Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 OPOWIEŚĆ WIGILIJNA by Cruz
Idź do strony 1, 2  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/25, 8:31 pm    Temat postu: OPOWIEŚĆ WIGILIJNA by Cruz

Autor: Cruz
O kim?: Cruz ;]
Słowo wstępne: Cruz odbywa podróż w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, w której tylko jedno jest pewne - on.


OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
by
Cruz



Lettie


Cruz spojrzała beznamiętnie na zegarek, który wybił północ. "Świetnie" - pomyślała, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie nastał dzień Wigilii. Dzień którego tak bardzo nienawidziła, tak bardzo... Czemu? Bo była sama. Proste. Nie miała nikogo z kim mogłaby spędzić Święta. Nikogo. Wcześniej, kiedy była mała, również nie miała z kim spędzać Świąt. Ojciec odszedł, kiedy miała pięć lat - nawet go dobrze nie pamiętała. Matka pracowała na trzy etaty, by zapewnić jej i Lettie jakąś przyszłość - studia, szkołę... Cokolwiek co pomogłoby wyrwać się im z tej przeklętej dzielnicy, w której mieszkały. Dzielnicy pełnej narkotyków, przestępców, strzelanin... By kiedyś wyszły na prostą. Udało się to tylko jej i to nie tak jak zamierzała. W końcu poza pracą nie miała niczego - ani domu, tylko mieszkanie, które zdecydowanie dla niej jednej było za duże, ani męża, bo nigdy nie układało się jej z facetami, ani tym bardziej dzieci, dla których zresztą nie miałaby pewnie czasu. Nie miała więc nic. A Lettie? Lettie nie żyła już ponad rok. Zaćpała się. Zaćpała. Cruz nigdy nie sądziła, że Lettie umrze przed nią, a już na pewno nie sądziła, że umrze w taki sposób. W końcu jako jej siostra i policjantka zawsze starała się trzymać ją z dala od takich rzeczy. Ale nie wyszło. Nie wyszło. Kolejna rzecz jaka jej w życiu nie wyszła. Kolejna i nie jedyna, choć jedna z tych, których najbardziej żałowała, bo Lettie, jej młodsza siostra, którą tak bardzo kochała, nie żyła. I to przez nią. Cruz była więc bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyła ją naprzeciwko siebie. W pierwszej chwili myślała, że oszalała, że ma jakieś przewidzenia, ale nie. Lettie podeszła do niej bliżej i uśmiechnęła się, wyciągając w jej stronę ręce.
- Chodź, Ritz.
Wyszeptała, a Cruz popatrzyła na nią nie wierząc, że przed nią jest. Zamrugała oczami, jakby chciała obudzić się ze snu. Nic to jednak nie dało, bo kiedy otworzyła oczy nadal widziała przed sobą swoją zmarłą siostrę. Naprawdę myślała, że oszalała. Powiedziała więc sama do siebie, nie wierząc w to, co, a raczej kogo, widzi:
- Ty nie żyjesz, Lettie, ciebie tu nie ma...
- Jestem tu, Ritza. Jestem.
Powiedziała jednak Lettie, chcąc zapewnić Cruz o swojej obecności, która była wręcz niemożliwa. Ale była. Lettie naprawdę była. I mówiła. I uśmiechała się. I patrzyła na siostrę tymi ciemnymi oczami z taką miłością i takim spokojem jak jeszcze nigdy... Była do niej tak podobna, tak bardzo podobna...
- Dobra, jesteś.
Zgodziła się w końcu Cruz, choć nadal nie do końca w to wierzyła. Wstała z łóżka i podeszła do siostry, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Zauważyła, że Lettie wyglądała ślicznie. Była po prostu piękna. Zupełnie inna niż ta wykończona i zmęczona życiem narkomanka, sprzedająca swoje ciało za działki, którą widziała ostatnim razem. Teraz Lettie była zdrowa, piękna, uśmiechnięta, szczęśliwa. Czyżby więc była w raju, mimo tego, co zrobiła na tym świecie? Bo z pewnością aniołem nigdy nie była...
- A co tu robisz?
Spytała, odgarniając włosy z twarzy.
- Przyszłam, by pokazać ci co straciłaś.
- O tego to trochę jest... Czasu ci nie starczy, maleńka.
Stwierdziła Cruz, śmiejąc się pod nosem i idąc do kuchni, by zalać sobie kawę. Naprawdę tak myślała. W końcu tyle rzeczy straciła - ojca, matkę, siostrę, całą rodzinę, tylu facetów, z którymi była i którzy zrywali, bo uważali, że za wiele czasu poświęcała pracy, a za mało im...
- Przyszłam pokazać ci co straciłaś, ale też co zyskałaś i co jeszcze możesz odzyskać.
Sprostowała Lettie, uśmiechając się w jej stronę.
- Zostaw ten kubek.
Powiedziała, a Cruz posłusznie odstawiła niebieski kubek z oderwanym uszkiem. Ten, w którym codziennie kiedy była mała robiła sobie kakao. Ten, w którym teraz, już jako dorosła kobieta, codziennie robiła sobie kawę i który każdego dnia mechanicznie wyciągała z szafki, co najmniej dziesięć razy.
- I chodź.
Dodała, chwytając ją za rękę i prowadząc w stronę wyjścia.
- Ale ja nie mam butów, Lettie. I zobacz jak ja wyglądam...
Jęknęła Cruz, starając się opóźnić nieuchronne wyjście z domu, które nie było żadnym głupim żartem jej młodszej siostry, ale najszczerszą prawdą - Ritza wiedziała, że za chwilę miała zobaczyć to, co straciła, ale też co zyskała i co może jeszcze odzyskać. Ale czy chciała?
- Wyglądasz pięknie, jak zawsze.
- Och, jasne.
Mruknęła pod nosem, zakładając włosy za ucho i szczelniej okrywając się białym szlafrokiem.
- Nie tylko ja tak uważam. On też.
- On? Jaki on?
Spytała Cruz, zupełnie nie rozumiejąc o czym mówi Lettie. Odpowiedź na swoje pytanie miała jednak niedługo uzyskać.
- Zobaczysz.
Wyszeptała więc tylko tajemniczo Lettie i otworzyła drzwi, za którymi czekał na Ritzę nieubłagalny czas, który nigdy na nią nie czekał i nie pytał o to, czego chce. A tym czasem była jej przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I co najdziwniejsze najbardziej bała się zobaczyć teraźniejszość, która mogła boleśnie uświadomić jej, jak bezsensowne i bezbarwne jest jej życie, co szczególnie było widać właśnie w dzień Wigilii, której przecież tak bardzo nienawidziła, tak bardzo... Ale może w te Święta to się zmieni? Z taką nadzieją wyszła ze swojego mieszkania, choć kompletnie nie wiedziała, co na nią czeka...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 07/01/13, 2:10 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/12/25, 10:20 pm    Temat postu:

O łał... Tak mnie nastroiłaś świątecznie (mimo mojej niechęci do całych tych Świąt)... Ale tematyka adekwatna do trwających chwil. Hm, czemu mnie nie dziwi, że fick jest o Cruz? Fakt, nie lubię jej, ale w Twoich fickach jest całkiem odwrotnie i czuję, że taką Cruz to bym normalnie mogła polubić, o Wink
Tematyka mi się podoba. I, jeeeeej! Cruz, jak ja lubię czytać Twoje ficki, no! ;>
Pisz, pisz dalej. A ja będę czytać i będę się cieszyć Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/26, 12:58 am    Temat postu:

Ojej, dziękuję! Nie sądziłam, że się spodoba ;]

To, że to fick o Cruz to rzeczywiście nie powinno dziwić, right? Very Happy I fajnie, że moją fickową Cruz byś polubiła, bo ja ją tak jakoś widzę... Sama nie wiem. Jak dla mnie to w serialu za wielką sukę z niej zrobili, choć w sumie nie była taka zła ;]

btw. ja też nie lubię Świąt, ale właśnie miałam ochotę coś o nich napisać. I powstało to coś, co mam nadzieję nie będzie aż takie straszne ;] I mam nadzieję, że dam radę to jakoś dokończyć powiedzmy do ferii Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/12/26, 3:47 pm    Temat postu:

przesliczne nie ma co Smile uwielbiam to opowiadanie Smile i czekam na wiecej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/29, 2:19 am    Temat postu:

Nowa część Wink Mam nadzieję, że nie jest taka zła, ale pisałam ją na szybko, więc chyba nie jest za dobra...


Przeszłość


- Gdzie jesteśmy?
Spytała Cruz, rozglądając się z uwagą po nieznanym jej pokoju. Lettie jednak nie odpowiedziała tylko wskazała głową na dwóch skulonych na łóżku chłopców, tulących się do siebie. Mieli około siedmiu, może ośmiu lat. Jeden był chyba starszy i wydawał się być nieco bardziej spokojny i opanowany, ale mimo to w oczach obojga można było z łatwością dostrzec strach i tłumione z trudem łzy.
- Zostaw mnie! Powiedziałam żebyś mnie zostawił!
Do uszu Cruz dobiegły nieco stłumione krzyki kobiety i odgłosy szarpaniny z sąsiedniego pokoju. Nieco się wystraszyła. Była wręcz uczulona na przemoc, na krzyczących facetów, którzy uważali, że mogą robić z kobietą wszystko co im się podoba. Może dlatego była tak ostra w pracy i nigdy nie dała sobą pomiatać ani na ulicy, ani w związkach.
- Czy choć przez chwilę nie możemy poudawać normalnej rodziny?!
Spytała z wyrzutem kobieta, jednak nie otrzymała odpowiedzi, a na pewno nie takiej jakiej oczekiwała, gdyż mężczyzna, z którym chwilę temu się kłóciła wyszedł właśnie z pokoju zostawiając ją samą. Zawołała więc za nim rozpaczliwie, nie próbując go jednak zatrzymywać, bo chyba wiedziała, że to i tak nie ma już sensu.
- Są Święta, do cholery! Anthony!
On jednak wyszedł. Mimo to, żr była Gwiazdka, tak bardzo rodzinne święto, wyszedł. I zostawił ją samą. Z dziećmi. A Cruz domyśliła się, że to zapewne nie pierwszy i nie ostatni raz. I nagle zrobiło się jej żal. Nie tyle co tej kobiety, ile jej dzieci, które chyba najbardziej cierpiały w tym całym zamieszaniu. Przyjrzała się im uważniej i dostrzegła dobrze jej znane spojrzenie. Ale skąd mogła je znać? Nie miała pojęcia. Czekała więc na to, co się wydarzy, zerkając czasami ukradkiem na Lettie, jakby szukała w niej odpowiedzi na swoje wewnętrzne pytanie, które powoli zaczynało ją dręczyć. Kobieta usiadła na łóżku, obejmując chłopców ramieniem. I wtedy usłyszała ten głos, spojrzała w te oczy...
- Mamo, dlaczego pozwalasz mu się tak traktować?
Spytał chłopiec, a Cruz poczuła pod powiekami łzy.
- Maurice, skarbie... Tak to czasami jest. Ale on nie jest taki zły, dziecko... Jest twoim ojcem.
Powiedziała kobieta, patrząc uważnie na synka, którego jednak nie przekonały słowa matki, gdyż szybko poszedł do drugiego pokoju, zupełnie nie zwracając uwagi na świąteczne prezenty leżące pod choinką...


***


Zanim Cruz dobrze zdążyła zastanowić się nad tym co widziała, skojarzyć fakty i pomyśleć, już znajdowała się w innym miejscu. Ale tym razem dobrze jej znanym. Najpierw zobaczyła Bosco, podnoszącego głowę znad gęstego dymu. Czuła się tak jakby patrzyła jego oczami. A może tak właśnie było? I tak Bosco najpierw spojrzał na nią. Na nią, siedzącą nieopodal z Lettie, którą tuliła do siebie.
- Dlaczego mi to pokazujesz?
Spytała siostrę, odwracając głowę od sceny, którą przecież pamiętała tak dobrze.

Ona, Bosco i Lettie uwięzieni w płonącym budynku, w którym znajdowała się fabryka kokainy. To tam umarła Lettie...

A Bosco właśnie pomagał jej zanieść ją do piwnicy.
- Bo to ważne. Musisz uświadomić sobie jak wiele wtedy dla ciebie zrobił.
- Nie muszę sobie tego uświadamiać.
Warknęła Cruz w stronę siostry.
- Ja to wiem!
- Tak?
- Tak!
Chciała odejść, bo nie chciała przeżywać tego wszystkiego jeszcze raz, i choć wiedziała, że to niemożliwe nieuchronnie zmierzała do drzwi domu, które jednak z każdym jej krokiem coraz bardziej się od niej oddalały. Cruz poczuła się jak w pułpace, jak w jakimś sennym koszmarze, z którego nie mogła się wydostać, jednak mimo tego szła dalej przed siebie, by jak najszybciej uciec przed tym, co się tu działo. Lettie jednak ją zatrzymała - wystarczyło, że się odezwała.
- Uratował cię. Chciał też uratować mnie, ale nie mógł, Ritz. Mógł tylko wybrać - albo ja, albo ty. Dlaczego dziwisz się, że wybrał ciebie?
Zanim zdążyła odpowiedzieć znowu znalazła się w innym miejscu...


***


Siedziała na ławeczce w Szpitalu Miłosierdzia. Wyglądała strasznie - potargane włosy, rozmazany makijaż od ukardkiem ronionych łez, brudne ubranie... Mimo to on podszedł do niej i spojrzał na nią. Ale spojrzał nie z litością czy współczuciem jakiej się teraz od niego spodziewała - spojrzał na nią z nawet nie skrywaną miłością, z taką miłością, że Cruz nawet teraz czuła jak topnieje jej serce, które, jak myślała, już nigdy miało nie być zdolne do żadnych uczuć. Ale było zdolne. I to dzięki niemu.
- Przepraszam... Zostawię cię samą.
Wyszeptał speszony i zakłopotany, wyrywając ją z rozmyślań. Już miał wyjść i rzeczywiście pozostawić ją samą ze swoimi myślami, z jej bólem i cierpieniem, kiedy ona nieśmiało się odezwała, patrząc na niego z nawet nie skrywanymi resztkami łez na policzakch.
- Nie odchodź.
A on od razu odwrócił się w jej stronę, nieco zaskoczony jej słowami. Było to jednak miłe zaskoczenie, które zaowocowało tym, że usiadł obok niej. I siedział z nią tak długo, dopóki się nie uspokoiła, na tyle, by móc normalnie funkcjonować - normalnie wstać, normalnie pojechać na komisariat, normalnie wziąć prysznic i normalnie się przebrać. A to znaczyło dla niej o wiele wiecej niż cokolwiek, co kiedykolwiek od kogokolwiek otrzymała. I choć już wtedy była szczęśliwa, że nie jest sama, nie przypuszczała, że parę godzin później będzie szczęśliwa jeszcze bardziej....


***


Otworzyła drzwi niemal natychmiast, kiedy usłyszała pukanie do nich i zobaczyła przed sobą Bosco, który zaczął nieco speszony:
- Cześć. Przyszedłem spytać jak się trzymasz.
- Chcesz wejść?
Spytała, cofając się do środka, nawet nie patrząc przy tym, czy wszedł do środka. Wiedziała, że tak, po prostu wiedziała. Poszli do pokoju.
- Chcesz się czegoś napić?
Zadała kolejne pytanie, odgarniając włosy z twarzy, starając się, by tak wyraźne napiecie między nimi nieco się zmniejszyło.
- Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwilę.
Odpowiedział, spuszczając wzrok. Zresztą prawie wcale na nią nie patrzył. Ona za to patrzyła na niego bardzo uważnie. Zauważyła, że jego wzrok powędrował do zdjęcia leżącego na stoliku. Wzięła je więc do ręki i wyjaśniła, podając mu je.
- To ja i Lettie. Dwa lata temu na nartach.
Potem zaczęła mu opowiadać o siostrze. O tym, że wtedy była zdrowa, że były szczęśliwe, bliskie sobie nawzajem... Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie mogła komuś o tym mówić - nawet w tak krótkich, na pozór nic nie znaczących zdaniach. Ale mówiła. I to jemu. I czuła, że to wcale nie jest przypadek. W końcu wyszeptała, patrząc na niego z nieznaną sobie czułością:
- Nikt wcześniej tego nie robił.
- Czego?
Spytał, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie przychodził do mnie i nie pytał jak się czuję.
Odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Teraz też się uśmiechała.
- Lettie, nie musisz pokazywać mi co się stało później. Pamiętam.
Powiedziała, bo w końcu wszystko pamiętała. I to z każdym, nawet najmniejszym, najdrobniejszym szczegółem. Pamiętała jego dotyk, jego pocałunki, jego gorące od namiętności i pożądania spojrzenie, które spotykało się z jej oczami... Pamiętała.
Na twarzy Lettie również pojawił się szeroki uśmiech, ale powiedziała do siostry:
- Wiem, ale poczekaj jeszcze chwilę.
Cruz wzruszyła obojętnie ramionami, jakby mało ją to obchodziło. Ale obchodziło ją bardzo. Z przyjemnością patrzyła na Bosco, który patrzył na nią, a raczej na nią z przed paru miesięcy, z takim uczuciem i pożądaniem, że aż nogi same się pod nią uginały.
- To nie ona uratowała mnie od eksplozji, prawda? To ty. Uratowałeś mnie.
Wyszeptała Cruz, patrząc na Bosco, który coraz bardziej się do niej zbliżał, tak bardzo, że w końcu ją pocałował. Mocno, czule, namiętnie i z ogromną pasją. A Cruz patrząc na ten i następne ich pocałunki czuła ogarniającą ją falę ciepła i miłości - dokładnie to samo co czuła, kiedy całowała i kochała się z Bosco. I bardzo jej tego brakowało...


***


Zanim jednak zdążyła w pełni nacieszyć się tym uczuciem ona i Lettie pojawiły się w zupełnie innym, nieznanym jej miejscu... Nim dobrze zdążyła się po nim rozejrzeć Lettie zaczęła mówić:
- Teraz chyba rozumiesz. Będąc z nim zyskałaś wiele - uratował cię, pomógł ci pozbierać się po mojej śmierci, pokochał cię...
- Nie, on mnie nie kochał.
Zaprzeczyła szybko Cruz, przerywając siostrze.
- To, co było między nami to tylko seks. Nic więcej.
Powiedziała nieco podniesionym głosem, jakby sama siebie chciała co do tego przekonać, jednak zaraz potem dodała, już o wiele ciszej:
- Przynajmniej dla niego...
- W takim razie go nie znasz. Ale spokojnie. Nadrobimy to.
Stwierdziła Lettie, uśmiechając się.
- W końcu musisz zrozumieć też jaka jest twoja i jego teraźniejszość i jaka będzie twoja przyszłość bez niego...
Powiedziała tajemniczo Lettie i pozwoliła Cruz rozejrzeć się po pokoju, w którym stały. A do Cruz szybko dotarło to, że nie były w nim same...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/12/29, 6:37 pm    Temat postu:

Ochh... Ale świetnie to napisałaś, ten moment z małym Bosco, naprawdę. Eksplozja fabryki kokainy, szpital, potem mieszkanie Cruz... I kiedy wszystko sobie przypomina. Te dobre chwile, a i tych złych nie było mało. Jak to w życiu bywa...
Czekam na ciąg dalszy, bo moim osobistym, skromnym zdaniem, ta część była cudna. Nieważne, czy pisałaś ją na szybko, w biegu, czy na stojąco. Mnie się podobało :]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Scully dnia 06/12/29, 10:44 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula.
Gość






PostWysłany: 06/12/29, 10:38 pm    Temat postu:

zajebiste! świetny pomysł.. niecierpliwie przewijałam do konca w nadziei ze jest już całość.. ale niestety:( czekam na dalszą czesć na razie rewelacja! pozdrawiam :*
Powrót do góry
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/30, 1:13 am    Temat postu:

Dziękuję za takie pozytywne komentarze, bo się naprawdę nie spodziewałam Wink

Postaram się coś niedługo dla Was wydziergać ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/01/01, 4:09 pm    Temat postu:

Nowa część. Nie mam pojęcia jak wyszła, bo nie czytałam całości, ale krótka jest, ale po co mam na siłę przedłużać ;p Mam nadzieję, że mimo to się spodoba ;] Taki mały prezent na Nowy Rok ;*


Teraźniejszość


Rozejrzała się dookoła po pokoju. Jej wzrok zatrzymał się na Bosco, stojącym nieopodal. Tym razem już dorosłym, takim jakim go znała, więc szybko domyśliła się, że Lettie pokazuje jej teraz teraźniejszość. Ale co w niej może być takiego nadzwyczajnego dla niej? Przecież ona i Bosco się nienawidzą. On jej nienawidzi. Za to, co się stało ostatnio z Mikey'em. Pocieszał ją tylko fakt, że nic mu się nie stało w tamtej strzelaninie w szpitalu. Jakimś cudem oberwał tylko w ramię. Niegroźnie. Miał wiele szczęścia. Ale bardziej niż on, ona się cieszyła z tego faktu. Teraz jednak daleko jej było do szczęścia, kiedy patrzyła na Bosco miotającego się wściekle po pokoju, w którym, jak zauważyła Ritza, była też jego matka - Rose - a Bosco się na nią wydzierał.
- Maurice, jutro są Święta, jesteśmy rodziną...
- Rodziną?! Jaka z nas rodzina, Mamo?!
Przerwał jej ostro.
- Proszę, nie mów tak...
Szepnęła Rose, starając się go uspokoić swoim cichym głosem i czułym spojrzeniem. On jednak nie potrafił się uspokoić. Był zły.
- Ale tak jest! Nigdy nie byliśmy rodziną. I nigdy nie będziemy.
Powiedział już trochę spokojniej, nieco smutnym tonem. I już miał wychodzić, kiedy Rose ponownie spróbowała, podchodząc do niego i chwytając go za ramię, chcąc go zatrzymać.
- Synku, to tylko Wigilia. Jeden wieczór. Czy choć przez te parę godzin nie możesz...
- Nie, nie mogę!
Warknął Bosco, wyrywając rękę z lekkiego uścisku matki. I wyszedł z domu, głośno trzaskając drzwiami, nie zważając na rozpaczliwe nawoływania matki:
- Ale to twój ojciec!
Bosco jednak jej nie słuchał.
Ojciec? Phi, jaki z niego ojciec! Nigdy przy nim nie był. Ani przy nim, ani przy Mikey'u. Nie interesował się nimi. A Rose? Bił ją. A ona pozwalała mu na to. I pozwalała, by on i Mikey niemal codziennie na to patrzyli. Nigdy tego nie rozumiał i wiedział, że nie zrozumie.
Szedł więc szybko ulicą, by jak najszybciej znaleźć się w domu, w którym przecież i tak nikt na niego nie czekał. Zawsze spędzał Święta z mamą. Ale teraz nie zamierzał. Nie po tym, co się stało. Nie po tym jak jego matka zaprosiła tego dupka na wigilijną kolację, mimo tego wszystkiego co im zrobił - mimo tego, co robił im kiedyś i mimo tego, co zrobił ostatnio - wydał Michaela policji wzamian za jakąś nędzną, w porównaniu z zaufaniem i miłością Mikey'a, nagrodę. Bosco nie był w stanie mu tego wybaczyć. I wiedział, że nigdy nie będzie. Zresztą nawet nie próbował. Nie chciał. Taki cham jak jego ojciec nie zasługiwał na drugą, na kolejną, szansę, jakich jego matka czy Mikey dawali mu tysiące. Ale nie on. On dał mu szansę raz - o jeden raz za dużo.
Szedł ulicą wściekły i mocno wzburzony. By rozładować rosnącą w nim złość kopnął pobliski kontener na śmieci, jakby ten mógł się przewrócić, oddać mu, albo zrobić cokolwiek. Kontener jednak był tylko rzeczą i nie robił nic, kompletnie nic. A Bosco miał tego dość. Kopał więc w niego tak długo, dopóki nie zmęczył się na tyle, by usiąść bezradnie na ziemi, kompletnie zrezygnowany.
Cruz spojrzała na niego z coraz bardziej rosnącym współczuciem. Wiedziała, że Bosco nie lubi współczucia i nie chciała mu go okazywać, jednak nie potrafiła inaczej. Podeszła do niego i usiadła obok, przyglądając się mu uważnym i przenikliwym spojrzeniem, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. I tak się trochę czuła, bo po raz pierwszy zobaczyła łzy spadające mu po policzkach. Nie mogła w to uwierzyć. Jednak patrząc w jego oczy przepłnione taką goryczą i smutkiem zrozumiała, że nie tylko ona jest samotna i nieszczęśliwa w Święta. On też. Ale dlaczego? Ma przecież rodzinę. Popieprzoną, ale jednak jakąś. Ona natomiast nie miała nikogo. Choć patrząc teraz na niego nie sądziła, że mając rodzinę taką jak on byłaby szczęśliwsza. Uśmiechnęła się lekko, zbliżając się do niego jeszcze bardziej. Bardzo chciała go teraz przytulić, ale czuła, że to nieodpowiednia chwila. Starła mu więc tylko delikatnie łzy z policzków. "Starła" choć fizycznie było to niemożliwe. Ona nie była prawdziwa. Nie teraz. Jej tu nie było. Jakby na potwierdzenie jej myśli odezwała się Lettie:
- On cię nie widzi, Ritz.
- Wiem, ale...
Zaczęła Cruz, nie mogąc oderwać od niego oczu. Nie sądziła, że Bosco jest w stanie tak ją zajmować, niemal hipnotyzować... Ale jednak. Bo w tej chwili nie liczyło się dla niej nic poza nim.
Bosco natomiast jej nie widział. Nie wiedział, że tu jest. Nie miał o tym pojęcia. "A może miał? Może podświadomie to czuł?"- myślała Cruz. Zaraz jednak otrzeźwiała - "Nie, na pewno nie". To przecież nie było możliwe. Cała ta sprawa z Lettie, z przeszłością, teraźniejszością, czasem... To było dziwne. I niemożliwe. Na pewno sama to sobie jakoś ubzdurała albo zwyczajnie śni. "Tak, to przecież nie może dziać się naprawdę" - pomyślała i z taką myślą wstała z chodnika i odeszła parę kroków, choć ciężko było jej zostawić Bosco. Zwłaszcza ciężko wtedy, kiedy wyciągnął z kieszeni zdjęcie - ich zdjęcie. Nawet nie pamiętała kiedy zostało zrobione. Siedziała przy biurku i coś pisała, a on stał obok i coś mówił; na szyjach mieli odznaki; byli w komisariacie i zwyczajnie pracowali. Ale dla nich te chwile wspólnej pracy znaczyły coś więcej. A przynajmniej dla niej. Choć zdjęcie, na jakie Bosco teraz patrzył, wskazywało na to, że dla niego też. Cruz nie mogła uwierzyć, że Bosco ma to zdjęcie. Ona też je miała, ale nawet dobrze nie pamiętała gdzie je ostatnio położyła, bo tak często na nie patrzyła, że mogło być właściwie wszędzie. On natomiast miał je przy sobie. Czy zawsze? Cruz nie wiedziała, ale podświadomie była niemal pewna, że tak. Zawsze.
Spojrzała na Lettie, jakby mogła jej ona dać odpowiedź. I dała:
- Ma je przy sobie zawsze.
- Czemu?
Spytała naiwnie Cruz, po krótkiej chwili milczenia, podczas której otrząsnęła się z lekkiego szoku na wieść o tym.
- Ty wiesz.
Stwierdziła tylko cicho Lettie.
- Nie, nie wiem.
Zaprzeczyła jednak Cruz, kręcąc głową.
- Wiesz.
Ucięła krótko Lettie i znowu przeniosła je w zupełnie inne miejsce...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 07/01/02, 5:51 pm    Temat postu:

Achh. Ten fick jest cudny. I zdecydowanie za krótka część, ja wnoszę sprzeciw! Wink
Bosco, Rose, Anthony... Po śmierci i przed śmiercią Mikey'a taka nieprawdziwa rodzina. Jakby Święta miał coś zmienić. Bosco ma prawo mieć żal, bo przeszłość zmienia człowieka na całe życie. Każdy odbiera to inaczej ze swoje doświadczenia.

Czekam na kolejną część. I ma być dłuższa, o! Wink lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 07/01/05, 10:30 pm    Temat postu:

och cudowna kolejna czesc Very Happy ten fick tak mi sie podoba ze czytam kazda czesc dwa razy. raz na tym raz na moim forum Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/01/06, 3:16 am    Temat postu:

Nowe Wink


Przyszłość


Cruz szybko rozpoznała w tym miejscu mieszkanie Bosco. Była w nim raz - parę tygodni temu, by spytać go, gdzie jest Mikey - ale pamiętała jak wyglądało. Typowe mieszkanie kawalera - syf okropny, ale jakoś jej to nie przeszkadzało, choć u siebie miała absolutny porządek i ład. Może dlatego jej to nie przeszkadzało, bo był tam on? Jedyna rzecz, a raczej osoba, jakiej ona u siebie nie miała i której jej naprawdę brakowało. Teraz jednak była z nim, choć wiedziała już, że tylko ona o tym wie - on nie. Obserwowała go jednak bardzo uważnie i mogła przysiąc, że, jakkolwiek to było głupie i nieprawdopodobne, on wyczuwa jej obecność. Patrzyła jak odwraca się niepewnie za siebie i patrzy w jej stronę, a właściwie to patrzy wprost na nią, jakby wiedział, że tu jest. Choć nie wiedział. Bo jak? Bosco pokiwał tylko głową i sięgnął po leżący na stole telefon. Cruz natomiast zastanawiała się nad tym do kogo zamierza zadzwonić i spojrzała pytająco na Lettie, jakby znowu mogła jej udzielić odpowiedzi. Tym razem jednak nie zrobiła tego. Milczała. A Cruz czekała. Bosco wybrał numer. Szybko. Machinalnie. Ritz zakodowała więc, że musi to być numer, który bardzo dobrze zna, z którego często korzysta. Czyżby więc dzwonił do Yokas? Szybko się jednak przekonała, że nie - nie dzwonił do Faith, ale... na komisariat.
- Cześć Szefie, tu Bosco.
Zaczął, patrząc przed siebie trochę nieobecnym wzrokiem. Cruz, nie wiedzieć czemu, przeraziła się widząc go takiego. Wiedziała, że musi mu być ciężko, z taką rodziną, zwłaszcza w Święta, jednak ona też nie miała łatwo.
- Potrzebuje pan kogoś na jutrzejszą nocną zmianę?
Spytał, a Cruz spojrzała na Lettie, coraz bardziej nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Po co Bosco nocna zmiana i to w Wigilię? Jasne, ciężko jest spędzać Święta samemu, ale przecież już na dziennej zmianie będzie kończył o 23, więc coza różnica?
- Tak, wiem, ale mogę zostać na dwóch zmianach. Taaa....
Mruknął, drapiąc się po brwi, w zamyśleniu i lekkim zakłopotaniu.
- Ale zmieniłem plany. Ok, dzięki. To do jutra.
Powiedział, odkładając słuchawkę na stolik. Cruz patrzyła z coraz bardziej rosnącym zdziwieniem na to jak Bosco obojętnie kładzie się na kanapie, tak, jakby nic go już nie obchodziło. I chyba tak było, bo szybko zapadł w sen, nawet nie fatygując się tym, by przykryć się chociaż kocem, bo w końcu na dworze było tak zimno. U Cruz odezwał się więc jakiś uśpiony jak dotąd, opiekuńczy instynkt i szybko nakryła go kocem, patrząc jak Bos przekręca się na drugi bok. Lettie odchrząknęła tylko, wywracając oczami. Wiedziała, że Ritzie naprawdę na nim zależy i pewnie wolałaby tu z nim zostać, ale musiała jej jeszcze coś pokazać, by w pełni wszystko zrozumiała....


***


Tym razem Cruz i Lettie stały przed komisariatem i patrzyły na to jak Bosco żegna się z Faith.
- Na pewno chcesz jeszcze jeździć?
Spytała Yokas, patrząc uważnie na swojego partnera, który niestrudzenie zmierzał do ich wspólnego radiowozu, którego teraz Bosco nie będzie miał z kim dzielić, bo właśnie szedł na nocną zmianę, na której Faith zabrakło, bo w końcu ona miała co robić - miała dzieci i to z nimi chciała spędzić wigilijny wieczór.
- Taak. Chcę.
Odpowiedział tylko Bosco, kiwając głową i uśmiechając się, jakby dodatkowa zmiana była dla niego przyjemnością.
Faith jednak nie do końca w to wierzyła, bo ciężko było nazwać szestanstogodzinny patrol przyjemnością. Poza tym wiedziała, że to chyba pierwsze Święta jakie Bos spędzi całkiem sam. Rose do niej dzwoniła i powiedziała, że jej jedyny syn nie chce spędzić z nią Wigilii, więc wiedziała, że będzie sam. Zaproponowała więc cicho, uśmiechając się niepewnie w stronę przyjaciela:
- Jeśli chcesz to możesz spędzić Święta ze mną i z dziećmi. Emily i Charlie na pewno się ucieszą, bo się za tobą stęsknili.
- Taak, ja za nimi też.
Mruknął Bos, zaraz jednak dodając:
- Ale nie chcę wam siedzieć na głowie.
- Nie no, daj spokój, Bos...
Zaprotestowała szybko Yokas, on jednak nie dał jej mówić dalej, bo wiedział swoje - nie powinien się teraz mieszać w jej relacje z dziećmi, nie po tym, co się stało pomiędzy nią, nim i Fredem. Za dużo tego było - za dużo niewyjaśnionych spraw, za dużo podejrzeń, za dużo podtekstów w ich przyjaźni, za wiele bólu, by tak po prostu mogli wrócić do tego, co było przed postrzeleniem Faith i przed jej rozwodem z Fredem...
- To ty daj spokój, Faith. Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam. I nie obraź się, ok? Ale na pewno się spotkam z dzieciakami, jak będą chciały.
- Chcą.
- Więc się odezwą.
Stwierdził, wzruszając ramionami i wsiadając do radiowozu. Faith pochyliła się nad otwartą szybą auta i powiedziała:
- Odezwą, Bosco. A ty trzymaj się ciepło. Jakoś zimno jest. Nie zapomnij włączyć ogrzewania.
Przypomniała mu.
- I załóż czapkę.
Dodała, uśmiechając się i wciskając mu na głowę granatową policyjną czapeczkę.
- Jasne, mamusiu.
Odpowiedział tylko Bos, odwzajemniając jej uśmiech.
- Wesołych Świąt i pozdrów Em i Charliego.
Mruknął, cmokając ją delikatnie w policzek.
- Jasne, dzięki.
Odpowiedziała i pomachała mu na pożegnanie, kiedy odjeżdżał z parkingu, by znowu poświęcić się pracy, która, choć ją kochał, nie była spełnieniem jego marzeń w Święta Bożego Narodzenia. I Cruz o tym doskonale wiedziała, patrząc jak Bos jedzie przed siebie, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się na drodze, a już na pewno nie na to, co dzieje się na ulicy, na której zawsze było pełno przestępców. I to bardzo ja niepokoiło. Wiedziała, że coś się stanie. Czuła to. I miała rację. Bosco był tak rozgoryczony, roztargniony i zmęczony, że nawet nie zauważył jadącej z naprzeciwka ciężarówki... Nie miał szans. I Cruz o tym wiedziała. Wiedziała. I czuła, że brakuje jej w płucach powietrza, kiedy usłyszała trzask zgniatanego metalu, a potem krzyki jakiś ludzi, wołania o pomoc, dochodzące nie z roztrzaskanego wręcz radiowozu, którym chwilę temu jechał Bosco, JEJ Bosco, ale z ciężarówki, której kierowca najwyraźniej był cały. Za to Bosco nie. Nie był cały. Nie był. Cruz nie musiała nawet patrzeć, by wiedzieć co się stało. Stan radiowozu nie pozostawiał żadnych złudzeń, tak samo jak późniejszy odgłos zapinanego czarnego worka koronera i smutne twarze Carlosa i Holly, którzy przyjechali na miejsce parę minut po wypadku. O parę minut za późno, o wiele za późno...


***


- Lettie...
Jeknęła Cruz, zaciskając mocno powieki, by pozbyć się obrazu zniszczonego radiowozu ze swojej głowy, z trudem łapiąc powietrze.
- Co to do cholery ma znaczyć??? Co? Co ja mam z tym wspólnego???
Zanim jednak siostra odpowiedziała na jej pełne histerii pytanie przeniosła je obie do Szpitala Miłosierdzia, gdzie byli już Faith, Davis, Sully, Swersky, Carlos, Holly, Grace, nawet Jimmy i Kim... Cała masa ludzi. Mniej lub bardziej jej znanych. Ale wszyscy płakali. Mniej lub bardziej dyskretnie. I wszyscy cierpieli. Ale czy ktokolwiek cierpiał tak jak ona? Ona to widziała, ona to przeżyła. Tak, przeżyła. Czuła sie tak, jakby to przeżywała razem z nim. A może i tak było?
- Lettie... Proszę... Powiedz, że to...
Zaczęła, jednak nie dokończyła, gdyż zobaczyła jak do szpitala wchodzi Rose, wsparta na ramieniu Anthony'ego. Była przerażona, rozbita, niepewna... Nie była sobą. Była nikim. Bo właśnie straciła drugiego syna i nie został jej nikt. Nie miała nawet siły powstrzymywać spadających jej po policzkach hektolitrów łez. Płakała, bo co innego jej pozostało? Faith podeszła do niej, choć sama była zrozpaczona i nie mogła powstrzymać szlochu. Przytuliła jednak Rose, choć nie sądziła, by to jakkolwiek ukoiło jej ból.
- Powiedział, że mnie nie zostawi, że nie umrze przede mną...
Zawyła Rose, chowając twarz w dłoniach.
- Rose...
Szepnęła tylko Faith, głaskając ją uspokajająco po plecach. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Bo czy jakiekolwiek słowa mogły ją teraz pocieszyć?


***


- Lettie...! Cholera, jasna!
Wrzasnęła Cruz, starając się powstrzymać napływajace jej do oczu łzy.
- Dlaczego?! Kurwa, no...!
- Ritza, uspokój się. To się nie stało!
Powiedziała Lettie, chwytając siostrę za ramiona, by choć trochę się uspokoiła i przestała histeryzować.
- Jak to nie? Widziałam...
Zaczęła Cruz, wyrywając się z jej ramion i zaczynając chodzić w te i z powrotem, kompletnie bez celu, tym razem już po swoim mieszkaniu.
- To była przyszłość, Ritz. Widziałaś przyszłość. Możesz jej zapobiec.
Wyjaśniła spokojnie Lettie, patrząc jak twarz Cruz nieco łagodnieje i jej siostra trochę się uspokaja.
- Możesz temu zapobiec.
Powtórzyła, a Cruz spytała, nie do końca rozumiejąc:
- Ale jak?
- Pomyśl.
Odpowiedziała tylko Lettie i zniknęła, zostawiając Ritzę samą z tym problemem, z tą decyzją, która mogła zaważyć na życiu człowieka, którego kochała, tak bardzo kochała...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 07/01/06, 7:03 pm    Temat postu:

Zajebiste Very Happy wzruszajace i cudowne.

Cruz napisał:
Nie miał szans. I Cruz o tym wiedziała. Wiedziała. I czuła, że brakuje jej w płucach powietrza, kiedy usłyszała trzask zgniatanego metalu, a potem krzyki jakiś ludzi, wołania o pomoc, dochodzące nie z roztrzaskanego wręcz radiowozu, którym chwilę temu jechał Bosco, JEJ Bosco, ale z ciężarówki, której kierowca najwyraźniej był cały. Za to Bosco nie. Nie był cały. Nie był. Cruz nie musiała nawet patrzeć, by wiedzieć co się stało. Stan radiowozu nie pozostawiał żadnych złudzeń, tak samo jak późniejszy odgłos zapinanego czarnego worka koronera i smutne twarze Carlosa i Holly, którzy przyjechali na miejsce parę minut po wypadku. O parę minut za późno, o wiele za późno...


wzruszylam sie w tym momencie

czekam na kolejne swietne czesci


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/01/13, 3:58 pm    Temat postu:

Kolejna, ostatnia część. Mam nadzieję, że jakoś wyszła. Wink Miłego czytania :* Very Happy


Bosco


Cruz obudziła się na kanapie. Od razu zerwała się na równe nogi i rzuciła okiem na zegarek. Była 22:40. Dzień Wigilii. Za 20 minut Bosco kończył dzienną zmianę i zaczynał nocną, na której miał zginąć! Cruz nie wiedziała czy ma wierzyć w to co widziała, jednak postanowiła zrobić coś, by temu zapobiec. W końcu naprawdę nie mogła go stracić. Kochała go - i tego była absolutnie pewna. Sięgnęła po telefon, szukając jednocześnie kluczyków od samochodu. Przewracała nerwowo papiery, które kłębiły się na jej stole, bo ostatnio zaczęła pracować dwa razy ciężej i zabierała pracę do domu, by nie myśleć o przytłaczającej ją wręcz samotności. Szukała dalej, przeglądając każdą szufladę i szafkę, ale jakoś nie mogła znaleźć tych pieprzonych kluczy. Wybrała więc szybko numer Bosco z nadzieją, że odbierze i jakoś odwiedzie go od pomysłu podwójnej świątecznej zmiany. On jednak jak na złość nie odbierał, a Cruz nie wiedziała kompletnie co ma robić. Narzuciła więc szybko kurtkę i wybiegła z domu, nie zwracając uwagi na to, że jest środek zimy, a ona ubrana jest tylko w krótką spódniczkę i cieńką bluzeczkę. Podbiegła przed siebie, do najbliższej stacji metra...


***


- Odbiło jej czy jak?
Mruknął Bosco, patrząc na ciągle dzwoniący telefon, na którym wyświetało się ciągle to samo imię - Cruz.
Nie wiedział co się dzieje, bo Cruz nigdy do niego nie dzwoniła. Nigdy. Nawet w sprawach służbowych. A teraz, w wigilijny wieczór, Bos tym bardziej nie miał pojęcia czego sierżant może od niego chcieć. Po raz kolejny więc odrzucił połączenie i wyłączył telefon, zanim schował go do kieszeni.
- Może powinieneś odebrać.
Stwierdziła Faith, pijąc kawę i zerkając na niego kątem oka.
- Po co?
- No nie wiem. Nie uważasz, że to dziwne, że do ciebie dzwoni?
Spytała, a Bosco rzeczywiście tak uważał - to było dziwne.
Ale nie dlatego, że dzwoni w ogóle, tylko dlatego, że dzwoni tak późno, dopiero teraz. W końcu kiedy byli razem nigdy specjalnie się nim nie interesowała. To on do niej przychodził, on dzwonił, on prosił, on nalegał... Ona miała go gdzieś. A przynajmniej tak mu się zdawało. Ale czy na pewno? Bo czy dzwoniłaby do niego w Wigilię, tak bez powodu?
- Może powinieneś odebrać.
Zaproponowała ponownie Yokas, biorąc kolejny łyk kawy.
- Są Święta.
Dodała, widząc zdziwione spojrzenie swojego partnera.
- Nie dzwoniłaby chyba, gdyby to nie było nic ważnego.
Powiedziała, ale zaraz machnęła lekceważąco ręką:
- Zresztą, nieważne. Rób co chcesz, Bos. To twoje sprawy. Znaczy wasze.
Dodała kąśliwie, parkując przed komisariatem.
- Daj spokój...
Jęknął Bosco.
- Dobrze wiesz, że my nie mamy swoich spraw.
Powiedział, bo w tej chwili naprawdę tak myślał.
Choć coraz częściej łapał się na tym, że mimo wszystko Sierżant Maritza Cruz zawsze w jakiś sposób będzie obecna w jego życiu. Mniej lub bardziej, ale będzie. W końcu był z nią, kochał się z nią, pracował z nią, kochał ją... Kochał?
- Skoro tak mówisz.
Ucięła krótko Yokas, wyrywając go z rozmyślań i idąc do komisariatu, by się przebrać. Bosco poszedł za nią, choć nie wiedział po co, bo przecież to nie z Yokas spędzi Święta, bo ona ma swoją rodzinę, dzieci i to z nimi będzie. Nie z nim. On jak zwykle będzie sam...


***


Równo o 23 była na komisariacie. Nie wiedziała jak jej się to udało, ale była. Przemarznięta, przemoczona od padającego śniegu, pobiegła po schodach do sali odpraw w poszukiwaniu Bosco lub szefa, który powie jej gdzie on jest. Zastała jednak tylko szefa.
- Cześć, szefie.
Wyspała, ciężko łapiąc powietrze.
- Nie wie pan gdzie jest Bosco?
Spytała, z trudem oddychając.
- Zaczął właśnie nocną zmianę. Pięć minut temu była odprawa.
Odpowiedział, patrząc na nią z ogromnym zaskoczniem, kiedy szybko zbiegała po schodach do szatni. Tam jednak również nie było Bosco, tylko Davis, który patrzył na nią z otwartymi ze zdziwieniem ustami. Wyglądała... nie tyle, co koszmarnie, ale dziwnie rozczulająco. Była cała przemoczona i Davis nabrał ogromnej, zaskakującej i nieco go nawet przerażającej, ochoty, by ją przytulić i otulić kurtką. Oczywiście jednak nie zrobił tego, tylko spytał:
- Co się dzieje, Cruz? Wyglądasz...
- Koszmarnie, wiem.
Przerwała mu w połowie, rozglądając się z nadzieją po szatni.
- Nie wiesz gdzie jest Bosco?
- Nie...
Odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Zaczął nocną zmianę.
- Tyle wiem. Ale gdzie jest teraz?
- Chyba na parkingu. A dlaczego pytasz?
Cruz jednak już nie odpowiedziała tylko pobiegła w stronę parkingu, mając nadzieję, że się nie spóźniła. Nie zniosłaby tego. W końcu jak narazie wszystko toczyło się tak jak pokazała jej to Lettie - Bosco wybierał się na nocną zmianę w Wigilię - więc to wszystko musiało być prawdą, a ona, nie mogąc jej znieść, musiała jej zapobiec. Rozjerzała się po parkingu z obłędem w oczach. Zobaczyła go jak wsiada do radiowozu i odpala silnik. Niemal słyszała jego rozmowę z Yokas, choć przecież była za daleko, o wiele za daleko, by móc ją słyszeć...

- I załóż czapkę.
Powiedziała Faith, uśmiechając się w stronę siedzącego w radiowozie Bosco, wciskając mu na głowę granatową policyjną czapeczkę.
- Jasne, mamusiu.
Odpowiedział tylko Bos, odwzajemniając jej uśmiech.
- Wesołych Świąt i pozdrów Em i Charliego.
Dodał, cmokając ją delikatnie w policzek.
- Jasne, dzięki.


Nie chcąc tracić ani chwili i wiedząc o tym, że jeśli Bosco ruszy spod komisariatu, wszystko skończy się tragicznie, zawołała: "Bosco, zaczekaj!", biegnąc niestrudzenie w tamtą stronę, choć omal nie przejechałby ją jakiś radiowóz i karetka.
- Kurwa, Cruz, uważaj jak idziesz!
Warknął na nią Carlos, wychylając się zza okna karetki. Ona jednak kompletnie go zignorowała. Nie miała czasu, by wdawać się w słowne potyczki z Nieto, który zawsze miał coś do powiedzenia - coś, co nigdy nie było na miejscu. Choć tym razem jego słowa sprawiły, że ludzie dookoła zaczęli zwracać na nią uwagę i nawet Bosco wysiadł z radiowozu, co Cruz uznała za dobry znak. Jak jednak miała mu teraz wytłumaczyć co tu robi i czego od niego chce?
- Hej...
Zaczęła więc, starając się złapać trochę powietrza.
- Co?
Spytał Bosco, patrząc na nią uważnie. I ku jego zaskoczeniu mu też udzieliła się wcześniejsza chęć Davisa, by otulić Cruz jakąś kurtką. Tylko, że w przeciwieństwie do Ty'a on to zrobił.
- Jak ty wyglądasz? Zwariowałaś, nie widzisz jaka jest pogoda...?
Mruknął, zarzucając jej na ramiona swoją służbową kurtkę.
- Bosco...
Zaczęła Cruz, spoglądając mu w oczy i nie trącąc nawet chwili takiej bliskości między nimi, jakiej nie było już dawno.
- Nie jedź.
Powiedziała, zamykając drzwi radiowozu, jakby bała się, że zaraz do niego wsiądzie i odjedzie, zostawi ją, jednak tym razem na zawsze, na co absolutnie nie mogła pozwolić.
- O czym ty mówisz? Pracuję teraz i nie mogę nie jechać.
Powiedział, odsuwając się od niej. Cruz popatrzyła na niego z lekkim strachem. Jak to nie może nie jechać? On nie może jechać! Ale jak miała go do tego przekonać?
- Ale Bosco...
Zaczęła, nie dając mu odejść, czy chociażby na chwilę się od niej odwrócić.
- Nie możesz jechać!
Niemal krzyknęła.
- Są Święta.
Dodała, widząc zaskoczenie na jego twarzy, spowodowane jej nagłym sprzeciwem.
- A co ci do tego?
Spytał, już nieco poirytowany. Cruz wiedziała, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli to Bosco się wkurzy i odjedzie. A w tej chwili nie była w stanie wymyślić kompletnie nic, więc zdecydowała się powiedzieć prawdę, zupełnie nie zważając na Yokas stojącą obok i obserwującą tą całą sytuację z ogromym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- To, że... Bosco... Ja nie chcę, byś jechał.
Wyszeptała, prawie niesłyszalnie. Zaraz potem, zanim Bos zdążył cokolwiek odpowiedzieć lub po prostu odwrócić się i odejść, dodała jeszcze ciszej:
- Nie chcę, bo mi na Tobie zależy.
- Cruz, o czym ty...
Zaczął, jednak nie dokończył, bo już wiedział, co Cruz chce mu powiedzieć i co najważniejsze i najbardziej dziwne on wiedział też co jej odpowie.
- Kocham Cię.
Wyszeptała Ritza, choć te słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
- Naprawdę i nie chcę, byś jechał. Po prostu nie jedź, ok? Proszę...
Zaczęła mówić, chcąc odwlec reakcję Bosco na to, co przed chwilą usłyszał, bo bała się, że on nie czuje do niej tego samego. Było chyba jednak zupełnie inaczej, bo Bosco zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem, w którym oboje całkowicie się zatracili, zupełnie nie zważając na przechodzących wokół policjantów, sanitariuszy czy strażaków, bo w tej chwili nic poza nimi się nie liczyło...


KONIEC


by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 07/03/31, 1:52 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 07/01/23, 4:44 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

- Bosco...
Zaczęła Cruz, spoglądając mu w oczy i nie trącąc nawet chwili takiej bliskości między nimi, jakiej nie było już dawno.
- Nie jedź.
Powiedziała, zamykając drzwi radiowozu, jakby bała się, że zaraz do niego wsiądzie i odjedzie, zostawi ją, jednak tym razem na zawsze, na co absolutnie nie mogła pozwolić.


Ochh, ten moment jest słodki... Prawie się rozpłynęłam... Wink

Ogólnie całokształt ficka bardzo, ale to bardzo mi się podobał. Cruz, wędrująca po retrospekcjach i jednocześnie martwiąca się o Bosco, starająca się by nic złego mu się nie stało.
Cudo. Jedna z Twoich fickowych perełek Wink Jestem pod wielkim wrażeniem
i wielki szacunek dla Ciebie (: ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin