Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 Stir of Echoes

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/02, 6:08 am    Temat postu: Stir of Echoes

Autor: YokasCruz
Tłumaczenie: Cruz

Parę słów na początek: Opowiadanie mi się bardzo spodobało Wink Jest... Hmmm... Trochę inaczej niż w serialu. Napiszę jak, żebyście potem nie byli zbytnio zaskoczeni: Cruz i Faith się lubią (!!!). A poza tym fanfic jest zarówno dla fanów pary Bosco&Cruz jak i Bosco&Yokas, chociaż chyba nawet bardziej dla fanów Bosco&Yokas, tak myślę Wink Miłego czytania.

"Stir of Echoes"

Bosco stał samotnie, patrąc jak inni ociągają się leniwie, by wyjść. Nie patrzył na dół, na trumnę, która teraz była wolno spuszczana do ziemi. Na pogrzeb przybyło wielu ludzi, znanych i mniej znanych. Zawsze, kiedy umierał policjant wielu nieznajomych przychodziło na pogrzeb, by okazać szacunek, wielu pocieszało go po jego wielkiej stracie, ale on tylko tego słuchał. Był jak sparaliżowany, nie był zdolny do tego, by czuć jakiekolwiek emocje, jakiekolwiek poza bólem i smutkiem. Nie mógł pogodzić się z jej śmiercią i z tym jak to się stało. Nie mógł pogodzić się z faktem, że ona naprawdę odeszła.

"Przez całe moje życie, zawsze wierzyłem, że ludzie się nie zmieniają, wiesz? Myślałem, że to po prostu niemożliwe", powiedział Bosco. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że ona jest przy nim. Czuł jej obecność na długo przed tym, zanim stanęła obok niego. "Ona udowodniła mi, że się myliłem. Zmieniła się, naprawdę się zmieniła, zrobiła to dla mnie i dla Lettie. Umarła jako inny człowiek."

"Wiem, Boz", jej głos był cichy, prawie jak szept. "Wiem."

Bosco odwrócił się w jej stronę i mówił dalej. "Umarła udowadniając - udowadniając sobie - że się zmieniła, że była inną osobą, nie tą samą kobietą, jaką była pięć lat temu. Była lepszą osobą. Boże...Nie widziałem tego, aż do teraz. Patrzyłem na nią przez pryzmat jej dawnych błędów i nie zauważałem, że jest naprawdę wspaniałą osobą. Możesz w to uwierzyć?"

"Tak, mogę", jej ton był smutny, ciężko jej było na sercu, a oczy miała mokre od łez.

"Nie zasłużyłem na nią."

"Kochała cię."

"Zasłużyła na więcej, więcej niż mogłem jej dać", powiedział Bosco łamiącym się głosem. Podniósł ręce i zakrył nimi twarz. Był załamny. Jego nogi były niczym z waty, ale wiedział, że ona go złapie, zanim zdąży upaść. Jej dłoń odruchowo złapała go za ramię, a jej druga ręka zawijała się wokół jego ramion.

"Nie mogę tu być, Faith."

"Chodź, zawiozę cię do domu."

Bosco chętnie poszedł za nią do samochodu.

**************************************************

Faith stała i patrzyła na liczne ciała wkładane do worków przez koronera. Sprawa była brutalna i okrutna, najgorsza jaką widziała przez lata bycia policjantką. Ale jako detektyw bardziej musiała zagłębiać się w sprawy, by rozwiązać te zbrodnie, odkryć ich motyw, znaleźć winnych.

Rzuciła okiem w prawą stronę, patrząc jak jej partner zmierza w jej stronę. Miał srogie spojrzenie, bo właśnie mijał ciało siedmioletniej dziewczynki, jednej z wielu ofiar krwawej bitwy, ofiar, które zostały pozostawione, by mogły umierać w męczarniach. Uderzyło to w niego mocno, dlatego, że ofiarą było dziecko, to uderzyło mocno w ich obu.

"Wszystko dobrze?" To było pierwsze pytanie, jakie padło z jej ust, kiedy tylko stanął obok niej.

Oparł się o maskę ich samochodu i skrzyżował ramiona na piersi.

"Nic mi nie jest." Odpowiedział i odwrócił się w jej stronę, by zobaczyć jej delikatny wzrok. Uśmiechnął się do niej, chcąc ją przekonać, że rzeczywiście nic mu nie jest. "Odebrałem tylko telefon od Jelly`ego, powiedział, że zostawia tę sprawę nam."

"Czyli jesteśmy szczęściarzami?" Przetarła oczy ręką. Była zmęczona. Bycie detektywem sprawiło, że spała coraz krócej. To był dla niej za wielki horror, za wielkie przerażenie, za wiele emocji, dobrych i złych, wszystko raziło ją w tej pracy.

"Zbadałaś miejsce przestępstwa?"

Faith pokiwała głową. "Tak, byłam tu już zanim przyjechałeś. W sumie sześć ofiar, najstarsza 33 lata, a najmłodsza siedem, istny horror. Ten człowiek, ten który to zrobił, nie przejmował się tym, kogo zabija, wybierał ja chybił trafił."

"Siedem lat, Jezu Chryste.... Musimy złapał sukinsyna, który to zrobił, Faith."

"Złapiemy, Boz. Złapiemy."

**************************************************

"Tatuś!"

Bosco szybko podniósł do góry dwół i pół letnią dziewczynkę i mocno ją do siebie przytulił. Pocałował ją w policzek, kiedy tylko wszedł do mieszkania. Faith zamknęła za sobą drzwi i poszła za Bosco do salonu

"Cieszę się, że jesteś w domu tatusiu, tęskniłam."

"Też za tobą tęskniłem, Lettie." Powiedział Bosco i spojrzał na córkę. Czuł się tak, jakby patrzył w lustro, tak bardzo była do niego podobna, jak jego własne odbicie, ale jej oczy. Lettie miała oczy matki. "Jak się ma moja mała dziewczynka?"

"Świetnie!", krzyknęła Lettie, kiedy Bosco postawił ją spowrotem na ziemi. Twarz Lettie rozjaśniła się, kiedy zobaczyła Faith, stojącą za jej tatą. "Ciocia Faith!", krzyknęła radośnie biegnąc w stronę Yokas. Wskoczyła w wyciągnięte w jej stronę ramiona.

"Cześć, malutka." powiedziała zdławionym głosem. Czuła napływające do oczu łzy, kiedy mocniej przytuliła Lettie. Bosco stanął za nimi i przez krótką chwilę napotkał wzrok Faith. Smutek w jego oczach łamał jej serce. Bosco uśmiechnął się słabo i wszedł do salonu, gdzie czekała Emily. Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy go zobaczyła.

"Hey, Boz." Przywitała się delikatnie.

"Była grzeczna?" Spytał spuszczając wzrok, by nie widzieć współczucia w jej oczach.

"Była wspaniała, jak zawsze. To takie dobre dziecko. Oglądałyśmy trochę kreskówek i rysowałyśmy".

"Dzięki, Em."

"Żaden problem. Cześć, mamo." Powiedziała Emily widząc jak chwilę później Faith wchodzi do pokoju wciąż trzymając Lettie w ramionach. "Dobra, ja lecę. Dzwoń kiedy tylko będziesz potrzebował opiekunki, Bosco."

"Jasne. Dzięki." Emily zbliżyła się do niego, tak że mogła wyciągnąć ramiona i objąć go za szyję. W pierwszej chwili Bosco był oszołomiony jej gestem, ale powoli objął ją ramieniem i dotknął jej pleców. Pocałował ją delikatnie w policzek.

"Dbaj o siebie, Bosco", wyszeptała Emily zanim się od niego odsunęła. Pocałowała matkę w policzek i wyszła z mieszkania.

"Muszę się położyć", powiedział Bosco odwracając się i patrząc na Faith.

Faith kiwnęła ze zrozumieniem głową. "Idź, zostanę z nią", zapewniła go i ponownie skupiła swoją uwagę na Lettie, która teraz zajęta była budowaniem wieży z klocków. Przez chwilę Bosco po prostu wpatrywał się w swoją córeczkę, wycierając oczy mokre od łez, które w każdej chwili mogły spłynąć mu po policzkach. Westchnął ciężko, zanim się odwrócił i poszedł do łóżka się położyć.

**************************************************

Rok zajęło Bosco powracanie do zdrowia, po obrażeniach jakich doznał, kiedy uratował Faith życie w szpitalu Miłosierdzia, kiedy to przyjął na siebie cztery kulki przeznaczone dla niej. Kiedy tylko doszedł do siebie dostał automatycznie awans na detektywa, w uznaniu zasług. Zasłużył na ten awans i na nowe stanowisko. Był też znowu partnerem Faith.

Teraz pracowali w tym samym biurze, przy dwóch biurkach. Życie było dobre dla Bosco. Niedawno odnowił swój związek z sierżant Maritzą Cruz, a teraz było między nimi naprawdę dobrze. To nie było tak, że chcieli do siebie wracać, to była raczej jedna noc zakrapiana alkoholem, jednorazowy seks, w wyniku którego Cruz zaszła w ciążę i urodziła córeczkę, której nadała imię Lettie, po swojej zmarłej siostrze. Ale po narodzinach ich córki, Bosco zmienił zdanie odnośnie Cruz i uwierzył, że naprawdę się zmieniła.

Faith, która zbliżyła się do Cruz podczas rekonwalesencji Bosco, akceptowała ich związek i kochała Lettie jak własną córkę. Kochała Lettie w taki sam sposób w jaki Bosco przez te wszystkie lata kochał Emily i Charliego. Faith naprawdę cieszyła się ich szczęściem.

"Myśli o tym, by odejść", powiedział Bosco przerywając ciszę. Przestał pisać raport i spojrzał na Faith.

Faith oderwała się od biurka i spojrzała mu w oczy. "Dlaczego?"

"Chcę spędzać więcej czasu z Lettie. Zostać w domu, być prawdziwą mamą. Powiedziałem jej, że cokolwiek zrobi będzie dobrze. Moja pensja wystarczy..."

"A co będzie jak Lettie pójdzie do szkoły? Ma prawie trzy lata, Boz. Nie myśleliście o tym, by posłać ją do przedszkola?"

Bosco spuścił wzrok i spojrzal na swoje dłonie. "Przedszkole", powtórzył cicho. "Boże, nie mogę uwierzyć, że ona tak szybko rośnie."

"Tak... Emily zaczyna właśnie trzeci rok studiów, Charlie pierwszy. Em ma nawet własne mieszkanie i nowego chłopaka, miły gość, chce być lekarzem. Fred i ja mamy szczęście, że mamy wystarczająco mądre dzieci, by skończyły studia."

Bosco uśmiechnął się w jej stronę. "Tęsknię za nimi. Nie rozmawiałem z nimi od miesięcy."

"Powiem im, żeby do ciebie zadzownili."

"Fajnie. Więc... Jak tam twoja randka z Jellym?", spytał zmieniając temat, chcąc dowiedzieć się czegoś o jej życiu miłosnym.

"To nie była randka, Boz. Poszliśmy tylko na drinka", poprawiła go Faith, rzucając mu groźne spojrzenie. Bosco tylko się roześmiał.

"Hey!", przywitała się Cruz zaglądając do ich biura.

"Hey, co tam?", na twarzy Bosco pojawił się głupkowaty uśmiech. Cruz również się uśmiechnęła, ale uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, kiedy przypomniała sobie po co przyszła do ich biura.

"Przyszłam w sprawie waszej sprawy. Ten morderca, zrobił błąd. Mamy świadka, który może go zidentyfikować. Jest teraz z rysownikiem. Powinni niedługo skończyć."

"Dzięki, Cruz", powiedziała Faith.

"Żaden problem", odpowiedziała Cruz i mrugnęła do Bosco, kierując się do wyjścia. Bosco zwrócił się do Faith, że znowu mają poważną sprawę zabójstwa.

Faith kiwnęła głową i wstała zza biurka, pozwalając Bosco, by narzucił na nią płaszcz. "Spadajmy stąd. Jeśli będziemy mieć szczęście złapiemy tego drania zanim jeszcze kogoś zabije."

**************************************************

Swersky powiedział mu, że może wziąć tyle wolnego ile będzie chciał, ale Bosco wrócił do pracy już trzy tygodnie po pogrzebie Cruz. Spotkał się z dużym sprzeciwem kapitana, który kazał mu zostać w domu choć trochę dłużej, ale siedzenie w domu doprowadzało Bosco do szału. Musiał coś robić, musiał znowu pracować i po intensywnej dyskusji, Swerksy niechętnie pozwolił Bosco wrócić na posterunek.

Spotkał się z ciepłym przyjęciem od każdego, kogo napotkał na swojej drodze. Chociaż zawsze nienawidził ludzi, którzy traktowali go zbyt delikatnie, tak jakby miał się zaraz rozpaść, ale tym razem nic go to nie obchodziło. Nawet nie uświadamiał sobie tego jak bardzo wszyscy są dla niego mili, nie miało to dla niego żadnego znaczenia, tak długo jak długo był poza domem i robił coś, by nie pamiętać o tym, że Cruz odeszła. Faith była w ich biurze już pierwszego dnia, kiedy przyjechał do pracy. Nie zadzownił do niej, by powiedzieć, że wraca do pracy, więc zdziwiła się na jego widok, jej oczy były pełne lęku.

"Boz? Co ty tu robisz?", spytała, patrząc mu w oczy. Wstała zza biurka i podeszła do niego. Bosco stał przy drzwiach. Kiedy nie odpowiedział jej złapała go za ramię zmuszając go, by na nią spojrzał. "Bosco?"

"Wróciłem do pracy."

"Nie, nie wróciłeś."

"Wróciłem, Faith", powiedział cierpko patrząc jej w oczy. "Już pokłóciłem się o to ze Swerskym i nie chcę się kłócić z tobą."

"Ja", Faith prawie zabrakło slów ze zdumienia. "Też nie chcę się kłócić, Bosco, ale naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Nie minęło wiele czasu, nadal powinieneś..."

"Nic mi nie jest, Faith", przerwał jej i wyswobodził ramię z uścisku. "Wracaj do pracy", powiedział, wskazując na biurko.

Faith stała przez chwilę w miejscu zastanawiając się czy drążyć temat, czy nie. Po chwili spuściła głowę świadoma swej porażki. Wiedziała, że nie jest w stanie zmienić jego myśli. Westchnęła wracając za biurko.

"To ostatnia sprawa nad jaką pracuję", powiedziała wręczając Bosco teczkę. Wziął ją, otworzył i szybko przejrzał. "Chyba znowu wojny gangów."

Bosco pokiwał głową, ale nic nie powiedział.

**************************************************

"To było dobre", skomentował Bosco patrząc na zdjęcie, które trzymał w ręce. "Jedziemy po ciebie, draniu. Myślisz, że nam uciekniesz? Oh, nie, nie tym razem."

"Bosco, przestań gadać do zdjęcia", powiedziała Faith jadąc ulicami Nowego Jorku. Bosco rozpaczliwie chciał jak najczęściej opuszczać posterunek, był głodny i chciał zjeść coś na mieście, a jedzenie nie wydało się Faith takim złym pomysłem.

"Mówię tylko", zaczął Bosco, ale Faith mu przerwała.

"Mówisz do kawałka papieru, przestań, to mnie wkurza".

"Dobra, jak chcesz", poddał się i odłożył zdjęcie. Patrzył w okno. Faith pare razy zerkała w jego stronę, by sprawdzić, czy nie jest na nią zły, ale nie wydawał się być. Wydawał się być zadowolony, że siedzi z przodu na fotelu pasażera i może patrzeć przez okno.

"Poprosiłem ją o rękę", powiedział Bosco, przerywając ciszę. Faith nie mogła myśleć o niczym innym, jak o tym co przed chwilą jej powiedział. Odwróciła się w jego stronę i popatrzyła na niego. Zatrzymała samochód na środku drogi.

"Co zrobiłeś?", prawie krzyknęła. "Żartujesz, prawda?"

"Nie, mówię poważnie, Faith." Cała jego energia skupiała się na głośnych i wściekłych klaksonach samochodów, stojących za nimi. "Faith! Rusz się! Stoimy na środku dro..."

"Małżeństwo? Bosco... Nie mogę uwie... Nie wiem co...", mówiła, zupełnie ignorując jego słowa, by przestawiła samochód.

"Tak, wiem, to szok, możemy o tym pogadać przy kawie?"

"Bosco musiałeś mi o tym mówić teraz... To szok..."

"Faith, przestaw ten cholerny samochód i to już!", rozkazał, patrząc jej w oczy. Faith momentalnie ruszyła i skierowała się w stronę ich ulubionej kafejki.

"Bosco... Ja...", Faith jąkała się starając się znaleźć odpowiednie słowa. "Gratuluję."

"Naprawdę?", spojrzał na nią. Jego ton zdradzał zaskoczenie. "Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Nie masz nic przeciwko?"

"Dlaczego miałabym mieć? Bosco, małżeństwo to wielki krok, jestem, jestem po prostu szczęśliwa, że w końcu się na niego zdecydowałeś. Jak długo się znamy? I ile razy wspomniałeś o małżeństwie? Cóż... Mimo wszystko...", Faith uśmiechnęła się w jego stronę. "Cieszę się twoim szczęściem, Boz."

"Tak? To... Dzięki, Faith. Pomyślałem o tym na drugich urodzinach Lettie, kiedy tylko popatrzyłem na Ritzę i pomyślałem o tym jak daleko zaszliśmy. Mamy wspaniałą córeczkę, mieszkamy razem, jesteśmy rodzicami, więc dlaczego, by tego nie zalegalizować, racja?"

"Racja."

"Jestem... wow, cieszę się, że nie masz nic przeciwko, Faith. Jestem trochę zaskoczony."

**************************************************

Noc w barze okazała się bardzo złym pomysłem dla Bosco. Wkrótce po tym jak przyjechał do baru, pił jedno piwo za drugim, próbując topić w nim swoje smutki. Kłopoty nie zaczęły się jednak wtedy, kiedy Bosco wypił już sześć piw i zdecydował się wdać w bójkę z dużą grupą facetów na Harley`ach Davidsonach, bo jeden z nich spojrzał się na niego nie tak jak powinien. Na szczęście dla Bosco, Davis i Sully poszli za nim i Davis wyciągnął jego odzankę i powiedział motocyklistom, by się odpczepili.

Chwilę potem, Davis pomagał Sully`emu ciągnąć opierającego się Bosco do czekającej Faith, która była wyraźnie wściekła. Opierała się na masce samochodu, a ręce miała skrzyżowane na piersiach.

"Kto po ciebie dzownił?", warknął w stronę Faith, szarpiąc się z Sullym i Davisem. "Nie chcę byś przy mnie była, Faith. Odejdź."

Jego słowa zabolały ją, ale nie dała tego po sobie poznać. Spojrzała na niego. "Zabieram cię do domu, Bosco. Chodź."

"Nie idę do domu. Jeszcze nie skończyłem pić..."

"Oh, już skończyłeś", powiedziała Faith otwierając drzwi od strony pasażera. "Wsiadaj."

"Odwal się ode mnie!", powiedział i odwrócił się, chcąc odejść, jednak Sully i Davis przytrzymali go.

"Dzięki chłopaki, zajmę się nim", powiedziała Faith uśmiechając się do Davisa i Sully`ego.

"Jesteś pewna, Faith?", spytał Davis. Nie chciał zostawiać Faith samej z pijanym Bosco.

"Tak, jest dobrze", uspokoiła ich.

"Okay", powiedział Sully wahając się lekko zanim puścił Bosco. Davis zrobił to samo, a obydwoje powiedzieli jednocześnie: "Bądź grzeczny, Bosco."

"Uderz mnie, Sul", powiedział kpiąco z drwiącym uśmiechem. Sully i Davis spojrzeli niepewnie na Faith zanim odwrócili się i poszli w stronę baru. Bosco stał przez chwilę osłupiały, jego ramiona opadły na dół. Wpatrywał się w ziemię. Wyglądał jak zagubiony, przerażony, mały chłopiec.

"Chodź, Bosco. Odwiozę cię do domu."

"Nie chcę jechać do domu." Nadal był wściekły, ale Faith nic to nie obchodziło. Złapała go za ramiona i posadziła na fotelu pasażera w samochodzie. Praktycznie wrzuciła go do wozu, zanim zatrzasnęła drzwi. Westchnęła ciężko i poszła w stronę miejsca kierowcy.

**************************************************

"55-Crime, sierżant do centrali, 10-13, 10-13, ranny funkcjonariusz! Powtarzam, ranny funkcjonariusz! Potrzebna karetka u zbiegu Drugiej i Harpera, ścigam podejrzanego, potrzebne wsparcie, podejrzany jest uzbrojony i być może ma kontakt z niedawnym zabójcą!". Jej głosu nie można było pomylić z żadnym innym, bo wiadomość została nadana przez radio. Bosco był okropnie zdenerwowany i przerażony. Właśnie jadł obiad, ale kiedy tylko usłyszał wezwanie wsiadł do samochodu.

"Bosco! Dokąd jedziesz?", zawołała Faith i pobiegła za nim do samochodu, zostawiając obiad.

"Słyszałaś ją, potrzebuje wsparcia, ma naszego gościa."

"Bosco, niech David i Charlie się tym zajmą, to już nie jest twoja robota."

"Nie, Faith. Słyszałaś Cruz. Wiem, że ten gość to ten, ktorego szukamy, jedziemy!" Nie obchodziło go to, jak głośno to wykrzyczał, ale chciał być tam jak najszybciej. Był zdenerwowany, ale na szczęście dla Faith usiadł na miejscu pasażera, więc to ona mogła prowadzić.

“55-Charlie, przyjąłem, 10-13,” głos Sully`ego przeszedł przez radio system.

“55-David, przyjąłem, 10-13.” Davis odpowiedział chwilę po Sullym.

Zarówno 55-Charlie jak i 55-David przyjechali na miejsce po paru minutach. Finney stał z Carlosem i Grace, ponieważ nadal pracował z Cruz, był jej partnerem. Davis i Sully szybko do nich podbiegli, kiedy zobaczyli dwóch detektywów zmierzających w ich stronę.

"Bosco! Faith! Co wy tu do cholery robicie?", warknął Sully, patrząc na biegnących do nich detektywów.

"To był 10-13", powiedział Bosco.

"Tak, przyjechaliśmy jako wspracie. To nie jest już twoja robota, Bosc..."

"Nie mamy czasu się kłócić, Sul. Cruz nadal tam jest", Bosco odwrócił się do nich plecami i szybko zabrał się do szukania Cruz. Davis, Sully, i Faith stali przez chwilę w miejscu zanim poszli za nim.

Czworo z nich podążyło trzema innymi uliczkami. Bosco i Davis poszli jedną drogą, Sully poszedł inną, a Faith ostatnią. Wszyscy wołali Cruz, by łatwiej było ją znaleźć. Nadal jednak nie było słychać żadnego znaku od niej, nawet przez radio i Bosco zacząl się poważnie martwić.

Idąc swoją drogą, Faith skręciła i zobaczyła Cruz, która szarpała się z facetem, który miał nóż i rozrywał nim jej delikatne ciało. Przerźliwy krzyk Cruz dotarł do uszu Faith.

**************************************************

"Gdzie Lettie? Gdzie jest moja córka?", krzyczał Bosco otwierając każde drzwi w swoim mieszkaniu, potknął się o jeden z klocków Lettie. Nie wypił aż tak wiele, by być kompletnie zmarnowanym, ale wystarczająco dużo, by stracić panowanie nad nogami i runąć na ziemię. "Cholera, Faith! Gdzie ona jest?!"

"Powiedziałam Emily, by wzięła Lettie ze sobą do domu", wyjaśniła chcąc pomóc mu wstać. Bosco odepchnął ją od siebie gwałtownie i wstał. Zaklnął, bo znowu wylądował na ziemi. "Bosco, pozwól mi pomóc...", zaczęła Faith, chcąc pomóc mu wstać, ale on ponownie ją od siebie odepchnął.

"Nie potrzebuję twojej pomocy! Nie potrzebuję cię! Trzymaj się ode mnie z daleka!", wrzeszczał, wślizgując się na kanapę.

Faith stała w miejscu, nie pozwalając, by słowa Bosco zrobiły na niej jakiekolwiek wrażenie. Wiedziała, że wcale tak nie myślał, wiedziała, że był zraniony, że musi pogodzić się z bólem. Ale nie mogła mu pozwolić pogodzić się z samotnością. Nie po tym co obiecała Cruz.

"Bosco, musisz pogodzić się ze swoją stratą, to zrozumiałe, ale masz małą córeczkę, która cię kocha i uwielbia..."

"Myślisz, że o tym nie wiem?!" Płakał, kopiąc w stolik do kawy, stojący przed nim. Cała jego zawartość rozsypała się po podłodze. "Nie potrzebuję wykładu od ciebie, Faith. Wszystko czego teraz od ciebie chcę to to, byś oddała mi moją córkę i trzymała się od nas z daleka!"

Faith podeszła do kanapy i usiadła na jej drugim, przeciwnym końcu, wiedząc, że w tej chwili tylko na tyle może sobie pozwolić. "Boz, popatrz na mnie." Powiedziała i złapała go za rękę, nie pozwalajac mu tym razem jej odtrącić. Czekała aż na nią spojrzy, zanim zaczęła mówić. "Wiem, że tak nie myślisz. Wszystko czego od ciebie chcę to to, byś pozwolił mi sobie pomóc. Zaopiekuję się tobą. Znam cię i ty też mnie znasz, dlatego wiesz, że nie mogę tak po prostu odejść."

"Faith", powiedział płaczliwym głosem pochylając się do przodu w jej stronę. .Jego ramiona oplotły się wokół jej talii, kiedy schował twarz w jej ramiona, otworzył się przed nią i pozwolił łzom spadać po policzkach. "Ona na to nie zasługiwała, Faith. Nie zasługiwałem na nią."

“Shh, wszystko będzie dobrze", wyszeptała Faith, delikatnie kołysząc go w swoich ramionach.

"Zawiodłem ją, pozwoliłem jej myśleć, że byliśmy szczęśliwi."

Objął ją mocniej, a Faith spojrzała mu w oczy. "Ale wy byliście szczęśliwi, Boz. Wiem, że byliście."

Bosco potrząsnął głową. "Nie, kłamałem, okłamywałem ją, ciebie, siebie, przez wszystkie te lata. Pozwalałem jej wierzyć w coś czego nie było."

"O czym ty mówisz, Bosco?"

Bosco odsunął się od niej, usiadł po drugiej stronie kanapy, kiedy Faith czekała na odpowiedź. Spojrzał jej w oczy. W jego oczach był smutek, poczucie winy i miłość. To wszystko odbijało się w jego oczach, kiedy na nią patrzył.

"Ona mnie kochała, Faith". Kolejna łza skapywała po jego policzku. "Kochała mnie pomimo wszyskich moich błędów, pomimo tego, że jestem nieudacznikiem, pomimo prawdy."

"Prawdy? Co, Bosco...", powiedziała Faith przesuwając się biżej niego. Delikatnie dotknęła jego policzka."Nie jesteś nieudacznikiem."

Bosco znowu spojrzał jej w oczy. "Jestem", powiedział i otarł kolejną łzę. "Zawiodłem ją... Zawiodłem ją..." Schował twarz w dłoniach, nienawidząc siebie samego za to, że jest zbyt słaby, by spojrzeć jej w twarz. "Nie potrafiłem... Nigdy jej nie kochałem w taki sposób, w jaki chciała. Umarła wiedząc o tym, że jej nie kochałem."

"Wiedziała, Bosco. Wiedziała, że ją kochasz."

Bosco potrząsnął głową. "Ale nie kochałem! Nie widzisz tego, Faith? Nie kochałem jej i ona o tym wiedziała, a mimo tego została ze mną. Nie mogłem jej kochać, bo... Bo..." Wyciągnął rękę w stronę Faith i delikatnie pogładził ją po twarzy.

"Bosco", powiedziała Faith, starając się strącić jego rękę, ale on nadal dotykał jej twarzy, patrząc jej w oczy. "Boz, nie."

"Ty... Ona wiedziała, Faith. Wiedziała, że nigdy nie kochałem nikogo innego tylko ciebie." Przyciągnął ją do siebie tak, że ich ramiona ponownie się złączyły. "I nienawidzę siebie za to."

Faith wreszcie zrozumiała. Jego ból i poczucie winy były wyraźnie widoczne, odkąd dowiedział się o śmierci Cruz, a to dlatego, że on nigdy nie kochał jej tak, jak ona jego. Gdyby Cruz nie zaszła w ciążę po spędzeniu z Bosco jednej nocy, Bosco nadal wahałby się czy powiedzieć Faith prawdę. Ale teraz Cruz odeszła, a Bosco nie czuł nic poza wstydem i poczuciem winy.

"Nie zasługuję na to, by po niej płakać, Faith. Ona jest matką mojego dziecka, a ja ją zawiodłem."

"Nie, Bosco", zaprotestowała Faith biorąc ręce Bosco w swoje dłonie. "Sprawiłeś, że była szczęśliwa, dzięki tobie była lepszą osobą, dzięki tobie i waszej córce. Umarła wiedząc o tym, poprosiła mnie, bym powiedziała ci, że była szczęśliwa, w jej oczach, wcale jej nie zawiodłeś."

Wpatrywali się w siebie przed dłuższą chwilę zanim Bosco wyciągnął w jej stronę ramiona, by ją przytulić. "Dziękuję, Faith. Dziękuję." Zamknął oczy i przytulił ją mocno do siebie.

**************************************************

"Ty sukinsynu!"

Faith nie mogła się powstrzymać, nawet jeśli chciała. Broń, którą trzymała w ręku, wymierzyła prosto w mężczyznę i nacisnęła spust oddając w jego stronę cztery strzały. Potknął się i upadł na plecy. Chwilę potem już nie żył. Jego ofiara wciąż leżała bez ruchu na ziemi, tam gdzie ją zostawił.

"Ritza!"

“Ah”, Cruz czuła przeraźliwy ból, kaszlała krwią, leżała bezradnie na zimnej ziemi. Faith szybko zmiejszyła dystans między nimi, cały czas krzycząc przez radio "10-13". Faith przyjrzała się ranie, krew była wszędzie, zadał jej wiele ciosów nożem, bezlitośnie, rany w brzuchu były najbardziej bolesne.

“Ritza”, Faith chwyciła koleżankę mocno za rękę. "Wszystko będzie dobrze, nic ci nie będzie, słyszysz mnie? Karetka jest już w drodze. Wytrzymaj.”

“Nie mogę, tak mi zimno, Faith.”

Faith natychmiast zdjęła swoją kurtkę i okryła nią Cruz. W jej ustach pojawiało się coraz więcej krwi. "Jestem tutaj, z tobą. Będzie dobrze. Nic ci nie będzie.”

Cruz pokręciła głową, łzy zamgliły jej oczy. “Nie przeżyję, Faith.”

Faith poczuła jak jej samej spadają po policzkach łzy. “Nie mów tak! Nie mów tak, Ritz, przeżyjesz! Skup się, nie zamykaj oczu."

"Za późno” Było jej coraz trudniej oddychać. Cruz kaszlała krwią pare razy, więc Faith wytarła jej usta. “Powiedz Lettie.. Powiedz jej...”

“Nie, nie, sama jej powiesz. Będzie dobrrze.”

“Powiedz, Lettie, powiedz jej, że ją kocham i zawsze przy niej będę.”

“Nie”, głos Faith załamywał się. Nie mogła powstrzymać spadających po twarzy łez. “Ritz, nie.”

“Proszę, Faith.” blagała Cruz, ściskając Faith za rękę. “Powiedz jej to dla mnie.”

Faith pokiwała głową, “Dobrze, powiem.”

“On...”

“Oh, Boże, Ritza.” Faith płakała nie mogąc pogodzić się z tym, co za chwilę się stanie. “Nie mogę cię stracić, on cię nie może stracić.”

“Faith on bedzie cię potrzebował. Zaopiekuj się nim... Zaopiekuj się nim dla mnie... Tylko ty...", wyszeptała z trudem Cruz. Ciężko jej było mówić przez napływające do oczu łzy."Proszę, Faith... Obiecaj mi... Obiecaj, że się nim zaopiekujesz... dla mnie”

Faith pokiwała głową, “Obiecuję.”

Słaby uśmiech pojawił się na twarzy Cruz. Dziewczyna prawie nic nie widziała, obraz rozmywał się jej przed oczami. “Dziękuję ci, Faith. Ty, Faith, byłaś kimś więcej niż moją przyjaciółką.”

“Ritz,” Faith zaczęła ciężko oddychać, zdając sobie sprawę z tego, że Cruz umiera.

“Ty... Kochałam cię jak siostrę.” wyszeptała Cruz, powoli podając Faith drugą dłoń. “Nie zapominaj o tym.”

“Nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę.”

“Bądź szczęśliwa... I powiedz mu... Że ja byłam.”

Cruz poraz ostatni uśmiechnęła się mimo bólu, wydała ostatnie tchnienie, podczas, gdy dźwięk syreny karetki pogotowia stawał się coraz bliższy.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/05/02, 8:44 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/02, 2:10 pm    Temat postu:

O łał. Świetne! Ale dziwnie się czyta - Cruz&Faith bliskimi przyjaciółkami Very Happy Chociaż w pewnym sensie, nawet fajnie Wink Nparawdę bardzo mi się podoba Very Happy I ta mała córeczka Bosco&Cruz, słodkoo Wink

Dobra robota, Cruz ;DD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/02, 7:54 pm    Temat postu: :)

No mi też się dziwnie czytało te teksty z Cruz&Faith i to na końcu: "Kocham cię jak siostrę" Wink W ogóle nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale opowiadanie jak dla mnie świetne, bardzo je lubię Very Happy
Fajnie, że Ci się spodobało Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/05/02, 8:42 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/02, 8:06 pm    Temat postu:

Ja też nie mogę sobie jakoś tego wyobrazić... I jeszcze to "Kocham cię jak siostre" całkowicie mnie rozwala ;D
Swoją drogą ja nie wiem, jak wy tak dobrze tłumaczycie te ficki. Ja nie miałabym do tego głowy, siły i czasu Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/02, 8:23 pm    Temat postu: :)

Ale w sumie to nawet przyjaźń Yokas&Cruz nie byłaby aż takim złym pomysłem, cóż... Bosco mógłby je w sumie zbliżyć do siebie, w końcu obie go bardzo kochały, no, ale w serialu wyszło jak wyszło i zamiast przyjaźni w trosce o Bosco między nimi zrodziła się nienawiść. Cóż... Trochę szkoda, ale naprawdę nie mogę sobie ich wyobrazić jako przyjaciółki (koleżanki tak, ale nie takie przyjaciółki co są dla siebie jak siostry).
Czytam i przy okazji tłumaczę Wink To nie zabiera aż tak wiele czasu, jest nawet przyjemne, pod warunkiem, że trafisz na dobry tekst (tak jak ten), a tych akurat nie brakuje w Necie, bo zagraniczni autorzy fanficów są boscy, po prostu! Chciałabym pisać jak oni, bo zarówno czytanie i tlum. ich opowiadań jest dla mnie ogromną przyjemnością Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/02, 11:55 pm    Temat postu:

Och, ja bym pewnie tłumaczyła jeden tekst całe wieki z tym moim wyszukanym angielskim, którego uczę się rok Very HappyVery Happy Ale za to chętnie poczytam to, co Wy przetłumaczycie, więc tłumaczcie, a ja poleniuchuję Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/03, 1:20 am    Temat postu: angielski

Mój angielski jest kiepski jeśli chodzi o pisanie własne... Albo rozmowę. Ale tłum. idzie mi całkiem nieźle (cóż za skromność Razz). Ale i tak powinnam lepiej znać ten język skoro uczę się go od 9 lat... No, ale w sumie wiadomo jak jest w szkole... Podstawówka do kitu, bo same powtórki i nic nowego (ewentualnie gramatyka), dopiero w gimnazjum zaczeło się robić lepiej i do tego mam fajną nauczycielkę, więc myślę, że jeszcze się podszkolę z tym moim marnym angielskim Wink
A Ty czego chcesz od swojego angielskiego, Scu? Uczysz się dopiero rok??? Z tego co piszesz na zagranicznym forum powiedziałabym, że umiesz lepiej ode mnie, co pewnie jest prawdą, bo jak pisałam ja jestem dobra tylko w tłumaczeniu, ewentualnie mogę oglądać filmy po angielsku jak się uprę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/03, 7:07 pm    Temat postu:

Taa, uczę się rok mojego wyszukanego angielskiego Laughing Zaczęłam w liceum, a przez 6 lat miałam niemiecki. Teraz nie mam niemca, ale mam rosyjskii i angielskii Very Happy Przynajmniej mi się nie myli Wink
Wiesz, może kiedyś się skusze na tłumaczenie jakiegoś fajnego fica... Pomyśle o tym Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin