Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 Here, Now (LOST fick)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/04, 12:16 am    Temat postu:

Super, że coś napisałaś i to do tego tak świetnie jak zawsze! Rozpływam się jak czytam Twoje ficki, są tak genialnie napisane! Very Happy

Typowy Locke, typowy Jack, typowy Sawyer i nie do końca typowa Ana. Wszystko pięknie, naprawdę mi się podoba, zwłaszcza końcówka i te przemyślenia Any. Choć Jacko w Twoim ficku też jest nawet fajny Wink

Czekam na więcej ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 07/04/10, 12:10 pm    Temat postu:

Uhh, dawno tu nic nie pisałam. Trzeba to trochę zmienić Wink Pod wpływem weny udało mi się coś napisać. Miłego czytania.


14.


- Co tam?
- Co zrobiłeś, Sawyer?
- Dlaczego, Doktorku, zawsze podejrzewasz mnie o najgorsze?
Sawyer wepchnął swoje rzeczy do plecaka i zarzucił go na ramię. Omiótł wzrokiem pozostałości po zwiniętym namiocie, upewniając się czy aby
na pewno o niczym nie zapomniał.
Szli ramię w ramię, aż znaleźli się przy reszcie, która czekała na nich przy przewalonej palmie. John, zapatrzony w odległy punkt, przeniósł
na nich wzrok. Kate przestąpiła z nogi na nogę.
- Wy dwaj ruszacie się w tempie konduktu pogrzebowego - podsumowała zgryźliwie Ana.
- Ciesz się, że nie gramy w szachy - Sawyer ukazał jej swoje dołeczki.
Różowobrzoskwiniowe niebo powoli ustępywało miejsca przenikliwej nocy. Księżyc, zaskakująco jasny, zawisł na atramentowym niebie. Zaczęło kropić.
Kiedyś Jack lubił, jak deszcz jęczał i zawodził na brdunych szybach szpitalnych okien, a niebo stawało się ciemnogranatowe od przesiąkniętych niepokojem chmur, rozciągających się nad gmachami budynków. A kiedy z jego życia zaczęła znikać Sarah, mógł siedzieć i wpatrywać się w pływające w wodzie ulice i pozwalał, aby smutek zżerał go od środka.
Któregoś razu, na polecenie jego ojca, do gabinetu weszła ona. To był okres, w którym wyglądał fatalnie - kilkudniowy zarost na twarzy, a w popielniczce niedopałki papierosówa. Sarah stanęła w progu, skrzyżowała ręce na piersiach i pokręciła z politowaniem głową. Tak smutnej jeszcze nigdy jej nie widział.
Smutny zdawał się być zachód słońca w pewien wiosenny wieczór. I ten pacjent spod ósemki bez szans na przeszczep serca, czekający w beznadziejnym smutku na śmierć.
- Chcesz? - pytanie wyrwało mężczyznę z zamyślenia. Zerknął na wyciągnięty w jego stronę batonik, ktróry trzymała Kate.
Jack zamrugał zaskoczony, ale zaraz się uśmiechnął.
- Jasne - wziął od niej smakołyk zawinięty w zielony papierek. - Dzięki.
- Tak właściwie, to co słychać? - zerknęła na niego trochę niepewnie.
- Niewiele.
- To dlaczego jesteś taki wypluty?
- Jaki jestem?
- Wypluty - Kate uśmiechnęła się słabo. - Wiesz, zmarnowany, zniechęcony...
- Nie jestem wypluty - sprostował szybko Jack. - Tylko trochę zmęczony. Kiedyś minie.
- Oby. Jack, po co my to robimy?
Przeniósł wzrok na pozostałą trójkę, która zdawała się być daleko w przodzie. Wzruszył ramionami.
- Bo chyba nic innego nam nie pozostało.
Tutaj, zarówno Ana jak i Locke, przyznaliby mu racje. Nareszcie. Przynajmniej czuł, że zmiany, jakie w swoim życiu dokonuje, dają jakikolwiek efekt. Radził sobie. Tylko czasem było mu ciężko. Mógł winić za to siebie, wszystkich dookoła i tego tam, na górze, bo jak przyjdzie co do czego, człowiek zawsze ma pretensje do Boga. Nawet jak się w niego nie wierzy. I kiedy nikt nie mówi, że będzie łatwo.



Deszcz siekał ją po twarzy. Nie pomogło krycie się pod drzewami, bo i tak byli przemoczeni i zmarznięci. Taka ulewa jeszcze ich nie spotkała; dobrne, ale ciężkie krople przysłaniały widoczność, a niska jak na kilmat temperatura dawała się we znaki.
- Masz suszarkę? - zagadnął Sawyer, przekrzykując strugi deszczu. Włosy całkiem opadły mu na oczy.
Ana klepnęła go w ramię.
- No za co?!
- Chciałam mieć satysfakcję - odbąknęła. - Słuchaj, widziałeś...
- Doktorka? Nie. Powinnaś go lepiej pilnować, bo ktoś gwizdnie ci go sprzed nosa i dopiero będzie płacz.
- Kiepski żart. Tracisz formę.
- Czepiasz się. Jacko złapał okazję u wrócił do domu. Nic dziwnego, facet zwyczajnie zwiał.
- Szkoda tylko, że z twoją panną.
Sawyer zerknął w niebo.
- No dobra, tego nie wziąłem pod uwagę...



Stracił ją z oczu. Jak mu się wydawało - na chwilę. Rozpadało się, a szanse żeby coś zobaczyć były naprawdę nikłe. John chyba wyczuł jego obawy, bo szybko klepnął go w ramię. Mimo deszczu, Jack wychwycił jego spojrzenie.
- Powiedz, że ich znajdziemy - powiedział, patrząc Lockowi w oczy.
- Przecież wiesz, że tak.
Strugi deszczu niczego nie ułatwiały.
- Ana! - zawołał Jack. Wiatr wpychał mu słowa z powrotem do gardła.
- Jack...
- Nie teraz, John. Proszę cię.
- Jack! - usłyszał za sobą. Tym razem to była Kate.
Odwrócił się. Serce zabiło mu mocniej. Locke wodził dłonią, wskazując na wypalony obszar dżungli. Jack poczuł, jakby przed oczami rozmazywała mu się chmura mgły.
- Widzisz? Drzewa, gałęzie - John wykonał nieokreślony ruch w stronę zarośli.
- Jezu.
- A krzaki widzisz?
- Tak! Ale, na Boga, dlaczego...
- Nie zauważyłeś wcześniej, bo trzeba się długo przyglądać. No i deszcz wszystko przysłania. Tutaj prawie nic nie widać, ale z bliska...
- Przecież tu jest z pięćdziesiąt stopni.
Było gorąco, definitywnie. Cała trójka zlustrowała polanę i wypalone na niej drzewa. Jack zmrużył oczy. Logika nie była w stanie rozwiać
dręczących go wątpliwości. Nie wiedział, skąd wziął się nieprzyjemny skurcz w jego żołądku, ale był pewien, że coś w tym wszystkim nie gra.
- John?
- Tak?
- Widziałeś to wcześniej?
- Owszem - odprał i pokiwał zgodnie głową.
- Cały czas?
- Calutki.
- I nic mi nie powiedziałeś?
- Nie, bo wiedziałem, że będziesz drążył sprawę. I miałem rację.



- Trochę mokro.
- Zdaję ci się.
Ana przyzwyczaiła się do bezbarwnych liści, które przyklejały się do nogawek spodni. I do wody, chlupiącej w butach.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jeśli musisz.
- Gdzie ty mnie, do ciężkiej cholery, wywlekłaś?!
- Ja?! Ja cię wywlekłam?! - przystąpiła z nogi na nogę, gotowa żeby odeprzeć atak. - A czy ktoś kazał ci ze mną iść? Nie. Dlatego nie wiem, co tu jeszcze robisz.
- Dobrze wiesz, Lucy.
- Nie wydaje mi się. Oświeć mnie.
- Przecież nie zostawię cię samej - mruknął Sawyer, ale nieco mniej zgryźliwie niż wcześniej. - Kogo jak kogo.
Ana klasnęła w dłonie.
- Świetna scena, Blondi. Brakuje jeszcze, żebyś rzucił się teatralnie na kolana. Ale fakt, wierny z ciebie gryzoń.
- Wiem. Sypniesz mi trochę ziarna?
Uśmiechnęła się do niego. Czyżby oboje żartowali? Zrobiło się przyjemniej. Już nie przeszkadzał jej Sawyer, zimny wiatr i przemoknięte ubranie. Przestało padać.



Jack otworzył oczy. Było mu nienaturalnie niedobrze. Z trudem pwostrzymywał się, żeby nie zwymiotować. Dopiero kiedy usiadł zorientował się, że jest w małym, zakurzonym pokoju. Próbował przypomnieć sobie, co właściwie mogło się stać. W głowie siedziała mu unosząca się para i potężny huk. Dalej pustka. Wielka luka. Jakby ktoś wyciął mu kawałek życia.
Dzrwi zaskrzypiały. Do środka nieśmiało zajrzała blondwłosa. Była niewysoka, ale szczupła. Uśmiechnęła się na widok spoglądającego w jej stronę mężczyzny.
- Witaj, Jack. Jestem Juliet.
Chciał odpowiedzieć, ale piekło go w gardle. Odrząchnął.
- Nie martw się - kontynuowała. Zdawała się być przyjaźnie nastawiona. - Jesteś w dobrych rękach, naprawdę. Pozostała czwróka też.
- Ana i Sawyer też tu są?
- Zaniewieruszyli się i nie łatwo było ich przechwycić. Ale tak, są tutaj.
- Nic jej nie jest? - wychrypiał Jack. Ból głowy wciąż dawał mu się we znaki. - Nic im nie jest?
- Mają się, hm... Raczej dobrze.
Na każde pytanie, Juliet odpowiadała rzeczowo, unikając szczegółów. Jakby nieprawdziwie i sztucznie. Jakby gdzieś na kartce miała napisane co i kiedy ma powiedzieć.
- Co tu robię? - zapytał, ale nadal nie mógł pozbierać myśli. Nie potrafił. Chciał rozmasować obolały kark, ale z niezadowoleniem stwierdził, że ma na rękach kajdanki. - To żart? - uniósł dłonie w górę.
- Procedura - oznajmiła. Szybko podeszła bliżej i spojrzała Jackowi w oczy. Jedno jej spojrzenie i on już wiedział. Wszystko. Że jest tu bezpieczny, że może jej zaufać. Musi.
Juliet usiadła w fotelu na przeciwko i wyciągnęła paczkę papierosów. Poczęstowała Jacka, ale kiedy ten pokręcił głową, sama wyjęła jednego i zaciągnęła się porządnie.
- Dawno powinnam rzucić to gówno - wypuściła powoli dym. - Słuchaj, Jack. Miałam ciekawą konwersację z twoimi przyjaciółmi.
- I?
- I nic. Jakbym waliła głową w mur.
- Ana nie chce gadać - powiedział z nieukrywaną satysfakcją.
- Właśnie. Ana nic nie mów, Kate i John milczą jak groby. O Sawyerze już nie wspomnę. Podejrzewam, że ty też niczego mi nie powiesz.
- Skąd ta pewność?
- Wyglądasz na konkretnego faceta.
- Słusznie. Tak łatwo mnie nie podejdziesz.
- Skoro ze mną rozmawisz, niewiele brakuje. Chcę ci pomóc, Jack.
- Kpisz sobie? - wstał. Trochę za gwałtownie, ale powinien być bardziej stanowczy. - Trzymasz mnie tu, izolujeszcz od bliskich mi ludzi. A jakby tego było mało - wmawiasz mi, że chcesz pomóc. To coś nowego.
- Jeżeli będziesz wpsółpracować...
- Nie będę. Nie wiem kim jesteś, co tu robię, dlaczego, po co, jak i gdzie. Nic nie wiem - wycedził jednym tchem. - Po prostu wyjdź.
- Ale Jack...
- Wynoś się!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/04/15, 2:46 am    Temat postu:

Kurwa, gdzie się podział mój post??

Już pisałam o tej cześci, ale nie ma tego ;(

W każdym razie strasznie się cieszę, że wróciłaś do tego ficka, bo jest świetny. Jack się rozkręca, Ana i Sawyer jak zwykle super, tylko ten Locke. ;-/

Ale tak to wszystko świetne, z niecierpliwością czekam na więcej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin