Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 Pomocna dłoń
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/24, 7:47 pm    Temat postu:

Tak, Bobby jest przekochany! Very Happy Nie to co ten cały Bosco lol
Świetna część, Kinia i chcę więcej tego superowego ficka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/25, 11:10 pm    Temat postu:

och coś mnie tak dzisiaj wzięło na pisanie. ale trzeba odrobić zaległości weekendowe. nie jest długa ale mam nadzieje ze to Was nie zniechęci. dzis pisze po jednym piwku ale mam nadzieje ze tez ok
milego czytania i czekam na komentarze :nice smile :

Część ósma

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przez godzinę można opowiedzieć 7 lat życia. Siedziałam z mamą i czekając aż ojciec się wybudzi, opowiedziałam jej wszystko po kolei. Od tego jak uciekłam z domu jak trafiłam do policji i jak sobie radziłam w tej robocie. I wiecie co?? Była ze mnie naprawdę dumna. Cieszyła się ze ułożyłam sobie życie. Martwiła się tylko o Letty. I była naprawdę wściekła na ojca za to jak mnie ostatnio potraktował. Udawałam ze jest mi wszystko jedno, ale tak nie było. Naprawdę cierpiałam, ale jak to ja próbowałam być twarda. Ale nie to się liczyło. Liczyło się to, że znów mam rodzinę, no prawie. Ale mama i Letty mi wystarczą. Udawałam ze nie liczy się dla mnie to co myśli i czuje ojciec. Ale martwiłam się tym co się z nim dzieje. A jeśli zginie?? Nie chciałam, żeby zginął nienawidząc mnie. Chciałam, żeby kochał mnie jak dawniej, jak swoje oczko w głowie.
- przepraszam pani sierżant. Doktor Cruz się ocknął – powiedział jakiś policjant wchodząc do pokoju gdzie siedziałam z mamą.
- Dziękuje – odpiwiedziałam i niechętnie podniosłam się z krzesła. Pierwszy raz wolałam siedzieć i rozmawiać niż iść do pracy którą kochałam.
Wyszłyśmy z mamą i poszłyśmy do sali w której leżał mój ojciec. Przesłuchanie miało być rutynowe tak jak u pozostałych, bo przecież znaliśmy powód ataku i mieliśmy sprawców. Ale wcale nie było łatwo. Kiedy weszłyśmy do sali mama podeszłą do ojca i ujęła go za rękę. Ja stanęłam z tyłu. Czuła się jak jakaś obca osoba. Ojciec mimo złego stanu zdrowia nie zmienił swojego nastawienia do mnie ani trochę.
- co ona tu robi?? – spytał z trudem ale zdecydowanym głosem
- kochanie to twoja córka – powiedziała mama przez łzy
- nie mam córki – odparł
- kochanie – zaczęła ale on tylko przerwał jaj ruchem głowy
- muszę zadać panu kilka pytań – powiedziałam a gardło miałam ściśnięte od łez
- Boże co się z wami dziej – powiedziała mama – przecież jesteśmy rodziną
- Już nie – odparł ojciec
Nie. Pierwszy raz nie mogłam powstrzymać łez. Szepnęłam do mamy przepraszam i wyszłam na korytarz gdzie stał Dade.
- ty to zrób – powiedziałam podając mu notatnik. A Dade bez zbędnych pytań wszedł do sali którą ja przed chwilą opuściłam.


****

wróciłam do domu zalana łzami. Nie poszłam na posterunek, Dade wszystko odniusł i załatwił na jutro przesłuchanie więźniów. Ja nie miałam na to siły. Tak się cieszyłam, że odzyskałam mamę, ale ojca nigdy nie odzyskam. I t sprawiało mi ból. Padłam na łóżko i płakałam jak bóbr w poduszkę. Nienawidziłam się. Nie wiem czemu, ale właśnie siebie a nie ojca winiłam. Nie chciało mi się żyć. Z płaczu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się otarłam łzy i otworzyłam drzwi, w których stała mama.
- na posterunku podali mi twój adres – odpowiedziała na moje zdziwione spojrzenie. – mogę – spytała
- jasne – wpuściłam ją do środka i zamknęłam drzwi
- nie mogę mieszkać w tym wielkim domu sama. Kiedy ojciec leży w szpitalu – powiedziała rozglądając się z zaciekawieniem po moim mieszkaniu. – ładne mieszkanie. Sama urządzałaś ?
- tak sama. Napijesz się czegoś??
- Chętnie mocnej kawy – odpowiedziała i weszła do kuchni
- Kawy przed snem?? – spytałam zdziwiona
- Och ty pewnie jak ojciec. Pijesz kawę aby żyć – powiedziała, ale przerwała widząc jak po policzkach płyną mi łzy – och kochanie nie płacz, przejdzie mu.
- Nie mamo, wiem ze on mnie nie nawidzi
Mama podeszła i objęła mnie, a ja jak małe dziecko płakałam jej w ramie a ona tuliła mnie do swojego serca.

****

- mam dwa pokoje i kanapę. Gdzie chcesz spać?? – spytałam
- och wszystko mi jedno. – odparła
- ok. więc pościele Ci w pokoju gościnnym – wstałam i zniknęłam w jednym z pokoi. Po chwili spanie było gotowe. Mama pożegnała się ze mną i poszła spać.
Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam rozmyślać, o swojej przeszłości i teraźniejszości, a między problemami rodzinnymi przewijał się bez przerwy Bosco. Kurczę no naprawdę muszę o nim myśleć w takiej chwili?? Skupiłam się mocniej na problemie ojca i myślałam jak się z nim pogodzić. Znów łzy zaczęły spływać mi po policzkach lecz i tym razem ich nie starłam. Boże chyba nigdy tak nie płakałam. Bo przecież ja nigdy nie płakałam. Wszystko tłumię w sobie, a teraz to wszystko wypływa.
Nagle rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Godzina 12 w nocy. Pewnie Dade albo Bobby pomyślałam i poszłam otworzyć. Ale w drzwiach stał Bosco.
- hej – powiedział niepewnie – słyszałem co się stało. I wpadłem zobaczyć jak się trzymasz.
Cholera, czy on musi być taki słodki?? Jeszcze dziś rano miałam ochotę go zabić a teraz najchętniej przytuliłabym go mocno. Powstrzymuję się jednak i odpowiadam
- tak ok. dzięki. – zapada kłopotliwa cisza. Bosco wchodzi głębiej i zamyka drzwi.
- Cruz – mówi cicho – ja..
- Tak?? – pytam równie cicho nie mogąc oderwać od niego oczu
- Przepraszam – mówi, a mnie zatyka. Pierwszy raz słyszę to słowo z jego ust – przepraszam za to jak cie potraktowałem i za to jak zachowałem się dziś na posterunku
- Jak palant – pytam a na moich ustach pojawia się niewyraźny uśmiech
- Właśnie jak palant – potwierdza. Ręką ociera spływające mi po policzkach łzy.
Och jest taki delikatny, i przeprasza jak mu nie wybaczyć?? Ja nie potrafię. Może to czysta głupota, ale jeśli tak to chcę być tak głupia jak najdłużej. Patrzymy sobie w oczy, a już po chwili ciągnę go do sypialni tłumacząc żeby był cicho bo mama śpi. Och nie wiem czy to możliwe ale chyba go kocham. Ale muszę się jeszcze upewnić. Zamykam drzwi od sypialni gaszę światło i ląduje na łóżku razem z Bosco.

CDN


[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/26, 3:39 am    Temat postu:

Wow, super Very Happy Fajnie, że Cruz ma mamę i Lettie, no i Bosco, bo teraz jest przesłodki Wink Szkoda tylko, że ten ojciec musi być dla niej taki... Evil or Very Mad Ale mam nadzieję, że przejrzy na oczy. A Bosco był kochany Very Happy Uwielbiam go, mimo wszystko Wink
I czekam na więcej, jak zwykle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/26, 8:23 am    Temat postu:

och dzieki Cruz :*
ja po porostu nie mogłam z niego zrobic takiego drania. w kocu to nasz kochany Bosco lol
a ojcowie tacy juz sa Evil or Very Mad

cieszę sie ze Ci sie podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/26, 12:06 pm    Temat postu:

Dokładnie, Bosco, to nasz Bosco Wink Aż taki zły nie jest lol Świetna część... I nie szalej nam tutaj! Jedna część ficka tu, druga w drugim opowiadaniu... Nienadążam czytać Laughing Ale wszystko pozytywnie, przynajmniej mam co robić Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/25, 8:08 pm    Temat postu:

och po bardzo długim czasie w koncu cos tu nabazgrałam Smile mam nadzieje ze sie nie zawiedziecie Very Happy po prostu ostatnio brak weny i ta część jest taka jakas łee ale moze Wam sie spodoba
czekam na komentarze Smile

Część dziewiąta

Podnoszę się rano z łóżka. Jest godzina 8 rano. Na twarzy mam wielki uśmiech, bo przy moim boku śpi Bosco. Szczerze mówiąc to od kiedy przyszedł do mnie tej nocy uśmiech nie schodzi mi z ust. A Bosco nie opuszcza mojej sypialni. Znaczy opuszcza żeby iść do pracy ale zawsze do mnie wraca. Wychodzę na paluszkach z sypialni żeby go nie obudzić i ide do kuchni.
- cześć kochanie już nie spisz – przywitała się mama znad gazety – masz tosty gorące i kawe
- o dziekuje – mowie pochylając się i całując ja w policzek. – ale już nie zdążę bo jestem spóźniona. – chwyciłam kawę i wyszłam z mieszkania.

****
muszę wyglądać jak głupek. Stoję oparta o ścianę, w sali odpraw i cały czas się usmiecham. Patrze na Bosco i cały świat mnie nie interesuje. Bo prawdę mówiąc jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Już nie mówię tylko o Bosco, mam też mame, tata wraca do zdrowia i Letty. Własnie Letty, dziś zadzwoniła i okazało się ze przeszła wszystkie 12 kroków i wychodzi. Tak, że naprawdę strasznie się cieszyłam.
- sierżant Cruz – usłyszałam nagle jak ktoś wypowiada moje nazwisko. Rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po sali. Wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę – czy ma pani jakąś sprawę do nas – powtórzył Swersky.
- Eee, tak – otrząsnęłam się z zamyślenia i przybrałam postawę ostrej sierżant Cruz, choć ostatnio ciężko mi to przychodziło. – potrzebuję dziś - zawiesiłam na chwilę głos i przebiegłam wzrokiem po sali – potrzebuję Bosco.
Bosco odwrócił się w moją stronę i obdarzył mnie promiennym uśmiechem. Inni odwrócili się niezadowoleni. Biedaczki pomyślałam połowa z nich oddałaby wszystko za jeden dzień w wydziale, choć Bosco uważał ze im chodzi o dzień ze mną a nie w wydziale..
- świetnie, w takim razie Bosco do wydziału a Yokas z Davisem. Sally przy telefonie – zakończył Swersky.
- Poruczniku, mogłabym jeszcze prosić o Davisa? – spytałam – im więcej osób tym lepiej.
- Niech będzie – odparł przyglądając mi się podejrzliwie.
- Tylko ze potrzebny mi będzie radiowóz
- Weź 55 - Davis
Odpowiedziałam mu czarującym uśmiechem i pchnęłam przed sobą delikatnie obydwóch chłopców. Kontem oka zauważyłam zawistne spojrzenie Yokas, wściekłej ze sprzątnęłam jej obydwu partnerów i radiowóz z przed nosa. Jeszcze bardziej zadowolona wyszłam z sali.

****

zatrzymałam samochód przed kliniką. Tuż za nami zatrzymał się radiowóz. Bosco i Davis wysiedli i z zachwytem przyglądali się budynkowi.
- Wow imponujące – szepnął Davis
- Taaa – powiedzieli równocześnie Dade i Bosco
- Dobra jak już skończycie się podnieciecać to dajcie znac – powiedziałam – Bosco chodź ze mną
Ruszyliśmy po schodach i weszliśmy do kliniki. W środku wyglądała jeszcze ładniej niż na zewnątrz. Powstrzymując się, żeby nie stanąc i z rozdziawioną buzią rozglądać się w koło, podeszłam do recepcji
- dzień dobry – powiedziałam – chciałam odebrać Letty Cruz. Dziś skończyła leczenie.
- A pani kim jest?? – odpowiedziała znudzonym głosem recepcjonistka
- Jestem jej siostą, Maritza Cruz – odpowiedziałam, choć miałam wielką ochotę powiedzieć „Święty mikołaj a co?”
- Jest pani upoważniona do odebrania siostry?? – spytała mnie znow kobieta, rzucając ukradkowe spojrzenia na Bosca
- Tak jestem. Ja ją przywiozłam i ja ją odbieram – wydusiłam przez zaciśnięte zęby – a jak to nie wystarczy to może to panią przekona – dodałam i machnęłam jej odznaką przed nosem.
- Tak w porządku. Już proszę panią Cruz – odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
Po kilku minutach pojawiła się z moją siostrą. Letty wyglądała prześlicznie. Była zadbana dobrze ubrana i w ogóle nie było to, to co widziałam nim tu przyjechała. Ogromnie się ucieszyła na mój widok. Ucałowała mnie (trochę dziwnie się poczułam, nie przywykłam do obściskiwań), a później rzuciła się Bosco na szyje. Zeszliśmy do samochodu, zapakowałam ją do naszego wozu, i ruszyliśmy. Bosco i Davis jechali za nami, dla bezpieczeństwa.

****

- hej nie jedziemy do Ciebie – zauważyła Letty
- nie, wracasz do domu, do rodziców – odparłam patrząc we wsteczne lusterko.
- Ale – zaczęła – a tata. Przecież mnie wyrzucił.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie co myśli na ten temat tata. To jest twój dom i tam masz mieszkać. – skwitowałam parkując pod domem.
- Och kochanie tak się cieszę ze cię widzę – zawołała mama wybiegając z domu i zarzucając mi ręce na szyję
- Hej mamo – przywitałam się – przywiozłam Ci kogoś – dodałam otwierając drzwi i wypuszczając Letty ze środka.
Mama na widok Letty rozpłakała się tak jak zrobiła widząc mnie w szpitalu. Zaczęły się ściskać, całować i płakać. Och nie mogłam na to patrzeć.
- mamo ja muszę jechać mamy dziś jeszcze jedną akcje. Tu masz adres nowej szkoły do której przeniosłam Letty. Jest blisko mojej pracy więc będę ją mieć na oku – wyszczerzyłam zęby pożegnałam się wsiadłam do samochodu, oddając kluczyki Dade’owi i odjechaliśmy.


****

akcja o której wspomniałam była oczywiście zwykłą wymówką. Byłam strasznie szczęśliwa widząc mamę i Letty w objęciach i nie chciałam, żeby tych trzech twardzieli widziało jak płaczę więc wolałam się zmyć. Zresztą zaraz by chciały, żebyśmy weszli na herbatę czy kawę, i zmarnowalibyśmy cały dzień.
- Zamieszki na rogu Division i 105. Trzech uzbrojonych mężczyzn terroryzuje dzieci.
- Wydział do walki z przestępczością, sierżant Cruz przyjełam – odezwałam się do radia, tuż za nami na sygnale ruszył 55- Davis

****
- Mamy 3 rannych, w tym jedno dziecko. – powiedziałam wchodząc do izby przyjęć szpitala św. Lukasza.
- O sierżant Cruz – powiedział doktor Tomas podchodząc do mnie i wyciągając rękę na przywitanie – miło znów panią widzieć
- Witam doktorze – odpowiedziałam i odwróciłam się do niego plecami. Nie miałam ochoty rozmawiać.
- Przyszła pani bronić nas? – spytał
- Przywiozłam rannych – odparłam odwracając się w jego stronę – dlaczego miałaby was chronić? – spytałam marszcząc brwi
- To pani nic nie wie?? – zapytał zaskoczony
- Co mam wiedzieć – spytałam coraz bardziej zdenerwowana
- No że ci dwaj z trzech co do nas strzelali uciekli ze szpitala psychiatrycznego
- Co?? Uciekli ze szpitala?? a co oni tam robili?? – zadawałam te pytania trochę sama sobie trochę temu lekarzowi
- Sędzia ich tam skierował, stwierdził ze są chorzy psychicznie, a oni zwiali i pewnie się znów na nas szykują – opowiedział mi – o idzie pani ojciec on resztę pani opowie bo ja mam pacjenta, przepraszam – dodał i odszedł pospiesznie
Świetnie jeszcze tego mi brakowało spotkania z ojcem. Czemu zawsze coś musi zepsuć taki piękny dzień? Mam nadzieję, że uda ze mnie nie widzi i przejdzie obok obojętnie, lepsze to niż rozmowa z nim na per Pan. Ale niestety wszystko wskazywało na to ze jednak będę musiała z nim rozmawiać, bo kierował się prosto na mnie.
- dzień dobry- powiedział – jedna z ofiar którą przywieźliście, ta kobieta była w ciąży. W dziewiątym miesiącu. Zmarła ale udało nam się uratować dziecko. Macie jakiś kontakt z jej rodziną – wyrzucił z siebie jednym tchem
- tak własnie oficer Dade dzwoni do jej męża – powiedziałam siląc się na tak samo obojętny głos jakim mówił ojciec, lecz przychodziło mi to z większym trudem.
Zapadła niezręczna cisza, staliśmy obok siebie i nie mieliśmy o czym rozmawiać. W końcu nie mogłam wytrzymać już tego milczenia.
- dlaczego szpital nie jest strzeżony, skoro wasi „egzekutorzy” są na wolności?? Powinno tu się roić od policji.
- Och zarząd szpitala stwierdził, że od kiedy przyjeżdżacie tutaj jest was tylu ze wystarczy.
- Przecież nie ma nas tu 24 godziny na dobę
- Myślisz, że oni wrócą – spytał ojciec udając rozbawienie jednak jego oczy biegały niespokojnie z jednego kącika w drugi.
- Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą – ale podejrzewam, że tak. Inaczej po co by uciekali??
Jak na potwierdzenie swoich słów zobaczyłam dwie zamaskowane osoby wpadające do szpitala. usłyszałam krzyki, usłyszałam, Dade’a który mnie woła. Zobaczyłam jak jeden z mężczyzn kieruję broń w stronę mojego ojca, który stoi jak wmurowany. Niewiele myśląc rzucam się w jego stronę i przewracam go. Czuję przeszywający ból brzucha, a następnie ból ramienia. Po policzkach spływają mi łzy, słyszę strzały. Po chwili wszystko zabiera cisza. Nic nie widzę, nic nie słyszę i przede wszystkim nic nie czuję. Jest mi tak dobrze w tej nicości, tak dobrze.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/25, 9:53 pm    Temat postu:

O, wow, super Very Happy Podoba mi się! Jak zwykle zresztą. Naprawdę super część Very Happy Podoba mi się taka szczęśliwa Cruz i Bosco Wink No i końcówka jest rozwalająca, super Very Happy Mam jednak nadzieję, że Cruz nic poważnego się nie stanie ;P
Czekam z niecierpliwością na kolejną część i strasznie się cieszę, że w końcu coś napisałaś, bo ciężko mi się żyje bez Twoich ficków, bo są super Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/26, 10:41 pm    Temat postu:

dobra znów coś naskrobałam, trochę to trwało prawie 3 godziny z przerywnikami na film czy obiad ale jest i mam nadzieje ze sie spodoba. wyszlo troszke dłuższe niz poprzednio
zyczę milego czytania i czekam na komentarze

Część dziesiąta

- kochanie co z nią będzie wyjdzie z tego – słowa dochodziły do mnie jak za jakiejś ściany
- nic jej nie będzie, uspokój się – powiedział ojciec
- ale, ale ona jest ranna – płakała mama
- to tylko draśnięcia. Na szczęście miała kamizelkę. Musiało ją boleć i dlatego straciła przytomność.
- Czyli wszystko będzie dobrze?? – spytała znowu. Jej słowa dochodziły do mnie coraz wyraźniej
- Tak będzie dobrze – odpowiedział spokojnie.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sali. Stała tam Mama i Letty, tata, Bobby, Bosco, Da vis i Dade i Kim. Wszyscy z wyjątkiem rodziców rozmawiali półszeptem. Letty miała oczy zalane łzami. Bosco jako pierwszy zobaczył, że się ocknęłam i podszedł do łóżka.
- hej Kochanie, ale napędziłaś nam stracha – uśmiechnął się biorąc do ręki moją dłoń i całując ja delikatnie – jak się czujesz?
- Nic mi nie jest, boli mnie trochę ramie, i brzuch, ale poza tym nic mi nie jest – odpowiedziałam – dorwaliście ich – spojrzałam na niego gniewnie
- Tak teraz na pewno nie wyjdą, proszę się nie martwić – powiedzieli jednocześnie Davis i Dade.
- Czy ktoś oberwał – spytałam choć naprawdę to chciałam spytać o tatę.
- Nie, szybko się pokapowaliśmy, strzelił tylko ten co do was strzelał.
- To znaczy, że... – chciałam zadać następne pytanie, ale ojciec mi przerwał
- To znaczy, że teraz musisz odpoczywać, proszę żeby wszyscy wyszli – powiedział tonem nie cierpiącym sprzeciwu.
Wszyscy choć z lekkim ociąganiem wyszli z sali zostawiając mnie sama. Nie chciało mi się tak leżeć w tym łóżku, nic mi przecież nie było.
- doktorze – zwróciłam się do ojca nim zdążył wyjść z sali. Zatrzymał się i odwrócił. Chwilę patrzył na mnie i w końcu zapytał
- o co chodzi – jego głos był jakiś dziwny inny niż do tej pory
- czy długo będę musiała tu zostać? Przecież nic mi nie jest
- mogłabyś wyjść już dziś, gdybym wiedział, że zostaniesz w domu jakiś czas. Ale wiem, że jutro pójdziesz do pracy, więc jeszcze tu zostaniesz do jutra.
Po tych słowach wyszedł, zostawiając mnie samą kompletnie zaskoczoną. Dlaczego?? Jego ton głosu, jego wzrok, jego zachowanie było jakieś inne. I to jak do mnie mówił. Nie powiedział „ proszę pani” ale mówił „na ty”. W ogóle nie wiem co o tym myśleć. Ale jestem strasznie zmęczona, więc się prześpię i później o tym pomyśle.


****

3 dni później

- pani sierżant, a pani co tu robi – usłyszałam głos porucznika
- jak to co? Pracuje tu – odpowiedziałam szczerząc się do niego
- nie powinna pani siedzieć w domu? – spojrzał na mnie przymrużonymi oczami
- nie lekarz mi pozwolił pracować. Przecież byłam w szpitalu, aż jeden dzień i pół – zaczęłam się bronić
- no tak strasznie długo – wywrócił oczami – dobra w takim razie do roboty.
Odszedł, a ja stałam i patrzyłam na niego jak głupia. O co mu chodzi?! Przecież prawie dwa dni w szpitalu to jak wieczność. A ja nienawidzę szpitali i nic nie robienia. A w szpitalu nic się nie robi. Kręcąc głową powlokłam się do wydziału, czemu nikt mnie nie rozumie? Przecież wiedzą, że uwielbiam swoją prace i jeszcze mają pretensje, że się pracuje.
W wydziale wszyscy ucieszyli się na mój widok. Pytali jak się czuję czy coś mi potrzeba, a ja czułam się jak w domu. Choć dobry humor szybko mi przeszedł, bo nic nie było do roboty. Wydaje mi się, że to Swersky coś wykombinował, żebym nie musiała dziś się męczyć. Trudno, wolę siedzieć w wydziale i grzebać się w papierach, niż w domu gapiąc się w telewizor.

****

cofam to co powiedziałam, w domu mogłam się chociaż przespać, a tu nie wypada. Straszne nudy. Czyży wszyscy przestępcy siedzieli? A może Swersky kazał im dziś nic nie robić. Oczami wyobraźni zobaczyłam jak Swersky przemawia do przestępców siedzących w sali odpraw. Prosi ich o wyrozumiałość i zachowanie spokoju w dzisiejszym dniu, bo sierżant Cruz nie wolno się przemęczać i szaleć. Wow ale mam wyobraźnię. Śmieję się pod nosem, co skupia na mnie uwagę pozostałych. Wzruszam tylko niewinnie ramionami i wracam do papierów. Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Wszyscy podnoszą na nie wzrok z nadzieją, że to wezwanie. Przez drzwi zagląda jakiś funkcjonariusz
- pani sierżant, ktoś do pani – mówi w moją stronę i odsuwa się tak żebym mogła zobaczyć osobę stojącą, za jego plecami. I aż mnie zatyka, bo tą osobą jest nie kto inny jak mój ojciec.
- Mogę wejść – pyta niepewnie. Heh na nie swoim gruncie nie jest taki odważny, przechodzi mi przez myśl.
- Tak jasne – odpowiadam – zostawcie nas samych – zwracam się w stronę chłopców, a ci posłusznie podnoszą się i wychodzą.
Zostaję z tatą sama. Stoimy tak krótką chwile patrząc na siebie. W końcu ojciec odzywa się pierwszy.
- przepraszam, że przychodzę do pracy, ale nie chciałem nachodzić cię w domu
- nie nic się nie stało i tak nie mamy co robić – wskazuję głową papiery
- właściwie to chciałem – zaczyna, ale widać, że ciężko mu to idzie, a ja nie zamierzam mu pomagać – chciałem podziękować
- podziękować?? Za co – udaję zaskoczoną. Ciężko mu poszło wypowiedzenie samego słowa dziękuje a co dopiero wyjaśnienie czemu dziękuje.
- Za uratowanie mi życia – wyrzuca z siebie – i za doprowadzenie Letty do porządku
- Och zrobiłam tylko to co do mnie należało – mówię obojętnym tonem. Nie wiem czy chce się pogodzić ze mną czy co? W każdym razie wolę być obojętna, bo nie chcę by znów mnie zranił.
- Tak, tak wiem. Ale prosiłaś o pomoc a ja ci odmówiłem
- Och bo obcym ludziom, trudno jest pomagać. – mówię z przekąsem
- Ritza daj spokój co?? Byłem wściekły to chciałem Ci dopiec, ale jesteś moją córką i nic tego nie zmieni – mówi twardym głosem
- Ooo, to teraz masz córkę? – pytam równie twardym głosem co on
- Nigdy nie dajesz za wygrana i nie przebaczasz?? – spytał zawiedziony
- Mam to po ojcu – uśmiecham się do niego i po raz pierwszy od bardzo dawna widzę jak i on uśmiecha się do mnie.
- Przepraszam za wszystko – mówi podchodząc do mnie bliżej
- Ja też przepraszam – odpowiadam i po chwili ląduje w jego ramionach zalewając się łzami.

****

- Bosco podasz mi szklankę soku? – pytam z kanapy. Właśnie siedzimy sobie po nudnym dniu w pracy (Bosco też nie miał nic do roboty, tylko kilka mandatów) i oglądamy w telewizji jeden z odcinków „Ostrego dyżuru” mojego ulubionego serialu. – i w szafce powinien być jeszcze popcorn.
- Taa, wszystko jest, tylko piwa nie ma. – odpowiada niezadowolony wychodząc z kuchni z miską popcornu i kartonikiem soku. – co się dzieje? – pyta wskazując na telewizor
- Skarbie piwo wsadziłeś do zamrażarki bo było ciepłe, teraz chyba będziesz je jeść łyżeczką bo pewnie całkiem zamarzło, a w TV reklama. – odpowiadam biorąc garść popcornu.
- Yym reklama mówisz – mruczy Bosco nachylając się i całując mnie po szyi – wiesz co wydaje mi się, że widzieliśmy już ten odcinek. – dodaje zabierając mi z ręki miskę i karton z sokiem.
- Nie, wydaje mi się ze nie widzieliśmy – śmieje się kiedy całuje mnie po szyi
Jednak nie mam już nic do powiedzenia. Bosco łapie mnie delikatnie za nadgarstki i kładzie na kanapie. Po chwili ląduje na mnie i powoli zaczyna rozpinać mi bluzkę i całować każde nie osłonięte miejsce mojego ciała. Jest mi z nim tak dobrze, uwielbiam jak mnie dotyka i jak mnie całuje. Nagle odzywa się dzwonek telefonu. Ale oczywiście Bosco ani myśli odebrać lub pozwolić mi odebrać
- zostaw, nagra się na sekretarkę – mruczy mi do ucha. Poddaje się jego zdaniu, i staram się nie słyszeć dzwonka
- hej kochanie odbierz proszę wiem, że tam jesteś to bardzo ważne – słyszę w słuchawce głos mamy. Niechętnie odsuwam się od Bosca i podchodzę do telefonu.
- Co się stało – pytam podnosząc słuchawkę
- No cześć jak żyjecie – mówi do słuchawki szczęśliwa ze odebrałam
- Chyba nie dzwonisz, żeby zapytać jak żyjemy
- No tak, mam dla Was niespodziankę – odpowiada zawiedziona, że nie chcę z nią rozmawiać – podejdź do okna
- Mamo o co chodzi?
- Nie marudź tylko podejdź do okna
- Do którego – pytam zrezygnowanym głosem
- Do tego w sypialni – słyszę jak śmieje się do słuchawki. Przechodzę przez salon, uśmiechając się przepraszająco do Bosco i wchodzę do sypialni
- Ok. jestem już stoję w oknie, co mam zobaczyć
- Spójrz w okna naprzeciwko – uśmiecha się
Podnoszę głowę na budynek wiz a wiz mojego i o mały włos słuchawka nie wypada mi z ręki, bo oto w tym oknie stoi nie kto inny tylko moja mama i macha do mnie
- co ty tam robisz?? – pytam zaskoczona – chyba nie....
- właśnie kupiliśmy to mieszkanie, a dom sprzedaliśmy. Cieszysz się??
- Dlaczego? – tylko to słowo przechodzi przez moje zaciśnięte gardło
- Letty nie powinna wracać do środowiska w którym – zawiesza na chwilę głos – w którym wpadła w bagno. A tu ma też bliżej do szkoly.
- Świetna wymówka – mruknęłam pod nosem – bardzo się cieszę, ale muszę już kończyć bo przypala mi się mięso – wymyśliłam na poczekaniu – papa
- Papa skarbie – odpowiedziała smutno o odłożyła słuchawkę
Zasłoniłam zasłony, zgasiłam światło i wyszłam z sypialni. Bosco nadal siedział na kanapie i bezmyślnie przerzucał pilotem z programu na program.
- co się stało? – spytał nie odwracając wzroku od telewizora
- nic, z tym wyjątkiem, że będziemy musieli zasłaniać okna w sypialni – odpowiadam zrezygnowana
- to znaczy – pyta odwracając w końcu wzrok od telewizora – chyba nie chcesz powiedzieć, że
- że się wprowadzili do bloku naprzeciwko?? Tak właśnie to zrobili – odpowiadam i padam obok niego na kanapę
- cóż więc zostaniemy tutaj – mówi gasząc lampkę i telewizor.

****

- i jak w nowej szkole, radzisz sobie? – patrzę na Letty kiedy siadam obok niej
- och jest super, fajni ludzie, nawet nauczyciele nie są tacy straszni – uśmiechnęła się znad książek
- Wow pierwszy raz widzę jak się uczysz – uśmiecham się do niej
- To dzięki tobie – odpowiada – gdybyś nie wysłała mnie na ten odwyk teraz pewnie bym nie żyła
- Och daj spokój – odpowiadam skromnie – ok. nie przeszkadzam ode do mamy do kuchni – cmokam ją delikatnie w głowę i wychodzę do kuchni.
- Mamo co jest, wyglądasz na zdenerwowaną – patrzę na nią uważnie – coś się stoło?
- Chodzi o Letty. Zmienił się, wydoroślała – zaczęła wyliczać
- I?? – patrzę uważnie
- Chce iść na urodziny do nowej koleżanki z klasy, a ja nie wiem czy ją puścić
- No tak, nie wiem czy to dobry pomysł. Teraz raczej nie ma imprez bez alkoholu a i o prochy nie jest łatwo. Ale...
- Ale ? ale co – spojrzała na mnie zdziwiona
- Wiesz no zawsze możemy dać jej szanse.
- Czyli puścić ja??
- O nie, nie tak od razu – uśmiecham się pod nosem – wiesz jak nazywa się ta koleżanka?? Daj nazwisko a ja ją sprawdzę – uśmiecham się jeszcze szerzej nalewając sobie soku do szklanki.
- Poczekaj coś pamiętam – sięga do torebki i wyjmuje z niej kartkę z adresem i nazwiskiem – nazywa się Emilly Yokas
- Co?? – prawie krzyknęłam krztusząc się sokiem
- Coś nie tak?? – spytała klepiąc mnie po plecach
- Możesz ją puścić, znam tę rodzinę. Nie będzie tam ani alkoholu ani prochów. – rzucam przez ramię i wychodzę z kuchni
- Ritza – woła za mną – zawieziesz ja – pyta kiedy już cofnęłam się do kuchni – ja słabo znam te okolice Nowego Yorku
- Eee, jasne – odpowiadam po chwili wahania i idę do sypialni


****

kurczę czuję się jakbym szła na rozmowę w sprawie pracy, a nie odprowadzić siostrę na imprezę. No bo co ja mogę poradzić na to ze nie lubię Yokas?? No nic, trudno raz się żyje. Cały dzień chodziłyśmy w poszukiwaniu prezentu dla Emilly, wydałam na ten prezent kupę kasy więc niech już stracę.
- Letty tylko pamiętaj, nie pij i bądź grzeczna – pouczam ją
- Hej nie mów jak mama – oburza się – nie jestem dzieckiem
- Nie mówię tego bo jesteś dzieckiem, tylko dlatego, że znam Feith i wiem co może ci zrobić jak ją wkurzysz.
Letty przyjrzała mi się uważnie. Wzruszyłam tylko ramionami i nacisnęłam dzwonek do drzwi. Po chwili usłyszałam jak otwierają się drzwi i przed nami stanęła Yokas. Zmierzyła mnie zdziwionym spojrzeniem a później przeniosła wzrok na Letty i znów na mnie
- co tu robisz? – spytała lodowatym tonem
- przyprowadziłam Letty na imprezę. Emilly ja zaprosiła.
- Imprezę – spytała zdziwioną odsuwając się tak żebyśmy mogły wejść do środka – Emilly pozwól na tu na chwilę
- Tak mamo – wychyliła się ze swojego pokoju, a na widok Letty jej buzia się rozpromieniła – och jesteś już, super, chodź – złapała ją za rękę i pociągnęła do pokoju zostawiając mnie samą z Feith
- To, to ja już pójdę – wyjąkałam i odwróciłam się do drzwi
- Poczekaj – zatrzymała mnie kładąc mi rękę na ramieniu – napijesz się kieliszek wina?
To pytanie było bardzo dziwne. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Przyjrzałam się uważnie Yokas, rzuciłam szybkie spojrzenie na drzwi od pokoju w którym siedziały dziewczynki i delikatnie skinęłam głową. A co mi tam, najwyżej mnie otruje, a po co mam wracać do pustego domu, albo co gorsza do domu w którym siedzi mama? Jeszcze raz już dużo pewniej skinęłam głową i powlokłam się za Feith do kuchni.


CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/27, 4:10 pm    Temat postu:

Hehe, super Very Happy
Fajnie, że ojciec Cruz w końcu się z nią pogodził. Poza tym zaskoczyłaś mnie z Emily i tekst o tym, że Faith otruje Cruz był zabójczy Laughing No i akcja z mamą Cruz Very Happy Świetny pomysł!
Także jest naprawdę świetnie i z niecierpliwością czekam na więcej! Very Happy :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/27, 4:47 pm    Temat postu:

Przeczytałam dwie części na raz, ale i tak końcówka drugiej jest wywalona w kosmos XD aj, Cruz i Faith razem są nie do przebicia. Tak, z pewnością Yokas by ją otruła, a co lol

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/27, 7:03 pm    Temat postu:

scully napisał:
Tak, z pewnością Yokas by ją otruła, a co lol

No, pewnie, że tak Very Happy A akurat ma okazję Ale nie... Nie zrobiłaby tego swojemu Bosco, right? Bo jeszcze biedak by się załamał, gdyby Cruz stracił, choć coś czuję, że Bos pewnie jeszcze nie raz coś odwali, xD lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/27, 10:12 pm    Temat postu:

no nie bedzie az taki drastic Feith nikogo nie zabije a przynajmniej nie Cruz Very Happy nie zebym znow robila z nich przyjaciolki, ale razem swietnie mi wygladaja

a co do Bosca to Was zaskoczę bo on własnie będzie nieskazitelny, a kto będzie broił Question Question nie zdradzę ale obiecuję ze bedzie sie dzialo

a w ogóle to cieszę sie ze sie Wam podoba bo dawno nie pisałam tego ficka i balam sie ze nie uda mi sie znow wejsc w jego klimat, ale chyba nie jest zle Question Exclamation

p.s jutro pewnie wrzucę nową część, bo dziś staram sie znalesc jakies tapety z LOST
Scu znasz jakieś stronki Question


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/28, 6:36 am    Temat postu:

Nie wiem Kinia czego się obawiałaś, bo jest świetnie, jak zawsze Smile Tak 3maj Very Happy

Hmmm... Skoro nie Bosco będzie "tym złym", to ja stawiam albo na Cruz (po niej wszystkiego można się spodziewać ) albo Lettie... Eeee...Nie wiem. Ale liczę na Twoje super pomysły i kolejne części ficka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/16, 11:01 pm    Temat postu:

dobra w koncu cos naskrobalam. nie tak to mialo wygladac i nie jestem zbytnio zadowolona ale wrzucam trudno. niech sie dzieje wola nieba Very Happy
czekam na komentarze i mimo wszystko życzę milego czytania

Część jedenasta

- i tak sobie własnie pomyślałem. Co ty na to ?? Cruz mówię do Ciebie. Hallo
- o tak Bosco mówiłeś coś bo nie słyszałam
- no właśnie widzę. Co z toba??
- Och wiesz nie spalam cała noc – mówię, wstając od stołu i kierując się w stronę sypialni.
Czuję na sobie wzrok Bosco, który nie zchodzi ze mnie dopóki nie znikam za drzwiami sypialni.
- kotku nie widziałeś mojej odznaki i broni?? – wołam po chwili zza drzwi
- nie. Może nie wzięłaś z pracy – zawołał w odpowiedzi z kuchni
- zawsze zabieram i pamiętam ze brałam. A teraz nie mogę znaleść.
Jestem wściekła nie lubie nie mieć wszystkiego na miejscu. I do tego zgubiłam odznakę i broń. Przecież to nie możliwe. Jak mogłam zgubić?? Przecież nigdzie nie byłam, z nikim się nie biłam . choler, klnę pod nosem kiedy słyszę dzwonek do drzwi.
- ja otworzę – woła Bosco. Słyszę jego kroki, po chwili słyszę otwieranie drzwi a po dłuższej chwili odgłos ich zamykania. Z przedpokoju słyszę głos Bosca, ale nie wiem z kim rozmawia. Wracam do szukania odznaki i broni. Nie wieże że je zgubiłam to nie w moim stylu
- Kochanie to do Ciebie możesz wyjść – woła mnie jakimś dziwnym głosem.
- Co się stało – pytam wychodząc z sypialni i staje twarzą w twarz z Yokas – o cześć, coś się stało – uśmiecham się do niej i cmokam w policzek na przywitanie. Mina Bosco jest tak śmieszna ze obydwie ledwo powstrzymujemy się od smiechu.
- Och pomyślałam, że może ci się to przydać – odpowiada wyciągając z torebki moją odznakę i broń
- Och jesteś kochana. Od godziny ich szukam – dobra trochę przesadzam z tym czasem ale już trochę szukam. – jesteś samochodem??
- Nie dziś samochód ma Fred więc ja jeżdżę metrem i autobusami.
- Daj mi pięć minut, to pojedziemy razem
- Jasne – odpowiada i siada na kanapie – Bosco wmurowało Cie – pyta
- Eee wy się lubicie?? – wyrzuca z siebie
- Nie kochamy i nie przyjaźnimy, ale nic do siebie nie mamy – odpowiadam i idę do sypialni.

*****

znów patrol pieszy. Nienawidzę tego. Co ja jestem zwykłym policjantem?? Nie ja jestem sierżantem i to z wydziału do walki z przestępczością. Nie wolno mnie tak po prostu wysyłać na patrol i to pieszy. Zgodziłam się tylko dlatego ze moim partnerem jest Bosco. Zamiast pilnować porządku i wypisywać mandaty idziemy jak nastolatki. Trzymamy się za ręce śmiejemy się i rozmawiamy. Właśnie skończyłam wyjaśniać mu nagłą zmianę między mną a Feith. Był trochę zaskoczony ale wyglądał na zadowolonego. Nagle jego twarz zmieniła się tak, że nie mogłam odgadnąć o czym myśli. Objął mnie ramieniem i przytulił mocno
- właśnie przyszedł mi do głowy świetny pomysł – uśmiechnął się przebiegle
- powiesz mi jaki?? – spytałam przymilnie
- widzisz gdzie stoimy – spytał obejmując mnie w tali
- w parku?? – spytałam rozglądając się uważnie
- tak ale dokładniej – jego uśmiech był jeszcze bardziej przebiegły – podpowiem Ci. Za nami jest mostek i strumym. Po prawej stronie jest placyk zabaw i ławki. Po lewej stoi pan sprzedający kawę i herbatę. A przed nami
- przed nami jest kościół – upewniam się odwracając się od Bosca
- tak właśnie – uśmiecha się tryumfalnie – pomyślałem ze może tak. Wiesz kochamy się mamy kościół może byśmy się pobrali??
- Mówisz poważnie?? Chcesz się ze mną ożenić?? Tu i teraz??
- No nie teraz, w sobotę. Ale tak chcę się z tobą ożenić. Zgadzasz się ??
- Jasne ze się zgadzam – pocałowałam go mocno
- Poczekaj chwilę – powiedział i pobiegł w stronę kościoła. Wrócił po 5 minutach – mamy ślub w sobotę o 17 - uśmiechnęłam się na tę wiadomość, a Bosco chwycił mnie w objęcia.

*****

- wychodzisz za mąż?? W tę sobotę?? – rodzice patrzyli na mnie jakbym spadła z nieba
- tak za Bosco
- jesteś pewna?? – spytała mama
- jasne kocham go – odpowiedziałam
- ale dziś jest czwartek. Jak chcesz wszystko naszykować w 2 dni??
- No pamiętam ze masz swoją suknie na pewno będzie pasować świadka już mam a Bosco ma znaleźć świadkową. – patrzyli na mnie niepewnie – pomożecie mi??
- Jasne – odparli choć tata nie był zbyt zadowolony.
Po chwili stałam już przed lustrem w swoim starym pokoju i przymierzałam suknię ślubną mojej matki. Pasowała jak ulał.
- wyglądasz pięknie – powiedziała mama
- och ciekawe czy i ja kiedyś przymierze suknię ślubną – westchnęła Letty
- na pewno – odparłyśmy razem z mamą.
Jestem szczęśliwa naprawdę bardzo szczęśliwa.

****
weszłam do domu i od razu poczułam piękny zapach. Weszłam do kuchni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przy kuchence stał Bosco i gotował. Był tak zajęty ze nawet nie zauważył ze weszłam. Podeszłam do niego do tyłu i przytuliłam go w tali
- hej kochanie co tu robisz?? – spytałam całując go delikatnie w szyje
- och nawet cię nie usłyszałem – odwrócił się i przytulił do mnie – właśnie robię lazanię
- och cudownie. Tu wino, tu wystanie zastawiony stół a teraz lazania. Super ale jak my to wszystko sami zjemy??
- Nie sami – uśmiechnął się - zaprosiłem Feith i Bobby’go. Powinniśmy zjeść kolacje ze świadkami przed ślubem
- świetny pomysł ja bym nie wpadła – uśmiechnęłam się – pójdę się wykąpać i przebrać do kolacji.


*****
Dwa dni później

Stoję przed lustrem w salce przy kościele i przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Obok mnie krzątają się mama, mama Bosca, Letty i Feith. wszystkie zachwycają się moim wyglądem i tym ze idę do ślubu. Ja też się cieszę, choć czuję w brzuchu jakiś dziwny skurcz. Zupełnie tak jakbym się bała, ale przecież ja się nie boje. Muszę być twarda. Przecież to tylko ślub nic złego. Właśnie ale to mój ślub powinnam być szczęśliwa, a nie zdenerwowana. Zauważam ze mama uważnie mi się przygląda, uśmiecham się do niej słodko i pochylam się lekko, żeby Feith mogła założyć mi krótki welon. Ostatnie poprawki makijażu i jestem gotowa.
Do pokoju zagląda tata.
- Wszyscy już czekają, jesteś gotowa?? – pyta podchodząc do mnie i biorąc mnie za ręce.
- Tak jestem gotowa – staram się żeby mój głos zabrzmiał pewnie, jednak trzęsę się jak galareta.
- Wyglądasz pięknie, zupełnie jak Twoja mama kiedy brała ślub ze mną – pocałował mnie w czoło i wyszedł zostawiając mnie samą. Westchnęłam głęboko i już po chwili stałam w drzwiach kościoła.

*****

przed ołtarzem stoi Bosco ubrany w piękny czarny garnitur. Tuż za nim w takim samym garniturze stoi Bobby. Po przeciwnej stronie, ubrana w piękną różową suknie stoi Feith. wszyscy radośni i uśmiechnięci. W ławkach siedzą koledzy z posterunku i z remizy. Swoją drogą nie wiem jak Bosco udało się zgromadzić tu tyle osób. Nagle rozbrzmiewa dźwięk organów kościelnych i wszystkie oczy zwracają się w moją stronę. Staram się zrobić krok do przodu, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Boję się naprawdę. Wiem, że przed ołtarzem czeka mężczyzna mojego życia, ale jakoś nie mam pewności. Może to wszystko za szybko się dzieje, może wszystko powinno być jak należy? Zaręczyny, okres narzeczeństwa zaproszenia wybór i kupno sukni. Mimo niepewności które rodzą się w moim sercu idę powoli do przodu, ku przeznaczeniu. Nagle napotykam wzrok Bobby’go. Niby jest szczęśliwy, ale wiem ze cierpi. A co jeśli poznam innego faceta?? Jeśli pokocham kogoś innego. Zranię wtedy i Bosco i siebie i wszystkich. A tego nie zniosę. Nie, nie mogę decyduję będąc już zaledwie kilka kroków od ołtarza. Ostatni raz spoglądam Bosco w oczy. On już chyba wie co się dzieje. Kręcę prawie niezauważalnie głową, poczym wymijam jego i Bobby’go i boczną nawą wybiegam z kościoła. Zostawiając za sobą zdumionych i niedowierzających gości, oraz coraz bardziej zrozpaczonego Bosco.


CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/17, 5:23 pm    Temat postu:

No, nareszcie coś napisałaś Very Happy
Super, naprawdę, ale zakończenia się takiego nie spodziewałam. Biedny Bos... Sad No, ale przecież on i Cruz i tak się kochają, więc i tak muszą być razem, right? Very Happy No chyba, że nie...
Ale naprawdę mi się podoba, a akcja z zaimprowizowanymi oświadczynami Bosco jest po prostu przegenialna Very Happy
Super i już i czekam na więcej, of course Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin