Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 OPOWIADANIE by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/06, 6:05 pm    Temat postu:

No w sumie... Ale w powietrzu unoszą się niebezpieczne substancje chemiczne - azbest i te sprawy, od tego się raka dostaje ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/13, 8:07 pm    Temat postu:

Nowa część. Mam nadzieję, że się spodoba Wink

Część dziesiąta


Jestem w szpitalu, choć oczywiście nie chciałam, ale nie miałam wyjścia, bo się uparli. Uparli się i nie dali mi prawa wyboru. Oni znaczy Kim, Carlos, a przede wszystkim Davis, który nie wiadomo czemu nagle uzurpował sobie prawo do wtrącania się w moje sprawy i moje życie i decydowania za mnie! Jak tak dalej pójdzie to długo sobie razem nie pojeździmy, o nie!
„Dobrze...”
Mruknął lekarz, patrząc na moją kartę zdrowia.
„Chyba wszystko jest dobrze.”
Dodał, uśmiechając się lekko.
„Czyli mogę już iść?”
Spytałam, zrywając się z miejsca i zakładając kurtkę, którą Davis mi podał. No proszę... – prawdziwy gentelmen. Tyle, ze ja nie toleruję żadnej formy pomagania mi jako kobiecie, tylko ze względu na płeć, poza otwieraniem drzwi, ale to i tak nie zawsze, więc tylko mierzę Davisa groźnym spojrzeniem i wyrywam moją kurtkę z jego rąk.
„Tak, ale mam jeszcze jedno pytanie...”
„Tak?”
Ponagliłam go, bo nie zamierzałam spędzić w tym szpitalu całego dnia – w końcu mam robotę, a poza tym nie cierpię szpitali!
„Była pani na konsultacji lekarskiej po pani ostatnim pobycie u nas? Bo nie ma tego w karcie...”
Spytał, przeglądając papiery.
„Nie wiedziałam, że to aż tak ważne.”
Odpowiedziałam tylko, wzruszając niedbale ramionami.
„Nie wiedziała pani?”
Spytał, a ja uznałam to pytanie za retoryczne i pomyślałam, że jest ono początkiem kolejnego wykładu, jakie ostatnio każdy mi robił i wcale się co do tego nie myliłam.
„Niecałe trzy tygodnie temu straciła pani dziecko i uważa pani to za mało ważne?”
Nic nie odpowiedziałam. Zatkało mnie, po prostu zatkało.
Bo jakim prawem on wyciągał takie wnioski, co?? Przecież to nie jest dla mnie wcale takie „nic”, ale z drugiej strony nie będę przecież płakać i histeryzować, bo już to przerabiałam i mam dość.
I mam też dość tych niekończących się kazań, więc tylko zmierzyłam lekarza piorunującym wzrokiem i wyszłam z gabinetu, rzucając jeszcze przez ramię, ze na pewno niedługo przyjdę na konsultację.
Ale wiem, że i tak nie przyjdę.
I lekarz też pewnie o tym wie.
I Davis także, bo patrzy na mnie lekko zaskoczony. Chyba dopiero teraz w pełni dotarło do niego to co się stało – jego kumpel mnie przeleciał, zrobił mi dzieko, po czym odszedł, zostawiając mnie kompletnie samą z moim bólem i moim cierpieniem. Normalnie uznałabym tą historię za podstawę niezłego melodramatu, tyle, że tym razem to było moje życie i wszystko działo się naprawdę, a nie na ekranie telewizora. A ja zaczynam się powoli w tym gubić i nie wiem co robić, bo jakoś nadal nie mogę przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, a kiedy widzę Bosco to albo robi mi się niedobrze, albo wręcz przeciwnie – przypominam sobie wszystko, co było dobre w naszym związku.
Staram się jednak teraz o tym nie myśleć i wsiadam do radiowozu. Po stronie pasażera – teraz nie mam ochoty kłócić się z Davisem o jakieś nic nie znaczące pierdoły, na temat tego kto ma prowadzić, tym bardziej, że Ty patrzy na mnie z tak dobrze mi ostatnio znanym, ale też tak bardzo przeze mnie znienawidzonym, współczuciem i litością, jakbym była jedyną kobietą na świecie, która straciła dziecko.
„Dobrze się czujesz?”
Pyta mnie Davis, po długiej chwili milczenia.
Wiedziałam, że nie wytrzyma i o to spyta, wiedziałam! A ja kiwam tylko potakująco głową, odwracając się w stronę szyby i nawet na niego nie patrząc.
„No wiesz, jak chcesz to możesz mi powiedzieć co jest grane... Teraz jesteśmy jakby partnerami, nie? A poza tym to co się stało... I tak każdy o tym wie...”
Zaczął, a ja odwróciłam się niechętnie w jego stronę i zmierzyłam go mordeczym spojrzeniem.
„O czym?”
Spytałam, choć i tak doskonale wiedziałam o co chodzi. On jednak odpowiedział.
„O tobie i Bosco. Każdy wie.”
Westchnęłam cicho, dając tym wyraz mojemu niezadowoleniu, że Ty w ogóle poruszył ten temat, bo nie miałam najmniejszej ochoty o tym gadać.
Bo o czym tu gadać? Ja i Bosco? Było minęło. Ale czy na pewno?
„Bos podobno dostał niezły ochrzan od szefa.”
Dodał, a ja odburknęłam tylko, obojętnie wzruszając ramionami.
„To nie moja wina. Nie musiał się do mnie lepić.”
„Że to niby jego wina, co?”
„Zasłużył sobie na to, jeśli o to ci chodzi.”
Odpowiedziałam i w tym momencie coś zatrzęsło samochodem.
To Davis wjechał w jakąś dziurę, tak, że wylądował z twarzą na kierownicy, a ja omal nie wyleciałam przez szybę... No dobra – przesadzam, ale guza mieć będę, bo nieźle się walnęłam.
„Au...”
Mimowolnie zawyłam z bólu.
„Nic ci nie jest?”
Spytał Davis, dotykając swojej głowy.
„Nie.”
Zaprzeczyłam i zaraz dodałam.
„Tylko, że na drugi raz to ja będę prowadzić.”
On jednak jakby nie słyszał moich słów wyciągnąl rękę w moją stronę i spytał z troską, przyglądając się zaczerwienieniu na moim czole.
„Pokaż.”
„To nic takiego.”
Mruknęłam, starając się zbagatelizować sprawę, ale prawda jest taka, że kiedy poczułam jego ciepłe i silne dłonie na mojej twarzy to nie chciałam, by kiedykolwiek je z niej zabierał.
„Będzie siniak.”
Stwierdził, gładząc mnie najpierw po bolącym miejscu, które swoją drogą za sprawą jego dotyku bolało coraz mniej, a potem po policzku.
„Davis...”
Zaczęłam, jednak on tylko przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i nim się zorientowałam jego usta były już na moich, a ja nie wiem jak, nie wiem czemu i nie wiem dlaczego odwzajemniłam jego pocałunek. Ale wiem jedno – zanim tak naprawdę zdążyłam rozsmakować się w jego pocałunkach usłyszałam za sobą głośny klakson samochodu, który boleśnie przywrócił mnie do rzeczywistości.
Odwróciłam się za siebie i to co zobaczyłam przeszło wszelkie moje oczekiwania – za nami stał radiowóz i to do tego 55-David! Chyba nie muszę dodawać, że Bosco i Faith byli w środku? A Bosco patrzył na mnie i Davisa takim wzrokiem, że myślałam, że lepiej będzie jak od razu strzelę sobie w łeb. Wyszłam jednak z samochodu, udając, że nic się nie stało.
„Co jest?”
Pytam, zerkając z udawanym zaskoczeniem to na Bosco, to na Yokas, ale zamiast odpowiedzi zobaczyłam jak... Bosco i Davis zaczynają się bić!


***


Nie wiem czemu rzuciłem się na niego z pięściami, ale tak jakoś wyszło. Po prostu jak zobaczyłem jak się z nią całuje to miałem ochotę porządnie mu nakopać, więc po prostu to zrobiłem. A Davis wcale nie pozostawał mi dłużny. I pewnie moglibyśmy jeszcze długo się lać, gdyby nie Faith, która zaczęła się między nas wtrącać. Co prawda z początku ją ignorowaliśmy, ją i Cruz, która zaczęła coś tam gadać, jednak kiedy Cruz wyciągnęła broń i zwyczajnie, jak gdyby było to coś najnormalniejszego w świecie, oddała dwa krótkie strzały w powietrze, przestaliśmy. A jak tylko się uspokoiliśmy zaczęła nas opieprzać. I na tym się skończyło.
Teraz siedzę w jednej karetce, a Davis w drugiej.
Mnie opatruje Carlos, a go Kim.
Przy mnie stoi Faith, a przy nim Cruz.
I chyba mu zazdroszczę...
Ale czego?
Co się ze mną dzieje?
Faith jednak przywołuje mnie do rzeczywistości:
„Bos?”


***

„Bos?”
Pytam, bo Bosco wydaje mi się nieobecny. I chyba naprawdę taki jest, bo patrzy na mnie jak na kosmitę.
„Co?”
„Chodź.”
Mówię, wskazując głową na radiowóz, bo Carlos właśnie skończył go opatrywać, bo swoją drogą Davis nieźle mu przywalił, a Bosco nawet tego nie zauważył i nadal siedział w tej przeklętej karetce.
„Idę.”
Mruknął, a kiedy tylko weszliśmy do radiowozu nie mogłam się powstrzymać, by nie spytać.
„Po co ci to było?”
„Co masz na myśli?”
Pyta Bos, jakby nie wiedział o co mi chodzi. Ale ja wiem, że wie, więc mówię dalej.
„Skoro nic do niej nie czujesz, to po co wyżywasz się na Davisie?”
Precyzuję moje pytanie, a Bosco ciężko wzdycha, po czym zaprzecza, co wcale nie jest dla mnie zaskoczeniem.
„Nie wyżywam się na nim. I nic do niej nie czuję."
”Nie?”
Drążę dalej.
„Nie!”
Krzyknął Bosco, tak głośno, że aż podskoczyłam na siedzeniu.
„Dobra, jak tam chcesz. Ale lepiej dobrze się zastanów co jest dla ciebie ważne, Bos, bo ja nie pozwolę się mną bawić, rozumiesz?”
Mówię, parkując przed komisariatem i wychodząc z radiowozu głośno zatrzaskując drzwiczki samochodu. Nawet nie czekam na Bosco, tylko sama kieruje się na posterunek. Na dziś mam go naprawdę dość...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/14, 11:21 am    Temat postu:

Scena, w której Davis całuje Cruz jest zdecydowanie moim faworytem Very Happy
I akcja z bijatyką, absolutnie w stylu naszego Bosco! To było przegenialne i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, jak to czytałam ;d Supeeer!
Dawaj szybko następną część i już Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/16, 5:42 pm    Temat postu:

bardzo fajna czesc Very Happy przywrocila usmiech na moje usta bo przed tym przeczytalam smutna czesc Twojego drugiego ficka Smile
scena bijatyki swietna tak samo jak scena pocalunku ( ja tez bym chciala )


Cruz napisał:
To Davis wjechał w jakąś dziurę, tak, że wylądował z twarzą na kierownicy, a ja omal nie wyleciałam przez szybę... No dobra – przesadzam, ale guza mieć będę, bo nieźle się walnęłam.
„Au...”


ten tekst mnie rozwalił


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/16, 7:55 pm    Temat postu:

Taka nowa część, bo miałam ochotę coś napisać Very Happy Napisałam, a teraz idę się uczyć polskiego i robić fizę (ratujcie! ;P)...


Część jedenasta

Ledwo wróciłem z Faith na komisariat, Swersky od razu zaczął się rzucać i “zaprosil” mnie do swojego gabinetu, a ściślej mówiąc nie tylko mnie, ale również Davisa i… Cruz. Weszliśmy wszyscy do gabinetu, oczywiście przepuszczając w drzwiach Cruz, na co ona jednak, zamiast uśmiechem, odpowiedziała wprost morderczym spojrzeniem, niemal tak groźnym jakim patrzył na nas Swersky.
„Co się dziś do cholery stało?!”
Spytał szef, kiedy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, tak głośno, że aż podskoczyliśmy w miejscu.
„Sierżancie?”
Zwrócił się do Cruz, jednak ta nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo Davis odpowiedział za nią.
„Szefie, to nie jej wina...”
On jednak też nie dokończył tego, co miał do powiedzenia, bo Swersky przerwał mu, jeszcze bardziej ostrym tonem niż wcześniej.
„Ciebie pytam?!”
Davis mruknął coś pod nosem, jednak wyraźnie stracił swoją wcześniejszą pewność siebie.
„Więc?”
Drążył dalej Swersky, patrząc wyczekująco na Cruz, która ciężko westchnęła.
„Nic się nie stało.”
Stwierdziła po krótkiej, jakże napiętej, chwili ciszy, wzruszając obojętnie ramionami.
„Nic?!”
Warknął szef, coraz bardziej wkurzony.
„Świadkowie twierdzą, że bez powodu zaczęłaś strzelać...”
Zaczął, jednak Cruz gwałtownie mu przerwała, wprawiając tym w osłupienie nas wszystkich.
„Świadkowie? Jacy kurwa świadkowie? Może ma pan na myśli oficer Yokas, co? Też mi świadek! Ta głupia dziwka powie wszystko, by mnie pogrążyć, bo mnie nienawidzi!”
Wyrzucała z siebie, zupełnie nie zważając na słowa.
„I dlaczego? No dlaczego? Bo przeszkodziłam jej w... w...”
Nawet nie dokończyła, bo chyba nie była w stanie. Poza tym przerwał jej sygnał telefonu.
Szef zmierzył nas wszystkich uważnym spojrzeniem i skinieniem ręki pozwolił nam wyjść. Wszystkim, z wyjątkiem Cruz. Jednak zanim wyszliśmy dodał:
„Z wami będę jeszcze rozmawiał.”
I kiedy już mieliśmy wychodzić powiedział:
„Na razie Bosco, zdejmuje cię z patrolu.”
„Nie... Ale dlaczego?”
Jęknąłem, niezadowolony. No, bo czy to ja zawsze muszę obrywać, bo on albo Cruz ma zły dzień? To niesprawiedliwe.
„Jeszcze pytasz?!”
Odpowiedział wściekle Swersky.
„W tej chwili wyjdź i bez dyskusji! Najbliższy tydzień spędzisz w areszcie i będziesz pilnował więźniów. I ani słowa!”
Dodał, jakby wiedział, że już miałem się mu sprzeciwić.
„A ty, Davis, dokończysz dzisiejszy patrol z Yokas”.
Wydał kolejne polecenie i dopiero teraz mogliśmy wyjść, oboje chyba strasznie niezadowoleni z takiego obrotu sprawy.


***


Bosco wyszedł. Davis też. Tylko ja musiałam zostać. Aż się boję, co powie szef na mój nagły, i całkowicie przeze mnie niekontrolowany, wybuch złości i pretensji. Spodziewam się krzyku, zawieszenia w pracy, a może nawet zwolnienia dyscyplinarnego, bo w końcu nieźle napyskowałam szefowi. Nie chciałam, ale nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i co we mnie wstąpiło. Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić. Ale czemu akurat teraz i czemu akurat tu i do tego przy Bosco??? W końcu od rozwiązywania swoich problemów mam siebie, swoje mieszkanie, a ewentualnie gabinet psychologa, a nie komisariat pełen ludzi! Co się ze mną dzieje? Szef kończy rozmawiać przez telefon, a ja spodziewam się najgroszego. Tymczasem co dostaje? Swersky każe mi usiąść na przeciwko niego. Siadam bez jakiegokolwiek sprzeciwu, bo wiem, że to i tak nie ma sensu.
„Sierżancie...”
Zaczyna, nadzwyczaj łagodnym tonem.
„Co to miało znaczyć?”
Spytał, a ja tylko ciężko westchnęłam.
Gdybym znała odpowiedź na to pytanie... – myślę.
„Co się dzieje?”
Zadał kolejne pytanie, nadal cicho i spokojnie.
„Nic, szefie. Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną działo.”
Mówię, jakby to miało załatwić sprawę. I pewnie normalnie by załatwiło, bo w końcu słowo „przepraszam” w moich ustach gości tak rzadko, że od razu rozczula każdego, ale nie tym razem. I wiem o tym.
„Nie, sierżancie. Chcę wiedzieć, co się dzieje, bo nie pozwolę, by w moim komisariacie panował taki chaos i taka atmosfera.”
„Jaka atmosfera?”
Pytam, jakbym nie rozumiała. Ale rozumiem. I szef też, więc wyjaśnia nadzywczaj łagodnie.
„Napięta. Rozumiem, naprawdę rozumiem, że ty i Bosco nie chcecie razem pracować, spotykać się... I nie musicie. Staram się iść wam na rękę, ale jeśli takie sytuacje jak dziś będą się powtarzać to chyba będziemy musieli się pożegnać. Albo z tobą, albo z Bosco.”
Mówi, a ja kiwam ze zrozumieniem głową.
„Wiem. I rozumiem. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy.”
Dodaję, patrząc na niego uważnie.
„Dobrze.”
Swersky kiwa głową.
Uznaję rozmowę za zakończoną.
„Mogę iść?”
Pytam, zanim podnoszę się z krzesła.
„Mam jeszcze jedno pytanie...”
Zaczyna Swersky, nadzwyczaj nieśmiało.
„Tak?”
„Czy chodzi pani do psychologa albo...”
„To chyba moja prywatna sprawa, nie uważa pan?”
Odpowiadam wymijająco, przewracając oczyma.
Swersky wyraźnie się peszy i spuszcza wzrok. Chyba nie chce ciągnąć dalej tego tematu. Ja jednak nagle chcę mu powiedzieć. Nie wiem czemu, ale po prostu chcę. W końcu to żadna tajemnica, nie?
„Tak, chodzę.”
Odpowiadam więc, zgodnie z prawdą.
„To chyba dobrze...”
Mruczy pod nosem Swersky, zerkając na mnie niepewnie.
„Tak, chyba tak.”
Mówię i zaraz dodaję.
„Narazie wszystko sobie układam, ale będzie dobrze.”
Uśmiecham się lekko i wychodzę, tym razem naprawdę uznając rozmowę za zakończoną.

***

Otwieram drzwi i kogo widzę w progu? No kogo? Oczywiście Bosco. Stoi niepewnie na progu i pyta nieśmiało.
„Mogę wejść?”
Chwilę się waham. Ostatnio sama nie wiem, co mam o nim myśleć. W końcu zachwouje się jak rozkapryszone dziecko i nie liczy się z uczuciami innych, a już na pewno nie z moimi uczuciami. Ale mimo to, wpuszczam go do środka, bo jak mogłabym inaczej? W końcu to mój przyjaciel. A może nawet ktoś więcej? Tak, na pewno ktoś więcej. W końcu z nim spałam. Ale tak naprawdę nie chcę czegokolwiek sama zaczynać, bo to dla mnie zbyt skomplikowane. W końcu Bosco, to Bosco, a ja mam swoją rodzinę i swoje życie. Bosco jest w nim obecny, ale na innej pozycji niż mógłby być. I narazie tak mi jest dobrze. Ale czy teraz to ja nie zachowuje się jak egoistka?
„Coś się stało?”
Pytam, odrzucając od siebie myśli, które tak naprawdę i tak nic mi nie dają, tylko powodują, że w mojej głowie jest jeszcze większy zamęt niż wcześniej.
„Chciałem...”
Zaczyna Bos, nerwowo obracając w ręku breloczek od swoich kluczyków od samochodu.
„Tak?”
Ponaglam go, zerkając na niego z zaciekawieniem.
„Cię przeprosić.”
Wydusza z siebie i choć wiem, że to go i tak dużo koszotowało nie wybaczam mu tak od razu, tylko drążę dalej, stwierdzając cicho.
„Nawet nie wiesz za co przepraszasz.”
I mam rację. Wiem, że mam. I Bosco też o tym wie. Wzdycha ciężko, kompletnie zrezygnowany. Chwilę milczy, jednak zaraz zaczyna znowu, widząc zniecierpliwienie na mojej twarzy.
„Przepraszam, że zachowuje się jak gówniarz, bo nie potrafię o sobie decydować.”
„Ale tym razem nie decydujesz tylko o sobie, Bosco.”
Przerywam mu.
„Wiem. Wiem, Faith.”
Mówi szybko.
„I za to też przepraszam. Za to, że jestem takim egoistą i ciągle myślę tylko o sobie.”
Szepcze cicho, podchodząc do mnie.
Jest tak blisko, ze czuję jego oddech na swoim ramieniu, jego rozpalony wzrok na moich ustach, niemal czuję bijące od niego pożądanie, któremu znowu oboje nie możemy się opanować i w rezultacie szybko łączymy nasze usta w gorącym pocałunku. Wiem, że źle robię, ale czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że jestem idelana? Każdy popełnia błędy, a Bosco na pewno jest jednym z nich. Ale za to jakże przyjemnym błędem... Oddaje mu więc kolejne pocałunki, dopóki nie słyszę całkowicie zszokowanego głosu Em, dobiegającego z korytarza.
„Mamo?”
Odrywam się gwałtownie od Bosco i patrzę z zaskoczeniem na moją córkę, stojącą w progu mieszkania.
„Em?”
Wyduszam z siebie, jednak nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo Emily szybko zniknęła z domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/16, 9:28 pm    Temat postu:

super część podoba mi sie podejscie Swerskyego do sprawy i jego rozmowa z Cruz. a to jak Cruz zaczela najezdzac na Yokas super Smile
ostatnia scena zabujcza choc liczylam ze to wejdzie Fred Wink
czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/16, 10:33 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
liczylam ze to wejdzie Fred Wink

No, na początku chciałam tak napisać, ale doszłam do wniosku, że to zbytnio by sprawę skomplikowało (i byłoby trochę za przewidywalne...) i dałam Em, a co ;p Lubię Emily, więc cieszę się, że będzie w tym ficku (zupełnie nieoczekiwanie, bo po prostu coś mnie naszło i jest taka zaimprowizowana część i Emily ;]).
Dzięki za komentka ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/17, 3:07 pm    Temat postu:

Ach, Bosco&Faith... Mam do nich sentyment, jak są razem Wink Trochę mnie śmieszy sytuacja z Davisem i Bosco, nie dlatego, że jest śmiesznie napisane, tylko wiecie... tak jakoś Wink Zabawnie jest, jak faceci walczą o uczucia jakiejś kobiety.

more, more! ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/18, 7:11 pm    Temat postu:

Nowa część. Ot, tak sobie Wink Miłego czytania Very Happy


Część dwunasta


“Uch...”
Westchnąłem ciężko, odrywając się od Faith.
Emily... Boże, Em. Chyba gorzej być nie mogło – myślę, jednak zaraz przypominam sobie o Fredzie, bo jakoś ostatnio, kiedy posuwałem jego żonę, o nim zapomniałem, i myślę, że gdyby to on nam przeszkodził byłoby o wiele, wiele gorzej... Ale i tak jest źle. Nie wiem, jak mam się zachować, co powiedzieć...
W końcu wyduszam z siebie, odsuwając ją od siebie lekko.
„Przepraszam.”
„Przestań w końcu przepraszać!”
Warknęła jednak Yokas, co totalnie mnie zaskoczyło.
Czego ona ode mnie chce? Jak nie przepraszam to źle, jak przepraszam też źle, a może i jeszcze gorzej. I tak źle i tak niedobrze... A ja nie wiem czego się trzymać.
„O co ci znowu chodzi?”
Pytam, bezradnie rozkładając ręce, bo sam nie wiem co mam o tym myśleć.
„O nic, Bosco.”
Odpowiada tylko Faith, machając lekceważąco ręką i odwracając się ode mnie plecami, co ostatnio często jej się zdarzało.
„Lepiej już idź.”
Dodaje, a ja nie mam ochoty się z nią kłócić, bo w końcu na co liczyłem? No, na co? Ona ma rodzinę, męża... Nie może przecież zawracać mną sobie głowy.
Kieruję się więc posłusznie w stronę drzwi, dodając na odchodnym:
„Przepraszam, Faith. I daj znać, co z Em.”


***


„Daj znać, co z Em” – myślę sobie, nerwowo chodząc po pokoju.
A co ma być?
Widziała swoją matkę, namiętnie całującą się z jej „wujkiem”, którego zna od małego i którego nigdy nie uważała za kogoś więcej niż mojego partnera w pracy i tylko w pracy, a nie w życiu, więc co może o tym myśleć?
Zaraz, postawmy się w jej sytuacji...
Pewnie jest zszokowana.
Pewnie nawet nie sądziła, że mam jakieś życie seksualne, a już na pewno nie przypuszczała, że w tym życiu jest Bosco. Co to, to nie. Zresztą nawet ja się tego nie spodziewałam, to po prostu się stało.
A może nie?
Może te wszystkie lata jakie ze sobą spędziliśmy nieuchronnie zbliżały nas do siebie tak bardzo, że to, co się między nami stało było tylko kwestią czasu? Może to wszystko co razem przeżyliśmy, te wszystkie dobre i złe chwile, łączyły nas tak mocno, że aż nierozerwalnie? Bo w końcu tak naprawdę nie wyobrażam sobie, by Bosco nie było. W końcu zawsze był i wiem, że zawsze będzie, ale czy wie o tym także Emily?
Nie, pewnie ona odbiera to wszystko inaczej... Może jako zdradę? Ale zdradę wobec kogo? Wobec Freda? Czasami mam wrażenie, że to co było między nami skończyło się wieki temu... A może tak rzeczywiście jest?
Z rozmyślań wyrywa mnie skrzypienie otwieranych drzwi.
Odwracam się w tamtą stronę, mając nadzieję, że to Emily. W progu stoi jednak Fred.
„O hej, kochanie.”
Mówię, podchodząc do niego i cmokajac go lekko w policzek.
Uśmiecham się niepewnie i idę do kuchni, bo jakoś nie potrafię patrzeć mu w oczy.
Wyrzuty sumienia? Nie, nie mam ich, bo niby dlaczego? Fred nigdy nie był idealnym mężem, a ja idealną żoną...
Strach? Ale przed czym?
Przed tym, co powie Em – odpowiadam sobie w myślach i zaczynam zmywać naczynia.
To przecież tańsze od wizyty u psychiatry, a jak koi nerwy... Od razu mi lepiej.
Ale nadal nie tak, jak chciałabym by było...
Ale czy ja w ogóle wiem czego chcę?

***


Wychodzę z komisariatu.
Za dziesięć minut mam autobus. Idę więc szybkim krokiem przez policyjny parking.
Słyszę za sobą głos Davisa, który stoi oparty na masce samochodu.
„Cruz!”
Woła, pobiegając do mnie.
„Co?”
Rzucam tylko w przelocie, nie zatrzymując się ani na chwilę, bo naprawdę muszę zdążyć. No dobra – nie muszę, ale chcę, bo nie mam najmniejszej ochoty czekać na przystanku w tym mrozie, ani tym bardziej rozmawiać z Davisem. Poza tym muszę jeszcze pojechać na tą lekarską kontrolę, bo ten szurnięty lekarz nie da mi spokoju. Jest uparty jak osioł – zupełnie jak ja...
”Możemy porozmawiać?”
„Śpieszę się.”
Odburknęłam, jednak on łapie mnie za ramię i zmusza do tego, bym zatrzymała się choć na moment.
„Naprawdę się śpieszę. Za pięć minut mam autobus.”
Mówię, wyrywając rękę z jego mocnego uścisku.
„Mogę cię podrzucić, jeśli chcesz.”
Proponuje Ty, wskazując głową na samochód nieopodal.
„Nie, dzięki.”
Ucianam krótko i idę przed siebie, tym razem nie dając wciągnąć się w jakąkolwiek dyskusję z nim, ani tym bardziej nie zatrzymując się ani na chwilę.


***


Wstaję z łóżka, kiedy tylko słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Jest w pół do drugiej w nocy, a Em dopiero teraz wraca do domu i to do tego... kompletnie pijana! Obija się o ściany i od razu biegnie do toalety, gdzie na dobre parę minut przykleja się do kibla, co dogłębie mną wstrząsa, bo nigdy jeszcze nie widziałam jej w takim stanie.
„Co ty wyprawiasz, Em?!”
Pytam, krzyżując ręce na piersiach i idąc za nią niestrudzenie do jej pokoju, w którym się zamyka A raczej nie zamyka, bo jej w tym przeszkodziłam. Wchodzę więc za nią do pokoju, gdzie Em od razu rzuca się na łóżko. Zresztą wcale się jej nie dziwię, bo gdybym ja tyle wypiła pewnie też nie marzyłabym o niczym innym jak o odrobinie snu.
Dobrze tylko, że Fred nie widzi jej w tym stanie... – myślę sobie, modląc się jednocześnie w duchu o to, by się nie obudził.
„Ja?!”
Emily odpiera mój atak, krzycząc głośno i miotając się nerwowo po pokoju.
„Co ja wyprawiam?! Co ty wyprawiasz!? Nie masz co robić tylko kleić się do Bosco? Pewnie już wskoczyłaś mu do łóżka, co?!”
Wykrzykuje mi bezczelnie prosto w twarz, a ja już nie wytrzymuję i nim się orientuję, daję jej zwyczajnie w twarz. Nie wiem czemu, po prostu nie mogłam się powstrzymać...
„Jakim ty tonem do mnie mówisz?!”
Pytam, podnosząc lekko głos.
„Jak w ogóle śmiesz mówić coś takiego?!”
Pytam, choć w głębi duszy wiem, że Em ma trochę racji, ale nie zamierzam jej tego przyznać, o nie.
Emily nie odpowiada tylko momentalnie zalewa się łzami i nim się orientuję wypycha mnie za drzwi swojego pokoju i szybko się w nim zamyka, zamykając też jakąkolwiek dyskusję między nami...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/18, 9:32 pm    Temat postu:

Pijana Em rządzi (od razu przypomniały mi się wszystkie moje nietrzeźwe powoty do domu lol ) Swoją drogą, nie mam pojęcia jakbym to JA zareagowała, widząc, że moja mama klei się do faceta, z którym od lat się zna. No totalna zaskoczka. Ale ta część mi się podobała, szczególnie na początku przemyślenia Bosco, a potem Faith. Super Wink
Naturalnie czekam na kolejną dawkę opowiadania :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/18, 9:53 pm    Temat postu:

scully napisał:
Pijana Em rządzi (od razu przypomniały mi się wszystkie moje nietrzeźwe powoty do domu lol )

No mi też Laughing Jak to pisałam to właśnie tak o sobie pomyślałam, ale moja matka oczywiście w życiu nie podniosła na mnie ręki, ani nawet porządnie nie nakrzyczała (ba! nawet żadnej kary nie miałam, kiedy wróciłam na wpół przytomna do domu po jakiejś imrezce, a nawet dostałam zwolnionko ze szkoły, bo jak niby na kacu miałam wysiedzieć 8 godzin??? Wink) ;P No, ale Faith to Faith - uwielbiam robić z niej wredną idiotkę i już! Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/18, 10:27 pm    Temat postu:

Swietna czesc szczegulnie ostatnia czesc tej czesci. pijana Em wymiata. a Feith jak zwykle robi zle i wyzywa sie na innych. to na Bosco ktory niby zawinil ale przeciez nie sam to na Em bo sie upila. a co Feith nigdy nie pila Smile
szkoda mi troche Em ale coz pierwszy zgon zaliczony Very Happy

swietna czesc i czekam na nastepne

p.s ja tez nigdy nie dostalam ochrzanu ani kary ani nic takiego. w sumie moja mama jakos zawsze inaczej do tego podchodzila. np jak dowiedziala sie ze w 7 klasie pale to zamiast sie wydrzec dac szlaban czy cos to powiedziala tylko "zawiodlam sie na tobie" to wystarczylo Smile ale palic przestalam dopiero prawie dwa miesiace temu i wytrzymuje tak ze trzymajcie kciuki zebym dala rade ( sorrki ze sie tak rozpisalam tutaj nie na temat )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/06, 1:21 am    Temat postu:

Nowa część. Krótka, ale jest i mam nadzieję, że nie wyszła tak strasznie Wink


Część trzynasta


Siedzimy przy stole i udajemy, że wszystko gra, choć tak naprawdę to nie gra nic, nic nie jest w porządku. W końcu wczoraj moja córka widziała mnie, jak całuję się z moim najlepszym przyjacielem i na pewno dopowiedziała sobie resztę, bo ostatni pocałunek mój i Bosco nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, co się między nami tak naprawdę dzieje, bo w końcu Em nie jest głupia i na pewno wie co się święci. I dlatego tak dziwnie się czuję, kiedy obie udajemy, że nic się nie stało i normalnie jemy śniadanie. No, prawie normalnie, bo Emily co jakiś czas mierzy mnie morderczym wzrokiem i robi jakieś dziwne aluzje dotyczące zdrad. W końcu nie wytrzymuję, bo wiem, że jej słowa są skierowane przeciwko mnie, i mówię, gromiąc ją spojrzeniem.

„W tej chwili skończ ten temat, Emily.”

Ona jednak wzrusza obojętnie ramionami i patrzy na mnie z taką pogardą, że mam ogromną ochotę dać jej w pysk, bo nagle dociera do mnie, że ja i moja córka nie mamy ze sobą praktycznie żadnego kontaktu i nie możemy się porozumieć, a to chyba dowodzi tego, że gdzieś zawaliłam, co lekko mnie dobija. Ale tylko lekko, tym bardziej, że mam w zanadrzu jednego fanta, który zmusza Em do milczenia, kiedy tylko o nim wspominam.

„Chyba, że wolisz porozmawiać z ojcem o twoim wczorajszym powrocie do domu.”

Wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a Emily od razu spuściła wzrok, wiedząc, że jestem zdolna poruszyć temat, którego ona na pewno poruszać nie chce. I to zmusza ją do milczenia. Choć raz... Fred jednak siedzieć cicho nie potrafi, bo patrzy na nas wyraźnie zainteresowany i pyta, bo w końcu nie wie o co chodzi.

„Coś się wczoraj stało?”

„Nie, tato. Zupełnie nic.”

Odpowiada szybko Em i dodaje, kiedy słyszy dzwonek do drzwi.

„Pójdę otworzyć.”

I już znika nam z pola widzenia, kierując się do drzwi. Otwiera i niemal widzę jak zamiera w bezruchu i kompletnym szoku, kiedy widzi przed sobą... Bosco.


***


Em. Ups... Chyba gorzej trafić nie mogłem... Sto razy bardziej wolałbym, by te przeklęte drzwi otworzył Fred. Ale nie! No nie! Ja zawsze muszę mieć pecha i oto stoję oko w oko z Emily, która zeszłej nocy widziała jak namiętnie całuję się z jej matką. Super, po prostu super! Aż nie wiem, co mam powiedzieć, chyba po raz pierwszy w życiu... Wyduszam więc tylko z siebie.

„Cześć, Em. Jest mama?”

Ona mierzy mnie morderczym wzrokiem i kiwa potakująco głową, wołając jednocześnie w stronę kuchni.

„Mamo, to do ciebie!”

I już znika mi sprzed oczu, marudząc pod nosem na za głośno włączony telewizor. Po chwili stoi przede mną Faith, która szybko zarzuca na siebie kurtkę i wołając przez ramię: „Idę, pa" wypycha mnie za drzwi.

„Co z nią?”

Pytam, kiedy już jesteśmy na schodach. Mam oczywiście na myśli Em, ale nie muszę tego wyjaśniać, bo Faith doskonale o tym wie.

„Nie pytaj”.

Ucina krótko, wsiadając do samochodu.

„Aż tak źle?”

Drążę dalej, jednak Faith mówi tylko zapinając pas.

„Poza tym, że wróciła nad ranem kompletnie pijana to nic się nie zmieniło. Nadal się do mnie nie odzywa, ale teraz ma powód. Zresztą, nie mówmy o tym, Bosco, bo mam tego dość. Temat zamknięty.”

Mówi, odwracając się do mnie plecami i wbijając wzrok w szybę samochodu, jakby naprawdę interesowało ją to, co dzieje się na zewnątrz. I choć wiem, że tak naprawdę powinniśmy pogadać, nie tyle co o Em ile o nas, to milczę i jadę na komisariat, z nadzieją, że z biegiem czasu jakimś cudem wszystko się między nami wyjaśni, choć to chyba nie takie proste...


***


Idę w stronę drzwi, jednocześnie zapinając guziki bluzki i rozczesując włosy. Nie wiem, kto to może być o tej porze, bo w końcu jest 15 i już jestem spóźniona do pracy, więc nikogo się teraz nie spodziewam, a już na pewno nie Davisa, który stoi w progu mojego mieszkania i wbija wzrok w moje praktycznie niczym nieosłonięte piersi.

„Co tu robisz?”

Pytam, poprawiając odruchowo włosy i zakrywając się szczelniej bluzką.

„Przyjechałem, bo jest już trzecia, a ciebie nie było w pracy i pomyślałem...”

Zaczął się niezręcznie tłumaczyć, jednak ja przerwałam mu w pół zdania.

„Zaspałam. Mi też się to zdarza.”

„Niemożliwe.”

Mruknął pod nosem, chyba po raz pierwszy od początku naszej rozmowy patrząc mi w oczy, a nie w mój dekolt.

„A jednak.”

Mówię i dodaję, zamykając nie tylko drzwi, ale także jakąkolwiek dyskusję między nami.

„Poczekaj na dole. Za pięć minut zejdę.”

I idę do łazienki, doprowadzić się do porządku. Pewnie ciekawi was dlaczego nie wpuściłam go do środka. A to dlatego, że nauczona doświadczeniem (patrz: chociażby Bosco) wiem, że gdybym to zrobiła to zamiast na patrolu w radiowozie, skończylibyśmy w mojej sypialni w łóżku, a ja nie zamierzam być z nim i wplątać się w jakiś nic nieznaczący dla niego romans, o nie. Tym razem nie dam się tak łatwo wykorzystać, już nie... Nie jestem jakąś pierwszą lepszą laską, którą można sobie wyrwać i przelecieć i on musi mieć tego świadomość, ot co! Po chwili zbiegam po schodach i idę w stronę radiowozu, z mocnym postanowieniem, że choćby nie wiem co, to nie dam się uwieść Tyrone`owi Davis`owi i nie będę kolejną zabawką w jego rękach! I muszę wytrwać w tym postanowieniu. Ale czy dam radę?


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/11/06, 4:31 pm    Temat postu:

Em musiałam naprawdę czuć się głupio, wdziąc matkę całującą się ze swoim najlepszym kumplem. Ja nie wiem, czy udałoby mi się uchować taką tajemnicę przed własnym ojcem. Skomplikowane.

Lubię w tym ficku Cuz i Davisa razem :] I nie oszukujmy się, że uda jej się wytrwać w postanowieniu Laughing

czekam na więcej ^__^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/12, 3:05 pm    Temat postu:

Nowa część na weekend Smile Mam nadzieję, że nie jest taka zła i da się przeczytać Very Happy


Część czternasta


Przebieram się, bo ja i Faith mieliśmy właśnie wezwanie do okropnego wypadku. Ona pojechała do domu wziąć prysznic i doprowadzić się do porządku. Zresztą myślę, że musiała też się trochę uspokoić - w końcu ten wypadek to był istny karambol, zginęło 5 osób, w tym dwoje dzieci. Nawet mi było ciężko na to patrzeć, a co dopiero Faith. Zresztą Cruz też wyglądała na zszokowaną, kiedy przyjechała na miejsce. Mógłbym przysiąc, że w pewnej chwili nie mogła się ruszyć, tak bardzo była przerażona. Ale jak to ona to jej odrętwienie nie trwało długo i zaraz zaczęła rozstawiać wszystkich po kątach. I dobrze, bo pewnie gdyby nie ona nic byśmy nie zrobili. Zakładam czystą koszulkę i zamykam szafkę, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym wypadku, bo przecież takich wypadków zdarzają się tysiące, wręcz miliony, więc o czym tu myśleć, nad czym się rozwodzić? Taka praca. I już. Z zamyślenia wyrywa mnie głos, stojącej za mną blondynki.

"Pan Boscorelli?"

Odwracam się w jej stronę i niemal odruchowo mierzę ją uważnym spojrzeniem. Jest ładna. Nawet bardzo. Mimowolnie się do niej uśmiecham i przytakuję.

"Tak, a o co chodzi?"

Ona tylko odwzajemnia uśmiech i potrząsa moją ręką na powitanie.

"Jestem Ellen. Ellen Greene."

Powiedziała i już miała dodać coś jeszcze, kiedy nagle zamilkła, słysząc głos Cruz, który niebezpiecznie zbliżał się do szatni. Ellen powiedziała coś pod nosem i wcisnęła mi do ręki swoją wizytówkę, na którą w tej chwili nawet nie spojrzałem, bo byłem za bardzo ciekaw co takiego zrobi Cruz, bo z jej spojrzenia wywnioskowałem, że zna Ellen i nie jest zbyt zadowolona z tego, że jest tutaj i rozmawia ze mną.

"Ellen, hej, co ty tu robisz?"

Spytała, nadzwyczaj łagodnie, jednak jej oczy nie wróżyły nic dobrego. I Ellen chyba też o tym wiedziała, bo w jednej chwili rzuciła przez ramię:

"Na razie."

I już miała wychodzić, kiedy Cruz złapała ją za ramię i sama wyprowadziła z szatni. Ciekawe czemu? Bo w końcu co takiego zrobiła ta Ellen? I kim ona właściwie jest? Patrzę na wizytówkę, którą mi dała, zanim do szatni wparowała Cruz, i już wiem. Psycholog. Ona była psychologiem. Ale jak to? I po co?


***


Ciągnę ją za ramię w stronę wyjścia i niemal wyrzucam ją za drzwi. Bo co ona sobie kurwa myśli? Że może wtrącać się w moje sprawy, w moje życie - nie tylko prywatne, ale także zawodowe? Nie, nie może i najwyraźniej muszę ją w tym uświadomić. Wyrzucam więc z siebie, kiedy tylko zamykam za nami drzwi mojego gabinetu, nie mogąc się powstrzymać.

"Co ty sobie myślisz, Ellen?!"

"Ritza, ja tylko chciałam..."

Zaczyna, jednak nie zamierzam dać jej dojść do słowa, ani niczego wyjaśniać, bo w końcu tu nie ma czego wyjaśniać! Ona jest psychologiem, do którego chodzę i ma mi pomóc, ale tylko mi, a nie Bosco, który wcale tej pomocy nie potrzebuje, bo on radzi sobie z moim poronieniem całkiem dobrze, jakby nic się nigdy nie stało. Może ja też tak powinnam? Tak, powinnam, ale nie potrafię.

"Co chciałaś? No co chciałaś, Ellen? Chciałaś mi pomóc, tak?"

"Tak."

"Ale nie pomagasz, przychodząc tu i rozmawiając z nim, bo przez ciebie będę musiała mu teraz wszystko wyjaśniać!"

Mówię coraz głośniej, nie mogąc zapanować nad swoją rosnącą wściekłością.

"Ale co chcesz mu wyjaśniać?"

Pyta łagodnie Ellen, zaraz dodając, najspokojniej w świecie, pewna tego, że to co mówi jest prawdą i że ma rację.

"To było WASZE dziecko. Nie twoje, ale wasze. Oboje powinniście coś z tym faktem zrobić. Nie możecie udawać, że nic się nie stało."

Auć, trochę zabolało. Nie wiem czemu, ale zabolało. Milczę, nie wiedząc co mam powiedzieć, bo nagle dotarła do mnie prawdziwość tego, co powiedziała Ellen. Po chwili jednak odzyskuję mowę i mówię cicho:

"Tak, ale go to nie obchodzi i nie rusza. I nic nie może tego zmienić, a ja to już na pewno."

"A skąd wiesz, że tak jest? Rozmawiałaś z nim o tym?"

Spytała delikatnie, patrząc na mnie uważnie. A mi aż brakowało tchu. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, bo nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie zrobiłam nic, by było lepiej między mną a Bosco. Nic, kompletnie nic.

"Nie, bo po co? On nie chce o tym rozmawiać, bo nie ma o czym."

"Skąd wiesz, że nie chce, Ritza? Nie możecie przecież udawać, że nic się nie stało."

"Ale udajamy."

Stwierdziłam, wzruszając obojętnie ramionami.

"Ale tak nie można."

"A ty nie możesz, nie masz prawa, wtrącać się w moje życie bez mojej zgody."

Mówię twardo, bo nie chcę wdawać się z nią w niepotrzebne dyskusje, które i tak do niczego nie prowadzą. A poza tym jej słowa mnie dołują, bo są takie prawdziwe.W końcu Ellen ma rację i muszę jej to przyznać. Znaczy nie muszę, ale przyznaję. W duchu, bo przecież nie powiem tego głośno - to nie w moim stylu.

"Jak chcesz, ale przemyśl to i postaraj się zrozumieć..."

Zaczyna znowu tą swoją psychologiczną, niekończącą się gadkę, jednak ja jej przerywam krótkim:

"Do widzenia."

I wychodzę z gabinetu, by razem z Davisem dokończyć patrol i znowu udawać, że nic się nie stało, bo tak jest po prostu lepiej i już.


***


Wchodzę do domu na paluszkach, bo już od progu dobiegł do mnie głos Em, która przecież powinna być o tej porze w szkole. Zaciekawiona i mocno tym zaintrygowana chowam się za ścianą, tak by będąca w kuchni Emily nie mogła mnie zobaczyć. Nasłuchuję tego co ma do powiedzenia swojej przyjaciólce Nicki, która siedzi z nią w kuchni.

"Wyobrażasz sobie?"

Pyta Em, wyraźnie oburzona.

"Ona i Bosco. Nie mogłam w to uwierzyć. Nadal nie mogę."

Mówi, chowając twarz w dłoniach.

"Bosco to ten przystojniak, w którym bujałaś się rok temu?"

Zaczyna Nicki, jednak Emily gwałtownie jej przerywa.

"Bujałam. Czas przeszły. Poza tym to było tak dawno..."

Jeknęła Em, a ja stoję w progu mieszkania totalnie zszokowana najnowszą nowiną. Em "bujała się" w Bosco? Co? Jak to możliwe? Przecież ona się z nim wychowywała, był przy niej całe jej życie, był jej wujkiem, niemal rodziną... Więc jak? Jakim cudem mogła spojrzeć na Bosco w taki sposób? Może takim samym cudem, jakim ja tak na niego spojrzałam?

"Ale było. I to na całej linii."

Stwierdziła Nicki.

"Pamiętasz jak kiedyś przegięłaś na imprezie i on cię z niej odebrał, bo bałaś się dzwonić do mamy?"

"Tak..."

Przytknęła Em, a ja słuchałam tego z coraz większym zainteresowaniem, ale też z coraz większą wściekłością. O jakiej imprezie ona mówi? I jakim prawem to Bosco o niej wiedział, a nie ja? No i czemu Bos mi nie powiedział tylko krył Em? Z zainteresowaniem więc słucham dalej tego co mówi Nicki.

"Zachował się wtedy po prostu the best, chociaż nie wiadomo co robiliście w tym samochodzie..."

"Przestań!"

Przerwała jej Emily, zrywając się z krzesła i idąc w stronę drzwi, zderzając się ze mną w przejściu.

"O mamo..."

Zaczęła z wyraźnym zakłopotaniem, zamierając w bezruchu, bo chyba zrozumiała, że wszystko słyszałam i że czeka ją poważna ze mną rozmowa...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin