Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 OPOWIADANIE by Cruz
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/28, 10:58 pm    Temat postu: OPOWIADANIE by Cruz

Tytuł: Nie mam pojęcia. Takie opowiadanie Wink Jak będziecie mieć pomysł na tytuł to napiszcie.
Autor: Cruz
O kim?: Nie uwierzycie, ale o Bosco&Faith, z elementami Bosco&Cruz.
Słowo wstępne: Już dawno chciałam zabrać się za pisanie ficka o Bosco&Faith. Lubię tą parę i pomyślałam, że nadszedł czas Very Happy Więc piszę. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wcisnęła gdzieś Cruz, ale nie mogłam się powstrzymać Wink Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba, ale nie jestem pewna czy wyjdzie mi taki typowy fick o Bosco&Fay, no typowy to on raczej nie będzie, ale nie wiem czy w ogóle jako taki wyjdzie, ale postaram się i mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba. No nic. Czekam na komentarze (tylko szczere). Na początek malutko. Tak jakby na próbę Wink






OPOWIADANIE
by
Cruz



Część pierwsza



"Bosco?" - szepczę cicho, otwierając oczy.
Rozglądam się po pokoju i dopiero po chwili dociera do mnie, gdzie jestem. W szpitalu. Jestem w szpitalu. Leżę na łóżku, czuję, że mam zabandażowaną głowę, ale chyba nic mi nie jest. Chcę dotknąć rany na czole, ale nie mogę, bo ruch mojej ręki zostaje zablokowany. Przez co? Przez kajdanki! Teraz to już niczego nie rozumiem. Przymykam oczy, marszczę brwi i staram się skupić, by przypomnieć sobie co stało się dzisiejszej nocy. Bosco... Cruz... Pistolet... Boże! Co ja zrobiłam?
"Bosco?!" - powtarzam głośniej.
Właściwie to krzyczę, bo zaraz pojawia się koło mnie lekarz i pielęgniarka. Nie chcę ich tu, ale nie mogę ich odepchnąć, kiedy wstrzykują mi w rękę coś, chyba uspokajającego.
"Jest pani w szpitalu, proszę się uspokoić" - mówi do mnie kobieta w białym lekarskim kitlu.
Kurwa! Jakbym nie wiedziała! Przecież widzę, gdzie jestem, ale dlaczego? No dlaczego? Co z Bosco? A ta zdzira? Boże, co z nimi do cholery!? Chcę do domu... Fred... Dzieci... Nie, nie! Ja chcę do Bosco! Muszę się z nim zobaczyć!
"Bosco!" - wołam ponownie, a do sali wchodzi Swersky.
Staje obok i patrzy na mnie przez chwilę.
"Szefie, co się stało?" - pytam, drżącym głosem.
"Co z Bosco?"
Boję się usłyszeć odpowiedź. Naprawdę się boję, a przedłużające się milczenie szefa tylko mnie dobija.
"Nic mu nie jest" - odpowiada w końcu. Oddycham z ulgą.
"Chcę się z nim zobaczyć" - mówię, bo myślę, że nie będzie z tym problemu.
Ale najwyraźniej jest, bo szef patrzy na mnie groźnie.
"To niemożliwe. Jesteś aresztowana za postrzelenie sierżanta policji. Cruz. Postrzeliłaś ją" - mówi.
"Bosco to potwierdził" - dodaje, a ja patrzę na niego pytająco.
"Bosco tak powiedział?" - pytam z niedowierzaniem.
Postrzeliłam Cruz? Hmmm... Możliwe, ale nie pamiętam dokładnie. Ale nawet jeśli, to na pewno miałam powód. A to, że jest dziwką i lepi się do Bosco to wystarczający powód, więc miałam prawo ją postrzelić. Szef jednak ignoruje moje pytanie i mówi tylko lodowatym tonem:
"Właśnie wiozą Cruz do szpitala. Módl się, żeby przeżyła."
Wychodzi. Patrzę jak odchodzi, nawet się za siebie nie odwracając. A ja nie wiem kompletnie co się dzieje... Jak to jestem aresztowana? Za co? Za to, że się broniłam? Przecież to śmieszne! Muszę pogadać z Bosco. Muszę. Gdzie on jest? No gdzie?

***

Siedzę na jednym z krzeseł na szpitalnym korytarzu i czekam na sanitariuszy. Gdzie oni są? Niby nic mnie nie powinna obchodzić Cruz, ale teraz naprawdę mnie obchodzi. Martwię się o nią. Jak mogłem ją tam zostawić? Zostawiłem ją. Podbiegłem do Faith i zostawiłem ją. Jak mogłem? Byliśmy razem, jeszcze wczoraj razem byliśmy, a teraz? Teraz ona jest w karetce, w drodze do szpitala. Chciałbym się pomodlić, żeby nic jej nie było, ale jakoś nie mogę, bo nie jestem w stanie nawet normalnie myśleć. Na początku myślałem tylko o Faith. Czekałem przy niej aż przyjedzie karetka i chociaż Cruz była w gorszym stanie to kazałem im najpierw wziąć Yokas. Jak mogłem? Carlos powiedział, że Cruz powinna jechać pierwsza, ale ja się uparłem i pojechała Faith. Co prawda Cruz się na to zgodziła, bo była na tyle przytomna by się zgodzić, ale wiem, że zrobiła to tylko dla mnie, bym potem jej nie winił za Faith. Ale winię. Bo jak mogę inaczej? Przecież ona ją postrzeliła! Cholera! W każdym razie z Faith jest dobrze. Ma tylko mały wstrząs, ale co się dziwić, skoro Cruz postrzeliła ją w głowę? Boże... W pierwszej chwili, kiedy podszedłem do Fay myślałem, że nie żyje. Ale żyła. I miałem nadzieję, że będzie z nią dobrze. I chyba jest.
"Szefie!" - wołam, kiedy widzę, jak Swersky wychodzi z jej sali.
Ten odwraca się w moją stronę.
"Co z Yokas?" - pytam, a on odpowiada mi tylko przez ramię:
"Wyliże się."
I tyle. Ale to mi wystarcza. Nic jej nie jest... To dobrze. Bardzo, bardzo dobrze. Cieszę się. Teraz już wszystko będzie dobrze. Przecież Faith z jest w porządku, więc jak mogłoby być źle?

***

"Kim..." - szepczę cicho do Zambrano, która pochyla się nade mną.
Czuję, że zaraz odpłynę. Jestem przytomna, ale powoli tracę kontakt. Wszystko rozmazuje mi się przed oczami. Widzę jednak jak Kim przybliża się do mnie, a ja mówię jej tylko do ucha, z trudem składając litery w słowa, a słowa w zdania.
"Bosco... Co z nim?" - pytam, z trudem łapiąc powietrze.
Chcę zdjąć maskę tlenową, ale Kim przyciska mi ją do twarzy i nie pozwala na to.
"Nic mu nie jest" - odpowiada.
Ufff... To dobrze. Normalnie kamień spadł mi z serca. Poważnie. Cieszę się, jeśli można się cieszyć i jednocześnie wykrwawiać się na śmierć. Dostałam w płuco, tak mówił Doc. Czyli nie jest dobrze. Czuję, że odpływam. Po prostu znikam. I boję się, że naprawdę zniknę. A razem ze mną dziecko, które teraz noszę pod sercem. Właśnie! Dziecko!!! Cholera!!! Co z nim?
"Dziecko..." - szepczę z przerażeniem, patrząc na Kim, ale ona jakby nie rozumiała o czym mówię.
"Jakie dziecko, Cruz? O czym ty mówisz?" - pyta, ale kiedy spogląda na mnie już wie.
"Jesteś w ciąży..." - mówi cicho i aż zakrywa usta dłonią z przerażenia.
Ups... Chyba nie jest dobrze.
"Nie pozwól, żeby coś mu się stało, dobrze?" - proszę ją histerycznie, a ona stara się mnie jakoś uspokoić, ale kiepsko jej to wychodzi.
"Bosco... Nie może wiedzieć. Proszę..." - dodaję i czuję, że totalnie odpływam.
Już nic nie widzę, ani nawet nie słyszę. Pustka. Totalna pustka...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/09, 12:31 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/28, 11:16 pm    Temat postu:

nie no Supcio Very Happy jakos przeżyje ze to o Bosco&Feith ale bardzo mi sie podoba. myśli trzech osób. no i wazne ze jest ta nienawisc Cruz&Yokas. i jak zwykle rozdart Bosco. extra naprawde zobaczymy co bedzie dalej. i oby tak dalej. czekam na wiecej Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/06/28, 11:27 pm    Temat postu:

hehe mała zamiana ról... ale... podoba mi się i to bardzo! Zajebisty poczatek...i Cruz-my zawsze piszemy szczerze:)
jeszcze raz świetny początek i czekam na wiecej! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/29, 4:26 pm    Temat postu:

Co ta Cruz w każdym ficku w ciąży? xD Huh. Not my problem Wink
Mi też podoba się sytaucja widziana przez troje ludzi. Ogólnie jest super i wciąga Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/29, 4:42 pm    Temat postu:

scully napisał:
Co ta Cruz w każdym ficku w ciąży?

Tak jakoś mi pasuje do niej ta ciąża, nie wiem czemu, tak po prostu Wink Ale w tym ficku to mogę Ci powiedzieć, że długo w tej ciaży nie będzie Razz
Dzięki za komentarzyki ;* I cieszę się, że się choć troszkę podoba Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/29, 7:10 pm    Temat postu:

czyli kolejny niewypał z ciązą w jej przypadku Sad alez dziewczyna ma pecha ale poza tym supcio czekam na więcej Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/04, 6:30 pm    Temat postu:

Po dłuższej przerwie dodaję drugą część tego opowiadania. Też wyszła krótka, ale nic nie poradzę, że na razie więcej nie chcę mi się pisać (to pewnie przez tą pogodę)... Mimo to mam nadzieję, że się spodoba Wink


Część druga


Z trudem otwieram oczy. Nadal jestem lekko odurzona i nieprzytomna od środków znieczulających. Ale te środki mi pomogły i przynajmniej nie czuję już bólu. Teoretycznie. Bo tak naprawdę to czuję ból, wewnątrz siebie. Czuję, że postąpiłam źle strzelając do Cruz. Nie wiem czemu, w końcu miałam takie prawo i szczerze jej nienawidzę, ale czuję, że źle zrobiłam. Po prostu. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czuję się podle. Może ze względu na Bosco? Jeszcze go nie widziałam od czasu strzelaniny, chociaż w sumie nie minęło od niej sporo czasu, przynajmniej tak mi się wydaję... Ja jednak, mimo tego, że było to tak niedawno, nic nie pamiętam. Widzę przed sobą tylko pistolet, Cruz, Bosco i tego drugiego... Aarona Nobla, czy jakoś tak. Pamiętam, że Cruz chciała, bym oddała jej broń, jednak kiedy spojrzałam w oczy Bosco, mojego partnera, któremu ufam ponad wszystko, któremu ufam bardziej niż samej sobie, zrozumiałam, że nie mogę jej oddać. Strzeliłam. Nie miałam wyjścia, bo widziałam, jak Bos sięga po broń. Nie wiedziałam, co chce z nią zrobić, ale byłam pewna, że nie chce postrzleić ani mnie, ani Cruz. W końcu z nią sypiał, więc jak mógłby ją postrzelić? Wobec tego nie miałam wyboru - to ja musiałam do niej strzelić, by chronić siebie, bo nawet jeśli Cruz jest pojebaną do granic możliwości suką to wiem, że nie postrzeliłaby Bosco. Padło więc na mnie. A ja musiałam się bronić. Więc strzeliłam, a ona strzeliła do mnie. Nie wiem, czy tak do końca było, ale tak to zapamiętałam. I to powiedziałam szefowi. Nie wiem, czy mi uwierzył. Na razie czeka na zeznania Cruz. Podobno jej stan zły, by nie powiedzieć krytyczny. Tak słyszałam. Ale w sumie mało mnie to obchodzi. Cieszę się tylko, że z Bosco jest okay i ze mną chyba też, przynajmniej tak mówią lekarze. Rozglądam się po sali, bo bezmyśle wgapianie się w sufit już mi się znudziło. I kogo widzę, stojącego w kącie? No kogo?
"Bosco..." - szepczę cicho, w stronę mężczyzny wpatrzonego we mnie jak w obrazek.
Bos uśmiecha się do mnie niepewnie, a ja równie niepewnie odwzajemniam uśmiech. Patrzę na niego i zdaję sobie sprawę, że jest bardzo zmęczony i zapewne nie spał przez cały czas od strzelaniny, czekając na to, aż się obudzę, by mógł do mnie zajrzeć. Wiem o tym, kiedy tylko spoglądam w jego smutne, zmęczone, ale zarazem szczęśliwie, że mnie widzą, oczy. I ja też bardzo się cieszę, że go widzę. I chociaż byłam na niego trochę wściekła, że mnie w to wszystko wplątał to jednak teraz cała złość na niego mi mija, bo jestem po prostu szczęśliwa, że widzę go całego i zdrowego, nawet bez jednego zadrapania.
"Hej" - mówię, po dłuższej chwili milczenia.
"Cześć" - odpowiada tylko, po czym dodaje szybko:
"Mogę zostać tylko na trochę. Wpuścił mnie Sully. Szef nie wie, że tu jestem i chyba nie powinien, bo zrobiłby się niezły kocioł" - mówi, wyraźnie zdenerwowany.
"Kocioł? Czemu?" - pytam, jakbym nie zrozumiała.
Ale wiem, że chodzi mu o strzelaninę.
"Słuchaj, Faith. Z Cruz nie jest dobrze" - mówi, a mnie aż ściska coś w żołądku na samo brzmienie jej nazwiska.
"Nie żyje?" - pytam.
Nie chcę jednak usłyszeć twierdzącej odpowiedzi, chociaż w sumie nawet fajnie by było, gdyby zniknęła z mojego życia no i z życia Bosco. Ale nie jestem aż taką suką, by życzyć jej śmierci. Nie chciałam jej przecież zabić. Mimo wszystko...
"Żyje" - odpowiada gwałtownie Bos, jakby sama myśl, że Cruz mogłaby nie przeżyć przerażała go najbardziej na świecie.
Może nawet bardziej niż wizja własnej lub mojej śmierci? Nie, na pewno nie. Przynajmniej w jego oczach widzę, że w tej chwili bardziej zależy mu na mnie, niż na Cruz. W końcu właśnie dla mnie tu przyszedł. Wiem o tym.
"Ale posłuchaj. Wycofałem moje zeznania. Musisz powiedzieć, że to ja postrzeliłem Cruz. Musisz. Inaczej możesz trafić do więzienia, Faith. Słyszysz, co do ciebie mówię?" - pyta, jakby widział, ze moje myśli są daleko stąd.
I rzeczywiście są daleko. O jakim więzieniu on mówi, co? Przecież ja się tylko broniłam. Ale przecież... Jeśli powiem, że to on ją postrzelił to on wyląduje w pudle. A na to nie mogę pozwolić. Nie. Bosco nie może za mnie wylądować w pierdlu.
"Tak, słyszę" - mówię jednak cicho, kiwając głową, by dał mi spokój. On jednak dalej drąży.
"Zrobisz to?" - pyta z naciskiem.
Patrzę na niego przez chwilę. Dłuższą chwilę. Widzę w jego oczach strach o mnie. Nie o siebie, ale o mnie.
"Nie" - odpowiadam jednak twardo, ucinając jakąkolwiek dyskusję na ten temat.
"Ale Faith..." - zaczyna, jednak Sully ciągnie go w stronę wyjścia, machając w moją stronę i uśmiechając się ciepło, jakby chciał dodać mi otuchy.
"Bosco, musisz stąd iść. Szef chce cię widzieć. Cruz przestali w końcu operować" - mówi jednym tchem i wyciąga Bosco z pokoju.
Widzę go za szybą jak rozpaczliwie próbuje wyrwać się z uścisku Sully`ego i wrócić do mnie. Robi mi się jakoś cieplej na sercu, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że jestem dla niego tak ważna, że jest gotowy dla mnie zaryzykować własną reputację i pracę, która jest dla niego całym życiem, jednak teraz jestem wdzięczna Sully`emu, że go nie puszcza, bo wiem, że nie byłoby to dla niego najlepsze. A przecież zależy mi tylko na jego dobru.

***

Chcę wrócić do Faith, jednak Sully trzyma mnie mocno i sadza na krześle w pokoju. Czekam na Swersky`ego. Ciekawe co powie? - zastanawiam się, kiedy widzę go w drzwiach.
"Cruz się wyliże, choć nie jest z nią dobrze" - mówi, a ja oddycham z wyraźną ulgą.
Może jednak ani ja, ani Faith nie będziemy musieli siedzieć przez chwilę mojego zapomnienia z Cruz i głupoty? Bo przecież tylko dlatego tu jesteśmy - przeze mnie. Przez to, że byłem z Cruz i przez to, że byłem taki głupi, że przekładałem nic nie znaczący romans z Cruz nad wieloletnią przyjaźń z Yokas. Jak mogłem być tak głupi? Przecież Faith znam o wiele dłużej od Cruz i była, jest, ona dla mnie najważniejszą osobą na świecie. I jest mi też najbliższą osobą na Ziemi. Więc jak mogłem wybrać Cruz zamiast niej? Chyba tylko z czystej głupty. Teraz chciałbym to jakoś naprawić...
"Pogadam z nią. Może nie będzie wnosiła oskarżenia" - dodaje Swersky, wyrywając mnie z rozmyślań i wychodząc z pokoju. Rzuca jeszcze do mnie przez ramię:
"Jesteś wolny. Przynajmniej na razie."
I już go nie widzę. Wstaję, wręcz zrywam się z krzesła. Chcę iść do Faith. I to jak najszybciej. Jednak w korytarzu spotykam Kim. Wiem, że to ona wiozła Cruz do szpitala i nie mogę się powstrzymać, by spytać:
"Co z Cruz?"
W sumie nie wiem czemu pytałem, bo przecież szef już mi powiedział, że nic takiego jej nie jest, ale wolę wiedzieć to od Kim. Ona jednak mierzy mnie takim wzrokiem, że jestem pewien, że gdyby mogła zabiłaby mnie nim na miejscu.
"Cóż..." - zaczyna po chwili.
"Dostała w płuco, operowali ją. Straciła sporo krwi. Wystąpił krwotok wewnętrzy, w wyniku którego straciła dziecko. Ale ogólnie nic jej nie jest. Wyliże się" - mówi, a mnie aż zatyka.
Musiała cierpieć, bo brzmi strasznie skomplikowanie. I pewnie operacja też taka była. Skomplikowana. Ale wszystko się udało. Ale zaraz... Jakie dziecko?
"Dziecko?" - pytam, bo już nic nie rozumiem.
"Och..." - wzdycha ciężko Kim, udając, że nie wie o czym mówię.
Znam ją jednak na tyle, by wiedzieć, że doskonale wie, o co mi chodzi i że nie powiedziała tego przez przypadek.
"Była w ciąży, Bosco" - wyjaśnia, patrząc mi prosto w oczy.
"W ciąży?" - pytam, ale wcale nie oczekuje odpowiedzi.
"Poroniła" - dodaje jednak Kim, zupełnie nie wiem po co.
Przecież o tym wiem. Słyszałem bardzo wyraźnie. Po prostu jestem w szoku. Jak mogła nic mi nie powiedzieć? Gdybym wiedział na pewno, by do tego nie doszło, nie pozwoliłbym na to... Czemu mi nie powiedziała? Momentalnie kieruję się w stronę sali Cruz, chcąc to jakoś wyjaśnić, ale Kim gwałtownie ciągnie mnie za ramię, zatrzymując mnie.
"Daj jej spokój, Bosco. Jest w kiepskim stanie, głównie dzięki tobie... Musi odpoczywać" - mówi tak ostrym i nie znoszącym sprzeciwu tonem, że cofam się o krok.
Nadal jednak chcę iść do Cruz. Nie mogę tego tak zostawić...
"Powiedziałam, żebyś dał jej spokój. Jesteś ostatnią osobą, jaką chce teraz widzieć, więc odejdź i nie pokazuj się jej lepiej na oczy" - mówi jeszcze bardziej ostrym tonem, niż wcześniej.
Ciągnie mnie w swoją stronę i gwałtownym ruchem sadza na krześle. Ciąża? Dziecko? Cruz? Jak mogła nic mi nie powiedzieć? No jak? Teraz mam do niej jeszcze większy żal niż wcześniej. I nie odejdę, nie zniknę tak szybko z jej życia, dopóki mi tego wszystkiego nie wyjaśni...

***

Leżę na szpitalnym łóżku z trudem łapiąc powietrze. Mam w sobie masę rurek, które pompują tlen do moich płuc, więc nie muszę się martwić o to, że się uduszę, ale mimo to, czegoś się boję. Boję się, że zobaczę tu Bosco. I co mu powiem? Przecież na pewno wie. Mówiłam Kim, by milczała na temat dziecka, wiem jednak, że raczej tego nie zrobiła. Pewnie mu powiedziała. I mam teraz dwa razy większy problem niż wcześniej. Czuję się strasznie... Tak jakbym się do niczego nie nadwała. W końcu nie potrafię nawet urodzić dziecka. Poroniłam. Straciłam je. Jak mogłam? Co zorbiłam nie tak? Przecież nie chciałam, by tak wyszło... Nie chciałam strzelać, ale musiałam. Musiałam. Ale dlaczego? Powinnam najpierw pomyśleć... Przecież nie powinnam narażać życia dziecka, tylko z powodu Nobla, albo Yoaks. To było nieodpowiedzialne. Cholernie nieodpowiedzialne z mojej strony. To moja wina, cholera jasna! Czy ja zawsze wszystko muszę chrzanić?! Wszystko, czego się dotknę psuję! Nic mi się nie udaje. Robota? Mam przerąbane, zwłaszcza z FBI. Dziecko? Nie mam, straciłam je. Jak wszystko na czym mi zależało... Tak jak rodziców, tak jak Lettie, tak jak Bosco... Ich wszystkich straciłam... Wszystkich. Jestem zupełnie sama. Zupełnie. Po moim policzku spada jedna samotna łza, jednak szybko ją starłam. Nie będę płakać. Nie mogę. Nie mogę... Ale płaczę...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/09, 12:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/04, 7:26 pm    Temat postu:

super część Very Happy bardzo mi sie podoba Very Happy szkoda dziecka ale dobrze ze chociaz Cruz zyje Smile a Feith nie no Cruz ledwo zyje a ta na nia najezdza i wyzywa od suk w pradzie w myslach ale coz ble nie lubie jej w tym opowiadaniu Wink
czekam na wiecej i wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/04, 8:54 pm    Temat postu:

Cała Yokas. I tak ją lubię Wink Świetny był moment, w którym Boz przyszedł do Faith i się w nią wpatrywał jak w obrazek Wink Od razu mam przed oczami scenę z serialu, którą uwielbiam.
Oczywiście świenta część ficka, Cruz! I want more! ;d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/07, 5:26 pm    Temat postu: Część trzecia

Nie pisałam ponad miesiąc, ale oto jest nowa część tego ficka Nie wyszła zbyt dobra, chyba w niej za mało Bosco&Faith, ale chyba potrzebuję czasu, żeby przyzwyczaić się do pisania o nich, więc narazie daję to co napisałam. Mam nadzieję, że nie jest tak źle, mimo wszystko


Część trzecia

Jedziemy radiowozem. My to znaczy ja i Bosco. Uparł się, że odbierze mnie ze szpitala. Zgodziłam się, ale niechętnie, bo Fred zaczyna mieć do niego, i do mnie, pretensje za tą strzelaninę. Ja też mam do niego żal, ale staram się być wyrozumiała. W końcu mam własny rozum, nie? Wiedziałam co robię. Chciałam pomóc Bosco. Ale czy pomogłam? Nie wiem, bo jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Narazie Swersky mnie nie aresztował, co zresztą uważam za czysty absurd, ale jeszcze nie wiadomo co będzie dalej. Nie wiem. Nie rozmawiamy też o tym z Bosco. Udajemy, że nic się nie stało. Tak jest chyba lepiej. Chociaż z drugiej strony wspomnienia tamtej nocy nie dają mi spokoju. Muszę wiedzieć jak było. Chcę spytać o to Bosco, ale kiedy na niego spoglądam, czuję się tak, jakbym go nie znała. Jest jakiś taki inny, nieobecny, obcy. W ogóle się nie odzywa. Milczy. Przez całą drogę siedzieliśmy cicho i chyba nic nie wróży, by to się zmieniło. Ciekawe czemu? Czemu Bosco taki jest? Taki zamyślony? Nie wiem, ale muszę wiedzieć. Muszę. W końcu to mój przyjaciel, najlepszy przyjaciel i chcę wiedzieć.
"Wszystko gra, Bos?" - pytam, odwracając się w jego stronę.
On zerka na mnie, jednak nadal jest nieobecny, jakbym wyrwała go ze snu, a może raczej z głębokiego zamyślenia. O czym on tak intensywnie myśli, hę?
"Co mówiłaś?" - pyta, zdezorientowany. Uśmiecham się lekko pod nosem i ponawiam moje pytanie:
"Czy wszystko w porządku?" Bosco kiwa tylko potakująco głową i skręca w Drugą Aleję.
Wiem jednak, że bynajmniej nie jest w porządku, bo Bos nerwowo zaciska ręce na kierownicy i prowadzi nadzwyczaj wolno jak na niego, co jest zupełnie do niego niepodobne. Może coś go gryzie? Nagle Bosco hamuje gwałtownie, bo prosto pod nasze auto wpada jakiś dzieciak, grający w piłkę. Podskakuję gwałtownie na siedzeniu, ale Bos nie zwraca na to uwagi tylko zaczyna pouczać malucha. Wydaje się być bardzo zdenerwowany i zatroskany, jakby los tego dzieciaka naprawdę go obchodził. Bosco przypomina mi teraz Freda, zajmującego się Charliem. Po prostu... ojca. Którym Bosco nie jest i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie się to zmieniło. Bosco jednak zawsze miał w sobie coś takiego, co przyciągało do niego dzieci i sprawiało, że wspaniale się z nimi dogadywał, co było widać na przykład wtedy, kiedy bawił się z Em albo Charliem, albo kiedy pracowaliśmy z dziećmi. Miał w sobie takie pokłady niewykorzystanej jeszcze ojcowskiej miłości.
"Widziałaś?" - pyta, wskazując głową na dzieciaka, który przed chwilą o mały włos nie wpadł nam pod koła samochodu, a teraz podbiegał do kobiety, siedzącej na ławce i czytającej książkę.
"Dzieciak prawie wpadł nam pod koła, a matka nawet tego nie zauważyła. Siedzi z dupą i czyta książkę i w ogóle nie interesuje się synem" - mówi, a ja uśmiecham się lekko pod nosem, bo właśnie pomyślałam o tym samym.
Tylko, że ja myślałam o tym jako matka, a Bosco jako kto? Jako ojciec? Przecież nim nie jest. Ciekawe czy chciałby być... Rzadko o tym rozmawialiśmy. Kiedyś, parę razy, przy okazji moich dzieci, pojawił się ten temat, ale Bosco zawsze jakoś mnie zbywał. Nie mówił o tym. Powiedział tylko, że jak znajdzie odpowiednią kobietę... Tak, ale ile on już miał tych kobiet? Nicole, Tori, w końcu Cruz... Do tego masa krótkich, nic dla niego nie znaczących romansów. Właściwie to tylko z Nicole i Cruz był na dłuższą metę. To właśnie przy Nicole zaczął zastanawiać się nad rodziną. Może przy Cruz również? Nie, na pewno nie. Cruz... Nie, ona się nie nadaje na matkę. Pewnie nigdy nawet o tym nie myślała. Właśnie... Cruz... Mimowolnie przypominam sobie o strzelaninie. Chcę wiedzieć jak było. Muszę wiedzieć jak było.
"Bosco..." - zaczynam, nawet na niego nie patrząc.
"No?" - Bos odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie wyczekująco.
"Powiesz mi jak to było?" - pytam.
"Co jak było?" - odpowiada mi pytaniem na pytanie, jakby nie wiedział o co chodzi.
Ale wiem, że wie.
"No strzelanina... Niewiele pamiętam" - wyjaśniam, patrząc na niego.

***

Widzę to tak wyraźnie...

- Powiem ci co powinieneś zrobić...
Mówi do mnie Cruz, wymachując przed sobą pistoletem. Patrzę na nią. Jestem w lekkim szoku, widząc w jej dłoni broń. Po co jej ona, co? Przecież ma przed sobą tylko mnie i Faith. Nie mogłaby do nas strzelić, prawda?
- Rozwiązać problem. Nikt nie pyta jak.
Cruz dotyka pistoletem swojej klatki piersiowej. Jest zła. Bardzo zła. Nerwowa. Odwraca się w stronę Faith i mówi podniesionym głosem:
- W tym kraju system chroni morderców, a prześladuje ludzi porządnych.
Teraz zerka na mnie, z niemym wyrzutem na twarzy.
- Potrzebni są policjanci, którzy nie wahają się zrobić tego, co konieczne.
Mówi, a ja zaczynam się coraz bardziej denerwować i niepokoić, bo Cruz sama zaczęła się coraz bardziej denerwować. Sięgam po swoją broń, patrząc porozumiewawczo na Faith. Cruz odwraca się w stronę Yokas i krzyczy w jej stronę:
- Dawaj tę broń!
Faith nie reaguje, co jeszcze bardziej wytrąca Cruz z równowagi.
- Dawaj!
Powtarza jeszcze głośniej. Faith przez chwilę patrzy na mnie, po czym wyciąga broń w stronę Cruz. Cruz patrzy na nią podejrzliwie, ale wyciąga ręce po pistolet. Wtedy Faith podnosi broń i celuje nią w Cruz. Cruz też wyciąga broń. Faith naciska spust. Cruz również oddaje strzał, zaledwie parę sekund po Faith. Obie lądują na podłodze. Widzę jak Noble sięga po swoją broń, więc strzelam do niego. W klatkę. Upada. Podbiegam do Faith, mijając Cruz, która bardzo mocno krwawi. Wzywam przez radio karetkę. Czekam. Siedzę przy Faith. Jest nieprzytomna. Nie wiem, co robić. Z odrętwienia wyrywa mnie tylko głośny jęk Cruz. Odwracam się w jej stronę. Podchodzę do niej, ściągam kurtkę, chcąc ją nią okryć i uciskać ranę, która krwawi coraz mocniej, ale Cruz tylko mnie od siebie odpycha. Wiem, że jest z nią źle, ale kiedy słyszę dźwięk przybliżających się coraz bardziej do hotelu syren pogotowia, myślę tylko o Faith i o tym, by jak najszybciej znalazła się w szpitalu...


"Bosco?" - nieco zaniepokojony głos Faith wyrywa mnie z rozmyślań.
Co? O co ona pytała? Ach, tak... O strzelaninę. Nie, nie chcę o tym mówić. Bo co mam jej niby powiedzieć? Że co? Że postrzeliła Cruz i przez to straciła dziecko? Moje dziecko... Nasze dziecko... Mam jej to powiedzieć? Nie, nie powiem. Bo wiem, że czułaby się winna. Nie chcę jej o tym mówić. Sam nie chcę o tym nawet myśleć. Chcę zapomnieć. I nie chcę, by Faith wiedziała.
"Nie chcę o tym mówić" - ucinam krótko. Faith chyba wyczuwa, że nie powinna poruszać tego tematu, bo mówi tylko cicho:
"Przepraszam."
Kiwam głową i uśmiecham się do niej lekko, dając jej do zrozumienia, że nic się nie stało. Naprawdę nic się nie stało, a przynajmniej chcę, by tak było, by kiedyś wspomnienie o tej strzelaninie nie wywoływało u mnie jakiegoś dziwnego ukłucia w sercu, przyspieszonego tętna... Chcę po prostu, by było jak dawniej, jakby nie było tej strzelaniny. Chcę zapomnieć. Jednak kiedy słyszę kolejne pytanie Yokas aż mną wstrząsa.
"Co z Cruz?" - pyta Faith.
"Co?" - reaguję dość spontanicznie, zanim zdążam ugryźć się w język.
Jestem po prostu zaskoczony jej pytaniem. Ale zanim Faith zdąży je powtórzyć, ja odpowiadam, bo nie chcę więcej poruszać tematu Cruz:
"Chyba wszystko dobrze. Nie widziałem jej."
Faith kiwa tylko głową. Chyba chce jeszcze coś powiedzieć, ale zatrzymuję się gwałtownie przed jej blokiem, tak, że Faith aż podskakuje na siedzeniu. Nie chciałem. Ale Faith nie powinna poruszać tego tematu. To mnie wkurza...
"Wejdziesz na górę?" - pyta, zabierając do ręki torebkę.
Kiwam przecząco głową i dodaję:
"Fred pewnie nie chce mnie widzieć."
Faith uśmiecha się do mnie niepewnie.
"Dziękuję" - mówi i zanim wychodzi z auta, całuje mnie delikatnie w policzek.
Odchodzi. A ja znowu czuję tą przejmującą pustkę, jaką czułem zaraz po strzelaninie, jaką czułem, kiedy dowiedziałem się o dziecku... Pustkę. Totalną pustkę i tą cholerną samotność. Nie czuję tego tylko przy Faith, ale teraz jej nie ma. Wróciła do Freda. Jak zawsze, jak codziennie, jak zwykle... A ja muszę pogadać z Cruz. Wiem, że muszę. Naprawdę muszę, bo nie mogę tego tak zostawić. Jadę do niej.

***

Podchodzę do drzwi, kiedy słyszę głośne pukanie. Otwieram i już po chwili tego żałuję, bo w progu widzę Bosco. Boże, co on tu robi? Nie widziałam go od czasu strzelaniny. Nawet nie przyszedł mnie odwiedzić... To bolało. Bardzo bolało. Ciekawe czy wie? Bo jeśli tak, to ja nie wiem, co mam mu powiedzieć. Dziękuję Bogu, że nie jestem teraz sama...
"Czego chcesz?" - pytam, bez zbędnych wstępów, poprawiając prześcieradło, którym jestem przykryta.
Tak, właśnie wyszłam z łóżka, żeby mu otworzyć i już tego żałuję.
"Musimy pogadać" - mówi i wpycha się do środka, a ja jestem w takim szoku, że nie mam nawet siły, by zajść mu drogę i nie pozowlić na to.
Zresztą ostatnio nie mam na nic siły. Wypuścili mnie ze szpitala, ale tylko dlatego, że tego chciałam. Zrobili to na moje wyraźne życzenie. Pewnie inaczej by mnie nie puścili, bo nadal nie było ze mną dobrze. Muszę brać leki, robić badania, chodzić na kontrole... Dali mi nawet numer jakiegoś psychologa, bo uważają, że to, że poroniłam mnie załamało. A załamało? Nie. Przynajmniej ja nie chcę by mnie załamało. Ale fakt, jest mi ciężej. Czuję się taka niepotrzebna, beznadziejna i nieprzydatna do niczego. Czasami kiedy patrzę w lustro widzę w nim czterdziestolatkę, a czuję się tak jakbym miała ponad sto, chociaż mam ledwie dwadzieścia siedem lat. Po prostu jestem wyczerpana. Ale jestem też twarda i sobie z tym poradzę. Zawsze sobie radzę. Ze wszystkim.
"To nie najlepszy moment, Bosco" - mówię, starając się wypchnąć go za drzwi.
"Przeszkadzam?" - pyta, mierząc mnie wzrokiem.
Patrzę na niego z czystą nienawiścią, chociaż tak naprawdę to wcale jej do niego nie czuję. Udaję. Nie chcę, by wiedział, jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo mnie ostatnio zranił.
"Właściwie to tak" - odpowiadam z nieukrywaną satysfakcją.
Dokładnie w tym momencie, jak na zawołanie, z sypialni wychodzi Dade. Bez koszulki. Chyba nie muszę tłumaczyć, co robiliśmy, nie?
"Ale się pospieszyłaś" - wysyczał Bosco, przez zaciśnięte zęby.
Tak, wiem, że to trochę nie w porządku. Właściwie to sama nie wiem, czemu spałam z Dadem. Lubię go, ale nic więcej. Bo to "coś więcej" czułam tylko do Bosco. Ale chyba musiałam się na nim odegrać. Wiem, że to podłe, ale w głębi duszy cieszę się, że Bosco zobaczył nas razem. Dade podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem.
"Co jest?" - pyta, cmokając mnie delikatnie w policzek i mierząc Bosco morderczym wzrokiem.
"Nic" - odpowiadam, uśmiechając się do niego.
"Bosco właśnie wychodzi" - dodaję, a Bosco rzeczywiście wychodzi, głośno trzaskając za sobą drzwiami.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/09, 12:37 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/07, 6:20 pm    Temat postu:

Dobrze, że wróciłaś do tego opowiadania.
Podobał mi się moment, w którym opisałaś strzelanine. Bardzo dobrze wyobrażam sobie Bosco, jak tatusia, taki troskliwy... Po prostu z niego byłby świetny ojciec i już. Mimo, że nie lubię Cruz, to mi jej szkoda. Wielką tragedią musi być strata dziecka. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi.

Mam nadzieje, że tutaj też szybko coś napiszesz. Lubię czytać Twoje pracę, Cruz Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/08, 12:41 pm    Temat postu: Część czwarta

Dobra, napisałam nową część Wink Tym razem trochę więcej Faith i Bosco (to znaczy może nie więcej, ale przynajmniej bardziej, że tak powiem... hmmm... a zresztą przeczytacie!), ale nie obyło się bez Cruz i Bosco (moja obsesja, hehe ). Ale mam nadzieję, że w miarę jest (chociaż pisałam na szybko, bo brat pcha się do kompa, znaczy chce oglądać ze mną "Piratów..." Razz) i że się spodoba


Część czwarta




Wchodzę na komisariat. Czuję na sobie badawcze spojrzenia innych policjantów, zwłaszcza Sully`ego i Davisa. Pewnie mają do mnie żal za Faith. Kurwa, to ja powinnam mieć żal do niej! Oberwałam, omal nie wykrwawiłam się na śmierć, poroniłam, straciłam Bosco... A to wszystko przez tą dziwkę! Nienawidzę jej! Nienawidzę! Widzę Bosco, który wychodzi z gabinetu szefa. Pewnie chodzi o Yokas. Ciekawe czy ją zamkną. Mam nadzieję, że tak. Należy się tej dziwce. Przez nią straciłam wszystko na czym mi zależało. Musi za to zapłacić, po prostu musi! I mam gdzieś to co myśli na ten temat szef, Bosco, czy Davis. Yokas strzeliła do mnie pierwsza i pójdzie na dno. Bosco patrzy na mnie tak, jakby zobaczył ducha. Szef to samo.
"Sierżancie, myślałem, że weźmiesz parę dni urlopu..." - zaczyna Swersky, wychylając się zza drzwi gabinetu.
"A to niby czemu?" - wyrywa mi się, bo naprawdę nie wiem o co im chodzi.
Fakt, zostałam postrzelona, ale nic mi nie jest. Trochę mi ciężko przez to dziecko, ale staram się o tym nie myśleć i dlatego wracam do pracy, bo gdybym miała siedzieć bezczynnie w domu to chyba bym zwariowała. Właśnie - dziecko. Czyżby o tym wiedzieli? Boże, nie! Nie mogą wiedzieć. Ale chyba wiedzą, bo właśnie widzę jak z gabinetu szefa wychodzi... Kim. O nie... Powiedziała im. To dlatego wszyscy tak się na mnie patrzą - z wyrzutem, ale i ze współczuciem. Nie, nie, tylko nie to.
"O nie" - mruczę pod nosem.
Mierzę wszystkich morderczym wzrokiem i szybko wchodzę do mojego gabinetu, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Jak to możliwe, co? Jak ona mogła? Jaki oni mogli? Oni, znaczy Kim i Bosco. Jak mogli wszystkim powiedzieć? Boże, nie. Tylko nie to. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, a teraz wiedzą wszyscy. I czują do mnie współczucie i litość. Ale ja nie chcę być obiektem litości! To ostatnia rzecz jakiej chcę. Chcę tylko zapomnieć. Zapomnieć!!! A oni wcale mi w tym nie pomagają! Wcale, a wcale. Boże, Boże... Cruz uspokój się. Nie warto się przejmować. Zachowuj się normalnie, jakby nigdy nic. Tak będzie najlepiej. Nic się nie stało. Nic. Zupełnie nic. Siadam za biurko i zaczynam przerzucać jakieś papiery. Nawet na nie nie patrzę, nawet nie wiem co w nich jest, ale po prostu muszę się czymś zająć i zapomnieć. Biorę kilka głębokich wdechów, by się uspokoić. Słyszę nieśmiałe pukanie do drzwi.
"Proszę" - odpowiadam, najbardziej obojętnym tonem na jaki w tej chwili mnie stać.
Nie chcę, by ktokolwiek wiedział jak bardzo mnie to ruszyło. O nie, nie dam im tej satysfakcji. Ostatni głęboki wdech i do mojego gabinetu wchodzi Kim. Super!
"Cruz..." - zaczyna, ale ja gwałtownie potrząsam głową i unoszę rękę, dając jej tym do zrozumienia, żeby się zamknęła, bo nie mam najmniejszej ochoty jej słuchać.
Ona jakby nie rozumiała, bo mówi dalej.
"Cruz, ja..."
Kurwa, czy ona nie rozumie, że nie chcę gadać? Nie mam na to ochoty!
"Zamknij się!" - krzyczę w jej stronę, bo już nie mogę się powstrzymać.
Krzyczę jednak trochę głośniej niż chciałam. Ale cóż... Przynajmniej podziałało, bo Kim milczy. A przynajmniej milczy przez chwilę, bo zaraz szepcze cicho:
"Chciałam ci tylko pomóc..."
Patrzę na nią jak na wariatkę, bo w tej chwili Kim naprawdę jest nią dla mnie.
"Pomóc?" - pytam, jakbym się przesłyszała.
"Uważasz, że w ten sposób mi pomagasz?!"
Krzyczę. Nie chcę, ale nie potrafię zniżyć tonu głosu. Po prostu muszę to wykrzyczeć.
"Nie, nie pomagasz!" - zaprzeczam, zanim Kim w jakikolwiek sposób zdąży odpowiedzieć na moje pytanie, które tak naprawdę pozostało, bo miało pozostać, bez odpowiedzi.
"Nie pomagasz, Kim" - powtarzam, patrząc jej prosto w oczy.
"W takim razie przepraszam" - mówi cicho Kim i wybiega z mojego gabinetu, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
A mam tyle do powiedzenia. Przede wszystkim to, że czuję się strasznie, bo facet, którego chyba kochałam, a przynajmniej na którym mi zależało i z którym byłam w ciąży, zostawił mnie dla jakiejś zdziry. I jak ja mogę się z tym czuć? No jak? Kurwa, beznadziejnie! Jak nic nie warty śmieć. Tak, tak mniej więcej się czuję. I czuję się jeszcze gorzej, kiedy do mojego gabinetu wchodzi Bosco. Zamyka za sobą drzwi, a ja już wiem, że jakkolwiek bym się nie starała to i tak nie uniknę tej rozmowy. Niech zgadnę... Od czego zacznie? Pewnie od...
"Dlaczego mi nie powiedziałaś, Cruz?" - pyta, patrząc na mnie.
No proszę zgadłam. Prycham z pogardą. Mam taką ochotę go zabić, jak jeszcze nigdy. Chcę by poczuł ten ból, jaki ja czułam, kiedy leżałam postrzelona na podłodze w hotelowym pokoju, a Bosco zamiast mną, zajął się Yokas; ten sam ból, jaki czułam jadąc do szpitala; ten sam ból jaki czułam, kiedy pani doktor przyszła do mojej sali w towarzystwie psychologa, który podał mi środki uspokajające, zanim tak naprawdę dotrała do mnie ta wiadomość - wiadomość o tym, że poroniłam. Wyobrażacie sobie jaki to ból? Bardzo wątpię. Nikt nie jest w stanie tego sobie wyobrazić, a tym bardziej zrozumieć. Nikt!
"Chciałam ci powiedzieć tamtej nocy przy winie" - odpowiadam, patrząc na niego ze łzami w oczach.
Kurwa, nie chcę płakać, ale nie potrafię powstrzymać płynących mi do oczu łez.
"Nie pamiętasz?" - pytam, patrząc mu prosto w oczy.

***

Tak, jasne, że pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć?

- Nie będę zeznawał, że to Nuniz strzelał.
Mówię patrząc uważnie na Cruz. Ona odsuwa się ode mnie nieznacznie i lekko się śmieje, jakby z politowaniem. Pewnie uważa mnie za naiwnego, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi. Chcę tylko działać zgodnie z moim sumieniem.
- Nuniz to śmieć! Świat odetchnie, kiedy go wyeliminujemy.
Mówi. Patrzymy sobie w oczy.
- On tego nie zrobił.
Stwierdzam, patrząc jej prosto w oczy. Ona cicho wzdycha i uśmiecha się do mnie lekko.
- Wyluzuj się. Pogadam z Ritą.
Mruczy, podchodząc do mnie bliżej. Zdecydowanie bliżej. Jest bardzo blisko. Czuję na sobie jej oddech, jej pełne pożądania spojrzenie i w tej chwili jestem gotowy zrobić dla niej wszystko. Ale nie na długo, bo kiedy z jej ust padają kolejne słowa nie mogę powstrzymać wściekłości.
- Omówimy to u mnie, przy winie...
Szepcze zachęcająco, tuląc się do mnie. Jednak teraz nie działa to na mnie. Mam już dość. Nie mogę uwierzyć, że mogłem być tak głupi i dać się jej tak wykorzystać.
- Chyba żartujesz?
Pytam, bo mam jeszcze małą nadzieję, że może naprawdę nie mówiła tego poważnie. Ale jej spojrzenie i niewinne pytanie utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że źle zrobiłem będąc z nią i że ona, tak jak mówiła Yokas, jest zła, obca i nieczuła. I nic, ani tym bardziej ja, tego nie zmieni.
- Nie podoba ci się ten pomysł?
Mruczy, ale ja nie mogę jej już słuchać. Odpycham ją od siebie gwałtownie. Cruz patrzy na mnie ze zdziwieniem. Tak, wiem, że ją zaskoczyłem, ale nie chcę być dla niej tylko kolejną zabawką. Nie pozwolę jej na to, by mnie wykorzystywała i wrabiała niewinnego człowieka w morderstwo, którego nie popełnił.
- Chcesz bym w twoich ramionach zapomniał o tej sprawie!
Mówię do niej, patrząc jej prosto w oczy. Jestem coraz bardziej wkurzony. Ignoruję jej zszokowane do granic możliwości spojrzenie i mijam ją obojętnie. Idę do szafki, z której zabieram swoje rzeczy. Głośno ją zatrzaskuję, ale mój krzyk zagłusza jej hałas.
- Chcesz się pozbyć Nuniza? Zrób to beze mnie!
Warknąłem w jej stronę i wyszedłem z szatni, głośno trzaskając drzwiami. Zostawiłem ją samą, w totalnym szoku, spowodowanym moim nagłym i niespodziewanym dla niej wybuchem, ale w tamtej mało się to dla mnie liczyło...


Ale teraz się liczy. Bo jeśli Cruz mówi prawdę, a raczej mówi, bo nie ma żadnego powodu by kłamać, to właśnie tej nocy chciała powiedzieć mi o dziecku. Chciała mi powiedzieć... Ale ja ją odepchnąłem. Zniszczyłem to wszystko, nie dałem jej szansy, nie dałem szansy nam... Jak mogłem?
"Gdybym wiedział, Cruz..." - mówię, lekko zszokowany po tym co właśnie usłyszałem.
"Daruj sobie" - ucina tylko Cruz i wychodzi z gabinetu, zostawiając mnie samego.
Boże... Chciała mi powiedzieć...
"Cruz!" - wołam za nią i wychodzę z biura.
Idę za nią, chcąc ją dogonić. Łapię ją za ramię. Ona odwraca się niechętnie w moją stronę, jednak szybko wyrywa rękę z mojego uścisku.
"Zostaw mnie w spokoju, Bosco" - syczy w moją stronę i wychodzi z komisariatu razem z Dadem, który zanim wyszedł rzucił mi morderczne spojrzenie.
No tak... Jej nowa zabawka. Prawie zapomniałem... Zresztą, nieważne. Nie mam prawa jej oskarżać po tym co jej zrobiłem. Czuję się po prostu strasznie. Ale czy to mnie usprawiedliwia? Nie, nie usprawiedliwia. Usprawiedliwienia mogę szukać tylko w jednym miejscu...

***

Podchodzę do drzwi, chociaż w sumie nie mam najmniejszej ochoty nikogo widzieć. Właśnie znowu pokłóciłam się z Fredem. Twierdzi, że nie powinnam wracać do pracy, że skrzywdzę tym nie tylko jego, ale i dzieci, że ta strzelanina to było ostrzeżenie, ostrzeżenie przed Bosco i przed tym, że nie powinnam z nim już więcej pracować. O, niedoczekanie. Nie wyobrażam sobie pracy bez Bosco... życia bez Bosco. Poza tym nie rzucę pracy przez jedną strzelaninę więcej. W końcu nic mi nie jest. Mimo wszystko... Zgoda, Bosco naraził moje życie, ale sama się na to zdecydowałam. WIEDZIAŁAM CO ROBIĘ, więc nie mam prawa go obwiniać i być na niego zła. Jeśli Fred tego nie rozumie to on ma problem - nie ja. Otwieram drzwi.
"Bosco..." - mówię na powitanie, kiedy widzę przed sobą mojego wieloletniego partnera i najlepszego przyjaciela.
"Hej" - mówi tylko Bos.
Jest jakiś dziwny. Jego oczy... Są takie nieobecne... Czyżby płakał? Bosco? Przez te wszystkie lata widziałam go płaczącego może ze dwa razy. Zawsze było to spowodowane czymś dla niego strasznym. Co tym razem się stało?
"Wejdź."
Zapraszam go do środka.
"Freda nie ma. Jestem sama" - dodaję, a Bosco dopiero po tych słowach odważył się wejść do mieszkania.
Robi to jednak mimo wszystko bardzo niepewnie, jak przestraszone zwierzę, które znajduje się w jakimś miejscu po raz pierwszy w życiu i dopiero bada teren. Tyle, że Bosco nie jest zwierzęciem i nie jest tu pierwszy raz, ale chyba z tysięczny.
"Co się dzieje?" - pytam prosto z mostu, podnosząc jego twarz, tak by na mnie spojrzał.
On podnosi wzrok, jednak nadal jest nieobecny, zupełnie mi obcy.
"Bosco, przecież widzę, że coś nie gra. Możesz mi powiedzieć" - mówię zachęcająco, siadając z nim na kanapie.
Biorę jego ręce w swoje dłonie, bo jestem tak spragniona jego dotyku jak jeszcze nigdy, a poza tym chce dodać mu trochę otuchy, bo chyba naprawdę stało się coś złego.
"Chodzi o Cruz" - mówi otwarcie.
Przez chwilę żałuję, że spytałam, bo Cruz jest zdecydowanie ostatnią osobą, o której chcę rozmawiać, ale kiedy widzę smutek w oczach Bosco wiem, że to poważna sprawa i nie mogę tego zignorować.
"Ona..." - zaczyna, ale zaraz urywa.
"Nieważne" - mówi tylko, wstając z kanapy.
Ja jednak nie pozwalam mu odejść tylko ciągnę go z powrotem na miejsce. Przecież nie może tak po prostu odejść nie kończąc nawet tego, co zaczął mówić.
"Co, Bosco?" - ponaglam go, patrząc mu prosto w oczy.
Widzę w jego oczach łzy. Cholera, co się z nim dzieje?
"Chcę wiedzieć" - mówię, gładząc go delikatnie po policzku.
"Ona... ona..." - zaczyna znowu Bosco, urywanymi słowami.
"Była w ciąży" - wydusza w końcu z siebie.
A ja jestem w takim szoku, że przez dłuższą chwilę nie jestem w stanie nic powiedzieć. W końcu pytam, jakbym go nie rozumiała:
"Jak to BYŁA?"
Bosco patrzy na mnie z bólem, a ja już rozumiem. Boże, to moja wina. Jezu, co ja najlepszego zrobiłam? Bosco na pewno mnie nienawidzi. Ja bym go znienawidziła, gdybym przez niego straciła dziecko, Emily albo Charliego... Ale kiedy patrzę w jego oczy wiem, że nie ma do mnie żalu. Nie ma, naprawdę nie ma. A ja jestem mu naprawdę wdzięczna i wiem, że jest i zawsze będzie przy mnie, bo jak mógłby nie być skoro nasza przyjaźń potrafi przetrwać nawet taką tragedię jaką jest strata dziecka?
"O Boże, Bosco..." - mówię, przytulając go mocno do siebie, bo wiem, że teraz potrzebuje on ode mnie wspracia.
W końcu po to tu przyszedł. Po moje wsparcie. Zwrócił się do mnie ze swoim bólem i cierpieniem jak do najlepszej przyjaciółki. I to jest najważniejsze. Nie jakaś Cruz, która w gruncie rzeczy nic dla niego nie znaczy. No może nie nic, ale na pewno o wiele mniej niż ja. Zaczynam głaskać go uspokajająco po włosach jak małe dziecko, bo Bosco zaczyna płakać. Boże, to naprawdę musiał być dla niego cios.
"Tak bardzo mi przykro..." - wyduszam z siebie, bo nie wiem, co innego mam jeszcze powiedzieć.
"Ciii..." - szepczę, kiedy Bos coraz głośniej zanosi się płaczem.
"Wszystko będzie dobrze..." - mówię, delikatnie całując go gdzie tylko się da.
Wiem, że potrzebuje w tej chwili mojej bliskości i mojego wspracia, a ja zamierzam mu to dać, bo to w końcu mój przyjaciel. Bosco trochę się uspokoił. Nadal jednak jest roztrzęsiony. Wiem o tym.
"Będzie dobrze..." - powtarzam i zanim tak naprawdę się orientuję moje usta lądują na jego wargach.
Kurcze, wcale nie chciałam tego robić. To znaczy chciałam, ale... Moje myśli jednak odpływają daleko, kiedy Bosco odwzajemnia mój pocałunek. Boże, jak on bosko całuje! Zanim jednak zdążyłam na dobre zasmakować w jego pocałunkach Bosco odrywa się ode mnie gwałtownie:
"Przepraszam, Faith" - mówi, odsuwając mnie od siebie.
Co? Za co on przeprasza? Ach, tak... Racja, to nie był dobry pomysł...
"Przepraszam" - powtarza i szybko znika za drzwiami.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/09, 2:39 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/08, 3:01 pm    Temat postu:

Ooo... Mnie się podoba Wink Po pierwsze - Cruz. Jak to ona, powyzywała Faith, nie chce żadnego współczucia i najlepiej, żeby wszyscy się od niej od... odwalili ;P
Po drugie Bosco i Yokas. Nic dziwnego, że tak szybko zwiał Wink Musiał głupio się czuć (z pewnością zrobiłabym tak samo)

Świetna część, dużo akcji Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/08/10, 11:36 am    Temat postu:

hej Cruz swietna czesc i ta i ta poprzednia bo przeczytalam wczoraj obydwie ale juz nie mialam sily pisac Very Happy
akcja rozwinieta duzo sie dzieje i fajnie Very Happy
szkoda mi Cruz bo jak zwykle cierpi w samotnosci (no moze nie do konca bo est Dade ale to nie to samo ) Bosco jak zawsze zagubiony nie wie ktora wybrac i ostatnia scena Bosco&Feith powala Smile
czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/10, 2:39 pm    Temat postu:

Dzięki za komentarze ;* W mojej główce szykuje się jeszcze jedna wielka tragedia dla Cruz (tylko proszę nie zgadywać ;P)... Uwielbiam ją dobijać Laughing A Bosco nie ma co wybierać. Ja na miejscu Cruz nigdy bym się już z nim nie związała...:/ Nie jest tego wart, przynajmniej w tym opowiadaniu. Mam masę pomysłów, ale nie wiem czy przed wyjazdem coś dodam. To samo tyczy się jeszcze jednego mojego opowiadania. Pomysły są, brak czasu by je zrealizować, ale cóż... Postaram się coś napisać Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin