Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 OPOWIADANIE by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/09, 10:27 pm    Temat postu:

Nowa część, bo dawno nie było. Mam nadzieję, że się spodoba choć trochę, ale uprzedzam, że mogą być błędy, bo nie mam czasu sprawdzać.
Powoli kończę tego ficka, więc zachęcam do czytania Wink


Część piętnasta


Siedzę przy biurku i piszę raport, co chwila spoglądając nerwowo na wizytówkę leżącą przede mną.
Ellen Greene. Psycholog
Obracam długopis w dłoni, odrywając się na chwilę od papierkowej roboty, której przecież tak nienawidzę. Odwracam wizytówkę na drugą stronę i patrzę z uwagą na numer telefonu na odwrocie:
561478952
Sam nie wiem dlaczego to robię, ale sięgam po słuchawkę telefonu i wybieram ten numer. Chyba po prostu chcę wiedzieć, co jest grane. Czekam parę chwil na jakąkolwiek odpowedź po drugiej stronie linii. W końcu słyszę delikatny, spokojny kobiecy głos, który słyszałem niedawno w szatni.

"Słucham?"

"Um, cześć. Mówi oficer Boscorelli. Chciałem się dowiedzieć..."

"O co chodziło, tak?"

Przerwała mi Ellen i miała rację, bo rzeczywiście to chciałem wiedzieć.

"Yyy, tak."

Odpowiadam więc, czekając na to, co powie.

"W takim razie zapraszam do mnie jutro o 13. Adres jest na wizytówce."

Mówi, a ja patrzę z uwagą na mały kartonik i stwierdzam, że rzeczywiście adres jest. Ale kim ona właściwie jest??? To mnie teraz najbardziej interesuje.

"Ale..."

"Co? Nie pasuje?"

Pyta i mówi dalej, nie dając mi nawet dojść do głosu.

"To może trochę wcześniej? Albo wieczorem?"

"Nie, to nie o to chodzi, że mi nie pasuje."

Przerywam jej i zaraz dodaję, by znowu nie weszła mi w słowo.

"Ale kim pani właściwie jest?"

"Ah... Ja jestem psychologiem. Pomagam sierżant Cruz. O ile się nie mylę to się znacie."

Odpowiada, a mnie aż zatyka. Co prawda tak myślałem, ale to były tylko moje podejrzenia, a teraz? Teraz to jest prawdą, a ja nie wiem, co mam powiedzieć.

"Taak, znamy się."

Mówię więc tylko, przebiegając wzrokiem po gabinecie, w którym jestem i dopiero teraz dociera do mnie, że to gabinet Cruz. A jestem tu, akurat w nim, bo przez te miesiące w wydziale zdążyłem się już do niego przyzwyczaić. Sam nie wiem jak i kiedy, ale tak po prostu się stało i już. Zawsze kiedy mam siedzieć przy biurku instynktownie kieruję się tutaj. A że Cruz teraz tu nie pracuje to mogę sobie na to pozwolić bez obawy, że się na nią natknę i znowu nie będę wiedzieć jak się mam wobec niej zachować. Bo tak naprawdę to nigdy nie wiem jak. Bo cokolwiek nie zrobię, cokolwiek nie powiem i tak zawsze wychodzę na dupka.

"Panie Boscorelli? Jest pan tam?"

Głos po drugiej stronie wyrywa mnie z zamyślenia i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że w ogóle nie słuchałem tego co mówiła do mnie ta kobieta. Mówię więc tylko nawet się nad tym nie zastanawiając, szybko się rozłączając.

"Tak, jestem. I przyjdę jutro. Do zobaczenia."

Przyjdę? Czy mnie już do reszty pogięło???


***


"Nie uważasz, że powinnaś mi coś wyjaśnić?"

Pytam, siadając naprzeciwko Em, która wpatrywała się bezmyślnie w telewizor i to jeszcze w najgłupszą z możliwych stację - MTV. Akurat puszczali jakiś beznadziejny, program jak to oni. Nie wiem jak to możliwe, że ta stacja niemal wychowuje młodzież. No, ale dobra. Nie narzekam już, bo wyjdę na zacofaną kretynkę. Wyłączam więc tylko to główno, patrząc uważnie na moją córkę.

"Co mam ci wyjaśnić?"

Pyta Emily, włączając program z powrotem, a mnie szlag trafia.

"To o czym mówiła Nicki."

Odpowiadam więc, znowu wyłączając telewizor tylko, że tym razem za pomocą kabla, tak, by nie mogła go potem tak łatwo włączyć i znowu mnie ignorować, bo co jak co, ale na to jej nie pozwolę. Jestem w końcu jej matką!!! Czy tego chce czy nie.

"Nie powinnaś podsłuchiwać."

"Nie pouczaj mnie."

Mówię lodowatym tonem.

"A ty nie mów mi co mam robić."

"Jestem twoją matką i mam takie prawo. I będę to prawo wykorzystywać, rozumiesz? Więc lepiej powiedz mi o czym mówiła Nicki."

"O niczym."

Ucięła krótko Em, wstając z kanapy i idąc do swojego pokoju. Poszłam jednak za nią i nim zdążyła zamknąć mi drzwi przed nosem weszłam do środka i powiedziałam:

"Coś się stało między tobą a Bosco, że nie chcesz mi powiedzieć?"

"Co???"

Em wydawała się być zszokowana moim pytaniem, ale właśnie taki był jego cel. Może teraz mi coś powie?

"Oszalalaś? Nic się między nami nie stało! Nie jestem tobą!"

Wykrzyczała mi prosto w twarz, a ja sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Bo co? Co to miało znaczyć???

Nie jestem tobą...

"Co to miało znaczyć?"

Pytam więc, nieco zszokowana takim obrotem sprawy.

"To, że ja nie wpycham się mu do łóżka."

"Jeszcze tego by brakowało! Jesteś dzieckiem, Emily, a on jest dorosłym! Nie możesz tak nawet o nim myśleć!"

Stwierdzam z całą stanowczością, bo cała ta sytuacja całkowicie mnie poraziła.

"A ty możesz, chociaż masz męża i rodzinę?"

Pyta, a mi aż brakuje słów, tym bardziej, że słyszę za sobą głos całkowicie zszokowanego Freda.

"O czym mówicie?"


***


Idę w stronę gabinetu Ellen i otwieram szybko drzwi ze świadomością, że już jestem spóźniona wchodzę do środka mrucząc pod nosem:

"Hej Ellen, sorry za spóźnienie, ale Davis dzwonił i musiałam mu wyjaśnić parę rzeczy. Nic sam nie potrafi zrobić. Zupełnie jak dziecko..."

Urywam, gdyż czuję, że zaraz dostanę zawału albo ataku paniki, histerii, nie wiem... Bo oto w gabinecie siedzi... Bosco.

"Może mi ktoś wyjaśnić co tu się dzieje?"

Pytam głupio, cofając się o parę kroków w stronę drzwi, by w razie co wyjść, uciec stąd jak najszybciej i co najważniejsze jak najdalej.

"Okay, ale najpierw usiądź."

Mówi spokojnie Ellen, a ja patrzę na nią jak na wariatkę.

"Chyba żartujesz..."

Warknęłam w jej stronę, nie mogąc uwierzyć, że to zrobiła - sprowadziła tu Bosco, jednocześnie niszcząc wszystko to do czego doszłyśmy przez te parę tygodni mojej terapii. Bo teraz ze mnie nie zostało już nic. Jestem w totalnej rozsypce, nic nie wiem, niczego nie rozumiem, jestem nikim, niczym... I to dzięki niej. A przecież miała mi pomóc, przecież ją ostrzegałam...

"Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł..."

Mówi Bosco, wstając i idąc w stronę drzwi, po drodze biorąc kurtkę.

"Więc po co tu przychodziłeś?"

Pytam z wyrzutem, jakby to była jego wina.

"Myślałem..."

Zaczyna, jednak ja gwałtownie mu przerywam.

"Co myślałeś? No co kurwa myślałeś?"

"Cruz..."

Zaczyna Ellen, starając się mnie uspokoić.

"Myślicie, że mi pomgacie, ale tak naprawdę to nie ja potrzebuję pomocy, ale wy. To z wami jest coś nie tak, skoro nie macie co robić, tylko wtrącać się w moje życie, moje sprawy, które jak sama nazwa wskazuje jest tylko MOJE, a nie wasze. Czy aż tak ciężko to zrozumieć?"

Wyduszam z siebie i wychodzę, czując na swoich policzkach łzy wściekłości i bezradności, bo mam już tego wszystkiego po prostu dość...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/12/10, 1:06 am    Temat postu:

Podoba mi się to całe zamieszanie z Em :] A Ellen wydaje mi się sympatyczna, przecież chce dobrze, chce pomóc. No i Cruz... Moim skromnym zdaniem dramatyzuje i mimo wszystko powinna dać sobie pomóc. Jasne, że nikt nie lubi, jak ktoś miesza się w JEGO życie, ale weźmy takiego Bosco... On zawsze będzie ważny w jej życiu. Przecież to Bosco Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/10, 4:02 am    Temat postu:

Kolejna część. Tak sobie, bo miałam ochotę coś napisać. Mam nadzieję, że nie jest tak źle i da się przeczytać Wink


Część szesnasta


Jadę do domu. Albo nie. Pojadę na komisariat. Zajmę się czymś i zapomnę tak jak zawsze, bo tak jest po prostu lepiej. I zerwę z tą przeklętą terapią, która nie przyniosła nic dobrego, tylko kolejne cierpienia. Mam już tego po prostu dość, bo czy nikt nie może zrozumieć, że nie chcę Bosco znać?? Dobra, byłam z nim w ciąży, ale BYŁAM to czas przeszły, czyli po prostu przeszłość. Mniej lub bardziej znacząca. Dla niego mniej. Dla mnie też, więc powinnam o tym zapomnieć. I zapominałam, ale nie! Ellen jak zwykle musiała wtrącić się w nie swoje sprawy! Aż mnie kurwica bierze! Wbiegam więc na komisariat i idę do swojego gabinetu, w drodze oznajmiając szefowi, że rzucam tą pracę. "Tą" znaczy pracę na ulicy i wracam do wydziału. A Swersky albo jest w takim szoku, że nie jest w stanie nic powiedzieć, albo po prostu przyjął to do wiadomości. Liczę na tą drugą opcję. Otwieram gwałtownie drzwi gabinetu i napotyakm wzrok Davisa, który jak zwykle niemal mnie nim rozbierał. A właściwie nie niemal - on mnie nim naprawdę rozbierał. A ja wcale nie byłam od niego lepsza, bo podeszłam do niego i pocałowałam go tak namiętnie, że aż zakręciło mi się w głowie. Sięgnęłam do rozporka u jego spodni, nie odrywając od niego ust. Wiedziałam, że źle robię, ale miałam po prostu na to ochotę, chciałam dobrze się bawić i zapomnieć. A Davis był idelanym przykładem całkowitego, ale jakże przyjemnego, dla odmiany, zapomnienia. Nim się zorientowałam Davis przyparł mnie plecami do drzwi, jednocześnie zamykając drzwi na klucz. Uśmiechnęłam się czując jego usta na mojej szyi, potem na piersiach i brzuchu... Sama nie wiem, co się ze mną dzieje, ale chciałabym by nigdy nie przestawał mnie całować ani dotykać tak jak dotyka - z czułością, pożądaniem i namiętnością, jakiej do tej pory nie znałam. Jęknęłam czując jego biodra tak blisko moich, ale przyciągnęłam go tylko mocniej do siebie, totalnie tracąc nad sobą kontrolę. I choć nie cierpię tracić kontroli nad sobą ani nad czymkolwiek to tym razem bardzo mi się to spodobało...


***


"O czym mówicie?"

Powtórzył Fred, a mnie aż wmurowało w podłogę.

"O niczym, kochanie."

Wydusiłam tylko z siebie, nawet na niego nie patrząc. I już miałam wyminąć go i wyjść z pokoju, kiedy dobiegł do mych uszu głos Em.

"O Bosco."

Powiedziała moja córka, a ja czułam, że zaraz eksploduję. Co ona sobie myśli??? No co??? Czy ona zwariowała???

"Bosco? A co on znowu ma z nami współnego, hm? Faith! Może mi to wytłumaczysz?"

"Nie mam czego tłumaczyć, Fred. Bosco to mój przyjaciel i partner, więc licz się z tym, że będzie obecny w moim, a wiec naszym, życiu."

Odparłam tylko lodowatym tonem i już miałam wychodzić, kończąc tą bezsensowną dyskusję, kiedy usłyszałam głos Em, która jak zwykle mruczała coś pod nosem.

"Ostatnio chyba jest dla ciebie kimś więcej niż przyjacielem..."

"Jak śmiesz w ogóle tak mówić?!"

Wrzasnęłam na nią, choć przecież doskonale wiedziałam, że ma rację. Ale nie mogłam pozwolić, by Fred się dowiedział. Bo jak mogłabym mu to wytłumaczyć, kiedy ja sama nie wiedziałam, co to znaczy i o co w tym wszystkim chodzi???

"Stwierdzam tylko fakt."

Odpowiedziała spokojnie Emily i wyszła z pokoju, rzucając jeszcze bezczelnie przez ramię:

"Zostawię was, bo chyba musicie sobie wiele wyjaśnić. Będę u Nicki."

I już jej nie było, a ja stałam na środku pokoju, nie mając nawet odwagi spojrzeć Fredowi w oczy, choć wiedziałam, że muszę. Podniosłam więc niepewnie wzrok i czekałam na to co powie mój mąż.

"O co jej chodziło?"

"Nie wiem. Emily przesadza. Robi coś z niczego."

Mruknęłam, jednak Fred chyba nie bardzo mi uwierzył, bo powiedział stanowczym tonem:

"Powiedz mi prawdę. Wiesz, że nie znoszę kłamstwa. Zwłaszcza, że ty kłamać nie umiesz. Co się więc stało?"

"Kochanie..."

Zaczęłam, nie wiedząc jednak co dalej mam mówić. I na szczęście nic więcej mówić nie musiałam, bo w korytarzu rozległ się dźwięk telefonu. Podniosłam z ulgą słuchawkę.

"Słucham? Tak, już go daję."

Powiedziałam po chwili, szepcząc do Freda:

"Twój szef."

Uf... Ja to mam jednak szczęście - pomyślałam, kiedy Fred zaczął zbierać się do pracy.


***


"Tego mi było trzeba..."

Stwierdziłam, zakładając bluzkę i przeczesując palcami włosy.

"Mi też."

Powiedział Davis, przytulając mnie lekko i całując czule w policzek. Leżeliśmy na podłodze w moim gabinecie, zupełnie nie przejmując się tym, że jesteśmy w pracy i powinniśmy pracą się zajmować, czego na pewno nie robiliśmy. Ty przytulił mnie mocniej, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam na niego nieco zaskoczona, bo co jak co, ale myślałam, że zależy mu tylko na tym, by mnie przelecieć, jednak jego czułość i delikatność mówiły mi coś zupełnie innego. A ja już sama nie wiedziałam, co jest lepsze.
Z jednej strony nie chciałam być traktowana jak panienka na jedną noc.
Z drugiej nie byłam gotowa na poważny związek.
Zwłaszcza z nim, bo Davis to typowy kobieciarz, który chyba nigdy w poważnym związku nie był. A może się mylę? Cóż, na pewno warto się przekonać - pomyślałam, całując go lekko w usta.

"Zbieraj się, bo musimy jechać na patrol i czymś się zająć".

Powiedziałam, całkowicie zapominając o moim wcześniejszym postanowieniu, że więcej nie pojadę na ulicę, bo teraz było mi wszystko jedno, gdzie będę pracować. Liczyło się tylko to z kim - z Davisem. I chyba po raz pierwszy cieszyłam się tym faktem...


***

"Przepraszam. Nie wiem co w nią wstąpiło."

Powiedziała Ellen, patrząc na mnie przepraszająco.

"Nic się nie stało. To nie twoja wina. Ona zawsze taka była."

Stwierdziłem tylko, wzruszając ramionami.

"Taka, czyli jaka?"

Pyta Ellen, a ja sam nie wiem, co chciałem przez to powiedzieć.

"Porywcza..."

Mruknąłem więc tylko pod nosem stwierdzając w myślach, że przecież kiedyś mi się to w niej podobało - właśnie, kiedyś. Teraz już sam nie wiedziałem, co o niej myśleć; nie wiedziałem co mnie w niej urzekło, co sprawiło, że tak zwariowałem na jej punkcie...

"Um... Skoro tu już jesteś to może chcesz pogadać?"

Spytała Ellen, wyrywając mnie z rozmyślań.

"Nie, nie jestem w tym dobry..."

Odpowiedziałem wymijająco, wbijając ręce w kieszenie.

"Tak jak i ona."

Stwierdziła Ellen, uśmiechając się lekko.

"Ale jakoś daje radę. Ogólnie rzecz biorąc. Bo chyba jednak muszę z nią częściej rozmawiać. I inaczej."

Dodała, zamyślając się na chwilę.

"Taaak, powodzenia."

Mruknąłem i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem nieśmiałe pytanie:

"Powiedz mi... Czy to dziecko cokolwiek dla ciebie znaczyło?"

Aż mnie zamurowało. Jak może pytać? Ale jak ja mogę jej odpowiedzieć sam dokładnie nie znając odpowiedzi na to pytanie?

"To najważniejsze. Bo jeśli nie, to chyba nie ma sensu, byś przychodził tu razem z Cruz."

"Ale ona nie chce bym tu z nią przychodził."

Zdziwiłem się, odwracając się w jej stronę i patrząc na nią z zaskoczeniem.

"Chce. Oczywiście, że chce. W końcu jesteś dla niej w pewien sposób ważny. I zawsze będziesz. Tylko, że ona jeszcze o tym nie wie."

Powiedziała Ellen, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym jak to się dzieje, że ta kobieta wydaje takie sądy o Cruz? I co najdziwniejsze chyba trafne sądy.

"Więc jak, hm?"

Ponowiła pytanie, a ja przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, po czym wydusiłem z siebie:

"Nie wiedziałem o nim. Dowiedziałem się po fakcie."

"Ale gdybyś wiedział?"

Drążyła dalej, choć nie bardzo chciałem o tym rozmawiać.

"Cruz stwierdziła kiedyś, że pewnie kazałbyś jej usunąć. To prawda?"

Spytała, uważnie na mnie patrząc.

"Nie. Jasne, że nie. Nie jestem aż takim dupkiem."

Odpowiedziałem, pewny tego, że gdyby Cruz mi powiedziała naprawdę bym tego nie zrobił. Ale czy taka była prawda? Nie wiem, bo nie musiałem decydować.

"Więc co byś zrobił? Podobno się wam nie układało... Zostawiłbyś ją?"

"Nie wiem."

Odpowiadam, bo w tej chwili naprawdę nie wiem.

"Nie wiem, bo mi nie powiedziała, choć powinna. Ale nie zrobiła tego. Czy więc powinienem mieć do siebie żal?"

"A masz?"

Pytania Ellen coraz bardziej mnie irytowały, bo nie dawały żadnych odpowiedzi tylko jeszcze bardziej komplikowały sytuację. A ja tego nie cierpię. Wolę jasne komunikaty, jasne odpowiedzi, jasne polecenia...

"Nie wiem."

"Myślę, że wiesz."

"Skąd możesz to wiedzieć?"

"Dobrze, nie wiem. Powiedz mi."

Uśmiechnąłem się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że sprytna pani psycholog nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale właśnie zaczęła mnie wciągać w swoje psychologiczne gierki. Tylko, że ja nie mam na nie najmniejszej ochoty. Mówię więc tylko, wychodząc z jej gabinetu:

"Zadzwonię. Narazie."

Ale czy zadzwonię? Nie wiem. Najpierw muszę pogadać z Cruz. Ale jeszcze wcześniej z Faith, bo chyba tylko ona może mi w tej chwili pomóc, bo tylko ona tak naprawdę mnie zna.


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jolek
Oficer



Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: 07/02/10, 2:22 am    Temat postu:

to już też przeczytałam i czekam na ciag dalszy Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/02/10, 2:39 pm    Temat postu:

A jak Ci się to podobało? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jolek
Oficer



Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: 07/02/10, 7:17 pm    Temat postu:

oczywiście świetne! każdy fick inny i każdy mnie czymś zaskakuje Smile Cruz + Davis ok, nawet fajnie Smile B+F - no cóż ciekawy pomysł... tylko biedna Cruz-ta to zawsze ma "pod górkę" Sad
no i jestem mega ciekawa co dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/02/10, 7:39 pm    Temat postu:

Hehe, B&F to tak żeby się oderwać od Crusco, choć jak widać tak zupełnie nie mogłam i ciągle gdzieś się Cruz i Bosco przewijają ^^ A Davis&Cruz to jeden z moich ulubionych paringów Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/05/07, 3:46 pm    Temat postu:

Nowa część, bo baaardzo dawno nie było. Trochę krótka, ale mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta i że choć troszkę się spodoba, choć zaczynam już okropnie mieszać, ale to moja specjalność Laughing


Część siedemnasta


Razem z Davis’em patrolujemy ulice. On co chwila na mnie zerka. Wiem o czym myśli. Myśli o tym co się stało. W końcu byliśmy razem. Raz, niekontrolowany do tego ani przez niego, ani tym bardziej przeze mnie, ale jednak byliśmy. I dobrze mi z tym było, ale tylko w tamtej chwili, bo teraz mam niejasne i głupie wyrzuty sumienia. W końcu spałam z Davis’em! Wolę nie myśleć o tym, co będzie jak ktokolwiek się dowie – ktokolwiek czyli na przykład Bosco, albo szef... Nie, no, to niemożliwe, ani ja ani Davis nie traktujemy tego poważnie, ale jako jednorazowy wyskok, więc niemożliwe, żeby ktokolwiek o tym wiedział – pocieszam się w duchu, choć tak do końca nie wiem, co myśli o tym Davis. Ale kiedy tak na mnie patrzy i mierzy mnie wzrokiem, zatrzymując się dłużej na piersiach, to coś mi mówi, że on niekoniecznie traktował to w takich samych kategoriach jak ja, kategoriach w stylu jednorazowy seks. Zresztą, nawet ja nie jestem pewna, czy tak do tego pochodzę, choć wiem na pewno, że nie chcę wplątywać się teraz w żaden związek, zwłaszcza z facetem, który ze mną pracuje i mi podlega, bo wiem, że to zwyczajnie nie zdaje egzaminu, nieważne jak bardzo bym się starała i jak bardzo on by się starał. Wiem to po sobie. Każdy mój związek, nieważne jak bardzo byłam w niego zaangażowana, i tak prędzej czy później się kończył i jestem niemal pewna, że tak samo będzie z Ty’em. A może źle do tego podchodzę?

„O czym tak myślisz?”

Pyta Davis, wyrywając mnie z rozmyślań.

„Nic ci do tego”

Mruknęłam tylko, nawet na niego nie patrząc, tylko odwracając się w stronę szyby. Dodałam jednak zaraz:

„Uważaj na drogę.”

Davis uśmiechnął się pod nosem i wyszeptał, zerkając na mnie ukradkiem:

„Dlaczego mam uważać? Martwisz się, że coś mi się stanie?”

Prycham pod nosem, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Nie do wiary, czy wszyscy faceci są tacy niedojrzali i pewni siebie...?

„Nie wszystko kręci się wokół Ciebie”

Mówię tylko, mimowolnie jednak uśmiechając się pod nosem.

„A szkoda, nie uważasz?”

Pyta retorycznie Davis, dyskretnie odnajdując moją dłoń, leżącą na siedzeniu, nieopodal jego siedzenia.

A ja, choć czuję, że powinnam, nie zabieram ręki, tylko pozwalam mu trzymać ją w delikatnym, czułym i ciepłym uścicku...


***


Zapukałem do drzwi, bo po prostu muszę pogadać z Faith. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyła jednak Emily, która w ręku jak gdyby nigdy nic trzymała papierosa, którym, zanim w ogóle się do mnie odezwała, mocno się zaciągnęła. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Emily w ogóle nie przypominała mi tej dziewczyny, którą znam od dziecka – spokojnej, rezolutnej, odpowiedzialnej. Teraz wyglądała jak tysiące innych dziewczyn, jakie codziennie zgarniam z ulicy. Po chwili krępującej ciszy między nami Emily powiedziała w końcu, patrząc na mnie:

„Czego chcesz? Mamy nie ma.”

„Chciałem tylko z nią pogadać...”

Zacząłem, gapiąc się w podłogę, ale Em zaraz mi przerwała:

„Tak jak ostatnio?”

Spytała pogardiwie, zerkając na mnie spod przymrużonych powiek z niemym wyrzutem na twarzy.

„Emily, ja nie chciałem, żeby tak wyszło...”

Zacząłem się niezręcznie tłumaczyć, z tego, co ostatnio zaszło między mną a Faith, ale ona znowu mi przerwała, nie zwracając uwagi na to, co mówię. Nie miałem jednak siły jakkolwiek się jej sprzeciwiać, bo wiedziałem, że w tej sytuacji to ja zawaliłem, bo co ja sobie w końcu myślałem, ‘będąc’ z Yokas? Że zostawi dla mnie swoją rodzinę? Zresztą, nawet nie wiedziałem czy tego właśnie chciałem.

„Nie chciałeś, żeby do tego w ogóle doszło, czy żebym ja tego nie widziała?”

Spytała, a mnie zatkało. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Przecież jasne było, że gdybym nie chciał ‘być’ z Yokas, to bym z nią nie był. Jedynym problemem w tym wszystkim była Emily. No i Fred. No i Charlie. Nie mogłem ich wszystkich skrzywdzić przez moje ‘widzi mi się’.

„To nie tak Em....”

Zacząłem w końcu.

„Oczywiście.”

Ucięła jednak szybko, kiwając z politowaniem głową.

„To nigdy nie jest twoja wina.”

„Nie powiedziałem, że to wina twojej mamy czy kogkolwiek innego.”

„Ale właśnie tak myślisz.”

Stwierdziła wzruszając ramionami, a ja postanowiłem zmienić temat, bo wiedziałem, że ta rozmowa i tak do niczego nie prowadzi.

„Od kiedy palisz?”

„Nic ci do tego.”

Mruknęła, dodając zaraz:

„Nie jesteś moim ojcem, żeby zwracać mi uwagę. Na szczęście...”

Stwierdziła, zaciągając się mocno tą fajką i cicho chichocząc.

„Piłaś coś?”

Zadałem kolejne pytanie, widząc jej rozbiegany wzrok, krążący od jednej ściany w holu do drugiej.

„A może coś brałaś?”

Warknąłem, co raz bardziej na nią zły, bo nie wiedziałem, że Emily potrafi być tak bezczelna. Odsunąłem ją lekko od drzwi i wszedłem do mieszkania, bez jej pozwolenia. Zamknąłem je ze sobą na klucz i kazałem pokazać jej ręce. Nie byłem zaskoczony, kiedy nie chciała, tylko zaczęła na mnie wrzeszczeć:

„Nie masz najmniejszego prawa wtrącać się w moje życie, tylko dlatego, że posuwasz moją matkę!”

„Przestań!”

Wrzasnąłem tak głośno, że zmusiłem ją tym do milczenia. Emily była chyba lekko spłoszona moim wybuchem, bo na chwilę straciła pewność siebie i czujność, jaką miała do tej pory, więc zanim się zorientowała podwinąłem jej rękawy bluzki i, choć się tego spodziewałem, zszokował mnie widok jej rąk. Miała parę nakłuć od igieł i byłem pewny, że coś brała. Nie wiem jak to możliwe, żeby Emily Yokas – dobra uczennica, wzorowa córka i siostra, odpowiedzialna dziewczyna, która wiele przeszła i doskonale wiedziała czym grożą narkotyki i tego typu rzeczy – dawała sobie w żyłę, ale teraz wiedziałem już, że nic mnie nie zaszkoczy.

„Co brałaś? Hm?”

Spytałem, nie pozwalając jej wyjść z pokoju.

„Amfę? Herę? No co?”

„Nie twoja sprawa!”

Odburknęła tylko i wyminęła mnie w przejściu z zamiarem zamknięcia się w swoim pokoju, do którego wyraźnie nie miałem wstępu. Jednak zanim tam doszła, upadła na podłogę, a ja, niewiele myśląc, wezwałem pogotowie....

CDN
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/05/12, 1:08 pm    Temat postu:

Nowa część. Jakoś tak mnie coś naszło i tak oto jest. Wink Czekam na komenatrze. ;]


Część osiemnasta


Biegnę w stronę szpitala, a w myślach kłębią mi się coraz gorsze myśli. A jeśli Emily coś jest? Mam na myśli coś poważnego? Bosco nie powiedział mi co się stało, choć nalegałam. Powiedział, że powie mi na miejscu. Idę więc w jego stronę szybkim krokiem, kiedy dostrzegam go, stojącego obok sali mojej córki, którą właśnie zajmują się lekarze. Wzdycham ciężko z przerażenia i pytam, starając się powstrzymać atak histerii, który we mnie wzbiera, kiedy tak patrzę na moją córkę, otoczoną dziesięcoma lekarzami i pielęgniarkami.

"Co się stało, Bos?"

"Chciałem tylko z Tobą pogadać, ale Cię nie było, a Emily..."

Zaczął, nawet na mnie nie patrząc, a ja już wiem, że stało się coś, czego nie chcę wiedzieć. Ale muszę. Ciągnę więc dalej:

"No, co z nią? Co się z nią stało, że tu jest, do cholery?"

"Straciła przytomność."

Wydukał w końcu Bosco, podnosząc lekko wzrok, ale nadal nie patrząc wprost na mnie.

"Zemdlała, tak? Tylko tyle? Więc jakim prawem kręci się koło niej prawie cały oddział?!"

Wrzasnęłam, nie mogąc się powstrzymać. Wiedziałam, że Bosco coś przede mną ukrywa, nie wiedziałam tylko co. Ale chciałam wiedzieć i wiedziałam, że się dowiem.

"Powiedz mi co się naprawdę stało! Bosco, to moja córka, do cholery!"

"Okay, ale chodź..."

Zaczął, ciągnąc mnie za ramię w stronę jakiejś sali.

"Dokąd, kurwa mam iść? Chcę po prostu wiedzieć, co się stało!"

Zaczęłam, ledwo powstrzymując napływające mi do oczu łzy. Czy mu było aż tak trudno zrozmieć, że chcę po prostu wiedzieć, co się stało z moją córką???

"Ona miała... Faith, ona ma na rękach.... ma... ślady po igłach."

Wyjąkał w końcu Bos, choć widzę, że przyszło mu to z wielkim trudem.

"Jakich igłach?"

Pytam, jakbym nie wiedziała o czym on mówi. I rzeczywiście nie wiem. Nie wiem, o co mu chodzi, co ma na myśli, co chce przez to powiedzieć.

"Faith, posłuchaj, myślę, że ona po prostu przechodzi bardzo trudny okres..."

"O czym Ty kurwa mówisz Bosco?!"

Krzyknęłam tak, że parę osób odwróciło się w naszą stronę. Bosco przejechał ręką po włosach i ciężko westchnął, najwyraźniej nie wiedząc co ma mówić i robić, bym się nieco uspokoiła. W końcu mówi cicho, ale całkiem dobitnie i stanowoczo, tak, że dopiero teraz dociera do mnie sens jego słów:

"Faith, ona bierze narkotyki! Nie wiem jak długo, może dopiero zaczęła, ale bierze, rozumiesz? Musisz coś z tym zrobić. Emily to porządna dziewczyna, ale jeśli czegoś nie zrobisz to skończy jak tysiące innych dziewczyn, które zgarniamy z ulicy, rozpije się, zaćpa, albo nie wiadomo, co jeszcze."

"Skąd o tym wiesz?"

"O czym?"

Pyta Bosco, nie rozumiejąc o co pytam. Ja sama nie bardzo wiem, ale coś mi tu po prostu nie pasuje. Skąd Bosco wie o problemach mojej córki, kiedy ja nie mam o nich bladego pojęcia? Nicki mówiła coś o jakiejś imprezie, z której Bosco odebrał Em. Może to wszystko, te wszystkie problemy, zaczęły się wcześniej tylko ja nic o nich nie wiedziałam?

"O tym wszystkim. Skąd wiesz, że bierze, pije, pali? Bosco, nawet ja tego nie wiem, Fred na pewno też nie, bo by mi powiedział!"

"Nie wiem skąd, ale po prostu wiem. Zresztą o co Ci chodzi? Em leży w szpitalu, a my co? Będziemy się teraz kłócić?"

"Nie, Bosco. Chcę po prostu wiedzieć co jest grane."

Mówię, nie dając za wygraną.

"Ok, ok. Parę miesięcy temu Emily zadzowniła do mnie, żebym ją odebrał z jakiejś imprezy. Bała się do Ciebie zadzwonić, bo za dużo wypiła..."

"Za dużo wypiła? Bosco, ona ma 15 lat!"

"Nie drzyj się na mnie! Przecież nie powiedziałam, że popieram, to co zrobiła, ale ona jest prawie dorosła, Faith! A Ciebie ciągle nie ma w domu. Nie zabronisz jej wszystkiego!"

Powiedział, a ja stałam przez chwilę nie wiedząc, co mam powiedzieć, bo aż mnie zatkało. Jakim prawem on wyciąga takie wnioski? Że niby co? Nie ma mnie? Nie dbam o moje dzieci? Pamiętam jak pokłóciliśmy się o Cruz i Bosco zaczął z nią pracować w wydziale. Wtedy powiedział dokładnie to samo... Pamiętam to tak dokładnie:

Byliśmy w sztani. On się pakował, ja chciałam wyjść, ale odwróciłam się jeszcze i powiedziałam:

- Mam dość zajmowania się trzylatkiem!

- Jasne, jestem jedym z twoich dzieci.

Odburknął Bosco, chowając rzeczy do szafki.

- Nie, nie mógłbyś być moim dzieckiem, bo moje dzieci są dojrzałe!

Odgryzłam się mu, nie spodziewając się, że zaraz usłyszę:

- Nie, nie mógłbym być twoim dzieckiem, bo właśnie cię widzę, a twoje dzieci nie mają matki.

Myślałam, że strzelę mu wtedy w twarz. Naprawdę. Zamiast tego jednak ograniczyłam się do jednego, a właściwie dwóch słów, które, jak myślałam, nigdy nie padną z moich ust w odniesieniu do Bosco - mojego partnera i najlepszego przyjaciela:

- Ty sukinsynu.

Potem powiedziałam jeszcze, patrząc mu prosto w oczy:

- Jesteś małym chłopcem, Bosco. Jesteś małym, samolubnym chłopcem. Kiedyś było mi ciebie żal, ale teraz chcę tylko, byś trzymał się ode mnie z daleka.

Kiedy to mówiłam miałam nadzieję, że Bos mnie przeprosi, powie, że wcale nie chciał tego mówić i będziemy mogli rozstać się w miarę kulturalny sposób, a on w końcu bez żadnych przeszkód będzie mógł zacząć pracować ze swoją Cruz. Ale on co zrobił? No co? Spojrzał na mnie z tym swoim kpiącym uśmieszkiem i spytał:

- Dlaczego nie? Tak postępujesz z ludźmi. Trzymasz ich na dystans, kiedy tylko znajdzie się jakiś problem.

Popatrzyłam wtedy na niego, nie mogąc zrozumieć dlaczego jest taki. Nie widziałam w nim tego Bosco, którego znałam i z którym pracowałam od 10 lat. Powiedziałam więc tylko:

- Tak, cóż, ten problem jest już rozwiązany.

I odeszłam, odwracając się na pięcie, ciągle powtarzając w myślach ostatnie słowa Bosco, jakie usłyszałam od niego na pożegnanie:

- Najwyższy czas.


Czułam się wtedy strasznie. I teraz też się tak czuję. Bo jak on mógł? Jedyną różnicą jest to, że teraz zrozumiał, że przesadził i zaczął mnie przepraszać:

"Faith, przepraszam, ja wcale nie chciałem tego mówić, nie myślę tak przecież, daj spokój..."

Ja jednak odwróciłam się tylko na pięcie i weszłam do gabinetu lekarza, chcąc jak najszybciej zapomnieć o Bosco i zająć się moją córką. I tym razem nie odwróciłam się za siebie, ani nie cofnęłam z powrotem, słysząc jego słowa: 'Daj spokój, Faith, przepraszam', które tak bardzo chciałam usłyszeć, tego wieczora w szatni...


***


Stoję na środku korytarza, nie mogąc sobie darować, że powiedziałem to, co powiedziałem. Wiem, ze Faith jest wściekła. Naprawdę wściekła. I ja też jestem. A jestem jeszcze bardziej wściekły, kiedy widzę Cruz i Davis'a wchodzących do szpitala. Davis gapi się na nią, mierząc ją od stóp do głów i najwyraźniej nie mogąc oderwać oczu od jej piersi. Z kolei Cruz uśmiecha się do niego, jak gdyby w ogóle jej to nie przeszkadzało. Mruczę pod nosem: 'Świetnie' kiedy widzę jak Davis do mnie podchodzi:

"Hej, Bosco. Co jest?"

Pyta, jakby zapomniał o tym, że parę dni temu mi przywalił. Ja mu zresztą też.

"Nic. Córka Yokas jest w szpitalu."

Odpowiadam, wskazując głową na salę naprzeciwko.

"Znowu narkotyki?"

Pyta Cruz, podchodząc do nas i podając Davis'owi kawę.

"Dzięki."

Mówi, biorąc od niej kubek i spoglądając na nią z niemym uwielbieniem, które sam dobrze zdążyłem poznać, bo kiedy z nią byłem też tak na nią patrzyłem. Teraz jest inaczej.

"Ona bierze narkotyki?"

Spytał chyba lekko zszokowany Davis.

"Nie. Po prostu..."

Zaczynam, ale nawet nie kończę, bo co niby mam powiedzieć? W końcu pytam Cruz, kiedy Davis idzie napisać raport:

"Chcesz pogadać?"

"Nie mamy o czym gadać, Bosco."

Odpowiada tylko lodowatym tonem.

"Moim zdaniem, mamy."

Mówię tylko, na co ona odpowiada:

"Och, tak? Więc co mi powiesz? Że co? Że jest ci przykro?"

"Jest..."

Mówię, ale zanim zdążę dodać coś jeszcze ona mi przerywa:

"Nie, Bosco, nie jest ci przykro. Gdyby tak było przede wszystkim byś mnie nie zostawił, byłbyś przy mnie i powiedział to, co powiedziałeś teraz wcześniej. O wiele wcześniej."

Dodała i odeszła, odwracając się na pięcie. A ja dopiero teraz zrozumiałem, że ona tak naprawdę ma rację....


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jolek
Oficer



Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: 07/05/21, 7:07 pm    Temat postu:

oj faktycznie znowu namieszałaś Smile ale jak zawsze fajnie się to czyta Smile sorki że dopiero teraz, ale jakoś nie zauważyłam że dodałaś coś nowego Sad no a teraz czekam co dalej????

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/05/21, 8:08 pm    Temat postu:

Fajnie, że Ci się przyjemnie czytało. Smile A co do mieszania to nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pokręciła Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 07/05/21, 8:28 pm    Temat postu:

O, ja też dopiero teraz zauważyłam, że dodałaś coś nowego...
No więc, akcja napisana ukośną czcionką jest g e n i a l n a! I w ogóle całość. Em jak zwykle w coś się w pakowała, Bosco i Faith znów są do siebie mało pozytywnie nastawieni...
Bardzo mi się podoba i czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że przeczytam ją od razu po dodaniu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/05/21, 9:52 pm    Temat postu:

Och, jak miło, że ktoś jeszcze czyta tego ficka i że się choć troszkę podoba. ^^ Cieszę się, bo w sumie teraz tylko ten fick mi został Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inez
Porucznik



Dołączył: 07 Maj 2007
Posty: 952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: OchlaCity

PostWysłany: 07/06/18, 1:55 pm    Temat postu:

fantastyczne opowiadanie niecierpliwie czekam na dalszy ciag Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 07/06/18, 2:39 pm    Temat postu:

Cieszę się, że Ci się podoba. Smile Postaram się niedługo coś nowego napisać. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin