Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 There u go
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/19, 1:25 am    Temat postu: :D

ZAJEBISTE!!!!!!!!!!!! Very Happy
Zresztą już o tym wiesz Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/19, 2:20 pm    Temat postu: Rigg

Zapomniałam dodać wcześniej, ale coś mi się ta Rigg wydaje podejrzana jakaś Very Happy Coś mi nie pasuje z tym jej miłym wieczorem w towarzystwie papierów Razz No, ale pewnie szukam dziury w całym Very Happy
A no i jeszcze powiem, że jak tylko ta Rigg powiedziała "Chodźmy do mnie" to już wiedziałam co się święci, hehe Very Happy
Ale jest SUPER!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/20, 5:11 pm    Temat postu:

Ode mnie: wyszło tak, jak wyszło. Nie moja wina. Dobra, moja, ale nic na to nie poradzę ;]


Maurice Boscorelli, choć był przystojnym mężczyzną w średnim wieku, dzisiejszego poranka nie wyglądał za ciekawie. O czwartej, a może
piątej nad ranem zadzwonił telefon. Próbował wymruczeć do słuchawki jakieś wymówki, które zdały się na nic. Musiał się ubrać i cichaczem wymknąć z domu swojej, hm... Właściwie, to cały czas nie wiedział kim dla niego była urocza pani strażak.
Od razu pojehcał na komisariat. Kilka osób przyglądało się jego ciemnym włosom, sterczącym na wszystkie strony jak krzak. Nie robiło to żadnej różnicy ani jemu, ani jego partnerowi Brendanowi Finney'owi. Przecież nie mieli wyglądać pięknie, tylko jechać z ekipą na przedmieścia Nowego Yorku.
Na miejscu stało już kilka radiowozów, nie tylko z ich posterunku. Chłopaki z 13 - ego rozmawiali z mężczyznami ubranymi w czarne płaszcze. Detektywi - pomyślał Bosco, zamykając drzwi samochodu. A więc ich też tu przywiało...
Finney i Bosco przykucyneli i przeszli pod żółtą taśmą, która odgradzała miejsce wypadku. Znaleźli Davisa, stojącego przy drzewie, mine miał zniesmaczoną, a oczy podpuchnięte.
- No, hej - Brendan uścisnął dłoń koledze. - Co taki zmarnowany?
- Ciężka noc - odparł Davis i kiwnął głową w stronę Bosco. - Jeśli szukasz Yokas, to jest gdzieś między nimi - cała trójka spojrzała w kierunku sporej grupki funkcjonariuszy.
- Nie szukam... - Bosco wzruszył ramionami. - A tak ogóle, to co mamy?
- W prawdzie to nie wiem, po co nas przysłali, bo to nie nasza działka... Morderstwo, dwójka dzieci pochowana żywcem. Jak chcecie, to sobie
popatrzcie, ja mam już dosyć...
Bosco wymienił z Finney'em znaczące spojrzenie i obaj przepchnęli się między dobrze zbudowanymi ochroniarzami. Brendan usiłował dojrzeć
cokolwiek ponad głowami ekipy zbierającej dowody zbrodni. Ktoś zbierał próbki krwi, ktoś inny badał podejrzane wgniecenia w ziemi.
- Uhg... - To jedyny, co Finney zdołał z siebie wydusić. Zakrył ręką usta. Bosco beznamiętnie wpatrywał się w szarą skórę trupa, który kiedyś był dzieckiem. Jak to czasem bywa, zwłoki leżą z szeroko otwartymi ustami i oczami, gapiąc się w człowieka, gdziekolwiek stał.
Tak było i tym razem. Bosco nie mógł rozpoznać płci dziecka, ale ono wciąż wpatrywało się w niego. Zamrugał i rozejrzał się. Ziemia zrobiła się czarna od przesiąkniętej krwi. Finney wzdrygnął się i zacisnął dłoń na jego ramieniu.
- Kurwa... Bosco... Co to jest? - wskazał głową na drugie zwłoki. Te nie miały twarzy, a raczej była ona rozdarta jak foliowa torba. Pusta. Trup nie miał oczu, a usta były zszyte. W głowe wbite było ciężkie, srebrne ostrze. Bosco kucnął i przyjrzał się mu uważnie. Po chwili namysłu
doszedł do wniosku, że to siekiera. Tylko ta mniejsza, co można ją kupić za kilka dolarów w prawie każdym sklepie. Sądząc po rozkładzie zwłok, leżały to od jakiś pięciu dni. Patolog, który stał po ich lewej stronie marszczył lekko noc - w powietrzu unosił
się zapach nienależący do najładnieszych.
- Tożsamość dzieci nie znana - powiedział i obaj popatrzyli na niego. - Jedno rasy czarnej, drugie białej. Kiedy ktoś je tu zakopywał, jeszcze żyły, mimo licznych obrażeń. Panowie to... - spojrzał na nich spod wąskich okularów. Był niewysoki, wyglądał bardzo młodo. Jasne włosy opadały mu na oczy.
- Brendan Finney i Maurice Boscorelli z 55 - ego posterunku - Bosco odpowiedział za siebie i swojego partnera.
- Uhm... - mężczyzna wpatrywał się w zwłoki. W końcu uścisnął wyciągnięte dłonie policjantów. - Aaron Cave, patolog z 13 - ego. Długo
już tu jesteście?
- Niecałe pół godziny - odparł Finney, odwracając głowę od zamasakrowanych ciał. - Co tu się właściwie stało?
- Ktoś znęcał się nad dzieciakami, a potem zakopał je żywcem. Nic wielkiego.
Bosco przełknął głośno śline. Dla niego nie było to 'nic wielkiego'. Zginęła dwójka niewinnych dzieci, które zostały zamordowane w brutalny sposób.
Nie podobało mu się to, w jaki sposób Cave mówi o sprawie. Odwrócił się i oddalił od miejsca wypadku.
- Za takie coś powinno się wieszać - mruknął Finney, gdy już dołączył do niego. - Gdzie idziesz?
Bosco przystanął na chwilę i popatrzył na kolegę. Wzruszył ramionami i znów zaczął iść przed siebie.
- Bosco! - krzyknął za nim Brendan. - Bosco! - załapł go za ramie. - Co jest grane?
- Nic tu po nas - oświadczył i zatrzymał się przy ich samochodzie. - Jedziemy na patrol.
- Ale Swersky powiedział...
- Swersky zawsze dużo mówi - posłał mu groźne spojrzenie widząc, że się waha. - Wsiadasz?
Finney nie zareagował. Wiercił butem dziure w ziemię.
- Wsiadasz? - naciskał Bosco coraz bardziej zniecierpliwiony.
Znowu cisza. W końcu westchnął, okrążył auto i zajął miejsce pasażera. Bosco jednym ruchem ręki potargane włosy. Ruszyli.



- Oglądałem wczoraj niezły film - rzucił Brendan, kiedy jechali dwupasmową autostradą. - Dwóch shizofremików. Jeden biega, drugi krzyczy. Obaj błądzą. Film kończy się tym, że ten pierwszy wpada pod tira i urywa mu obydwie nogi.
- To lepsze niż miłość dwóch kowboi - Bosco zaśmiał się głośno.
- Uzbrojony człowiek przy Drop Drive 24 - rozległ się komunikat w radiu. - Prawdopodobnie napastnikiem jest poszukiwany od kilku tygodni Lee Wolf. Potrzebne natychmiastowe wsparcie.
- Czy ty słyszysz, to co ja? - zapytał Bosco partnera i uśmiechnął się szeroko.
- Dokładnie! - Finney nie ukrywał swojego podniecenia. - Tu David 55, za chwilę będziemy na miejscu - odpowiedział na wezwanie. Dojechali na 24 ulicę - Droop Drive. Wyszli z samochodu i stanęli na przeciwko mężczyzny, który beztrosko wymachiwał bronią. Tak, to był Lee Wolf. Ten sam, którego Bosco miał ochotę schwytać i pochwalić się wszystkim swoim łupem. Nie po to, żeby coś udowadniać. Po prostu chciał go mieć. Jego wzrok spoczął na postrzelonej kobiecie, leżącej obok dostawczej ciężarówki. Chciał do niej podbiec, ale Finney go uprzedził, więc Bosco zmierzył wzrokiem Wolf'a. Był niższy, niż mu się zdawało. Japończycy przeważnie nie grzeszyli wzrostem. Bosco ciągle wpatrywał się w przeciwnika, a on patrzył na niego. Wolf wyciągnął drugi pistolet i zaczął nim wymachiwać, jak rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie. Żaden z nich nic nie mówił. Japończyk zrobił kilka kroków do przodu, a Bosco odruchowo się cofnął. Chwycił za swój pistolet, ale Finney złapał go za ramie. Robił to często, gdy chciał powstrzymać swojego partnera.
- Daj spokój, chyba nie chcesz więcej ofiar? - syknął mu do ucha i odpechnął go w bok. - Ponegocjuje z nim, a ty...
Nie dokończył, bo pociski wystrzelone z pistoletów zniosły go kilka metrów do tyłu. Bosco otworzył usta. Ze zdumienia i ze strachu.
Nie mógł wykonać żadnego konkretnego ruchu. Wolf wymierzył w niego z pistoletu, więc rzucił się za naczepe ciężarówki. Trafiły go dwa pociski, upadł na brzuch. Rękami próbował wyczuć rany. Jedna kula trafiła w lewe ramie, druga w gdzieś w okolice żeber, ale nie był pewien. Nie mógł się poruszyć, leżał z jedną sparaliżowaną częścią ciała na ulicy, a na przeciwko niego, w kałuży krwi leżał Finney. Bosco chciał mu pomóc, ale sam potrzebował pomocy. Oddychał coraz ciężej. Czuł, że jak znów wciągnie do płuc powietrze, to się udusi. Kolejny wdech, kolejny wydech. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, mimo to ciągle widział ten sam obraz - Brendan, krew, zderzak ciężarówki. Nie wiedział czy widzi swoją krew, czy krew partnera, jakby gęste ciecze zlewały się. Obrazy były już niewyroźne, trochę zamglone, ale wciąż nasiąknięte krwią, jak ta, która na przedmieściach miasta wsiąkła w ziemie.

*It's our nature to destroy ourselves
It's our nature to kill ourselves
It's our nature to kill each other
It's in our nature to kill, kill, kill

*Papa Roach - Blood Brothers


Nabrał powietrza do ust. Było świeże i uważał je za najelpszą rzecz na świecie. Delektował się nim nabierając je i znów wypuszczając. Żył. Powoli otworzył oczy, strasznie go piekły. Podniósł do góry lewą ręke, żeby się podrapać i przeszywający ból powrócił. Z tego bólu, łzy same napłynęły mu do oczu. Ujrzał rozmazane, białe pomieszczenie. Jasne ściany, jasna pościel, którą był przykryty. Za każdym razem, kiedy wykonywał jakiś ruch było mu niedobrze. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. I dopiero teraz uświadomił sobie, dlaczego odruchowo nie podniósł prawej ręki. Ktoś go za nią trzymał. Przechylił głowę. Wpatrywały się w niego znajome oczy.
- Bosco - wyszeptała Faith, mocniej ściskając jego dłoń. - Jak się czujesz?
- Uh... - jęknął w odpowiedzi. Ciężko było mu cokolwiek powiedzieć. Przez chwilę leżał i oddychał głęboko. - Okay - mruknął, co mijało się z prawdą. Powiedział to słowo tylko dlatego, że było krótkie.
Nadal trzymała jego dłoń, ale nie przeszkadzało mu to. Pomyślał o Brendanie.
- Co z Finney'em? - zapytał, a obrazy powróciły. Zakrwawione ciało partnera. - Bardzo oberwał?
- Bosco... - zaczęła Faith i wydawała z siebie zduszony szloch. - Boz...
- Hmm? - zamrugał oczami, bo poczuł, że łzy znowu napływają mu do oczu. Tym razem nie z bólu, tylko z rozpaczy. Yokas nie musiała kończyć, on wiedział, że Finney nie żyje. Wiedział to już, gdy leżał na przeciwko niego i chcąc czy nie chcąc, patrzył na kałuże krwi. Przygryzł dolną warge, żeby nie wybuchnąć płaczem. Finney zginął przez niego. Przez NIEGO! Ta porcja amunicji, którą Wolf zafundował Brendanowi... To nie powinno się stać.
- Grace wie? - spytał, a Faith tylko pokiwała przecznie głową.
- Jeszcze nie.
Milczeli. Bosco beznamiętnie wpatrywał się w sufit. To co czuł... Nie właściwie, to nie odczuwał niczego. Tylko pustke.
Dlaczego mi to zrobiłeś? - myślał, przymykając powieki. - Gdybyś mnie nie odepchnął... Twoje dzieci wciąż miały by ojca. Już nigdy cię nie opieprze o byle gówno, a ty nigdy mi nie zwrócisz uwagi, kiedy popełnie błąd. Nigdy cię nie przeprosze za to, że czasami bywałem oschły. Nigdy nie będziesz próbował mnie przeprosić za swoje czyny. Nigdy...

*Jesus , Jesus help me
I'm alone in this world
And a fucked up world it is too
Tell me , tell me the story
The one about eternity
And the way it's all gonna be

Wake up dead man,
Wake up dead man

* U2 - Wake up dead man


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/20, 8:23 pm    Temat postu: GENIALNE

ZAJEBISTE!!!!!!!!
Super opisane Smile
Aż mi się łezka w oku zakręciła... Sad Zwłaszcza na końcu... Faith... Myśli Bosco...
GENIALNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/20, 8:30 pm    Temat postu:

Dzięki :* Cieszę się, że Ci się podoba :] Czuję się fatalnie z powodu uśmiercenia Finney'a Razz Jestem okrutna ;>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/20, 8:37 pm    Temat postu: ...

Ale jak to chwyta za serce... Sad
Ale i tak... jesteś okrutna Very Happy
Czekam na kolejną część Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/21, 2:59 pm    Temat postu:

Usiadł na łóżku. Bolały go wszytskie żebra, kark i plecy. Usztywniona ręka, bezwładnie wisiała na wysokości klatki piersiowej, a oczy raziły go od bijącej ze ścian bieli. Zamrugał i podniósł głowę. Utkwił wzrok w dziewczynie, która stała w progu szpitalnej sali numer cztery. Coś wielkości jabłka podeszło mu do gardła,
nie mógł przełknąć śliny. To była Grace. Dwaj mali chłopcy trzymali ją kurczowo za ręce. Grace podeszła do niego i usiadła w rogu łóżka.
- Jak się czujesz? - zapytała. Była zmęczona, a jej oczy wciąż były wilgotne od łez. Przyszła tu poraz pierwszy, dwa dni po śmierci swojego męża i pyta, jak czuje się winowajca tego wszystkiego. Jak mógł się czuć? No jak?
- Grace, ja... - Bosco nie wiedział od czego zacząć, cisnęła się w nim gorycz. - Boże, tak mi przykro... - ukrył twarz w dłoniach. Grace złapała go delikatnie za nadgarstki, jakby chciała powiedzieć, że Finney nie zginął przez niego. Przycisnęła swoje czoło do jego, a on po chwili wtulił się w nią i załkał. Siedzieli w jasnej, szpitalnej sali, płacząc cicho. Przy ścianie stali dwaj mali chłopcy. Bosco nie potrafił na nich spojrzeć, za bardzo przypominali Brendana.

*And if you want to talk about it anymore,
Lie here on the floor and cry on my shoulder,
I'm a friend...

* James Blunt - Cry



Tego samego popołudnia, do tej samej sali weszli dwaj mężczyźni z wydziału śledczego. Dużo mówili, zadawali wiele pytań. Od ich nadmiaru, Bosco robiło się niedobrze. Alan Brown trzymał w rękach gruby notatnik i po każdym zadanym pytaniu, które mówił jego kolega, notował coś z kaminnym wyrazem twarzy. W kącie sali, blisko siebie stały Faith i Rigg. Bosco chciał, żeby z nim zostały.
- Czy znał pan wcześniej Lee Wolf'a? - zapytał ten drugi mężczyzna. Przedstawił się na początku, ale Bosco zapomniał jak się nazywa.
Nastała głucha cisza. Mężczyzna przyglądał mu się uważnie. - Oficerze Boscorelli?
- Bosco - wyszeptała Faith. Machinalnie na nią spojrzał, a ona kiwnęła głową w stronę przesłuchującego. Skeirował na niego wzrok.
- Tak - odpowiedział w końcu. - Został przywieziony do nas kilka lat temu. Zamordował trzech policjantów.
- Ten był następny do kolekcji - stwierdził oschle Brown. Bosco z tudem podniósł się z łóżka. Złapał za pomięty kołnierz śledczego i przycisnął go do ściany. Bolącą ręke wbijał mu w mostek, drugą zacisnął w pięść.
- Ty sukinsynu!
- Bosco! - krzyknęła Quertin i obydwie z Faith podobiegły do niego, żeby go idciągnąć. Bosco opuścił ręce. Miał wielką ochotę splunąć na Browna.
- Siadaj - syknęła Faith, lekko popychjąc go na łóżko. - I siedź.
- Masz szczęście, że tu jesteśmy - warknęła Rigg w prost do ucha Browna. - Nie ręcze za niego.
Alan Brown, starszy mężczyzna w podeszłym wieku przeczesał palcami siwe włosy. Spojrzał porządliwie na Rigg, kiedy wracała na swoje miejsce. W Bosco znów się zagotowało. Gdyby nie to, że drugi śledczy namolnie się w niego wpatruje, z pewnością ponownie rzucił by się na Browna.
- Ile lat temu Wolf został przewieziony do więzienia przy Wall Steet?
- Nie pamiętam - odparł Bosco zgodnie z prawdą.
- Nie zna pan daty?
- Nie znam.
- To po cholere w ogóle z nim gadamy? - poirytowany Brown oparł się o ściane. - Chodźmy stąd, Stan - zwrócił się do kolegi,
ale jego wzrok spoczął na Bosco. - Boscorelli, jak nie zaczniesz gadać, to będzie z tobą kiepsko.
- Nie pamiętam kiedy przywieźli do na Wolfa - odrzekł Bosco, próbując zachować spokój.
- Gówno prawda! - Brown wymierzył w niego palcem. - Nie pierdol, cukrowa lalko tylko gadaj, co wiesz!
Bosco już miał wstać, już miał rozerwać Browna na strzępy, był na to gotowy. Popatrzył na Faith, która pokiwała przecznie głową. Oznaczało to, że powinien trzymać newry na wodzy.
- Mówię to, co wiem.
- Czyżby? - sceptyczny uśmiech pojawił się na twarzy Brwona. - Wiemy, że potrafisz nieźle namieszać w zeznaniach. Pamiętasz co było ponad trzy
lata temu, kiedy twoja partnerka została postrzelona przez niejaką sierżant Cruz?
Cruz. Bosco pamiętał, nie mógł zapomnieć o swojej dawnej kochance, która współpracowała wtedy z FBI. Yokas ją postrzeliła, więc ona postrzeliła Faith. Tyle, że Faith wylądowała sparaliżowana w szpitalu, bo kula utchnęła w kręgosłupie, naszczęście nieuszkadzając go. Cruz dostała w głowę, ale nic jej się nie stało.
- Sierżant Cruz nie żyje od dwóch lat. Co ona ma z tym wspólnego?
- Ona nic. Chodzi tylko o prawdomówność, Boscorelli.
- Mówię prawdę - skwitował szybko Bosco. - Myślisz, że mógłbym skłamać w tak ważnej sprawie, jaką jest śmierć mojego partnera? Nie masz pojęcia, co teraz czuję.
W odpowiedzi Brown zaśmiał się głośno. Bosco nie widział w tym nic śmiesznego. Zupełnie nic. Gotowała się w nim mieszanka uczuć: gorycz i wściekłość. Chciał, żeby to przesłuchanie wreszcie się skończyło.



Bosco wcisnął w czarną marynarke jedną ręke. Druga, wciąż usztywniona została na zewnątrz. Próbował jakoś ją przełożyć przez rękaw, ale nie mógł sobie z nią poradzić.
- Nie idę - warknął i rzucił marynarke na szpitalne krzesło. Rigg podniosła wzrok.
- Jak to nie idziesz?
- Nie mogę.
- Musisz. Finney na pewno by chciał, żebyś tam był.
- Finney'a już nie ma - mruknął Bosco. Ciągle nie wierzył w swoje słowa.
- Co nie oznacza, że twoja obecność jest mu obojetna - Quertin podniosła marynarke i zarzuciła mu ją na ramiona. Pomogła przełożyć mu jedną ręke, a drugą zakryła wewnętrzną stroną.
- Powinienem być w mundurze, jak inni.
- Nie możesz strzelać - odpowiedziała Rigg i pokiwała głową. Zawsze, gdy umierał ktoś z nowojorskich służb żegnano go, wystrzeliwując w powietrze kilka pocisków. Bosco założył na nogi czarne, wypastowane pantofle, a Quertin pomogła mu je zawiązać. Wyszli z sali numer czetry, a Bosco ostatni raz spojrzał na jasne, przenikliwe pomieszczenie. Nie miał zamiaru tu wracać.




Strzały. Jeden, dwa, trzy, cztery. Jeden, dwa. Znów jeden.
Grace była jakby nieobecna. Jak w transie patrzyła na dębową trumne, którą opuszczano kilka stóp pod ziemię. Oczy miała spuchnięte tak, jak wtedy, gdy przyszła odwiedzić Bosco do szpitala. Nie przespała kolejnej nocy. Mały Preston zaczął płakać, przestraszył się huku wystrzeliwanych pocisków. Umundurowany Ty Davis odłożył swoją strzelbę i wziął go na ręce. Wrócił na miejsce, patrząc na Sashę Monroe dziewczynę, z którą zaręczył się kilka miesięcy temu. Brendan miał być świadkiem na ich ślubie. Davis tulił do siebie chłopca, sam ledwo powstrzymując się od łez. Spoglądał na trumne, a jego oczy wypełniły się żalem. Wyglądało to tak, jakby miał pretensje, że Finney umarł. Zostawił wszystko, tak zwyczajnie.
Obok Bosco stała Rigg. Trzymała go pod ramie i tak jak wszyscy, milczała. Faith stała na baczność, obok Davisa. Policzki miała mokre od kolejnych łez, które napływały jej do oczu. Żeby powstrzymać płacz, zaciskała mocniej palce na broni. Ktoś podszedł do głębokiego dołu i rzucił na trumne garść ziemii. Ktoś inny załkał głośno. Swersky, który wcześniej pośmiertnie odznaczył Finney'a, schował się gdzieś z tyłu, za grupą policjantów i strażaków. Bosco rozpoznał w tłumie Carlosa Nieto, który wraz z żoną przyjechał na pogrzeb z Californii.
Na kolanach Grace siedział Jordan, który tak jak brat ubrany był w małą czarną kurteczkę. Na krześle obok siedziała matka Brendana, a koło niej jego siostra. Pani Finney kołysała się w przód i w tył, tulona przez córkę. Pragnęła, żeby syn został pochowany na tym samym cemntarzu co ojciec. Jak każdy, nie przypuszczała, że ostatnie pożegnanie nastąpi tak szybko. Za szybko.

Pan jest moim pasterzem:
niczego mi nie braknie,
pozwała mi leżeć
na zielonych pastwiskach.

Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/21, 3:59 pm    Temat postu: EXTRA

Wow Smile

Widzę, że ekspresem dodajesz kolejne części ficka Smile

Bardzo, bardzo dobrze napisane. Ściska za serce. Jest naprawdę super!!!

scully napisał:

James Blunt - Cry


Podoba mi się ta piosenka Blunta. Tekst świetnie pasuje.

scully napisał:

- Zamordował trzech policjantów.
- Ten był następny do kolekcji - stwierdził oschle Brown. Bosco z tudem podniósł się z łóżka. Złapał za pomięty kołnierz śledczego i przycisnął go do ściany. Bolącą ręke wbijał mu w mostek, drugą zacisnął w pięść.
- Ty sukinsynu!


Podobała mi się ta akcja!!! SUPER Very Happy

scully napisał:

- Nie pierdol, cukrowa lalko tylko gadaj, co wiesz!


Hehe Very Happy Rozwalił mnie ten tekst Very Happy

scully napisał:

- Pamiętasz co było ponad trzy lata temu, kiedy twoja partnerka została postrzelona przez niejaką sierżant Cruz?
Cruz. Bosco pamiętał, nie mógł zapomnieć o swojej dawnej kochance, która współpracowała wtedy z FBI. Yokas ją postrzeliła, więc ona postrzeliła Faith. Tyle, że Faith wylądowała sparaliżowana w szpitalu, bo kula utchnęła w kręgosłupie, naszczęście nieuszkadzając go. Cruz dostała w głowę, ale nic jej się nie stało.
- Sierżant Cruz nie żyje od dwóch lat. Co ona ma z tym wspólnego?


Cieszę się, że wspomniałaś o Cruz Wink I jeszcze przypomniałaś wątek z wczorajszego odcinka Smile SUPER Very Happy

Opis pogrzebu - zajebisty.

W ogóle wszystko naprawdę pięknie Ci wyszło.

I mówię poważnie także żadnych Twoich komenatrzy, że przesadzam, itp. słuchać nie chcę!!!

Po prostu pogódź się z tym, że masz talent do pisania i dawaj dalej kolejne części ff!!!

BO JEST NAPRAWDĘ EXTRA!!!!!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/21, 7:55 pm    Temat postu:

Ohoh, ale się rozpisałaś Wink Kolejne części dodam, jak się napiszą Wink
Znaczy się, niebawem. A co do wątku Cruz to myślę, że wzmianka o niej będzie jeszcze nie raz ;]

Wielkie dzięki za komentarz ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/22, 11:52 am    Temat postu: Odp

scully napisał:
A co do wątku Cruz to myślę, że wzmianka o niej będzie jeszcze nie raz ;]


SUPER Very Happy

Czekam na kolejną cześć :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/27, 4:25 pm    Temat postu:

Kolejna część. Któraś tam. A z resztą, czy to ważne? ;p Miłego czytania ;]



Faith spojrzała na Bosco. Siedzieli na przeciwko siebie w absolutnych ciemnościach i całkowitej ciszy. Trzymał w dłoniach gorącą herbat. Patrzył gdzieś w kąt pokoju i milczał.
- O czym myślisz? - zapytała, a Bosco przechylił głowę na bok i uśmiechnął się niedbale.
- Zastanawiam się, czemu ludzie wszystko niszczą? Myślę o ludziach i zniszczonych marzeniach. Wiem - dodał, a Faith nie oderwała od niego wzroku. - To głupie.
- Nie, dlaczego? To ma sens. Ludzie zawsze dużo rozmyślają, kiedy coś się stanie. A potem... Zapominają o tych dziwnych rzeczach, mimo wszystko.
Bosco nie odpowiedział. Wziął łyk herbaty i utkwił wzrok w ścianie.
- Wszystko w porządku, Bos? - od kilku dni ona i Rigg zadawały mu to same pytanie. Wzruszył tylko ramionami.
- Wracam do pracy - oznajmił krótko.
- Tak, wiem.
- Swersky przydzieli mi nowego partnera. Pomyślałem o tobie, ale Davis... On chyba cię bardziej potrzebuje.
Yokas wydała z siebie zduszony jęk, jakby chciała przez to powiedzieć, że z Davisem wcale nie jest dobrze. I w ogóle nie ma się lepiej od niego.
- Kiedy wracasz? - spytała, odgarniając włosy z czoła.
- Jutro.
- Bosco, nie wiem czy to jest dobry pomysł...
- Nic mi nie jest - zapewnił ją, ale wciąż spoglądała na niego z oficjalnie uniesionymi brwiami. - Faith, poradzę sobie.
Nie odezwała się.
- Wierzysz mi? - Bosco oderwał wzrok od pożółkłej ściany.
- Wierzę.

* Please believe in me
'Cause what I need is for you
To believe in me

*Lenny Kravitz - Believe in me





- No, hej - Rigg musnęła delikatnie policzek Bosco. - Gotowy na pierwszy dzień w pracy?
- Jasne - uśmiechnął się. Pierwszy raz, tak prominnie od pogrzebu Finney'a.
- Od rana nie mówi o niczym innym - wtrąciła Faith, klepiąc go w ramie. - Chodź już.
Rigg chwyciła Bosco za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Obdarowała go namiętnym, choć krótkim pocałunkiem i popchnęła w stronę głównych drzwi komisariatu. Przepuścił przodem Faith, a potem sam wszedł do środka. Powitały go głośne krzyki. Przybił kilką piątek ze znajomymi i ociągającym się krokiem wszedł do szatni. Zmienił koszulkę i zaklął cicho. Ręka wciąż go bolała i nic na to nie mógł poradzić. Kątem oka zauważył, że obserwuje go Yokas, więc zrobił dobrą minę do złej gry i wcisnął się w policyjną kurtkę. Skrzywił się i z całej siły ukryzł w język, żeby nie jęknąć.
- Zbióreczka w sali - rzucił ktoś, wychodząc z szatni. Bosco zgarnął szybko czapke z szafki i założył ją daszkiem do tyłu.
Ruszył za dwoma czarnoskórymi policjantami i wpełznął za nimi do sali. Zajął jedno z wolnych miejsc, kilka krzeseł dalalej od Faith i Davisa. Swersky mówił trochę o patrolowanych rejonach, troche o godzinach pracy. W końcu doszedł do przydziału parterów.
- Bosco - zwrócił się do policjanta, a ten podniósł głowę. - Będziesz jeździł z nowym oficerem. Nazywa się Dolan i przyszedł do nas z 11 - ego posterunku przy Down Three Drive. Craig, możesz wystąpić?
Młody mężczyzna, na którego wcześniej Boscorelli nie zwrócił najmniejszej uwagi wstał i podszedł do szefa. Bosco automatycznie zrobił to samo. Stali na przeciwko siebie i niepewnie mierzyli się wzrokiem. Dolan pierwszy wyciągnął ręke. Był wysoki, wszyższy o głowę od Bosco i miał jasne, mysie włosy. Bos uścisnął jego dłoń i kiwnął lekko głową. Obaj wrócili na miejsca, tym razem usiedli niedaleko siebie. Chłopak obserwował nowego partnera. Sprawdzał go, tak jak on sprawdzał jego.
- Życzę miłego popołudnia - Swersky zakończył zebranie i wszyscy jak na 'hura!' zerwali się z krzeseł.
Dolan i Bosco, idąc ramię w ramię, wyszli z komisariatu. Żaden z nich nic nie mówił, bo i po co? Bosco nie miał mu nic do powiedzenia i najwyraźniej Craig uważał tak samo. Bez słowa w radiowozie zajął miejsce pasażera.
- Jak mam na ciebie mówić? - zwrócił się do Bosco, który właśnie wsiadał do auta.
- Bosco - wzruszył ramionami i spojrzał na niego uważnie. - A ja? Jak mam się do ciebie zwracać?
- Jak chcesz - odpowiedział Dolan. Najwyraźniej było mu to obojętne. - Nazwiskiem, imieniem... Jak chcesz. W colegu wołali na mnie CD.
- Okay - Bosco kiwnął głową. - Niech będzie CD. Całkiem fajnie - uśmiechnął się pod nosem i zerknął na nowego partnera. - Czym się interesujesz, CD?
- Lubię pociągi. To znaczy... Jak byłem mały uwielbiałem ich świst przy hamowaniu i tę prędkość, którą rozwijają podczas jazdy. Aktualnie ciekawi mnie ich konstrukcja. Poza tym do niedawna latałem jumbo jet'em. To chyba tyle.
- Przerzuciłeś się z samolotu na patrolowanie ulic? Nieźle. Ale właściwie, dlaczego?
- Mam złe wspomnienia z lataniem... No, nie ważne. Ojciec zawsze chciał, żebym był policjantem, więc nim, ale wcześniej zrobiłem licencje na latanie i tak jakoś wyszło - samo z siebie. No, a ty masz jakieś zainteresowania?
- Właściwie, to nie - Bosco nie oderwał wzroku od jezdni. - Lubię to i owo. Trochę gram w kosza, ale poza tym - machnął ręką na ulice. - To moje życie.
CD uśmiechnął się pod nosem tak, jak wcześniej zrobił to Bosco. Uchylił szybę i rozejrzał się dookoła. Ciepłe powietrze wleciało do środka i z całym impetem uderzyło Boscorelli'ego w twarz.
- Chybą mogę polubić tę robotę - odezwał się CD i wzruszył obojętnie ramionami. - W końcu nic nie tracę, prawda? - Bosco nie odpowiedział
na to pytanie. - Prawda?
Bosco zaśmiał się i spojrzał z uśmiechem na Dolana. Klepnął go w ramię w przyjacielskim geście i ponownie położył obie ręce na kierwonicy.
- Jasne. Co najwyżej, możesz sporo zyskać. Przecież jeździsz ze mną, a ja to nie byle kto!
- Niby tak. W końcu zostałeś odznaczony.
Bosco umilkł. Przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku ostatni tygodni i obrazy powróciły. Miał wrażenie, że obok niego wciąż siedzi Finney. Bosco został odznaczony nie słusznie. Wcale tego nie chciał. Nie zasłużył.
- Bosco, wszystko gra? - CD patrzył na niego z uniesionymi brwiami.
- Co? A, tak... Wszystko okay.
- Na pewno?
- Chyba wiem lepiej - syknął Bosco przez zaciśnięte zęby, aż CD odwrócił wzrok. Bos wiedział, że kolega nie chciał go urazić. Nie chciał być też nachalny, po prostu wypadało zapytać, czy wszystko jest w porządku. - Przepraszam - mruknął Bosco i zerknął na Dolana. - Ostatnio mam fatalne dni.
CD pokiwał ze zrozumieniem głową. Podczas patrolowania Wall Street znów żaden się nie odzywał. Bo i po co?



Wieczór był chłodny. Padał kolejny wiosenny deszcz. Bosco stał przy oknie w mieszkaniu Rigg i wpatrywał się w spływające po oknie krople. Przez ten czas, co Quertin była w kuchni, zdążył naliczyć kilkaset takich kropelek.
- Hej! - jej głos przywrócił go do rzeczywistości. - Co jest, Bosco? - objęła go w pasie i przytuliła się do niego. Odwrócił się do niej i złapał ją za ręce. Patrzyli sobie w oczy i było im dobrze. Przy niej czuł się dobrze. - Jak tam twój nowy partner? - zapytała wciąż na niego patrząc.
Bosco wzruszył ramionami.
- Nie jest źle. W prawdzie w mundurze wygląda jak pedał, ale poza tym, to całkiem porządny gość.
Quertin roześmiała się i uderzyła go pieszczotliwie w ramie.
- Wariat - powiedziała i zawiesiła mu ręce na szyji. Przygryzła lekko jego ucho, a on parsknął śmiechem. - Kocham cię - wyszeptała, wtulając się w niego. Przez chwilę milczał, bawiąc się kosmykiem rudych włosów dziewczyny. Ujął jej twarz w swoje dłonie tak, by ponowinie spojrzała mu w oczy.
- Wiem - pokiwał głową, unosząc niewinnie brwi. - Ja też cię kocham. Może nie brzmi to zbyt wiarygodnie, ale... Tak, kocham cię.
- Ciii... - zakryła palcem jego usta. Zamrugał. Rigg obdarzyła go pocałuniekm pełnym namiętności. Złapała Bosco za błękitną koszulkę i pociągnęła ze sobą na łóżko.

*U don't have 2 be rich
2 be my girl
U don't have 2 be cool
2 rule my world
Ain't no particular sign I'm more compatible with
I just want your extra time and your... Kiss

*Prince - Kiss


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/28, 12:30 am    Temat postu: Yeah :)

Yeah!!! Nareszcie nowa część ficka Very Happy
I jak zwykle super Smile
Co mogę jeszcze napisać? Wink
Po prostu zajebiście się czyta Very Happy
Czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/07, 10:59 pm    Temat postu:

No więc sorry, że tak trochę długo nic nie dałam. Ale teraz troszkę się rozpisałam Wink



Przękręcił klucz w zamku, ale ku jego zdziwieniu drzwi były otwarte. Wtargnął do środka i z zimna przeszedł go dreszcz. Najwyraźniej jedno z kuchennych okien było otwarte. Prosto z halu poszedł do kuchni. Uniósł brwi, widząc siedzącą na brzegu stołu Faith.
- Boże, jak tu zimno - mruknął. Minął ją szybko i zamknął otwarte na ościerz okno. - Co słychać?
- A to ty... - Faith dopiero teraz oderwała wzrok od gazety z ogłoszeniami.
- Mogłabyś się tak nie cieszyć na mój widok! - powiedział z nutką sarkazmu. - Co tam masz? - wyrwał jej gazetę z rąk tak, że Faith nie mogła jej złapać. Zachichotał, kiedy zeskoczyła ze stołu, próbując mu ją odebrać.
- Bosco - jęknęła i przekęrciła oczami. Znów ją strasznie irytował.
- No co? - Bosco schował gazetę za swoimi plecami i oparł się o szafkę.
Faith wyciągnęła do przodu rękę z oczekiwaniem, że kolega odda jej gazetę, ale ten tylko uniósł zabawnie brwi.
- Słucham panią? - zapytał i spojrzał na nią wzrokiem udającym, że nie ma pojęcia o co chodzi. Westchnęła ciężko, a jej ręka powędrowała w stronę jego pleców. Chwyciła go za nadgarstek, próbując wyrwać swoją własność.
- Bosco! - krzyknęła. Uśmiechnął się szeroko. Ona wiedziała, że się z nią drażni, ale nie dawała mu spokoju.
- Przynajmniej daj mi spisać numer z ogłoszenia.
- Jaki numer? - Bosco wyciągnął zza pleców gazetę i spojrzał na zaznaczoną kółkiem informacje. - Mieszkanie? - podniósł wzrok na Faith, która wykorzystując chwilę nieuwagi, wyszarpała mu pismo z rąk.
- No - mruknęła pod nosem, miotając się po kuchni. - Widziałeś moją komórkę?
Odwrócił się i zgarnął telefon z szafki. Nie oddał jej go. Faith wpatrywała się w Bosco ze zdziwieniem.
- Co, teraz zabierzesz mi telefon?
- Chcesz się wyprowadzić?
- Mogę zabrać Charliego na dwa miesiące do siebie i chyba musimy się gdzieś podziać...
- Możecie mieszkać tutaj - powiedział szybko, zaciskając palce na komórce.
- Nie możemy - pokiwała głową i spojrzała mu prosto w oczy. - Boz, nie mogę wiecznie siedzieć ci na głowie. Ty masz własne życie, swoje problemy. No i jest jeszcze Rigg. Czy ona kiedykolwiek tu była?
- Uważasz, że Rigg jest problemem?
- Nie - zastrzegła się. - Po prostu chcę dać ci do zrozumienia, że czuję się nie swojo wiedząc, że masz kogoś i nie przyprowadzasz go do domu tylko dlatego, że ja tu jestem.
- Faith, to nie tak - Bosco zagrodził jej przejście w drzwiach, żeby nie mogła wyjść z kuchni.
- Co ty robisz? - parsknęła śmiechem. - I co, zatrzymasz mnie siłą? Proszę cię...
- Wcale nie chcę cię zatrzymywać. Staram ci się wyjaśnić, że twoja osoba wcale nie jest pretekstem, żeby Quertin tu nie przychodziła. To całkiem inna sprawa. To, że nie spędzamy tutaj czasu nie oznacza, że siedzimy cały czas u niej.
- Ach i te argumenty powinny mnie przekonać, żebym została? - Faith skrzyżowała ręce na piersiach. - Nie, Bosco. Naprawdę jestem ci wdzięczna, że mogłam się u ciebie zatrzymać. Bardzo mi pomogłeś i doceniam to, ale najwyższa pora usamodzielnić się - puściła do niego oczko i przeszła pod jego ręką, którą opierał o futrynę.
- I tak po prostu... - Bosco rozłożył bezradnie ręce. - Tak po prostu wyprowadzisz się?
Faith milaczała. Odwróciła się do niego i zmarszczyła brwi.
- Chcę, żebyś została - wyszeptał bardziej do siebie, niż do niej. Ona jednak to słyszała.
- Nie zawsze jest tak, jak tego chcemy, Boz.


*Goodbye, blue sky
Goodbye, blue sky.
Goodbye.
Goodbye.
Goodbye.

* Pink Floyd - Goodbye blue sky



- Mimo wszystko jakoś mi przykro, że się wyprowadza - Bosco zastukał łyżeczką w filiżankę kawy. Siedział w przytulnej kawiarnii na przeciwko Quertin, która sączyła gorącą czekoladę. Naprawdę nie czuł się dobrze z tym, że Faith zamieszka gdzie indziej. Przyzwyczaił się do jej obecności. Była zawsze, a teraz, gdy zajmowała jeden z jego pokoi - była wszędzie. Cały czas żył ze świadomością, że to przez niego zabiera swoje rzeczy i szuka własnego kąta.
- Bosco, zrozum ją - Rigg odstawiła swój brązowy kubek na bok. - Dla niej to też nie jest komfortowa sytuacja. Ja też nie czułabym się dobrze, zwalając sie komuś na głowę nawet, gdyby to był mój najlepszy przyjaciel.
- I tak mi przykro - wzruszył ramionami i znów zaczął się bawić srebrną łyżeczką.
- Przecież nie wyjeżdża na zawsze. Nie przeprowadza się do innego stanu, nie wylatuje na inny kontynent! Yokas nie zaszyje się w Australii i nie będzie dzowniła do ciebie raz na dwa tygodnie! Boscorelli, opanuj się!
Bosco uśmiechnął się pod nosem. No, tak. Miała racje. Będzie widywał Faith w pracy i poza nią. I on zawsze będzie dla niej bardzo ważny.
- Strażacy robią dziś w remizie małą imprezę, wpadniesz? - wyrwał go z zamyślenia głos Quertin.
- Hm? - spojrzał na nią zaskoczony, bo jeszcze do końca nie dotrał do niego sens tych słów. - A... Tak, jasne.
- Będą sami znajomi: Doherty, Dolan, Davis, Yokas, kilku ludzi ze straży...
- Przyjdę do ciebie po pracy i razem tam pójdziemy - Bosco położył dłoń na jej dłoni.
- Jeśli tak wolisz - spojrzała na niego czule i posłała mu najcieplejszy z możliwych uśmiechów, jakby chciała nim powiedzieć, żeby się nie marwtił. To za to ją kochał. Nie mówiła niczego wprost, czasami nic nie mówiła. Wystraczyły zwykłe gesty, by zrozumiał, że jest blisko.



Wbiegł po schodach i otworzył główne drzwi komisariatu tak gwałtownie, że prawie zwalił z nóg całkowicie zaskoczoną Faith. Otworzyła usta ze zdumienia i posłała mu mordercze spojrzenie.
- Wybacz - wymamrotał i schylił się, by podnieść papiery, które wypadły jej z rąk.
- Nic się nie stało - zapewniła go i obdarzyła speszonym uśmiechem.
- Znalazłaś już jakieś wolne mieszkanie? - spytał i wręczył jej papiery. Czekając na odpowiedź, schował ręce do kieszeni.
- Jak na razie przewijają się w gazecie same kawalerki. A wiesz... Wolałabym dwa pokoje, zawsze wygodniej. Tym bardziej, że jak Charlie będzie u mnie zostawał, to on jest już w takim wieku, że ani śni przebywać ze starą matką w jednym pomieszczeniu.
Kiedy przyjedzie Emily, to i ona będzie miała się gdzie zatrzymać.
- Jaki dział w końcu wybrała? Matematyke?
- Fizyke - odpowiedziała, a widząc minę Bosco roześmiała się głośno. - Nie przejmuj się, ja też nigdy nie miałam do tego głowy.
- Jedyne co lubiłem w szkole, to lekcje w-fu - wyszczerzył zęby. Przesunął się w bok i przepuścił w drzwiach czarnoskórą policjantkę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że blokują przejście na schodach.
- Jak chcesz, to jutro możemy poszukać czegoś w sieci - zaproponował, wracajac do tematu mieszkania.
- Dzięki, kochany jesteś - Faith uśmiechnęła się. - Będzie mi bardzo miło - zbiegła ze schodów i podbiegła do Davisa, który ze skrzyżowanymi rękami opierał się o maskę samochodu. Bosco westchnął ciężko. Powoli musiał się przyzwyczaić, że Faith wyprowadzi się od niego. Miszkała z nim ponad dwa miesiące i z tak krótkiego okresu pamięta się tylko te dobre chwile, co nie oznacza, że nie było tych złych. Ale Bosco nie chciał rozpamiętywać przykrych rzeczy, nie chciał rozgrzebywać przeszłości. Tak było łatwiej. Rozerwać, zakopać i zapomnieć.


*All of my memories keep you near.
In silent moments imagine you here.
All of my memories keep you near.
Your silent whispers, silent force.

* Within Temptation - Memories



Włożył na siebie białą koszulę. Przejrzał się w lustrze, obejrzał z każdej strony, łącznie z profilem. Zanim zdążył zapytać Quertin jak wygląda,
ta rzuciła w niego błękitną, świeżouprasowaną koszulą. Chodziła w tę i z powrotem cały czas czegoś szukając. Bosco bał się ją o co kolwiek zapytać, bo wcześniej jak to zrobił, tylko fuknęła na niego i poszła do sypialni.
- Nie lubimy dziś Bosco? - chłopak zrobił smutną minę. Rigg podeszła do niegi pocałowała go w czoło.
- Lubimy, lubimy - poprawiła mu kołnierzyk koszuli i westchnęła. - Nie mam co na siebie włożyć.
- Nie idziemy na bankiet, tylko na kameralną imprezę - przypomniał jej i pocałował w szyję. - Poza tym, ty i tak we wszystkim wyglądsz cudnie!
- Czy ja wiem... - oderwała się od niego i zniknęła w łazience.
Bosco wcisnął się w jeansy i zapiął pasek. Zapewniał Quertin, że to tylko impreza w gronie przyjaciół, a sam szykował się długo i starannie, jakby conajmniej wybierał się na swój własny ślub.
- I jak? - w progu stanęła Quertin. Miała na sobie czarną, seksowną sukienkę, która przylegała do ciała tak dobrze, że widział jej wszystkie kształty. Szyję owinęła zwiewnym szalem w lekkiej czarnej odcieni.
- Uooou - wykrzytusił Bosco, bo nie mógł powiedzieć żadnego sensownego słowa. - Uoou...
- Dobra, dobra, ale jak wyglądam? - odwróciła się do niego plecami i znów stanęła przodem.
- Zajebiście - wydusił wreszcie, nie odrywając od niej wzroku. - Wiedziałem, że warto do ciebie przyjść.
- I przyszedłeś tylko dlatego? - ręce Quertin bezwładnie zastygły na szalu.
- Oczywiście, że nie! - wykrzyczał i podszedł do niej szybko. Objął ją w pasie i pocałował w nos. Rigg w odpowiedzi roześmiała się. - Rozpiera mnie duma, że mam taką piękną kobietę, która jest tylko moja!
- Jaasne - odepchnęła go lekko od siebie i znów przyciągnęła. - Chodź, bo nigdy tam nie dotrzemy. Nie wiedziałam, że jesteś takim pedancikiem!
- Nie jestem! - zastrzegł się szybko i zmaszczył brwi. - To, że tak długo się ubieram oznacza, że chcę wyglądać ładnie, zadbanie i czyściutko!
- Och, ty mój czyściutki chłopczyku - pocałowała go i zwinnie wyrwała z jego uścisku.
Na dole złapali taksówkę, bo wiedzieli, że nie warto jechać własnym samochodem, skoro oboje zamierzali wypić przynajmniej po jednym
piwie. Do remizy przyjechali jako ostatni. Wszyscy inni powitali ich zabawnym buczeniem i krzykami, że się spóźnili.
- Ej, miała być dwudziesta pierwsza, to jest dwudziesta pierwsza - Rigg pocałowała w policzek Davisa.
- Ale Doherty już się nie może doczekać picia! - zawołał Dolan, przekrzykując muzykę, którą włączył Ty.
- Cześć, Kim - Bosco musnął policzek żony strażaka. - Świetnie wyglądasz.
- Ty też nienajgorzej - Kim zmierzyła go wzrokiem. - Trzeba przyznać, że wyprzystojniałeś.
- Bo Boscorelli jest jak wino! - zawołał Davis. - Im starszy, tym lepszy!
Wszyscy ryknęli śmiechem, nawet Bosco nie mógł powstrzymać się od chichotu.
- Dobra, przyznam ci się Bosco, że gdybym był pedałem, to bym się za ciebie wziął - Jimmy klepnął go w ramię i przysunął mu krzesło, by zajął miejsce między nim, a Quertin.
- Oj, ja też - powiedział Davis, szczerząc zęby. - Stary, jaka tu wojna by była o ciebie, hoho!
- Chłopaki, ale się cieszę, że jestem absolutnie w waszym typie - roześmiał się Bosco i schrupał kolejnego chipsa.
- Absolutnie - przytaknął Doherty.
- Davis, puść jakiś wolny kawałek - do stołu przepchnął się CD ze skrzynką piwa.
Z głośników poleciała jedna z piosenek U2.


Is it getting better
Or do you feel the same
Will it make it easier on you
Now you got someone to blame


Wszyscy zerwali się na parkiet. Quertin zawiesiła Bosco ręce na szyji. Obok nich Faith wtuliła się w Dolana.
- Kurwa, a z kim będę pił?! - zawołał Jimmy, otwierając puszkę. Od razu ją odstawił, bo Kim ciągnęła go za rękaw i piwo wylało się na stół. Oboje parsknęli śmiechem i poszli tańczyć.

You say
One love
One life
When it's one need
In the night
It's one love
We got to share it
It leaves you baby
If you don't care for it



- Odbijany! - krzyknął Davis i popchnął Bosco na bok. Ten roześmiał się i zaczął wpatrywać się w mogające światełka.
- Może łaskawie poprosisz mnie do tańca, hm? - Faith uderzyła go pieszczotliwie w ramię.
- A mogę się zastanowić? - objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Poczuł zapach jej włosów i uśmiechnął się lekko. Ocknął się z jakiś dziwnych myśli i wsłuchał w tekst piosenki.

Did I disappoint you ?
Or leave a bad taste in your mouth ?
You act like you never had love
And you want me to go without


Ta piosenka chodziła za nim cały czas. Lubił ją. Naprawdę lubił. Faith mocniej zacisnęła ręce na jego ramionach, co ponownie wyrwało go z zamyślenia. Tym razem rozejrzał się po sali. Coś ukuło go w żołądku, gdy pomyślał o Finney'u. Tak bardzo chciał, żeby był tu razem z Grace. Gdyby to on zginął, to nie chciał tęsknić za tymi ludźmi i nie pragnął, by oni tęsknili za nim. Ale tęskił by. Zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Gość






PostWysłany: 06/04/08, 11:02 am    Temat postu:

scully to opowiadanie jest super i jeszcze te teksty po prostu zajefajne.
Powrót do góry
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/08, 2:07 pm    Temat postu: ZAJEBISTE

ZAJEBISTE!!! Very Happy
Nic dodać, nic ująć. Wink
Po prostu świetne Very Happy
Czekam na kolejne części Wink

PS. Podobał mi się tekst Jimmy`ego: "Kurwa, to z kim ja będę pił?" Very Happy Ale Ty w ogóle wszystkie teksty masz super Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin