Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/05, 12:21 am    Temat postu: Część szósta

Słowo wstępne: Napisałam kolejną część. Miała być dłuższa, ale jakoś nie wyszło. Już niedługo wrzucę coś nowego Wink

Część szósta

- Dobrze się czujesz? - spytał Bosco patrząc jak Cruz kładzie się na szpitalnym łóżku gotowa przyjąć na siebie kolejną dawkę leków cytostatycznych, które powoli zaczną wyniszczać jej organizm. Dziewczyna tylko westchnęła i spojrzała na niego czule.
- Będzie dobrze - odpowiedziała siląc się na uśmiech. Chciała przekonać zarówno Bosco, jak i siebie, że wygra walkę z nowotworem. Potrzebowała teraz tej wiary i przekonania. - Więc... - zaczęła. - Czego chciała Yokas? - spytała. Bosco spuścił wzrok. Jeszcze nie powiedział Cruz o Sullym. Nie chciał jej martwić. Wiedział jednak, że nie uniknie rozmowy na ten temat. - Co się stało? - spytała Cruz widząc smutek na twarzy Bosco.
- Sully nie żyje - odpowiedział szybko Bos. Wiedział, że to nie była najlepsza pora, żeby jej o tym powiedzieć, ale wolał mieć to za sobą. Cruz ciężko westchnęła. Zamknęła oczy. Była zszokowana. Podobnie jak wszyscy. Co prawda nie znała Sullivana tak dobrze jak Bosco, ale wiadomość o jego śmierci poruszyła ją. Ostatnio Cruz sporo myślała na temat śmierci, przemijania, tego co będzie potem... I teraz miała jakieś irracjonalne poczucie winy... Dlaczego Sully - dobry człowiek świetny glina, oddany przyjaciel, zdrowy, silny facet - musiał umrzeć? Dlaczego nie ona? Ona bardziej zasłużyła na śmierć. W końcu zrobiła w życiu tyle błędów, tyle złych rzeczy, dodatkowo jest przecież chora, wykończona życiem, a gdyby nie Bosco najprawdopodobniej nie było by jej teraz tutaj. Myślała, że nie zasłużyła na to, aby żyć. Czuła, że lepiej by było, gdyby to ona umarła zamiast Sullivana.
- Strzał w głowę - dodał. - Yokas myśli, że to samobójstwo, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć...
- Yokas to wariatka - stwierdziła tylko Cruz. Najchętniej użyłaby jakiegoś dosadniejszego słowa, ale nie miała siły. Ostatnie wiadomości kompletnie wytrąciły ją z równowagi. Strzał w głowę? Nie. Sully by tego nie zrobił... Bosco uśmiechnął się niewyraźnie pod nosem. - Wszystko okay? - spytała Cruz patrząc Bosco prosto w oczy.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
- Będzie dobrze. Wszystko się wyjaśni. Zobaczysz - powiedziała. Bosco tylko złapał ją czule za rękę. Cruz uśmiechnęła się.
- Idź już. Na pewno masz sporo pracy - powiedziała. Nie chciała, by widział jak cierpi po kolejnej dawce chemii, a Bosco wiedział, że musi odejść i zostawić ją teraz samą. Wstał i pocałował ją czule w czoło. Cruz obdarowała go jednym ze swoich pocieszających i dodających otuchy uśmiechów, a z takim uśmiechem Bosco od razu zrobiło się lżej na sercu.

***

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Bosco kręcił się bez celu po pustym mieszkaniu. Odkąd Cruz była na leczeniu jakoś nie mógł znaleźć sobie miejsca. Czuł się tu obco. Bez Cruz to nie było już dla niego to samo miejsce. Starał się spędzać w tym mieszkaniu jak najmniej czasu, bo każdy kąt przypominał mu o leżącej w szpitalu Cruz. Często ją odwiedzał. Kilka razy dziennie zaglądał do niej chociaż na parę minut. Widział, że jest jej ciężko. Chciał jej dodać sił, których potrzebowała teraz najbardziej, bo leczenie wykańczało ją. Trudno mu było na to patrzeć, na to jak choroba powoli wyniszcza jej organizm, ale starał się być przy niej. Potrzebowała go. A on potrzebował jej. Może nawet bardziej... Poza tym sporo pracował. Jeździł razem z oficerem Tomem Stillmanem. Dobrze się im pracowało, dogadywali się, ale... to nie była Faith. Właśnie... Faith. Odkąd posprzeczał się z nią o śmierć Sully`ego nie widział jej. Unikała go. A on jakoś nie starał się tego zmienić. Miał do niej żal, że tak szybko pogodziła się z rzekomym samobójstwem Sullivana. Samobójstwem, w które i tak nikt poza nią nie wierzył. No może wierzył w nie jeszcze Miller. W końcu on za swoją Fay w ogień by skoczył. Aż rzygać się chce. Dzwonek do drzwi. Bosco podniósł się z kanapy. Otworzył i zamarł. W progu stała Yokas. Bosco szybko wyrwał się z chwilowego odrętwienia i przyjął charakterystyczny dla siebie pełen pogardy wyraz twarzy.
- Mogę wejść? - spytała nieśmiało. Bosco tylko skinął głową i poszedł do salonu. Faith weszła do mieszkania i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się dookoła. - Ładnie tutaj - stwierdziła. Mówiła prawdę. Mieszkanie naprawdę jej się podobało. Był tylko jeden problem - wszędzie dało wyczuć się obecność Cruz.
- Czego chcesz? - spytał prosto z mostu Bosco. Faith tylko westchnęła. Czuła się niezręcznie. - Miller wyrzucił cię z domu? - spróbował zażartować Bos.
- Ha, ha, ha - powiedziała z przekąsem. - Bardzo śmieszne. Chciałam ci powiedzieć... - na moment zawiesiła głos. - Miałeś rację - dokończyła z rezygnacją. Nie znosiła przyznawać mu racji, ale tym razem musiała. Niestety. - To nie było samobójstwo. Sully został zamordowany. - powiedziała szybko, ale wyraźnie, kładąc nacisk na każde słowo. Bosco nic nie powiedział tylko pokiwał głową. Wiedział o tym od samego początku. Nie dopuszał do siebie innej myśli, więc ta wiadomość nie wywarła na nim wielkiego wrażenia. Był tylko ciekaw kto stał za zabójstwem Sullivana i jak Yokas do tego doszła. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. - Zdjęliśmy odciski palców z broni. - wyjaśniła Faith. - Niektóre należały do Thoma Barry`ego i Johna Finna. Sully zamknął ich w 99.
- Za co? - spytał Bos.
- Za napad. Na niego. Nie pamiętasz? - spytała. Nie była zdzwiona. Sama nie pamiętała tej sprawy, ale chciała jakoś poddtrzymać rozmowę. Bosco pokiwał przecząco głową.
- W każdym razie... - zaczęła Faith. - Dostali 6 lat i właśnie wyszli z więzienia. Najprawdopodobniej chcieli się zemścić za lata spędzone za kratkami.
- Niezbyt oryginalny motyw - zauważył z przekąsem Bosco. Yokas tylko pokiwała głową. Czuła się niezręcznie.
- To chciałam ci powiedzieć. Powiedziłam, więc chyba już pójdę - stwierdziła wiedząc, że nie jest tu zbyt mile widziana.
- Zaczekaj... - powstrzymał ją Bosco. - Napijesz się herbaty? - spytał jak gdyby nigdy nic. Yokas tylko się uśmiechnęła. Wiedziała, że Bos już się na nią nie gniewa za wcześniejsze podejrzenia co do śmierci Sully`ego. I dobrze jej było z tą świadomością. Czuła, że spadł jej ogromny ciężar z serca. W końcu Bosco wiele dla niej znaczył i nie chciała się z nim niepotrzebnie kłócić.
- Jasne - odpowiedziała siadając wygodnie na kanapie.

CDN
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/05, 12:57 pm    Temat postu:

Super Very HappyVery Happy Po prostu świetnie się czyta :]]] Nie mogę się doczekać 7 części ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/05, 4:06 pm    Temat postu: Dzięki

Dzięki Scully za wszystkie komentarzyki :* Wink Od razu lepiej mi się pisze Smile
Ale nie przesadzajmy... Takie dobre to opowiadanie nie jest Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/05, 7:48 pm    Temat postu:

No jak nie, jak tak Very Happy Mnie się bardzo podoba i już :] Po prostu uważam, że naprawdę świetnie piszesz, aż chce się czytać Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/05, 9:53 pm    Temat postu: ....

Heh... Dzięki za wszystkie pozytywne komentarze, ale czasem chciałabym usłyszeć jakieś słowa krtytyki, a tu nic Razz
Ty też piszesz świetnie Wink Nie mogę się już doczekać kolejnej części Twojego ficka Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/09, 3:51 pm    Temat postu: Część siódma

Słowo wstępne: Kolejna część. Miała być dłuższa, ale... wyszło jak wyszło Very Happy

Część siódma

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Cześć - powiedział nieśmiało Santiago stojąc nad łóżkiem, na którym leżała Cruz. Dziewczyna podniosła na niego zdziwione oczy.
- Co ty tu robisz? - spytała zszokowana. Nie spodziewała się, że ktokolwiek poza Bosco przyjdzie ją odwiedzić. Co prawda od czasu do czasu wpadała Sasha, ale tego co się stało nie dało się tak po prostu wymazać z pamięci i o tym zapomnieć, więc jej wizyty były krótkie i dość męczące dla nich obu. Raz czy dwa zajrzała też do niej Grace z Finney`em, ale czuli się jakoś niezręcznie w swoim towarzystwie. W końcu Brendan pracował teraz na stanowisku Cruz i zajmował jej miejsce w wydziale.
- Przechodziłem obok i postanowiłem... zajrzeć do ciebie - zaczął się niezręcznie tłumaczyć. Cruz tylko się uśmiechnęła. Cieszyła się, że przyszedł, była po prostu trochę zaskoczona. Manny usiadł na krześle obok.
- Jak się czujesz? - spytał. Cruz tylko przewróciła oczami. Za każdym razem, kiedy ktoś do niej zaglądał zadwał to samo pytanie: "Jak się czujesz?". A jak się ma niby czuć? Chemia zaczęła ją niszczyć. Nie było jej z tym dobrze. Chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią i w końcu wyszeptała:
- Niezbyt dobrze - powiedziała szczerze. Normalnie pewnie by skłamała, powiedziała, że czuje się świetnie że jest dobrze, ale pomyślała, że to przecież Santi i może mu powiedzieć prawdę. Manny pokiwał współczująco głową. Od razu zauważył, że nie jest dobrze. Cruz strasznie wychudła, ogólnie źle wyglądała, była wyraźnie zmęczona i jakby trochę nieobecna.
- A co u ciebie słychać? - spytała zmieniając temat.
- Dobrze - odpowiedział. - Już za dwa tygodnie otwierają 55.-ty - dodał uśmiechając się szeroko. - Nie wiedziałaś? - spytał widząc jej zaskoczoną minę. Cruz tylko pokiwała przecząco głową. Jak to możliwe, że Bosco nic jej nie powiedział? Przecież musiał wiedzieć. Na pewno chciałby wrócić na posterunek, na stare śmieci... Czemu nic jej nie powiedział? - To na razie nie jest oficjalna wiadomość... - zaczął starając się wyjaśnić jej, że na pewno jeszcze jej wszystko dokładnie powiedzą, zadzwonią... ale Cruz już go nie słuchała.

***
- Hej - Bosco uśmiechnął się na widok Cruz. Policjant był w mundurze. Zajrzał do niej w przerwie na lunch. Bos podszedł do niej i chciał dać jej buziaka, ale ona odsunęła się od niego. - Coś się stało? - spytał, a uśmiech na jego twarzy momentalnie zniknął.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że otwierają 55-ty? - spytała z wyrzutem. Bosco tylko westchnął.
- Cruz... - zaczął, ale ona tylko pokręciła głową i przerwała mu:
- Nie chcę tego słuchać! Chcę tylko wiedzieć czemu mi nie powiedziałeś? - czuła się oszukana. Bosco wiedział jak bardzo zależy jej na powrocie do pracy, do Camelotu, a mimo tego nie powiedział jej, że komisariat wraca do życia.
- Ty też nie mówisz mi wszystkiego - odpowiedział z wyrzutem. Cruz spojrzała na niego piorunującym wzrokiem.
- Co masz na myśli? Danny`ego? - Cruz niemal krzyczała. Bosco zachowywał się jak małe dziecko. Ty mi czegoś nie powiedziałaś, to ja też ci czegoś nie powiem. Żałosne. - Chcesz wiedzieć skąd go znam?! Chcesz?!
- Cruz... Daj spokój - starał się ją uspokoić.
- To mój były mąż! - krzyknęła i nagle przestraszyła się swoich słów. Co ona najlepszego zrobiła? Z przerażeniem zakryła usta dłonią.
- Co?! - Bosco był zszokowany. Na jego twarzy pojawił się niedowierzający uśmiech. Po chwili jednak zniknął, niemal tak szybko jak się pojawił.
- Poznałam go jakieś cztery lata temu - zaczęła Cruz wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. - Byłam młoda i głupia. Miałam 24 lata i dopiero zaczynałam pracę w policji. On był sierżantem. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać...
- Tak jakoś wyszło?! - przerwał jej Bosco nie wierząc w to co słyszy. - Cruz! To mój szef, a ty mi dopiero teraz mówisz, że byłaś jego... - zawiesił głos. - żoną! - dokończył. To słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Jak to możliwe? Cruz miała męża? A tym mężem był Pino? Czemu nic nie wiedział? Czy ktoś poza Cruz i Dannym o tym wie? Tak, na pewno ktoś wie. Może wiedzą wszyscy, tylko on jeden, głupi, o niczym nie miał pojęcia?
- Daj mi skończyć!
- Po co? Myślisz, że chce tego słuchać?
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknęła Cruz. - Chcę ci po prostu powiedzieć...
- Powinnaś mi o tym powiedzieć wcześniej - przerwał jej Bosco. - Znacznie wcześniej - dodał i wyszedł trzaskając drzwiami. Cruz tylko westchnęła. Zamknęła oczy. Po policzkach spływały jej łzy...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/10, 3:05 pm    Temat postu:

Super Very Happy I wcale nie jest krótkie, takie w sam raz RazzRazz Jestem ciekawa co będzie dalej :]]]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/11, 4:10 pm    Temat postu: Część ósma

Słowo wstępne: Wystukałam coś. Nie za wiele, ale jest Wink

Część ósma

Emily siedziała na kanapie w salonie i przerzucała leżące na stoliku papiery. Myślała. Nad czym? Nad tym co powie mamie. Ale właściwie to czego się bała? W końcu była już dorosła. Sama mogła o sobie decydować. O sobie i swoim życiu, swojej przyszłości.
- Cześć słoneczko - Faith właśnie weszła do mieszkania. Wróciła z zakupów. Emily szybko schowała leżące na stole papiery i pomogła jej z siatkami.
- Gdzie Miller? - spytała bez entuzjazmu. Nie przepadała za narzeczonym swojej mamy. Wiedziała, że nie może mieć do niej pretensji o to, że spotyka się z innym mężczyzną, w końcu jest jeszcze młoda, ma prawo do szcześcia, ale za Millerem szczególnie nie przepadała.
- Jeszcze w pracy. Mogłabyś być dla niego milsza - powiedziała Yokas chowając do lodówki mleko. - Nad czym tak ślęczysz? - spytała wskazując glową stół, na którym piętrzyły się papiery. - Masz przecież wakacje - powiedziała z uśmiechem. - Na naukę przyjdzie czas za dwa miesiące, kiedy pójdziesz do collegu - stwierdziła dumnie. Cieszyła się, że jej córeczka idzie na studia. I to nie byle jakie. W końcu prawo na Harvardzie to jest coś.
- Właśnie mamo... - zaczęła nieśmiało Emily. - Chciałam z tobą o tym porozmawiać...
- O czym? - spytała Yokas nalewając do szklanki wody mineralnej.
- O moich studiach - wyjaśniła dziewczyna odgarniając włosy z twarzy. - Mamo ja...
- Co kochanie? - spytała beztrosko Faith nieświadoma tego co za chwilę usłyszy.
- Zdecydowałam, że nie pójdę na studia - powiedziała stanowczo Emily. Głos lekko jej drżał.
- Jak to nie pójdziesz? - spytała niewyraźnie Yokas, jakby nie dowierzając.
- No, normalnie... Prawo nie jest dla mnie.
- W takim razie co zamierzasz robić? - spytała Faith starając się trzymać newry na wodzy.
- Właściwie to przez ostatnie pół roku chodziłam na kursy... i postanowiłam... - dziewczyna zaczęła się jąkać. - Że zostanę... - na moment zawiesiła głos. - Sanitariuszką - dokończyła i uśmiechnęła się niepewnie.
- Co? - spytała zszokowana Yokas. - Chyba nie mówisz poważnie...
- Wręcz przeciwnie - przerwała jej córka. - Mówię bardzo poważnie. Rozmawiałam już z porucznikiem Swerskym... Zostałam przydzielona do 55-tego. Fajnie, co nie? - spytała z nadzieją. Skrycie marzyła, że matka ucieszy się z jej planów. Przeliczyła się.
- Ty chyba zwariowałaś! - krzyknęła Yokas. - Jesteś za mądra na to, by zostać zwykłą sanitariuszką!!! Nie po to wydawałam na twoją naukę tyle pieniędzy, byś ty zaczęła jeździć karetką!!!
- Mamo... Zrozum. Polubiłam tę robotę. Przez ostatnie pół roku bardzo wiele się nauczyłam. Bez problemu dostałam tę pracę. Zastąpię Holly, bo ona odchodzi na macierzyński... - zaczęła. Chciała przekonać mamę, że podjęła właściwą decyzję, podzielić się z nią swoim szcześciem, ale Faith tego nie rozumiała. Nie była w stanie zaakceptować tego, że jej córka zdecydowała się na pracę sanitariusza. Przecież cóż to był za zawód? Tę robotę można było traktować jako dorywaczą, ale nie tak na stałe... Jak to możliwe? Jej Emily chce zrezygnować z renomowanych studiów prawniczych dla pracy w karetce??? Nie, tego nie mogła zrozumieć.
- Nie chcę tego słuchać!!! - krzyknęła. - Co ty sobie myślisz? Że pozwolę ci zmarnować sobie życie? Niedoczekanie. Za dwa miesiące jedziesz na studia do Hravardu. Koniec dyskusji! - wrzasnęła. Emily lekko zadrżała. Wiedziała, że matka będzie przeciwna, ale żeby aż tak?
- Nie, mamo! - tym razem to Emily krzyknęła. - To moje życie i moja decyzja! Już postanowiłam! Nigdzie nie jadę! Będę pracować tutaj! Będę robić to co kocham!
- Chyba zwariowałaś! Dopóki mieszkasz pod moim dachem będziesz robiła to co ci każe! - krzyknęła. Nie sądziła, że kiedykolwiek powie coś takiego.
- Dobrze - powiedziała spokojnie Emily. - Skoro tak stawiasz sprawę to wprowadzę się do ojca.
- Emily... - zaczęła Yokas, ale przerwało jej uporczywe pukanie, a raczej walenie, do drzwi.
- Faith! - zawołał Bosco przez drzwi. Nacisnął klamkę i nieproszony wszedł do mieszkania.
- Przyszedłem nie w porę? - spytał widząc, jak Emily nieporadnie wyciera rękawem bluzy spadające po policzkach łzy.
- Nie skąd - zaprotestowała Yokas. - Emily... - zwróciła się do córki, jakby nigdy nic. - Zrobisz nam kawy?
- Przepraszam... - wyszeptała tylko i wyszła z mieszkania ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
- Co się stało? - spytał Bosco mocno zdziwiony sceną, którą przed chwilą zobaczył. Wiedział, że czasem między Faith i Emily dochodzi do spięć, ale żeby aż tak? Coś musiało nie grać.
- A nic takiego - machnęła ręką Yokas. - Napijesz się czegoś? - spytała.
- Nie, dzięki - odpowiedział. - Przyszedłem, bo chciałem... - zaczął. - Pogadać. - dokończył.
- Słucham - Yokas uśmiechnęła się od niego. Usiadła w fotelu i wskazała mu ręką kanapę. Usiadł. Poczuł się jak na jakiejś psychoterapii.
- Pokłóciłem się z Cruz - Yokas tylko westchnęła. Cudownie... Teraz będzie musiała wysłuchiwać jego żalów...
- Słuchaj Bosco - przerwała mu zanim tak naprawdę zaczął mówić. - To wasze sprawy, nie chcę się mieszać...
- Wiedziałaś, że miała męża? - spytał zupełnie ignorując to co przed chwilą powiedziała Yokas. Faith milczała. Bosco spojrzał na nią. - Wiedziałaś... - stwierdził. Kobieta tylko pokiwała głową. Prawie niezauważalnie. - I nic mi nie powiedziałaś? - spytał z wyrzutem zrywając się z kanapy.
- Bosco... To nie są moje sprawy... Coś tylko obiło mi się o uszy... - zaczęła się tłumaczyć.
- A tak jasne... Super. Po prostu super! - wrzasnął. - Wiedziałaś, a nic mi nie powiedziałaś? Jak mogłaś? - spytał, ale już nie czekał na odpowiedź. Wyszedł trzaskając drzwiami. Czuł się strasznie. Nie dość, że Cruz nie powiedziała mu prawdy, to jeszcze Yokas, niby najlepsza przyjaciółka, też go oszukiwała... Czuł się jak idiota. I chyba naprawdę nim był. Takie przynajmniej miał wrażenie.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/03/11, 5:43 pm    Temat postu: :D:D:D

Cruz świetna robota Very Happy serio serio.... pisz szybciutko dalej, nie mogę się doczekać kolejnej części Very Happy Pozdrawiam Smile
Ps super wątek z Emily, bardzo mi się podoba..<brawo>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/11, 5:50 pm    Temat postu:

Ekstra. I świetna końcówka: Bosco - idiota, poprzedzony awanturą matki z córką Wink Naprawdę znakomicie napiasane Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/12, 4:42 pm    Temat postu: Część dziewiąta

Słowo wstępne: Dzięki za komentarzyki :* Wrzucam coś nowego Wink Mam nadzieję, że się spodoba. Chwilowo wyjeżdżam i nie będę mieć dostępu do Netu, więc nie wiem, kiedy znowu się odezwę, ale postaram się jak najszybicej wystukać kolejną część.

Część dziewiąta

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Miło cię widzieć, Cruz - powiedział wesoło porucznik Swersky podając rękę brunetce. Cruz zadzowniła do niego przed południem. Prosiła, by zajrzał do niej do szpitala, bo chce z nim porozmawiać. Przyszedł. Kiedy wszedł na salę zobaczył, jak Cruz niezdarnie pakuje swoje rzeczy do czerwonej torby. Widocznie zakończyła już kolejną kurację chemii.
- Cześć, szefie - przywitała się z uśmiechem.
- Pomóc ci? - spytał wskazując ręką na torbę. Dziewczyna pokiwała przecząco głową:
- Poradzę sobie - odpowiedziała. - Ale, dzięki - dodała.
Swersky tylko pokiwał glową. Wiedział, że odmówi. Nie lubiła, kiedy ktoś ją w czymś wyręczał. Zawsze wszystko wolała robić sama. Była niezależna. Przypominała typ wolnego strzelca, zarówno w pracy jak i w życiu prywatnym. Wiedział o tym i szanował to.
- Chciałaś pogadać... - zaczął siadając wygodnie na krześle.
- Tak - odparła. - Czy to prawda, że wraca 55-ty? - spytała prosto z mostu, podnosząc na niego wzrok.
- Tak - przyznał porucznik.
- To dobrze - stwierdziła tylko i schowała do torby kolejną bluzkę. Dziś wychodziła ze szpitala. Nie mogła się tego doczekać, ale jednocześnie bała się. Nie widziała Bosco odkąd pokłóciła się z nim o Danny`ego. Nie wiedziała co teraz z nimi będzie... - Szefie... - zaczęła nieśmiało. - Mam pytanie... A raczej prośbę... - zamilkła na moment czekając na jego reakcję.
- Słucham - powiedział zachęcając ją by mówiła dalej.
- Chciałabym wrócić do pracy - wyszeptała z nadzieją. - Mogę? - spytała niemal błagalnie.
- Sam chciałem ci to zaproponować, ale nie wiem... - na moment zawiesił głos. - Jak się czujesz? - spytał.
- Tak dobrze jak to tylko możliwe, biorąc pod uwagę mój stan - odpowiedziała. - Jeśli chodzi o to, czy jestem w stanie pracować to tak, jestem - dodała. - Rozmawiałam o tym z lekarzem. Stwierdził, że lepiej będzie jeśli wrócę do pracy, ale od czasu do czasu będę musiała brać urlop, by iść na leczenie... Jeśli to jest problem...
- Nie skąd! - zaprotestował szybko Swersky. - Cieszę się, że chcesz wrócić. Zaczynamy w przyszłym tygodniu.
- A co z Finney`em....?
- Cóż... Albo zostanie w wydziale, ale oczywiście już nie jako sierżant, albo wróci na ulicę z Davisem. Jeszcze z nim pogadam - powiedział. Cruz podniosła wzrok i spojrzała wprost na drzwi. Na progu stał Bosco. Dziewczyna tylko westchnęła.
- Cześć, Bosco! - przywitał się entuzjastycznie Swersky.
- Cześć, szefie - odpowiedział mężczyzna, patrząc jednak na Cruz. Dziewczyna spuściła wzrok. Swersky szybko zorientował się, że coś jest nie tak. Poczuł się niezręcznie.
- To ja się już będę zbierał - powiedział wstając z krzesła. - Trzymajcie się - dodał na odchodnym.
- Gotowa? - spytał Bosco jakby nigdy nic, wzruszając niedbale ramionami. Cruz tylko pokiwała głową. Wzięła torbę.
- Daj - powiedział tylko Bos i wziął od niej rzeczy. Wyszedł z sali. Cruz poszła za nim. Nie odzywali się do siebie przez całą drogę powrotną. Nawet w samochodzie.
- Widziałaś?! - wrzasnął Bosco wskazując głową na kierowcę czarnego volvo. - Co za osioł! - krzyknął. Głośno zatrąbił. - Jezu, kto mu dał prawo jazdy? - spytał retorycznie. - Jedź, kretynie! - krzyknął i ponownie zatrąbił. Kierowca pokazał mu środkowy palec. Bosco odwdzięczył mu się tym samym i zajechał mu drogę. Cruz lekko zadrżała. - Już ja mu pokażę... Idiota! - Bosco zbierał się do wyjścia z auta. Był wyraźnie wściekły. Miał ochotę porządnie nakopać temu gnojkowi.
- Bosco... Daj spokój - wyszeptała uspokajająco Cruz łapiąc go za rękę i tym samym powstrzymując go przed wyjściem z samochodu. Bosco tylko westchnął. Po chwili odpalił samochód i jakby nigdy nic jechał dalej. Po piętnastu minutach dojechali do domu. W kompletnej ciszy. Bosco otworzył drzwi mieszkania i przepuścił w drzwiach Cruz. Dziewczyna niepewnie weszła do środka. Od razu zauważyła rzucającą się w oczy torbę, leżącą niemal na progu mieszkania. Spojrzała na Bosco pytająco.
- Tylko na jakiś czas - stwierdził. Cruz popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Jak to? Chce się wyprowadzić? Po tym wszystkim co się stało między nimi, po tym co powiedział przed wyjazdem do szpitala, chce odejść? - Tak będzie lepiej - dodał. Cruz tylko pokiwała przecząco głową.
- Dla kogo? - spytała smutno zdławionym głosem. Wiedziała, że nie doczeka się odpowiedzi. Zadała kolejne pytanie. - Dlaczego? - nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się tak płaszczyć przed facetem. Normalnie pewnie pozwoliłaby mu odejść, ale nie teraz. Nie chciała by odchodził. Chciała by został. Bosco tylko powiedział podając jej świstek papieru:
- W razie czego dzwoń.
Siegnął po torbę i wyszedł bez słowa zostawiając Cruz samą. Dziewczyna stała jak otępiała. Nie wierzyła w to, że odszedł. Dlaczego? - pytała samą siebie. Po policzkach spływały jej łzy. Szybko je jednak wytarła. Nie, nie będzie płakać. To jego wybór. Zresztą na pewno wróci. Tak, wróci...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/12, 6:14 pm    Temat postu:

Super Very Happy Z resztą i tak wiesz, że jestem fanką number one Twoich ficków Wink))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/14, 8:01 pm    Temat postu: Część dziesiąta

Słowo wstępne: Nie jestem zbyt zadowolona z tej części tego opowiadania, ale niech już będzie.

Część dziesiąta

- Emily... - wyszeptała Yokas na widok córki stojącej w progu.
- Cześć mamo - powiedziała. - Przyjechałam po rzeczy - wyjaśniła. Yokas wpuściła ją do mieszkania. Emily nieśmiało weszła do środka. Za nią wszedł Fred.
- Cześć Faith - przywitał się podając jej rękę. Yokas niechętnie odwzajemniła uścisk dłoni. Emily minęła rodziców i skierowała się w stronę swojego pokoju.
- Pozwalasz jej na to? - Faith zwróciła się do Freda z wyrzutem. Fred ciężko westchnął.
- A co mam robić? - spytał retorycznie.
- Zabronić jej - odpowiedziała całkiem poważnie Yokas.
- Nie jest już dzieckiem - stwierdził ostro Fred.
- Dla mnie jest - odcięła się Faith. Poszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę. - Wiesz jaki to jest niebezpieczny zawód... - zaczęła wyciągając z suszarki kubek. - Każdego dnia będzie ryzykować życie... A jeśli coś jej się stanie? Kto będzie za nią odpowiedzialny?
- Emily jest sama za siebie odpowiedzialna. Wie na co się decyduje, Faith... - powiedział. - Poza tym będziesz ją mieć na oku. W końcu będzie pracować prawie razem - dodał.
- Słuchaj, mam swoją robotę. Nie mogę jej pilnować i wiecznie trzymać za rączkę.
- Więc się nie czepiaj.
- Nie czepiam się - zaprotestowała. - Tylko martwię.
- Ja też - powiedział Fred.
- Akurat - prychnęła pogardliwie. - Jakoś nie interesowałeś się nią zbytnio ostatnio...
- Nie zaczynaj! - warknął.
- Wcale nie zaczynam. Po prostu wkurza mnie to, że najpierw nic cię ona nie obchodzi, a potem zgrywasz wspaniałego tatuśka.
- To moje dziecko...
- Moje też - przerwała mu Yokas.
- To moje dziecko - zaczął ponownie. - I zawsze mi na niej zależało.
- Być może... - przyznała z rezygnacją. - Ale gdyby tak bardzo ci na niej zależało wyperswadowałbyś jej ten pomysł.
- Próbowałem.
- Widocznie niewystarczająco.
- A co miałem robić? Kazać jej iść pod most? - niemal krzyknął.
- Dajcie spokój... - Emily stała w drzwiach swojego pokoju. Ciężko westchnęła i przewróciła oczami. - Pewnie cały blok was słyszy... - dodała. - Jestem gotowa - stwierdziła pokazując wypełnioną po brzegi torbę.
- Emily... Skarbie... Przemyśl to jeszcze - zaczęła Yokas. Emily gwałtownie pokiwała głową.
- Nie, mamo! Już o tym rozmawiałyśmy. Nie zmienię swojej decyzji. Ty ją możesz albo zaakceptować, albo nie - powiedziała i wyszła. Fred podążył za córką.

***

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Witam wszystkich spowrotem w 55-tym komisariacie! - przywitał wszystkich entuzjastycznie Swersky. - Widzę wiele znajomych twarzy... - uśmiechnął się pogodnie. Jego przemowę przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Do pokoju niczym burza wtargnęła Cruz.
- Przepraszam za spóźnienie - wymamrotała speszona i usiadła na jednym z wolnych krzeseł.
- Nic nie szkodzi, pani sierżant - porucznik Swersky uśmiechnął się i dodał: - Nawet nie zdążyłem zacząć. Czekamy jeszcze na kogoś.
Drzwi od sali ponownie się otworzyły.
- Jest już nasz gość - stwierdził Swersky. - Jak już mówiłem widzę tu wiele znajomych twarzy... - zaczął ponownie. - Wrócił do nas Jimmy Doherty - dodał wesołym tonem wskazując głową na stojącego obok strażaka. - Jednak na posterunku wiele się zmieniło. Komisariat nadal jest odnawiany i dlatego nie jesteśmy w stanie sami wszystkim zarządzać...Zdecydowałem się na współpracę z 79. komisariatem - powiedział uroczyście. - Witam porucznika Daniela Pino - powiedział i odsunął się nieco na bok robiąc miejsce Danny`emu.
- Witam - zaczął. Cruz rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Podniosła się z krzesła i wyszła z pokoju.

***

- Coś nie tak, pani sierżant? A może powinienem powiedzieć, żonko? - zagadnął Pino i wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu.
- Już nie jestem twoją żoną - odpaliła Cruz.
- Pewna jesteś? - spytał prowokująco, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/15, 11:06 am    Temat postu:

Super i świetna końcówka. No i mój Jimmy wrócił Wink))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/15, 8:27 pm    Temat postu: Część jedenasta

Słowo wstępne: Napisałam cosik. Miało być więcej (jak zwykle), ale muszę jeszcze coś naskrobać i się pouczyć, więc jest jak jest. Mam nadzieję, że się spodoba.

Część jedenasta

- Poproszę z urzędem stanu cywilnego - powiedziała do słuchawki Cruz porządkując biurko. To dopiero jej pierwszy dzień w pracy w 55-tym. Na razie nie ma za wiele roboty, każdy dopiero się wdraża. Cruz zdecydowała się pozałatwiać najpierw swoje sprawy i zadomowić się na komisariacie. Manny rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Urząd stanu cywilnego? - spytał niedowierzając. - Planujecie coś? - spytał patrząc na Bosco siedzącego nieopodal i pijącego kawę. Cruz uśmiechnęła się zagadkowo. Nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. W końcu dlaczego ona i Bosco nie mogliby się pobrać? No przecież niby się kochają. Cruz na pewno byłaby szczęśliwa, gdyby to jej zaproponował, ale na razie nie układało się między nimi.
- Nie, niczego nie planujemy - uciął Bosco, a uśmiech na twarzy Cruz momentalnie zniknął. Mógł to jakoś delikatniej powiedzieć. Na przykład, "Na razie niczego nie planujemy, ale...". Ale kto wie? Może wkrótce? Albo chociaż może kiedyś? Ale, nie! On musiał od razu kategorycznie zaprzeczyć, że niczego nie ma na rzeczy i niczego nigdy nie będzie. Cruz poczuła jakieś irracjonalne ukłucie w sercu. To bolało. Naprawdę bolało. - Przynajmniej ja nic o tym nie wiem - dodał przeglądając jakieś papiery.
- Mówiąc o urzędzie stanu cywilnego... - zaczęła Grace, która przyszła odwiedzić Brendana. - Pobieramy się! - wypiszczała radośnie pokazując pierścionek na serdecznym palcu prawej ręki.
- Gratulacje! - krzyknął entuzjastycznie Ty. Nadal było mu ciężko po stracie Sullivana, ale starał się jakoś sobie radzić, żyć dalej. Dlatego zdecydował się na powrót do 55-tego.
- To cudownie - dodała Sasha cmokając w policzek Grace. Bosco przyjaźnie poklepał po plecach Finney`a.
- To wspaniale. Gratuluje - powiedziała Cruz, uśmiechając się lekko. Nie zabrzmiało to jednak zbyt entuzjastycznie. - Tak, Maritza Cruz - powiedziała do słuchawki. - Jest pani pewna? - spytała oschle. - Mogłaby pani sprawdzić jeszcze raz? - spytała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Poczekam. To bardzo ważne - dodała.
- Ślub jest za tydzień - zakomunikowała radośnie Foster.
- Tak szybko? - spytała Monroe.
- Po co czekać? - spytał retorycznie Finney i cmoknął Grace w usta. Był bardzo szczęśliwy. Kiedy Grace powiedziała mu, że jest w ciąży od razu się jej oświadczył. Już wcześniej chciał to zrobić, ale informacja o dziecku przyspieszyła jego decyzję. Nie podobało się mu to, że Grace chce nadal pracować, ale uszanował jej decyzję.
- Wieczór panieński... - zaczęła.
- I kawalerski - przerwał jej z uśmiechem policjant.
- Jest w piątek, a ślub w sobotę o 10 - powiedziała. - Mam nawet zaproszenia - wyjęła z plecaka plik białych ozdobnych kartoników. - Cruz, przyjdziesz? - spytała kładąc na biurko pani sierżant jedno z zaproszeń. Policjantka pokiwała potakująco głową i wymruczała coś do słuchawki. - Chciałabym też byś została jedną z moich druhen, co ty na to? - spytała radośnie Grace.
- Jasne. Z przyjemnością - odpowiedziała uśmiechając się. Cieszyła się szczęściem Brendana i Grace, ale jednocześnie było jej nieco smutno, że ona jakoś nie doczekała się białej sukni i swojego ślubu. I nic nie wskazywało na to, żeby się to zmieniło. - Co takiego? - niemal krzyknęła do słuchawki. Wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Cruz machnęła tylko uspokajająco ręką, na znak, żeby się nie martwili. - Na pewno? Maritza Cruz. Tak, rozumiem. Dziękuję - powiedziała i odłożyła słuchawkę telefonu. Ciężko westchnęła. Złapała się za głowę.
- Stało się coś? - spytał Manny.
- Nie - wymamrotała pod nosem Cruz. - Po prostu... Czy duhną może być tylko panna? - spytała zwracając się do Grace.
- No, chyba tak.. - odpowiedziała. - Ale skoro ty i Bosco niczego w najbliższym czasie nie planujecie to chyba nie masz się czym martwić...
Cruz uśmiechnęła się pod nosem.
- No nie wiem.
Grace spojrzała na nią pytająco.
- A nieważne! - Cruz tylko machnęła ręką. - Nic takiego! Po prostu okazało się, że jestem mężatką - powiedziała i uśmiechnęła się niewyraźnie. - Ale nic się nie martw - dodała szybko, widząc jej zdziwioną minę. - Będę druhną na twoim ślubie, choćbym najpierw miała zostać wdową! - powiedziała. - Larry! - zawołała prawnika współpracującego z 55-tym.
- Wołałaś mnie? - spytał wysoki ciemnowłosy mężczyzna w garniturze, wychylający się znad biurka.
- Tak... Słuchaj mam sprawę... - zaczęła. - Jeśli powiedzmy... Wzięło się ślub, jakieś cztery lata temu... - zaczęła.
- Mówimy o kimś konkretnym? - przerwał jej przeglądając jakieś papiery i popijając kawę.
- Właściwie to mówimy o mnie - powiedziała. Larry zakrztusił się kawą.
- Co?
- No wiesz... W życiu robi się różne głupstwa i błędy... W każdym razie, jeśli wzięłam ten ślub, ale po kilku miesiącach okazało się, że to niewypał i złożyłam pozew o rozwód to jakim sposobem nadal jestem mężatką?
- To proste. Wystarczy, że twój mąż...
- Były mąż - sprostowała Cruz.
- Były mąż - poprawił się. - Nie podpisał papierów rozwodwych.
- Podpisał.
- Jesteś pewna?
- Tak... - stwierdziła. - Tak myślę - dodała cicho pod nosem.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 12, 13, 14  Następny
Strona 2 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin