Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/02/18, 5:01 pm    Temat postu: THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz

Tytuł: THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER
Autor: Cruz
Fabuła: Z założenia miał to być mój siódmy sezon "Brygady ratunkowej", ale coś mi nie idzie, bo głównie skupiam się na Cruz i Bosco. W opowiadaniu ważna jest też Yokas, jej córka Emily i Manny. Reszta bohaterów pojawia się rzadko, przynajmniej na razie.
Kategoria: Hmmm... CHYBA Cruz i Bosco Wink Fick zdecydowanie dla fanów tej pary, a nie dla jej przeciwników.
Notka dodatkowa od autorki: Co by było gdyby... nakręcono siódmą serię "Brygady ratunkowej"? Moją odpowiedź na to pytanie znajdziecie w tym opowiadaniu Smile Pierwsza część jest bardzo krótka, taka jakby na próbę, i dotyczy Cruz i Bosco, ponieważ nieco zmieniam ostatni odcinek 6 sezonu serialu, zresztą sami zobaczycie... Smile Czekam na komentarze!

THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER
by
Cruz



Część pierwsza
Stay

- Marcel Hollis uważa, że gangi nie rządzą Nowym Jorkiem tylko z braku organizacji - mówi siedząca w samochodzie brunetka nawet nie spuszczając wzroku z bazy, którą, razem z towarzyszącym jej policjantem, obserwują z ukrycia - Gdyby ją miały zdobyłyby przewagę liczebną.
- Drań - stwierdza siedzący obok niej mężczyzna.
- Tak, ale ma rację... Jeśli zaatakujemy ten budynek zginą policjanci. Patrz - mówi wskazując głową pobliski budynek. - Są przygotowani... - kobieta na moment zawiesza głos. - Nie spodziewają się jednej osoby - kończy.
- Jednej? - pyta zdezorientowany mężczyzna uważnie przyglądając się swej towarzyszcze.
- Masz komórkę? - pyta dziewczyna nawet na niego nie patrząc.
- Mam - krótkie pytanie, krótka odpowiedź.
- Czekaj na odpowiednią chwilę i wezwij wsparcie.
- Wejdziesz tam sama? - pyta zdziwiony glina.
- Mam z nim układ. Pogadamy - wyjaśnia brunetka. Wyciąga z kieszeni pistolet i kładzie obok Bosco.
- Mam broń - mówi policjant oddając kobiecie pistolet. Ta jednak nie bierze go spowrotem tylko mówi cicho i niezbyt przekonująco:
- Zrewidują mnie.
Bosco wyjmuje swoją broń. Pyta patrząc dziewczynie prosto w oczy:
- Jak się zorientuję, że jesteś gotowa?
- Będziesz wiedział - odpowiada brunetka i już chce wyjść, kiedy Bosco chwyta ją za rękę. Przez chwilę patrzy na nią uważnie po czym mówi:
- Czekaj... Jesteś pewna?
- Nie chcę, żeby ubezpieczał mnie ktoś inny - odpowiada twardo. Pochyla się nad nim i całuje go w usta. Patrzy mu prosto w oczy. Policjant nie reaguje. Jest jak zahipnotyzowany. Dziewczyna odwraca się, chwyta za klamkę od samochodu i już chce wyjść, kiedy Bosco zatrzymuje ją:
- Czekaj... - szepcze.
- Co? - pyta kobieta jak gdyby nigdy nic. Jakby nie było tego pocałunku.
- Nie możesz teraz odejść, Cruz - mówi Bosco nie wiedząc nawet dlaczego.
- Czemu? - pyta. Wstrzymuje oddech i czeka na odpowiedź. Bosco nabiera głęboko powietrza w płuca po czym odpowiada:
- Bo nie chcę byś odeszła - mówi patrząc na nią. Nie spodziewał się, że to powie. Ale powiedział. Dziewczyna spuszcza wrok. Po chwili jednak patrzy mu prosto w oczy i pyta siląc się na luz, choć tak naprawdę jest strasznie spięta:
- A czego chcesz? - tym razem to mężczyzna ucieka wzrokiem. Uśmiecha się pod nosem. Nie lubi tych gierek. Podnosi wzrok i mówi cicho:
- Chcę byś została... - na moment zawiesza głos.

Stay
Don`t go away
Don`t leave
Please, don`t go
*

- Została...ze mną. - kończy Bosco. Sam jest zaskoczony tym co powiedział, ale nic nie mógł na to poradzić. W końcu powiedział tylko to co czuł. Jednocześnie policjant wiedział, że nie może pozwolić odejść dziewczynie, którą tak naprawdę przecież kochał i wiedział, że wyjawienie swoich uczuć to jedyny sposób na zatrzymanie Cruz. Na twarzy brunetki pojawia się promienny uśmiech. Mężczyzna odwzajemnia go tak jak odwzajemnia kolejny pocałunek dziewczyny.

I love you!
You know that`s true
Don`t walk away
Please...
Stay!
*

CDN...
by
Cruz

* Fragmenty tekstu piosenki "Stay" Rebecci Lavelle.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/04/23, 1:26 pm, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/02/18, 6:23 pm    Temat postu:

Chociaż nie przepadam za związkiem Bosco/Cruz, to i tak uważam, że fick świetny. To dlatego, że uwielbiam Twoje ficki ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/02/19, 9:45 pm    Temat postu: Dzięki

Hehe, dzięki Scully :* Ta część nie jest zbyt udana, ale pisałam ją na szybko... Może coś potem w niej jeszcze poprawię Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/02/26, 4:29 am    Temat postu: Część druga

Słowo wstępne: Troszeczkę zmieniłam część pierwszą, ale właściwie to nieznacznie, więc w sumie nie ma o czym mówić. Teraz wrzucam drugą część opowiadanka. Miała być dłuższa, ale nie mam już siły pisać, więc jest jak jest. Mam nadzieję, że się spodoba.

Część druga

MIESIĄC PÓŻNIEJ

Bosco szybko wbiegł po schodach na trzecie piętro. Kiedy znalazł się przy drzwiach mieszkania z numerem "F1", mieszkania Cruz, a teraz także i jego, zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę i już chciał wejść do środka, kiedy napotkał na pewnien opór. Drzwi były zamknięte. Zakpuał. Nic. Żadnej rekacji. Z kieszeni kurtki wyciągnął klucze. Po chwili drzwi były już otwarte. Wszedł do mieszkania.
- Cruz! - zawołał zdejmując buty. - Cruz! - rozejrzał się po mieszkaniu. Nikogo nie zauważył. Poszedł w stronę kuchni, zajrzał do salonu, potem sypialni, nikogo jednak nie było. Zdziwił się. Ostatnio Cruz niezbyt często wychodziła z domu. Nie chciała. Źle czuła się wśród ludzi. Nie mogła znieść ich pełnych współczucia spojrzeń. Wolała być teraz sama. Bosco nie rozumiał tego, ale się starał. Naprawdę się starał. W końcu sam ją namówił na leczenie. Kiedy tylko dowiedział się o chorobie Cruz, co zresztą stało się przypadkiem, bo znalazł jakieś wyniki badań i zaniepokojony nimi zadzownił do lekarza, który wszystko mu powiedział, niemal siłą zaciągnął ją do lekarza i, chociaż ona tego nie chciała, wręcz zmusił ją do leczenia. Przecież nie mógł pozwolić jej tak po prostu umrzeć, poddać się bez próby leczenia, bez próby walki z nowotworem. Nie wyobrażał sobie życia bez niej i wierzył, że uda się jej, uda się im, wygrać walkę z rakiem. Nie dopuszczał do siebie innej myśli. Cruz nie była wcale tak pozytywnie nastawiona do chemioterapii, ale wiedziała, że nie ma innej metody leczenia, przynajmniej na razie dopóki nie znajdzie się dawca szpiku, a na to się nie zanosiło, bo przecież Cruz nie miała żadnej rodziny. Co prawda Bosco poddał się badaniom, ale nie mógł być dawcą. Póki co Cruz jest na liście osób oczekujących na przeszczep szpiku, ale są na niej tysiące innych osób, a prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego dawcy wśród obcych jest znikome. Bosco ma jednak nadzieję. Nadzieję chyba większą niż sama Cruz. Bosco skierował się do kuchni i wyjął z lodówki puszkę piwa. Właśnie wziął potężny łyk złocistego płynu, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wyszedł do holu i w progu zobaczył Cruz.
- Oh, już jesteś? - spytała trochę głupio. Przecież widziała, że jest. - Byłam na zakupach - wyjaśniła.
- Daj, pomogę ci - powiedział Bosco i wziął od niej większość worków, które Cruz ledwo zdołała utrzymać. - Nie powinnaś tyle dźwigać... - Cruz tylko przewróciła oczami.
- Nie zaczynaj - powiedziała groźnym tonem i zaczęła rozpakowywać zakupy. - Nic mi nie jest. Czuję się dobrze - powiedziała to co zwykle mówiła, kiedy Bosco zaczynał gadać, że za wiele dźwiga, źle się odżywia, za mało śpi... Jednym słowem - nie dba o siebie. A przecież powinna. W końcu jest chora. Cruz rozumiała jego strach i przesadną troskę, ale chciała żyć normalnie, a przez jego zachowanie tylko cały czas myślała o chorobie.
- Wcale nie zaczynam. Po prostu... Mogłaś na mnie zaczekać. Mogliśmy razem zrobić zakupy. W końcu po co masz się przemęczać.
- Przemęczać? Chyba żartujesz. A co ja niby takiego robię? Nic. Siedzę przecież w domu - była coraz bardziej wkurzona. Bosco podszedł do niej, objął ją w pasie i delikatnie pocałował w policzek.
- Przepraszam... - wymamrotał cicho pod nosem. - Po prostu martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie - ucięła zdejmując ręce Bosco ze swojej talii.
- Byłaś u lekarza? - spytał wstawiając wodę na herbatę.
- Jeszcze nie - odpowiedziała ostrożnie. Bosco ciężko westchnął. Przecież mówił jej, by poszła do lekarza na badania. Ale nie. Ona jak zwykle go nie posłuchała. - Pójdę jutro - powiedziała niezbyt przekonująco chowając sok do lodówki. Wychwyciła wątpiące spojrzenie Bosco. - Obiecuję - zapewniła bardziej siebie niż jego. - Jak ci minął dzień? - spytała lekko starając się zmienić temat.
- Dobrze.
- Tylko tyle? Gdzie cię przydzielili? - spytała. Była ciekawa. W końcu minął już miesiąc od zamachu na komisariat i Swersky musiał coś zrobić.
- Do 79. - odpowiedział. - Będę pracował razem z Faith - dodał. Cruz lekko się wzdrygnęła. Liczyła na to, że Faith Yokas zniknie z życia Bosco, a już na pewno z jej życia, ale nic na to nie wskazywało. - To znaczy... Nie będę z nią jeździł tylko... ona będzie pracować w tym samym komisariacie. Tylko tyle. - mówił bardziej do siebie niż do Cruz. Zaraz jednak dodał: - Nic więcej, zazdrośnico - puścił do niej oczko. Cruz lekko się zaśmiała.
- Ja? Zazdrosna? No co ty! - w kuchni rozległ się dźwięk gwizdka. Woda w czajniku już się zagotowała. Bosco wyłączył gaz.
- Chcesz herbaty? - spytał, chociaż i tak wiedział, że odmówi. Nie lubiła herbaty. Wolała kawę. Ale on nie pozwalał jej pić kawy, bo była niezdrowa, a lekarz wyraźnie zaznaczył, że dobre odżywianie wspomaga leczenie, więc nie pozwalał Cruz jeść ani pić byle czego. Wiedział, że nieco ją tym wkurza, ale nic na to nie mógł poradzić. Odkąd dowiedział się, że może ją stracić stał się zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy, chociaż sam się tego po sobie nie spodziewał.
- Nie, dzięki - odpowiedziała jak zwykle. - A co u innych? Co z szefem? - spytała.
- Zdecydował się odejść na emeryturę dopóki nie odbudują posterunku.
- A co z... - Bosco wiedział o co Cruz chce spytać. Chciała wiedzieć, kto zajmie jej miejsce w wydziale. Na razie nie mogła pracować, bo była na leczeniu. Bosco nie był pewien czy powinien jej odpowiedzieć. Chwilę się zastanowił po czym krótko powiedział:
- Finney - Cruz tylko kiwnęła głową.
- To dobrze... - dodała, ale niezbyt przekonująco. - To dobry glina. Poradzi sobie.
- Pewnie tak... - przytaknął Bosco.
- Nadal będzie pracował z Davisem?
- Tak - odpowiedział. - Wiesz... - zaczął.
- No? - nalała sobie wody do szklanki. Niegazowanej. Według lekarza "bąbelki" nie są zdrowe, więc Bosco kategorycznie zabraniał jej pić czegokolwiek gazowanego.
- Pytali o ciebie - dokończył.
- Naprawdę? - była zaskoczona. Myślała, że z powodu jej choroby od razu ją skreślili co zresztą byłoby im pewnie na rękę, bo przecież nikt specjalnie za nią nie przepadał.
- Byli ciekawi czy wrócisz... No wiesz... Do pracy... I pytali jak się czujesz...
- I co im powiedziałeś? - spytała.
- Że dobrze... i że wrócisz... - naprawdę tak powiedział. I był przekonany, że tak właśnie będzie.
- To dobrze - Cruz uśmiechnęła się do niego ciepło. Kochała go. A on kochał ją. I cieszyła ją każda chwila z nim spędzona. Cieszyła się, że może z nim pogadać, wypić herbatę, pożartować, wspólnie pooglądać telewizję... Cieszyła ją każda, nawet najdrobniejsza rzecz, każda chwila spędzona wspólnie z Bosco. Była po prostu szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Na przekór chorobie.
- Wiesz... - zaczął nieśmiało Bosco. Bał się reakcji Cruz. Wiedział, że niechętnie gdziekolwiek wychodzi i obawiał się, że nie zgodzi się na jego propozycję. Ale przecież chciał tylko spędzić z nią więcej czasu. Chciał, by była szczęśliwa, by prowadziła w miarę normalne życie, by nie myślała o chorobie. - Postanwoiliśmy, że gdzieś dzisiaj wyskoczymy, wiesz... pożegnamy się, zabawimy. Chcesz iść? - Cruz znieruchomiała. Nie chciała iść. Nie zniosłaby tych spojrzeń, tych pytań... Wiedziała, że źle by się przy nich czuła. Zobaczyła jednak niemal błagalny wzrok Bosco. Wiedziała, że bardzo mu zależy na tym, by z nim poszła, by choć na chwilę oderwała się od tego wszystkiego, by zapomniała o chorobie. Chciała by Bosco był szczęśliwy, więc odpowiedziała uśmiechając się:
- Jasne. O której wychodzimy?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/02/26, 4:45 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
semir444
Sierżant



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bielsko-Biała

PostWysłany: 06/02/26, 4:41 am    Temat postu:

heheh widze ze fani TW nie śpią tylko tworzą Very Happy

Patrząc na godzine

Nowy post Wysłany: Nie 3:29, 26 Lut 2006 Temat postu: Część druga

moge stwierdzić że jest już prawie ranek Very Happy Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/02/26, 4:48 am    Temat postu: ...

Tak jakoś tylko teraz miałam czas coś wrzucić Smile
A poza tym Ty też nie śpisz tylko piszesz na forum Very Happy
Ja zamierzam jeszcze wziąść się dziś za wywiad z Kim, ale nie wiem, czy dam radę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/02/26, 6:08 pm    Temat postu:

Cruz Very Happy Nareszcie coś napisałaś, bo już myślałam, że umrę z nudów, nie czytając Twoich ficków ;D Świetnie się czyta i w ogóle, nie będę dużo pisać, bo wiesz, że mi się podoba. Naprawdę :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/02/28, 2:07 am    Temat postu: Część trzecia

Część trzecia

- Hej! - Monroe uśmiechnęła się szeroko na widok Bosco i Cruz wchodzących do miejscowego baru, który już od dobrych paru lat był miejscem spotkań policjantów z Camelotu.
- Cześć Sasha - odpowiedział Bosco i lekko cmoknął ją w policzek. - Jak się masz? - spytał delikatnie obejmując ramieniem Cruz.
- Dobrze - odpowiedziała krótko. - Chodźcie - powiedziała i pociągnęła ich za sobą w stronę stolika, przy którym już siedzieli Davis i Finney.
- Cruz, ślicznie wyglądasz - stwierdził Davis uśmiechając się. Mówił prawdę. Mimo choroby Cruz wyglądała kwitnąco i aż promieniała szczęściem.
- A ty jak zwykle ślicznie kłamiesz - Cruz również się uśmiechnęła.
- Sully jeszcze nie przyszedł? - spytał Bosco podając rękę Brendanowi na powitanie. Davis tylko pokiwał przecząco głową. Finney wychylił się trochę zza stolika i uniósł rękę w powitalnym geście.
- Jest moja dziewczyna - zakomunikował wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Spotykał się z Grace od niedawna, ale czuł, jakby znał ją niemal od zawsze. Ich związek stawał się coraz poważniejszy.
- Cześć - przywitała się ze wszystkimi. - Jak się czujesz? - zwróciła się do Cruz. Wyglądała na zatroskaną. Cruz poczuła się co najmniej dziwnie, w końcu prawie wcale nie znała Foster, ale dla świętego spokoju odpowiedziała z niemal wystudiowanym uśmiechem:
- Świetnie - zawsze tak mówiła. A co miała mówić? Nie powinna się przecież skarżyć. Nie teraz, kiedy miała niemal wszystko czego pragnęła. Wszystko poza zdrowiem i pracą. Sasha zamówiła dla każdego po piwie. Cruz już chciała się go napić, kiedy Bosco niemal wyrwał jej butelkę z ręki.
- Nie możesz pić - stwierdził krótko, ale stanowczo i sam wziął duży łyk piwa.
- Ty tak twierdzisz - powiedziała lodowatym tonem i wzięła od niego napój.
- Nie ja tylko lekarz - odpowiedział i znowu odebrał jej butelkę. Cruz tylko wywróciła oczami. - Zamówię ci sok - stwierdził i wstał na moment od stolika. Postawił przed nią szklankę soku pomarańczowego. Dziewczyna wzięła szklankę, lekko uniosła ją do góry, stuknęła nią o butelkę Bosco i cicho powiedziała: "Zdrowie", ale nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie. Bosco wiedział, że była naprawdę zła, a przecież wcale nie chciał jej zdenerwować. Po prostu o nią dbał. Tak mu się przynajmniej zdawało. Przy stoliku zapadła niezręczna cisza.
- No to co tam słychać? - spytała wesoło Monroe starając się rozładować napiętą atmosferę. Nikt nawet nie zdążył zaaragować, bo do baru weszła Yokas wraz z kapitanem Millerem.
- Cześć - przywitała się siadając do stolika akurat obok Cruz. Maritza lekko przesunęła się w stronę Bosco, by zrobić miejsce Faith i jej nowemu "chłopakowi".
- Kogo ja tu widzę... Sierżant Cruz we własnej osobie... - wymamrotał kapitan Miller podając rękę brunetce. - Miło cię znowu widzieć - dodał niezbyt szczerze.
- Pana też, kapitanie - odpowiedziała Cruz ignorując jego ironiczny ton. - To co robimy? - spytała beztrosko.
- Właściwie to mam pomysł... - zaczęła Grace z tajemniczym uśmiechem. Jej rozbawiony wzrok powędrował w stronę... karaoke!
- O nie! - szybko zaprotestowała Monroe. Cruz tylko lekko się zaśmiała i stwierdziła podnosząc się z krzesła:
- Świetny pomysł! Idziesz? - zwróciła się do Grace, która chyba jako jedyna była zadowolona z karaoke. Pozostałe dziewczyny nie chciały zaśpiewać, a na facetów nie było co liczyć.
- Jasne - odpowiedziała Foster i lekko się zaśmiała. Dziewczyny tanecznym krokiem podążyły w stronę sprzętu. Ludzie w barze zachęcali je do występu głośnymi brawami.
- Szczerze mówiąc to pierwszy raz w życiu robię coś takiego... - wyszeptała nieco speszona Grace.
- Ja też - odpowiedziała Cruz, którą nagle ogarnęła trema.
- No, ale jak się bawić to na całego, co nie? - spytała retorycznie dodając Foster otuchy. Z głośników wydobyła się cicha i spokojna melodia. Chwilę później na ekranie pojawiły się słowa piosenki:

The sun rises slowly
On another day
*

Dziewczyny zaczęły nieśmiało śpiewać.

The eastern sky grows
Cold
Winter in water colours
Shades of grey
*

Powoli się rozkręcały i szło im coraz lepiej. Kołysały się w rytm spokojnej piosenki.

Something
Something holds me
Holds me hypnotized
I stare at the window
*

Grace i Cruz zupełnie zatraciły się w piosence. Śpiewały głośno i szło im naprawdę dobrze. Wszyscy bawili się świetnie.

Stare at the window
Waiting for the day
To go
Winter in water colours
Shades of grey
*

Skończyły śpiewać. Zeszły ze sceny obsypane gromkimi brawami. Wróciły do stolika zanosząc się śmiechem.
- Byłyście świetne - ocenił Davis. Dziewczyny tylko głośniej się zaśmiały. Finney cmoknął Grace w policzek.
- Było super! - stwierdził. Bosco delikatnie pocałował Cruz w usta i wyszeptał jej wprost do ucha: "Świetnie się spisałaś...". Cruz tylko się uśmiechnęła. Faith przewróciła oczami. Miała dość patrzenia na Bosco i Cruz. Robiło się jej niedobrze od tej przesadnej czułości.
- Rzeczywiście, obie byłyście świetne - stwierdził wysoki brunet, który właśnie podszedł do stolika.
- O, Danny! - zawołał radośnie Miller i klepnął przybyłego przyjaźnie po plecach. - Cruz - zwrócił się do Maritzy, która właśnie siedziała na kolanach Bosco popijając sok. - Na pewno pamiętasz porucznika Daniela Pino? - bardziej stwierdził niż spytał.
- Witam - przywitał się. - Cruz... - wyciągnął rękę w kierunku Maritzy, ta jednak kompletnie to zignorowała i tylko zmierzyła go piorunującym wzorkiem. Speszony policjant szybko cofnął dłoń i spuścił wzrok. Po chwili niemal grobowej ciszy odezwała się Cruz:
- Więc teraz jesteś porucznikiem? - spytała z przekąsem. Pino tylko przytaknął.
- W 79. komisariacie - dodał.
- Zabawne - odezwał się dziwnie zaniepokojony Bosco. - Właśnie tam zostałem przydzielony.
- Oficer Boscorelli o ile się nie mylę - stwierdził Danny wyciągając rękę w kierunku Bosco. - Witam w drużynie.
- Dzięki... - na moment zawahał się. - Szefie - dokończył.
- A ty nadal jesteś sierżantem, czy może awansowałaś? - porucznik zwrócił się do Cruz kompletnie ignorując innych gliniarzy siedzących przy stoliku.
- Nadal jestem sierżantem - odpowiedziała. - Teoretycznie - uściśliła po chwili. - Chwilowo nie pracuję - wyjaśniła widząc jego zdziwioną minę.
- Czemu? - spytał.
- Nie twoja sprawa - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Szybko dopiła sok i mimochodem spojrzała na zegarek. - Skarbie... - zwróciła się do Bosco. - Jestem strasznie zmęczona. Chyba pojadę już do domu.
- Jechać z tobą? - spytał. Czuł, że coś jest nie tak, ale nie wiedział dokładnie co. Był jednak pewien, że nagła zmiana nastroju Cruz ma związek z Danielem Pino.
- Nie. Zostań i baw się dobrze - uśmiechnęła się i cmoknęła go w usta. - Na razie wszystkim - pożegnała się machając ręką.
- Trzymaj się! - odpowiedzieli. Cruz szybko zniknęła z baru. Zdecydowanie za szybko.
- To co...? - zaczął wyraźnie zakłopotany Danny. - Przyniosę piwo - powiedział i skierował się w stronę baru. Ukradkiem jednak skręcił w bok i wyszedł z budynku tylnym wyjściem...

***
Przed barem

Cruz szybkim krokiem szła chodnikiem w stronę domu. Była bardzo zdenerwowana. Nie mogła odpędzić od siebie myśli o Dannym. Co on tu robi? Czemu powrócił do jej życia? I czemu akurat teraz? Zna Millera. Skoro Millera to pewnie zna też Yokas. A co z Bosco? Czy to przypadek, że będzie pracował właśnie w jego komisariacie?
- Hej! Zaczekaj! - usłyszała za sobą czyjeś wołanie. To był Pino. Cruz niechętnie zatrzymała się.
- Co? - spytała groźnie.
- Czemu tak szybko wyszłaś? Wydawało mi się, że dobrze się bawisz...
- Bo tak było - odpowiedziała szybko.
- Jeśli chodzi o mnie to ja i tak zaraz muszę iść do domu... - zaczął, ale Cruz gwałtownie mu przerwała:
- Może trudno ci w to uwierzyć, ale nie wszystko kręci się wokół ciebie - powiedziała sarkastycznie i odwróciła się na pięcie. Przyspieszyła kroku i po chwili zniknęła za rogiem zostawiając kompletnie osłupiałego Daniela na środku ulicy...

CDN...
by
Cruz

* Tekst piosenki "Another Day" zespołu THE CURE.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/02/28, 4:24 pm    Temat postu:

Ekstra! Akcja karaoke rządzi Laughing Czekam na kolejną część! Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/02, 2:16 am    Temat postu: Część czwarta

Słowo wstępne: Hmmm... Daję część czwartą. Wyszła średnio, ale jest. W sumie nie jestem z niej zbyt zadowolona, ale cóż... Mam nadzieję, że Wam się spodoba. FanFick rozwinie się już niedługo, bo wkrótce do życia powróci 55. posterunek...

Część czwarta

Ciemny pokój. Na środku stoi wygodny, stary fotel, a w nim siedzi już lekko starzejący się mężczyzna. Ogląda telewizję. Spogląda na zegarek. 21:23. Już późno. Zaraz będzie musiał się zbierać. Nagle chwyta leżącą na stoliku obok broń. Po chwili czuje lufę pisoletu przyłożoną do skroni. Zamyka oczy. Przez ułamek sekundy czuje przeszywający, niemal piekielny ból. Po chwili jest już po wszystkim. Już nic nie czuje.

***

Bosco wszedł do mieszkania. Było już późno, bo grubo po drugiej. Zasiedział się "trochę" w barze. I "troszkę" wypił. Skierował się w stronę sypialni lekko się zataczając. Rzucił okiem na śpiącą na łóżku Cruz. Na głowie miała jedną z licznych chustek, które zaczęła nosić po chemioterapii. Bosco podszedł do niej i otulił kocem. Zdjął bluzę i położył się obok.
- Cruz... Śpisz? - spytał, delikatnie gładząc ją po plecach. Nie spała. Poruszyła się i spytała:
- Która godzina? - Bosco westchnął i spojrzał na stojący nieopodal budzik.
- Późna - odpowiedział i czule pocałował ją w kark. Cruz uśmiechnęła się.
- Dobrze się bawiłeś? - spytała odwracając się w jego stronę.
- Tak, ale bawił bym się lepiej, gdybyś została dłużej - stwierdził i pocałował ją. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek, najpierw jeden, a potem następny i następny...

***

Bosco wyszedł z łazienki przeciągając się leniwie.
- Hej - cmoknął w policzek siedzącą przy kuchennym stole Cruz.
- Zrobić ci kawy? - spytała wstając. Granatowa bluza Bosco co najmniej o dwa numery za duża, którą miała na sobie, lekko podniosła się do góry ukazując fragment uda dziewczyny. Bosco spojrzał na nią z pożądaniem. Cruz do razu wychwyciła to spojrzenie, ale udała, że go nie zauważyła , tylko zwyczajnie wstawiła wodę na kawę. - Chcesz tosta? - spytała. Nawet nie czekała na odpowiedź tylko zaczęła przyrządzać kanapkę. Bosco zaniepokoił się. Cruz nigdy jeszcze nie była taka usłużna, posłuszna, miła... Nie żeby mu to przeszkadzało, ale wiedział, że coś nie gra. Nie mylił się. Cruz była wyraźnie zdenerwowana, drżały jej ręce.
- Coś nie tak? - spytał z troską starając się spojrzeć jej prosto w oczy.
- Nie skąd! - szybko zaprotestowała Cruz. O wiele za szybko. Spuściła wzrok.
- Przecież widzę, że coś nie gra - powiedział. Nagle go olśniło. Lekarz! No tak! Przecież Cruz ma dziś wizytę u lekarza! I wszystko jasne... - Kiedy idziesz do lekarza? - spytał prosto z mostu. Cruz lekko zadrżała.
- Za godzinę - odpowiedziała. Bosco spojrzał na wiszący na ścianie zegar. 12:06. Tak długo spał?
- Świetnie - stwierdził starając się dodać jej otuchy. - Będzie dobrze, zobaczysz - dodał widząc jej niepewną minę. Usiadł przy stole i włączył telewizor. Cruz postawiła przed nim kubek z gorącą kawą. Usiadła obok podając mu tosta.
- Ty nie jesz? - spytał zdziwiony.
- Nie jestem głodna - odpowiedziała, jakby nieco smutnym tonem. Już chciał coś powiedzieć na temat jej lekceważącego stosunku do dobrego odżywiania, a co za tym idzie i leczenia, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
- Znasz tego Daniela Pino, co nie? - spytał uważnie przyglądając się Cruz. Dziewczyna znieruchomiała po czym wydukała bezbarwnym głosem: "Tak" i wstała z krzesła. Bosco odwrócił się w jej stronę:
- Skąd? - zadał kolejne pytanie. Był ciekaw. W końcu Pino to jego nowy szef. Poza tym dostrzegł w zachowaniu Cruz jakąś niezrozumiałą dla niego zmianę.
- Nie chcę o tym mówić - ucięła krótko i skierowała się w stronę sypialni. W pierwszej chwili Bosco chciał iść za nią i dokładnie ją o wszystko wypytać, ale zrezygnował, bo zdawał sobie sprawę, że tylko ją tym zdenerwuje, a ona i tak była mocno podenerwowana zbliżającą się wizytą u lekarza.

***

Davis szybko wbiegł po schodach. Od lat chodził tymi schodami, przemierzając je zawsze po dwa stopnie, które prowadziły do mieszkania jego największego i najwierniejszego przyjaciela, Johna Sullivana, który momentami był dla Ty`a niemal jak ojciec. Po zaledwie paru sekundach znalazł się przy drzwiach. Zapukał. Nic. Ponownie zapukał, tym razem głośniej. O wiele głośniej. Nadal nic. Zaniepokojony nacisnął klamkę. Ku jego wielkiemu zdumieniu drzwi były otwarte. Ostrożnie je uchylił i wślizgnął się do mieszknia.
- Sully! - zawołał. Rozejrzał się po kuchni. Nikogo nie zobaczył. - Sully! - ponowił wołanie. Żadnej odpowiedzi. Skierował się w stronę salonu. Otworzył drzwi i stanął w progu jak wryty. Wzrok miał nieobecny. Był w kompletnym szoku. - Sully... - wyszeptał, wolno podchodząc w stronę siedzącego w fotelu przyjaciela. Po chwili szybko wybiegł z pokoju z trudem tłumiąc szloch.

***

- O mój Boże... - Yokas była niemniej poruszona niż Davis. Z niedowierzaniem wpatrywała się w ułożone na fotelu zwłoki Sullivana, który wyglądał tak jakby tylko na chwilkę się zdrzemnął. Niestety - Sully nie spał. Nie żył. W jego głowie pozostał wyraźny i widoczny ślad po strzale z pistoletu. Faith nie była w stanie dłużej na to patrzeć. Wyszła z mieszkania. Na zewnątrz krzątało się sporo policjantów z 79. komisariatu. To był ich rewir i to do nich należała ta sprawa. Yokas rozejrzała się po ulicy. Dostrzegła wstrząśniętego Davisa, który był właśnie przesłuchiwany przez dwóch oficerów. Chciała do niego podejść, pocieszyć go, podnieść na duchu, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie najlepsza pora. Teraz powinna skupić się na robocie.
- Zgon nastąpił wczoraj wieczorem około godziny 21:30. Przyczyną śmierci był strzał z policyjnego pistoletu glock, kaliber 5,5 mm - usłyszała policjantka zbliżając się w stronę Millera. Ten od razu ją zauważył. Podszedł do niej i przytulił:
- To straszne... - wyszeptał składając delikatny pocałunek na jej czole. Yokas wtuliła się w jego ramiona i cicho załkała. Po chwili jednak uspokoiła się i spytała wstrząśnięta sama w to nie wierząc:
- Samobójstwo?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/02, 4:02 pm    Temat postu:

Ekstra! Very Happy Widzę, że Ty byłaś lepsza i uśmierciłaś Sully'ego Wink Mi to pasuje ;]
Pisz, pisz dalej, a ja będę z zaciekawieniem czytała i komentowała :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/02, 4:13 pm    Temat postu: Brak pomysłu

Hehe Smile Nie wiem czy lepsza, ale wolałam go uśmiercić, bo na niego nie miałam żadnego pomysłu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/02, 6:31 pm    Temat postu:

Taak, ja też muszę kogoś wybić, żeby było ciekawiej Wink Właśnie zastanawiam się kogo umieścić na czarnej liście... ;]

A Ty pisz dalej, bo, bo... bo tak i muszę przeczytać kolejną część!Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/03/03, 2:37 am    Temat postu: Część piąta

Słowo wstępne: Dobra, jakoś napisałam kolejną część ficka. Mam nadzieję, że się spodoba.

Część piąta

- W porządku - powiedział lekarz zdejmując gumowe rękawiczki. Cruz spuściła rękaw bluzki i uśmiechnęła się blado spoglądając na siedzącego nieopodal Bosco. - Wyniki powinny być za jakąś godzinę - powiedział doktor. Cruz podniosła się z krzesła. - Proszę się nie martwić - dodał lekarz spoglądając na Cruz. Nie wyglądała dobrze. Zresztą niczego innego się nie spodziewał. Jej białaczka była bardzo zaawansowana i wiedział, że sama chemioterapia na niewiele się może zdać. Bez przeszczepu szpiku można tylko opóźniać postęp choroby. Wiedział o tym, ale nie zamierzał już teraz z nią o tym rozmawiać. Nie chciał jej martwić. Wiedział, że nie warto. - Dziękuję doktorze - powiedziała Cruz i podała mu rękę na pożegnanie. Po chwili zniknęła za drzwiami gabinetu i wyszła na szpitalny korytarz. Bosco objął ją ramieniem.
- Chyba nie było tak źle... - zaczął.
- To się dopiero okaże - stwierdziła smutno Cruz. Bosco nie lubił, kiedy była taka smutna, nieobecna, zmartwiona...obca. Nie potrafił tego znieść.
- Mamy godzinę, więc zapraszam cię na lunch - uśmiechnął się. - Na rogu 107 jest bardzo miła przytulna knajpka. - twarz Cruz nieco się rozjaśniła. Chodź - pociągnął ją za sobą do wyjścia.

***

- Więc... - zaczął Bosco zajadając się hamburgerem. - Może w końcu powiesz mi skąd znasz mojego nowego szefa? - spytał biorąc łyk coli. Cruz tylko spuściła wzrok. Bosco wpatrywał się w nią uważnie.
- Pracowałam z nim - odpowiedziała niechętnie jednocześnie wiedząc, że i tak nie uniknie tego tematu.
- Kiedy? - zadał kolejne pytanie.
- Nie jestem pewna... - zaczęła dżrącym ze zdenerwowania głosem. Bosco od razu zauważył, że coś jest nie tak, ale nie zamierzał przestać pytać. W końcu chodziło o jego szefa. - Chyba jakieś cztery, trzy lata temu, zanim zaczęłam pracę w 55.
Bosco tylko pokiwał głową.
- Pracowałaś z nim, czyli... Był twoim partnerem, czy szefem...?
- A co to przesłuchanie?! - przerwała mu wyraźnie zdenerwowana Cruz nieco podnosząc głos. Kilka osób siedzących w knajpce spojrzało się w ich stronę. - Przepraszam - wyszeptała Cruz, nerwowo bawiąc się łańcuszkiem wiszącym na szyi.
- Tak tylko pytam - powiedział Bosco. - Jestem po prostu ciekawy... - zaczął znowu po krótkiej chwili ciszy. - Czemu się tak wkurzasz, kiedy o nim rozmawiamy i w ogóle... Skąd go znasz, czemu go tak nie lubisz...
- Wcale się nie wkurzam - zaprotestowała spokojnie Cruz, ale wystarczyło spojrzeć w jej pełne wściekłości oczy, by wiedzieć, że kłamie. - A to, że go nie lubię to już inna sprawa. Mam swoje powody - dodała pijąc sok.
- Swoje powody? Nie zamierzasz mi nic więcej powiedzieć? To jakaś wielka tajemnica, czy co? - Cruz spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała stanowczo, niemal groźnie:
- Nie zamierzam. I to wcale nie jest żadna tajemnica, po prostu nie chcę o nim rozmawiać. Zrozumiałeś?
- Jakoś nie bardzo - odpowiedział coraz bardziej wkurzony Bosco. Nie wiedział co takiego Cruz przed nim ukrywa, ale nie podobało mu się to. Kiedy zeszli się miesiąc temu obiecali sobie, że już nigdy więcej nie będą mieć przed sobą żadnych tajemnic, bo to właśnie tajemnice zniszczyły wcześniej ich związek, i że będą ze sobą absolutnie szczerzy. A teraz Cruz nie chce mu powiedzieć skąd zna porucznika Pino? To było nie fair. Wkurzył się. Nie lubił, kiedy traktowała go w taki sposób.
- Bosco! Ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, okay? - niemal krzyknęła Cruz wstając od stolika. Bosco ciężko westchnął i poszedł za nią w stronę wyjścia.

***

- Proszę usiąść - powiedział ze sztucznym uśmiechem lekarz wskazując Cruz i Bosco krzesła ustawione naprzeciwko jego biurka. Usiedli. - Mam już wyniki... - zaczął doktor przeglądając stertę papierów. Cruz delikatnie złapała Bosco za rękę. Była zdenerwowana. Szukała tak teraz potrzebnego jej wsparcia. Ale Bosco nie potrafił jej go dać. Nie teraz. Mimo tego nie cofnął dłoni tylko pozostał obojętny na ten niemal pojednawczy gest Cruz. Dziewczyna z rezygnacją spuściła wzrok i cofnęła rękę. Wiedziała, że coś się psuje. Tylko czemu? Tylko dlatego, że nie powiedziała mu o Dannym? A po co? Przecież to było tak dawno temu... - Wyniki są... - powiedział lekarz przywracając ich do rzeczywistości. Cruz spojrzała na mężczyznę w białym lekarskim kitlu. Wiedziała, że jest źle. I wcale się nie myliła. - nieco gorsze niż poprzednio - dokończył lekarz. - Ale tylko troszkę - powiedział szybko starając się dodać im obu otuchy. - Jeśli mam być szczery... Nie jest źle. Ale też nie jest dobrze. Leczenie narazie nie przyniosło rezultatów, ale nie należy spodziewać się cudu, czy natychmiastowych efektów.
- Rozumiem - powiedziała Cruz. - Co pan proponuje? - spytała bezradnie całkowicie oddając się w ręce medycyny.
- Kolejną kurację polichemioterapii. - Cruz tylko pokiwała głową. Było jej już wszystko jedno. Nie miała nadziei na wyleczenie. Chciała tylko mieć to za sobą. Jednocześnie wiedziała, że zgodzi się na wszystko co tylko zaproponuje jej lekarz. - Poza tym możemy zastosować immunoterapię, a w ostateczności leczenie intensyfikacyjne.
- Dobrze - powiedziała słabo Cruz. Mimo, że się tego spodziewała nie była gotowa na kolejną dawkę chemii. Ledwo przeżyła pierwszą kurację. Wiedziała, że zostały jej jeszcze conajmniej cztery, ale jakoś nie dopuszczała do siebie tej myśli. Leczenie ją wykańczało. Odbierało szansę na normalne życie. Ale zgodziła się na to i chciała pociągnąć to do końca. W końcu obiecała Bosco, że się nie podda... - Kiedy mam przyjechać? - spytała.
- Najlepiej jeszcze dziś - odpowiedział lekarz patrząc na nią z troską. Wiedział, że jest jej ciężko. Na razie nieźle się trzymała, ale wiedział, że to nie potrwa dugo. Po kolejnej kuracji zacznie gwałtownie chudnąć, będzie bardzo osłabiona, jej organizm wyniszczy się... Nie miał jednak wyboru. To było jedyne wyjście.
- W porządku - odpowiedziała Cruz wstając. Zdjęła kurtkę z poręczy krzesła i zarzuciła ją na siebie. - Pojadę tylko do domu i się spakuję, a potem może pan robić ze mną co chce - dodała z przekąsem. Lekarz uśmiechnął się starając się dodać jej otuchy. Bosco powoli podniósł się z krzesła. Przez całą wizytę nie odezwał się ani słowem. Nie potrafił. Nie miał już sił. To wszystko powoli go wykańczało, ale wiedział, że musi się trzymać dla Cruz, co wcale nie było takie łatwe. Szybko pożegnał się z lekarzem i wyszedł za Cruz z gabinetu.

***

Cruz wyciągnęła z szafy czerowną torbę podróżną. Poszła do sypialni i zaczęła się pakować. Nie wiedziała ile to potrwa. Pewnie ze dwa, może trzy tygodnie, tak jak poprzednio. Bosco tylko przyglądał się jej.
- Co? - spytała chowając do torby kolejną bluzkę. Bosco podszedł do niej i powiedział całkiem poważnie biorąc jej twarz w swoje dłonie:
- Wiesz, że cię kocham i możesz na mnie liczyć... Wiesz o tym, prawda? - spytał smutno. Cruz delikatnie go pocałowała. Uznała to za przeprosiny. Za co? Za wszystko. Za to co było kiedyś, trzy lata temu, za to co powiedział dziś... Po prostu za wszystko. Cieszyła się z tych słów, bo czekała na nie od dawna. Znaczyły dla niej więcej niż cokolwiek innego. Uśmiechnęła się:
- Pewnie, że wiem... - wyszeptała. - I ja też cię kocham - dodała ponownie go całując. Bosco tylko ją przytulił. Bał się. Bał się o nią. O to, że leczenie nie przyniesie efektów, że będzie jeszcze gorzej... A nie chciał tego. Chciał by było tak jak dawniej. Czy to aż tak wiele? Cruz oderwała się od niego i poszła do łazienki. Wzięła swoją szczoteczkę do zębów wycierając spadające jej po policzkach łzy brzegiem rękawa. Bosco poszedł do salonu i rzucił okiem na telefon. Czerwona lampka. Ktoś nagrał się na sekretarkę. Nacisnął przycisk przy telefonie. "Cześć. Tu Cruz i Bosco. Nie możemy teraz rozmawiać. Po sygnale zostaw wiadomość, a może oddzwonimy" - usłyszał ich wesołe głosy, tłumione śmiechy... Kiedy nagrywali powitanie na sekretarce, zaraz po jego wprowadzeniu się, byli tacy szczęśliwi, że nie mogli się od siebie oderwać. Wszystko robili razem doprowadzając tym innych, a zwłaszcza Faith, do szału. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Po sygnale usłyszał roztrzęsiony, niemal płaczliwy głos Yokas: "Bosco... Słuchaj. Wiem, że pewnie jesteś zajęty, ale jest pewna sprawa. Przyjedź jak najszybciej na posterunek. Proszę... To bardzo ważne." Bosco stał przez chwilę bez ruchu. Nadal słyszał ten smutny, niemal błagalny głos Faith. Wiedział, że stało się coś złego. Ale co?
- Cruz! - wszedł do pokoju, gdzie dziewczyna nadal pakowała swoje rzeczy. - Słuchaj, muszę wyjść - Cruz popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Jadę na komisariat. Dzwoniła Yokas. Chyba coś się stało - wyrzucił jednym tchem widząc jej zdziwioną minę. - Wrócę najpóźniej za godzinę i odwiozę cię do lekarza, okay? - Cruz tylko pokiwała głową. Bosco czule pocałował ją w usta i szybko wyszedł z mieszkania.

***

- Chcesz mi powiedzieć, że to było samobójstwo?! - Bosco niemal krzyknął. Nie wierzył własnym uszom. Yokas kompletnie zwariowała. Siedział, razem z Davisem, Swerskym, Finney`em i Monroe w jednym z gabinetów 79. komisariatu.
- Bosco. Zapoznałam się z tą sprawą bardzo dokładnie - zaczęła. - Strzał został oddany z bardzo bliskiej odległości, z służbowej broni Sully`ego...
- No i co z tego do cholery! - wrzasnął kręcąc z niedowierzaniem głową. - To o niczym nie świadczy!
- Bosco... Uspokój się - upomniał go Swersky.
- Jak mam się niby uspokoić?! Czy ty się w ogóle słysysz, Faith?!
- Ja tylko wykonuje moją pracę, Bosco. Przecież wiesz - tłumaczyła się niezręcznie.
- Jesteś detektywem, a ta sprawa powinna trafić do wydziału zabójstw, a nie do ciebie - stwierdził nieco uspokojony gliniarz.
- Owszem. Zastanawiamy się nad tym - powiedziała cicho. - Na razie czekamy na wyniki analizy odcisków palców z broni, ale jak dotąd wszystko wskazuje na samobójstwo... Przykro mi - dodała po chwili. - Mi też nie jest łatwo, przecież wiecie - rzekła rzucając wszystkim ukradkowe spojrzenia. Ty był jakby nieobecny. Grace musiała podać mu jakiś środek uspokajający. Widok martwego Sullivana był dla niego za wielkim szokiem. Monroe również była poruszona, ale starała się tego nie okazywać. Chciała pomóc Davisowi, a nie go dobijać. Finney był wstrząśnięty. Chyba jeszcze nie dotarło do niego to co się stało. A Swersky... Był zarówno zszokowany, smutny, jak i wściekły, ale chyba jako jedyny myślał racjonalnie.
- Nie wierzę, że Sully to zrobił - powiedział nadal zszokowany wiadomością Bosco. Wiedział, że inni podzielają jego zdanie. Wszyscy z wyjątkiem Yokas, która za sprawą kapitana Millera, co do tego nie miał żadnych wątpliwości, liczyła się tylko z dowodami i zimnymi faktami.
- Przykro mi - powtórzyła Faith.
- Przykro?! Cholera, Yokas! Choć raz przestań być detektywem i zacznij być przyjaciółką! - krzyknął Bosco. Nie potrafił nad sobą zapanować. Nie mógł znieść tego co mówiła Faith. Nie wierzył, że tak bardzo się zmieniła... Spojrzał na zegarek. Mimo tego, że miał jeszcze sporo czasu zaczął się zbierać. - Muszę spadać.
- Już? - spytała zaniepokojona Monroe.
- Tak... Muszę zawieźć Cruz do szpitala - wyjaśnił i ignorując pytające spojrzenia przyjaciół skierował się do drzwi. Dodał na odchodnym:
- Dajcie mi znać, kiedy będziecie wiedzieć coś nowego.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/03/03, 2:27 pm    Temat postu:

Będę się powtarzać, ale jest po prostu świetne Very HappyVery Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 1 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin