Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/22, 11:59 am    Temat postu:

Nie wiem czemu tak sądze, nie siedzę w Twojej głowie Cruz i nie wiem, co Ty tam wymyślisz Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/25, 1:53 am    Temat postu: Część czterdziesta trzecia

Słowo wstępne: Napisałam coś nowego. Mam nadzieję, że się spodoba Wink Czekam na komentarze, bo te jak nic innego motywują mnie do dalszego pisania.



Część czterdziesta trzecia

Cruz uśmiechnęła się do leżącego obok niej Manny`ego. Boże, jaka ona była szczęśliwa! No może nie aż tak szczęśliwa, bo nadal brakowało jej Bosco, ale teraz już o wiele mniej. Patrząc na Santiago cieszyła się, że to on jest przy niej i miała nadzieję, że będzie już na zawsze.
- Kiedy wróci Bosco? - spytał Manny, gładząc ją po plecach.
- Nie wróci - odpowiedziała cicho Cruz, mocniej się do niego przytulając.
Nie chciała mówić nic więcej i znowu roztrząsać tych spraw, ale Manny spytał, totalnie zaskoczony:
- Jak to nie wróci?
- Normalnie. Nie jesteśmy już razem - powiedziała, całując go mocno w usta.
Manny delikatnie ją od siebie odsunął. Zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem...
- Czego? - spytała Cruz, jakby nie wiedziała o czym mówi Santi.
- Jak to nie jesteście razem? - wydukał.
Cruz ciężko westchnęła. Nie miała ochoty mu o tym mówić. Naprawdę. Usiadła na łóżku, okrywając się kołdrą. Spojrzała na Santiago, po czym wyjaśniła:
- Zerwaliśmy.
- Kiedy? - zadał kolejne pytanie.
- Wczoraj.
- Wczoraj?! Czemu?
- Sama nie wiem czemu... Po prostu to nie było to. Nie pasowaliśmy do siebie - powiedziała, słowem jednak nie wspominając o Sarze.
- Ale przecież mówiłaś, że go kochasz... Kochałaś go. Wiem, że go kochałaś.
- Teraz kocham ciebie - odparła i znowu go pocałowała.
Manny tylko się uśmiechnął. Nie rozumiał jej. Cieszył się, że teraz może z nią być, ale przecież jeszcze niedawno była z Bosco i to było dziwne. Skreśliła go, bo wybrała Bosco, więc czemu teraz nagle zmieniła zdanie?
- Jesteś tego pewna?
- Na 100 procent - odpowiedziała i zaśmiała się cicho, oddając Manny`emu kolejny pocałunek.

***

Cruz podeszła do drzwi i otworzyła je. Na progu stał Bosco i patrzył na nią uważnie. Nie dziwiła się mu, bo miała na sobie tylko bluzę Santiago.
- Um... Bosco... Cześć - powiedziała, przerywając przedłużające się milczenie.
- Cześć - odpowiedział tylko, mierząc ją wzrokiem. - Przeszkadzam? - spytał, a Cruz tylko uciekła wzrokiem, bo nie mogła znieść jego spojrzenia pełnego bólu.
Tak, była pewna, że jej widok sprawia mu ból. A jeszcze większy ból musiał mu sprawić dobiegający z kuchni radosny głos Santiago:
- Skarbie, co chcesz na śniadanie?
Cruz poczuła się okropnie głupio, kiedy Manny stanął obok niej w samych bokserkach i podkoszulku. A Santiago musiał czuć się głupio, kiedy tak patrzył na Bosco. W ogóle cała ta sytuacja była okropnie niezręczna.
- O, Bosco, cześć - rzucił tylko Manny, darując sobie uścisk dłoni, bo to byłoby w tej sytuacji conajmniej dziwne.
Bosco jednak nie odpowiedział tylko zmierzył go morderczym wzrokiem. Czuł się strasznie. Jak ona mogła? No jak mogła? Jeszcze dwa dni temu dzieliła łóżko z nim, a teraz sypia z Santiago? Dobra, jak go nie kocha to jej sprawa, ale nie musi go przy tym tak ranić. A rani. Bardzo. Manny patrzył raz po raz to na Cruz, to na Bosco. W końcu powiedział cicho, cmokając Ritz delikatnie w policzek:
- To ja pójdę do kuchni i zrobię to śniadanie.
I już go nie było. Cruz podniosła w końcu wzrok na Bosco, ale zaraz tego pożałowała, bo ten cholerny ból i zawód jaki zobaczyła w jego oczach sprawił, że miała potworne wyrzuty sumienia. I chyba słusznie. Bo jak mogła tak szybko po zerwaniu z Bosco wrócić do Santiago? No jak? Przecież nie powinna igrać z jego uczuciami, z ich uczuciami.
- Widzę, że za mną specjalnie nie tęsknisz... - zaczął cicho, patrząc w podłogę.
- Bosco...
- Ale ja za tobą tęknię - dodał, zanim Cruz zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Boże, Bosco... Ja nie mogę... - szepnęła cicho, patrząc na niego przepraszająco. - Kocham cię, ale nie mogę...
- Dlaczego skoro mnie kochasz, co? Byliśmy razem tyle czasu, zawsze byłem przy tobie, a ty mnie tak po prostu zostawiasz?
- Przepraszam - powiedziała prawie niesłyszalnie, podnosząc na niego wzrok.
- Przepraszasz... Jasne... - mruknął pod nosem.
- Strasznie mi przykro... - dodała szczerze.
- Mi też - odparł smutno.
- Zapomniałem paru rzeczy - powiedział, podnosząc do góry torbę, którą trzymał w dłoniach, rozkładając bezradnie ręce i wzruszając obojętnie ramionami, bo wiedział, że Cruz raczej nie zmieni swojej decyzji.
Zresztą co w tym dziwnego? Zdradził ją. Chociaż ona też go zdradziła to jednak wiedział, że to nie to samo. Z jego strony była to głupota, a z jej może prawdziwe uczucie do Santiago? Go nie można było usprawiedliwić, ale ją w sumie tak. Może nie do końca, ale jednak.
- Och, jasne, wejdź - szepnęła, przepuszczając go w drzwiach.
Bosco jakoś tak niepewnie wszedł do środka. Dziwne, że jeszcze niedawno, bardzo niedawno, tutaj mieszkał, a teraz? Czuł się tu obco. Rzucił okiem na Santiago, który był w kuchni i właśnie robił herbatę. Teraz miał już na sobie ciuchy. I dobrze, bo Bosco nie chciał, by cokolwiek przypominało mu o tym, że Manny spał z Cruz. Chociaż przecież o tym wiedział. I nie potrafił zapomnieć. Wszedł do sypialni, udając, że mało obchodzi go to, co Cruz robi z Mannym. Zachowywał się jakby nigdy nic, przynajmniej się starał. Nie chciał dać po sobie poznać tego jak bardzo Cruz go tym wszystkim zraniła. Ale ona chyba i tak wiedziała. Za dobrze go znała, by nie wiedzieć. Rzucił okiem na łóżko. Boże, co tu się działo do cholery? - pomyślał, ale zaraz tego pożałował, bo kiedy myślał o Cruz i Mannym robiło mu się po prostu niedobrze. Miał ochotę zabić Santiago, zabić Cruz, wszystkich pozabijać! No może Cruz jednak nie... Ale Manny działał mu na nerwy, chociaż Santiago bardzo starał się schodzić mu z drogi i nie rzucać się w oczy. Bosco jakby nigdy nic zaczął pakować do torby resztę swoich ciuchów. Gdyby Cruz wcześniej zorientowała się, że Bos zostawił w szafie jeszcze jakieś rzeczy i że po nie wróci może tak szybko nie wróciłaby do Santiago? W końcu na Bosco też jej zależało i gdyby jakoś zdołali się dogadać.. Ale teraz nie było to już możliwe.
- Okay, to chyba wszystko - stwierdził Bosco, zapinając zamek torby.
- Gdybym znalazła coś jeszcze to ci to przyniosę - powiedziała cicho Cruz, uciekając wzrokiem na wszystkie strony, byle tylko nie patrzeć na Bosco.
- Jasne... - mruknął tylko.
Chwilę na nią patrzył. Ona na niego też. I już sam nie wiedział, co ona do niego czuje, czy w ogóle coś czuje. Zobaczył w jej oczach łzy. A może mu się zdawało? Tak, na pewno mu się zdawało.
- Słuchaj... - zaczął, podchodząc do niej bliżej. - Co do tego przeszczepu, Cruz...
- Bosco, nie chcę o tym rozmawiać - przerwała mu, ale on jednak uparcie kontynuował:
- Ale ja chcę. Musisz mnie chociaż wysłuchać. Jesteś mi to winna.
- Nic ci nie jestem winna.
- Okay... W każdym razie posłuchaj - ciągnął, zupełnie nie zważając na to, co mówi Cruz. - Chcę być zrobiła ten przeszczep, jeśli to ma cię uratować, rozumiesz? Jeśli nie zrobisz tego dla mnie, to zrób to dla Santiago, albo dla naszego dziecka, które się nie narodziło, bo ty musiałaś się leczyć, czego i tak nie robisz - powiedział, a Cruz poczuła jak wzbiera się w niej gniew.
Jak on mógł wspomnieć o dziecku? I powiedzieć, że się nie leczy? No dobra, może i się nie leczy, ale Bosco nie może wciągać w tą sprawę dziecka, nie ma prawa. Przecież to on podjął decyzję, nie ona. Ona chciała urodzić, była gotowa umrzeć, byle tylko urodzić to dziecko, to on go nie chciał.
- To ty nie chciałeś tego dziecka, Bosco. I to ty podjąłeś decyzję. Nie dałeś mi wyboru - powiedziała, oskarżycielkim tonem, powstrzymując się przed tym by nie wykrzyczeć mu tego w twarz lub by go nie uderzyć.
- Nieprawda, Cruz. Oboje wiedzieliśmy, że musisz to zrobić, więc nie zwalaj winy na mnie.
- Och, nie pierdol, Bosco! To ty to wszystko załatwiłeś...
- Bo sama tego chciałaś! - przerwał jej gwałtownie.
- Wcale nie! Nawet nie spytałeś się mnie o to, czego chcę, więc skąd możesz cokolwiek na ten temat wiedzieć!? - krzyknęła, co raz bardziej wkurzona.
Westchnęła ciężko i nabrała głęboko powietrza, starając się uspokoić.
- Idź już - powiedziała twardo, nie dając Bosco dość do słowa.
Bos tylko posłusznie wyszedł z mieszkania, zostawiając ją samą, a właściwie nie samą, lecz z Santiago. Miał gdzieś co zrobi. W końcu co go to obchodziło? On zrobił co mógł. No dobra, wcale nie miał tego gdzieś. Ale przecież nie mógł jej zmusić do leczenia. Może i wspomnienie o tej aborcji nie było dobrym posunięciem, ale nie wiedział, co ma powiedzieć, a chciał ją tylko przekonać do przeszczepu. Nie udało się. I obwiniał się za to. Na szczęście za pół godziny zaczyna robotę i nareszcie zapomni o Cruz. Przynajmniej się postara.

***

Cruz wyszła z sypialni po dobrych kilku minutach od wyjścia Bosco. Nie chciała wychodzić od razu, bo nie chciała, by Santiago zobaczył jej łzy. Wspomnienie o tej aborcji strasznie ją zabolało, przywołało tyle bolesnych wspomnień, ten straszny zabieg, ból, smutek... Wszystko, co złe. I ten oskarżycielski ton Bosco... Boże, jak on mógł?
- Wszystko gra? - spytał Manny, patrząc na nią z troską.
- Słyszałeś? - spytała, chociaż i tak znała odpowiedź, bo jak można było nie słyszeć ich kłótni?
Santiago pokiwał tylko potakująco głową i podał jej herbatę.
- Znalazłem to - powiedział, podając jej kartkę, jaką Bosco zostawił jej kiedy odszedł: "Strasznie mi przykro... Bardzo Cię przepraszam.. Zadzwoń... Kocham Cię..."
Boże! Biorąc ją do ręki, Cruz przypomniała sobie jak płakała czytając te słowa. Uwierzyła mu. Naprawdę mu uwierzyła. I wtedy była skłonna mu wybaczyć. Ale teraz już nie. Już nie...
- On cię kocha - stwiedził cicho Manny.
Może powinien usunąć się w cień? Zapomnieć o Cruz, by mogła być z Bosco? Przecież oni się naprawdę kochają. Wiedział o tym. Wiedział, że nigdy nie będzie dla Cruz równie ważny jak Bosco.
- Może powinniście pogadać... Pogodzić się... Jeśli z mojego powodu macie się rozstać i zniszczyć to wszystko co między wami było... - zaczął.
Mówienie o tym sprawiało mu ból, ale chciał tylko szczęścia Cruz, a to, wydawało mu się, znajdzie tylko przy Bosco.
- Manny, nie rozstaliśmy się z twojego powodu, jeśli o to ci chodzi - powiedziała Ritz, patrząc na niego uważnie. - Nie musisz czuć się winny i nie obwiniaj się za to - dodała, gładząc go delikatnie po policzku i patrząc mu w oczy.
- Więc czemu się rozstaliście? - spytał, a Cruz tym razem nie mogła niczego przed nim ukryć, więc powiedziała prawdę:
- Zdradził mnie, Manny. To nie była ani moja, ani twoja wina, ani nawet wina Bosco. Po prostu się stało. A to co było między mną a Bosco po prostu się skończyło. Nie mogłam dłużej z nim być - wyjaśniła cicho. - Ale teraz chcę być z tobą, jak najdłużej się da, więc zdecydowałam, że jednak zrobię ten przeszczep - dodała.
- Poważnie? To cudownie, Cruz - zawołał radośnie, podnosząc ją lekko do góry. - Na pewno wszystko się uda i wyzdrowiejesz, zobaczysz, kochanie, będzie dobrze - powiedział, całując ją mocno w usta, a Cruz naprawdę uwierzyła w to, co mówi Manny. I miała nadzieję, że tak się stanie...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/25, 12:48 pm    Temat postu:

Świetna część! I mam wielką nadzieję, że Cruz mimo wszystko będzie z Santim Wink Jeśli Cruz ma być z kimkolwiek, o tylko z nim ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/25, 10:17 pm    Temat postu:

super część Smile ja mysle ze Cruz i tak kocha Boca

Scully napisał:
Jeśli Cruz ma być z kimkolwiek, o tylko z nim ;]


no nie do konca sie zgodze ale jezeli przejdzie operacje dla Santiago i przezyje to moze z nim byc:)
ma moja zgode Very Happy

jak zawsze czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/06/27, 11:26 pm    Temat postu:

hmm... może się powtarzam przy wszystkich fickach... ale po prostu nie można powiedzieć o nich nic innego jak to, że są świetne!!!!
Świetna robota... ciekawe sceny i motywy!
Swoją drogą czytam tak te wszystkie opowiadania i jakoś nie mogę sobie wyobrazić Bosco z Faith czy z Cruz... podobnie jak Cruz z Mannym! Jakoś tak... nie pasuje mi... może dlatego nie jestem po żadnej stronie... Choć jakbym miała wybierać zdecydowanie wybrałabym parę Cruz&Bosco! Ale mniejsza z tym co ja myślę!
Opowiadanko świetne i bardzo ciekawe! Z niecierpliwością czekam na kolejne części....
Ps. Rozpisałaś się! Za jednym zamachem nie da się już tego przeczytaćSmile ale to bardzo dobrze im więcej tym lepiej Very Happy
pozdrawiam buuuźka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/28, 12:02 am    Temat postu:

extra pojawiła sie kolejna zagorzała fanka pary Bosco&Cruz Very Happy Very Happy im wiecej tym lepiej Very Happy
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/06/28, 12:51 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
extra pojawiła sie kolejna zagorzała fanka pary Bosco&Cruz Very Happy Very Happy im wiecej tym lepiej Very Happy
hehe no raczej Very Happy Pozdrawiam!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/05, 3:56 pm    Temat postu: Część czterdziesta czwarta

Słowo wstępne: Dawno nic tutaj nie pisałam, więc oto nowa część Very Happy Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba.



Część czterdziesta czwarta


Cruz i Manny weszli na komisariat razem. Nie obejmowali się, choć mieli na to wielką ochotę, jednak nie chcieli ranić Bosco. A przecież Cruz doskonale wiedziała, że go by tym zraniła. Już i tak za wiele widział. Ale z drugiej strony przynajmniej wie, jak ona cierpiała, kiedy patrzyła jak on całuje się z tą całą Sarą! Właśnie... Sarah jest na komisariacie. Pochyla się nad biurkiem, przy którym siedzi Bos prezentując mu swoją nową, bardzo wydekoltowaną bluzkę. I przy okazji wielkie cycki. Cruz krzywi się na ten widok. Jak ona może być taka bezczelna? - przebiega jej przez myśl, kiedy przez chwilę patrzy na nich. Pasują do siebie idealnie. Obojgu zależy tylko na jednym - myśli Cruz, jednak szybko łapie się na tym, że jest dla Bosco zbyt surowa. Przecież widziała jak bardzo mu zależało, słyszała jak rozpaczliwie próbował ją przeprosić... Starał się. Naprawdę. Mimo to, Cruz poczuła lekkie ukłucie zazdrości, kiedy tak patrzyła na Bosco i Sarę. Nie mogła się powstrzymać, więc przed wejściem do gabinetu szefa wyszeptała Manny`emu coś do ucha i cmoknęła go delikatnie w usta. Doskonale wiedziała, że widział to niemal cały komisariat, w tym Bosco, ale właśnie o to chodziło. Niech wiedzą, że to iż Bosco ją zdradził nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, że nie cierpi przez to, chociaż tak naprawdę to cierpiała i to bardzo. Nie dawała tego jednak po sobie poznać. Weszła do gabinetu Swersky`ego.
- Witam, pani sierżant - przywitał się z nią Swersky, podając jej rękę i rzucając w jej stronę lekki uśmiech.
Cruz była pewna, że tym uśmiechem chce ją trochę pocieszyć, bo to, że jej stan zdrowia nie jest najlepszy i że Bosco ją zdradził nie było tutaj żadną tajemnicą, ale ona nie potrzebowała niczyjego współczucia. Sama doskonale sobie radziła. No może nie sama, ale z Mannym.
- Cześć, szefie - odpowiedziała, również lekko się uśmiechając.
- Siadaj - powiedział Swersky, wskazując jej krzesło na przeciwko swojego biurka.
Sam zajął miejsce po przeciwnej stronie.
- Przejdę od razu do rzeczy - zaczęła Cruz, a Swersky uśmiechnął się na te słowa.
Cruz zawsze była bardzo konkretną osobą, nigdy nie owijała w bawełnę i właśnie to tak bardzo mu się w niej podobało, bo jej mocny i stanowczy charakter był bardzo potrzebny w zawodzie gliniarza i sprawiał, że Cruz zaliczała się do jednych z najlepszych policjantów.
- Zdecydowałam się na leczenie... - zaczęła, ale Swersky jej przerwał, bo nie mógł się powstrzymać, by nie wyrazić swego zadowolenia:
- To dobrze - powiedział, uśmiechając się do niej.
Cieszył się, że się nie poddaje i życzył jej jak najlepiej; życzył jej by wyzdrowiała i może potem wróciła do pracy.
- Tak, chyba tak... - mruknęła tylko Cruz. - W każdym razie trochę to potrwa, właściwie nie wiem ile i nie wiem, czy się w ogóle uda, więc... Chyba będę musiała odejść.
- Odejść?
- Tak będzie chyba najlepiej. Nie ma sensu trzymać dla mnie posady skoro i tak nie będę mogła pracować - powiedziała, a Swersky pokiwał z uznaniem głową.
Był pod wrażeniem jej dojrzałego podejścia do sprawy. Wiedział, że policja była niemal całym jej życiem i wiedział, że bardzo trudno będzie się jej rozstać z 55-tym komisariatem, ale wiedział też, że tak będzie najlepiej i dla niej i dla posterunku. Doceniał to. I cenił także Cruz.
- Oczywiście jeśli wyzdrowieję... Może wrócę, ale... - zaczęła, ale nie musiała dodawać nic więcej, bo ona, jak i Swersky, doskonale wiedzieli do czego zmierzała.
Mogła umrzeć. Wiedziała o tym. Każdy wiedział. Ale mimo to chciała zaryzykować. Dla Santiago. I dla siebie również, bo przecież mogło się udać. Powinna zaryzykować.
- Rozumiem - powiedział tylko Swersky.
Cruz położyła mu na biurku swoją broń i odznakę. Swersky wstał i podał jej rękę. Cruz mocno uścisnęła mu dłoń.
- Miło mi było z panią pracować - powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
- Mi z panem również - odpowiedziała tylko Cruz, energicznie potrząsając jego ręką i uśmiechając się do niego ciepło, jakby chciała mu podziękować za te trzy wspaniałe lata, jakie spędziła pod jego skrzydłami, w jego komisariacie, z jego ludźmi...
- Dziękuję - dodała i wyszła, bo wiedziała, że jeśli zostanie tutaj jeszcze trochę to chyba się popłacze.
W końcu ten komisariat był dla niej niczym drugi dom. Czuła się tutaj dobrze, niemal jak w rodzinie i teraz musiała opuścić to miejsce, opuścić Camelot. Było jej smutno, ale wierzyła, że jeszcze kiedyś tu wróci.

***

- Cruz zdecydowała się na przeszczep - powiedział Bos, patrząc z uwagą na Faith, która porządkowała jakieś papiery.
To, co powiedział nie zrobiło na niej większego wrażenia.
- Trochę późno - mruknęła tylko pod nosem.
- Zmieniłaś zdanie? - spytał Bosco, lekko przestraszony.
Wiedział, że Faith miała prawo się nie zgodzić, odmówić, zwłaszcza teraz, kiedy nie był już z Cruz, ale nie sądził, że to zrobi. Ton jej głosu był jednak tak zimny, że Bos spodziewał się najgorszego.
- Bosco, powiedziałam wcześniej, że zrobię to dla ciebie, ale skoro ty i Cruz... - zaczęła, odwracając się w jego stronę i patrząc mu prosto w oczy.
Bosco potrząsnął głową, nie chcąc, by mówiła coś jeszcze. Nie chciał tego słuchać; słyszeć jej odmowy; słyszeć jej "nie". A był pewien, że jeśli jej nie przerwie to właśnie to usłyszy. W końcu Faith niczego mu nie obiecywała. To była kwestia tylko jej dobrej woli, ale mimo tego Bosco wiedział, że jeśli Faith się wycofa to nigdy jej tego nie wybaczy. I Faith chyba też o tym wiedziała. Pytanie tylko: czy Bosco był dla niej na tyle ważny, by mogła to zrobić; by mogła oddać swój szpik kobiecie, której szczerze nienawidziła i przez którą wylądowała na wózku? Bosco nie znał odpowiedzi na to pytanie, więc zaczął, nie dając jej skończyć, tego co powiedziała:
- To nie ma znaczenia, Faith. Nadal mi na niej zależy. Nadal ją kocham... Więc jeśli chcesz to zrobić dla mnie to proszę cię... Zrób to - powiedział całkiem szczerze, podchodząc do niej bliżej.
- Nadal ją kochasz? - spytała Faith bezbarwnym głosem.
Bosco pokiwał tylko potakująco głową, nie mając pojęcia do czego zmierza Faith.
- Więc czemu ją zdradziłeś? - spytała oskarżycielskim tonem. - Fred miał chociaż tyle odwagi, by przyznać, że nic już nas nie łączy, a ty... - zaczęła, a Bosco nagle pojął.
Chodziło jej o Freda i jego zdradę. Przecież minęło od niej tyle czasu... Jak ona może nadal o tym myśleć? Bos myślał, że już się z tym pogodziła, zapomniała... Ale najwyraźniej nie.
- Jak możesz porównywać mnie do niego? - spytał.
Naprawdę nie wiedział, jak Faith tak może. Przecież to były dwie zupełnie różne sytuacje. On nie zdradzał Cruz z premedytacją. Nie chciał tego; to po prostu się stało. Nie myślał, kiedy to robił; nie myślał, kiedy okłamywał Ritzę, a okłamywał ją po to, by nie robić jej przykrości, by jej nie ranić. Poza tym ich cała sytuacja była bardzo ciężka. Cruz była chora, odtrącała go od siebie... Jednym słowem - to były dwie zupełnie różne sytacje, zupełnie inne.
- Nie jestem taki, jak Fred - powiedział Bos, patrząc jej prosto w oczy. - Nie chciałem jej skrzywdzić, a poza tym ona też mnie zdradziła. Nie widziałaś jej i Santiago. Aż mnie skręca na ich widok... Ale jeśli jest z nim szczęśliwa, to niech będzie. Chcę tylko, by była szczęśliwa i zdrowa, więc proszę cię, Faith...
- Dobrze, Bos. Dobrze - powiedziała tylko i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.

***

Cruz położyła się na szpitalnym łóżku. Musiała znowu się do tego wszystkiego przyzwyczajać, co wcale się jej nie podobało, ale co mogła zrobić? Obiecała, że będzie się leczyć do końca nie tylko Santiago, ale także Bosco. I chciała dotrzymać obietnicy. Uśmiechnęła się do Manny`ego, który siedział na skraju jej łóżka. On pogładził ją delikatnie po ręce i spytał:
- Przynieść ci coś do picia?
Cruz pokiwała potakująco głową, po czym dodała:
- Sok.
Manny uśmiechnął się zadowolony, że zrezygnowała z kawy. W końcu nie powinna jej pić. I nie piła. Przestrzegała warunków postawionych przez lekarza. I dobrze, bo to oznaczało, że jej zależy. Pocałował ją namiętnie w usta i wyszedł, uśmiechając się do niej ciepło, jakby chciał dodać jej otuchy przed zbliżającym się zabiegiem. Cruz poczuła się lepiej, kiedy na niego patrzyła, ale nadal miała mnóstwo obaw. Bała się, że się nie uda. A przecież jej zależało i chciała, by się udało. Odwróciła głowę, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi. Spojrzała w tamtą stronę i w progu zobaczyła Bosco. Westchnęła cicho, kiedy podszedł do niej.
- Wszystko gra? - spytał, siadając na krześle obok łóżka.
- Chyba tak... - odpowiedziała tylko niepewnie.
- Dobrze, że jednak się zdecydowałaś - powiedział.
- Tak... - mruknęła.
Bosco wiedział, że nie powinien tu być, bo pewnie zaraz wróci do niej Manny. Wiedział, że Santi wziął wolne, by przy niej być. On też przy niej był, więc czemu wybrała Santiago? Co on takiego ma, czego mu brakuje? No co? Miał wielką ochotę, by spytać o to Cruz, jednak powstrzymał się, bo nie chciał jej denerwować przed zabiegiem. Wiedział, że powinien odejść. Podniósł się niechętnie z krzesła i pocałował ją delikatnie w czoło:
- Powodzenia - szepnął jej do ucha.
Cruz uśmiechnęła się lekko i sama siebie zaskakując oddała mu pocałunek, który Bosco niepewnie złożył na jej ustach. Nie wiedziała czy dobrze robi całując go. Rozum podpowiadał jej, że nie powinna była tego robić, ale serce nie mogło pozostać obojętne. Pocałunek niebezpiecznie się przedłużał i przybierał na sile, kiedy Bosco jeszcze bardziej się do niej przybliżył. Cruz wiedziała, że teraz zachowuje się bardzo nie w porządku w stosunku do Manny`ego i wiedziała, że powinna się odsunąć, ale zupełnie nie miała na to ochoty. Chciała tylko utonąć w morzu pocałunków i zapomnieć o tym, że właściwie w każdej chwili może umrzeć i więcej nie zobaczyć Bosco. Mogłaby go tak całować bez końca, jednak oderwała się od niego, kiedy usłyszała znaczące chrząknięcie lekarza. Odwróciła się w jego stronę i rozejrzała się po sali. Santiago nadal nie było, co przyniosło jej ulgę, bo nie chciała, by Santi widział ją i Bosco. Wiedziała, że sprawiło by mu to ból, a tego chciała mu oszczędzić, bo kompletnie na to nie zasługiwał.
- Musimy zacząć - powiedział lekarz.
- Dobrze, ale mam pytanie... - zaczęła Cruz.
- Jakie? - zaciekawił się lekarz.
- Czy jeśli się uda... Mogłabym dowiedzieć się kto jest dawcą, żeby mu podziękować...
Lekarz wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Bosco. Bos powiedział mu o wszystkim, o Faith, o tym, że absolutnie nie życzy sobie, by Cruz się dowiedziała. Lekarz to rozumiał. Powiedział więc:
- To niestety nie jest możliwe. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Dane dawcy zawsze są utajnione - odpowiedział zgodnie z prawdą, a Cruz ciężko westchnęła.
Nie była zadowolona. Wolałaby wiedzieć. Przecież chciała tylko podziękować, w końcu oddanie szpiku obcej osobie to wielkie poświęcenie. Ale trudno. Teraz najważniejsze dla niej było to, by się udało. Chciała tylko jeszcze zobaczyć Santiago. Jak na zawołanie zobaczyła go w progu sali. Bosco wiedział, że powinien odejść, więc szybko pożegnał się z Cruz i lekarzem i wyszedł. Manny spojrzał na Cruz i uśmiechnął się do niej, mimo bólu jaki wywołał w nim widok jej i Bosco. Tak, widział ich. Stał za szybą z kubkiem soku w rękach i patrzył. Oni go nie widzieli. To chyba nawet lepiej, bo nie chciał by Cruz się denerwowała i martwiła. Wiedział przecież, że tak szybko nie zapomni o Bosco, miał wątpliwości czy w ogóle to zrobi, i nie miał jej za złe tego pocałunku. Nie miał prawa mieć. Po prostu go to dotknęło. Bardzo dotknęło... Nie dał jednak tego po sobie poznać, bo teraz chciał być dla Cruz oparciem, kiedy zacznie leczenie. A już dziś miał się odbyć przeszczep. Juz dziś... Potem będą mogli już tylko czekać na wyniki... I oboje mieli nadzieję, że będą dobre...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/05, 6:18 pm    Temat postu:

Super, jak zawsze. Świetnie napisane Wink Bosco mnie dobił mówiąc Faith, że zdradził Cruz, "bo tak samo wyszło". O raaany, ale bałwan. Trzepnęłabym go w łeb najchętniej ;P I niech nikt mi nie wmawia, że faceci nie są tacy sami, bo są. Niestety ;]
Czekam na więcej ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/05, 8:09 pm    Temat postu:

odetchnelam z ulga jak Feith powiedziala Ok. balam sie ze jednak zmienila zdanie. no Bosco jak palant sie zachowuje. sam nie wie czego chce. szkoda ze Cruz odeszla z policji ale wazne zeby wyzdrowiala Very Happy

bardzo fajna czesc jak i pozostale z reszta Smile czekam na więcej Smile chciało by sie powiedziec czekam na wyniki badan Razz Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/25, 4:52 pm    Temat postu:

Słowo wstępne: Bardzo dawno tutaj nie pisałam, prawie miesiąc. Nie miałam weny. Teraz musiałam się trochę cofnąć do tego opowiadania, poczytać i przemyśleć. I po moich przemyśleniach wyszło takie coś, co mam nadzieję, choć trochę się spodoba i oczywiście czekam na komentarze Wink




Część czterdziesta piąta



- I co? - spytała Yokas, wchodząc do szpitala, gdzie w korytarzu siedział Bosco.
Bos spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. Zdziwił się, że w ogóle przyszła. I że interesuje się Cruz.
- Jeszcze nie wiadomo - odpowiedział tylko. - Dopiero skończyli, ale na wyniki trzeba poczekać - dodał, zgodnie z prawdą.
Zabieg się już skończył, przebiegał bez żadnych komplikacji, jednak ostateczny wynik zabiegu będzie można poznać dopiero po czasie.
- Widziałeś się z nią? - spytała Faith, siadając obok niego.
Bosco pokiwał tylko przecząco głową. Nie widział jej jeszcze, bo cały czas siedzi przy niej Manny, a on nie chce im przeszkadzać. Czułby się przy nich dziwnie. I nie mógłby patrzeć na nich jak są razem i myśleć, że jeszcze dziś całował Cruz, jakby nigdy nic, jakby nie było żadnego Santiago. Ale jest i to go wkurzało. No bo jak Cruz mogła? No jak mogła? Przecież żałował, przepraszał... Co jeszcze miał zrobić? Błagać ją? Dobra, mógł ją nawet błagać, gdyby tylko coś to dało, ale szczerze w to wątpił, bo Cruz wydawała się nieugięta. Nie potrafiła mu wybaczyć i wiedział o tym. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi od sali Cruz. W progu stał Manny i jakby nigdy nic powiedział mu, że Cruz chce się z nim zobaczyć. Bosco wstał i wszedł do sali, w której leżała Ritza. Wydawała mu się być taka bezbronna, kiedy leżała w tym łóżku, taka mała, niewinna, delikatna i krucha, jakby miała się zaraz rozpaść. Bosco pomyślał, że właśnie takie jest życie - kruche i delikatne. Przekonywał się już o tym nie raz, kiedy stawał oko w oko ze śmiercią, jednak teraz odczuwał to wszystko jeszcze bardziej dotkliwie, bo teraz śmierć miała dotknąć najbliższą mu na świecie osobę. I nie potrafił się z tym pogodzić.
- Bosco, posłuchaj - zaczęła Cruz, nawet nie dopuszczając go do głosu. - Przepraszam za ten pocałunek, okay?
Bosco zastanawiał się po co przeprasza. Nie ma za co. Było miło. Chciał tego. Oboje chcieli, więc co w tym złego? Nie ma za co przepraszać. Ale mimo to przepraszała i Bosco wiedział, że tego żałuje.
- To nie powinno tak być... - mruknęła pod nosem.
Właściwie to miała na myśli nie tylko ten pocałunek, ale wszystko - cały związek z Bosco, całe swoje życie, chorobę, Santiago... Jak ona mogła sobie z tym radzić? Przecież nie była robotem tylko zwykłym człowiekiem i nie była w stanie tego wszystkiego unieść na swoich barkach. Nie potrafiła patrzeć każdego dnia na smutnego i pokrzywdzonego Bosco albo na smutnego i pokrzywdzonego Santiago ze świadomością, że to ona doprowadziła ich do takiego stanu. Nie potrafiła i nie chciała. I dlatego wybrała tylko jednego. Nie mogła inaczej. Powiedziała więc, nie dając dojść Bosco do słowa:
- Wiem, że jest ci przykro, ale ja nie mogę zapomnieć i udawać, że wszystko gra. Bo nie gra. Nic nie jest w porządku.
- Cruz... - Bosco chciał coś powiedzieć, jednak Cruz znowu weszła mu w słowo.
- Nie mogę ci zaufać po tym co zrobiłeś. Wiem, że mnie kochasz i ja też cię kocham, ale po prostu nie możemy być razem. Nie możemy. Ja nie mogę, więc...
Z każdym słowem było jej coraz ciężej mówić, ale musiała to z siebie wyrzucić. Musiała zamknąć za sobą ten rozdział swojego życia, bo teraz otwierała nowy, oczywiście jeśli przeszczep się przyjmie, ale tego nie wiedzieli. Narazie nie wiedzieli. Ale musiała to wszystko wyjaśnić i skończyć. A Bosco wiedział, że tak musi być, po prostu musi, więc nie protestował tylko zwyczajnie kiwnął głową, na znak, że rozumie.
- Okay, wiem i rozumiem - powiedział, patrząc na nią z bólem.
Tak, z bólem. Każde jej słowo sprawiało mu ból, ale wiedział, że Cruz ma rację i tak będzie najlepiej, przynajmniej dla niej, a przecież na niczym mu tak nie zależało jak na jej szczęściu. Pocałował ją delikatnie w czoło i szepnął jej jeszcze do ucha krótkie: "Trzymaj się" po czym wyszedł z sali, zostawiając ją samą, bo wiedział, że w tym momencie właśnie tego Cruz teraz potrzebuje - chwili samotności.

***

Grace weszła do mieszkania po kilkudniowym pobycie w szpitalu i od razu rzuciła się jej w oczy kolorowa ulotka, leżąca na stole. Foster spojrzała pytająco na męża, który wszedł do mieszkania za nią, niosąc jej torby. Podeszła bliżej stołu i wzięła kartkę do ręki. "GRUPA AA" - przeczytała w myślach i rzuciła okiem na ulotkę, reklamującą grupę Anonimowych Alkoholików. Zaśmiała się cicho, czytając ją pod nosem:
- Anonimowi Alkoholicy to dobrowolne, samopomocowe grupy osób uzależnionych od alkoholu, tworzone w celu leczenia alkoholizmu. Anonimowi Alkoholicy "dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją" - urwała na moment, by jasno wyrazić swoje negatywne nastawienie do tej sprawy i w ogóle do wszystkiego, co z tym związane. Przecież tego nie potrzebowała, a to wszystko wydawało się jej wprost śmieszne!
- Aby rozwiązać swój problem alkoholowy i innym pomóc uwolnić się od nałogu - kontynuowała po chwili ciszy. - Podstawą filozofii AA jest Dwanaście Kroków AA - prychnęła z pogardą i odłożyła ulotkę na stół, nie czytając dalej.
Poszła do sypialni, głośno trzaskając drzwiami. Była wściekła na męża. Jak on mógł to zrobić, co? Przecież ona nie jest alkoholiczką! Usiadła na łóżku, starając się poskładać myśli. Dobra, może ostatnio za wiele piła, ale to przecież nie jest alkoholizm! Po prostu czuła się samotna, bo Brendana nigdy przy niej nie było, a poza tym nie pracowała i całymi dniami siedziała sama w domu, więc co niby miała robić? Piła, ale niewiele. Tylko parę drinków, kieliszków wina czy szampana... Od czasu do czasu trochę piwa. Przecież to jeszcze nie jest alkoholizm! - myślała, kiedy poczuła jak obok niej siada Finney. Objął ją ramieniem i powiedział, najdelikatniej jak tylko potrafił:
- Gracie, skarbie. Ta grupa gwarantuje pełną anonimowść, nikt nie musi wiedzieć...- zaczął, ale ona gwałtownie mu przerwała.
- Nie jestem alkoholiczką i nie potrzebuję tego, jasne?!
Wyrwała się z jego lekkiego uścisku i wstała z łóżka. Przeszła się nerwowo po pokoju. Miała wielką ochotę się czegoś napić, ale nie zrobiła tego, bo nie chciała dać Brendanowi tej jego chorej satysfakcji. O nie! Ona nie jest alkoholiczką!
- Obiecałaś, że coś z tym zrobisz - przypominał jej, podchodząc do niej i przytulając ją do siebie delikatnie. - Proszę, tylko spróbuj... Jeśli ci się nie spodoba nie będziesz musiała tego robić, zgoda?
- Zgoda - przytaknęła w końcu po długiej chwili ciszy zrezygnowana Grace i cmoknęła go lekko w usta.

***

Faith podeszła do siedzącego w szpitalnym korytarzu Bosco. Wyglądał strasznie. Faith była pewna, że nie spał od paru dni, które minęły od przeszczepu Cruz. Nadal nie było wiadomo, czy przeszczep się przyjął. Stan Cruz nie polepszał się, ale też się nie pogarszał, co można było uznać za dobry omen. Tylko, że Bosco nie potrafił się z tego cieszyć. Yokas sama nie wiedziała, czego Bos od niej, a raczej od jej szpiku, oczekiwał. Natychmiastowej poprawy zdrowia Cruz? To nie było możliwe i Bosco powinien o tym wiedzieć, ale chyba nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Przez ostatnie miesiące Bosco wyraźnie się zmienił i to naprawdę pozytywnie, nie licząc tej całej jego wpadki z Sarą. Bos był jednak tylko człowiekiem i jak każdy popełniał błędy... Faith usiadła obok niego i oparła głowę na jego ramieniu.
- Ale jestem zmęczona... - zaczęła, ziewając głośno.
Bosco uśmiechnął się lekko i objął ją ramieniem, ale Faith wiedziała, że zrobił to niemal machinalnie i że nie znaczyło to dla niego wiele. Przynajmniej nie w tej chwili, bo teraz wszystko było dla niego niczym i zależało mu tylko na tym, by Cruz wyzdrowiała. Faith doskonale go rozumiała, ale martwiła się o niego, bo ostatnio nie wyglądał najlepiej.
- Nigdy nie myślałam, że detektywi mają tyle roboty - poskarżyła się cicho Yokas, wtulając się w niego mocniej, chcąc poczuć, że mimo wszystko obok niej jest dawny Bosco - silny i odważny, a nie taki bezbronny i bezradny, jak teraz.
- Może skoczymy na kawę, co Bos? - spytała lekko ożywiona na samą myśl o dużej dawce kofeiny.
Chciała gdzieś wyciągnąć przyjaciela, sprawić, by choć na chwilę zapomniał o leżącej w szpitalu Cruz, ale jednocześnie wiedziała, że to mało prwadopodobne. Wiedziała, że Cruz jest dla Bosco kimś bardzo ważnym i że nigdy o niej nie zapomni.
- No dalej Bos, przecież nie możesz cały czas tu siedzieć - powiedziała zachęcająco, ciągnąc go za rękę, by wstał z krzesła.
Bosco zwlókł się z krzesła, ale z wielkim trudem, wiedział jednak, że nie wygra z Faith. Poszedł więc z nią na tę kawę, ale i tak bez przerwy myślał o Cruz i o tym, że pod jego nieobecność coś w jej stanie może się zmienić i nie trafiał do niego nawet argument Faith, że na pewno do niego zadzwonią jak tylko coś się będzie dziać. On jednak nadal był niespokojny i zamyślony. A z tego zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Bosco zaczął gorączkowo szukać komórki w kieszeniach, z nadzieją, a jednocześnie z przerażeniem i rosnącym strachem, że to może być wiadomość ze szpitala. Na jego twarzy pojawiło się rozczarownie i zrezygnowanie, kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię Sary. Westchnął ciężko i odebrał telefon, chociaż wcale nie miał ochoty z nią rozmawiać.
- Co? - rzucił do słuchawki, patrząc przepraszająco na Faith, która piła kawę i jadła ciastko.
- Musimy się spotkać, Bosco - powiedziała Sarah i nie dopuszczając go do głosu, by nie mógł się sprzeciwić dodała i rozłączyła się: - Za godzinę w Pizza Hut na rogu Arthura.
Bosco zerknął na zegarek. Jeśli ma być tam za godzinę to musi się zbierać, bo w Nowym Jorku są takie korki, że i tak może nie zdążyć. Dopił kawę, przeprosił Faith, cmoknął ją na pożegnanie w policzek, zapłacił rachunek i wyszedł z kawiarni.

***

Grace niepewnie weszła do siedziby AA. Brendan ją tu przywiózł, by wzięła udział w choć jednym spotkaniu grupy. Foster nie miała na to najmniejszej ochoty, ale w końcu mu obiecała, więc nie było sensu się spierać i dłużej odwlekać tego spotkania. Pojechała więc, a teraz stała na środku sali, wpatrzona w ludzi, do których zupełnie nie pasowała. Widziała przed sobą wychudłe, zaniedbane kobiety, które paliły papierosa za papierosem i nic nie robiły sobie ze swojego odpychającego wręcz wyglądu. Mężczyźni siedzący przed nią również nie byli w najlepszym stanie. A Grace? Nie czuła się tu dobrze. Przecież ona nie była taka jak ci ludzie. Nie pasowała do nich i nie miała takich problemów! Miała zupełnie inne życie - była przykładną żoną, przyszłą matką, dobrą sanitariuszką... Nie potrzebowała pomocy takich ludzi! Już chciała stamtąd wyjść, kiedy opiekun grupy zauważył ją i chyba zdał sobie sprawę, że jest wśród nich nowa, bo poprosił ją na środek, by opowiedziała o swoim problemie. Grace stała przed zupełnie obcymi ludźmi, których na ulicy zwykle omijała szerokim łukiem i kompletnie nie wiedziała co, i czy w ogóle, ma mówić. Przełknęła nerwowo ślinę i zaczęła drążcym ze zdenerwowania głosem:
- Nazywam się Grace i mam problem z alkoholem - powiedziała i chyba po raz pierwszy przyznała się przed sobą w głębi duszy, że ma rację.
Tak, miała problem alkoholowy - była alkoholiczką. Piła, chociaż nie chciała, a raczej chciała, tylko, że nie znała umiaru i nie wiedziała kiedy przestać. I to był jej problem.
- Czy uważasz, że kogoś krzywdzisz swoim zachowaniem? - spytał, siedzący z boku mężczyzna, który najprawdopodobniej był opiekunem grupy.
Grace zastanowiła się przez chwilę. Przed oczami zobaczyła Finney`a - udręczonego i przerażonego do granic możliwości o zdrowie jej i ich nienarodzonego jeszcze dziecka. Wiedziała, że to jego najbardziej krzywdzi, chociaż tego nie chciała, bo w końcu go kochała. Bardzo kochała i pragnęła, by było dobrze. Ale nie jest i to chyba przez nią.
- Tak - przytaknęła więc Grace, po dość długim namyśle.
- Kogo? - padło następne pytanie
- Mojego męża. Niedawno wzięliśmy ślub i mieliśmy być szczęśliwi, ale ja wszystko popsułam... - powiedziała, ale nie skończyła na tym, bo zaraz dodała: - Krzywdzę też dziecko, bo jestem w ciąży. I krzywdzę siebie, bo nie pozwalam sobie na bycie szczęśliwą...
Parę osób na sali pokiwało głowami, zgadzając się z jej słowami, a opiekun był wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi. Grace wiedziała, że zrobiła pierwszy ważny krok w stronę wyleczenia siebie i swojej rodziny, a w jej życiu pojawiła się nagle iskierka nadziei, że może jednak będzie jeszcze dobrze...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/25, 7:12 pm    Temat postu:

Cruz super część Very Happy mam nadzieje ze przeszczep sie przyjmie i bedzie dobrze z Cruz. szkoda tylko ze jednak wybrala Santiago ale coz jak znam zycie do Bosco sie dowie ze Sarah jest w ciazy co lol
podoba mi sie ze Feith jest przy nim mimo ich chodzi o Cruz
i fajnie ze Grace wreszcie sie przyznala ze ma problem

swietna czesc i czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/25, 8:41 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
jak znam zycie do Bosco sie dowie ze Sarah jest w ciazy co lol

Zgadłaś, ale chyba nie trudno się było domyślić, co? Laughing Nic nie poradzę na to, że tak jakoś lubię "dorabiać" wszystkim naokoło brzuchy, hehe Wink
Cieszę się, że się podoba, bo miałam pewne obawy (w końcu dawno nie pisałam) Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/25, 9:08 pm    Temat postu:

jak moze sie nie podobac Cruz zawsze piszesz świetnie

a co do Bosco to czego innego sie po nim spodziewac?? ja tez juz knuje Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/25, 9:19 pm    Temat postu:

Tak, część świetna. Podobało mi się, jak Faith rozmawiała z Bosco w szpitalu Very Happy
I dobrze, że Grace poszłą na zgrupowanie AA, powinna się leczyć. Ciężko jest poradzić sobie samej z taką sytuacją, ale ona na szczęście ma Brendana, który ją wspiera. Kochany Wink

Jeszcze raz podsumuje i napiszę, że ta część jest naprawdę dobra. I długa, za co wielki plus. Czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14  Następny
Strona 12 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin