Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/26, 4:43 pm    Temat postu:

Słowo wstępne: Napisałam nową część, bo mam nagły przypły weny. Koniec jakoś tak sam mi się napisał, niespodziewanie dla mnie samej, ale mam nadzieję, że się mimo wszystko spodoba Wink




Część czterdziesta szósta



Bosco wszedł niepewnie do pizzeri, w której umówił się z Sarą. Nie miał najmniejszej ochoty się z nią widzieć i to chyba dało się wyczuć ze sposobu jego zachowania. Szedł w jej stronę z rękami w kieszeniach, bez cienia jakiegokolwiek zainteresowania nią, a raczej nimi. Bo przecież byli razem. Nieoficjalnie, nieregularnie, ale byli. Sypiał z nią, więc chyba miał wobec niej jakieś zobowiąznia, nie? Tylko, że on wcale nie chciał mieć wobec niej żadnych zobowiązań, nie chciał mieć z nią nic wspólnego i chciał zapomnieć, że w ogóle znał jakąś Sarę James, bo przecież gdyby nie ona nadal byłby z Cruz. To znaczy może by z nią był, chociaż nie mógł być tego pewien, bo ona przecież miała jeszcze Santiago, a on poza nią nie miał nikogo. I teraz żałował, że w ogóle dał się wciągnąć w ten cały "związek" z James. Opadł ciężko na krzesło.
- Czego chcesz? - spytał, patrząc na nią uważnie, jak nerwowo miesza herbatę.
- Nie przywitasz się ze mną? - spytała, odkładając łyżeczkę na bok.
Bosco jednak totalnie ją zignorował. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a już na pewno nie zamierzał się z nią migdalić w pizzeri, do której przychodzą wszyscy jego znajomi. W ogóle nie chciał się z nią widzieć. I zamierzał jej to powiedzieć.
- Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego, rozumiesz? Nie pasujemy do siebie. Kompletnie. I nie chcę z tobą być. Znajdź sobie innego frajera, któremu będziesz mogła zniszczyć życie, tak jak mi je zniszczyłaś - powiedział i wstał, chcąc odejść.
Następne słowa Sary wbiły go jednak w ziemię i zatrzymały w miejscu.
- Nie możesz odejść, Bosco. Jestem w ciąży - powiedziała śmiertelnie poważnie, zmuszając go do odwrócenia się w jej stronę.
Bosco popatrzył na nią z niedowierzaniem, lekkim strachem i przerażeniem. Cofnął się z powrotem do stolika i znowu usiadł na krześle. Zmierzył ją wzrokiem.
- Jak to jesteś w ciąży? Kpisz sobie? Przecież brałaś pigułki... - zaczął oskarżycielskim tonem.
No bo jak to? Sarah jest w ciąży? Przecież tak uważali, nawet nie kochali się tak często, więc jak to możliwe, co? A może ona odstawiła te tabletki i zrobiła to specjalnie? Może chciała być z nim tak bardzo, że zwyczajnie złapała go na dziecko? O nie, on się nie da tak wrobić!
- Nie zawsze działają - odpowiedziała tylko spokojnie, na jego oskarżenia.
Ale Bosco już wiedział. Ona naprawdę zrobiła to specjalnie!
- Odstawiłaś te tabletki... - zaczął, a ona wcale nie zaprzeczyła.
- To nieważne, Bosco - przerwała mu. - Jestem z tobą w ciąży i nie możesz mnie zostawić - powiedziała lodowatym tonem, a Bosco wiedział, że Sarah ma rację.
No bo co by ludzie powiedzieli? Że co? Zrobił jej dziecko i zwiał? Teoretycznie nie powinno to nikogo obchodzić, ale szef na pewno nie byłby zadowolony z jego zachowania. I Jimmy by go zabił. I Faith pewnie też dorzuciłaby swoje trzy grosze. Czyli był w sytuacji bez wyjścia - musiał z nią być. Czy tego chciał, czy nie. Przynajmniej do czasu urodzenia dziecka.
- Dobra, ale chcę byś zrobiła badania DNA - powiedział, bo w sumie to skąd miał wiedzieć, czy dziecko jest jego?
- Za kogo ty mnie masz? Nie jestem jakąś tam dziwką, która daje każdemu! - wykrzyczała mu prosto w twarz. - Nie wierzysz mi, co?! - spytała. - Chcesz wyniki badań? Proszę - powiedziała i rzuciła mu na stolik jakieś papiery.
Bosco nawet nie rzucił na nie okiem, bo i po co? Wiedział, że mówiła poważnie i że jest w ciąży.
- Jak mam ci wierzyć skoro mnie okłamałaś, co? - spytał przez zaciśnięte zęby. - Mówiłaś, że bierzesz pigułki...
- Bo brałam - powiedziała tylko, pijąc herbatę. - Tylko, że ostatnio zapomniałam... - dodała.
- Zapomniałaś? - spytał retorycznie, chociaż i tak znał prawdę.
Wrobiła go. No normalnie go wrobiła! Stary chwyt na ciążę. Boże, jak on mógł być taki głupi i dać się na to złapać? No jak?

***

Grace usiadła obok męża na kanapie. Czuła się zdecydowanie lepiej, kiedy tylko wyrzuciła z siebie to wszystko, na spotkaniu AA. Nie sądziła, że to jej może pomóc, ale pomogło i czuła się lepiej. Wiedziała jednak, że to nie koniec, a dopiero początek trudnej drogi, przez którą będzie musiała przejść, jeśli chce się wyleczyć. Brendan objął ją ramieniem i uśmiechnął się, pierwszy raz od wielu dni, bo cieszył się, że Grace zgodziła się na terapię.
- Wiesz co, kochanie? - zaczął, gładząc ją z czułością po brzuchu.
- Co? - spytała Foster, sięgając po stojącą na stoliku kawę.
Brendan wziął jednak od niej kubek, zanim Grace zdążyła się napić kawy, która w jej stanie mogła być bardzo szkodliwa. Foster tylko przekręciła oczami, jednak poszła do kuchni po wodę.
- Pomyślałem... - zaczął Finney. - Może chciałabyś poprowadzić kurs dla sanitariuszy? To co prawda nie jest praca taka jak na ulicy, ale zawsze coś... Akurat kogoś potrzebują... - powiedział zachęcająco, bo ostatnio zdał sobie sprawę z tego, że Grace bardzo tęskni za pracą i może to było powodem jej problemów?
Dlatego chciał, by choć w małym stopniu wróciła do pracy sanitariusza, bo przecież kochała to zajęcie. I było ono dla niej całym jej życiem. Finney to rozumiał i chciał dla niej jak najlepiej, dlatego zaproponował jej prowadzenie tego kursu.
- Och, mówisz poważnie, kotku? - spytała rozradowana, rzucając się na niego i obsypując go gradem pocałunków. - Naprawdę mogę?
- Pewnie, że tak - odpowiedział tylko, łapiąc oddech między kolejnymi pocałunkami pełnymi wdzięczności oraz bezgranicznej i bezinteresownej miłości, jaką się nawzajem darzyli.

***

Bosco stanął niepewnie przed drzwiami Yokas. Potrzebował jej i to bardzo. Zapukał. Nie czekał długo, bo Faith niemal natychmiast mu otworzyła. I kiedy tylko go zobaczyła wiedziała, że stało się coś złego, bo Bosco wyglądał jeszcze gorzej niż dziś rano i czuć było od niego woń alkoholu. Nie był pijany, tylko lekko wcięty. Ale to wystarczyło, by Faith wiedziała, że coś nie gra, bo Bosco praktycznie wcale nie pił alkoholu.
- Co się dzieje? - spytała, wpuszczając go do środka.
- Sarah jest w ciąży - wydusił z siebie, zdławionym i lekko przerażonym głosem. - Ze mną - dodał.
Faith przytuliła go do siebie mocno, bo nie miała pojęcia co innego miałaby zrobić. Wiedziała, że Bos nie chciał tego dziecka, nie chciał mieć nic wspólnego z James i chciał o niej zapomnieć, ale wiedziała też, że nie będzie mógł jej zignorować, bo przecież będą mieli dziecko, a Bosco nie jest takim chamem, by ją zostawić w ciąży. I potrzebował wsparcia. I tylko ona mogła mu go dać... Przytuliła go do siebie mocniej i pocałowała go delikatnie w czoło, chcąc go uspokoić i zapewnić, że będzie dobrze. Cmoknęła go delikatnie w policzek i chciała się od niego odsunąć, by zrobić kawę, cokolwiek, jednak on jej na to nie pozwolił tylko oparł głowę na jej piersi, jak małe dziecko.
- Bosco... - szepnęła, kiedy poczuła jego usta na swoim uchu.
Wiedziała, że nie powinni tak się do siebie zbliżać, ale oboje nie potrafili się sobie oprzeć, chociaż chyba powinni. Bosco przyłożył jej palec do ust.
- Ciii... Naprawdę cię potrzebuję, Faith- szepnął, zmuszając ją do tego, by była cicho.
Ona chciała jeszcze coś powiedzieć, jakoś zaprotestować, jednak Bosco zamknął jej usta bardzo długim i czułym pocałunkiem. Ich pierwszym i na pewno nie ostatnim pocałunkiem...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/26, 5:24 pm    Temat postu:

och ale zdzirka z tej Sarah jak ona mogła??
kiedy Cruz jest z Mannym para Bosco&Feith bardzo mi sie podoba Very Happy bo jak Bosco nie moze byc z Cruz to tylko z Feith Wink

zakańczenie super Very Happy czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/26, 10:38 pm    Temat postu:

Pisałam już, że uwielbiam tego ficka? A teraz to już zupełnie, po końcowej akcji lol
Świetnie to wymyśliłaś, ciąża i ta suka Sarah, warabijąca Bosco w dziecko.
A końcówka mnie rozbroiła Very Happy Jak dla mnie bomba

BTW. widzę, że wszyscy piszą, tylko ja jak zwykle zawieszam się w swoim ficku Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/26, 11:36 pm    Temat postu:

tak Scu ten fick jest super Very Happy i jak dla mnie to Cruz nie powinnas go konczyć Smile stworz niekonczaca sie opowiesc lol

Scu Ty tez sie wez za pisanie lol bo ja zaczelam czytac i Twoj ff przeczytalam juz ponad polowe Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/27, 4:04 pm    Temat postu: Część czterdziesta siódma

Słowo wstępne: Napisałam nową część. Nawet wyszła taka dłuższa. Czekam na komentarze Mr. Green I mam nadzieję, że się spodoba
Kinia - niekończącej się opowieści z tego raczej nie zrobię. Już prawie kończę tego ficka. Muszę tylko do tego przysiąść Wink


Część czterdziesta siódma



Faith sięgnęła po swoje ciuchy i zaczęła się ubierać, starając się nie obudzić leżącego obok niej Bosco. Nadal nie mogła uwierzyć, że to zrobiła - kochała się z Bosco, ze swoim partnerem i najlepszym przyjacielem. I było jej z nim naprawdę dobrze, a przecież nie powinno. Nie powinno! W ogóle nie powinno do tego dojść, bo co teraz? Faith nie chciała, by to co się stało zmieniło ich relacje, zniszczyło ich przyjaźń. Wstała z łóżka i spojrzała na Bosco. Spał jak niemowlę. Wyglądał wprost rozczulająco, a zresztą Bos zawsze ją rozczulał. Był taki niedojrzały, niepoważny, jak małe dorosłe, ale jakże słodkie dziecko. No właśnie - był. Już nie jest. Wydoroślał, zmienił się. Faith wiedziała, że te zmiany zaszły w nim z powodu choroby Cruz, z którą zwyczajnie nie mógł się pogodzić. Ale musiał. I radził sobie z tą sytuacją naprawdę dobrze. Yokas spojrzała na budzik, stojący na nocnym stoliku. Była szósta. Wiedziała, że Bos nie lubi wstawać tak wcześnie, ale tym razem naprawdę musiał. Pochyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha delikatnie:
- Bos, pora wstawać.
Cmoknęła go delikatnie w policzek, a on przekręcił się na drugi bok i mruknął pod nosem:
- Jeszcze pięć minut...
Yhy, akurat. Już Faith wiedziała jakie to będzie pięć minut. Z pięciu zrobi się dziesięć, a z dziesięciu piętnaście i tak dalej... Ale dobra. Niech mu będzie. Po tej nocy powinien trochę odpocząć, bo było naprawdę gorąco.
- Dobra, zrobię kawy - powiedziała Faith, chcąc wstać i iść do kuchni, ale Bosco chwycił ją delikatnie za nadgarstki i przyciągnął z powrotem do siebie.
- Pięć minut z tobą - dodał, całując ją czule w usta.
Faith oderwała się od niego, mimo tego, że już zdążyła pokochać jego pocałunki tak bardzo, że najchętniej nie odsuwałaby się od niego nawet na sekudnę. Ale wiedziała, że musi.
- Nie mogę, Bos. John niedługo wraca z pracy - wyjaśniła, za późno zdając sobie sprawę z tego, że wspominanie o Johnie to nie najlepszy pomysł.
- Miller... - jęknął niezadowolony Bosco.
Kompletnie o nim zapomniał. Faith była z Millerem, nie z nim, więc o czym on w ogóle myślał? A poza tym Faith to jego przyjaciółka, nic więcej, więc jak w ogóle mogło do tego dojść? Inna sprawa to to, że było mu z nią naprawdę dobrze... Faith cmoknęła go lekko w usta i wstała, idąc do kuchni. Po drodze zaczęła zbierać ciuchy Bosco porozrzucane po całym mieszkaniu. Rzuciła mu je na łóżko, starając się nie myśleć więcej o nim w ten sposób, bo wiedziała, że to nie jest w porządku. Była z Millerem, planowali ślub. Powinna być z nim, ale jednocześnie wiedziała, że John nigdy nie da jej tego, co mógłby dać jej Bosco. Tylko, że nie da, bo Bos musi być z Sarą, czy tego chce czy nie. A ostatnia noc? Po prostu się stało. Fakt, oboje tego chcieli i było im dobrze, ale oboje wiedzieli też, że nie mogą pozwolić, by to co zaszło przerodziło się w coś więcej. Po pierwsze dlatego, że oboje byli z kimś innym i kochali kogoś innego. Faith była z Millerem, a Bosco kochał Cruz, a poza tym niedługo zostanie ojcem, bo ta suka Sarah wrobiła go w bachora. I to wystarczyło, by nie mogli być razem, by nie mogli nawet o tym myśleć. A zresztą po co? Było dobrze, kiedy byli tylko, i aż, przyjaciółmi, więc czemu nie może być tak nadal? Bosco wyszedł z sypialni i popatrzył na Faith, która stawiała na stole dwie filiżanki kawy. Wiedział, że jeśli o tym nie porozmawiają to wszystko między nimi się zmieni. Tylko, że Bos nie chciał, by cokolwiek się zmieniało, ale nie chciał też o tym gadać, bo niby co miał powiedzieć? Potrzebował jej wczoraj i się stało, ot tak po prostu. Ale nie żałował. Ale czy Faith żałowała? Postanowił zacząć delikatnie, by wczuć się w sytuację.
- Przepraszam za wczoraj - wydusił z siebie, chociaż słowo "przepraszam" ledwo przeszło mu przez gardło. - Chyba trochę za dużo wczoraj wypiłem... - zaczął się tłumaczyć, ale zaraz dodał: - Ale nie żałuję.
- Ja też - powiedziała tylko Faith, biorąc łyk kawy i włączając telewizor.
- Więc nadal będziemy... - zaczął, chcąc się upewnić.
- Przyjaciółmi - dokończyła za niego Yokas, kiwając głową i dając mu tym do zrozumienia, że myślą podobnie i że to najlepszy z możliwych pomysłów.
- Taa.. - przytaknął Bos, biorąc od Faith tosta.
Yokas przewróciła tylko oczami, ale nic nie powiedziała, tylko wstała, by zrobić sobie następną kanapkę, której tym razem nie zamierzała oddać Bosco. Chociaż prawda była taka, że po ostatniej nocy mogłaby zrobić dla niego wszystko i nie chodzi tu tylko o kanapkę. Po prostu czuła, że mimo ich wzajemnych zapewnień, że pozostaną przyjaciółmi, wszystko się zmieni. Nie wiedziała tylko czy na lepsze, czy wręcz przeciwnie - na gorsze. Z zamyślenia wyrwał ją sygnał telefonu. Faith podniosła słuchawkę.
- Tak? Cześć. Później? Aha. Ok. Nie, nic. Dobrze. Ja też cię kocham - wydusiła z siebie i odłożyła słuchawkę.
- Miller? - zagaił Bosco, popijając kawę i gapiąc się w telewizor.
- Tak - przytaknęła Yokas i dodała, nie chcąc, by zapadła między nimi ta niezręczna i krępująca cisza. - Wróci później, bo ma masę roboty. W nocy była jakaś strzelanina.
Bosco już miał coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał dźwięk telefonu. Faith odruchowo sięgnęła po słuchawkę, ale Bosco powiedział tylko, idąc do sypialni, gdzie zostawił komórkę:
- To mój.
Odebrał. Po chwili wyszedł z sypialni i w popłochu zaczął zakładać buty. Sięgnął po kurtkę i wcisnął czapkę na głowę.
- Co się dzieje? - spytała Faith, zdziwiona jego nagłym ożywieniem.
- Dzwonili ze szpitala. Coś z Cruz - odpowiedział tylko i zniknął za drzwiami.
Faith słysza jeszcze jego szybkie i nerwowe kroki na schodach, kiedy po nich zbiegał i po raz kolejny pomyślała, że naprawdę nic by z tego nie było, bo ona ma Millera, a on Cruz. I nic tego nie zmieni. Dobra, oni mogliby to zmienić. Ale czy chcą?

***

Grace już od samego rana była jakaś inna - wesoła, uśmiechnięta, zadowolona. A to dlatego, że za godzinę zaczynała pracę na kursie dla sanitariuszy. Już się nie mogła doczekać powrotu do pracy. Pewnie, że to nie było to samo co dawniej, ale zawsze coś. Przynajmniej nie będzie cały czas siedzieć w domu. Cieszyła się, że Finney pozwolił jej na tę robotę. Czuła w sobie nową energię do życia i leczenia, jaką mogła dać jej tylko praca, do której dziś wracała. Grace uśmiechnęła się promiennie do swego odbicia w lustrze - wszystko zaczynało się powoli układać...

***

Bosco wbiegł szybko do szpitala, chcąc jak najprędzej dowiedzieć się co się dzieje z Cruz, ale jak na złość nie zobaczył żadnego lekarza. Wszyscy gdzieś biegli, spieszyli się i zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Doprowadzało go to do szału, bo chciał wiedzieć, co się dzieje. Miał nadzieję, że chodzi o wyniki i że będą dobre. Podszedł do szpitalnej recepcji, gdzie zobaczył znajomą pielęgniarkę - Mary.
- Cześć, Mary - przywitał się z nią i obdarzył ją lekkim uśmiechem.
- Cześć, Bosco - odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc i przerzucając jakieś papiery.
Bosco zdziwił się jej zachowaniem. Przecież Mary wiedziała, że Cruz tu leży i że Bosco naprawdę bardzo zależy na tym, by wiedzieć wszystko o jej stanie, więc czemu nic nie mówi?
- Dzwonili do mnie. Podobno coś się dzieje z Cruz. Nie wiesz co? - spytał, ale Mary pokiwała tylko przecząco głową.
Bosco miał jednak niejasne przeczucie, że pielęgniarka doskonale wie, co jest grane, ale nie chce mu tego mówić. Tylko dlaczego? Czyżby nie chciała być tą osobą, która przekaże mu złą wiadomość? Przeszczep się nie przyjął i Cruz umrze, tak? Po głowie Bosco kołatały się różne myśli, ale żadna z nich nie była przyjemna, bo Bos widział wszystko w czarnych barwach. Jedynie wspomnienie Faith trochę poprawiało mu humor i sprawiało, że na jego twarzy zagościł blady, niemal niewidoczny uśmiech nadziei. Bosco szedł w stronę sali Cruz z każdym krokiem bojąc się coraz bardziej. W końcu znalazł się przed drzwiami i niepewnie nacisnął klamkę. A to co zobaczył wbiło go wprost w ziemię. Łóżko, w którym leżała Cruz, było puste...

***

Sarah weszła do remizy i odszukała wzrokiem Carlosa, który był tutaj szefem, odkąd Kim zrzekła się tego stanowiska. Nie chciała rządzić. Zmieniła się pod wpływem Jimmy`ego i dzieci. Była naprawdę oddaną żoną i wspaniałą mamą i Sarah bardzo ją lubiła. Chciała z nią pogadać o ciąży, licząc na jej doświadczenie, ale najpierw musiała zamienić parę słów z Nieto. Podeszła więc do niego i usiadła naprzeciwko niego na jednym z krzeseł.
- Cześć - zaczęła.
- Cześć - odpowiedział tylko Carlos, nawet na nią nie patrząc.
Nie przepadał za nią. Jak każdy w remizie. Wszyscy jednak musieli ją znosić, bo w końcu była kuzynką Jimmy`ego. Niby nie powinno to rzutować na pracę, ale w rzeczywistości rzutowało. I działało na korzyść Sary, która w pracy czuła się niezwykle pewnie, dzięki stanowisku swojego kuzyna.
- Co jest? - spytał Nieto, bo długa cisza jaka między nimi zapadła stała się dla niego nie do zniesienia.
- Jestem w ciąży i nie mogę dłużej pracować - powiedziała prosto z mostu i nim Carlos zdążył zareagować na tę nowinę dodała: - Wezmę swoje rzeczy.
- Moje gratulacje - wydusił Nieto, kiedy Sarah zniknęła już za drzwiami szatni.
Cieszył się, że Sarah odchodzi. Na pewno dostaną kogoś nowego na jej miejsce, na pewno kogoś lepszego. Zresztą Holly ma termin za tydzień i już parę miesięcy po urodzeniu dziecka chce wrócić do pracy, więc się cieszył. Ale jednocześnie zaczął współczuć Bosco, bo to, że James miała z nim romans nie było żadną tajemnicą ani tutaj, ani w komisariacie. Ciekawe tylko, czy Bosco już o tym wie? I jak zareagował? "Na pewno nie ucieszył się tak, jak ja..." - przebiegło przez myśl Carlosowi, jednak zaraz odepchnął od siebie te myśli i wrócił do pracy, nie chcąc wtrącać się w czyjeś życie.

***

Bosco obawiał się najgorszego, kiedy jednak zobaczył Cruz w progu sali zrozumiał, że jest dobrze. Ritza uśmiechnęła się promiennie na jego widok i Bosco po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego jaka ona jest piękna. Mimo tego, że przez leczenie strasznie schudła to nadal wyglądała ślicznie w obcisłych dżinsach i różowej bluzce z dekoltem. Nawet ta przeklęta chustka, jaką miała na głowie i która przypominała jej o piekle jakie musiała przejść, dodawała jej uroku.
- Hej - przywitała się z nim, rzucając się mu na szyję.
Bosco był zdziwiony jej nagłym przypływem czułości, ale zaraz zorientował się, że Cruz jest po prostu bardzo szczęśliwa i chce to szczęście przekazać innym. A skoro ona jest szczęśliwa to on też.
- Wróciłam po parę rzeczy - wyjaśniła, pakując coś do plecaka.
- Skarbie... - zaczął Santiago, który nagle pojawił się w progu. - Cześć, Bosco - powiedział i zaraz podszedł do Cruz, która pakowała swoje rzeczy wciąż promiennie się uśmiechając.
- Nie zaczynaj, Manny - ucięła, zanim Santi zaczął cokolwiek mówić. - Wychodzę z tego pieprzonego szpitala i mnie nie powstrzymasz, koniec dyskusji - powiedziała groźnie, ale zaraz się uśmiechnęła i wypiszczała radośnie, jak małe dziecko, które dostało na urodziny swój wymarzony prezent: - Tak się cieszę.
Cmoknęła Santiago mocno w usta i wyszła z sali, bo wiedziała, że musi jeszcze pogadać z lekarzem.
- Przeszczep się przyjął? - spytał Bosco, chociaż i tak znał już odpowiedź.
- Tak - przytaknął Manny, a na twarzy Bosco zagościł pierwszy od bardzo dawna uśmiech radości i spokoju.
Manny również się uśmiechnął, wiedząc, że Bosco czuje zapewne tą samą ulgę co on. Tak, oboje czuli niezierną radość, że z Cruz wszystko dobrze. I oboje wiedzieli, że już wszystko będzie dobrze i że nie muszą się już o nic martwić...

***

Faith otworzyła drzwi i aż ją zamurowało na widok Bosco, który stał przed nią z wielkim bukietem czerwonych róż i butelką jej ulubionego szampana.
- Wow... - szepnęła, kiedy tylko wyrwała się z chwilowego, ale bardzo przyjemnego szoku.
- Dobre wieści? - spytała, chociaż już i tak wiedziała, co się stało, bo Emily od razu do niej zadzwoniła, jak tylko dowiedziała się o tym, że przeszczep się przyjął i że Cruz wychodzi ze szpitala.
- Nawet bardzo - odpowiedział tylko, podając jej kwiaty i całując ją mocno w usta, zanim Faith w jakikolwiek sposób zdążyła zaprotestować.
Wpuściła Bosco do środka, w myślach dziękując Bogu, że nie ma Millera, bo wiedziała, że kolacja jaką za chwilę będą razem jeść na pewno skończy się śniadaniem...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/27, 4:40 pm    Temat postu:

kurczę Cruz ZAJEBISTA część lol naprawde
podoba mi sie romans Bosco&Yokas ( tylko żeby i z nią Bos nie miał dziecka lol )
wkurza mnie ta zdzira Sarah
a no i najwazniejsze ze przeszczep sie udał i Cruz jest zdrowa super lol

Cruz napisał:
Nie chciała rządzić. Zmieniła się pod wpływem Jimmy`ego i dzieci. Była naprawdę oddaną żoną i wspaniałą mamą i


Kim przykładna zona?? jakos w to nie wierze lol

no szkoda jak nie chcesz napisac niekonczoacej sie opowiesci to chociaz obiecej ze dostaniemy jakis nowy fick Wink


czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/27, 5:58 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
no szkoda jak nie chcesz napisac niekonczoacej sie opowiesci to chociaz obiecej ze dostaniemy jakis nowy fick Wink

Dostaniecie nowy fick, może nawet już jutro lol Ale to będzie krótkie opowiadanie, takie jednoczęściowe, ale pewnie zdziwi Was to o kim napiszę Cool Ale mam nadzieję, że i tak się Wam spodoba Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/27, 7:39 pm    Temat postu:

Tak, tak! Zdecydowanie romans Bosco&Faith to wielki plus. Sarah jest beznadziejna, najchętniej bym jej zaje*ała ;P Co ona sobie wyobraża... Ok, jest w ciąży, ale żeby być aż tak głupią? Mogłaby mieć trochę godności i sama odejść od Bosco...
Mam nadzieję, że niebawem dodasz kolejną część ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/28, 4:21 pm    Temat postu: Część czterdziesta ósma

Słowo wstępne: Napisałam nową część. Jakaś taka krótka i bezsensu, ale jest, bo miałam ochotę coś napisać (chociaż wyjątkowo opornie mi to szło to pisanie).




Część czterdziesta ósma


Bosco szedł do domu i uśmiechał się pod nosem. Był naprawdę szczęśliwy. Cruz była zdrowa i chociaż nie był już z nią i raczej nie ma szans na to, by być to jednak życzył jej jak najlepiej. W końcu ją kochał, mimo wszystko. Poza tym był z Faith. To znaczy nie był, bo kiedy wychodził z jej mieszkania przed 23, by nie natknąć się na Millera wracającego z pracy, znowu obiecywali sobie, że nigdy więcej i że zostaną przyjaciółmi, ale tak naprawdę to chyba żadne z nich w to nie wierzyło. Nie mogli się sobie oprzeć, tak samo jak nie mogli udawać, że nic się nie stało. Z zamyślenia wyrwał Bosco widok siedzącej na schodach przed jego blokiem Sary, która od razu zaczęła na niego najeżdżać:
- Gdzie ty się tak włóczysz? Czekam na ciebie od godziny!
Bosco cicho jęknął, ale nic nie powiedział. Wiedział, że tak musi być, więc tylko wpuścił ją do środka.

***

- Kochanie, naprawdę powinnaś zostać jeszcze trochę w szpitalu... - zaczął Santiago.
- Wiesz, co? - spytała wesoło Cruz, kompletnie ignorując to, co przed chwilą powiedział Manny.
- Mam ochotę na spacer - powiedziała i zanim Santi zdążył cokolwiek odpowiedzieć pociągnęła go za rękę i wyciągnęła z mieszkania.
Cieszyła się, że jest zdrowa. To znaczy nie była jeszcze zdrowa, bo nadal musiała zażywać leki, chodzić na kontrole i liczyć się z nawrotem choroby, ale diagnozy lekarskie były dla niej bardzo łaskawe. Udało się, przeszczep się przyjął! I Cruz bardzo się z tego cieszyła. Czuła, że już będzie dobrze i że wygrała los na loterii, że dostała kolejną szansę od życia, której teraz nie zamierzała zmarnować. Postanowiła się zmienić i cieszyć każdą chwilą.

***

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Cruz i Santiago postanowili w końcu zorganizować jakąś imprezę, która uczciłaby powrót Cruz do zdrowia i powrót Santiago do pracy. Tak, Manny wracał. Ale Cruz nie. Po pierwsze dlatego, że nie chciała rozkazywać Santiemu, a innej pracy niż pracy sierżanta w wydziale do zwalczania przestępczości sobie nie wyobrażała, a po drugie chciała w końcu zajść w ciążę i poświęcić dziecku całą swoją uwagę, więc nie wyobrażała sobie pracy, przynajmniej narazie. Cruz i Manny poszli więc na komisariat. Od razu wszyscy zaczęli się z nimi witać, a Cruz utonęła w uściskach, gratulacjach powrotu do zdrowia i tym podobne. Manny natomiast nie mógł się odpędzić od swych kumpli z wydziału. Cruz poczuła się jak w domu i żałowała, że nie wraca, ale przecież obiecała sobie, że wróci tylko, że później. Cruz i Manny zaprosili na imprezę w pubie prawie cały komisariat, ale Cruz musiała się już zwijać:
- Muszę jechać po Andy`ego - powiedziała, oswobadzając się z objęć Monroe, która ściskała ją tak jakby nie widziała jej całe wieki, chociaż w rzeczywistości dziewczyny widziały się ledwie dwa dni temu.
- Uważaj na siebie - powiedziała do Santiago, cmoknęła go lekko w usta i już miała wychodzić, kiedy w przejściu wpadła wprost na Bosco.
Poczuła przyjemny dreszcz, kiedy tylko ich oczy się spotkały, jednak kiedy zobaczyła stojącą za Bosco Faith od razu wyswobodziła się z jego lekkiego uścisku i wyminęła ich, jakby ich tam nie było. Wiedziała, że nie było to zbytnio na miejscu, ale po tym, co ostatnio słyszała o Bosco nie potrafiła inaczej. Podobno Sarah była z nim w ciąży. Super. Ona musi z tym jeszcze trochę zaczekać, bo lekarze powiedzieli, że w ciążę będzie mogła zajść dopiero parę miesięcy po leczeniu. Poza tym nie mogła patrzeć na Bosco z Faith. Nie wiedziała czemu, ale od razu jak ich zobaczyła wiedziała, że coś między nimi musiało się zmienić, bo od razu zobaczyła jak Bosco patrzy na Yokas - zupełnie inaczej niż wcześniej. Nie potrafiła określić o co konkretnie jej chodzi, ale czuła, że coś się zmieniło, ale nie chciała o tym myśleć. Zanim wyszła z komisariatu rzuciła im jeszcze przez ramię, że mogą wpaść na imprezę i wyszła, bo musiała odebrać Andy`ego ze szkoły. Bardzo lubiła synka Santiago, dobrze się ze sobą dogadywali, ale jedocześnie bardzo chciała mieć swoje dziecko. I wiedziała, że będzie mieć.

***

Bosco zaczął się szykować na tą imprezę w pubie, kiedy Sarah jak zwykle wyjechała na niego z tymi swoimi pretensjami.
- Nie idź... - wyjęczała niemal błagalnie, tuląc się do niego jak mała dziewczynka.
Bosco miał jej momentami serdecznie dość, ale Sarah była w końcu w ciąży, więc jakoś ją znosił. Nawet czasem ją lubił, naprawdę. Czasami James nie była taka zła i może nawet z czasem potrafiłby ją pokochać ze względu na dziecko? Tak, pewnie by potrafił. Ale czy by chciał? Cóż, może i tak, ale tylko dla dziecka. Narazie z nią mieszkał, był z nią, ale... No właśnie, zawsze pojawiało się to "ale".
- Będę się martwić, jak ciebie nie będzie, a lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować - przypomniała mu, jak niemal codziennie.
Codziennie niby mimochodem przypominała mu o tym, że jest w ciąży. Jakby nie wiedział. Wiedział i widział, bo w końcu Sarah była już w czwartym miesiącu i miała lekko zaokrąglony brzuszek. I starał się być dla niej dobry; dla niej i dla dziecka.
- Muszę. Obiecałem Cruz - powiedział, chociaż w sumie niczego jej nie obiecywał, tylko po prostu chciał iść.
- Och, pewnie - jęknęła, wyrywając się z jego objęć.
- Ta dziwka... - zaczęła Sarah, pełnym wyrzutów tonem.
- Nie waż się tak o niej mówić! - przerwał jej Bosco, mocno wytrącony z równowagi.
Dobra, może i nie był już z Cruz, ale nadal coś do niej czuł. Sam nie wiedział co, ale wciąż bardzo mu na niej zależało i nie zamierzał pozwolić Sarze na to, by bezpodstawnie ją obrażała, bo kto jak kto, ale Cruz na to na pewno nie zasługiwała.
- Co, znowu jej bronisz? - warknęła James, też mocno wkurzona.
Bosco wyjęczał coś pod nosem, wyraźnie niezadowolony. Miał dość ciągłych wyrzutów Sary. Nie mógł już tego słuchać. Jednego dnia James była milutka i urocza i wtedy wydawało mu się, że mógłby ją pokochać, mimo tego wszystkiego co zrobiła, ale następnego dnia Sarah wpadała w szał i zaczynała na niego najeżdżać. Bosco powoli tracił przy niej cierpliwość.
- Może to u niej spędzasz noce? - warknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- O czym ty mówisz? - spytał Bosco, chociaż i tak doskonale wiedział, co Sarah miała na myśli.
W końcu rzeczywiście znikał na całe noce. Rzadko, bo rzadko, ale jednak znikał. Chodził do Faith. Wiedział, że to nie w porządku i oboje postanowili z tym skończyć, tym razem tak naprawdę, bo Yokas za miesiąc wychodziła za Millera. Bosco ją rozumiał i naprawdę przestał z nią sypiać i to już jakiś czas temu. Teraz, jeśli już znikał na noc, chodził do barów, albo po prostu na spacer, bo miał dość niekończących się pretensji Sary.
- Zresztą, nieważne - stwierdził obojętnie, sięgając po kurtkę.
Wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Słyszał jak Sarah jeszcze coś do niego mówi, chcąc go zatrzymać, ale on nie odwrócił się za siebie ani nie zwolnił kroku. Był wkurzony, bardzo wkurzony i wiedział, że w końcu wybuchnie. A nie chciał się kłócić, więc wolał wyjść. Nie poszedł jednak na imprezę, bo nogi niemal same niosły go do Faith...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/28, 4:42 pm    Temat postu:

swietna czesc Cruz bardzo mi sie podoba Very Happy jak na "naiwna" osobe lol swietnie napisane
zdrowa Cruz szczesliwy Manny i zakochany w niej nadal Bosco. jego romans z Feith powala na kolana
a sarah?? no comments ;/ nie lubie jej
czekam na wiecej z niecierpliwoscia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/28, 5:05 pm    Temat postu:

A to pinda. Dokładnie do Sary, to no comments. Bezczelna babka. A sytuacja, jaka powstała między Bosco i Faith coraz bardziej mi się podoba. No i Cruz z Santim jest, oni do siebie naprawdę pasują. Poza tym Manny jest taki kochany ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/30, 3:12 am    Temat postu:

Słowo wstępne: Wrzucam kolejną część. Znowu jakaś taka krótka i niewyraźna, ale chciałam coś napisać, więc jest - nocna wena. Mam nadzieję, że nie jest aż tak tragicznie.



Część czterdziesta dziewiąta



- Bosco! - mruknęła cicho Faith, na jego widok.
Spojrzała za siebie i wyszła przed drzwi mieszkania.
- Miller jest w domu - wyjaśniła konspiracyjnym szeptem.
Bosco już miał rzucić jakiś komentarz, bo Millera przecież nie było z Faith prawie wcale, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język nie chcąc sprawić Yokas przykrości.
- Idziesz na imprezę do Cruz i Santiago? - spytał obojętnie, wzruszając ramionami, jakby tylko po to tu przyszedł.
Oboje jednak wiedzieli, że jest inaczej. Oboje po prostu chcieli się zobaczyć i to dlatego Bosco do niej przyszedł. Tylko, że wybrał nie najlepszy moment. Faith wpuściła go do mieszkania, dając mu znak by na nią poczekał. Sama poszła do Millera:
- Skarbie, kompletnie zapomniałam, że mam coś do załatwienia z Bosco - powiedziała, sięgając po czystą bluzkę i wskazując głową na Bosco, który stał niepewnie w progu.
- Akurat dziś? - jęknął niezadowolony John.
Nie rozumiał dlaczego Faith woli spędzić ten wieczór z Bosco niż z nim. W końcu on, jako porucznik, miał bardzo mało wolnego czasu, był ciągle zapracowany i ostatnio bardzo mało czasu i uwagi poświęcał Faith, wiedział o tym i chciał to zmienić, więc wziął wolny weekend. Ale co z tego skoro Yokas wolała spędzać czas ze swoim BYŁYM partnerem, z którym i tak widywała się codziennie? Nie podobało mu się to, tak samo jak nie podobał mu się sposób w jaki Bosco patrzył na Faith, a Faith patrzyła na Bosco, ale zwalał wszystko na swoją wybujałą wyobraźnię. Faith wyszła z sypialni, już przebrana i gotowa do wyjścia. Zignorowała marudzenie Millera, cmoknęła go w policzek i wyszła z Bosco z mieszkania.
- Mamy coś do załatwienia... - mruknął cicho Bos, kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
- Och, cicho - warknęła Faith, jednak zaraz się uśmiechnęła, kiedy Bosco złapał ją mocno za rękę.
Wiedziała, że mogłaby do tego przywyknąć. O ile już tego nie zrobiła... Zanim się zorientowała wylądowali w samochodzie Bosco.
- Dokąd jedziemy? - spytała niewinnie, chociaż i tak wiedziała co się święci.
Bosco nic nie odpowiedział tylko zaczął ją całować, spragniony jej pocałunków jak niczego na świecie...

***

- Hmmm... - wymruczała Faith, tuląc się do Bosco i uśmiechając się pod nosem.
- Co? - spytał Bos, głaszcząc ją po głowie.
- Nic - odpowiedziała Fay.
Po chwili jednak spojrzała na niego i powiedziała cicho, jakby sama do siebie:
- Tak się tylko zastanawiałam...
- Nad czym? - drążył Bosco, totalnie zbity z tropu.
O co jej może chodzić?
- Wiesz, że nie powinniśmy tego robić - zaczęła, zapinając guziki bluzki.
- Tak, ale... - przerwał jej Bosco, chcąc coś powiedzieć, jednak Faith nie dała mu dojść do słowa.
- Właśnie. Nie powinniśmy. I nie możemy - stwierdziła tak stanowczym tonem, że Bosco aż zaniemówił.
- Faith... - zaczął, ale ona znowu mu przerwała.
- Jestem z Millerem - przypomniała mu ni z tąd ni z owąd, jakby o tym nie wiedział.
- Nie musisz być - mruknął tylko cicho pod nosem, a Faith popatrzyła na niego uważnie.
- Owszem, muszę, Bosco - stwierdziła, chociaż tak naprawdę to nie musiała.
Gdyby chciała, ale szczerze mówiąc to nie chciała z nim być. I to właśnie najbardziej ją zastanawiało i dziwiło. Czemu jest z Millerem, chociaż wcale nie chce? I czemu robi Bosco niekończące się wyrzuty na ten temat? Przecież on nie jest niczemu winny, do niczego jej nie zmuszał, nie musiała z nim sypiać, jeśli nie chciała. Ale chciała. Chciała być z Bosco, ale przecież on będzie miał niedługo dziecko z inną kobietą, czy to nie jest nie w porządku?
- Ty jesteś z Sarą - dodała, jakby to zamykało jakąkolwiek dyskusję na ten temat.
- Ale nie chcę.
- Ale musisz.
Oboje ciężko westchnęli, zdając sobie nagle sprawę z tego, że są w beznadziejnej sytuacji. Bo cokolwiek zrobią zranią kogoś - albo siebie, albo Millera, albo Sarę. I to było bardzo nie w porządku i sprawiało, że czuli się z tym podle, a zwłaszcza Yokas czuła się z tym strasznie. Oboje nie wiedzieli co robić. I oboje uznali rozmowę na ten temat za zakończoną. Bosco odpalił samochód, Faith jeszcze raz poprawiła bluzkę i po chwili rozmawiali jakby nigdy nic się nie stało, jakby nigdy ze sobą nie spali, nie byli, jadąc do pubu, w którym była ta przeklęta impreza, na którą żadne z nich nie miało najmniejszej ochoty.

***

Bosco i Faith weszli do baru i standardowo zaczęli się ze wszystkimi witać, chociaż tak naprawdę to wcale nie myśleli o swoich przyjaciołach i nawet nie zwracali na nich uwagi, bo kołatały się im po głowie różne myśli na temat ich samych i mimo tego, że wielokrotnie i bardzo intensywnie zastanawiali się co mają zrobić oboje mieli pustkę w głowie. Bosco jedynie Cruz poświęcił więcej uwagi, bo kiedy tylko na nią spojrzał poczuł, że znowu, mimowolnie, między nimi przelatują iskry.
- Cześć - powiedział, cmokając ją delikatnie w policzek.
Przyjrzał się jej uważnie i musiał stwierdzić, że przez ostatnie trzy miesiące wyładniała jeszcze bardziej. Przybrała trochę na wadze, w ogóle wyglądała na zdrowszą, a na jej twarzy praktycznie cały czas gościł uśmiech, który Bosco tak w niej lubił.
- Hej - odpowiedziała tylko Cruz, zerkając na Faith, kręcącą się gdzieś obok.
Od razu zauważyła ich dziwne zachowanie, unikanie siebie nawzajem, chociaż przecież i tak zawsze się ze sobą stykali. Postanowiła zagrać w otwarte karty i chociaż w sumie nie miała żadnego prawa wtrącać się w życie Bosco, to ciekawość ją zżerała, więc spytała prosto z mostu, kiedy oboje usiedli przy barze:
- Co cię łączy z Yokas?
Bosco był tak zdziwiony jej pytaniem, że aż zakrztusił się piwem. Cruz uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z tego, że go zaskoczyła.
- Nic - odpowiedział tylko, jednak dla Cruz jasne było, że kłamie.
Cruz zmierzyła go przenikliwym spojrzeniem. Bosco zamówił frytki.
- Bosco... - mruknęła Cruz, nie dając za wygraną. - Myślisz, że cię nie znam i nie wiem, co jest grane? - spytała.
- Dobra, spałem z nią. Zadowolona? - spytał sarkastycznie, biorąc potężny łyk piwa.
Cruz mimowoli poczuła gdzieś w sercu lekkie ukłucie zazdrości i przez moment pożałowała, że spytała, jednak zaraz się opamiętała, bo w końcu nie była z Bosco, więc nie miała prawa być o niego zazdrosna, czy na niego zła tylko dlatego, że w jego życiu była jakaś kobieta, a właściwie to nie jakaś, ale po prostu inna niż Cruz.
- Myślałam, że ty i Sarah... - zaczęła zdziwiona.
- Jest ze mną w ciąży, okay? I wcale się z tego nie cieszę - warknął, wylewając na frytki ketchup.
- Aha... - mruknęła tylko Cruz, popijając colę.
Nadal nie mogła pić alkoholu i kawy. Ale jakoś jej to nie przeszkadzało, bo przez miesiące leczenia zdążyła się już do tych ograniczeń przyzwyczaić.
- A co tam u ciebie? - spytał Bos, zmieniając temat, bo miał dość gadania o sobie i swoich problemach, a poza tym czuł się niezręcznie mówiąc o tym wszystkim Cruz.
- Dobrze - odpowiedziała tylko Ritz, uśmiechając się promiennie.
- To dobrze - mruknął Bosco, kiwając z zadowoleniem głową.
Cieszył się, że Cruz jest szczęśliwa, ale żałował tylko, że nie jest szczęśliwa z nim, chociaż z tym był w stanie się pogodzić. Bardziej żałował tego, że on nie był szczęśliwy, bo cokolwiek by nie robił i tak było to nie w porządku, nie na miejscu i wcale nie sprawiało, że nagle stawał się szcześliwy. A przecież chciał tylko być szczęśliwy. Tak po prostu, tak zwyczajnie, tak jak Cruz. Do baru weszli Carlos i Emily w mundurach sanitariuszy. Przywitali się ze wszystkimi.
- Wpadliśmy tylko na minutkę, bo jesteśmy w pracy i nie wiemy kiedy dostaniemy... - zaczął Carlos, jednak momentalnie zamilkł, kiedy przez radio dobiegło kolejne wezwanie.
- Wezwanie - dokończyła za niego Em, mówiąc coś do radia.
Powtórzyła w myślach nazwę ulicy, na którą mieli jechać, kiedy nagle zdała sobie sprawę z tego, że to przecież adres Bosco. Rozejrzała się po barze, szukając go wzrokiem.
- Bosco, dostaliśmy wezwanie na twój adres... - stwierdziła, a Bosco od razu zerwał się z krzesła i wybiegł zdenerwowany z baru, klnąc cicho pod nosem:
- Cholera, Sarah!

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/31, 10:11 pm    Temat postu:

Uuu... Nieźle się z tą Sarą porobiło Razz Ciekawe co odwaliła, bo może nic jej się nie stało Wink A nawet jakby, to dobrze, nie będę za nią płakać.
Świetna rozmowa Bosco z Cruz. I akcje z Faith. Podejrzewam, że się jeszcze nie skończą Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/31, 11:30 pm    Temat postu:

ale ze mnie los Very Happy przeczytałam Cruz Twoje opowiadanie w niedziele ale nie mialam czasu na komentarz no i zapomniałam. wpis Scu mi przypomniał Smile dzieki Scu lol

część świetna. rozmowa z Cruz powala tak samo jak scena w aucie.
a Sarah niech tam zdycha ble nie lubie baby. wszystko spieprzyla w tym opowiadaniu. a Bosco co sie tak zerwał?? ja bym wszystkim na jego miejscu postawiła kolejke Twisted Evil alez jestem podla Wink
i oczywiscie czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/05, 9:13 pm    Temat postu: Część pięćdziesiąta

Słowo wstępne: Napisałam nową część Wink Miało być zupełnie inaczej, tak się nie miało skończyć, ale tak jakoś napisałam to niech tak już będzie, a co tam! Najwyżej się Wam nie spodoba Wink Ale jednak mam nadzieję, że nie jest tak źle.



Część pięćdziesiąta


Bosco wbiegł do szpitala. W korytarzu od razu zauważył Kim i Jimmy`ego. Byli wyraźnie zatroskani i zmartwieni. Jimmy patrzył na niego oskarżycielskim i niemal mordercznym wzrokiem, którym, gdyby tylko mógł, zabił by go na miejscu. Bosco szedł w ich stronę z coraz bardziej rosnącym przerażeniem, wciąż nie świadomy tego, co się stało. Przystanął koło Kim i spytał prosto z mostu, ignorując jej badawcze i nieprzychylne mu spojrzenie:
- Co się stało?
Jimmy obrzucił go tak pogardliwym spojrzeniem, że Bos przez moment myślał, że zaraz dostanie w ryj i był niemal pewien, że Jimmy ledwo powstrzymuje się przed tym, by go nie wykończyć. Powstrzymał się jednak, ale widać było, że z wielkim trudem.
- Zatrucie. Połknęła jakieś tabletki - powiedziała tylko Kim, patrząc przed siebie nieobecnym i martwym wzrokiem.
- Żartujesz?! - spytał Bos, mocno wstrząśnięty.
Jakie tabletki, kurwa? No jakie? Że co ona zrobiła??? Zwariowała?! Boże, nie powinien się z nią dziś kłócić, nie powinien zostawiać jej samej...
- Co z nią? - spytał, kiedy od przyjaciół nie doczekał się nawet najmniejszej rekacji na swoje poprzednie pytanie.
- Jakby cię to coś obchodziło - odburknął tylko Jimmy, mierząc go morderczym wzrokiem.
- Że niby mnie nie obchodzi? - spytał, coraz bardziej wytrącony z równowagi, Bosco.
Jimmy wzruszył tylko lekceważąco ramionami, a Kim, która wyczuła zbliżającą się kłótnię między Boscorellim a Dohertym, natychmiast zaczęła uspokajać męża. Na nic się to jednak zdało, bo Bosco był bardzo wkurzony.
- Za kogo ty mnie masz? Przecież mnie znasz, Jimmy! - warknął w jego stronę Bos, coraz bardziej zdenerwowany.
Kim obawiała się, że Jimmy nie wytrzyma i zaraz coś zrobi Bosco, albo Bosco jemu, więc starała się ich od siebie odciągnąć, bo oboje zaczęli niebezpiecznie zbliżać się do siebie i mierzyć groźnym wzrokiem.
- Bosco... - wyszeptała Cruz, która właśnie weszła do szpitala, tym samym momentalnie go uspokajając.
Bos odwrócił się w jej stronę i ze zdziwieniem stwierdził, że była sama. Bez Santiago. To go zaskoczyło, bo przez ostatnie cztery miesiące ona i on byli wprost nierozłączni. Bosco zauważył jak Jimmy mierzy Cruz wzrokiem od stóp do głów, gotowy rzucić zaraz jakimś komentarzem, który na pewno nie byłby przyjemny, ani dla niego, ani tym bardziej dla Cruz, która przecież tylko się o niego martwi i chce dobrze. Kim uśmiechnęła się w stronę Ritzy prawie niezauważalnie. Bosco zignorował ich dwoje i podszedł do Cruz, która nadal stała w miejscu niczym słup soli i nie zrobiła ani jednego kroku w ich stronę, jakby się czegoś bała.
- Hej. Co tu robisz? - spytał, prowadząc ją w drugą stronę korytarza, by oddalili się choć trochę od Dohertych. - Nie na imprezie?
- Przyszłam sprawdzić jak się trzymasz. Emily do nas dzwoniła i powiedziała co się stało - wyjaśniła, patrząc na niego i uśmiechając się niepewnie, chcąc dodać mu tym otuchy.
Bosco nie był zadowolony, że Em im powiedziała, bo pewnie teraz każdy go obwiniał, ale przecież i tak by przed nimi tego nie ukrył. Zresztą, nawet nie chciał. Zastanawiał się tylko dlaczego i to pytanie nie dawało mu spokoju. Musiał porozmawiać z lekarzem o jej stanie i stanie dziecka. Ale najpierw musiał pogadać z Cruz. Potrzebował jej.
- Myślisz, że to moja wina? - spytał, kiedy przystanęli przy jakiejś pustej szpitalnej sali.
Cruz popatrzyła mu prosto w oczy i pokiwała przecząco głową. Bos jednak chyba nie do końca jej wierzył, a Cruz to wyczuła, bo zaraz podniosła jego twarz tak, by na nią spojrzał po czym powiedziała szczerze:
- Nie, Bosco. Nawet tak nie myśl.
Chciała dodać coś jeszcze, ale zupełnie nie wiedziała co. Bo przecież oczywiste było, że Sarah nie miała powodu, by połknąć te tabletki. Jedynym powodem był Bosco, a raczej jego brak.
- Wiesz... Ona jest chyba o ciebie zazdrosna - powiedział Bos, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie ciągłych scen zazdrości Sary.
I teraz, co go bardzo dziwiło, wspominał te sceny z uśmiechem i lekkim rozrzewieniem jakby mu tego brakowało. Może i brakowało, bo jeszcze nikt nie był o niego tak wyraźnie zazdrosny. Cruz była, ale starała się z tym kryć. Faith też. Nikt nie okazywał mu uczuć tak otwarcie jak Sarah. I to go w niej pociągało i sprawiało, że ciągle miał przed oczami jej żywy obraz i nie wyobrażał sobie myśli o James leżącej na szpitalnym łóżku albo kostnicy. Z dwojga złego wolał tą pierwszą opcję...
- Żartujesz?
Cruz wydwała się być zaszkoczona. Zaraz jednak uśmiechnęła się do niego lekko i spytała nieco prowokująco, co totalnie zaskoczyło Bosco:
- A ma powody?
Bosco przez chwilę na nią patrzył. Na jej oczy, które teraz cały czas się śmiały. Na jej delikatną skórę, coraz ładniejszą i zdrowszą. Na jej piękny, figlarny uśmiech. Usta, które aż prosiły się o pocałunek - jego pocałunek. Opanował się jednak w samą porę, bo właśnie podeszła do nich Kim. Bosco i Cruz momentalnie odwrócili się w jej stronę, zapominając o sobie nawzajem.
- Bosco... - zaczęła Kim, podchodząc do nich jeszcze bliżej.
- Co? - spytał nieco zdenerwowany.
Bał się tego, co powie mu Kim. Może miał dość Sary, może jej nie kochał i mu na niej nie zależało, ale zależało mu na dziecku, choć go nie planował, i nie chciał by cokolwiek mu się stało.
- Chodź - powiedziała i odciągnęła go trochę na bok.
Cruz uśmiechnęła się do niego niepewnie, chcąc dodać mu otuchy. Bosco spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech, zanim poszedł za Zambrano.
- Co jest? - spytał.
Widział, że nie jest za dobrze, bo Kim z trudem walczyła ze łzami. Potrząsnęła gwałtownie głową i starła spadające jej po policzkach łzy. Wzięła głęboki oddech i zaczęła zdławionym głosem:
- Bosco, ja... Sarah... Ona...
- Co? - spytał coraz bardziej nerwowym tonem.
- Ona... - Kim urwała, zanim tak naprawdę dokończyła to, co ma do powiedzenia.
- Co? - warknął coraz bardziej wkurzony Bos, bo miał już dość majaczącej Kim, która nie potrafi sklecić nawet jednego sensowanego zdania.
- Wzięła amiodaron i halotan. Nie wiem skąd miała te leki, może z pogotwia, ale... wystąpił wstrząs kardiogenny i... Boże... - złapała się za głowę, a w jej oczach znowu zaczęły gromadzić się łzy.
- Bardzo mi przykro - wydusiła z siebie i wybuchnęła płaczem.
Bosco sam nie wiedział co miał zrobić. Nie docierało do niego to co mówiła Kim. Nie rozumiał jej, jakby mówiła w jakimś innym języku, którego on za cholerę nie potrafił zrozumieć. Co z Sarą do cholery, bo nadal nie doczekał się odpowiedzi, a przynajmniej nie takiej, jakiej oczekiwał. Chciał, by Kim powiedziała coś dobrego, że z Sarą jest okay, ale kiedy spojrzał na zalaną łzami Zambrano znał odpowiedź. Przytulił Kim do siebie, bo kompletnie nie wiedział, co robić, a nie mógł patrzeć, jak Kim zanosi się łzami. Kołysał ją w ramionach tak długo, dopóki trochę się nie uspokoiła. A raczej dopóki Jimmy nie wyszedł z gabinetu lekarza, głośno trzaskając drzwiami. Kiedy tylko zobaczył Bosco, podszedł w jego stronę i zanim Bos tak naprawdę zdał sobie sprawę z tego co się dzieje leżał już na podłodze, rozłożony na łopatki po mocnym ciosie Jimmy`ego. Bosco był w takim szoku, że zanim zdążył się podnieść Jimmy przywalił mu pięścią w twarz, z taką siłą, że Bosco aż zakręciło się w głowie.
- Jimmy!!! Przestań!
Kim krzyczała na męża, starając się go odciągnąć od Bosco. Jimmy jednak zupełnie ją ignorował i gdyby do akcji nie wkroczył lekarz, który odciągnął Doherty`ego od mocno już poturbowanego Bosco to Jimmy pewnie zatukłby Bosco na śmierć.
- To twoja wina! - warknął Jimmy, w stronę podnoszącego się z podłogi Bosco, który ledwo trzymał się na nogach, kiedy znikał za drzwiami jednego z lekarskich gabinetów.
Bosco powtórzył te słowa w myślach tysiąc razy. I czuł się strasznie. Jakby Sarah zrobiła to przez niego, jakby to była naprawdę jego wina. A może była?
- Nic ci nie jest? - delikatny i zatroskany głos Cruz, która stała obok niego, wyrwał go z rozmyślań.
Nie odpowiedział jednak na jej pytanie. Nie miał siły. Cruz podniosła jego głowę tak by na nią spojrzał. Wiedziała, co się stało. Nikt nie musiał jej tego mówić, po prostu to wiedziała. I było jej żal Bosco. Wiedziała, że nie jest z nim dobrze. Dotknęła jego rozciętej wargi, a on tylko cicho, prawie niesłyszalnie, jęknął z bólu.
- Ktoś powinien się tym zająć - stwierdziła cicho Cruz, patrząc na niego.
- Daj spokój - mruknął tylko Bos i strącił jej rękę ze swojej twarzy.
Dobrze mu było przy niej. To, że była przy nim podnosiło go na duchu, ale teraz nie chciał być z nią. To nie było w porządku. Nie potrafił tak. Wyszedł ze szpitala, nie wiedząc nawet dokąd idzie...

***

Wszedł do pierwszego lepszego pubu i zamówił gin z tonikiem. Zaczął powoli sączyć drinka i rozmyślać. Nie chciał myśleć, ale nie potrafił też zapomnieć. Zapomnieć widoku zapłakanej Kim, zrozpaczonego Jimmy`ego czy Sary, która jeszcze dziś się z nim kłóciła. Bosco poczuł się głupio, że pomyśał o niej w ten sposób, tak jakby ona nigdy nie zrobiła niczego dobrego. Nie powinien o niej źle myśleć. Zaczął szukać w zakamarkach pamięci wspomnień, w których Sarah była dla niego ważna i dobra. Takim wspomnieniem było ich pierwsze spotkanie. Bosco ze zdziwieniem zauważył, że znalazł się właśnie w tym barze, gdzie poznał ją zaledwie cztery miesiące temu. Chyba pierwszy raz od czasu, kiedy dowiedział się, że Sarah nie żyje poczuł pod powiekami łzy. Powstrzymał je jednak, bo wiedział, że nie może po niej płakać. Nie zasługiwał na to. Odwrócił się w bok i spojrzał na miejsce obok, na którym teraz siedziała Cruz. Zamówiła dokładnie to samo co on.
- Nie powinnaś pić - upomniał ją, sącząc swojego drinka.
Nawet na nią nie spojrzał. Nie potrafił.
- Nie zachowuj się jak Manny - mruknęła bardziej sama do siebie, niż do niego i wzięła duży łyk drinka.
- A co, coś nie tak? - spytał Bosco, obojętnym tonem.
W sumie miał gdzieś to, co działo się między Cruz a Santaigo, ale nie potrafił znieść tej krępującej ciszy między nimi. Spojrzał na nią, jak nerwowo obraca szklankę po stoliku.
- Nie, wszystko w porządku - powiedziała tylko Cruz.
I mówiła prawdę. Było w porządku. Zależało jej na Mannym, ale Manny to nie był Bosco. I czegoś jej w nim brakowało...
- Przykro mi z powodu... - zaczęła, ale Bosco machnął tylko lekceważąco ręką, by nie mówiła dalej.
Nie wiedziałby co odpowiedzieć, nie wiedziałby jak się zachować, co zrobić... W ogóle niczego nie wiedział. Poza tym, że siedzi koło niego Cruz, kobieta, którą naprawdę kochał... I nie wiedział co ze sobą zrobić. Po głowie krążyły mu wspomnienia sprzed paru miesięcy, kiedy jeszcze byli razem. Potem w jego głowie pojawiła się Sarah, a Bosco zdał sobie nagle sprawę z tego, że nawet nie wie dlaczego. No dlaczego?

***

Cruz powoli zaczynało szumieć w głowie. Obraz przed oczami wirował i kręcił się w kółko tak, że powoli traciła poczucie rzeczywistości. Nie wiedziała ile drinków wypiła, wiedziała tylko, że Bosco siedzi obok i coś do niej mówi, ale jego słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem, a poza tym nie chciało się jej odpowiadać na jego pytania. To znaczy chciała mu coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Bosco wezwał taksówkę, bo sam za wiele wypił by prowadzić, a poza tym nawet nie wziął samochodu. Cruz zmusiła się do tego, by wstać z miejsca. Potknęła się lekko, ale Bosco ją złapał i objął delikatnie, by się nie przewróciła i jakoś doszła do wyjścia. Sam ledwo trzymał się na nogach, bo zdecydowanie za wiele wypił, ale nie mógł przecież zostawić Cruz samej. Nie mógł i nie chciał. Kiedy wsiedli do taksówki głowa Cruz szybko wylądawała na jego ramieniu. Później, tak samo szybko, Cruz wylądowała na jego łóżku, w jego ramionach...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/06, 2:48 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 12, 13, 14  Następny
Strona 13 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin