Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/05, 9:23 pm    Temat postu:

Dobrze tak Sarze, nie będę za nią płakać Laughing lol Wybrażam sobie, jak Jimmy uderza Bosco... Musiało boleć.
No i Cruz... Mam nadzieje, że nie będą znowu razem, bo ona musi być z Mannym! Słooodki jest Very Happy
Nareszcie coś napisałaś Very Happy Podoba mi się bardzo Wink czekam na więcej, naturalnie ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/08/05, 10:18 pm    Temat postu:

Cruz to jest Zajebista cześć lol naprawde.
po pierwsze dlatego ze usmiercilas te wstretna Sare
a po drugie dlatego ze Cruz i Bosco razem och podoba mi sie zakonczenie bardzo bardzo.
a ja Scu mam nadzieje ze jednak Cruz z Bosco beda razem. nikt tak nie pasuje do Cruz jak Bosco a do Bosco nikt tak jak Cruz. no moze Feith troche ale ja wole Bosco&Cruz.

Jimmy niezle sie wkurzyla ale ja jakos nie umiem go sobie wyobrazic wscieklego Very Happy

czekam na wiecej Cruz i ciesze sie ze moglam cos przeczytac przed wyjazdem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/06, 8:51 pm    Temat postu: Część pięćdziesiąta pierwsza

Słowo wstępne: Napisałam taką nową część Smile Mam nadzieję, że się spodoba Wink



Część pięćdziesiąta pierwsza




Bosco przewrócił się na drugi bok. Starał się jeszcze zasnąć, bo nie miał siły wstać, a głowę rozsadzał mu uporczywy ból głowy, który nie mijał. Dodatkowo potęgował go szum wody z prysznica, który go obudził. Bosco jęknął, kiedy spojrzał na miejsce obok siebie. Nikogo tam nie było, ale Bos wiedział co się stało. Nie był aż tak pijany, by tego nie pamiętać. Co prawda nie pamiętał wiele, wszystko widział jakby przez mgłę, ale wiedział, co się stało - spał z Cruz. I było mu z nią naprawdę dobrze, jak zawsze. I wiedział, że Cruz pewnie bierze prysznic - stąd ten szum wody. Zmusił się do tego, by wstać z łóżka i się ubrać, choć każdy ruch potęgował tylko ostry ból głowy. Wciągnął jednak spodnie i właśnie sięgnął po koszulkę, kiedy Cruz wyszła z łazienki.
- O, już nie śpisz? - spytała, uśmiechając się do niego lekko. - Obudziłam cię? - zadała kolejne pytanie i usiadła obok niego na łóżku.
Bosco wydawał się jej trochę nieobecny i to ją martwiło. Popatrzyła na niego uważnie, ale on nawet nie spojrzał w jej stronę tylko zarzucił na siebie koszulkę, kompletnie ją ignorując.
- Zrobię kawy - powiedziała, cmokając go delikatnie w policzek.
Wyszła z sypialni i poszła do kuchni. Bosco mimowolnie przypomniał sobie Faith, która niedawno zachowywała się tak samo jak Cruz - budziła się w jego ramionach, całowała go, a potem wracała do swojego normalnego życia, w którym nie było już miejsca dla niego. Bosco nie czuł się z tym dobrze. Nie chciał być zawsze na drugim planie. Chciał albo być z Cruz, albo móc o niej zapomnieć. Jeśli ona nie potrafiła z nim być, to może nie warto było do siebie wracać? Tak samo było z Faith. Skoro nie mogła rozstać się z Millerem, to po co z nim sypiała? Obie się nim bawiły, a mu to nie przeszkadzało - aż do teraz. Bo teraz nie było już Sary, do której zawsze mógł wrócić, bo on zawsze był dla niej numerem jeden. A nie tym drugim, którym był dla Cruz i Faith. Bosco cicho westchnął, starając się odepchnąć od siebie te myśli. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Spojrzał na Cruz siedzącą przy stole i pijącą kawę z jego kubka. Uśmiechnął się lekko pod nosem szczęśliwy, że Cruz jest tutaj, z nim, jednak kiedy spojrzał na nią po raz drugi uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.
- Ona zawsze tu siedziała - powiedział cicho, wskazując na miejsce, które teraz zajmowała Cruz.
Sam nie wiedział czemu to powiedział, czemu w ogóle skojarzył to miejsce z Sarą, czemu w ogóle o niej pomyślał i to do tego w czasie przeszłym. Przecież umarła ledwie wczoraj. Bosco wydawało się to takie nierealne i nieprawdziwe, jakby to nigdy nie miało miejsca.
- Jak chcesz mogę się przesiąść - powiedziała szybko Cruz, wstając z krzesła.
Bosco złapał ją jednak za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, że wylądowała na jego kolanach.
- To miejsce też mi odpowiada - szepnęła Cruz i pocałowała go mocno w usta.
Sama nie wiedziała czemu to robiła, chyba po prostu tego potrzebowała. Potrzebowała Bosco jak nikogo innego - jego pocałunków, dotyku jego ciepłej skóry, silnych ramion... Po prostu chciała z nim być, przynajmniej teraz. Bosco odwzajemnił jej pocałunek, a potem następny i następny... Przerwało im dopiero głośne pukanie do drzwi.
- Mam iść otworzyć? - spytała Cruz.
- Udajmy, że nikogo nie ma - odpowiedział tylko, całując ją w szyję.
Cruz cicho zachichotała. Bosco oderwał się od niej na chwilę. Spojrzał jej w oczy i powiedział cicho, tuląc się do niej jak małe dziecko.
- Kocham cię, wiesz?
Cruz aż znieruchomiała, kiedy usłyszała te słowa. Tak, pewnie, że wiedziała. Wiedziała i to od dawna. I ona też go kochała, ale... Był Santiago, była Sarah, była Faith... Zawsze ktoś był. I dlatego Cruz nauczyła się już żyć, a przynajmniej normalnie funkcjonować, bez Bosco. Ale Bos chyba nie potrafił poradzić sobie bez niej, albo zwyczajnie nie chciał. Cruz nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, bo nie chciała dawać mu nadziei na to, że znowu będą razem. Nie mogła mu tego zrobić, bo sama nie wiedziała jeszcze jak to wszystko się skończy.
- Bosco... - zaczęła, patrząc na niego. - Ta noc była... - urwała na moment, by dobrze ją zrozumiał. I chyba rozumiał. - Cudowna, ale... oboje nie wiedzieliśmy co robimy i...
Cruz nie miała pojęcia co miała jeszcze dodać. Dla niej to było oczywiste - oboje za wiele wypili, stało się i już, ale to nie znaczy, że będą znowu razem. Nie wiedziała jednak jak mu to powiedzieć. Uratowało ją jeszcze głośniejsze i coraz bardziej natarczywe pukanie do drzwi. Uśmiechnęła się do niego, cmoknęła go delikatnie w usta i wstała, rzucając jeszcze przez ramię:
- Zobaczę kto to.
Podeszła do drwi. Otworzyła i zamarła widząc w progu... Faith.
- O, cześć - wydukała niepewnie.
- Jest Bosco? - spytała beznamiętnie Yokas.
Obie jednak wiedziały, że jej obojętność jest tylko pozą. Jasne było, że widok Cruz w mieszkaniu Bosco o dziesiątej rano wytrącił ją z równowagi i dał do myślenia. I to do myślenia niezbyt przyjemnego. Po głowie Yokas krążyły różne pytania, ale jedno pojawiało się najczęściej: czy to oznacza, że Bosco i Cruz do siebie wrócili? Jeśli tak to chyba nie powinna tu przychodzić i robić tego, co dziś zrobiła.
- Jest - odpowiedziała tylko Cruz i przepuściła ją w drzwiach.
Minęła Bosco, delikatnie się o niego ocierając, i poszła do sypialni po swoje rzeczy. Chciała znikąć stąd jak najszybciej, bo wiedziała, że po prostu nie powinno jej tu teraz być.
- Przyprowadziłam samochód - powiedziała Faith, rzucając kluczyki od Mustanga Bosco na stół.
- Dzięki - mruknął tylko, popijając kawę.
Cruz wyszła z sypialni z torebką w dłoni.
- Będę się zbierać - powiedziała, biorąc jeszcze jeden ostatni łyk kawy.
Odłożyła kubek do zlewu i cmoknęła Bosco w policzek. Co prawda miała wielką ochotę pocałować go w usta i to bardzo mocno i namiętnie, ale powstrzymała się, bo po tym co zaszło między Bosco a Faith nie mogła tego zrobić.
- Zadzwonię - dodała i zniknęła za drzwiami.

***

Cruz weszła do mieszkania i od razu spojrzała na Santiago, który siedział z Andym na kanapie i oglądał Cartoon Netwrok. Cruz uśmiechnęła się na ten widok. Poczuła się tak, jakby poraz pierwszy w życiu miała normalną, kochającą się rodzinę. Miała ochotę iść do kuchni i zrobić obiad. Pocałować Manny`ego, porysować z Andym, posiedzieć w domu i po prostu być. Ale zaraz oprzytomniała. Nie było jej przecież na noc w domu. Manny na pewno nie był z tego zadowolony.
- Hej - przywitała się z nimi, ukrywając strach, za radosnym i beztroskim tonem głosu.
Andy rzucił się na nią, a ona zaczęła go do siebie tulić. Uwielbiała go. Przy nim realizowała się jako matka. Chciała pocałować Santiago, jednak on odsunął się od niej. Wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Andy spojrzał pytająco na Cruz, a ona tylko uśmiechnęła się do niego lekko, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku, chociaż sama w to nie wierzyła. Poszła do kuchni za Santiago.
- Manny... - zaczęła, stojąc w przejściu, by nie mógł tak łatwo wyjść.
- Gdzie byłaś? - spytał obojętnie, robiąc synkowi kanapkę.
Cruz skrzyżowała ręce na piersiach i podeszła nieco bliżej niego. Stanęła przy lodówce. Chwilę zastanawiała się nad tym, co ma mu odpowiedzieć. Nie wiedziała. W końcu uznała, że najlepsza będzie prawda, bo przecież Manny nie jest głupi i na pewno sam się domyśli, o ile już nie wiedział.
- U Bosco. Wstąpiliśmy wczoraj na drinka i trochę się zasiedzieliśmy - powiedziała.
Manny pokiwał głową. Było widać, że jest wkurzony. Bardzo. Cruz rzadko widywała go wkurzonego, ale teraz naprawdę taki był.
- Spałaś z nim? - spytał prosto z mostu.
Spojrzał jej w oczy i już znał odpowiedź.
- Pewnie, że spałaś - stwierdził, kiedy nie doczekał się od niej żadnej odpowiedzi.
Nie doczekał się też zaprzeczenia, więc już wiedział, po prostu wiedział.
- Przepraszam - wyszeptała tylko, podchodząc do niego.
Chciała go pocałować, przytulić, po prostu przeprosić, ale on odepchnął ją od siebie gwałtownie. Cruz była w takim szoku, że nie mogła zareagować. Nie potrafiła. Wbiło ją w ziemię. Manny nigdy nie był dla niej taki. Ale teraz go zdradziła, więc jaki miałby być? Zraniła go. Wiedziała o tym i nie chciała tego, ale stało się i już nic nie można było na to poradzić.
- Manny, daj spokój. Nie kłóćmy się - powiedziała, stając w przejściu, by nie mógł wyjść i jej wyminąć.
- Spóźnię się do pracy - stwierdził i odsunął ją od wejścia.
Wyszedł z kuchni i poszedł do syna. Podał mu kanapkę, przybił z nim piątkę i wyszedł, nawet nie patrząc na Cruz.

***

- Co? - spytał Bos, kiedy znowu natknął się na pełne wyrzutu spojrzenie Faith.
Siedzieli u niego w mieszkaniu i jedli pizzę przy włączonym telewizorze, chociaż tak naprawdę żadne z nich nie zwracało uwagi na to, co jest w telewizji. Każde myślało o czymś innym, a mianowicie o... Cruz. Faith ciągle miała przed oczami widok Cruz, otwierającej jej rano drzwi. A Bosco wciąż rozpamiętywał ich ostatnią noc.
- Wróciliście do siebie? - spytała Faith otwarcie, biorąc kolejny kawałek pizzy.
- Czy to ważne? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przełączając kanały w telewizorze.
- Dla mnie tak - odparła Yokas, spoglądając na niego. - Rozstałam się z Millerem - dodała.

***

- No, śpij już - powiedział Manny, odkładając na półkę jedną z bajek.
Spojrzał na swojego syna i uśmiechnął się do niego, przykrywając go kołdrą. Zapalił nocną lamkę, przy której świetle mały zawsze zasypiał. Już miał wstać i wyjść z pokoju, kiedy Andy zaskoczył go pytaniem.
- Tato, czy ty i ciocia się pokłóciliście? - spytał chłopiec, tuląc do siebie misia.
- Dlaczego pytasz? - zdziwił się Manny, nie wiedząc do czego zmierza malec.
- Lubię ją - odpowiedział tylko Andy.
- Ja też - powiedział Santiago, poprawiając synkowi poduszkę.
Mówił prawdę. Ale wiedział, ze sama miłość nie wystarcza. A przynajmniej nie wtedy, kiedy kocha tylko jedna osoba. A takie miał teraz wrażenie, jakby tylko on ją kochał, a ona go nie. Nie wiedział jak jest, ale wiedział, że musi z nią o tym porozmawiać i słowa syna dały mu do myślenia. Uśmiechnąl się do niego, potargał mu lekko włosy i podniósł się z łóżka. Wyszedł, gasząc za sobą światło. Minął sypialnię i poszedł do salonu, gdzie położył się spać na kanapie. Nie ustalali tego ze sobą, ale Manny wiedział, że tak będzie lepiej. Przynajmniej narazie...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/08/09, 10:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/06, 10:22 pm    Temat postu:

Podoba mi się, czy kiedykolwiek w to wątpiłaś? Wink

Ale się porobiło. Bosco mnie dobija. Namieszał, namieszał... Ja na miejscu Faith i Cruz kopnęłabym go w tyłek i puściła z torbami. Wkurzają mnie tacy faceci (kobiety z resztą też), którzy nie wiedzą, czego chcą. To irytujące.

Kolejna świetna część, mam nadzieje, że nie będzie kazała czekać na długo na nastpępną Very Happy Zżera mnie ciekawość, co będzie dalej lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/09, 12:20 pm    Temat postu: Część pięćdziesiąta druga

Słowo wstępne: Napisałam nową część. Jest bardzo krótka, ale przynajmniej wiele wyjaśnia (przynajmniej mi się tak wydaje...). Jakoś na więcej nie miałam siły i weny, ale dobre i to Wink Chociaż w sumie mogłam napisać to lepiej, ale niech już będzie ;P Miłego czytania!






Część pięćdziesiąta druga







Cruz przewróciła się na drugi bok. Spała niespokojnie. Praktycznie to w ogóle nie spała. Nie mogła. To łóżko było dla niej samej zdecydowanie za wielkie. Wcześniej dzieliła je z Mannym... albo z Bosco... Bosco... Kurcze, Cruz już sama nie wiedziała na czym stoi. Nie wiedziała, co ma zrobić, z kim być. Chyba ktoś powinien zadecydować za nią, dać jakiś znak. Chętnie oddałaby swój los w ręce kogoś innego, kto wiedziałby jak postąpić, z kim byłaby szczęśliwsza, z kim powinna być. Ale nie było takiej osoby. Sama musiała sobie radzić z tym co zrobiła. Sama. Bo sama sobie nawarzyła tego piwa i teraz sama musi je wypić. Cruz głośno westchnęła. Wszystko ją bolało, chociaż starała się zasnąć w najróżniejszych pozycjach. Nie mogła. Sen nie przychodził i Cruz kompletnie nie wiedziała co zrobić, by przyszedł. Ignorując to, że jest druga w nocy sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer Bosco. Czekała. Jeden sygnał... Drugi... Trzeci... Już miała się rozłączyć, kiedy dobiegł do niej zaspany głos z drugiej strony lini.
- Boscorelli - rzucił beznamiętnie do słuchawki, Bos.
- Cześć, Bosco - powiedziała tylko i czekała na jego jakąkolwiek reakcję.
Bosco jednak nie odezwał się ani słowem. Ona też nie. Milczeli. A to milczenie stawało się coraz bardziej męczące i uciążliwe. Jednocześnie żadne z nich nie wiedziało też jak ma zacząć tą rozmowę, rozmowę jakiej na pewno nie mogli uniknąć.
- Jesteś z Yokas? - spytała nagle Cruz, przerywając tym samym narastającą między nimi i coraz bardziej krępującą ciszę.
Sama nie wiedziała czemu spytała. Chyba bała się, że naprawdę z nią jest. Ale czego się miała bać? Przecież nie była z Bosco, chciała tylko jego dobra i szczęścia, a jeśli Bos mógł znaleźć to u boku Faith to dlaczego nie?
- Nie - odpowiedział tylko krótko.
Żadnego komentarza, nic, po prostu krótka i rzeczowa odpowiedź na równie krótkie i rzeczowe pytanie.
- Wpadniesz do mnie jutro przed pracą? Bo chyba musimy porozmawiać... - powiedziała Cruz, mocniej przyciskając do ucha słuchawkę.
Tak, zdecydowanie musieli porozmawiać i to na pewno nie przez telefon. Czekała na odpowiedź Bosco.
- Ok... - mruknął z wahaniem.
- Ok.
Znów nastała między nimi ta krępująca cisza, którą oboje bali się przerwać. Ale wiedzieli, że muszą się w końcu rozłączyć, tak samo jak rozstać. A jutrzejsze spotkanie miało to rozstanie tylko przypieczętować.
- To do jutra - powiedziała tylko Cruz i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź Bosco.
Odłożyla słuchawkę i westchnęła ciężko, świadoma tego, że właśnie zamknęła kolejny rozdział swojego życia. A przynajmniej miała taką nadzieję...


***


Wstała wcześnie, bo obudziły ją nienaturalne mdłości i bóle krzyża. Cruz wiedziała co się dzieje. Już raz przez to przechodziła. Dlatego nie zdziwiła się kiedy zobaczyła na teście ciążowym dwie kreski - czerwoną i niebieską - które wyraźnie dawały jej do zrozumienia, że jest w ciąży. Czyżby to był ten znak, że jednak powinna być z Mannym? Bo co do tego, że to dziecko Manny`ego nie miała nawet najmniejszych wątpliwości. Wczorajszej nocy z Bosco nie uważali, ale żaden test nie dałby pozytywnego wyniku w tak krótkim czasie, więc logiczne było to, że jest w ciąży z Santiago. Uśmiechnęła się promiennie do swojego odbicia w lustrze. Och, Boże jak ona się cieszyła. Odkąd po raz pierwszy zaszła w ciążę i musiała ją usunąć, marzyła tylko o tym, by mieć dziecko i teraz to marzenie miało się spełnić! Miała ochotę skakać z radości, by każdy dookoła wiedział jak bardzo jest szczęśliwa. Chciała rzucić się Manny`emu na szyję i powiedzieć mu o tym, że niedługo zostanie ojcem, ale coś ją przed tym powstrzymało. Wiedziała, że najpierw musi iść do lekarza. Musi być pewna.


***


Wracała od lekarza z jeszcze większym uśmiechem na ustach, niż miała rano. Była tak szczęśliwa jak jeszcze nigdy w życiu. I chciała powiedzieć Manny`emu. I to jak najszybciej. Weszła do mieszkania, chcąc podzielić się z Santiago radosną wiadomością, ale on siedział już na kanapie i wpatrywał się w test jak urzeczony. Cholera, musiała zostawić test w łazience.
- Robiłam dziś rano - powiedziała, uśmiechając się i siadając obok niego.
- Byłaś u lekarza? - spytał Manny, nadal nie mogąc oderwać wzroku od testu.
- Tak - odpowiedziała.
- Jestem w trzecim tygodniu. Lekarz nie ma zastrzeżeń - dodała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż dotychczas.
Manny spojrzał na nią z tak wielką miłością, że Cruz miała ochotę płakać z radości i wzruszenia. Była po prostu bardzo szczęśliwa i Santi chyba też.
- Mój Boże, skarbie - zaczął Manny, cały rozradowany, tuląc ją do siebie.
- Tak się cieszę - wyszeptał.
- Ja też - wypiszczała radośnie Cruz, całując go delikatnie.
On oddał jej pocałunek, całkowicie zapominając o Bosco i o ich wczorajszej kłótni. W końcu będą mieli dziecko. I oboje byli z tego powodu bardzo szczęśliwi...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/09, 8:14 pm    Temat postu:

Super! Będzie mały Santi. Oczywiście biorę też pod uwagę małą Santi lol
Bardziej mi do nich synek pasuje. Ale słoodko Very Happy Ciekawi mnie sytuacja z Bosco, jak to wszystko rozegra, jak zareaguje na wieść o ciąży Cruz (mam nadzieje, że nie wpadnie mu do główki, że to jego dziecko) no i z kim też nasz Boz w końcu będzie Razz
czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/09, 10:46 pm    Temat postu: Część pięćdziesiąta trzecia

Słowo wstępne: Bardzo, ale to bardzo krórka część (chyba najkrótsza jakąkolwiek napisałam), ale tak jakoś wyszło, więc jest. Chciałam po prostu wyjaśnić sytuację między Cruz&Bosco, a przecież nie będę tego doklejać do poprzedniej części, więc jest jak jest. Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba Wink




Część pięćdziesiąta trzecia




Cruz oderwała się niechętnie od Santiago, kiedy usłyszała głośne, bardzo dla niej charakterystyczne, pukanie do drzwi. Doskonale wiedziała kto to. Już miała wstać, kiedy Manny pociągnął ją z powrotem na kanapę. Pocałował ją delikatnie i chociaż Cruz miała wielką ochotę odwzajemnić jego pocałunek to nie zrobiła tego, tylko wstała, wyjaśniając mu pospiesznie, podchodząc jednocześnie do drzwi:
- To Bosco.
- Bosco?
Manny wydawał się być niemile zaskoczony, ale nim zdążył dodać coś jeszcze Boscorelli był już w mieszkaniu. Santiago z całej siły starał się ukryć niezadowolenie, ale kiepsko mu to wychodziło. Na ratunek przyszedł Andy, który wybiegł z pokoju z plecakiem w ręku.
- Tato, kiedy pojedziemy do mamy? - spytał chłopiec.
- Właściwie to teraz. Masz wszystko? - spytał Manny, wstając z kanapy.
Malec pokiwał energicznie głową. Cruz pożegnała się z Andym tak samo jak zwykle - tuląc go do siebie mocno, jak swoje prawdziwe i jedyne dziecko. Rozpierała ją radość i duma z tego, że niedługo rzeczywiście będzie mieć swoje maleństwo - swoje i Santiego.
- Jess go dziś zabiera - wyjaśnił Santiago, całując Cruz w policzek.
- Skoczę jeszcze na zakupy - dodał i szybko ulotnił się z mieszkania, wraz z rozradowanym, na spotkanie z matką, synkiem.
Santiago uznał, że lepiej będzie jak Cruz sama to załatwi i pobędzie z Bosco "sam na sam". Chociaż z drugiej strony Manny miał pewne obawy, bo Cruz nie potrafiła oprzeć się Bosco i Santi o tym wiedział, jednak liczył na to, że Cruz nie zrobi niczego głupiego, co mogłby popsuć ich związek. W końcu ostatnia noc z Bosco powinna jej wystarczyć, bo on nie miał zamiaru dłużej tolerować jej ciągłego niezdecydowania i zdrad, bo to go po prostu wykańczało i wkurzało.
Cruz uśmiechnęła się niepewnie do Bosco i poszła do kuchni zrobić kawy. Bosco usiadł na kanapie. Sięgnął po leżącą na stole gazetę, jednak jego wzrok szybko powędrował do leżącego obok testu ciążowego. Z pozytywnym wynikiem. Pozytywnym.
- Twój? - spytał Cruz, pokazując jej test.
Cruz rzuciła okiem w jego stronę i aż zamarła, kiedy zobaczyła w jego dłoni test. Nie chciała by się dowiedział, a przynajmniej nie chciała, by dowiedział się w ten sposób. Było już jednak za późno, o wiele za późno, by zaprzeczać albo udawać, że nic się nie stało, bo fakt faktem, była w ciąży z Mannym i nie było co tego ukrywać, bo Bos i tak by się dowiedział.
- Tak - przytaknęła tylko, podając mu kubek.
Usiadła obok niego tak jak zawsze to robiła, kiedy byli razem. Zawsze siadali obok siebie, on obejmował ją ramieniem... Potrafili tak tkwić w nieskończoność, bo samo bycie razem, samo ciepło drugiego jakże kochanego ciała, sprawiało im przyjemność i dawało poczucie bezpieczeństwa. I to się nie zmieniło, bo nawet teraz Cruz czuła się przy Bosco niezwykle bezpiecznie. Uwielbiała być przy nim, ale wiedziała, że nie może.
- Byłam u lekarza. Potwierdził to. Jestem w pierwszym miesiącu - dodała.
Bosco pokiwał tylko głową.
- Manny pewnie już wie, co? - spytał.
- Tak. Właśnie mu powiedziałam - odpowiedziała Cruz, biorąc łyk soku.
Tak, soku. Zamierzała o siebie dbać. Bardzo dbać. W końcu była w ciąży. I pragnęła tego dziecka jak niczego innego na świecie.
- Ucieszył się - dodała, jakby miało to dla Bosco jakieś znaczenie.
Ale cóż... Dla niej miało i to ogromne. I musiała się tym z kimś podzielić - podzielić swoją radością. Była szczęśliwa, że Santi się ucieszył, że chce tego tak samo mocno jak ona, że nie zareagował jak Bosco parę miesięcy temu. Nie żeby Bosco zareagował źle, nie, ale tym razem Cruz wiedziała, że to co innego niż wtedy, że to dziecko choć nieplanowane, będzie bardzo wyczekiwane i da jej, da im, wiele radości, po prostu to wiedziała, czuła i już nie mogła się doczekać narodzin dziecka.
- To dobrze - mruknął tylko Bos, nieświadomie przypominając sobie swoje własne reakcje na wiadomość o dziecku.
Najpierw powiedziała mu Cruz. Ucieszył się. Może nie było tego widać, ale się cieszył. Nie okazał tego po sobie dlatego, że chciał najpierw porozmawiać z lekarzem i dowiedzieć się czy przy chorobie Cruz ciąża, a raczej jej donoszenie, w ogóle jest możliwe. Okazało się, że nie i dlatego Cruz musiała zrobić aborcję. I Bosco, choć nie pokazywał tego po sobie, przeżył to tak samo ciężko jak Cruz. To był dla niego cios. Potem Sarah. Kiedy mu powiedziała nie uwierzył, a kiedy uwierzył wcale się nie cieszył tylko czuł się wielce pokrzywdzony i zamiast Sarę obwiniał za wszystko to jeszcze nienarodzone dziecko. Odtrącał od siebie nie tylko James, ale i to dziecko. I proszę - jaki tego skutek? Sarah nie żyje, a on nie zostanie ojcem. Nie teraz. I nie wiedział czy w ogóle kiedykolwiek nim będzie, bo po dwóch próbach miał dość bólu i cierpnienia, z jakim musiał sobie poradzić po tych stratach.
- ...więc chyba rozumiesz...
Bosco dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jego myśli błądzą daleko stąd i że w ogóle nie słuchał tego, co mówiła Cruz.
- Przepraszam, co mówiłaś? - spytał, jakby wyrwał się ze snu.
Cruz ciężko westchnęła. Powiedzenie tego, wyduszenie tego z siebie, po tylu miesiącach nieustannych rozstań i powrotów przez jakie ona i Bosco ostatnio przechodzili, nie było dla niej łatwe, a teraz musiała to wszystko jeszcze raz powtarzać.
- Powiedziałam, że się cieszę, że mogliśmy być razem, ale już nie możemy i doskonale o tym oboje wiemy, więc Bosco, musimy się rozstać, raz na zawsze, ale proszę cię... zróbmy to w cywilizowany sposób...
- Okay - odpowiedział tylko Bos, wzruszając niedbale ramionami.
- Co okay? - spytała zaskoczona Cruz, bo już nic nie rozumiała.
Myślała, że Bosco nie będzie chciał odejść, że będzie chciał z nią być... Ona się tu produkuje, nie spała pół nocy układając sobie w miarę delikatną i szczerą przemowę jaką miała wygłosić Bosco, by go za bardzo nie zranić, bo przez ostatnie dni i tak za wiele się wycierpiał, a on co? Mówi "okay"? Nie ma sprawy? Możemy się rozstać? Tak po prostu?
- No okay. Tak będzie dla nas najlepiej.
Cruz pokiwała głową, na znak, że się z nim zgadza.
- Poza tym Faith się do mnie jutro wprowadza - dodał.
- Wow, to super - stwierdziła cicho Cruz, nadal będąc w lekkim szoku po tym co powiedział Bos - okay, po prostu okay.
- No... - przytaknął.
Siedzieli tak razem jeszcze przez dłuższą chwilę, zdając sobie nagle sprawę z tego, że to naprawdę koniec. Cruz będzie z Santiago, może nawet wezmą ślub, urodzi mu dziecko, a może i całą gromadkę, a Bosco będzie z Yokas. Już nie będą razem. Ale czy kiedykolwiek byli?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/10, 1:14 pm    Temat postu:

Boże, ci faceci... Jak to dobrze ujęłaś - Cruz się produkuje, a Bosco automatycznie się ze wszystkim zgadza. Od zawsze wiedziałam, że męska część jest zawsze mało wylewna. No i Yokas się do niego wprowadza. Zobaczymy co będzie dalej Wink

Strasznie lubię tego ficka, chyba najbardziej ze wszystkich (chociaż mam co do tego pewne wątpliwości, bo uwielbiam wszystkie Twoje opowiadania) i jak zawsze czekam na kolejne części. Tylko nie karz nam długo czekać lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/10, 2:48 pm    Temat postu:

Dzięki Scu ;* Ale muszę Ci powiedzieć, że już prawie kończę tego ficka. Tzn. jeszcze będą jakieś 2-3 części i KONIEC Wink Tylko muszę przysiąść i to napisać, a znając mnie to jeszcze trochę to potrwa, zwłaszcza, że przed wyjazdem, jak i po powrocie, mam bardzo mało czasu i nie mam kiedy pisać... :/ No nic.
A tak w ogóle to wyjeżdżam 12 w sobotę, a wracam 20 Very Happy Piszę, żebyście się potem nie dziwili, że mnie nie ma Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/08/10, 4:28 pm    Temat postu:

kurcze przeczytalam 3 czesci naraz i jestem pod wrazeniem. bardzo mi sie podoba ale to jak zawsze Very Happy
ciesze sie ze Cruz w koncu wie czego chce i ze bedzie miec z Mannym dziecko i ze sie pogodzili. szkoda ze dala sobie spokoj z Bosco ale wazne ze jest szczesliwa. i fajnie ze Bosco bedzie z Feith

czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/22, 4:38 pm    Temat postu: Część pięćdziesiąta czwarta

Słowo wstępne: Zabijecie mnie chyba, ale cóż... Ostatnia część. Cóż... Pisałam tego ficka od lutego i mam do niego sentyment, ale to zdecydowanie za długo już się ciągnęło, więc liczę, że mnie zrozumiecie, że go zakańczam (głównie przez brak pomysłów, chyba...) i że się Wam spodoba Wink Czekam na komentarze!



Część pięćdziesiąta czwarta



Carlos czekał w szpitalnym korytarzu bardzo niecierpliwie. Na co czekał? Na lekarza. Holly zaczęła rodzić. Już trzecią godzinę leży na porodówce, a Carlos chodził z kąta w kąt nie mogąc się doczekać swojego pierwszego dziecka. Pierwszego i miał nadzieję nie ostatniego. Jego niecierpliwość była tym większa, że nadal nie wiedział czy będzie miał syna czy córkę, bo wspólnie z Holly ustalili, że wolą niespodziankę. Prawda była jednak taka, że to Holly chciała niespodziankę. Nieto zawsze był w gorącej wodzie kąpany i najlepiej chciał mieć wszystko zaraz, teraz. Niestety nie tym razem. Czekał już trzecią godzinę, chodząc nerwowo po szpitalu. W końcu zobaczył jak złocistowłosa położna o pięknym, wręcz anielskim uśmiechu woła go do sali. Carlos wziął kilka głębokich wdechów i poszedł w jej kierunku nie mogąc doczekać się widoku, jaki na niego czekał. Holly leżała na materacu, a przy piersi trzymała małą przesłodką, uroczą istotkę.
- Przywitaj się z Kimberly Nieto - powiedziała Holly, uśmiechając się szeroko do męża.
Carlos odwzajemnił uśmiech i niepewnie wyciągnął ręce po małą. Jego małą córeczkę... Jego krew, jego dziecko, jego rodzinę. Pierwszą i jedyną rodzinę jaką miał. I po raz pierwszy w życiu, trzymając w ramionach swoje maleństwo, poczuł wszechogarniającą go radość i szczęście. I łzy radości pod powiekami... Tak, był szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. A szeroki uśmiech Holly świadczył o tym, że ona też jest szczęśliwa. Oni byli szczęśliwi i mieli nadzieję, że zawsze będą...

***

SZEŚĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ


Davis siedział nad grobem Sullivana. Nieobecnym, przepełnionym bólem wzrokiem, wpatrywał się w pamiątkową tablicę.
John Sullivan.
Ukochany brat i wujek.
Oddany policjant.
Wspaniały przyjaciel.

Taaak... Sully był wspaniałym policjantem i przyjacielem. Jego najlepszym przyjacielem. Jedynym prawdziwym przyjacielem jakiego miał. Kochał go jak brat kocha brata, jak syn kocha ojca i strasznie mu go brakowało. Tęsknił za nim... Ale starał się żyć dalej, bo wiedział, że Sully nie chciałby aby po nim płakał i rozpaczał, by się nad sobą użalał, czy czuł się winny. Wiedział, że chciałby, by wszystko toczyło się dalej normalnym rytmem i Davis chciał by tak było, starał się by tak było. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń; czyjąś ciepłą dłoń, która zawsze dodawała mu otuchy. Odwrócił się w stronę stojącej obok niego Sashy. Uśmiechnął się do niej niepewnie, a ona mocno go do siebie przytuliła. Ty odwzajemnił uśmiech i z czułością dotknął jej brzucha.
- Jeśli to będzie chłopiec możemy go nazwać John. Mały Johnny... - szepnęła Monroe, przyciskając jego dłoń mocniej do swojego leciutko zaokrąglonego brzucha.
- Co ty na to? - spytała Sasha, uśmiechając się do niego ciepło i patrząc mu w oczy.
Ty uśmiechnął się do niej promiennie i pocałował ją w usta, chcąc powiedzieć jej te dwa piękne słowa, na które czeka każda kobieta: "kocham" i "dziękuję, że jesteś". Davis nie musiał jednak tego mówić. Wystarczył ten pełen miłości pocałunek...

***

Cruz szła z Mannym za rękę co chwilę zatrzymując się przy sklepowych witrynach, gdzie aż roiło się od wózków, grzechotek, zabawek i dziecięcych ubranek. Cruz była już w siódmym miesiącu ciąży. Cieszyła się i to bardzo i Manny także. Dbał o nią, troszczył się, kupował jej wszystko co chciała, uważał by dobrze się odżywiała... Była jego oczkiem w głowie, tak samo jak ich jeszcze nienarodzone dziecko. Już nie mógł, oboje nie mogli, doczekać się chwili, w której będą trzymali swoje maleństwo w ramionach, a raczej swoje maleństwa, bo USG wykazało, że to bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka. Oboje skakali do góry z radości, kiedy się dowiedzieli. O niczym innym tak nie marzyli jak o dzieciach, a teraz ich marzenie miało się spełnić. Byli szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi. Spacerowali po ulicach Nowego Jorku razem z Andym, który ze smakiem zajadał lody czekoladowe.
- Andy, uważaj! - zawołała za nim Cruz, kiedy wpadł na jakiś przechodniów.
Podbiegła w jego stronę, podczas gdy Manny kupował bilety do kina.
- Przepraszam... - zaczęła, przepraszającym tonem, chwytając Andy`ego za rękę i odciągając go od pary, w którą wpadł.
Kiedy jednak podniosła głowę od razu zamilkła, bo zdała sobie sprawę, że przed nią stoi... Bosco. I Faith, oczywiście. Popatrzyła na nich jak na kosmitów, bo dawno ich nie widziała, ściślej mówiąc odkąd dowiedziała się o tym, że jest w ciąży. Słyszała tylko, że Faith wprowadziła się do niego i że podobno jest między nimi w porządku i że są szczęśliwi. I teraz patrząc na nich, wiedziała, że naprawdę tak jest, bo oboje byli uśmiechnięci od ucha do ucha.
- Hej... - zaczęła, odgarniając włosy z twarzy.
Tak, włosy. Najprawdziwsze włosy, a nie żadne peruki, jak do tej pory. Od lecznenia minęło trochę czasu i choć Cruz nadal musiała chodzić na badania kontrolne to jednak jej życie wracało powoli do normalności.
- Cześć - odpowiedział Bosco, a kiedy tylko na nią spojrzał jego uśmiech jeszcze bardziej przybrał na sile.
- Andy, idź do taty - powiedziała Cruz, a chłopiec posłusznie oddalił się w stronę ojca, stojącego przy kinowej kasie.
- Skoczę do sklepu - Faith uśmiechnęła się do Bosco, cmoknęła go w policzek i weszła do najbliższego sklepu spożywczego.
Pomyślała, że lepiej zostawić ich teraz samych, niech sobie pogadają, a co. Przecież między nią a Bosco jest napawdę dobrze, więc nie ma się o co martwić.
- Co tam? - zagadnął Bos, wbijając ręce w kieszenie i patrząc na Ritzę z uwagą.
Tak naprawdę to nigdy nie przestał jej kochać i miał wątpliwości czy w ogóle kiedykolwiek przestanie. Za każdym razem kiedy ją widział jego serce biło jak szalone. I jej też. Żadne z nich jednak nie dało tego po sobie poznać, bo oboje byli w innych, szczęśliwych związkach.
- W porządku - odpowiedziała tylko Cruz.
- Będą bliźniaki - dodała, łapiąc się za brzuch i uśmiechając się promiennie.
- Wow.
Bosco zagwizdał przeciągle, uśmiechając się do niej ciepło.
- Gratuluję - dodał.
- A co u ciebie? - spytała Cruz, błyskawicznie zmieniając temat.
- Cóż... Nie będę mieć bliźniaków, ale wystarczy mi jedno - powiedział, uśmiechając się zagadkowo.
- To znaczy, że Faith... - zaczęła, nieco zaskoczona Cruz.
Bosco pokiwał tylko głową.
- Jakoś ją namówiłem - dodał.
Tak, musiał ją trochę pomęczyć, bo Faith ma już dwoje dzieci i nie uśmiechało jej się kolejne, jednak kiedy zrozumiała, że tylko dziecko może dać Bosco pełnię szczęścia postanowiła się zgodzić i tak oto była w drugim miesiącu ciąży. Ich znajomi, a zwłaszcza Davis, omal nie dostali zawału, kiedy się dowiedzieli, a Emily wpadła w taki popłoch, że do dziś się z niego nie wyplątała, tylko bezustannie lata po sklepach w poszukiwaniu różnych dziecięcych gadżetów. Była w szoku, kiedy dowiedziała się o mamie i Bosco. Nie mogła uwierzyć, że mogą być razem, ale jakoś się z tym pogodziła. Cieszyła się, że są szczęśliwi, ale czuła się trochę niezręcznie. Na szczęście wiedziała, że ta sytuacja nie zmieni relacji jej i Bosco, bo zawsze były one bardzo dobre. Tylko, że czuła się dziwnie... Jednak teraz miała na głowie pracę, którą bardzo pokochała i z którą dawała sobie radę coraz lepiej, i nie miała zbytnio czasu na rozmyślanie o mamie i Bosco. Jeśli już to myślała tylko o swoim jeszcze nie narodzonym bracie lub siostrze.
Cruz usłyszała jak Manny ją woła. Uśmiechnęła się do Bosco.
- No nic... - zaczęła, przytulając go do siebie delikatnie i cmokając w policzek.
- Trzymaj się. I zadzwoń - dodała na odchodnym.
- Jasne - odpowiedział tylko cicho Bos, patrząc na nią, jak odchodzi.
Odetchnął głęboko i starał się o niej nie myśleć. Był szczęśliwy z Faith, która teraz stała obok niego i opierała się lekko na jego ramieniu.
- Wszystko gra? - spytała, podając mu wodę mineralną.
- Tak - odpowiedział tylko, uśmiechając się do niej.
Tak, naprawdę wszystko grało. Było dobrze. Był szczęśliwy i Cruz też była, a to chyba najważniejsze, czyż nie? Szczęście. Tak, to jest najważniejsze. I oboje je znaleźli, mimo wszystko...


KONIEC


by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/08/23, 7:25 pm    Temat postu:

koniec? no jak to koniec? ;PPP co ty sobie wyobrazasz, ze mozesz po prostu skonczyc tego ficka po 54 - tej czesci? (moj numer mieszkania Wink ) trzeba bylo dojsc przynajmniej do 55 - tej, bylby fajny zbieg okolicznosci. No, a tak powaznie, to super sie skonczylo, wszyscy sa szczesliwi, a jak. Bo przeciez szczescie to podstawa, prawda? =)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/08/23, 9:28 pm    Temat postu:

Hehe nie skojarzyłam numeru części, sorka ;P Ale cieszę się, że się podoba ;] ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/02, 6:20 pm    Temat postu:

w koncu przeczytałam. Very Happy straszne ze to koniec ale naprawde super zakonczenie tyle ze ciezko pogodzic sie z rozstaniem z tym fickiem
szybko wymysl cos nowego i to najlepiej kilka nowych


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/02, 6:44 pm    Temat postu:

Dzięki Wink I cieszę się, że się podoba, bo miałam pewne obawy.
Kinia napisał:
ciezko pogodzic sie z rozstaniem z tym fickiem

Tak, mi też było ciężko, ale musiałam w końcu to skończyć, więc cóż... Choć czasem chciałabym coś tu jeszcze dopisać, tak z przyzwyczajenia Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14
Strona 14 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin