Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 I WILL ALWAYS LOVE YOU by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/16, 4:56 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

Mamy... My... Cruz zauważyła, że Bosco zawsze, nawet jeśli chodziło tylko o nią, mówił o nich razem, jakby całkowicie do siebie należeli i jakby tak miało zostać na zawsze.

To mi się strasznie podobało. Naprawdę ładnie to ujęłaś. Przynajmniej mnie chwyciło to za serce, a wzruszam się rzadko, albo wcale.

Część moim zdaniem, bardzo dobra. Dobrze, że coś napisałaś, bo mam straszną chrapkę na czytanie czegokolwiek, a już zdecydowanie na czytanie Twoich ficków.

Swoją drogą, nie lubię, jak rodzice wtrącają się w życie swoich dzieci. Tu mogę stawić za przykład Rose, która podpowiedziała Cruz, że ona i Boz powinni mieć dziecko. To chyba ich sprawa, tzn. logiczne, że martwi się, chcę dobrze i tak dalej, ale moim skromnym zdaniem, to irytujące. Przynajmniej mnie to irytuje Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/16, 5:22 pm    Temat postu:

pochłonelam kilka czesci na raz i coz moge powiedziec?? sa swietne jak zawsze Very Happy
po raz pierwszy podoba mi sie podejscie i zachowanie Bosco jest taki dojrzaly nie to co w innych fickach Very Happy troszczy sie o Cruz i ona jest wazna mimo tego co mu zrobila.
a co do Rose i Alexa to szkoda gadac zawsze musi sie pojawic ktos kto im spieprzy taka piekna milosc Very Happy
czekam na wiecej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/18, 8:46 pm    Temat postu:

Nie wiem jakim cudem, bo mam taki zapieprz w szkole, że praktycznie brak mi czasu, ale napisałam kolejną część Very Happy Bez rewelacji, ale zrozumcie - brak weny... :/ Ale mimo to - miłego czytania życzę Wink


Część dziewiąta

Cruz już miała wychodzić z samochodu, kiedy Bosco złapał ją za rękę. Spojrzał na jej pełne smutku i rezygnacji oczy i niemal poczuł pod powiekami łzy - tak bardzo było mu źle, kiedy Cruz cierpiała. Starał się, chciał, by było lepiej i miał nadzieję, że będzie.
- Nie musimy teraz podejmować decyzji, okay?
Wyszeptał, ściskając mocniej jej dłoń. Cruz odzwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się do niego niepewnie.
- Zastanowimy się i...
- Okay.
Zgodziła się tylko Cruz.
Cmoknęła go delikatnie w usta i wyszła z samochodu. Przewiesiła torbę przez ramię i skierowała się w stronę komisariatu. Bez słowa minęła Davisa i Sully`ego, wprawiając ich tym samym w kompletne osłupeinie.
- Hej, Cruz.
Zawołał za nią Davis, kiedy Ritza już ich minęła. Ona jednak nawet się za siebie nie odwróciła. Nie miała najmniejszej ochoty z nimi gadać, uśmiechać się i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę cały świat, jej plany, marzenia, walą się jej na głowę.
- Co jej jest?
Spytał Sully, kiedy Bosco przechodził obok nich, z równie smętną miną, co Cruz.
- Nic.
Mruknął tylko Bos i wyminął przyjaciół. Podszedł do Cruz i objął ją ramieniem, a ona tylko mocniej się do niego przytuliła. Razem weszli na komisariat, kompletnie ignorując Davisa i Sullivana.
- Co się z nimi dzieje?
Spytał Davis, drapiąc się ze zdziwieniem po głowie. Sully wzruszył tylko ramionami.
- Może coś z Cruz?
Zastanawiał się głośno Ty, idąc do radiowozu. Wziął łyk kawy, którą trzymał w ręku.
- Nie obchodzi cię to?
Spytał, kiedy nie zauważył ze strony Sully`ego najmniejszej reakcji. Nic, nawet obojętnego wzruszenia ramion, westchnienia niezadowolenia, jakiegoś cynicznego komentarza, tak charakterystycznego dla Sullivana, po prostu kompletne nic.
- To ich sprawy.
Stwierdził tylko Sully, biorąc łyk kawy. Skrzywił się, kiedy poczuł jej gorzki smak. Wyrzucił kubek za siebie, nawet nie patrząc gdzie.
- Tak, ale Bosco to nasz przyjaciel...
Zaczął Davis, jednak Sull zaraz mu przerwał.
- Tak, ale nie możemy wtrącać się w jego życie.
Otworzył drzwi radiowozu i usiadł za kierownicą. Ty również wgramolił się do samochodu.
- A poza tym Bosco doskonale wiedział w co się pakuje.
Mruknął Sully, odpalając silnik i ruszając autem spod komisariatu.
- Co masz na myśli?
Spytał Davis, patrząc na niego z zaskoczeniem. Oboje wymienili tylko znaczące, porozumiewawcze spojrzenia. Znali się niemal od zawsze, byli partnerami od sześciu lat, przyjaciółmi od wieków i rozumieli się bez słów, jednak Sully wyjaśnił, skręcając w boczną uliczkę.
- Wiedział, że Cruz jest chora. Nikt mu nie kazał pchać się w ten "związek".
Powiedział, przewracając oczyma i robiąc palcami cudzysłów, kiedy kładł nacisk na słowo "związek". Wszyscy wiedzieli, że Bosco i Cruz nigdy tak naprawdę nie byli razem, że łączył ich tylko seks i tak naprawdę nawet po ich ślubie mało kto wierzył w siłę i szczerość ich uczuć. Po komisariacie krążyły odwieczne plotki na temat kłopotów między nimi, choć tak naprawdę nie mieli ich prawie wcale, ale kogo to obchodziło? Ważne było tylko to, by móc o czymś poplotkować między sobą na wyjątkowo nudnym patrolu, a życie prywatne sierżanta wydziału do zwalczania przestępczości i tak wszystkim dobrze znanego funkcjonariusza Boscorelliego było odpowiednim tematem do niekończących się dyskusji i rozmów, bynajmniej niezbyt przyjemnych dla samych zainteresowanych. Poza tym od momentu ślubu niemal każdy z posterunku zakładał się o to, kiedy wezmą rozwód, a Bosco i Cruz doskonale o tym wiedzieli. Musiało być im z tym ciężko, ale radzili sobie i byli po prostu szczęśliwi, choć nie każdy w to szczęście wierzył. Davis jednak wierzył. A typowy dla Sullivana cynizm wcale nie oznaczał, że on nie wierzył w szczęście przyjaciela, tylko był po prostu bardziej sceptyczny.
- Daj spokój, Sull.
Mruknął tylko Ty, pijąc kawę.
- No co? Może nie mam racji?
Odburknął Sully, zerkając na partnera kątem oka.
- Co do czego?
- Niczego. Ale założę się, że Bosco od niej odejdzie, kiedy tylko zacznie robić się źle.
Odpowiedział tylko Sullivan, wzruszając niedbale ramionami, jakby mało go to obchodziło.
- W takim razie nie znasz Bosco.
Mruknął Ty, a widząc zdziwione spojrzenie Sully`ego zaraz dodał.
- On ją kocha. Jest w nią wpatrzony jak w obrazek.
- No, w tym to mu się akurat nie dziwię, w końcu ma na co popatrzeć.
Stwierdził Sull i cicho zachichotał. Ty też nie mógł powstrzymać śmiechu.
- I kto to mówi!
Zdziwił się, a Sully tylko szeroko się uśmiechnął. Davis pokiwał z niedowierzaniem głową i włączył radio. Właśnie leciał jakiś hip-hop, co doprowadzało Sullivana do istnej furii.
- Boże, co to jest?
Warknął, zmieniając kanał.
- To muzyka?
- Hip hop.
Mruknął Ty i znowu zaczął kręcić gałką w radiu, w poszukiwaniu ulubionego hip-hopowego zespołu, którego muzyka jeszcze tak niedawno rozbrzmiewała mu w uszach.
- To nie muzyka to...
- O, nie! Znowu się zacznie...
Jęknął zrezygowany Ty i założył na uszy słuchawki od odtwarzacza mp3, by nie musiał słuchać niekończącego się wykładu Sully`ego.

***

Bosco, nie zważając na badawczy wzrok Monroe siedzącej obok niego w radiowozie, otworzył książeczkę "Zrozumieć chemioterapię", którą dostali z Cruz od lekarza, i zaczął czytać. Wziął łyk kawy, przetwarzając każde zdanie, słowo po słowie i wbijając je sobie do głowy, tak by dobrze wszystko zrozumieć i niczego nie pominąć ani nie zapomnieć. W końcu chciał wiedzieć o leczeniu możliwie najwięcej, praktycznie wszystko, by móc maksymalnie wykorzystać możliwości, jakie mieli. Zaczął czytać.

Chemioterapia jest to metoda systemowego leczenia nowotworów złośliwych za pomocą leków cytostatycznych....

Przebiegł wzrokiem w dół strony, przewrócił jedną kartkę i zatrzymał wzrok na kolejnym zdaniu o lekach cytostatycznych, które były wlewane w chorego niemal hektolitrami.

Niestety leki te uszkadzają także inne szybko dzielące się, zdrowe komórki (szpik, błonę śluzową, komórki włosów), stąd często nieprzyjemne objawy niepożądane jak: anemia, nudności i wymioty, łysienie.

Bosco poczuł, że oblewa się zimnym potem. Nie wyobrażał sobie takiej Cruz - wymęczonej, wychudzonej, wymizerniałej, leżącej na szpitalnym łóżku i nie mogącej nawet ruszyć ręką, do tego łysą z chustką na głowie, taką, jaką zawsze mają dzieci chore na raka, pokazywane czasem w telewizji. To było dla niego nierealne, aż niemożliwe...
- Co czytasz?
Monroe wyrwała go z zamyślenia swoim pytaniem. Bosco spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. Zastanawiał się przez chwilę po co Sasha o to pyta. Przecież widzi i doskonale wie, co takiego czyta. Zaraz jednak odpowiedział, siląc się na obojętny i w miarę spokojny ton:
- Byliśmy z Cruz u lekarza i...
Bosco nie musiał nawet kończyć. Monroe rozumiała. Każdy rozumiał. Ale nie Bosco. Niby wiedział co to jest chemia, chciał by Cruz spróbowała leczenia, bo przecież zawsze jest szansa, zawsze jest nadzieja, ale jednocześnie nie wyobrażał jej sobie takiej.
- Zastanawiacie się nad leczeniem?
Ciągnęła dalej Monroe, kiedy zatrzymali się na światłach.
- Nie wiemy jeszcze, ale myślimy o tym...
Odpowiedział wymijająco Bosco, przewracając kartkę na następną stronę. Sasha pokiwała ze zrozumieniem głową.
- To dobrze.
Powiedziała, uśmiechając się do niego ciepło. Bosco również odpowiedział uśmiechem, choć nie przyszło mu to łatwo.
- Tak, chyba tak...
Mruknął i wrócił do czytania.

***

Cruz czekała na Bosco z kolacją. Wyszła wcześniej z pracy, bo nie czuła się najlepiej. Dziś nie dość, że się spóźniła i zniknęła na dwie godziny razem z Bosco, to jeszcze zwolniła się wcześniej. "Świetnie! Jak tak dalej pójdzie to Swersky mnie wywali..." - pomyślała, stawiając na stół wino. Nie powinna pić, ale chciała spędzić trochę czasu z Bosco i zjeść z nim romantyczną kolację, a więc bez wina nie mogło się obejść. Poszła jeszcze do kuchni po kieliszki. Po drodze wzięła jeszcze dwie tabletki aspiryny, choć i tak wątpiła w to, że jej pomogą, bo ból głowy tylko się nasilał i nie przechodził. Rozmasowała skronie, jakby to miało pomóc. Jednak nie pomogło, co było do przewidzenia. Usiadła więc na kanapę. Rzuciła okiem na zegarek - 22:30. Bosco powinien już być. Złapała za telefon. Nie żeby się martwiła, ale chciała po prostu usłyszeć jego głos. Wybrała numer.
- Cześć, kochanie.
Wyszeptała do słuchawki, kiedy tylko odebrał telefon.
- Cześć, skarbie. Jesteś już w domu? Bo nie mogłem cię znaleźć na posterunku...
- Tak.
Odpowiedziała tylko Cruz, zdając sobie sprawę z tego, że zapomniała zadzwonić i powiedzieć mu, że wcześniej wraca.
- Wyszłaś wcześniej z pracy?
Spytał, chyba nieco zaskoczony.
- Tak.
Przytaknęła Cruz.
- Źle się czułam.
Dodała cicho, nie chcąc go zbytnio martwić.
- Ale teraz jest okay?
Spytał, jednak zaniepokojony.
- Tak.
Odpowiedziała, choć nie była to do końa prawda.
- Nic mi nie jest.
Dodała pospiesznie, uprzedzając jego kolejne pytanie, o to jak się czuje. Nie chciała kłamać ani go martwić, więc wolała w ogóle pominąć ten temat.
- A u ciebie w porządku? Jak w pracy?
Spytała, zmieniając temat.
- Pogadamy w domu, okay? Już jadę. Będę za dziesięć minut.
Odpowiedział wymijająco, co nieco zbiło Cruz z tropu. Odruchowo jednak przytaknęła, bo nie chciała się z nim teraz o nic sprzeczać, nawet o najmniejszy drobiazg.
- W porządku...
- Kocham cię.
Powiedział, tak samo pełnym miłości głosem, jakim mówił jej to codziennie.
- Ja też cię kocham.
Wydusiła z siebie, dotykając ust, bo poczuła na nich krew. Rozłączyła się, sięgając po chusteczkę. Wytarła usta, ze zdziwieniem zauważając, że to jej pierwsze od bardzo dawna krwawienie dziąseł. Czyżby jej się pogarszało? Nie było to co prawda zaskoczeniem, a przynajmniej nie powinno być, ale Cruz przeraziła się. Wiedziała, że nie jest z nią dobrze i że kiedyś, i to całkiem niedługo, to wszystko się skończy, ale nie spodziewała się, że tak szybko. Wzięła drugą chusteczkę, chcąc jak najszybciej zatamować krwawienie, by Bosco niczego nie zauważył, bo nie chciała go martwić. "Już i tak ma ze mną wiele zmartwień..." - przebiegło jej przez myśl. Od razu też pomyślała o Alexie, który znowu do niej dzwonił. Nie chciała nic mówić Bosco, więc milczała, ale miała powoli dość jego telefonów. I trochę się bała... Jej rozmyślania przerwało jednak skrzypnięcie otwieranych drzwi. W progu zobaczyła Bosco, który punktualnie o 22:40 wrócił do domu. Cruz uśmiechnęła się do niego, jednak uśmiech szybko znikł z jej twarzy, kiedy zerknęła na jego lewe ramię, na którym był widoczny opatrunek.
- Co się stało?
Spytała, podchodząc do niego i przyglądając się ranie.
- Nic.
Bosco chciał zbagatelizować sprawę, jednak groźny wzrok Cruz zmusił go do wyjaśnień.
- Postrzelono mnie, okay? Ale nic mi nie jest.
Powiedział krótko i wszedł do pokoju, cmokając ją w policzek.
- Co jest na kolację?
Spytał, siadając do stołu i uśmiechając się na widok wypełnionego po brzegi stołu. Już miał zabrać się do jedzenia, kiedy usłyszał nieśmiały głos Cruz.
- Najpierw chcę pogadać...
Odwrócił się w jej stronę i czekał na to, co powie.
- Bosco, ja... Myślałam trochę o tym wszystkim...
- O czym?
Przerwał jej Bos, choć doskonale wiedział do czego zmierza.
- O leczeniu.
Odpowiedziała Cruz, zaraz jednak dodając.
- I doszłam do wniosku, że... Ja nie chcę, Bosco.
Wyszeptała, spuszczając wzrok. Nie mogła patrzeć mu w oczy, bo wiedziała, że rani go swoją decyzją. W końcu jeśli nie będzie się leczyć to umrze i to znacznie szybciej niż gdyby się leczyła. Zostawi go. Zostawi... Nie chciała, ale wiedziała, że po prostu nie ma innego wyjścia. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się lekko, gładząc go delikatnie po twarzy i dłużej zatrzymując dłoń na jego bliźnie, którą miał przez nią, bo ją uratował. I po raz kolejny Cruz pomyślała, że zrobił to niepotrzebnie. Niepotrzebnie tak cierpiał, skoro ona i tak umrze. Czy to ważne kiedy? - pytała samą siebie, choć wiedziała, że dla Bosco to jest ważne i to bardzo.
- Kochanie, ja... Kocham cię, ale proszę...
Wyszeptała, kiedy Bosco strącił jej rękę ze swojej twarzy.
- Zrozum...
- Co mam zrozumieć?!
Warknął i wstał z krzesła, zmuszając Cruz by również wstała. Przeszedł się nerwowo po pokoju i zaczął, już nieco głośniejszym i bardziej zdenerwowanym tonem niż wcześniej.
- To, że się poddajesz? Że mnie zostawisz ot tak sobie, bo nie chce ci się leczyć? Wolisz zrezygować, poddać się i tak po prostu odejść! Nie zależy ci...
- Zależy, ale...
Przerwała mu Cruz.
- Nie, wcale nie!
Krzyknął, zmuszając ją do tego, by była cicho i choć raz dała mu mówić. Cruz poczuła pod powiekami łzy, jednak posłusznie milczała.
- Gdyby ci zależało spróbowałabyś! Jeśli nie dla siebie, to dla mnie.
Dodał. Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak kiedy zobaczył, że Cruz płacze, zamilkł, bo przecież nie na tym mu zależało. Nie chciał jej denerwować, martwić ani tym bardziej ranić. Ale po prostu już nie mógł, nie dawał rady... Cruz chyba też nie, bo po jej policzkach spadały łzy.
- Przepraszam...
Wyszeptała, z trudem hamując kolejne łzy. Otarła oczy wierzchem dłoni i weszła do sypialni, mijając Bosco bez słowa i cicho zamykając za sobą drzwi. A Bosco? Złapał kurtkę i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/18, 9:25 pm    Temat postu:

Ech, rozklejający koniec :\

Sully i Ty wymiatają. I hip hop ;> To było GENIALNE przeż duże G Wink
No i Davis... Hm, ja tam upierałabym się przy jakimś romansiku między nim, a Cruz. Bo mi do siebie pasują i już!

I czekam, czekam na więcej! ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/19, 4:20 pm    Temat postu:

scully napisał:
Ech, rozklejający koniec :\

Tzn? Bo jestem po 8 godzinach w szkole, totalnie wykończona i zmęczona i nie jarzę nawet najprostych komunikatów... Mózg mi chyba wyparował od nadmiaru polskich i historii sztuki... :/
scully napisał:
No i Davis... Hm, ja tam upierałabym się przy jakimś romansiku między nim, a Cruz. Bo mi do siebie pasują i już!

Hm, zastanowię się, choć miał to być fick z założenia tylko o Bosco&Cruz to może coś napiszę, bo mnie coś korci, ale bez przesady, bo Bosco&Cruz forever Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/19, 5:32 pm    Temat postu:

kolejna świetna częsc Very Happy tez uwazam ze koncowka byla rozklejająca. a mnie najbardziej podobał sie text Sallyego

Cruz napisał:
- On ją kocha. Jest w nią wpatrzony jak w obrazek.
- No, w tym to mu się akurat nie dziwię, w końcu ma na co popatrzeć.
Stwierdził Sull i cicho zachichotał. Ty też nie mógł powstrzymać śmiechu.
- I kto to mówi!
Zdziwił się, a Sully tylko szeroko się uśmiechnął


oczywiście też czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/19, 10:11 pm    Temat postu:

Starałam się wykorzystać cały mój wolny czas na pisanie (moja obsesja i uzależnienie ;P) i oto co powstało Very Happy Może za dobre to nie jest, ale JEST i to się liczy, bo w najbliższym czasie mam tyle nauki, że wątpię, bym dała radę cokolwiek napisać :/ Zresztą teraz muszę się jeszcze nauczyć na matmę i historię, więc mykam i życzę miłego czytania Wink ;* Ach no i dałam mały (?, okaże się później, w zależności od mojego nastroju, czasu i pomysłów, czyli od bardzo wielu czynników ;P) wątek Cruz&Davis, tak speszyl fo Scu ;* Zresztą mi ta para też bardzo się podoba ;]

Część dziesiąta

Cruz ledwo wstała z łóżka. Wszystko ją bolało i nie mogła się prawie ruszać. Wiedziała jednak, że musi iść do pracy, a nawet jeśli Swersky zrozumiałby jej nieobecność, a zrozumiałby na pewno, bo w końcu każdy rozumiał, to ona po prostu chciała iść do pracy i czymś się zająć, a już na pewno zobaczyć Bosco. Podejrzewała, że przed pracą go nie zobaczy, bo obudziła się w pustym łóżku i nie słyszała, żeby w mieszkaniu był ktoś poza nią. Do salonu weszła jednak na paluszkach, by w razie co, nie obudzić Bosco. Zerknęła na kanapę, na której leżała pościel i jego ciuchy, ale jego samego nie było. Cruz nie była zbytnio zaskoczona, ale i tak było jej smutno. A jeszcze smutniej zrobiło się jej, kiedy przeczytała leżącą na stole kartkę:

Musiałem być wcześniej w pracy. B.

I tylko tyle. Cruz nie uwierzyła w ani jedno słowo z tej karteczki. Sięgnęła po telefon, chcąc do niego zadzwonić i wyjaśnić to, co się wczoraj stało. Zaraz jednak odłożyła słuchawkę, bo nie chciała się przed nim płaszczyć, o nie! Rzuciła telefon na kanapę i poszła do łazienki, po drodze biorąc czyste ciuchy. Właśnie zakładała bluzkę, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zerknęła na zegarek - 13:45. Nie była spóźniona, więc odruchowo pomyślała o Bosco, że może jednak wrócił do domu i przestanie się z nią w końcu kłócić. Otworzyła więc drzwi. W progu zobaczyła jednak Davisa, który oniemiały, wpatrywał się w jej niemalże niczym nieosłonięty dekolt. Cruz aż zamurowało.Odruchowo zakryła się bluzką, choć to i tak niewiele dało.
- Cześć.
Powiedział wyraźnie speszony Davis i szybko spuścił wzrok. Cruz tylko uchyliła mu drzwi i wpuściła go do środka, zaczynając na wstępie i jednocześnie ubierając bluzkę, która i tak miała wielki dekolt.
- Bosco nie ma.
Poszła do kuchni i wyjęła z lodówki wodę. Wzięła potężny łyk napoju i wyciągnęła butelkę w stronę Ty`a. On jednak pokręcił głową.
- Nie, dzięki...
Cruz kiwnęła tylko głową i schowała wodę do torby, którą niemal zawsze brała do pracy.
- Przyszedłem do ciebie.
Dodał, zerkając na kanapę, na której wciąż leżały ciuchy Bosco. Cruz od razu wyłapała jego badawcze i zaciekawione spojrzenie, jednak nic nie powiedziała, bo w końcu co mu do tego? To jej, ich, sprawy. On nie ma prawa się wtrącać.
- Tak? Po co?
Zaciekawiła się Cruz, zbierając ciuchy Bosco i wrzucając je do sypialni na łóżko. Ty podrapał się nerwowo po głowie i odpowiedział.
- Dziś mieliśmy zgarnąć Dana Martina...
- Tego handlarza narkotyków?
Spytała Cruz, podając mu telefon, torebkę i teczkę.
- Potrzymaj.
Dodała ,stając przed lustrem i związując włosy z luźny kok. Ty posłusznie wziął rzeczy, choć ledwo je wszystkie udźwignął.
- To miało być dziś?
Zadała kolejne pytanie, malując usta i zupełnie nie zwracając uwagi na Davisa, który uważnie jej się przyglądał. Mierzył ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów, zatrzymując się dłużej na jej zgrabnych nogach i pośladkach, uwydatnionych przez bluzkę z dekoltem piersiach, szyi i lśniących ustach. Sam nie wiedział kiedy, jak i dlaczego, ale nagle oblał się zimnym potem, wyobrażając sobie, że całuje ją po jej długiej szyi, ślicznych, apetycznych wprost ustach... Wiedział, że ona musi słodko smakować... Ale wiedział też, że to żona jego najlepszego (nie licząc Sullivana) przyjaciela i nie ma prawa tak o niej myśleć. Jednocześnie to, że Cruz jest związana z Bosco go w niej pociągało, intrygowało i sprawiało, że nie mógł przestać o niej myśleć, choć bardzo się starał.
- Davis? To miało być dziś?
Stanęła wprost przed nim i powtórzyła pytanie, wyrywając go tym samym z intensywnych rozmyślań o niej. On jednak nadal nie odpowiadał tylko wydobył z siebie kilka nic nieznaczących westchnień. Nadal myślał tylko o niej i o tym, że teraz jest tak blisko niej, że wystarczyłoby by wyciągnął rękę i już dotknąłby jej miękkiej skóry, pięknych ust...
- Davis, o czym myślisz?
Spytała, krzyżując ręce na piersiach i sprawiając, że tym samym Davis z jej twarzy przeniósł wzrok na jej dekolt.
- Ja... Myślę...
Zaczął, spuszczając wzrok, bo poczuł się nagle okropnie skrępowany, tak jakby Cruz wiedziała o tym, że myślał o niej.
- O wielu rzeczach...
Mruknął, przenosząc wzrok znowu na jej usta.
- Na przykład?
Drążyła dalej Ritza, nie spuszczając z niego ciemnych oczu. Davis poczuł, że jeśli ona zaraz się od niego nie odsunie to zrobi coś głupiego. I miał rację, bo zamiast znowu coś odburknąć i odsunąć się od niej, przybliżył się jeszcze bardziej.
- Na przykład o tym...
Odpowiedział, zgodnie z prawdą, przyciągając ją do siebie i obdarowując ją nieśmiałym, ale jednocześnie bardzo mocnym i pełnym namiętności pocałunkiem. A Cruz? Wcale się od niego nie odsunęła. Wręcz przeciwnie - odwzajemniła jego pocałunek z jeszcze większą pasją. Sama nie wiedziała czemu to zrobiła. Chyba dlatego, że czuła się ostatnio okropnie samotna, bo Bosco był dla niej obcy, zwłaszcza po ich wczorajszej kłótni, i potrzebowała czułości i uczucia, że jest komuś potrzeba, że ktoś jej pragnie... Davis zanurzył dłoń w jej lśniących, ciemnych włosach i pogładził ją delikatnie po policzku. Z jej ust wydobył się cichy jęk rozkoszy, który przywołał Davisa do porządku. Ty oderwał się od niej, choć Cruz zdecydowanie całowała nieziemsko i było mu z nią dobrze. Jednak mimo to, nie potrafił, nie mógł pozwolić, by to zaszło dalej, bo przecież Cruz była żoną Bosco. Odchrząknął lekko, odsuwając ją od siebie delikatnie.
- Mniej więcej o tym myślałem.
Wyszeptał, biorąc głęboki oddech. Cruz spojrzała na niego uważnie i wymruczała mu wprost do ucha, podchodząc do niego bliżej:
- Tylko o tym?
Ty poczuł na sobie jej oddech i lekki zapach owocowych perfum. Zakręciło mu się w głowie, kiedy poczuł jej ciało tak blisko siebie. Przełknął ślinę i pokiwał głową, wyduszając z siebie.
- Tak, tylko o tym.
Cruz uśmiechnęła się do niego lekko i stwierdziła, zabierając od niego swoje rzeczy.
- To dobrze.
Wzięła ze stołu klucze i skierowała się w stronę drzwi.
- Chodź.
Powiedziała i wyszła z mieszkania, uśmiechając się lekko pod nosem.

***

- I jak?
Zagadnął Sully Davisa, pijąc kawę i idąc w stronę radiowozu.
- Co jak?
Spytał Davis, totalnie zbity z tropu. Był bowiem ciągle zamyślony, bo po głowie wciąż chodziły mu wspomnienia jego pocałunku z Cruz. Było mu wtedy tak dobrze, tak dobrze...
- No akcja z wydziałem.
Wyjaśnił Sully, wywracając oczyma.
- Aaa, to. Poszło jak po maśle.
Wydusił z siebie Ty, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Byłeś w grupie Cruz?
Sull zadał kolejne pytanie.
- Tak.
Odpowiedział krótko Davis, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Sully jednak nadal drążył.
- I co?
- Nic.
- Akurat.
Sully nie uwierzył w ani jedno słowo partnera. Wsiadł do radiowozu, tym razem pozwalając Davisowi usiąść za kierownicą i prowadzić.
- Wiesz... Byłem dziś u niej, bo chyba zapomniała o tej akcji.
- I?
- Jak wszedłem do mieszkania to Bosco już nie było. I chyba spał na kanapie...
- I co z tego?
Spytał Sull, obojętnie wzruszając ramionami.
- No nic, ale chyba im się nie układa.
Mruknął.
- Dam ci dobrą radę.
Zaczął Sull, całkowicie poważnym, ale jednocześnie spokojnym i pozbawionym emocji tonem.
- Nie wtrącaj się.
- Ale...
Zaczął Davis, jednak Sully od razu mu przerwał.
- Żadnych "ale", Davis. To nie jest twoja sprawa, tylko ich, rozumiesz?
- Tak, ale...
Sully już miał mu znowu przerwać, kiedy Ty wyrzucił z siebie.
- My... pocałowaliśmy się dzisiaj.
- CO?!
Sully był totalnie zaskoczony, wręcz zszokowany, a wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego.
- Co zrobiliście?!
Krzyknął Sullivan, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał od swojego partnera.
- Masz problemy ze słuchem?
- Davis, oszalałeś!
Warknął Sully, całkowicie tracąc nad sobą panowanie.
- No co? A co ja mogę zrobić? Stało się i tyle.
Mruknął Ty, skręcając w Dawson Street.
- Więc po co mi o tym mówisz?
- Sam nie wiem...
Wyszeptał Davis, bardziej do siebie samego niż do Sullivana.
- Po prostu... Gdyby wszystko między nimi było okay, to nie zrobiłaby tego, racja?
- A co? Bawisz się w psychologa? To nie twoja sprawa Davis, bez względu na to, co się stało. I lepiej uważaj, bo jak Bosco się o tym dowie, możesz być pewny, że nie dożyjesz Gwiazdki.
- Powiesz mu?
Sully przez chwilę milczał, choć i tak wiedział co odpowie - lubił Bosco, ale Ty był jego przyjacielem i partnerem i nie mógłby mu w żaden sposób zaszkodzić.
- Powiesz?!
Drążył dalej Davis, coraz bardziej nerwowym tonem.
- Nie.
Odpowiedział Sull i odwrócił się w stronę szyby. Po ostatnich rewelacjach jakie usłyszał, nie miał już ochoty na rozmowę z Davisem.

***

Cruz czekała aż Bosco wróci z pracy. Dziś odpuściła sobie robienie kolacji, bo wiedziała, że to i tak nie ma sensu. Odgrzała jedynie to, co zostało z wczoraj i usiadła przed telewizorem. Była dwunasta w nocy, a Bosco nadal nie było. Normalnie Cruz zaczęłaby się martwić, ale po ich wczorajszej kłótni była przygotowana na wszystko, nawet na to, że Bosco w ogóle nie wróci na noc do domu, choć tego by mu już pewnie nie wybaczyła. Piła kawę i bezmyślnie przełączała kanały w telewizorze, kiedy usłyszała dźwięk otwieranego zamka w drzwiach. Odruchowo wyłączyła telewizor, gotowa do rozmowy z nim. Popatrzyła na niego, kiedy tylko pojawił się w progu.
- Jeszcze nie śpisz?
Spytał Bosco, mijając ją obojętnie i idąc do kuchni.
- Już późno.
Dodał, nalewając sobie kawy i mierząc ją uważnym spojrzeniem.
Cruz spuściła wzrok, bo po tym co się dziś stało z Davisem nie miała odwagi spojrzeć Bosco w oczy. Niby to był tylko pocałunek, nic wielkiego, ale jednocześnie był to dla niej sygnał, że naprawdę coś jest między nimi nie tak, skoro już dwa razy zwróciła uwagę na innego mężczyznę - najpierw na Alexa, a potem na Davisa. To ją trochę niepokoiło, bo była pewna, że kocha tylko Bosco. Więc czemu myślała o innych? Teraz jednak odrzuciła od siebie te myśli, bo chciała z nim porozmawiać i wyjaśnić parę spraw. Wstała z kanapy i podeszła do niego. Oparła się o framugę drzwi od kuchni i zaczęła, zmuszając się do tego, by spojrzeć mu w oczy.
- Bosco... Przepraszam za wczoraj, ale nic nie poradzę na to, że naprawdę nie chcę tego zrobić.
Urwała na moment, jednak zaraz kontynuowała, nie pozwalając Bosco jej przerwać.
- I tu nie chodzi o ciebie, ale o mnie. Ja...
- Co?
Spytał, beznamiętnym tonem, patrząc na nią obojętnie. To ją zabolało, jednak starała się nie pokazać tego po sobie
- Nie chcę spędzić pół życia w szpitalu, przykuta do łóżka. Nie rozumiesz tego, bo to nie ty musiałbyś przez to przejść.
Wydusiła z siebie.
- Ależ ja rozumiem, Cruz!
Powiedział nieco podniesionym głosem.
Ritza ze zdziwieniem zauważyła, że zwrócił się do niej "Cruz". Z reguły nazywał ją skarbem, myszką, kochaniem, słońcem... Ale nie tym razem i dlatego Cruz poczuła lekkie ukłucie w sercu.
- Leżałem w szpitalu przez siedem miesięcy...
Zaczął, jednak Cruz gwałtownie mu przerwała.
- Tak, Bosco, ale wiesz na czym polega różnica? Ty wyszedłeś ze szpitala. Ale jeśli ja do niego pójdę, to już z niego nie wyjdę. A nie chcę tam umierać!
Wyrzuciła z siebie, zdławionym głosem, z trudem hamując łzy, napływające jej do oczu. Bosco popatrzył na jej ciemne, smutne oczy i nie zastanawiając się ani przez chwilę, mocno ją do siebie przytulił. Pogłaskał ją po głowie i pocałował delikatnie w czoło. Wiedział, że Cruz ma rację, że to jej decyzja i jeśli naprawdę ją kocha to musi tą decyzję zaakceptować, bo właśnie na tym polegała miłość. I wiedział, że źle postąpił, tak na nią wczoraj najeżdżając. Wyszeptał więc, patrząc jej w oczy i odgarniając opadające jej na twarz włosy.
- Przepraszam, skarbie...
- Ja też, Bosco. I nie chcę się kłócić...
Powiedziała cicho, przyciskając wargi do jego ust. Bosco odwzajemnil jej pocałunek.
- Kocham cię...
Wyszeptała jeszcze i mocno się do niego przytuliła.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/20, 11:19 am    Temat postu:

Aa! Mówiłam, że wprowadzenie małej akcji z Davisem&Cruz będzie świetnym pomysłem! To było super Very Happy i jeszcze Davis z tekstem: "Mniej więcej o tym myślałem", to mnie zwyczajnie rozwaliło lol

A końcówka chwyta za serce. To znaczy, ja też nie chciałabym umrzeć w szpitalu. Kto jak kto, ale Bosco najlepiej powinien Cruz rozumieć.

Czekam i czekam, i czekam na kolejną część :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/24, 2:42 am    Temat postu:

Ech, napisałam coś, ale jakieś to takie kiepskie jest i do tego krótkie... Ale jest w sumie, nie? No nie wiem... Może się spodoba, choć mi nie podoba się wcale... :/



Część jedenasta




- Dobrze się czujesz, kochanie?
Spytał Bosco, patrząc na Cruz, która właśnie wychodziła z łazienki. Nie wyglądała dobrze, ale starała się nadrobić to miną. Uśmiechnęła się do niego i odpowiedziała lekko:
- Tak.
Bosco spojrzał jednak na nią podejrzliwie, kiedy zaczęła się ubierać, nawet na niego nie patrząc.
- Pewnie, że tak.
Dodała zaraz, odwracając się do niego i widząc niepewność na jego twarzy.
- Ale... Chyba pójdę do pracy trochę później.
Wyszeptała niepewnie.
- Myślisz, że Swersky będzie miał coś przeciwko?
Spytała, kładąc się obok na łóżku. Przytuliła się do niego, a on tylko się uśmiechnął, głaszcząc ją po głowie.
- Hmm... Nie.
Odpowiedział, po krótkim namyśle.
- Jasne...
Wyjęczała Cruz, wstając z łóżka i związując włosy w lekki kucyk. Bosco przyciągnął ją jednak z powrotem do siebie, przewalając znowu na łóżko. Pocałował ją mocno w usta, sięgając ręką do jej bluzki i dotykając jej piersi. Cruz cicho zachichotała, kiedy poczuła jego ciało tak blisko swojego. A on znowu ją pocałował, równie namiętnie i mocno jak poprzednio. Ritza odwzajemniła jego pocałunek, a potem następny i następny...

***

Bosco podszedł do drzwi, jednocześnie zakładając na siebie spodnie i sięgając po pierwszą z brzegu koszulkę. Otworzył. Przed nim stał nie kto inny jak Ty Davis we własnej osobie.
- Cześć.
Wydukał niepewnie, podając Bosco rękę na powitanie. Dziwnie się czuł stojąc przed nim tak po prostu i udając, że wszystko jest jak dawniej, bo w końcu nie do końca było. Ale Bosco o tym nie wiedział i nie powinien.
- Cześć.
Odpowiedział tylko Bos, wpuszczając go do środka.
Niemal w tej samej chwili do pokoju weszła Cruz w samej bieliźnie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej rzeczy.
- Kochanie, nie widziałeś mojej czarnej bluzki?
Spytała, jednak zaraz zamilkła, kiedy zobaczyła Davisa. Zamarła w bezruchu, gapiąc się na niego jak na jakąś zjawę. Czuła się tak głupio, że nie miała nawet siły cofnąć się z powrotem do sypialni. Przegryzła nerwowo wargę i wydusiła z siebie, idąc do innego pokoju.
- Okay, wezmę inną.
Zniknęła niemal tak szybko jak się pojawiła, bo głupio się czuła, kiedy tak stała pół naga przed Davisem, który wprost rozbierał ją wzrokiem.
- Przeszkodziłem wam w czymś?
Sytał Ty, nadal patrząc w miejsce, w którym przed chwilą stała praktycznie pół naga Cruz. Zerknął na Bosco, który właśnie zakładał koszulkę i poczuł się okropnie głupio. Bosco jednak tylko zbył jego pytanie szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechem, co wystarczało Davisowi za odpowiedź.
- Jedziesz do pracy?
- Daj mi pięć minut.
Odpowiedział Bos, szczerząc zęby w uśmiechu i idąc do sypialni, w której siedziała Cruz, pewnie nie mniej speszona jak sam Davis, który usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor, bo wątpił, by Bosco rzeczywiście wrócił po pięciu minutach.

***

Cruz siedziała na łóżku już kompletnie ubrana, kiedy poczuła na szyi delikatny pocałunek Bosco. Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się niepewnie. Czuła się dziwnie, kiedy ją całował. Czuła się podle, tak jakby go oszukiwała. I w sumie tak było - zdradziła go, nie powiedziała mu o telefonach od Alexa, a po ich pierwszej poważnej kłótni pocałowała się z Davisem... I teraz, po tym wszystkim, nie była w stanie patrzeć mu w oczy.
- Skarbie, muszę jechać do pracy...
Wyszeptał, całując ją czule w kark.
- Chcesz się z nami zabrać?
Spytał. Cruz pokiwała jednak przecząco głową.
- Kiepsko się czuję.
Powiedziała, jednak zaraz dodała, żeby nie martwić Bosco.
- Pójdę do lekarza, ale przyjadę do pracy, tylko trochę później. Przekaż Manny`emu żeby się wszystkim zajął, okay?
- Pewnie, ale może skoro kiepsko się czujesz...
Zaczął, jednak Cruz zaraz mu przerwała.
- Nie czuję się aż tak źle. Przyjadę do pracy.
Bosco pokiwał tylko z rezygnacją głową. Wiedział, że nie ma sensu z nią dyskutować. Pocałował ją na pożegnanie i już miał wychodzić, kiedy Cruz wyszeptała nieśmiało w jego stronę.
- Bosco, ja...
Odwrócił się w jej stronę.
- Co kochanie?
- Muszę ci coś powiedzieć.
Wydusiła z siebie, nawet na niego nie patrząc. Czuła się po prostu tak nie fair wobec niego, że nie potrafiła dłużej tego ukrywać i chciała mu o wszystkim powiedzieć - o Alexie, o Davisie... Już miała to z siebie wyrzucić, kiedy do jej uszu dobiegł głos Ty`a.
- Bosco, pięć minut minęło! Chodź, bo się spóźnimy!
Bosco spojrzał na nią przepraszająco i powiedział, podchodząc do niej bliżej i całując ją w czoło.
- Muszę iść. Powiesz mi wieczorem.
- Ale...
- Wieczorem, okay? I zrób coś dobrego na kolację.
Dodał, szczerząc zęby w uśmiechu. Cmoknął ją jeszcze w policzek i wyszedł, zostawiając ją samą z bijącymi się po głowie myślami.

***

- Jest pani pewna?
Spytała po raz kolejny Cruz, siedząc na krześle w lekarskim gabinecie.
- Oczywiście, że jestem pewna. Nie ma takiej możliwości, żebym się myliła.
- Może pomyliła pani wyniki badań, albo...
- Proszę pani, jeśli pani chce możemy przeprowadzić badania jeszcze raz, ale...
- Nie, dobrze, dziękuję.
Wydusiła z siebie Cruz, wstając pospiesznie z krzesła. Kiedy była już przy drzwiach usłyszała cichy, spokojny i niezwykle melodyjny głos lekarki.
- To dobra wiadomość. Mąż na pewno się ucieszy.
Cruz uśmiechnęła się do niej niepewnie, jednak kiedy tylko wyszła z gabinetu momentalnie zalała się łzami. Jak ona mu to powie? No jak?

***

Nawet nie usłyszała jak wszedł do mieszkania i lekko zadrżała, bojąc się o to jak zareaguje. Jednak kiedy poczuła jego czuły pocałunek wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo w końcu kochał ją najmocniej na świecie i tylko to się liczyło.
- Mmm... Ładnie pachnie.
Stwierdził, zaglądając jej przez ramię.
- Co to?
Spytał, wtulając się w jej szyję i gryząc ją delikatnie w ucho.
- Risotto.
Odpowiedziała tylko krótko Cruz, odwracając się w jego stronę. Chciała mu powiedzieć jak najszybciej, by mieć to z głowy, jednak kiedy spojrzała na niego, straciła całą pewność siebie. Szybko więc go wyminęła i położyła na stole talerze i wino. "Nie powinnam tyle pić, zwłaszcza teraz" - pomyślała, stawiając na stole kieliszki, jednak pięć minut później siedzieli przy stole, popijając czerwone wino, a Cruz z całej siły starała się, by Bosco nie zauważył tego jak bardzo jest zdenerwowana. On jednak patrzył na nią uważnie, a Cruz zdawało się, że czyta z niej jak z otwartej książki. Bosco dopił swoje wino i uśmiechnął się szeroko. Cruz niepewnie odwzajemniła uśmiech.
- Byłam dziś na zakupach...
Zaczęła, podchodząc od niego i siadając mu na kolanach.
- Mmmm, tak?
Wyszeptał, bez zbytniego zainteresowania, wtulając się w nią.
- Tak.
Przytaknęła i zaraz dodała, uśmiechając się figlarnie.
- I kupiłam coś specjalnie dla ciebie...
Położyła jego dłoń na swojej piersi i zachichotała cicho, kiedy poczuła na sobie jego usta. Uwielbiała jego pocałunki, wszystkie bez wyjątku, bo wszystkie były pełne namiętności, ciepła i miłości, jakiej Cruz do tej pory nie znała. Odsunęła się jednak od niego i wyszeptała, biorąc jego twarz w swoje dłonie. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Najpierw muszę ci coś powiedzieć, coś ważnego.
- Dobrze, ale szybko...
Powiedział Bosco, całując ją namiętnie w szyję i rozpinając jej guziki bluzki.
- Byłam dziś u lekarza i... Bosco, ja... Jestem w ciąży.
Wyrzuciła z siebie, uśmiechając się niepewnie. Bosco od razu oderwał się od jej szyi i spojrzał na nią uważnie.
- W ciąży?
Spytał, jakby się przesłyszał. Cruz pokiwała tylko głową, bo nie była zdolna niczego powiedzieć, tak bardzo bała się jego rekacji.
- To...
Zaczął Bosco, przejeżdżając ręką po włosach.
- To?
- Sam nie wiem... To cudownie, ale...
- Tak, wiem. Nie planowaliśmy tego i tak dalej, ale będzie wspaniale, zobaczysz.
Powiedziała Cruz, starając się przekonać samą siebie, że naprawdę będzie tak wspaniale jak mówi, bo na razie w to nie wierzyła. Bosco jednak chyba uwierzył, bo jego twarz nagle się rozpromieniła.
- To znaczy, że będę mieć syna?
Spytał, uśmiechając się szeroko.
- Albo córkę.
Sprostowała Cruz, odwzajemniając uśmiech.
- To super!
Stwierdził Bos i pocałował ją. Cruz oddała mu pocałunek.
- Mówiłem ci już dziś, jak bardzo cię kocham?
Spytał, znowu ją całując i biorąc ją na ręce z zamiarem zaniesienia jej do sypialni, gdzie zamierzał spędzić z nią bardzo namiętną noc i pokazać jej jak bardzo ją kocha... Ją i dziecko, bo w końcu wkrótce zostanie ojcem. I tylko to się teraz liczyło...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/24, 2:29 pm    Temat postu:

supcio czesc Very Happy szkoda mi troche Davisa ale niech sie nie wpycha gdzie go nie chca. po raz kolejny Bosco mnie zaskakuje swoja miloscia i dobrocia w stosunku do Cruz. naprawde pozytywnie.

nie wiem gdzie sie podzial moj post poprzedni

czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/24, 5:43 pm    Temat postu:

I tak Davisa lubię Wink

Mnie się podoba Twój fickowy Bosco, szczególnie jak wyznaje cały czas miłość Cruz. Jest wtedy taki słodki! :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/24, 6:34 pm    Temat postu:

scully napisał:
Mnie się podoba Twój fickowy Bosco, szczególnie jak wyznaje cały czas miłość Cruz. Jest wtedy taki słodki! :]

No wiem, że jest, bo ma być Wink Bo tak sobie pomyślałam, że fajnie będzie jak zrobię z niego takiego słodziacha, a nie jakiegoś chama, jakim był w innych fickach, bo w końcu Bosco nie jest taki zły, right? ;] Poza tym pomyślałam, że takie wyznawanie miłości jest całkowicie normalne, kiedy osoba, którą kochamy jest praktycznie na krawędzi śmierci, tzn. na pewno Cruz wolałaby umierać ze świadomością i przekonaniem, ze Bosco ją kocha, a Bosco też powinno być łatwiej ze świadomością, że zrobił dla niej wszystko i był przy niej, non stop zapewniając ją o swojej miłości. Po prostu myślę, że właśnie tak postąpiłby naprawdę zakochany facet Wink A ja zawsze uważałam, że Bosco naprawdę kocha Cruz i na odwrót Smile Więc tak sobie piszę i cieszę się, że się podoba Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/25, 7:25 pm    Temat postu:

Nowa część. Mam nadzieję, że się Wam spodoba Wink


Część dwunasta


- Kiedy im powiemy?
Spytał Bosco, wtulając się w nią i zerkając na nią kątem oka.
- I tak się domyślą...
Odpowiedziała tylko Cruz, uśmiechając się promiennie w jego stronę.
Nie wiedziała, czemu Bosco tak bardzo chciał o wszystkim mówić Yokas, Davisowi, czy Sully‘emu. Pewnie, byli jego przyjaciółmi, ale jakie mieli prawo, by wtrącać się w ich życie? Cruz nie zamierzała jednak się z nim o to kłócić. Niech robi co chce. Przecież nie będzie mu zabraniać, cieszyć się i podzielać to szczęście z innymi. Nie ma prawa. Ale nie podobało się jej to, że Ty się o tym dowie. W sumie i tak by się dowiedział, a zresztą, co mu do tego, ale Cruz dziwnie się z tym czuła.
- Cieszę się...
Powiedział Bosco, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Ja też.
Odpowiedziała tylko Cruz i odwzajemniła najpierw uśmiech, a potem długi pocałunek Bosco.
- Hej, mały...
Zaczął Bosco, nachylając się nad brzuchem Cruz.
- Tu tatuś...
Cruz zaśmiała się, kiedy usłyszała słodki, aż za słodki, głos Bosco, którego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała z jego ust. Było to dla niej dziwne, ale też strasznie rozczulające. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła jego usta na swoim brzuchu. Była tak bardzo, szcześliwa. I Bosco chyba też. Oboje byli szczęśliwi...

***

Bosco krzątał się po kuchni i przygotowywał właśnie porządny lunch dla Cruz. Chciał, by o siebie dbała, dobrze się odżywiała, zwłaszcza teraz, więc wolał o wszystko sam zadbać. Postanowił więc zrobić zrobić jajecznicę, tosty i podać jej sok pomarańczowy. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy kładł na tacę serwetkę i kwiatek - czerwoną różę. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek będzie tak bardzo dbał o jakąkolwiek kobietę, że pokocha kogoś tak bardzo, a tymczasem osoba, którą kochał najmocniej na świecie i osoba, dla której był gotowy na każde poświęcenie była tuż obok i to od bardzo dawna, z tą różnicą, że teraz byli razem i nic nie mogło ich rozdzielić, a przynajmniej narazie.
Bosco już miał zanieść tacę Cruz, która spała w najlepsze na kanapie w salonie, kiedy zadzwonił telefon. Szybko przeszedł z kuchni do pokoju, by sygnał dzwoniącego telefonu nie obudził Cruz, która niespokojnie poruszyła się na kanapie. Podniósł słuchawkę.
- Słucham?
Wyszeptał, odchodząc z słuchawką nieco dalej, by nie obudzić Cruz.
- Cześć, mamo.
Mruknał po krótkiej chwili ciszy, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego, że dzwoni jego matka. Kochał ją, tak jak syn kocha matkę, ale po jej ostatniej rozmowie z Cruz nie miał ochoty na rozmowę z nią. Nie rozumiał po prostu jak Rose mogła w ogóle powiedzieć coś takiego, jak mogła tak otwarcie wtrącać się w ich sprawy i to jeszcze dzwonić i martwić Cruz, a nie jego. Nie rozumiał tego i szczerze powiedziawszy nie chciał zrozumieć. Był po prostu strasznie wściekły na matkę.
- Dziś? Dobrze, pogadam z Ritzą.
Odpowiedział tylko, wymijająco, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Mamo, zobaczę... Zadzwonię jeszcze.
Wyjęczał do słuchawki, zerkając jednocześnie na Cruz, która właśnie się obudziła i leniwie przeciągała się na kanapie.
- Tak, okay. Dobra, to na razie.
Powiedział i rozłączył się.
Cruz spojrzała na niego spod lekko przymkniętych powiek.
- Kto dzwonił?
Spytała, patrząc na niego, jeszcze nieco zaspanym wzrokiem.
- Moja matka.
Odpowiedział z ociąganiem, idąc w stronę kuchni.
Po chwili wrócił do pokoju, niosąc przed sobą tacę z jedzeniem. Cruz spojrzała na niego ze zdziwniem, ale bardzo pozytywnym. Uśmiechnęła się promiennie i spytała, zaskoczona.
- Jej, to dla mnie?
Bosco usiadł obok niej na kanapie i odpowiedział, uśmiechając się i odgarniając jej opadające na twarz włosy.
- Pewnie, że dla Ciebie, skarbie...
Wyszeptał jej wprost do ucha i cmoknął delikatnie w policzek.
- Wow...
Jęknęła tylko, pełna zachwytu Cruz.
- Dziękuję.
Wydusiła z siebie i pocałowała go namiętnie w usta.
- Nie ma za co, kochanie... Musisz o siebie dbać...
Cruz uśmiechnęła się jeszcze szerzej, jeszcze bardziej zaskoczona jego troskliwością.
- Masz to jak w banku.
Zapewniła go i cicho zachichotała. Pocałowała go raz jeszcze i już miała zabrać się do jedzenia, kiedy nagle spytała.
- Czego chciała twoja matka?
- Moja matka...?
Bosco wyraźnie się zmieszał. Przejechał ręką po włosach, jakby szukał jakiejś wiarygodnej wymówki. Już miał skłamać, kiedy napotkał na groźny wzrok Cruz.
- Zaprosiła nas na obiad.
Wydusił w końcu z siebie, a Cruz wylała na siebie trochę soku, bo z zaskoczenia, aż jej się szklanka wyślizgnęła z rąk. Rose Boscorelli zaprasza ICH na obiad? To aż niemożliwe... Do tej pory ani razu nie była u Rose. Bosco owszem, odwiedzał matkę, jednak Cruz nie chciała z nim do niej jeździć, bo wiedziała, ze nie jest tam mile widziana.
- Ale jeśli nie chcesz...
Zaczął Bosco, wstając i idąc do kuchni, by nalać jej drugą szklankę soku.
- Nie o to chodzi, ale...
Cruz już miała powiedzieć, że nie ma ochoty, widzieć Rose, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język. Uśmiechnęła się niewyraźnie i równie niewyraźnie wydusiła z siebie.
- Jasne, że chcę. W końcu i tak musimy jej ogłosić radosną nowinę, nie?
Bosco uśmiechnął się do niej szeroko, nieco zaskoczony, ale też bardzo szczęśliwy. W końcu Rose to jego matka, a Cruz żona, więc zależało mu na tym, by jakoś się dogadywały. I miał nadzieję, że jakoś to będzie.

***

Dwie godziny później siedzieli już przy stole u Rose, jedząc obiad. Cruz z całej siły starała się być miła dla Rose i odwrotnie. Kobiety były dla siebie wprost słodkie, momentami za słodkie, co sprawiało, że Bosco miał ogromną ochotę zaczać się śmiać, czego oczywiście nie zrobił, bo nie chciał utrudniać Cruz, ani matce, tego popołudnia, bo i tak nie było im łatwo.
- Jeszcze soku, kochana?
Spytała Rose, wskazując na dzbanek pełen soku jabłkowego.
- Pewnie dodałaś do niego arszeniku...
Mruknęła cicho pod nosem Cruz, wywołując tym lekki uśmiech na twarzy Bosco, a na głos powiedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- Nie, dziękuję.
- A ty, Maurice?
Zwróciła się do syna.
Bosco odwrócił się w jej stronę, na moment odrywając wzrok od Rizty, w którą wpatrywał się z uwielbieniem praktycznie bez przerwy.
- Co?
Spytał, jakby właśnie wyrwał się ze snu. I rzeczywiście trochę tak było, bo Bosco nie mógł przestać myśleć o Cruz i o dziecku.
- Czy chcesz soku?
Powtórzyła Rose, już mniej miłym tonem niż poprzednio, patrząc na niego karcąco.
- Nie...
Bąknął tylko Bosco, ale zaraz dodał.
- Ale chcę... Chcemy...
Poprawił się, zerkając na Cruz i biorąc ją za rękę.
- Ci o czymś powiedzieć.
Dokończył, uśmiechając się niepewnie w stronę Cruz.
- Tak?
Zaciekawiła się Rose. Zerknęła to na Bosco, to na Cruz, wyraźnie czekając na to, co powiedzą.
Po krótkiej chwili milczenia Cruz powiedziała, uśmiechając się.
- Jestem w ciąży.
Rose aż otworzyła usta ze zdziwienia, jednak zaraz jej twarz rozpromieniła się.
- Och, to wspaniale...
Wydusiła z siebie i rzuciła się Cruz na szyję.
- Gratuluję!
Wypiszczała radośnie, a Cruz i Bosco wymienili tylko lekkie uśmiechy. Oboje cieszyli się razem z Rose i żadne słowa nie były im w tej chwili potrzebne...

***

To był ciężki dzień, a zostało im do zrobienia jeszcze jedno. Powiedzenie im. Im, czyli najbliższym im, a przynajmniej mu, osobom: Faith, Davisowi, Sully‘emu, Monroe... Chcieli im powiedzieć, bo pragnęli, by i oni cieszyli się razem z nimi. Wyskoczyli, więc wszyscy po pracy na piwo i pizzę. Kiedy tak siedzieli przy stoliku, pili piwo i rozmawiali, śmiejąc się z kolejnego kawału, jaki opowiedział, jak zwykle tryskający humorem, ale też trochę nieobecny i zamyślony Ty, zrozumieli, że to właśnie oni, ci ludzie, są ich prawdziwą rodziną i po prostu mają prawo wiedzieć. Nawet Cruz, która oczywiście piła sok, bo Bosco nie pozwalał jej pić piwa, to rozumiała.
- Dobra. Musimy wam o czymś powiedzieć.
Bosco przerwał ich kolejną pogawędkę o wszystkim i o niczym. Wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę.
- To dobra wiadomość, więc... Um...
Zaczęła Cruz, jednak kiedy spojrzała na Davisa, który jak zwykle rozbierał ją wzrokiem, nie wiedziała co ma dalej mówić. Na szczęście Bosco dokończył za nią.
- Będziemy rodzicami.
Przez pierwszę parę sekund wszyscy patrzyli na nich uważnie, mierząc ich, a zwłaszcza Cruz, zdziwionym, ale i bardzo przenikliwym wzrokiem. Pierwsza z miejsca zerwała się Sasha, która wyściskała Bosco i Cruz, piszcząc przy tym z radości. Zaraz do niej dołączyła Faith, a potem inni. Gratulacjom nie było końca. Jedynie Ty był jakoś mało wylewny.
- Który to miesiąc?
Spytał, kiedy radosne piski dziewczyn już nieco ucichły.
- Słucham?
Cruz wydawała się być zaskoczona tym pytaniem, jednak zanim Davis zdążył je powtórzyć odpowiedziała niemal mechanicznie.
- Trzeci tydzień...
- Więc nie nudziliście się we Włoszech, co?
Spytał retorycznie Ty, szczerząc zęby w uśmiechu.
I dopiero teraz dotarło do Cruz, że trzy tygodnie temu była we Włoszech. Była z Bosco, ale była też z Alexem. Właśnie – Alex... Czy to możliwe?

***

Bosco nie był już dla niej tak miły jak wcześniej. Co prawda zrobił kolację, pocałował ją na dobranoc, ale jednocześnie był dla niej tak obcy i tak bardzo odległy...
- Bosco...
Zaczęła Cruz, leżąc obok niego.
- No?
Mruknął Bos, odwracając się w jej stronę.
- Jeśli chodzi o dziecko...
Spojrzała mu prosto w oczy, ale nie znalazła w nich już takiej troski i bezgranicznej miłości jak wcześniej.
- Jest twoje, Bosco...
Wyszeptała.
- Jestem pewna, kochanie. Wiedziałabym, gdyby było inaczej...
Dodała, ale nie była pewna, czy Bosco jej uwierzył, bo odwrócił się tylko w drugą stronę i powiedział lodowatym tonem, zgaszając świało.
- Dobranoc.
Cruz poczuła lekkie ukłucie w sercu. Czuła się podle. Ale przecież kochała Bosco i gdyby nie to, co powiedział Davis mogłaby przysiąc, że to dziecko Bosco. Ale teraz? Teraz nie była już tego taka pewna... I było jej z tym okropnie źle. Tak źle, że zapadła w bardzo niespokojny sen...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/25, 7:37 pm    Temat postu:

Dziewczyno nie szalej z piasniem tych ficków - tu jeden, tam drugi Very Happy Ale dla mnie bardzo pozytywnie Wink

Aresznik mnie rozwalił totalnie lol A z tym dzieckiem niezłe jaja się porobiły, bo przecież ojcem może być ten cały Alex, nie? Wink
No i do tego na dokładke zazdrosny(?) Davis ;] Yeah, co za mieszanka Very Happy Dla mnie super ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/25, 8:04 pm    Temat postu:

nooo kolejna swietna częsc Very Happy

Tylko czy ta Cruz musi mieć zawsze tyle kłopotów i problemów?? juz było tak pięknie, nawet Rose była miła (swoją drogą tekst z Arszenikiem powala na kolana ) a tu klops. ale myślę ze to jednak Bosca dziecko.

a no i znów szkoda mi Davisa

p.s Cruz chyba czas na jakiś fick o Davis&Cruz

czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin