Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 I WILL ALWAYS LOVE YOU by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/22, 11:54 am    Temat postu:

Przeczytałam obydwie części i powiem, że Davis mnie intryguje. I Manny też! Cholera, brakowało mi go, strasznie! I ta akcja z nim w roli głównej - cudo :>
Czekam na więcej :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/22, 3:20 pm    Temat postu:

scully napisał:
I Manny też! Cholera, brakowało mi go, strasznie!

Taaa, mi też :] Dlatego go tu wcisnęłam Very Happy I cieszę się, że się podoba Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/22, 5:43 pm    Temat postu:

super czesc. Boco i Cruz w koncu szczesliwi, ale ta Cruz zawsze musi cos namieszac. ale ostatni pocalunek z Mannym przed smiercia musial byc
czekam niecierpliwie na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/22, 10:27 pm    Temat postu:

Nowa część. Trochę krótka, ale i tak mam nadzieję, że będzie się Wam miło czytało :)


Część dwudziesta czwarta


- Otworzę!
Zawołał Bos, w stronę sypialni, w której Cruz nadal odpoczywała po ich wspólnej szalonej nocy. Podszedł do drzwi, trzymając na ramieniu Mikey`a. Otworzył i w progu zobaczył... Santiago.
- Hej.
Przywitał się Manny, nieśmiało, z ledwością zmuszając się do tego, by spojrzeć Bosco w oczy.
- Cześć.
Odpowiedział Bos, wpuszczając go odruchowo do środka.
- Mógłbym pogadać z twoją żoną?
Spytał Santi, a Bosco machinalnie pokiwał głową na znak zgody, choć trochę zaskoczył go za bardzo oficjalny wydźwięk słów Santiago.
- Skarbie!
Zawołał Bosco, wchodząc do sypialni.
- To do ciebie.
Bosco popchnął lekko Manny`ego w stronę sypialni, a Santi nieco niepewnie wszedł do środka. Cruz zerknęła na niego nieco zaskoczona, kiedy stanął naprzeciwko niej, ze spuszczoną głową.
- Cześć.
Powiedziała cicho, również spuszczając głowę, bo jakoś nie mogła patrzeć mu w oczy.
- Co tu robisz?
Spytała, przykrywając się szczelniej kołdrą i zakładając opadające jej na twarz włosy za ucho.
- Chciałem cię przeprosić za wczoraj...
Wyszeptał, rozkładając ręce w geście absolutnej szczerości. Tak, chciał być wobec niej szczery, więc po co przepraszał, skoro w gruncie rzeczy wcale tego co zaszło nie żałował??? Wiedział, że gdyby mógł cofnąć czas zrobiłby to samo i Cruz pewnie też, po prostu to wiedział i czuł, kiedy patrzył jej w oczy.
- Manny, nie musisz mnie za to przepraszać...
Zaczęła, potrząsając głową, bo naprawdę nie chciała wracać do tego, co było.
- Ale chcę.
Przerwał jej i zanim Cruz zdążyła jeszcze cokolwiek powiedzieć, kontynuował.
- Chcę żebyś wiedziała, że... Nie chciałem...
Urwał na moment, zdając sobie sprawę z tego, że to co mówi nie jest prawdą i powoli przestaje być wobec niej szczery. Ale czy kiedykolwiek był? W końcu od zawsze okłamywał i siebie i ją, że nic do niej nie czuje, choć tak naprawdę, zależało mu na niej najbardziej na świecie i właśnie to chciał jej teraz powiedzieć. Więc czemu tego nie mówił?
- To znaczy chciałem.
Poprawił się więc i zanim Cruz zdążyła zaprotestować, powiedzieć by się zamknął, mówił dalej.
- Chciałem, bo... Bardzo mi na tobie zależy i odkąd nie pracujesz czuję się totalnie zagubiony, tęsknię za tobą i...
Wyszeptał, podchodząc do niej bliżej.
- Manny, proszę cię, nie...
Zaprotestowała cicho Cruz, nie chcąc by Santiago mówił coś jeszcze, bo wiedziała, że nie będzie w stanie go odtrącić, bo nie mogłaby sprawić mu bólu. Ale przecież już go raniła...
- Manny, ja nie mogę, więc nie rób tego...
Wyszeptała, kiedy poczuła jego oddech na swojej szyi. Wiedziała do czego to wszystko zmierza i, że prędzej czy później będzie tego żałować, ale nie chciała tego przerywać. Jednak, ku jej zaskoczeniu, Santi pocałował ją tylko w policzek. Delikatnie, czule i subtelnie... Uśmiechnęła się lekko, kiedy ich oczy się spotkały. Manny również się uśmiechnął, choć nie przyszło mu to łatwo.
- Wiem, że ty i Bosco to coś poważnego, że ci na nim zależy i że go kochasz. To widać.
Powiedział, odsuwając się od niej. Nadal jednak był tak blisko niej, że Ritza nie tylko czuła jego ciepłą dłoń błądzącą po jej policzku, ale także jego przyspieszony oddech.
- I nie chcę tego niszczyć, tym bardziej, że wiem, że nigdy nie pokochasz mnie tak jak jego.
Dokończył, uśmiechając się smutno.
Na początku Cruz chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że to nie tak, ale w głębi duszy wiedziała, że Manny ma rację i że on o tym wie, bo czyta z niej jak z otwartej książki, więc pokiwała tylko głową, zamykając oczy. Ciężko jej było z tym wszystkim, ale wiedziała, że tak będzie najlepiej.
- Manny, bardzo cię lubię. To więcej niż mogłabym dać komukolwiek poza Bosco, naprawdę. Nigdy nie miałam przyjaciół, ale ty to zmieniłeś. Jesteś moim przyjacielem, jedynym jakiego mam i za to ci dziękuję.
Wyszeptała, całując delikatnie wewnętrzą stronę jego dłoni.
Dla Manny`ego było to coś wyjątkowego - fakt, że Cruz tak się przed nim otworzyła i jest wobec niego absolutnie szczera, jej czułość i delikatność... W tej chwili kochał ją jeszcze mocniej niż wcześniej, choć wiedział, że nie powinien.
- Ja też ci dziękuję.
Wyszpetał, zabierając niechętnie dłoń z jej twarzy. Uśmiechnął się, a Cruz odwzajemniła uśmiech.
- Trzymaj się.
Dodał i zniknął za drzwiami, bo wiedział, że tak będzie dla wszystkich najlepiej – dla niego, dla Bosco i przede wszystkim dla Cruz. Jednego był jednak pewien – nadal kochał Ritzę i wiedział, że nigdy nie przestanie.


***


Cruz wyszła z sypialni niedługo po wyjściu Manny`ego. Uśmiechnęła się na widok Bosco, siedzącego w fotelu ze śpiącym Mikey`em na ramieniu. Podszedła do niego i cmoknęła go delikatnie w policzek.
- Cześć, kochanie.
Szepnęła, całując go drugi raz, tym razem w usta. Bosco jednak nie odpowiedział jej tym samym tylko wstał z fotela i zaniósł synka do łóżeczka.
- Coś się stało?
Spytała, nieco zaskoczona jego zachowaniem Cruz, idąc za nim do sypialni.
- Ty mi powiedz.
Odpowiedział tylko Bosco, mijając ją obojętnie i idąc w stronę kuchni.
- O co chodzi?
- Co miał na myśli Manny, mówiąc, że przeprasza cię za wczoraj? Co się wczoraj stało?
Wyjaśnił Bosco, mierząc Cruz uważnym wzrokiem.
- Bosco, nieładnie tak podsłuchiwać.
Upomniała go Cruz, siląc się na luźny ton. Podeszła do niego i wzięła jego twarz w swoje dłonie, chcąc go pocałować, by nieco rozładować napięcie między nimi. Bos jednak strącił jej ręce ze swojej twarzy i powtórzył o wiele bardziej stanowczym tonem niż wcześniej, co nieco przeraziło Cruz.
- Powiedz mi.
Cruz westchnęła ciężko, kompletnie zrezygnowana. Nie chciała mu tego wyjaśniać, ale wiedziała, że Bosco nie da jej spokoju zanim tego nie zrobi. Powiedziała więc, odwracając się do niego plecami, by nie patrzeć mu w oczy, bo na to absolutnie nie miała już siły.
- Wczoraj na imprezie trochę się zapomnieliśmy, ale nic się takiego nie stało...
- Ostatnio często zdarza ci się zapomnieć, nie uważasz?
Przerwał jej Bosco, lodowatym tonem.
- Najpierw jakiś Alex, potem Davis, teraz Manny.
Zaczął wymieniać, coraz bardziej nerwowym tonem, widząc zaskoczony wzrok Cruz.
- Bosco...
- Mam już tego dość!
Powiedział, podnosząc głos.
- Ale Bosco, ja...
Zaczęła, jednak Bos nie dał jej dojść do słowa, bo co ona niby mogła wyjaśnić? Nie mogła zaprzeczyć faktom, a faktem było, że coś między nią a Mannym się stało. Czy to za mało, by Bosco był zły? Przecież jest jej mężem i zasługuje na jej wierność i szczerość, a tymczasem nie dostawał od niej żadnej z tych rzeczy.
- Jestem już tym wszystkim zmęczony, Cruz! Czy ty nie możesz choć przez chwilę pomyśleć o mnie, a nie o sobie?
Spytał, miotając się nerwowo po pokoju.
- O sobie? Ja myślę o sobie, tak?
Powtórzyła z niedowierzaniem Cruz.
- Tak!
Przytaknął Bosco, nie mogąc pohamować rosnącej w nim wściekłości.
- Nie chcesz się leczyć, wolisz mnie zostawić! Twierdzisz, że mnie kochasz, ale jednocześnie zdradzasz mnie z kim popadnie!
- Nie zdradzam cię, Bosco!
- Nie?!
- Nie!
- Mogłabyś przynajmniej nie kłamać mi w żywe oczy, Cruz!
Warknął, zakładając na siebie kurtkę i idąc w stronę drzwi, nawet nie patrząc na Ritzę.
- Nie kłamię!
Zawołała za nim Cruz, ale Bosco najprawdopodobniej już jej nie słyszał, bo właśnie zbiegał po schodach, a Cruz nie mogła nic zrobić, tylko słuchać głuchego stukotu, który z biegiem czasu coraz bardziej się oddalał, aż w końcu całkowicie ucichł...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/23, 3:59 pm    Temat postu:

Rany, Bosco zawsze robi z igły widły. A Santi zachował się absolutnie feir wobec związku Cruz z Bosco. Jest po prostu uroczy i taki kochany :]
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni na dobrą korzyść w ich związku, bo przecież najważniejsze jest teraz ich szczęście i szczęście ich synka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/10/23, 5:17 pm    Temat postu:

dokladnie Bosco troche przesadza ale Cruz ona tez nie mosi przeciez zawsze byc az tak szczera. mogla sciemnic ze Manny przepraszal za to ze sie do niej za bardzo przytulil w czasie tanca nie Smile a Manny taki slodziudki i szkoda ze zawsze musi odchodzic w cien
czekam na kolejna czesc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/23, 6:20 pm    Temat postu:

Ach, no wiem, ze Bosco przesadza, ale musiałam coś namieszać, a on zawsze taki narwany był, więc czemu nie? ;P
No i wiem, że Manny zachował się fair, ale w końcu to Santi, nie? Jest kochany i zawsze będzie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/24, 8:36 pm    Temat postu:

Nowa, krótka część. Chciałam napisać więcej, ale muszę jeszcze przeczytać "Odyseję", więc lecę ;P I mam nadzieję, że się Wam choć trochę spodoba Wink


Część dwudziesta piąta


Bosco bez celu chodził po ulicach. Nie miał ochoty wracać do domu, ani tym bardziej iść do pracy, gdzie Yokas znowu zasypywałaby go masą pytań, na które on i tak by jej nie odpowiedział, co byłoby źródłem kolejnych plotek na temat jego związku z Cruz, a nie chciał dłużej słuchać tego szeptania po kątach, jak to im się nie układa, jak to jest beznadziejnie, głupio i w ogóle do dupy, bo przecież wcale tak nie było. Kochają się, więc jest dobrze. A raczej było. Bo teraz Bosco już sam nie wiedział co ma myśleć. Może i trochę przesadzał, ale gdyby nic nie było między Cruz i Santiago, Manny nie mówiłby tego wszystkiego co powiedział:

Bardzo mi na tobie zależy i odkąd nie pracujesz czuję się totalnie zagubiony, tęsknię za tobą...

Słowa Santiago ciągle chodziły Bosco po głowie i jakoś nie mógł ich zagłuszyć, być może dlatego, że miał przybijającą świadomość tego, że on sam nigdy nie powiedział Cruz, że mu ne niej zależy... Ciągle tylko powtarzał „kocham”, ale przecież Cruz nie była jedyną kobietą, której to mówił - wcześniej była Nicole, Tori... Masa kobiet... Słowo „kocham” nie miało wtedy dla niego żadnego znaczenia, ale czy teraz ma? Może na początku, ale czy teraz Bosco nie powtarzał Cruz tego tak wiele razy, że w końcu przestało się to dla niego liczyć? Nie wiedział... Może... Może. Nie wiedział już co do niej czuje. Jasne, zależało mu na niej, była jego żoną, matką jego dziecka... Ale czy kimś więcej? Do niedawna myślał, że tak, ale... „Ale”... Zawsze w ich związku pojawiało się jakieś „ale” – jak nie Yokas, to Aaron Noble, albo praca, w końcu Mikey... Zawsze coś się między nimi chrzaniło. Ale czemu? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi – myślał Bosco, poprawiając czapkę z daszkiem. I teraz by zagłuszyć te wszystkie wątpliwości wszedł do jednego z pubów i choć wiedział, że to nie najlepsza droga, miał ochotę na parę porządnych, mocnych drinków.


***


Cruz coraz bardziej się niepokoiła. Była druga w nocy a Bosco jeszcze nie było. Zadzwoniła więc do Rose, która od razu zgodziła się przyjechać i zająć się Mikey‘em, tyle, że ona wcale się o Bosco nie martwiła, a wręcz przeciwnie.
- Kochanie, musisz zrozumieć, że on już taki jest. Pokłóciliście się, pewnie jest wściekły, pije piwo w jakimś barze, albo robi coś innego, ale wróci.
- Coś innego? Więc równie dobrze może mnie w tej chwili zdradzać z jakąś striptizerką z night clubu albo jakąś inną dziwką?!
Warknęła Cruz, zakładając kurtkę. Była wściekła. Wiedziała, że zły Bosco nie wróży nic dobrego i że, jeżeli szybko nie załagodzi sytuacji między nimi, coś może się popsuć i to zdrowo popsuć. Widząc jednak zszokowany jej nagłym wybuchem wzrok Rose, od razu nieco się uspokoiła i wyszeptała, łapiąc się za głowę, która od rana bardzo ją bolała...
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj. A przynajmniej nie mnie.
Powiedziała tylko Rose i poszła do wnuka, który właśnie zaczął płakać.
Cruz westchnęła ciężko, kompletnie zrezygnowana. Nie wiedziała co ma robić. W końcu wyszła z domu i skierowała się do komisariatu, z nadzieją, że Bosco po prostu rzucił się w wir pracy, co oczywiście okazało się nieprawdą, ale skąd Cruz mogła o tym wiedzieć? Poszła więc do sali odpraw, gdzie Swersky przydzielał robotę na kolejną zmianę, tym razem nocną. Ku zaskoczeniu Cruz na nocnej zmianie pracowali Davis i Sasha... I Manny... Kurcze, a tak bardzo nie chciała się z nimi teraz widzieć i być zasypywana przez nich gradem niewygodnych i niepotrzebnych pytań. Ale cóż... Musiała przez to przejść, więc tylko weszła niepostrzeżenie do sali odpraw i zaczęła nieśmiało.
- Szefie...
- O, pani sierżant!
Swersky przywitał ją szerokim uśmiechem, a inni policjanci głośnym wyciem i oklaskami. Cruz dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co ma na sobie – obcisłe jeansy, które tak naprawdę jeszcze bardziej podkreślały jej figurę, i mocno wydekoltowaną bluzkę, którą tylko troszkę zakrywała króciutka kurteczka. I nagle poczuła się głupio, ale postanowiła nadrobić to uśmiechem.
- Możemy porozmawiać?
Spytała, ignorując pełne pożądania spojrzenia policjantów, którzy mierzyli ją uważnym wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się dłużej na jej nogach i piersiach.
- O tak, jasne.
Odpowiedział Swersky, a Cruz dodała.
- Na osobności.
- Pewnie...
Mruknął nieco zdezorientowany Swersky, wychodząc za Cruz na zewnątrz.
- Coś się stało?
Spytał, patrząc na nią.
- Czy jest tu Bosco?
Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- O ile mi wiadomo to nie...
Odparł z ociąganiem porucznik, zerkając na Cruz z lekkim zaskoczeniem, bo w końcu jak to możliwe, żeby nie wiedziała, gdzie jest jej mąż? Cruz jednak zignorowała jego pytające spojrzenie i skierowała się do drzwi, rzucając przez ramię krótkie: „Dziękuję.” I choć Swersky wołał za nią, by się zatrzymała i powiedziała o co chodzi, to ona szła przed siebie, jakby go nie słyszała, bo jak niby szef mógł jej pomóc? To była sprawa między nią a Bosco, ale jak mogła cokolwiek zrobić skoro nie wiedziała gdzie Bos jest? Postanowiła, że teraz odwiedzi Faith, bo tylko ona przychodziła jej teraz na myśl...


***


Cruz biegła przez ulicę, na której mieszkała Faith, a Bosco w tym czasie świetnie się bawił w towarzystwie wysokiej, platynowej i bez wątpienia słodkiej i uroczej blondynki. Nie znał nawet jej imienia, a raczej znał, ale nie pamietał, ale czy to ważne? Ważne było to, że nareszcie zapomniał o Cruz i o wszystkich problemach jakie mieli.
- Więc...
Zaczęła dziewczyna, czując na sobie jego pełne namiętności pocałunki.
- Idziemy do mnie czy do ciebie?
Spytała, uśmiechając się niewinnie i trzepocząc zalotnie rzęsami.
- Nie przeszkadza ci to?
Odpowiedział pytaniem na pytanie, wskazując obrączkę, która delikatnie połyskiwała na jego prawej dłoni.
- Nie...
Odparła z ociąganiem, uśmiechając się do niego.
- Jeśli tobie to nie przeszkadza.
Dokończyła, nadal się uśmiechając, tylko, że o wiele szerzej.
Bosco przez chwilę się wahał, dosłownie przez ułamek sekundy... Ale odpowiedział niemal od razu, decydując się w mgnieniu oka.
- Nie.
- To dobrze.
Stwierdziła blondynka, ciągnąc go za rękę w stronę wyjścia...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/24, 10:39 pm    Temat postu:

No normalnie coś bym temu Bosco zrobiła! Kilka kłótni i już idzie z inną... No proszę, typowe dla niego, naprawdę. Ale z niego chama zrobiłaś, no lol

Część bardzo dobra. Cruz, martwiąca się o Bosco, Bosco próbujący o niej zapomnieć... A w tle Santi, który nie może o niej zapomnieć (swoją drogą i tak jest na swój sposób uroczy Wink )

czekam na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/28, 9:21 pm    Temat postu:

Nowa część na weekend. Jakoś napisałam Wink


Część dwudziesta szósta


- Cruz?
Zdziwiła się Faith, otwierając drzwi i wpuszczając stojącą na progu mieszkania Cruz do środka.
- Stało się coś?
Spytała, zamykając za nią drzwi i patrząc na nią uważnie. Ritza była całkowicie przemoczona, bo na dworzu padał rzęsisty deszcz, i wyglądała jak chodząca śmierć, była tak blada i przemęczona. Ale w sumie Faith się jej nie dziwiła, skoro Cruz najprawdopodobniej przyszła pieszo, a od niej do mieszkania Yokas jest kawałek i to spory.
- Jak ty wyglądasz...
Mruknęła, podając jej ręcznik i suche ciuchy.
- Jest tu Bosco?
Spytała tylko Cruz, zakładając nową bluzkę.
Faith z przerażeniem stwierdziła, że przez ostatnie parę tygodni Cruz strasznie schudła i straciła na wadze co najmniej z sześć kilogramów. Nic jednak nie powiedziała, choć ciężko jej było udawać, że wszystko jest okay i że choroba Cruz wcale nie postępuje, choć przecież było inaczej.
- Nie, nie ma go.
Odpowiedziała Faith.
- Coś się stało? Znowu się pokłóciliście?
Spytała, przyglądając się jej z uwagą, jak siada na kanapie i zakłada czyste spodnie.
- Znowu? Czy aż tak często się kłócimy?
Odpowiedziała pytaniem na pytanie Cruz, patrząc na nią niechętnie, z niemym wyrzutem na twarzy.
Czyżby nawet Yokas nie wierzyła w to, że ona i Bosco się kochają i są ze sobą szczęśliwi? Ale przecież ostatnio nawet sama Cruz powoli przestawała w to wierzyć...
- Nie wiem, ale nie jest przecież idealnie...
- W żadnym związku nie jest idealnie.
Ucięła krótko Cruz, wstając z kanapy.
Poszła w stronę drzwi, nie zważając na protesty Yokas, która chyba naprawdę się o nią martwiła.
- Cruz, nie możesz wyjść w takim stanie. Jesteś zmęczona i przemarznięta...
Cruz jednak nic sobie z tego nie robiła, tylko z uporem zmierzała do drzwi. I pewnie wyszłaby z mieszkania Yokas, gdyby nie to, że nagle zaczęło się jej kręcić w głowie, zrobiło się jej ciemno przed oczami i straciła przytomność...


***


Bosco szybkim krokiem szedł do domu. Chciał jak najszybciej zapomnieć o tej dziewczynie z baru. Nie pamiętał nawet jak miała na imię, ale chciał o niej całkowicie zapomnieć, co narazie mu się nie udawało. Ciągle o niej myślał, miał wyrzuty sumienia, nie mógł sobie darować tego co zrobił... Miał jednak nadzieję, że kiedy tylko zobaczy Cruz wszystko będzie w porządku. W końcu kochał tylko ją i tylko to się liczyło, racja? Był już przy głównej ulicy prowadzącej do ich mieszkania, kiedy zaczął dzwonić telefon. Bosco wyciągnął go z tylnej kieszeni spodni i spojrzał na wyświetlacz:
Faith
Odebrał.
- Tak? Co? Gdzie? Ale jak? Jasne, już jadę.
Powiedział i rozłączył się, łapiąc pierwszą lepszą taksówkę, by jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.


***


- Co się stało, kochanie?
Spytał Bosco, wchodząc do sali, na której leżała Cruz. Pochylił się nad nią i pocałował ją delikatnie w usta, chcąc tym pocałunkiem zmyć wszystkie urazy i pretensje, jakie pomiędzy nimi ostatnio narastały. Chyba mu się to jednak nie udało, bo Cruz odepchnęła go od siebie.
- Gdzie byłeś?
Spytała, lodowatym tonem, mierząc go uważnym spojrzeniem od stóp do głów.
- W domu.
Odpowiedział Bosco zdecydowanym tonem, by mu uwierzyła. Zaraz jednak dodał jeszcze, łapiąc ją za rękę, by lepiej ją do tego przekonać.
- Chciałem cię przeprosić, ale nie było cię i się martwiłem...
- Akurat!
Warknęła Cruz, wyrywając rękę z jego delikatnego uścisku.
- Ja nie używam takich perfum, Bosco.
Powiedziała cicho, odwracając od niego głowę. Nie mogła na niego patrzeć, po prostu nie mogła, bo zwyczajnie robiło się jej niedobrze. Nie mogła uwierzyć, że jej to zrobił... Nie mogła...
A Bosco jakby nagle olśniło. Przypomniał sobie tą blondynkę z baru, o której w trakcie drogi do szpitala naprawdę kompletnie zapomniał. W końcu tak naprawdę nic się nie stało. Owszem, wylądował z nią w łózku, ale w porę się opanował i zaczął się ubierać. W końcu nie mógł zdradzić Cruz. Nie potrafiłby później z tym żyć i patrzeć jej w oczy. Poza tym wiedział, że ona także nie mogłaby go zdradzić... Mimo wszystko nie mogłaby i on o tym wiedział i choć owa dziewczyna z baru obrzuciła go tak piorunującym spojrzeniem pełnym wściekłości, kiedy znikał za drzwiami sypialni, to nie cofnął się do jej mieszkania, bo po prostu nie mógł. Nie mógł i w gruncie rzeczy nie chciał, a to, że przeszło mu to przez myśl było wynikiem za wielu drinków i tylko tego.
- Ritza, kochanie...
Zaczął, biorąc jej twarz w swoje dłonie i zmuszając ją do tego, by na niego spojrzała.
- Masz rację, że to nie twoje perfumy, bo kiedy się pokłóciliśmy, poszedłem do baru i tam była jakaś dziewczyna, nawet nie wiem jak miała na imię, zresztą nieważne...
Urwał na moment, patrząc w jej piękne czarne oczy, które teraz patrzyły na niego niemal ze łzami. A przecież on nie chciał jej krzywdzić i doprowadzać do płaczu, nie chciał... Mówił więc dalej, chcąc to wszystko jak najszybciej wyjaśnić.
- Ona nie była ważna, Cruz. Nic się między nami nie stało, bo zależy mi tylko na tobie i choć byłem wściekły to nie mógłbym cię zdradzić i skrzywdzić, a tym bardziej kłamać patrząc ci w oczy. Rozumiesz?
Spytał delikatnie, głaszcząc ją po głowie. Ritza pokiwała tylko potakująco głową i uśmiechając się przez łzy, przytuliła się do niego mocno, obsypując go przy okazji masą pocałunków...


***


- Co się z nią stało, doktorze?
Spytał Bosco, patrząc przez szybę na Cruz, która przed chwilą zapadła w błogi sen. Musiała zostać w szpitalu i, ku zaskoczeniu wszystkich, wcale się nie opierała, tylko powiedziała, by Bosco dobrze się zajmował Mikey`em i dała mu instrukcje co do tego i choć przecież Bos wiedział jak ma zająć się własnym synem to wszystkie jej uwagi przyjmował z uśmiechem, bo cieszył się, że w gruncie rzeczy nic jej nie jest, a przynajmniej miał taką nadzieję.
- Cóż... Jej choroba postępuje, a zasłabnięcia, omdlenia to po prostu jej skutki, które na pewno będą się powtarzać.
Odpowiedział lekarz, zaraz dodając.
- I myślę, że lepiej będzie jak zostanie w szpitalu.
Bosco pokiwał jednak przecząco głową.
- Nie, ona tego nie chce.
- To nie jest łatwe, ale tak byłoby najlepiej, bo w końcu nie wiemy, kiedy...
Zaczął lekarz, jednak nie dokończył, bo właśnie dostał wezwanie na pager.
- Muszę iść.
Powiedział, przepraszającym tonem i dodał na pożegnanie, mocno ściskając rękę Bosco, zanim zniknął za drzwiami jednej z sal.
- Musi być pan teraz po prostu bardzo silny, ale z tym nie powinno być problemu, racja oficerze Boscorelli?
Bosco jednak doskonale wiedział, że problem z tym może być i to dość duży, bo narazie nie chciał myśleć o tym, co będzie, zbyt bojąc się nieuniknionej przyszłości...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/28, 10:12 pm    Temat postu:

Aj, Bosco. Najgorsze jest nie pamiętać imienia osoby, z którym przez moment było się blisko :p (w sumie nigdy tak nie miałam... To znaczy wiem, że całowałam się z facetem, znałam jego imię, ale nazwiska niestety [a może stety?] już nie ;P)
Cóż wiemy, że akcja z tą dziewczyną było spontaniczna.

Końcówka przygnębiająca. Już widzę, jak Cruz będzie chciała zostać w szpitalu. To do niej nie pasuje, proste.

czekam na more ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/29, 3:24 pm    Temat postu:

Kolejna część, na zakończenie weekendu Wink Pewnie następną część pojawi się jakoś później, bo nie będę mieć czasu na pisanie, a zresztą muszę się zabrać za LOST, więc... Miłego czytania :*


Część dwudziesta siódma


Faith głośno zapukała do drzwi, jednak nikt jej nie odpowiedział. Po chwili wahania weszła więc do środka, niepewnie uchylając drzwi. A to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Mieszkanie wyglądało jak istne pobojowisko, wszędzie walały się przeróżne części garderoby Bosco i Mikey‘a zresztą też, a sam Bos miotał się z obłędem w oczach pomiędzy łóżeczkiem, w którym leżał maluch, głośno zanosząc się płaczem, a kuchnią, w której przygotowywał dla synka mleko.
- Bos...
Jęknęła Faith, podchodząc do niego.
- Co ty wyprawiasz?
Spytała, zanosząc się niekontrolowanym śmiechem i patrząc na niego z politowaniem, wymieszanym z rozbawieniem.
- Jezu, w życiu nie myślałem, że zajmowanie się dzieckiem...
Wyjęczał, krzątając się w popłochu między kuchnią a pokojem.
- To takie trudne...
Dokończył, urywając jednak zdanie w połowie i z rezygnacją opadając ciężko na krzesło.
- Zajęcie?
Dokończyła za niego Yokas, uśmiechając się do niego ciepło. Bosco pokiwał tylko głową, kompletnie wykończony.
- Cruz dzisiaj wychodzi, tak?
Spytała Faith, rozglądając się po mieszkaniu.
- Taaa...
Przytaknął Bos, rozmasowując skronie. Wstał od stołu i wziął płaczącego Mikey‘a na ręce, by go trochę uspokoić.
- Aha...
Mruknęła Faith, siadając obok Bosco na krześle i opierając się łokciami na stole.
- Nie uważasz, że powinieneś trochę tu posprzątać?
Spytała, tłumiąc chichot.
- Kiedy? Mikey ciągle płacze, a ja nie wiem dlaczego...
- To małe dziecko, Bos, a małe dzieci zawsze płaczą.
- Nie pomagasz mi...
Mruknął, podając synkowi butelkę.
- Nie prosiłeś o to.
- Muszę cię o to prosić?
- Nie.
Odparła tylko Faith, wzruszając ramionami i wstając od stołu. Westchnęła ciężko rozglądając się raz jeszcze po mieszkaniu. Wiedziała, że najbliższe dwie godziny spędzi na sprzątaniu...


***


- Dobra, gotowe.
Stwierdziła Faith, opadając ciężko na krzesło.
- Dzięki.
Wyszeptał Bos, cmokając ją lekko w policzek.
- Pójdziesz ze mną na piwo i pizzę po pracy i będziemy kwita.
Powiedziała Faith, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Właśnie pizza...
Wymruczała Faith, przymykając oczy i wyobrażając sobie pyszną pizzę leżącą na stole.
- Głodna jestem.
- Ja też.
Przyznał Bosco i odruchowo sięgnął po telefon, by zamówić ich ulubioną pizzę, którą za pół godziny jedli razem, siedząc przy stole i żartując. Nagle jednak Faith spoważniała i spytała cicho, pijąc colę.
- Rozmawiałeś z lekarzem o Cruz?
- Tak.
Odpowiedział z ociąganiem Bos, wylewając na pizzę sporą dawkę ketchupu.
- I co?
Drążyła dalej Yokas, biorąc parę orzeszków leżących na stole.
- Nic.
- Jak to nic?
Bosco ciężko westchnął, wyraźnie niezadowolony z kierunku w jakim zmierza ta rozmowa. Wiedział jednak, że jako partner i przyjaciel Faith ma obowiązek powiedzieć jej prawdę na temat tego co się dzieje.
- Powiedział, że powinna zostać w szpitalu, bo nie wiadomo kiedy...
Urwał, bo nie potrafił dokończyć. Bo co miał powiedzieć? Nie wiadomo kiedy co? Kiedy Cruz umrze, tak? Narazie nie potrafił nawet o tym myśleć, a co dopiero o tym mówić. Nie potrafił tego powiedzieć, nie przechodziło mu to przez gardło...
- Bos...
Szepnęła Faith, patrząc na niego z bólem. Źle jej było, kiedy mu było źle. W końcu była jego przyjaciółką i partnerką. Nie chciała, by Bosco cierpiał, ale jednocześnie nie mogła zrobić nic, by było dobrze. I to ją bolało.
- Nie, Faith, tylko mnie nie pocieszaj i nie mów, że będzie dobrze.
Uprzedził ją Bosco, bo nie chciał słuchać bzdur w stylu: „wszystko się ułoży, nie jest tak źle, będzie okay”... Nie chciał tego słuchać, bo wiedział, że są to tylko puste i nic nie znaczące słowa, które nie są prawdziwe i nigdy nie będą. Bo jak może być dobrze, kiedy Cruz leży w szpitalu i czeka na śmierć? Bo w końcu tak naprawdę nikt nie wiedział, kiedy umrze. Może za miesiąc, może za tydzień, a może nawet dziś, zanim Bosco przyjedzie do szpitala, by zabrać ją do domu. I właśnie dlatego Bos chciał mieć ją tu, przy sobie, a nie w szpitalu, w którym mógłby ją tylko odwiedzać, a nie tak naprawdę z nią być.
- A co mam powiedzieć, Bosco?
Spytała Yokas, a w jej oczach zaszkliły się łzy, bo nie mogła patrzeć na Bosco, tak przybitego i jej obcego.
- Najlepiej nie mów nic.
Powiedział cicho Bos, wstając od stołu. Po pięciu minutach kompletnej, głuchej, wręcz namacalnej i niezwykle przygnębiającej ciszy, Bosco i Faith bez słowa pojechali do szpitala, jak zwykle udając, że wszystko jest w porządku, choć przecież nic nie było w porządku.


***


Bosco wszedł do sali, w której leżała Cruz, sam. Faith stwierdziła, że woli zaczekać na zewnątrz razem z Mikey‘em. Bosco wiedział czemu tego chciała, było to tak proste i oczywiste, że wszyscy o tym wiedzieli. Faith po prostu nie chciała patrzeć na Cruz, która naprawdę była w kiepskim stanie. Zresztą nie tylko ona tego nie chciała. Również Sully i Davis stwierdzili, ze wpadną do nich wieczorem, zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Woleli to niż zmierzenie się z tym wszystkim w szpitalu, na wydziale onkologii, gdzie każdego dnia umierała kolejna osoba, a z oddziału tego wychodziła żywa może 1/3 pacjentów. Cruz do nich nie należała, bo choć wychodziła ze szpitala, to jednak poza jego murami nie czekało na nią nic innego jak śmierć, która mogła nadejść niemal w każdej chwili. W przeciwieństwie jednak do innych pacjentów Cruz nie miała zamiaru czekać na nią w szpitalu, płacząc po kątach i kompletnie się załamując. Wolała umrzeć na swoich warunkach, zachowując choć pozory normalności. I Bosco chyba też wolał to wyjście.
- Cześć, skarbie.
Wyszeptał, podchodząc od niej i cmokając ją lekko w policzek na powitanie.
- Hej.
Odpowiedziała cicho Cruz, uśmiechając się do niego.
Bosco usiadł obok niej na łóżku i spytał, bawiąc się jej włosami.
- Jesteś pewna, że chcesz stąd wyjść?
Cruz pokiwała tylko potakująco głową, całkowicie pewna swojej decyzji.
- Chcę stąd wyjść, ale sama.
Dodała zaraz, przenosząc wzrok na stojący nieopodal drzwi wózek inwalidzki. Cruz wiedziała, że jest bardzo słaba i nie ma siły, ale jednocześnie nie wyobrażała sobie, by mogła wyjść ze szpitala inaczej niż o własnych siłach. A Bosco ją rozumiał, bo sam doskonale pamiętał jak parę miesięcy temu, kiedy on wychodził ze szpitala, chcieli posadzić go na wózku, jakby nie był w stanie sam wyjść. A przecież był w stanie i wiedział, że Cruz też jest. Powiedział więc, całując ją czule w czoło.
- Wiem.
Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. Mimo wszystko była szczęśliwa i Bosco też. I tylko to teraz się dla nich liczyło - to, że są razem i że za parę minut opuszczą mury tego szpitala, mieli nadzieję, że na zawsze...
- Gdzie Mikey?
Spytała Cruz, splatając razem ich dłonie.
- Za drzwiami. Jest z Faith.
Odpowiedział Bosco, wskazując głową na drzwi.
- Czeka na ciebie, bo się trochę stęsknił.
Powiedział, uśmiechając się.
- I ja też tęskniłem.
Wyszeptał Bosco, przytulając się do niej.
- Chodźmy do domu.
Powiedziała tylko Cruz, uśmiechając się lekko. Pocałowała go czule w usta i po chwili znikała już za drzwiami szpitalnej sali, z nadzieją, że nigdy już do niej nie wróci...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/29, 8:27 pm    Temat postu:

Bosco, jako tatuś jest genialny Very Happy To, jak sam musiał radzić sobie z synem, rozwaliło mnie Laughing Dobrze, że Faith przybyła z pomocą Wink

Dobrze, że Cruz wyszła ze szpitala. Z pewnością stęskniła się za Bosco, Małym i całą resztą codzienności. Home, sweet home.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/05, 3:30 am    Temat postu:

Nowa, krótka część. Zaczyna się smęcenie, ale mimo to mam nadzieję, że się spodoba, tym bardziej, że narazie tego smęcenia za dużo nie ma, żeby Was nie dobijać na samym początku Wink


Część dwudziesta ósma


Cruz nie mogła się powstrzymać i co chwila wymieniała z Bosco ukradkowe pocałunki. Bardzo za nim tęskniła, tak samo jak za synkiem i przyjaciółmi, którzy teraz byli tu przy niej i zachowywali się jak gdyby nigdy nic, czyli prawidłowo, tak jak ona i Bosco tego chcieli. Rozmowy ograniczały się więc tylko do ostatniego meczu Giantsów, problemów wychowawczych Faith, przygotowaniach ślubnych Davisa i Monroe, niektórych aspektów pracy (niektórych dlatego, by Cruz nie odczuwała braku roboty aż tak bardzo) i... pogody. Wszystko to było tak sztuczne i naciągane, że niemal każdy chciał jak najszybciej zostawić Cruz samą z Bosco i to bynajmniej nie dlatego, że nie chcieli im pomóc, ale dlatego, że zwyczajnie nie wiedzieli jak mają to zrobić i nie zdawali sobie sprawy z tego, że pomagali im samą swoją obecnością. Oni czuli jednak, że to za mało, o wiele za mało... Nic jednak nie mówili tylko powoli sączyli swoje piwa, żartując przy tym niemal bez przerwy. Jedynie Manny odważył się poruszyć temat choroby Cruz, choć oczywiście nie zrobił tego przy wszystkich, tylko wtedy, kiedy za sprawą jakiegoś zadziwiającego zbiegu okoliczności on i Cruz zostali sami w sypialni.
- Dobrze się czujesz?
Spytał, patrząc jak Ritza przykrywa małego Mikey`a kocykiem.
- Nie, ale nie jest jeszcze aż tak źle jak może być.
Odpowiedziała szczerze chyba po raz pierwszy, uśmiechając się lekko. Pogłaskała Michaela po delikatnej twarzyczce i wyszeptała, patrząc na synka.
- Będzie mi tego wszystkiego brakować.
- Czego?
Spytał Santiago, bo czuł, że mimo wszystko, mimo, że temat jej choroby i jej śmierci, która była przecież nieunikiona, był drażliwy i niezwykle delikatny, Cruz musi się wygadać, bo kiedy mogłaby powiedzieć o tym, co leży jej na sercu, jeśli nie teraz?
- Bosco, Mikey`a, Was... A nawet Rose.
Powiedziała, uśmiechając się.
- Wszystkiego. Nowego Jorku, choć nigdy dotąd nie myślałam, że może mi brakować tych ogromnych korków.
- Taaa...
Przytaknął Manny, uśmiechając się pod nosem.
- Wiesz...
Zaczęła, odwracając się w jego stronę i patrząc mu w oczy.
- Nie myślałam, że kiedyś będę doceniać każdy gest, każde spojrzenie i każde słowo innej osoby; że będę budzić się z uśmiechem na ustach, bo to w końcu kolejny dzień, a być może następny nie będzie mi już dany; że będzie mi brakować słońca, deszczu, podmuchu wiatru i zwykłej codzienności, o której do tej pory nie miałam pojęcia, na którą nie zwracałam uwagi...
Wyszeptała i choć było jej smutno, że to wszystko utraci, uśmiechnęła się.
- Chyba... Chyba zaczynamy to wszystko doceniać dopiero wtedy, kiedy możemy to utracić. Tak samo jest z miłością do drugiej osoby. Kochasz kogoś, nawet o tym nie wiedząc, a kiedy wiesz jest już za późno...
Powiedział Manny, patrząc jej głęboko w oczy.
Cruz wiedziała, że te słowa były przeznaczone dla niej, po prostu to wiedziała. Ale nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, bo słowa Santiago mówiły właściwie wszystko - już było za późno - za późno na zmiany, na dokonanie nigdy niedokonanych wyborów, za późno na cokolwiek... I to bolało, ale nie tak bardzo jak świadomość o tym, co nieuniknione.
A Manny spytał, jakby wyczuł jej ból, jej wahanie i jej niepewność.
- Boisz się?
To jedno krótkie pytanie było właściwie sensem wszystkiego, mówiło więcej niż jakiekolwiek inne słowa, a odpowiedź Cruz, choć oczywista, była dla Santiago totalnym zaskoczeniem.
- Tak.
Powiedziała: "tak".
- Tak, boję się.
Powtórzyła, drżącym głosem.
Bała się i po raz pierwszy głośno się do tego przyznała i nie miała zamiaru udawać więcej, że jest inaczej. I Manny to rozumiał.
Ale czy rozumiał to również Bosco, który uśmiechnął się na widok zaznaczonego kolorowym flamastrem kolejnego dnia w kalendarzu?


***


Bosco pocałował ją delikatnie, stawiając przed nią tacę ze śniadaniem, na które składały się naleśniki w czekoladzie, sok pomarańczowy i świeże owoce, które kupił dziś z samego rana.
- Boże...
Jęknęła jeszcze nieco zaspana Cruz, otwierając oczy i patrząc z zaskoczniem na męża, który uśmiechając się promiennie powiedział:
- Wystarczy Bosco.
A ona tylko cicho zachichotała i spytała, nadal nieco zaskoczona i zdezorientowana, patrząc na tacę.
- Co to za okazja?
- No wiesz...
Udał oburzenie Bosco, całując ją namiętnie w szyję.
- No co?
- Dziś jest nasza pierwsza rocznica...
Wyszeptał jej do ucha, ledwo powstrzymując się przed tym, by nie powiedzieć "pierwsza i ostatnia", bo w końcu na pewno nie będą mieli drugiej i oboje o tym doskonale wiedzieli. Więc może właśnie dlatego Bosco chciał, by ten dzień był wyjątkowy i niezapomniany dla nich obojga? I właśnie taki będzie - pomyślał, całując ją czule w usta.
- Jezu, to już? Myślałam... O Boże, przepraszam, skarbie... Kompletnie zapomniałam...
Zaczęła z zakłopotaniem Cruz, łapiąc się za głowę.
- Nie wiem jak to się mogło stać, ale to pewnie przez ten szpital. Zupełnie straciłam poczucie czasu.
Tłumaczyła się, patrząc na Bosco przepraszającym wzrokiem. On jednak powiedział tylko spokojnie, biorąc jej twarz w swoje dłonie.
- To nic, kochanie.
- Naprawdę?
- Pewnie.
Odpowiedział, gładząc ją delikatnie po policzku.
- Najważniejsze, że jesteśmy razem.
Stwierdził, a Cruz uśmiechnęła się szeroko na te słowa. Była z niego tak dumna - w końcu nigdy nie spodziewała się, że Bosco może być taki kochany, taki słodki i taki uroczy, ale jednak był i kochał ją, a to było najważniejsze.
- Kocham cię, wiesz?
Powiedziała i pocałowała go czule najpierw jeden raz, a potem drugi i znowu...
Bosco jednak odsunął ją od siebie delikatnie i powiedział, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi od sypialni.
- Mam coś dla ciebie. Poczekaj.
Zniknął za drzwiami, jednak po chwili wrócił z kolorowym kartonem, z którego wydobywało się ciche miauczenie. Cruz zaśmiała się, kiedy mały kotek wychylił łepek z kartonu i spojrzał na nią z charakterystycznym kocim błyskiem w oku.
- Jest śliczny.
Stwierdziła, biorąc kota na ręce.
- Śliczna.
Poprawił ją Bosco, głaszcząc białą kicię, która teraz tuliła się do Cruz niemal z takim samym uwielbieniem jak Bosco.
- Dziękuję, Bosco... Dziękuję...
Wyszeptała Cruz, uśmiechając się przez łzy wzruszenia i cmokając Bosco delikatnie w policzek. Jej usta jednak szybko powędrowały do jego ust, a ich delikatny całus przerodził się w niezwykle namiętny i pełen pasji pocałunek, po którym nastąpiły kolejne, jeszcze bardziej gorące pocałunki...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/11/05, 3:54 pm    Temat postu:

"Pierwsza i ostatnia", to mnie ruszyło ;| Powiało pesymizmem. Mimo wszystko, biedna Cruz...

Świetna rozmowa Cruz z Santim, bo on jest taki kochany. Zawsze był.
I Bosco też.

Mam przeczucie, że chcesz Cruz uśmiercić (choć wydaje się to nieuniknione), ale cholera! Jak to zrobisz, to co? Koniec ficka? Co ja czytać będę? ;(


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin