Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 I WILL ALWAYS LOVE YOU by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/26, 2:48 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
p.s Cruz chyba czas na jakiś fick o Davis&Cruz

Bardzo chętnie, muszę coś wykombinować Tylko narazie nie mam pomysłu, ale... Wielką ochotę na napisanie małego ficzka o nich, więc powinnam coś wystukać w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale na pewno, hehe Very Happy Bo kurczę, oni mi się tak strasznie razem podobają!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/28, 7:43 am    Temat postu:

No i napisałam coś przed szkołą, bo tylko wtedy mam czas Very Happy Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba Wink


Część trzynasta

PIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ

Cruz podniosła się z łóżka i po raz kolejny stwierdziła, że Bosco nie spał razem z nią. Tak było już od dawna, od paru miesięcy, a praktycznie od kiedy zaszła w ciążę. I nie wiedziała dlaczego tak było.
Przejechała ręką po włosach, zastanawiając się, czy Bosco będzie chociaż w kuchni, czy może już wyszedł do pracy.
Wstała.
Poszła do kuchni i bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła Bosco siedzącego przy stole, pijącego kawę i oglądającego telewizor.
Z reguły, kiedy wstawała go już nie było, bo wychodził wcześniej do pracy, a wracał późno, kiedy ona już spała. Bosco coraz częściej brał nadgodziny, wyjaśniając jej, że skoro ona nie pracuje to on musi zarabiać więcej, i tym podobne i tak dalej... Cruz uznała jego wymówki za niezbyt dobre i zupełnie nieprawdopodobne, jednak nic nie mówiła, bo zwyczajnie nie chciała się kłócić. Wolała wierzyć w tą ułudę, która trwała przez weekendy, kiedy Bosco był z nią i z dzieckiem. Bo poza weekendami rzadko go widywała. Tęskniła za nim, dzwoniła, a Bosco był dla niej miły, ale... To nie było to samo, co wcześniej. I oboje o tym wiedzieli.
- Cześć, kochanie.
Przywitał się z nią jak zwykle, kiedy wstał z kanapy i ją zobaczył. Cmoknął ją lekko w policzek.
Cruz uśmiechnęła się niewyraźnie, jednak jej oczy były smutne. Ona była smutna. Już dawno zapomniała jak smakują prawdziwe pocałunki Bosco, bo odkąd zaszła w ciążę przestał ją całować, dotykać, a o seksie w ogóle mogła zapomnieć, bo nie byli ze sobą od miesięcy. I przez to czuła się strasznie i wiedziała, że gdyby nie to, że jest w ciąży i musi o siebie dbać pewnie już dawno by się załamała bez jego miłości i czułości, jaką do tej pory okazywał jej niemal na każdym kroku.
Bosco poszedł do kuchni, mijając ją obojętnie.
Cruz cicho westchnęła w rezygnacji. Tak było już od dawna. Bosco był wobec niej zupełnie obojętny. Obojętność była ostatnio dla niego czymś normalnym. I choć nadal nazywał ją swoim kochaniem, słońcem czy skarbem, i choć nadal się uśmiechał to jednak nie był ten sam Bosco, a wszystko co robił, robił tylko dlatego, że nie potrafił inaczej, ze względu na dziecko. Bo nawet jeśli nie było jego, Bosco nie potrafił go całkowicie zignorować. Nadal dbał o Cruz, skakał koło niej non stop, pilnował, by dobrze się odżywiała i na siebie uważała, jednak mimo to nie był z nią do końca blisko. Oddalał się od niej. Odkąd Davis wspomniał o ich wyjeździe do Włoszech, Cruz i Bosco bezustannie myśleli o Alexie i o tym co się stało. Cruz nie mogła sobie tego darować, miała wyrzuty sumienia i nie wiedziała co robić, ani w co wierzyć, a Bosco miał ogromny mętlik w głowie. Nie wiedział, czy to jego dziecko, czy nie. Nie wiedział, po prostu nie wiedział, bo kto mógł mu dać 100 procent pewności? Jedynie badania DNA, ale nie chciał tak bardzo upokarzać Cruz. Wiedział, że czułaby się wówczas strasznie i chciał jej tego oszczędzić, a przynajmniej do czasu narodzin dziecka. Potem nie wiedział, co zrobi, ale wiedział jedno – mimo wszystko, mimo tego wszystkiego co się stało, bez względu na to, czy to jego dziecko, czy nie, on kochał Cruz i wiedział, a przynajmniej chciał w to wierzyć, że nigdy jej nie zostawi, bo przecież poświęciła się dla niego, decydując się urodzić dziecko, bo przecież równie dobrze mogła przerwać ciążę, bo nie było żadną tajemnicą, że poród w jej stanie nie był dobrym pomysłem, mógł ją wykończyć nie tylko fizycznie, ale również psychicznie, a to na pewno nie podziałałoby dobrze na jej kondycję, która i tak była kiepska ze względu na rozwijającą się ciągle chorobę.
- Muszę dziś wyjść wcześniej.
Powiedział Bosco, dopijając kawę.
- Musisz?
Cruz była zawiedziona, choć tak naprawdę niczego innego się po nim nie spodziewała.
- Tak, dziś pracuje z Davisem w wydziale.
Wyjaśnił, wzruszając niedbale ramionami.
- Aha...
Mruknęła tylko Cruz.
Dziwnie się poczuła, kiedy Bosco wspomniał o wydziale. To był jej wydział, jej praca i jej życie, ale nie wiedziała, czy kiedykolwiek do niego wróci. Teraz miała urlop, bo była w ciąży. Potem będzie musiała wziąć urlop po porodzie, ze względu na dziecko i na siebie, bo jej stan nie był za dobry. W końcu była chora. Ciąża jej służyła, wyładniała, rozpromieniała, ale mimo to, była chora i to było widać, bo mimo dużego brzuszka i tak była strasznie szczupła. To choroba ją powoli wykańczała i wyniszczała. Wiedziała o tym i Bosco też o tym wiedział, ale nawet ta świadomość nie zrobiła z niego idealnego męża i przyszłego ojca, który z radością czeka na swoje dziecko. Bo prawda była taka, że po pierwszych zachwytach nad ciążą Cruz, Bosco nagle się zmienił, stał się wobec nej zupełnie obojętny.
- To idę.
Powiedział Bosco i skierował się do drzwi.
Kiedy mijał Cruz cmoknął ją jak zwykle w policzek.
Tylko tyle. I nic więcej. Nigdy nie robił nic więcej... I to bolało. Cholernie bolało.
A jeszcze bardziej bolał widok znikającego za drzwiami Bosco...

***

Podeszła do drzwi, kiedy tylko usłyszała dzwonek. Otworzyła i z rezygnacją, ale i pewnym zaskoczeniem, stwierdziła, że na progu stoi Davis.
- O, hej.
Wydsiła z siebie, wpuszczając go do środka.
- Cześć.
On uśmiechnął się do niej.
- Przyszedłem spytać jak się trzymasz.
- Dobrze, dziękuję.
Odpowiedziała Cruz, uśmiechając się.
Dziwnie się poczuła, słysząc to pytanie z ust Davisa, bo w końcu powinna je usłyszeć z ust Bosco... Zaraz jednak odpędziła od siebie tą myśl, bo nie chciała się dołować i niepotrzebnie zamartwiać.
- Chcesz się czegoś napić?
Spytała, idąc do kuchni.
- Eeee... Pewnie. A co masz?
Odpowiedział z lekkim wahaniem Ty, drapiąc się po głowie i siadając na kanapie.
- Wodę, sok, herbatę, piwo...
Zaczęła wymieniać, nachylając się nad lodówką.
- Piwo.
Przerwał jej Davis, szczerząc zęby w uśmiechu.
Cruz tylko pokiwała głową i rzuciła w jego stronę butelkę.
- A nie jesteś w pracy, że pijesz?
Spytała, kiedy Ty otworzył butelkę i wziął łyk piwa.
- Nie, już dawno skończyłem. Cały dzień siedziałem przy telefonie...
Poskarżył się cicho.
- Tak?
- Yhy.
Przytaknął Davis.
- A ta akcja dla wydziału...
- Jaka akcja?
Spytał, wyraźnie zaskoczony Davis, zerkając na nią.
- No, Bosco coś wspominał...
- A tak, to! Rzeczywiście!
Zawołał Davis, łapiąc się za głowę, jakby o tym kompletnie zapomniał.
„I pewnie zapomniał, bo przecież nie było żadnej akcji” – pomyślała Cruz. Wiedziała, że nie było. A Davis po prostu był dobrym kumplem i dlatego krył Bosco. Tylko przed czym krył?
- Tak, poszło jak po maśle.
Dodał Ty, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Ale wiesz... Muszę już lecieć.
Powiedział, nagle zaczynając się zbierać.
- Dzięki za piwo.
Już miał wychodzić, kiedy nagle odwrócił się w jej stronę.
- Jutro jest mała impreza u Finney‘a. Pewnie Bosco ci mówił. Będziesz?
Cruz pokiwała tylko potakująco głową, choć tak naprawdę nie wiedziała czy będzie, bo w końcu Bosco nic jej nie mówił. Ani słowa. A teraz dowiadywała się bardzo ciekawych rzeczy, o których zdecydowanie musiała z nim porozmawiać...

***

Zerknęła na zegarek. Było wpół do pierwszej w nocy. Bosco już dawno powinien być. Ale go nie było, a Cruz leżała w łóżku i czekała aż wróci, z całej siły zmuszając się do tego, by nie zasnąć.
Usłyszała ciche skrzypnięcie najpierw drzwi wejściowych, a potem tych od sypialni.
- Bosco?
Spytała, lekko podnosząc się na łóżku, choć i tak wiedziała, że to on, bo któż by inny?
- O hej. Jeszcze nie śpisz?
Bos wydawał się być tym „lekko” zaskoczony.
- Obudziłam się, kiedy wszedłeś.
Skłamała gładko.
- A to przepraszam, że cię obudziłem. Już znikam.
Powiedział i już miał wyjść, by jak zwykle położyć się na kanapie, kiedy nagle się zatrzymał. Chyba zobaczył łzy w jej oczach, bo Cruz już dłużej naprawdę nie potrafiła udawać, że jest okay.
- Wszystko w porządku, kochanie?
Spytał, siadając obok niej na łóżku.
Cruz pokiwała przecząco głową, ale wytarła mokre od łez oczy, bo nie chciała, by Bosco widział jak płacze.
- A co jest nie tak?
Zadał kolejne pytanie, odgarniając jej włosy, opadające na twarz.
- Wszystko.
Odpowiedziała tylko cicho, strącając jego rękę ze swojej twarzy.
- Skarbie, co się z tobą dzieje?
Zaczął, ale Cruz gwałtownie mu przerwała.
- Co się ze mną dzieje? Co się z tobą dzieje, do cholery?! W ogóle cię nie widuję, nigdy cię ze mną nie ma, prawie nie rozmawiamy...
Zaczęła wyliczać, mówiąc coraz głośniej.
- Co się stało, że tak nagle przestałeś mnie kochać, Bosco? Co? Bo ja nie wiem! Nie wiem, co się z tobą dzieje! Co się dzieje z nami!
Wykrzyczała, z trudem powstrzymując łzy.
A Bosco aż zamurowało. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Bo co miał powiedzieć? To, że nadal ją kocha, ale nie wie czy chce tego dziecka, bo nie ma nawet pewności, że jest jego? Tak, taka była prawda. Ale nie mógł jej tego powiedzieć i wiedział o tym. Wiedział, że tylko, by ją tym wkurzył i potwornie zranił, co i tak już robił. Wyszeptał jej więc do ucha, po krótkiej chwili ciszy, przytulając ją do siebie.
- Kochanie... Przepraszam...
Pocałował ją delikatnie, a potem znowu i znowu, tylko, że tym razem mocniej i z większą czułością...
- Kocham cię, przecież wiesz...
Dodał, odsuwając się od niej lekko i gładząc ją po policzku.
- Nie wiem. Rzecz w tym, że nie wiem.
Wydusiła z siebie, z trudem powstrzymując napływające jej do oczu łzy.
- Kocham cię.
Powtórzył, znowu ją całując. Cruz niepewnie odwzajemniła pocałunek, najpierw jeden, a potem następny i kolejne...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/28, 4:49 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

- Kocham cię, przecież wiesz...
Dodał, odsuwając się od niej lekko i gładząc ją po policzku.
- Nie wiem. Rzecz w tym, że nie wiem.
Wydusiła z siebie, z trudem powstrzymując napływające jej do oczu łzy.
- Kocham cię.
Powtórzył, znowu ją całując. Cruz niepewnie odwzajemniła pocałunek, najpierw jeden, a potem następny i kolejne...


Zdecydowania mój ulubiony fragment :d Słodki i uroczy Wink
No i jeszcze akcja z Davisem! On jest taki fajny i kto jak kto, ale Davis mi do Cruz najbardziej pasuje. Jakoś tak. Widzę ich razem ;]

Chcę więcej części ficka! Very HappyVery Happy Pisz, pisz, nie obijaj się Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/29, 7:44 am    Temat postu:

Nowa część. Mam nadzieję, że się spodoba.

Część czternasta

Cruz wstała z łóżka po raz pierwszy od bardzo dawna z uśmiechem na ustach.
Była szczęśliwa, bo miała nadzieję, że do Bosco w końcu coś dotarło, że nareszcie coś zrozumiał.
Wstała, ciesząc się, że w końcu wszystko sobie wyjaśnili.
Myślała, że po wczorajszej nocy zobaczy go siedzącego przy stole, czytającego gazetę, parzącego kawę... Ale nie. Nie było go. I Cruz już sama nie wiedziała, co ma myśleć.
Podeszła do kuchennego blatu, gdzie jak zwykle leżała karteczka od Bosco. Wzięła ją do ręki i zaczęła czytać.

Kochanie, musiałem wyjść wcześniej, ale będę też wcześniej w domu :)
Wczoraj było wspaniale...
Kocham Cię.


Cruz uśmiechnęła się, czytając te słowa.
Przejechała wzrokiem nieco w dół, patrząc na wyraźnie „dobazgrane” przez Bosco post scriptum.

ps. Dziś jest imprezka u Finney‘a. Chcesz iść? Zadzwonię.

Cruz już miała się go uczepić, że tak późno ją o tym poinformował, ale nie chciała psuć tego co było i co chyba udało się im wczoraj odbudować, a przynajmniej częściowo odbudować.
Do jej uszu dobiegł sygnał telefonu.
Uśmiechając się pod nosem, podniosła słuchawkę.
- Słucham?
Spytała, nalewając sobie soku.
- Cześć, skarbie.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, słysząc głos Bosco.
- Obudziłem cię?
- Nie, właśnie wstałam.
Odpowiedziała, kręcąc kosmyk włosów na palcu.
- Hmmm... Wyspałaś się?
- Yhy...
Odparła z ociąganiem.
- Musisz się bardziej postarać, żeby mnie wykończyć.
Dodała, cicho chichocząc.
- Dobra, popracuję nad tym dzisiaj.
Odpowiedział, również się uśmiechając.
- A o której dziś będziesz?
- O 16.
Odpowiedział, a Cruz zerknęła na zegarek.
- Więc muszę bez ciebie wytrzymać tylko sześć godzin?
- Aż sześć godzin...
Poprawił ją Bos.
- Cieszę się, że się zgadzamy.
Cruz wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Do jej uszu dobiegł stłumiony kobiecy głos, wołający Bosco po imieniu. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, ale zaraz pomyślała, że to pewnie Sasha albo Yokas. Tylko czemu mówiły do niego „Maurice”, a nie po prostu Bosco?
- Sorry, ale muszę już kończyć, skarbie.
Wyjąkał Bosco do słuchawki.
- Mam wezwanie.
Usprawiedliwił się.
- To do zobaczenia o 16. Pa. Kocham Cię.
Dodał i rozłączył się tak szybko, że Cruz nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć.

***

Punktualnie o 16 Bosco był w domu.
Cruz była tym lekko zaskoczona, bo spodziewała się raczej, że się spóźni. Ale nie. Był punktualnie.
Pocałował ją i zabrał się do jedzenia obiadu.
Cruz zastanawiała się przez chwilę, czy zapytać go o wezwanie, które dostał, kiedy rozmawiali przez telefon, ale doszła do wniosku, że nie powinna. W końcu mu ufa. A przynajmniej powinna ufać. Jest jego żoną. Poza tym nie może go przecież podejrzewać o cokolwiek nie mając żadnych dowodów.
Poszła do sypialni, jednak zaraz wróciła do pokoju, niosąc ze sobą dwie sukienki.
- Skarbie, jak myślisz, która lepsza?
Spytała Cruz, pokazując sukienki Bosco, który spojrzał na nią znad talerza.
Jak dla niego obie były czarne i wyglądały podobnie. Nie wiedział nad czym tu się zastanawiać. Powiedział jednak, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Dla mnie i w jednej i w drugiej wyglądasz tak samo pięknie.
Cruz uśmiechnęła się.
Bosco totalnie ją tym tekstem rozczulił. Być może to dlatego, że ostatnio mało dobrych słów słyszała z jego ust pod swoim adresem, a teraz czuła, że wrócił dawny Bosco, który naprawdę bardzo ją kocha. I to sprawiało, że czuła się wspaniale i była po prostu szczęśliwa.

***

- Cześć!
Dziewczyny niemal rzuciły się na Cruz, kiedy tylko zobaczyły ją w progu mieszkania Finney‘a, gdzie była impreza.
Cruz uśmiechnęła się lekko i odwzajemniała ich uściski. Sasha, Grace, Holly... Nawet Yokas była jakby zadowolona, że ją widzi.
- A co wy tutaj robicie?
Zdziwił się Bosco, kiedy zobaczył na imprezie również Jimmy‘ego i Kim.
Przecież nie pracowali w 55-tym mniej więcej rok, nie widział ich dawno, bo ostatnio na swoim ślubie, ale ucieszył się, że są i że nareszcie ich widzi. A oni też wydwali się być szczęśliwi, że są wśród starych przyjaciół. Jedynie organizator imprezy był dla nich kimś zupełnie obcym, ale oczywiście zamierzali to nadrobić.
Wszyscy, z wyjątkiem Jimmy‘ego, który już zakumplował się z Finney‘em i opróżniał kolejną butelkę piwa, usiedli do stołu.
- Ślicznie wyglądasz.
Stwierdził Davis, patrząc na Cruz.
Ta w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła, a Bosco zawołał do niego ostrzegawczo.
- Ja jej to mówię. Codziennie.
Dodał, szczerząc zęby w uśmiechu. Pocałował Cruz i wstał od stolika, bo usłyszał dobiegający z kuchni głos Doherty‘ego.
- E, Bosco, chodź!
Bosco dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo za nim tęsknił. Zresztą jak za każdym ze swoich przyjaciół, których już nie było. Za Bobbym, za Dociem... Tęsknił za nimi, bo do tej pory pamiętał ich wspólne imprezy, żarty i żarciki, jakie sobie robili. To były czasy...
Po chwili już był przy Jimmym, który zabierał się za kolejną butelkę piwa.
- Ej, bo wypijecie wszystko bez nas!
Zawołała w ich stronę Sasha i od razu dostała swoje piwo, tak samo zresztą jak wszyscy, z wyjątkiem Cruz i Kim, które dostały sok. Dziewczyny wymieniły tylko porozumiewawcze spojrzenia niezadowolenia, jednak nic nie powiedziały, tylko zaczęły z sobą gawędzić.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
Odpowiedziała Cruz, bo naprawdę nie miała się na co skarżyć. Co prawda musiała robić częściej badania kontrole, ale wszystko było w porządku, więc nie miała się czym martwić.
- Jak ja byłam w ciąży to czułam się jak potwór z filmów na Discovery Channel.
Powiedziała Yokas, pijąc swoje piwo, a Kim od razu jej zawtórowała,
- No, ja też.
Bosco nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy to usłyszał.
Przytulił się do Cruz, dotykając jednocześnie jej brzucha. A dziecko, jakby czuło jego dotyk, od razu kopnęło. Bosco uśmiechnął się lekko i pocałował Cruz, a dziewczyny nadal gadały.
- Ale to wszystko da się przeżyć.
Powiedziała Kim, uśmiechając się do Cruz.
- Tak, a pierwszy krok, albo słowo dziecka to coś wspaniałego...
Rozczuliła się Yokas, przypominając sobie Em i Charliego.
- Właśnie. Do dziś to pamiętam. Nawet Jimmy miał łzy w oczach.
Powiedziała Kim, jednak zaraz zamilkła, widząc smutną minę Cruz.
- Eee, skarbie, trochę źle się czuję. Wyjdę na chwilę na dwór. Zaraz wrócę.
Wydusiła z siebie, cmoknęła Bosco w policzek i odeszła od stolika.
- Co? Powiedziałam coś nie tak?
Spytała zaskoczona Kim, patrząc na Bosco, który jednak pokiwał przecząco głową i dodał.
- Nie przejmuj się.

***

Cruz musiała wyjść. Musiała, bo nie chciała, by ktokolwiek widział gromadzące się w jej oczach łzy. A nie mogła ich powstrzymać, bo kiedy tylko Yokas i Kim zaczęły wspominać o dzieciach zrobiło się jej okropnie smutno, bo w końcu ona nie zobaczy swojego maleństwa, kiedy będzie uczyło się chodzić, czy mówić... Nie zobaczy. Nie będzie przy nim, kiedy będzie dorastać.
Cruz poczuła na swoim policzku łzy, ale nie starła ich tylko pozwalała im spadać, choć ten jeden raz pozwoliła sobie na łzy... Zaraz jednak poczuła jak czyjaś silna, a zarazem delikatna dłoń ociera je z jej twarzy.
W pierwszej chwili pomyślała, że to Bosco, jednak zaraz zrozumiała, że obok niej stoi Davis.
Chciała strącić jego rękę ze swojej twarzy, ale zwyczajnie nie potrafiła.
- Co tu robisz?
- Czemu płaczesz?
Odpowiedział pytaniem na pytanie Davis, na co Cruz zareagowała lekkim uśmiechem.
- Nie zrozumiesz.
Odparła tylko, odsuwając się od niego.
- Nikt nie zrozumie. Nawet Bosco.
Dodała, patrząc przed siebie beznamiętnym, pustym wzrokiem.
- Co się dzieje?
Spytał Davis, przyglądając się jej ze zdziwieniem, ale również z, nawet nie skrywaną, troską.
- Nic.
Odburknęła tylko Cruz, choć oboje wiedzieli, że to nieprawda. Cruz nie płakałaby przecież bez powodu.
- Możesz mi powiedzieć. Czasami to pomaga.
Wyszeptał, odgarniając jej włosy z twarzy.
- Nie, wiesz dzięki, nie skorzystam.
Mruknęła Cruz.
- Jak chcesz. Ale jestem tu, więc jeśli chcesz... Zawsze będę, jeśli zechcesz...
Wyszeptał, a Cruz poczuła jego oddech na swoim uchu. Nie wiedziała do czego to zmierza, a raczej wiedziała, ale jakoś nie chciała tego przerywać. I nie zaprotestowała, kiedy Davis pocałował ją delikatnie w usta. Odwzajemniła jego pocałunek, najpierw jeden, a potem drugi i trzeci... Opamiętała się jednak, kiedy jego dłonie znalazły się na jej piersiach, a potem wślizgnęły się jej pod sukienkę. Nie mogła mu na to pozwolić i wiedziała o tym. Odsunęła się od niego.
- Davis...
Wyszeptała, łapiąc ciężko powietrze.
- Hm?
Mruknął, całując ją w szyję.
- Nie możemy... Bosco, on... Po prostu nie możemy...
Wydusiła, odpychając go od siebie i szybko wróciła na górę do mieszkania Finney‘a.

***

- Bosco...
Zaczęła Cruz, kiedy już leżeli w łóżku.
- Hm?
Mruknął Bos, przejeżdżając ręką po jej włosach.
- Czy... Kiedy... Umrę...
Wydusiła z siebie, nawet na niego nie patrząc. Nie mogła spojrzeć mu w oczy, bo wiedziała, że już go rani.
Ręka Bosco zastygła bezruchu na jej plecach. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Oczywiście, oboje wiedzieli o tym, że Cruz umrze, to było nieuniknione, ale jeszcze nigdy nie rozmawiali o tym tak otwarcie, nazywając rzeczy po imieniu.
- Opowiesz dziecku o mnie, albo...
- Cruz, kochanie...
Przerwał jej, nawet nie pozwalając dokończyć jej, tego co mówiła.
- Nie mówmy o tym.
- Ale...
- Proszę cię, skarbie, nie teraz...
Dodał, niemal błagalnym tonem, patrząc jej prosto w oczy.
- Dobrze.
Zgodziła się Cruz i uśmiechnęła się niepewnie.
Bosco pocałował ją i wyszeptał.
- Kocham cię i w tej chwili tylko to się liczy, jasne?
Cruz pokiwała głową i odwzajemniła jego kolejny pocałunek, po czym oboje zapadli w sen.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/29, 4:21 pm    Temat postu:

Ła! Akcja z Davisem jest genielna przed duże G! On jest taki fajny ;P Ja bym na miejscu Cruz wcale go nie odepchnęła (a co! Wink ) I cała impreza świetna (no i Jimmy!) i końcówka też niezła Wink Chcę more, more! ;>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/29, 5:38 pm    Temat postu:

pochłonęłam dwie części naraz i jest super
Davis kochany taki troszczy sie o Cruz i w ogole. smutne sa te mysli Cruz o smierci i dziecku bez niej. a Bosco? jak to on mam nadzieje ze nic nie schrzani i ze nadal kocha Cruz a nie tak tylko mowi

czekam na wiecej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/30, 12:04 pm    Temat postu:

Dobra, napisałam coś. Coś mało, ale jakoś nie mam weny. I tak siedziałam nad tym ładne dwie godziny (w przerwach gadałam na gygy i ściągałam klipy z LOST Wink). Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba Very Happy



Część piętnasta



Bosco już miał wychodzić z komisariatu, bo dostał kolejne, już czwarte tego dnia, wezwanie do rodzinnej sprzeczki, kiedy usłyszał za sobą głos Yokas.
- Bosco, telefon do ciebie!
Bos wywrócił oczami, jednak cofnął się i wrócił na posterunek.
- Właściwie to telefon do Cruz, ale...
Zaczęła tłumaczyć Faith zanim dała mu słuchawkę.
Jej słowa jeszcze bardziej go zaciekawiły. Telefon do Cruz? Przecież praktycznie każdy wiedział, że już nie pracuje. Więc, kto to mógł być? Podniósł słuchawkę, nie słuchając dalej tego, co mówi Yokas.
- Tak?
Mruknął do słuchawki.
- Z funkcjonariuszem Boscorellim, bo co? Cruz? Jestem jej mężem.

***

Wszedł do domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie rozumiał jak Cruz mogła nic mu nie powiedzieć o telefonach od tego dupka. Pewnie, gdyby nie odebrał tego telefonu w komisariacie do tej pory, by nie wiedział, że ten cały Alex, bądź co bądź, nadal jest obecny w ich życiu.
- Cruz!
Zawołał od progu i przeszedł się po całym mieszkaniu w poszukiwaniu Ritzy. Jej jednak nigdzie nie było, co jeszcze bardziej wytrąciło go z równowagi.
Już miał wyjść z mieszkania, by jej poszukać, kiedy w drzwiach natrafił się właśnie na nią i... Davisa.
- O, cześć kochanie, jesteś już w domu?
Spytała, cmokając go delikatnie w policzek.
- Musimy pogadać.
Odpowiedział tylko Bosco, lodowatym tonem, mierząc Cruz groźnym spojrzeniem.
- Eee, to ja pójdę już...
Wyjąkał Davis, cofając się do drzwi.
- Trzymajcie się.
- Jasne, dzięki.
Powiedziała Cruz, a Ty szybko zniknął za drzwiami, zostawiając ich samych.
- Co się stało?
Spytała Cruz, patrząc z zaskoczeniem na Bosco, który nadal mierzył ją wręcz morderczym spojrzeniem.
- Gdzie byłaś?
Odpowiedział pytaniem na pytanie i choć mówił to spokojnym tonem, Cruz i tak lekko zadrżała, bo wiedziała, że coś jest nie tak.
- Na zakupach.
Odparła, zgodnie z prawdą i zaczęła rozpakowywać zakupy.
- Z Davisem?
- Taak... Pomagał mi. W końcu lekarz zabronił mi tyle dźwigać.
Odpowiedziała z ociąganiem, zaskoczona jego pytaniem.
- Bo co? O co ci chodzi?
Spytała, jednak nie doczekała się odpowiedzi.
I zaraz przyszło jej do głowy, że Bosco może się czegoś domyślił, tego, że ona i Davis ostatnio dziwnie się do siebie zbliżyli... Szybko jednak odrzuciła od siebie tą myśl, bo przecież nie dawała mu żadnego powodu do podejrzeń. I nie zdradziła go, a to najważniejsze.
- Chyba nie jesteś zazdrosny?
Spytała, uśmiechając się do niego. On jednak nie odwzajemnił jej uśmiechu, tylko spytał, śmiertelnie poważnym tonem.
- A mam o co?
- Nie.
Zaprzeczyła szybko. O wiele za szybko...
- Naprawdę nie, Bosco.
Powtórzyła, widząc niedowierzanie na jego twarzy, które jednak wcale nie zniknęło, po kolejnym zapewnieniu Cruz.
- No dobra...
Westchnęła ciężko. Postanowiła mu w końcu o wszystkim powiedzieć. W końcu to nic takiego, nic nie zrobiła, nie zdradziła go przecież, więc nie może być aż tak żle, racja?
- On... Ja... Na imprezie u Finney`a trochę nas poniosło i...
Zawiesiła na moment głos, zastanawiając się nad tym, co jeszcze ma powiedzieć.
- I co?
Ponaglił ją Bosco, po dłuższej chwili milczenia.
Cruz zagryzła wargę. Naprawdę nie wiedziała, co ma mu powiedzieć...
- No w sumie to nic... Całowaliśmy się tylko, nie doszło do niczego więcej, naprawdę, bo kocham tylko Ciebie, Bosco...
- Och, jasne!
Warknął w jej stronę.
- Kochasz mnie, tak?!
Cruz pokiwała tylko potakująco głową, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa, bo nagły wybuch Bosco był dla niej sporym zaskoczeniem.
- Więc jak w ogóle mogłaś zwrócić na niego uwagę?! A ten cały Alex, czy jak mu tam?! Jak mogłaś nie powiedzieć mi, że do ciebie dzwoni, co?! Nie ufasz mi, ale mówisz, że mnie kochasz!
- Ufam ci, kochanie...
Wyszeptała, przerywając mu.
- Nie, wcale nie! Gdybyś mi ufała niczego byś przede mną nie ukrywała!
- Bosco, to nie tak...
- A jak?! No, kurwa jak?!
Cruz nie odpowiedziała, bo po prostu ją zamurowało. Nie wiedziała, że Bosco może być tak wściekły i tak na nią krzyczeć. Zwłaszcza teraz, kiedy była w ciąży. Była Z NIM w ciąży! Wiedziała o tym i choć Bosco nie do końca w to wierzył, bo w końcu miał powód, by mieć co do tego wątpliwości, to wiedziała, że to jego dziecko. Czuła to, po prostu to czuła.
- Skąd wiesz o tych telefonach?
Wydusiła z siebie cicho, bo Bosco ją tym zaskoczył. W końcu ona o niczym mu nie mówiła, więc skąd mógł wiedzieć? Nikt poza nią o tym nie wiedział... Może Santiago, ale nie rozmawiała z nim o tym...
- A tak się składa, że nie od ciebie, niestety!
Warknął, mijając ją obojętnie. Chciał wyjść, ale Cruz go zatrzymała.
- Skarbie, ja przepraszam... Chciałam ci powiedzieć, ale...
- Ale nie powiedziałaś. Nie zrobiłaś tego.
Przerwał jej, już nieco spokojniejszym tonem, choć nadal był wściekły.
Nie mógł uwierzyć, że Cruz mogła go tak oszukiwać... A przecież przysięgali sobie, że ich małżeństwo będzie "zgodne, szcześliwe i trwałe". Tymczasem żaden z tych przymiotników nie pasował do ich związku. Wszystko się sypało...
- Ty też nie mówisz mi wszystkiego!
Warknęła Cruz, powstrzymując Bosco przed wyjściem z mieszkania.
- O czym ty mówisz?
- Na przykład o tym, że okłamałeś mnie, kiedy powiedziałeś o akcji dla wydziału. Nie było żadnej akcji! Albo kiedy wczoraj rozmawialiśmy przez telefon jakaś głupia flądra cię zawołała, a ty powiedziałeś, że masz wezwanie, choć nie miałeś i rozłączyłeś się...
- To była moja matka Cruz, a nie jakaś "głupia flądra".
Przerwał jej Bosco.
Cruz na moment zatkało, ale zaraz odzyskała mowę.
- Och, tak? Więc czemu powiedziałeś, że musisz kończyć, bo masz wezwanie?
Spytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo i robiąc palcami cudzysłów.
- Za dwa tygodnie masz urodziny. Chcieliśmy coś przygotować, zrobić ci niespodziankę...
Wyjaśnił Bosco, już całkowicie spokojny.
Był po prostu w tak wielkim szoku, spowodowanym przez te bezpodstawne oskarżenia i podejrzenia Cruz, że nie miał już siły i ochoty dłużej się kłócić.
Cruz cicho westchnęła. Była zaskoczona. Ale wierzyła mu. W końcu naprawdę miała niedługo urodziny. I to chyba pierwsze i zarazem ostatnie jakie spędzi z Bosco. To powinno być coś wyjątkowego... I miało być. Ale ona jak zwykle wszystko spieprzyła...
- Przepraszam, nie wiedziałam, kotku...
Wyszeptała, ale tym razem Bosco się nie zatrzymał tylko wyszedł z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi.



CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/09/30, 5:15 pm    Temat postu:

A ta Cruz głupia jest, po co powiedziała Bosco, że całowała się z Davisem? Ja bym nie powiedziała xD I znowu ten Alex, gość mnie conajmniej irytuje ;p

Czekam na więcej! :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/09/30, 6:36 pm    Temat postu:

biedna ale sie wkopala Very Happy mam nadzieje ze teraz bedzie jakas bitwa o Cruz miedzy Bosco a Davisem Very Happy mnie tez wkurza ten caly Alex niech go zabija albo cos Very Happy a Bosco tez ciapa wygadal sie mogl cos sciemnic czy cos Very Happy
czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/09/30, 6:46 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
mam nadzieje ze teraz bedzie jakas bitwa o Cruz miedzy Bosco a Davisem Very Happy

A nie wiem, zastanawiam się właśnie, bo to wymużdżyłam do innego ficka, więc tu nie chcę powielać wątków, ale zobaczę ;P
Scu napisał:
A ta Cruz głupia jest, po co powiedziała Bosco, że całowała się z Davisem?

Może i Cruz głupio palnęła o niej i Davisie, ale z drugiej strony ja bym nie mogła tak oszukiwać męża. Dobra, poniosło ich, itd., to była tylko chwila słabości, ale jednak była, a to znaczy, że nie jest dobrze i coś nie gra, a przynajmniej według mnie Wink Także szczerość przede wszystkim, a co A zresztą musiałam trochę pokomplikować
Dziękuję ślicznie za komentarze, choć wiem, że ta część nie wyszła za dobrze ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/01, 12:14 am    Temat postu:

Ach, a co do tego idioty Alexa (zawsze muszę z jakiegoś faceta zrobić chama, jak nie z Bosco to z kogoś innego, bo w końcu każdy facet to cham, znaczy prawie każdy... ;P) to po jego rozmowie z Bosco, gwarantuję, że już go nie będzie Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/01, 1:56 am    Temat postu:

Daję nową część i idę spać Wink Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba Very Happy


Część szesnasta


Cruz ciągle dzwoniła do Bosco, jednak on cały czas ją ignorował.
Po ich ostatniej kłótni, która miała miejsce prawie dwa tygodnie temu, Bosco wyprowadził się od niej i przeniósł się do Rose. Doszedł do wniosku, że oboje muszą wiele spraw przemyśleć i że tak będzie najlepiej, a przynajmniej narazie. Cruz ostatni raz widziała go, kiedy zabierał z jej mieszkania swoje rzeczy...

- Bosco, daj spokój...
Wyszeptała, patrząc jak się pakuje.
- Nie niszcz tego...
Dodała, z ledwością powstrzymując łzy.
- Ja? Że niby ja to niszczę? No wybacz Cruz, ale kto kogo zdradził? Ja? Czy ja cię kiedykolwiek zdradziłem? Nawet nie spojrzałem na inną kobietę. A ty?
Zawiesił na moment głos, by sens jego słów dotarł do niej całkowicie.
I dotarł, bo Cruz nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wiedziała, że Bosco ma rację i dlatego milczała, bo chyba po raz pierwszy w życiu zabrakło jej słów.
- Najpierw przespałaś się z jakimś dupkiem, a potem całowałaś z moim najlepszym przyjacielem... Uważasz, że po tym co zrobiłaś możemy tak po prostu o tym zapomnieć?
- Bosco, ja nie chciałam, przecież wiesz...
Zaczęła się niezręcznie tłumaczyć, choć sama tak do końca nie wierzyła w to co mówi.
Dobra, może tego z Alexem naprawdę nie chciała, ale stało się i koniec. Przecież nie cofnie czasu. Ale Davis? Chciała tego. Oboje chcieli. Bo przecież gdyby nie chcieli ona mogłaby go odepchnąć, ale nie zrobiła tego. Nie zrobiła. I teraz płaciła za to najgorszą z możliwych dla niej cen – Bosco się wyprowadzał i nie wiedziała, czy wróci. A nawet jeśli wróci to obawiała się, że zrobi to tylko i wyłącznie z litości, a tego nie chciała.
- Zadzwonię.
Powiedział tylko Bosco (choć do tej pory nie spełnił swojej obietnicy...), biorąc torbę i znikając za drzwiami.
Nawet na nią nie spojrzał, nie odwrócił się... Po prostu wyszedł, zostawiając ją zupełnie samą, bo w końcu poza nim nie miała już nikogo...


Na samo wspomnienie w oczach Cruz gromadziły się łzy. Nie płakała, kiedy odchodził, ale w głebi duszy wszystko się w niej sypało.
Po raz kolejny sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer do Rose, jednak i tym razem odpowiedział jej tylko suchy, lodowaty głos nagrany na sekretarkę.

***

- Bosco, co jest grane?
Spytała Yokas, kiedy udało jej się w końcu wyciągnąć Bosco na lunch.
Bos nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo do baru weszli Sully i Davis.
Faith od razu zauważyła, jak Bosco mierzy Ty‘a morderczym wzrokiem, jakby chciał go zabić.
- Hej.
Przywitał się z nimi Davis, jednak bez zbytniego entuzjazmu, co również nie umknęło uwadze Yokas, jak i Sully‘ego.
- Cześć.
Odpowiedziała Faith, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Z kolei Bosco nie zareagował, tylko nadal mierzył Davisa groźnym spojrzeniem.
- To ja skoczę po coś do jedzenia... Co chcesz, Sull?
Wyjąkał Ty, cofając się w stronę baru, by złożyć zamówienie.
- Sałatkę.
Odpowiedział i zaraz dodał, widząc zdziwione spojrzenia przyjaciół.
- Jestem na diecie.
- Powodzenia.
Mruknął pod nosem Bosco, popijając kawę.
- A z tobą co dzisiaj?
Spytał Sully, dosiadając się do nich, nawet nie pytając o pozwolenie.
- Nic.
Odburknął Bos, wzruszając ramionami.
Faith wymieniła z Sullym porozumiewawcze spojrzenia i wyszeptała bezgłośnie do Sullivana: „Pracuję nad tym...”
Po chwili do ich stolika podszedł Davis, który jednak nie usiadł do stołu, tylko położył przed Sullym jego sałatkę, frytki i colę light.
- Nie prosiłem o frytki!
Oburzył się Sully, ale Davis odpowiedział tylko, wzruszając niedbale ramionami.
- Nie najesz się samą zieleniną, w końcu nie jesteś jakimś królikiem.
- Dlaczego nikt nie wierzy, że uda mi się przejść przez tą dietę?
Spytał Sull, bardziej samego siebie niż kogokolwiek innego.
- Siadaj.
Dodał, patrząc na Davisa, który cały czas stał nad nimi z kubkiem kawy w ręku.
- Nie wiesz, dzięki, ale chyba pójdę zjeść na zewnątrz...
Wyjąkał, nawet nie patrząc na Bosco, ktróry nadal gromił go spojrzeniem.
- Tak, nawdychasz się spalin i tego ulicznego smrodu... Nie masz dość po dwudziestogodzinnym patrolu?
Spytał Sully, wywracając oczyma.
- Dwudziestogodzinnym?!
Zdziwiła się Yokas, na co Sully odpowiedział tylko smętnym kiwnięciem głowy.
Davis, jednak uparcie powtórzył, zerkając z lekkim strachem na Bosco, który ani na moment nie odrywał od niego wzroku.
- Nie, zjem na zewnątrz.
Szybko zniknął za drzwiami.
- Bos!
Zawołała ostrzegawczo Faith, waląc go w ramię i widząc jak Bosco odprowadza Davisa swym morderczym wzrokiem aż do samych drzwi.
- Co się z tobą dzieje?!
Spytała Yokas, tym razem nieco głośniej, kiedy Sully poszedł do toalety.
- Dobra, nie układa ci się z Cruz, ale to nie powód, żeby się na wszystkich wyżywać!
Bosco nie zareagował na jej uwagę dotyczącą Cruz, bo wcale go nie dziwiło, że każdy na posterunku wiedział o ich problemach. Plotki rozchodziły się po komisariacie lotem błyskawicy, nawet bez wiarygodnego, albo nawet żadnego, źródła informacji, a Bosco już się do tego przyzwyczaił i szczerze mówiąc miał gdzieś to, co ludzie mówią.
- Nie na wszystkich, tylko na nim.
Odparł cicho Bosco.
- Ale dlaczego, Bos? Dlaczego akurat na nim? Od dwóch tygodni nie zamieniłeś z nim ani jednego słowa, patrzysz na niego tak, jakbyś miał go zaraz poćwiartować... Co on ci takiego zrobił?
- Dobierał się do niej.
Odpowiedział krótko, zwięźle i na temat, czym wprawił Faith w totalne osłupienie, tak, że nie mogła wydusić z siebie ani słowa przez dobrych parę sekund.
- Że co?!
Spytała w końcu, o wiele za głośno, bo nagle wszyscy ludzie w barze spojrzeli w ich stronę.
- Słyszałaś. Dobierał się do mojej żony, a jej najwyraźniej to nie przeszkadzało.
Powtórzył, nawet nie patrząc na Faith, bo czuł się okropnie głupio, jak największy kretyn na Ziemi, który nawet nie potrafi utrzymać przy sobie kobiety, którą kochał nad życie.
- Bosco, um... To, uch...
Zaczęła Yokas, nie wiedząc kompletnie co ma powiedzieć.
Było jej równie, a może nawet bardziej, głupio jak mu. Żałowała, że drążyła ten temat, bo teraz wiedziała o co im poszło i zrozumiała, że to wcale nie takie byle co i że ludzie na komisariacie nie mają racji, twierdząc, że Bosco i Cruz potrafią sprzeczać się tylko o jakieś nic nie znaczące drobiazgi, bo w końcu romans z najlepszym przyjacielem męża to nie jest taki drobiazg... No dobra, może nie romans, ale...
- Na pewno nie jest tak źle... Pewnie niedługo wszystko sobie wyjaśnicie i będzie jak dawniej...
Wyszeptała, uśmiechając się do niego ciepło, chcąc dodać mu tym otuchy.
- Jak dawniej? Jak może być "jak dawniej", Faith? Myślisz, że potrafię jej tak po prostu znowu zaufać?
- Myślę, że ty wiesz, czy potrafisz czy nie, Bos.
Odpowiedziała, wciąż przyjaźnie się do niego uśmiechając.
- Na pewno wszystko się wam ułoży...

***

Sam nie wiedział czy dobrze robił, ale kochał ją i tęsknił, więc zapukał.
Nie musiał długo czekać aż mu otworzy.
Uśmiechnęła się, kiedy tylko go zobaczyła, a on stał przed nią z bukietem czerwonych róż i wyszeptał.
- Dziś są twoje urodziny i pomyślałem, że nie powinnaś być teraz sama, więc...
Ona w odpowiedzi tylko rzuciła mu się na szyję, obsypując go niezliczonymi pocałunkami.
- Bosco, przepraszam Cię, kochanie... Tak bardzo Cię kocham...
Wydusiła z siebie, przytulając się do niego.
- Tak, ja też...
Odpowiedział, uśmiechając się do niej i odwzajemniając jej pocałunek.
Wiedział, że mimo wszystko, mimo tych wszystkich kłopotów, problemów, cichych dni i kłótni, przez jakie ostatnio przechodzili, na zawsze będą razem, bo zwyczajnie się kochali i nikt nie mógł tego zmienić...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/10/03, 5:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/01, 12:07 pm    Temat postu:

Dieta Sully'ego mnie totalnie rozwaliła xD Dlaczego oni go nie wspierają, jeszcze wciskają w niego frytki? Laughing

Końcówka jest słodka ;> To co, że Bosco i Cruz się nie układa, kłócą się, sprzeczają, ale i tak do siebie wracają. Zawsze Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/10/08, 11:07 pm    Temat postu:

Napisałam coś nowego. Takie to jakieś takie niewyraźne, ale jest i to się liczy, bo przy moim napiętnym programie dnia wątpię, bym do następnego weekendu coś naskrobała, więc... Miłego czytania życzę ;* Wink

Część siedemnasta

Cruz przytuliła się do niego mocno.
Była tak szczęśliwa, że Bosco jest przy niej. Przez pewien czas po ich kłótni myślała, że już do niej nie wróci, bo nie odzywał się, nawet nie odbierał telefonów, ale teraz rozumiała, że po prostu musiał to wszystko przemyśleć. Zresztą nie tylko on, ale ona także, bo gdyby nie ta krótka przerwa w ich związku ona pewnie też by go w pełni nie doceniła, a teraz rozumiała, że Bosco jest dla niej najważniejszy i że to co było kiedyś, ich wszystkie kłótnie, sprzeczki, jej romanse, to było nic, kompletnie nic. Bo tak naprawdę liczy się dla niej tylko on i nic więcej.
Uśmiechnęła się do niego i wyszeptała, splatając razem ich dłonie.
- Wiesz, kochanie...
- Mhm?
- Dziś mam USG i pomyślałam, że, jak chcesz, to możesz ze mną iść...
- Pewnie, że chcę.
Powiedział, uśmiechając się do niej.
- Tak?
Spytała, jakby lekko zaskoczona. Nie sądziła chyba, że po tym wszystkim, po tych ich kłótniach i sprzeczkach, Bosco będzie chciał być przy badaniu dziecka, które, nawet nie miał pewności, że jest jego. Ale chyba naprawdę tego chciał, po powiedział tylko, uśmiechając się szeroko od ucha do ucha.
- Tak!
Pocałował ją czule, najpierw jeden, potem drugi raz... Oderwał się jednak od niej i spytał nagle, gładząc ją po twarzy.
- A będziemy mogli się dowiedzieć, czy to chłopiec czy...
- A co byś wolał?
Przerwała mu, kładąc jego rękę na swoim brzuchu, bo dziecko właśnie kopnęło.
- Obojętnie. Ważne, że jest nasze.
Odpowiedział, jednak Cruz zamiast się uśmiechnąć zmarszczyła brwi i zdjęła jego rękę ze swojego brzucha.
- Co?
Spytał Bosco, uśmiechając się pod nosem, starając się tym gestem ukryć zaskoczenie, jakie poczuł przez dziwne zachowanie Cruz.
- Nie wierzysz mi, prawda?
Spytała, odwracając od niego głowę.
- W co nie wierzę?
Odpowiedział pytaniem, na pytanie, biorąc jej twarz w swoje dłonie i zmuszając ją do tego, by na niego spojrzała.
- Myślisz, że to dziecko jest jego...
- Co?
- Słyszałeś.
- Cruz...
Jęknął, przewracając oczyma.
Nie chciał poruszać tego tematu, bo po co? Nie warto było niszczyć tych chwil, których i tak niewiele im zostało. Czy ona nie potrafiła tego zrozumieć?
- No co?
Mruknęła, siadając na łóżku i strącając jego rękę, która jeszcze przed chwilą swobodnie błądziła po jej plecach.
- To nie tak...
Zaczął Bosco, starając się wyjaśnić.
Ale co wyjaśnić? Co miał do cholery wyjaśniać? Tu nie było czego wyjaśniać! Cruz go zdradziła. Była w ciąży. I mogła być w ciąży zarówno z nim, jak i z innym. I nic nie mogło tego zmienić. Ale czy to miał jej powiedzieć?
Cruz chyba wyczuła jego wahanie, bo spytała cicho, drżącym głosem, patrząc na niego.
- Spójrz mi w oczy, Bosco, i powiedz, że mi wierzysz, że masz pewność, że to twoje dziecko.
Bosco przez chwilę szukał odpowiednich słów, patrzył na nią i już miał coś z siebie wydusić, kiedy spuścił wzrok i wyjąkał tylko kilka nic nie znaczących słów.
- Cruz, ja...
- No właśnie, Bosco.
Ucięła, wstała z łóżka i poszła do kuchni, zostawiając Bosco samego.

***

Cruz zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała sygnał telefonu. Zaklnęła cicho pod nosem i namacała ręką słuchawkę. Podniosła się lekko z kanapy, na której ucięła sobie krótką drzemkę. Bosco był w pracy, do wizyty u lekarza zostały jej jeszcze ze dwie godziny, a była bardzo zmęczona, więc postanowiła się zdrzemnąć. Tylko, że kiedy ledwo co zasnęła, w jej uszach rozległ się głośny, natarczywy dźwięk telefonu. Westchnęła i rozmasowując skronie, odebrała telefon.
- Tak? Och, to pan, szefie... Coś się stało?
Spytała, wstając z kanapy i rozprosotwując nogi. Rozmasowała sobie kark, który trochę jej zesztywniał od leżenia na kanapie, na której było cholernie niewygodnie.
- Co?
Spytała, drżącym ze zdenerwowania głosem. Mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha, słuchając tego, co ma jej do powiedzenia Swersky.
- Um, już jadę. Dziękuję za...
Wyszeptała, jednak szybko się rozłączyła i zniknęła za drzwiami mieszkania, po drodze sięgając po leżące na stole kluczyki od samochodu.

***

Dwadzieścia miunut później była już w szpitalu Mercy, gdzie od razu dostrzegła siedzącego przed salą operacyjną nie tylko szefa, ale również Yokas, Davisa, Sullivana...
- Co się stało?
Spytała, starając się uspokoić, choć kiepsko jej to wychodziło.
Podbiegła do Faith, która od razu wstała z krzesła i zaczęła ją uspokajać.
- Cruz, uspokój się...
Wyszeptała, chwytając ją za ramiona i zmuszając do tego, by przestała się histerycznie trząść.
Bo dopiero teraz dotarło do Cruz to, że jest okropnie podenerwowana i nie potrafi ustać spokojnie nawet jednej minuty.
- Nie możesz się denerwować, nie w twoim stanie...
Dodała Yokas, a Cruz tylko przytaknęła i wyszeptała, prawie niesłyszalnie.
- Nie denerwuję się...
Zaraz jednak dodała, o wiele głośniej, rozhisteryzowanym tonem.
- Chcę tylko do cholery wiedzieć, co się stało z moim mężem!
Yokas posadziła ją na krześle i gładząc ją uspokajająco po plecach, zaczęła wyjaśniać.
- Cruz, nie wiemy, co konkretnie się stało. Bos pracował z Monroe i...
- Z Monroe?
Przerwała jej, odgarniając włosy za ucho i przeszywając ją uważnym spojrzeniem.
Monroe. Sasha Monroe. Cruz na samo brzmienie tego nazwiska wszystko przewracało się w środku i nie mogła uwierzyć, że Bosco może nadal, jakby nigdy nic, jeździć i pracować z tą kobietą.
- Tak.
Potaknęła tylko Yokas, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
- Ona najlepiej wie, co się stało, jednak my... Cruz, Bosco on...
- Co?
Spytała, przełykając głośno ślinę.
Nagle zapadła niemal grobowa cisza. Cruz popatrzyła na Faith z przerażeniem, starając się wyczytać z jej oczu jakąś odpowiedź na swoje pytanie. Yokas jednak uparcie milczała, co wprawiało Cruz w jeszcze większą histerię.
- No co? Kurwa, Yokas, gadaj!
Podniosła głos, zrywając się z krzesła.
- On...
Zaczęła znowu Yokas, jednak głos znowu jej się załamał, tak, że nie potrafiła nawet dokończyć zdania.
- Nie żyje?
Spytała w końcu Cruz, ledwo słyszalnym szeptem.
- Żyje!
Odpowiedziała pospiesznie Yokas, na co Cruz zareagowała głośnym westchnieniem ulgi.
- Więc... Co?
- Postrzelił go jakiś ćpun. Został ranny w klatkę. Poważnie ranny, Cruz.
Dodała, patrząc jej prosto w oczy.
- Musisz podpisać zgodę na operację.
- Dobrze.
Odpowiedziała krótko Cruz, kiwając głową.
- Ale... Musisz wiedzieć, że to ryzykowna...
Zaczęła Yokas, jednak Cruz zaraz jej przerwała, nie dając jej dojść do słowa.
W końcu nie wyobrażała sobie innego wyjścia. Operacja była to dla niej czymś oczywistym, nawet jeśli była cięzka i istniało ryzyko śmierci, wiedziała, że nie może się poddać, bo Bosco by tego nie chciał – w końcu on zawsze chce walczyć do końca, jest silny, odważny, na pewno mu się uda, a poza tym na pewno chce zobaczyć dziecko, musi je zobaczyć, musi je wychować, więc... Cruz uważała operację za coś oczywistego.
- Gdzie mam podpisać?
- U lekarza. Przygotowuje go do operacji w czwórce.
Odpowiedziała Yokas, wskazując głową salę na przeciwko.
Cruz pokiwała tylko głową i poszła w tamtym kierunku. Stanęła w progu sali i jej oczom ukazał się przerażający widok.
Bosco leżał na stole, jego mundur był cały zakrwawiony, a on sam blady jak ściana. Cruz nie mogła powstrzymać napływających jej do oczu łez. I nawet nie próbowała.
- Jest przytomny?
Spytała lekarza, wchodząc do sali i podchodząc do Bosco.
- Półprzytomny.
Odpowiedział lekarz, rozcinając Bosco mundur, a raczej resztki tego, co z niego zostało.
- Kochanie...
Szepnęła, biorąc jego rękę w swoją dłoń.
Bosco, jakby słyszał jej głos, zaczął błądzić po sali nieobecnym wzrokiem.
- Ritza?
Spytał, jednak jego głos był tak odległy, że Cruz ledwo go słyszała.
- Jestem tu, skarbie. Wszystko będzie dobrze...
Wydusiła z siebie, z trudem powstrzymując łzy i głaszcząc go po głowie.
- Musi pani tu podpisać.
Powiedział lekarz, wskazując odpowiednie miejsce w papierach, jakie właśnie jej podał.
- To wszystko?
Spytała Cruz, kiedy parę razy machnęła długopisem.
- Tak, ale chyba pani wie, że ta operacja...
- Tak, wiem.
Przytaknęła Cruz, choć tak naprawdę niewiele teraz wiedziała.
- Niech pan, po prostu zrobi wszystko, co może, żeby go uratować.
Powiedziała, a lekarz pokiwał tylko głową i skierował się w stronę sali operacyjnej, na której Bosco będzie teraz walczył o życie.

***

Chodziła po szpitalnym korytarzu w te i z powrotem, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Operacja trwała już dobre dwie godziny, a nadal nie było nic wiadomo. Co jakiś czas przez korytarz, prowadzący do sali operacyjnej przebiegała jakaś pielęgniarka, ale nie było żadnych wiadomości na temat stanu Bosco, a Cruz powoli traciła cierpliwość, nie mogła znieść tej bezradności i niewiedzy. Jakby tego było mało Rose strasznie działała jej na nerwy, co chwila podsuwając jej pod nos jakieś ciasteczko, albo soczek. Miała tego serdecznie dość, a tłumacznie Rose, że „przecież musi coś jeść, jeśli nie ze względu na siebie, to na dziecko” zupełnie do niej nie trafiało.
- Mieliśmy dziś jechać na badania...
Zaczęła Cruz, kiedy Rose poszła do toalety, a Yokas usiadła przy niej.
- Ale pokłóciliśmy się trochę i Bosco pojechał do pracy, a ja miałam jechać sama do lekarza i...
Urwała na moment, z trudem powstrzymując łzy.
- Znowu się rozminęliśmy.
Dokończyła, pełnym bólu szpetem.
- Nasze drogi zawsze się rozmijają, Faith, a ja nie wiem dlaczego...
Powiedziała, potrząsając gwałtownie głową w geście kompletnej bezradności, jaką teraz czuła.
- Czasem tak jest, Cruz, ale to nie znaczy, że się nie kochacie...
Wyszeptała tylko Yokas, uśmiechając się do niej niepewnie.
- Chyba masz rację...
Przyznała Cruz i odwzajemniła jej słaby uśmiech.
Zaraz jednak poszła do toalety, bo czuła, jak wszystko się w niej przewraca. Było jej niedobrze, tak cholernie niedobrze i źle... Wszystko wirowało jej przed oczami, miała mdłości i brakowało jej na wszystko sił, mogła tylko pochylać się nad klozetem i wypluwać z siebie wnętrzości. Wiedziała, że coś jest nie tak, bo przecież była w siódmym miesiącu ciąży i mdłości w tym okresie nie wróżyły nic dobrego... Wzięła kilka głębokich wdechów, zmuszając się do tego, by się uspokoić i w końcu przestać wymiotować. Udało się jej to dopiero wtedy, kiedy poczuła na plecach silną męską dłoń, która delikatnie i uspokajająco głaskała ją po plecach...
- Cruz...
Szepnął Davis, odgarniając jej opadające na twarz włosy. Jednak Ritza tylko strąciła jego rękę ze swojej twarzy, nie pozwalając mu mówić dalej. Nie mogła mu na to pozwolić, bo już sam fakt, że była w jakikolwiek sposób blisko Davisa, kiedy jej mąż leżał na stole operacyjnym i walczył o życie, traktowała jako najpaskudniejszą ze zdrad. Przegryzła wargę, by nie myśleć, ani o leżącym na stole operacyjnym Bosco, ani o siedzącym przy niej Davisie.
- Nic nie mów.
Uprzedziła go, choć tak naprawdę wiedziała, że Ty i tak jej nie posłucha.
- Na pewno wszystko będzie dobrze, w końcu Bosco jest silny, najsilniejszy z nas...
- Nie jest Supermanem, Davis.
Przerwała mu, zagryzając wargę, by się nie rozpłakać. Ty jednak od razu zauważył napływające jej do oczu łzy. Wyszeptał więc, tuląc ją do siebie.
- Cruz...
Ritza z całej siły starała się nie płakać, ale nie potrafiła się powstrzymać. Czuła jak po policzkach spadają jej łzy, a gardło rozsadza pełen bólu, histeryczny szloch.
- Dlaczego zawsze wszystko co złe spotyka nas?
Spytała retorycznie, z trudem łapiąc powietrze między kolejnymi łzami.
Davis wziął jej twarz w swoje dłonie. Odgarnął jej wlosy z twarzy i spojrzał tak głęboko w oczy, że pod Cruz od razu ugięłyby się kolana, gdyby nie to, że już siedziała na podłodze. Nim się zorientowała jego usta już były na jej policzku, nosie, wargach, szyi... Nie miała siły nawet się opierać, a może po prostu nie chciała? Przytuliła się do niego jeszcze mocniej i wiedziała, że mogłaby tak trwać bez końca, ale wiedziała też, że zachowuje się strasznie nie w porządku wobec Bosco, którego przecież kochała najmocniej na świecie, więc wyszpetała cicho, nawet nie patrząc na Davisa, który głaskał ją uspokajająco po głowie.
- Kocham go... Zawsze go kochałam i będę kochać, bo jest jedynym facetem na świecie, który potrafi być ze mną dla mnie, rozumiesz?
Spytała, ale nie czekała na odpowiedź.
Zresztą Davis nie potrafiłby jej udzielić.
Pokiwał jednak ze zrozumieniem głową, bo jedno rozumiał – cokolwiek by się nie stało między nim a Cruz, ona zawsze będzie kochać Bosco i tylko jego, nikogo innego...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/10/09, 5:14 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

- Nie żyje?
Spytała w końcu Cruz, ledwo słyszalnym szeptem.
- Żyje!
Odpowiedziała pospiesznie Yokas, na co Cruz zareagowała głośnym


Przez chwilę myślałam, że uśmierciłaś Bosco, ale jednak nie... W końcu nie mogłas tego zrobić, nie? To przecież Boz!

O raany... Rozwaliła mnie ta część. Biedny Boz ;( I muszę się zgodzić z Cruz, bo rzeczywiście wszystko co złe właśnie ich spotyka. Jakieś fatum ;\

No świetne, świetne. I czekam na więcej, co stało się rutyną ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 3 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin