Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 I WILL ALWAYS LOVE YOU by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/05, 4:08 pm    Temat postu:

scully napisał:
Koniec ficka? Co ja czytać będę? ;(

No cóż, fick musi się kiedyś skończyć i tak owszem, powoli go kończę, ale to było do przewidzenia. Ale spoko - zostało mi jeszcze jedno opowiadanie do dokończenia, a poza tym mam już pomysł na kolejne (ale jednoczęściowe, krótkie), więc będziesz mieć co czytać jeszcze przez długi czas, tym bardziej, że nie mam czasu na pisanie, więc zanim coś skrobnę to miną wieki ;]
Cieszę się, że się podoba Very Happy ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/18, 4:25 pm    Temat postu:

Coś nowego. Zupełnie bezsensu, ale miałam ochotę coś wystukać, bo dawno nie było. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle...


Część dwudziesta dziewiąta


Wymiotowała od dobrych paru chwil i z przerażeniem zdała sobie sprawę, że wymiotuje krwią. Nie wiedziała jak to możliwe, ale wiedziała, że jest źle. Wytarła usta i przepukała je wodą, sięgając po chusteczkę, by zatamować nasilające się krwawienie z dziąseł. Do łazienki wszedł Bosco i spojrzał na nią z nawet nie skrywaną troską.
- Wszystko gra, kotku?
Spytał, obejmując ją delikatnie i prowadząc w stronę sypialni. Cruz pokwiała tylko głową, choć wiedziała, że wcale nie jest dobrze i Bosco też to wiedział. Zresztą było to widać.
- Tak, wszystko okay. Po prostu trochę źle się czuję.
Powiedziała jednak Cruz, nie chcąc go zbytnio martwić i już miała z powrotem położyć się spać, kiedy po prostu straciła przytomność...


***


Kiedy się ocknęła zobaczyła nad sobą zmartwioną twarz Bosco oraz Carlosa i Grace, która trzymała na rękach zapłakanego Mikey`a. Sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Dobra, Bosco miał prawo się o nią martwić, ale żeby od razu wzywać pogotowie?
- Coś się stało?
Spytała, łapiąc się za głowę i próbując wstać. Bosco jednak z powrotem posadził ją na łóżku, a Carlos i Grace szybko ulotnili się z pokoju, wiedząc, że Bosco i Cruz powinni teraz zostać na chwilę sami i wszystko sobie powyjaśniać, bo każde z nich miało inne zdanie na temat wzywania pogotowia w takich sytuacjach i wszyscy o tym wiedzieli.
- Co?
Spytała Cruz, zakładając włosy za ucho i spuszczając wzrok, nie mogąc patrzeć mu w oczy.
- Co? Jak to co, Cruz?
Spytał, a Cruz tylko głośno westchnęła, wiedząc, że Bosco jest zły, a może nie tyle co zły, ile po prostu smutny.
- Wiesz jak ja się o ciebie martwię?
Spytał, po krótkiej chwili ciszy, już nieco łagodniej i spokojniej.
- Wiem, Bosco, ale... Nie możesz. Nie możesz się o mnie martwić, bo przecież i tak...
Zaczęła, jednak on jej gwałtownie przerwał.
- Nie mów tak. Jestem twoim mężem i mam prawo wiedzieć, co się dzieje, tak czy nie?
- Taak... Ale...
Jęknęła Cruz, przejeżdżając ręką po włosach. Chciała mu powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu, że wzywanie karetki nic nie da, że nie ma nadziei i koniec, że muszą po prostu jakoś sobie sami z tym wszystkim poradzić, ale nie powiedziała tego, bo Bosco pocałował ją tylko delikatnie w czoło i po chwili w pokoju była już nie z nim, a z Carlosem, który chyba rozumiał sytuację. I ją. Ale Bosco też rozumiał. Bo w końcu jego córka również była chora na białaczkę, on też przez to przechodził... Więc może powie parę słów Bosco, by zrozumiał, że czasami musi odpuścić?
Nieto usiadł jednak obok niej, sam nie wiedząc od czego zacząć. Postanowił zacząć od standarowego pytania, którego Cruz miała już serdecznie dość.
- Jak się czujesz?
- A jak myślisz?
Odpowiedziała pytaniem na pytanie, nawet nie siląc się na uprzejmość.
- Wiesz, że źle. Twoja córka też źle się czuła, prawda?
Dodała, sięgając po chusteczkę, bo nagle poczuła kolejne krawienie z dziąseł.
- Często ci się to zdarza?
Spytał Carlos, zupełnie ignorując jej pytanie.
- Nie, ale też nierzadko.
Odpowiedziała, wzruszając niedbale ramionami, jakby mało ją to obchodziło. Carlos mruknął coś pod nosem, otwierając torbę i szepcząc pod nosem:
- Dobra, więc najpierw zmierzymy ci ciśnienie.
Cruz spojrzała na niego jak na idiotę, a kiedy zrozumiała, że wcale nie żartuje, a mówi poważnie prychnęła z pogardą, stwierdzając w myślach, że Nieto ma nierówno pod sufitem. I wcale nie zamierzała tej myśli zachować dla siebie.
- Oszalałeś? Po co? Przecież i tak wiadomo dlaczego zemdlałam. Tak samo jak wiadomo, że to się będzie powtarzać, dopóki nie umrę, co pewnie nastąpi wkrótce.
Powiedziała, po raz pierwszy głośno to, co każdy wiedział już od tak dawna. Ona też wiedziała, bo przecież nie była głupia. Carlos westchnął tylko ciężko, chowając z powrotem do torby ciśniomierz.
- Bosco się o ciebie martwi.
Stwierdził cicho, wyciągając z kieszeni notes.
- Wiem.
Mruknęła tylko Cruz, odwracając głowę w drugą stronę.
- Wiesz? Więc czemu tak się zachowujesz?
- Jak?
- Odamawiasz pomocy nie tylko sobie, ale i jemu. Ranisz go tym. Nie widzisz tego?
- Co ty o tym wiesz?!
Odpowiedziała tylko, chowając twarz w dłoniach, bo już po prostu nie miała siły.
- Pewnie nic.
Zgodził się cicho Carlos, zaraz jednak dodając.
- Ale trochę go znam. On nie da sobie z tym rady Cruz, nieważne jak bardzo by chciał i jak dobrze, by udawał, że jest okay. Bo nie jest.
- Przecież wiem, ale to nie moja wina, że on tego nie przyjmuje do wiadomości.
- Może źle z nim o tym rozmawiasz?
- No proszę cię, tylko mi nie mów, co mam robić!
Powiedziała Cruz, nieco podnosząc głos.
- Nie masz prawa wtrącać się w moje życie!
- Ale czy ty nie rozumiesz, że twoje życie to też życie Bosco? Nie zachowuj się jak cholerna egoistka!
Powiedział jej prosto w twarz. Naprawdę jej nie rozumiał. Jej i jej postępowania wobec Bosco. Bo jak tak mogła? Przecież była jego żoną, powinna być z nim, pomagać mu swoim zachowaniem, a tymczasem tylko go dobijała. A może tylko on miał takie wrażenie?
- Skończyłeś?
Spytała tylko Cruz, patrząc mu prosto w oczy.
- Bo jeśli tak, to wyjdź stąd i zostaw mnie w spokoju.
Dodała, ledwo powstrzymując rozdzierający ją od wewnątrz krzyk bólu i bezsilności, bo przecież doskonale wiedziała, że Carlos ma rację, że wszystko, co powiedział jest prawdą. Wiedziała o tym, ale nie potrafiła mu tego przyznać, bo ledwo przyznawała to samej sobie, bo przecież nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że może zupełnie bezradna i bezsilna, dokładnie jak teraz. I dlatego nie wiedziała jak sobie z tą sytuacją poradzić, czy w ogóle coś robić... Ale jednego była pewna - obecność Carlosa wcale jej nie pomagała.


***


Grace kołysała w ramionach Mikey`a tak długo aż nie zasnął, a kiedy usnął uśmiechnęła się promiennie i podała go Bosco, który z synkiem obchodził się nadzwyczaj delikatnie, że aż to do niego nie pasowało. Foster uśmiechnęła się, patrząc jak Bosco tuli do siebie Michaela, jak najdroższą rzecz na świecie. Nie znała dobrze Bosco, zamieniła z nim ledwo parę zdań, ale wydawał się być w porządku. I kochał Cruz i dziecko - to było widać i nie dało się temu zaprzeczyć. Tylko czemu tak wiele złego musiało go spotykać? Co prawda przeżywał to wszystko trochę jakby na własne życzenie, bo przecież sam chciał być z Cruz, ale i tak to wszystko było tak cholernie niesprawiedliwe.
- Jest śliczny.
Powiedziała cicho, wskazując głową na Mikey`a.
- Pewnie jak podrośnie będzie podrywał wszystkie dziewczyny w szkole.
Dodała, uśmiechając się.
- Myślisz?
Spytał Bosco, uśmiechając się pod nosem i kładąc małego do łóżeczka.
- Mhm. Jaki ojciec taki syn.
Odpowiedziała, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Z kim rozmawiałaś?
Spytał Bosco, śmiejąc się krótko z jej stwierdzenia.
- Z twoją partnerką.
Odpowiedziała Grace, uśmiechając się lekko, a Bosco nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Faith przesadza.
Stwierdził, patrząc na synka jak powoli zapada w błogi sen. Bo czy on podrywał wszystkie laski naokoło? No dobra, może miał ich trochę, ale bez przesady, a nawet jeśli miał ich wiele to nic dla niego nie znaczyły, a przynajmniej nie tyle, co Cruz.
- Hm...
- Co hm?
- Nic.
Odpowiedziała tylko, wzruszając ramionami. Podeszła do okna i spytała, nawet nie patrząc na Bosco.
- A jak się czujesz?
- Ja?
Zdziwił się Bosco i zaraz dodał.
- Chyba powinnaś spytać o to, jak się czuje Cruz.
- Nie, nie muszę o to pytać, bo to i tak wiadomo, racja?
- Chyba tak...
Przyznał z rezygnacją Bos, zdając sobie sprawę z tego, że Grace ma absolutną rację. Nie trzeba było być ekspertem, by wiedzieć jak ma się Cruz. Ale po co pyta o niego?
- Ale nie wiem jak ty się z tym czujesz?
- To nieważne.
Stwierdził Bosco, wzruszając niedbale ramionami.
- Właśnie, że ważne.
Powiedziała Grace, odwracając się w jego stronę i patrząc na niego z uwagą. Bosco jednak spuścił wzrok, nie mogąc znieść jej przenikliwego spojrzenia.
- Ale jak nie chcesz to nie mów. Nie moja sprawa.
Mruknęła Foster, zaraz jednak dodała.
- Ale myślę, że powinniście częściej o tym mówić i nie udawać, że jest tak super, bo nie jest.
Bosco już miał coś odpowiedzieć, kiedy do pokoju wszedł Carlos, wyraźnie zdenerwowany i wytrącony z równowagi.
- Boże, człowieku, jak ty z nią wytrzymujesz??? No normalnie gratuluję.
Warknął w stronę Bosco, sięgając po radio i przyjmując kolejne wezwanie.
- Idziemy.
Dodał Nieto i zanim Bosco zdażył cokolwiek odpowiedzieć Carlos już znikał za drzwiami.
Grace uśmiechnęła się niepewnie, przewróciła oczami na głośne nawoływanie Carlosa, aby się pospieszyła, poklepala Bosco po ramieniu i wyszła, zostawiając Bosco samego ze swoimi myślami, które latały mu po głowie. Sam nie wiedział co ma robić, nie wiedział... Ale może Grace ma rację? Może częściej powinni z Cruz o tym rozmawiać? Tak, powinni. Ale nie chcieli., bo tak naprawdę żadne słowa nie były im potrzebne.


***


Nie opuszczaj mnie
Każda moja łza
Szepcze że co złe
Się zapomnieć da
Zapomnijmy ten
Utracony czas
Co oddalał nas
Co zabijał nas
I pytania złe
I natrętne tak
Jak dlaczego jak
Zapomnijmy je
Nie opuszczaj mnie



CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/11/18, 10:38 pm    Temat postu:

Och, tekst piosenki Michała Bajora na końcu jest piękny...
Dobrze, że coś napisałaś, bo miałam nastrój, żeby coś poczytać.
Widać, że Cruz sama siebie oszukuje, że jest dobrze, chociaż nie jest. Może robi to podświadomie, bo przecież wie, co się z nią dzieje, a jednak wszystkich wokół przekonuje, że nie potrzebuje pomocy. Cała Cruz.
Mały Mikey jest przesłodki Wink I tekst o podrywaniu dziewczyn w szkole jest świetny Wink Aj, naprawdę dobrze, że coś napisałaś, bo jak widzę, to tylko ja się lenie ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/19, 3:20 pm    Temat postu:

scully napisał:
Och, tekst piosenki Michała Bajora na końcu jest piękny...

Wiem i mogę obiecać, że będzie się przewijał przez to opowiadanie, bo mi tu świetnie pasuje ;]
Cieszę się bardzo, że się podoba, bo się nie spodziewałam Very Happy :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/25, 2:33 pm    Temat postu:

Coś nowego. Jakoś tak mnie naszło, zupełnie niespodziewanie, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest tak źle Wink


Część trzydziesta


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


- Bosco?
Faith klępnęła przyjaciela w ramię. On jednak nie zareagował, nawet się nie ruszył, ani nie odwrócił w jej stronę. Yokas spróbowała więc ponownie, nieco głośniej.
- Bosco!
Dopiero wtedy Bos nieznacznie się ruszył, przetarł zmęczone oczy i odwrócił się w stronę Faith.
- Co?
Spytał, choć nadal był jakby nieobecny.
Dla Faith wszystko było jasne i westchnęła ciężko, nie wiedząc, czy ma się śmiać czy płakać.
- Bos, nie możesz spać na odprawie...
Jęknęła, ale Bos zignorował to jednym wzruszeniem ramion i cichym stwierdzeniem.
- Swersky i tak jest ślepy i nic nie widzi.
Yokas pokiwała tylko z rezygnacją głową i powiedziała, wstając z krzesła.
- Idę nas podpisać. Za pięć minut widzimy się na parkingu, ok?
Bosco pokiwał potakująco głową, jednak Yokas dla pewności powtórzyła, znikając za drzwiami sali odpraw.
- Za pięć minut.
Bosco wstał więc z krzesła, z trudem powstrzymując się przed tym, by nie ziewnąć głośno. Już miał wychodzić, kiedy Swersky go do siebie zawołał.
- Bosco.
- Co, szefie?
Spytał, udając, że nie wie o co chodzi.
- Wszystko gra?
Swersky zadał to pytanie tak spokojnie, że Bosco momentalnie przestał się bać jakiegokolwiek upomnienia z jego strony, bo wiedział, że nie musi się o nic martwić.
- Jasne...
Odpowiedział więc Bosco, jednak z pewnym ociąganiem, bo choć nic nie grało to wszyscy udawali, ze jest okay i on w sumie też wolał udawać.
- A jak Cruz?
Spytał Swersky, a Bosco przez chwilę zastanowił się nad tym, co ma powiedzieć. W końcu wydusił z siebie tylko ciche, niepewne i cholernie smutne i przygnębiające:
- Jakoś.
- Słuchaj...
Zaczął więc porucznik, świadomy tego, że nie jest dobrze. Bo jak może być dobrze? Nie może. Nie teraz, bo jest za późno, o wiele za późno na cokolwiek...
- Jeśli chcesz wziąć urlop albo... sam nie wiem... cokolwiek... to nie ma problemu, ok?
- Jasne, zapamiętam.
Odpowiedział tylko Bos i zniknął za drzwiami, bo nie chiał o tym mówić, po prostu nie chciał, choć jednocześnie wiedział, że to nieuniknione.

Wszedł do radiowozu, nawet nie kłócąc się z Faith o to, kto ma dziś prowadzić. Po prostu nie miał na to ochoty, nie obchodziło go to już, tak samo jak wiele innych rzeczy, które kiedyś były dla niego niemal pierwszorzędnej wartości.
- Nie chcesz prowadzić?
Spytała Faith, siadając za kierownicą.
- Wisi mi.
Odburknął tylko, wzruszając obojętnie ramionami.
- Aha...
Mruknęła Faith, zapinając pas i zerkając na Bosco, który swego pasa nie zapiął.
- Rozumiem, że wisi ci też to, czy przeżyjesz dzisiejszą zmianę...
Stwierdziła, a Bosco jęcząc coś pod nosem zaczął zapinać pas, który za cholerę zapiąć się nie dał, jakby robił mu na złość.
- Co za pieprzone gówno!
Warknął zrezygnowany, wzdychając ciężko i przewracając oczyma.
- Jedź.
- Ale...
- Daj spokój, Faith! Co się może kurwa stać? To tylko głupi pas!
Yokas odpaliła więc silnik, wzdychając ciężko. Nie wiedziała, co ma z nim zrobić. Wiedziała, że jest mu ciężko, ale przecież nie musiał wyżywać się na wszystkich i wszystkim. Zwłaszcza na niej, bo przecież ona stara się mu tylko pomóc. Tylko pomóc. Jechała więc spokojnie, nie odzywając się ani słowem, bo wiedziała, że cisza jest teraz Bosco o wiele bardziej potrzebna niż jakakolwiek rozmowa.

- 10-20 – napad na bank na Silver Street 23576.
Bosco westchnął ciężko, kiedy usłyszał wezwanie. Nie miał ochoty go przyjmować, więc powiedział tylko, kiedy Yokas chciała na nie odpowiedzieć.
- Daj spokój, Faith. Sully weźmie.
- Nie, Bosco, nie weźmie, bo pół godziny temu wziął za nas niszczenie mienia. Nie możemy wszystkiego zwalać na niego.
- Weźmie. Poczekaj dziesięć sekund... Proszę, tylko dziesięć sekund...
Jęknął, zabierając jej rękę z tego przeklętego radia. Faith pokiwała tylko lekko głową na znak zgody, jednak kiedy minęło te dziesięć sekund chciała na to wezwanie odpowiedzieć, mimo wszystko, bo przecież była w pracy i nie mogła ignorować wezwań. Już miała je przyjąć, kiedy odezwał się Sull:
- 55-Charlie, przyjąłem, Silver Street 23576.
- A nie mówiłem?
Spytał, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Bosco...
- Co?
- Co się...
Faith już miała zacząć z nim poważną rozmowę, o ile w ogóle można było z Bosco takową rozmowę przeprowadzić, kiedy z radia dobiegł nadwyraz spokojny głos Sullivana.
- Hej, Yokas, gdzie jesteście? Od trzech godzin bierzemy wszystkie wasze wezwania. Nie nudzi się wam?
- Wszystko gra, Sull. Dzięki.
Odpowiedziała tylko Faith, wyłączając radio i zerkając na swojego partnera, który właśnie wyciągał z kieszeni komórkę.
- Bosco...
- Poczekaj. Chwila, ok.?
Mruknął Bos, odbierając telefon.
- Hej, skarbie. Taa, wszystko gra. Cicho i spokojnie. Tak, ja też. Jasne. A jak... Taaa... Wiem. Ok, to na razie. Kocham cię, pa.
Faith westchnęła cicho słysząc tą rozmowę. Wiedziała, że Bos kocha Cruz, ale czy to ma jakikolwiek sens? Wszystko się im sypało, nie zostało im wiele czasu...
- To co chciałaś powiedzieć?
Zagadnął Bos, zerkając w jej stronę.
- A nic. Nieważne.
Powiedziała tylko Yokas, odwracając głowę w drugą stronę, udając, że uważnie patrzy na ulice, by wyłapać jakiś przestępców.
- Jak po twojej stronie? Bo u mnie czysto.
- Taa, u mnie też.
Odpowiedział Bos, zerkając przez krótką chwilę za szybę radiowozu.
- To dobrze...
Zdążyła powiedzieć Faith, zanim wjechał w nich jakiś samochód. Potem nie była w stanie powiedzieć już nic...


***


- Mieliście dużo szczęścia.
Stwierdziła Grace, opatrując drobne skalecznia Bosco.
- Zawsze mam szczęście.
Powiedział Bos tylko, uśmiechając się.
- Czyli Cruz nie musi się o ciebie martwić?
- Niebardzo.
Przyznał Bosco, jednak zaraz dodał, zdając sobie sprawę z tego jaka jest prawda.
- Ale i tak się martwi.
Grace pokiwała tylko ze zrozumieniem głową i powiedziała cicho, uśmiechając się pod nosem.
- Też bym się martwiła o takiego faceta.
- To komplemtent, tak?
- Hej, Grace, nie podrywaj go, żonaty jest!
Zawołał w jej stronę Carlos, idąc do karetki po opatrunki, by opatrzyć Faith.
- Nie podsłuchuj, Nieto...
Mruknęła, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Jest niesamowicie wkurzający...
Powiedziała, wzdychając ciężko i przecierając Bosco wodą utlenioną jakieś zadrapanie.
- Słyszałem!
Zawołał ostrzegawczo Carlos, na co Grace odpowiedziała tylko lekkim uśmiechem.
- Stwierdziłam tylko fakt.
Szepęnła, bardziej sama do siebie.
- Racja.
Przyznał Bosco, krzywiąc się lekko, kiedy Grace zajęła się jego pokaleczoną ręką.
- Zaraz skończę. I tak macie szczęście. Nie wiem jak to możliwe, że wyszedłeś z tego cało, nie mając zapiętych pasów.
Powiedziała Foster, nachylając się nad Bosco tak, że jego oczom ukazał się jej prawie niczym nieosłonięty, bo zakryty tylko mocno wyciętą bluzeczką i rozpiętą kurteczką sanitariusza, dekolt. Grace uśmiechnęła się pod nosem, stwierdzając cicho.
- Gotowe.
Bosco przez chwilę siedział tak wpatrzony w nią, a raczej w jej dekolt, jak urzeczony, po czym wydukał niepewnie, zdając sobie sprawę z tego, że musi wyglądać jak idiota.
- Jasne, dzięki.
- Nie ma za co.
Odpowiedziała Grace, uśmiechając się szeroko.
- A raczej jest...
Poprawiła się, zanim zdążył odejść.
- Ta?
- Dziś jest impreza w remizie. Przyjadą Jimmy i Kim. Wpadniesz? ... Z Cruz, oczywiście.
Dodała pośpiesznie, nadal uśmiechając się figlarnie.
- Eee, zobaczę.
Odpowiedział wymijająco, jednak kiedy spojrzał na Grace, stwierdził, że dlaczego nie? To tylko impreza.
- Przyjdę.
Powiedział więc, idąc w stronę samochodu.
- To świetnie.
Stwierdziła Grace, uśmiechając się jeszcze szerzej niż wcześniej. Jednak uśmiech szybko zniknął z jej ust, kiedy podszedł do niej Carlos i spytał, niezwykle jak na niego surowym tonem.
- Co ty robisz?
- O co chodzi?
Foster udała głupią, choć przecież doskonale wiedziała, do czego Carlos zmierza.
- O co? Przystawiasz się do niego jakbyś nie wiedziała, że jest z Cruz.
- Ale wiem o tym. I wiem, co robię.
Stwierdziła, ucinając jakąkolwiek dyskusję z Carlosem.


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/11/25, 3:25 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

- Swersky i tak jest ślepy i nic nie widzi.


Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to rozśmieszyło Laughing

Ej... Chętnie bym widziała Grace z Bosco Very Happy Taki nowy parring, jak dla mnie bomba ^^ Jestem ciekawa co tam wykombinujesz na tej imprezie, bo coś czuję, że nieźle tam namieszasz Wink
Więc dodaj szybko kolejną część, żebym miała co czytać :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/25, 3:29 pm    Temat postu:

Hehe, dobrze czujesz Very Happy Uwielbiam mieszać i choć z założenia miałam kończyć tego ficka i zamulać i nic nie mieszać to jednak zmieniłam plany i będzie jak będzie Very Happy I fajnie, że się podoba Wink
A Grace&Bosco to chyba rzeczywiście nie taki zły pairing Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/26, 11:18 am    Temat postu:

Takie tam... Niebardzo jakoś, ale uwielbiam mieszać Very Happy Mykam na korepetycje Wink


Część trzydziesta pierwsza


- Hej, skarbie...
Wyszeptał jej do ucha, kładąc się obok niej. Cruz odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się, kiedy go zobaczyła. Cieszyła się, że nie odszedł, choć przecież było z nią źle i nikt nie musiał jej tego mówić - sama wiedziała. Tylko, że starała się nie okazywać strachu i słabości, bo wiedziała, że nie pomogłaby tym Bosco. Pocałowała go więc delikatnie w usta i spytała, nadal się uśmiechając:
- Jak w pracy?
- Nic nowego.
Odpowiedział Bos, wzruszając niedbale ramionami.
- Jak się czujesz?
Spytał, gładząc ją po plecach i bawiąc się jej włosami. Cruz westchnęła ciężko, bo co miała mu powiedzieć? Po krótkim namyśle odpowiedziała:
- Bywało lepiej.
- Ale nie jest aż tak źle?
Drążył dalej Bos, przewracając ją na łóżko i całując ją namiętnie w szyję.Cruz cicho zachichotała, czując jego rękę pod swoją bluzą. Przyciągnęła go mocniej do siebie i pocałowała mocno w usta, co starczyło Bosco za odpowiedź...


***


- Zmęczona?
Spytał, przytulając ją do siebie.
- Trochę.
Przyznała, przymykając oczy.
- Czyli nici z imprezy...
Mruknął pod nosem Bosco. Cruz podniosła się od razu na łokciach i spytała, patrząc na niego zaskoczona.
- Jakiej imprezy?
- Jest dziś jakaś w remizie... I pomyślałem, że może pójdziemy... Hm?
Wyjaśnił, gryząc ją delikatnie w ucho. Cruz jednak się od niego odsunęła i powiedziała, patrząc na niego przepraszająco:
- Nie najlepiej się czuję... Ale jak chcesz, to możesz iść sam.
- Nie...
Jęknął Bos, bo wiedział, że sam nie może, a na pewno nie powinien, iść. Wiedział, że jeśli pójdzie sam, może zrobić jakieś głupstwo, którego później będzie bardzo żałował, ale Cruz nie dawała za wygraną.
- No, idź.
- Wyganiasz mnie?
Spytał, uśmiechając się szeroko.
- Nie, ale powinieneś iść i dobrze się bawić.
Stwierdziła, całując go lekko w usta, starając się go przekonać. W końcu nie chciała, by przez nią stracił imprezę, przestał się bawić, bo przecież nie zasłużył na to.
- Bez ciebie?
- Bos, nie możemy ciągle być razem.
- Czemu?
Spytał niewinnie, zakręcając kosmyk jej włosów na palcu.
- Już widzę tą minę Faith, jak nas zobaczy... Przecież ona mnie nienawidzi.
- Daj spokój, wcale nie...
Zaprzeczył Bosco, choć przecież wiedział jaka jest prawda. Każdy wiedział - Cruz i Yokas się nie znosiły. I to przez niego. A on sam nie wiedział dlaczego. Bo czemu, skoro obie były mu tak bliskie, nie mogły się dogadać? Byłoby mu wtedy lepiej. O wiele lepiej. Ale jednocześnie wiedział, że nie może w tym wszystkim myśleć tylko o sobie i że nie może ich zmusić do tego, by się polubiły.
- Jak to nie, Bosco?
- Hm, no dobra, może i się nie lubicie, ale co Faith ma do nas? To co się między nami dzieje, to nie jej sprawa.
Powiedział Bos, obejmując ją ramieniem.
- Tak myślisz?
- Yhy...
Przytaknął Bos, całując ją delikatnie we włosy.
- To dobrze.
Stwierdziła Cruz, jednak zaraz dodała:
- Ale i tak masz iść na tą imprezę i dobrze się bawić, ok?
I Bosco już wiedział, że pójdzie, bo nie ma sensu kłócić się z Cruz, która i tak zawsze stawiała na swoim. Poza tym - on zwyczajnie chciał iść i wiedział, że nic go przed tym nie powstrzyma, choć jednocześnie trochę się bał, bo nie chciał zrobić niczego głupiego, co ostatnio często się mu zdarzało. W końcu on zawsze wszystko mieszał. Tylko, że tym razem obiecał sobie, że nie pomiesza niczego...


***


Jak tylko pojawił się w drzwiach, zaraz przy nim zjawiła się Grace z butelką piwa w ręku. Przywitała się z nim, cmokając go lekko w policzek. Bosco poczuł lekki zapach jej perfum. Były słodkie, niemal tak samo jak ona, kiedy tak uśmiechała się figlarnie w jego stronę. Patrzył tak na nią, nie mogąc oderwać od niej wzroku przez dobre parę sekund. Dopiero Jimmy, który klepnął go mocno po plecach i zaciągnął do stołu, był w stanie sprawić, że w oderwał od niej wzrok.
- Masz.
Powiedział Jimmy, rzucając w jego stronę butelkę piwa.
- Kochanie, tobie już chyba wystarczy, co?
Spytała Kim, ciągnąc zataczającego się Jimmy`ego na krzesło.
- Nie, no, ja dopiero zaczynam, skarbie.
Powiedział szybko Jimmy, wstając z krzesła, przy okazji cmokając żonę w policzek. Kim pokręciła z niedowierzaniem głową, kiedy zobaczyła męża wywijącego na parkiecie z Grace. Bosco mimowolnie spojrzał w ich stronę. Zmierzył Foster uważnym spojrzeniem, zatrzymując wzrok dłużej na jej biodrach i pośladkach, które teraz zmysłowo wirowały w tańcu, tak kusząco, że aż nie mógł oderwać od niej wzroku.
- Hej, piwo się skończyło...
Jęknął Carlos i dopiero to wyrwało Bosco z zamyślenia.
- Przyniosę.
Zaoferował się Bos, znikając gdzieś między półkami, by jak najszybciej odepchnąć od siebie myśli o Grace, które zmierzały w zdecydowanie złym kierunku. Wziął parę butelek piwa i postanowił wrócić po jeszcze dwie skrzynki. Kiedy jednak odwrócił się, by odejść, zobaczył przed sobą Grace, która zalotnie kręciła kosmyk włosów na palcu. Bosco mimowolnie przypomniał sobie o czekającej na niego w domu Cruz i Foster chyba też, bo zaraz spytała, podchodząc nieco bliżej:
- Cruz nie przyszła?
- Nie.
Odpowiedział krótko Bos, nie wglębiając się w szczegóły, bo co jak co, ale Grace nie zamierzał mówić co i jak, bo w sumie ledwo ją znał i nic jej do tego.
- Szkoda...
Stwierdziła cicho, jednak ton jej głosu i piorunujące spojrzenie, mówiły zupełnie co innego. Zwłaszcza jej spojrzenie i jej usta, które delikatnie i zarazem kusząco połyskiwały w słabym świetle lampy.
- Piwo się skończyło?
Zagadnęła po krótkiej chwili milczenia, podchodząc jeszcze bliżej, o ile to w ogóle było możliwe. Bosco poczuł jej biodra tuż przy swoich i wiedział, że jeśli zaraz się od niej nie odsunie to zrobi coś bardzo głupiego. Ona jednak wcale się nie odsunęła, a wręcz przeciwnie. Jej ręce szybko powędrowały do jego klaty, a potem powoli, stopniowo, zjeżdżały coraz niżej i niżej...
- Tak i właśnie idę...
Wydusił z siebie, chcąc ją od siebie odsunąć. Zanim jednak zdołał dokończyć, jej usta już znalazły się na jego i całowały go tak niecierpliwie, że Bosco sam nie wiedział, co ma robić. Chciał ją odepchnąć, naprawdę. I odepchnął. Ale tylko na krótką chwilę, bo zaraz potem Grace pocałowała go jeszcze bardziej namiętnie niż wcześniej, a on nie miał już siły dłużej się opierać, a może po prostu nie chciał? Zanim zdążył się nad tym do końca zastanowić Grace już rozpinała mu w spodniach rozporek, a on wcale nie pozostawał jej dłużny, całując ją po piersiach i szyi. Jęknęła cicho, kiedy poczuła jego nogi między swoimi i totalnie odpłynęła, kiedy przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. Głośna muzyka dobiegająca zza ściany, gdzie bawili się ich przyjaciele, zagłuszała jej jęki i pomruki rozkoszy.
- Wiesz ja nie wiem, co mam z nim zrobić... Jest taki nieodpowiedzialny...
Głos Kim dobiegał do niej jakby przez ścianę, jednak jednocześnie wiedziała, że nie jest aż tak bardzo odległy. I Bosco też o tym doskonale wiedział.
- Mnie to mówisz? Wszyscy faceci tacy są.
Stwierdziła Yokas i zaraz dodała:
- A swoją drogą, gdzie jest Bosco? Miał iść tylko po piwo...
Głos Faith niebezpiecznie się do nich zbliżał, ale oboje niewiele sobie z tego robili. Byli za bardzo zajęci sobą. Tak bardzo, że nawet nie zauważyli kiedy i jak dziewczyny stanęły niemal przed nimi. Yokas była w takim szokiu, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa, a Kim szybko wzięła Faith za rękę i wyciągnęła za drzwi, pytając retorycznie:
- Mówiłam coś o facetach?


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/11/27, 3:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/11/26, 11:40 am    Temat postu:

Cruz napisał:

- Kochanie, tobie już chyba wystarczy, co?
Spytała Kim, ciągnąc zataczającego się Jimmy`ego na krzesło.
- Nie, no, ja dopiero zaczynam, skarbie.

Cały Jimmy Laughing Już ja sobie to dobrze wyobraziłam Very Happy

Cruz napisał:
Faith za rękę i wyciągnęła za drzwi, pytając retorycznie:
- Mówiłam coś o facetach?

Genialne przez ogromne G :d I cała akcja z Bosco i Grace po prostu zwyczajnie wymiata :> Wiedziałam, że planujesz coś między nimi i było, i nadal jestem, jak najbardziej ZA Very Happy

Czekam na kolejną część z niecierpliwością Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/11/26, 5:08 pm    Temat postu:

Hehe, w takim razie cieszę się, że Ci się podoba, bo sama nie wiedziałam, czy pisać czy nie o Grace&Bosco, ale skoro się podoba to znaczy, że nie jest aż tak źle Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/01, 9:09 pm    Temat postu:

Nowa część. Jakaś taka bezsensu, ale niech już będzie ;p


Część trzydziesta druga


Bosco szybko zaczął się ubierać, nawet nie patrząc na Grace, która gdyby mogła, zabiła by go spojrzeniem.
- Co ty wyprawiasz?
Spytała, podchodząc do niego i patrząc mu w oczy. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła jego ciało tak blisko swojego. Pocałowała go mocno w usta, ale go to zupełnie nie ruszyło - odsunął ją od siebie:
- Daj spokój, Grace. To był głupi błąd. Mam żonę i nie powinno do tego dojść, ok?
Powiedział, zakładając kurtkę, którą wcześniej rzucił gdzieś za siebie. Ona popatrzyła na niego jak na idiotę, po czym powiedziała lodowatym tonem:
- Nie, nie ok, Bosco.
Bos odwrócił się w jej stronę, zastygając w bezruchu, trzymając rękę na klamce od drzwi.
- I nie wyjeżdżaj mi tu z tym, że masz żonę i że to, co się stało było błędem, bo wiesz, że i tak by do tego doszło, więc daruj sobie i nie zwalaj winy na mnie.
Wysyczała przez zaciśnięte zęby, a Bosco aż zaniemówił słysząc jej pusty, zimny ton. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Foster dodała jeszcze:
- Bo to ty rozbierałeś mnie wzrokiem za każdym razem, kiedy koło ciebie przechodziłam. Jesteś taki sam jak każdy facet, zależy ci tylko na jednym, ale wiesz co? Ja nie lubię jak ktoś robi ze mnie dziwkę, więc jeśli myślisz...
Zaczęła mówić coraz głośniej, a Bosco podszedł do niej i złapał ją delikatnie za ramiona, starając się ją uciszyć.
- Przestań!
Warknęła w jego stronę, strącając jego ręce ze swojej talii.
- Myślisz, że nikt się o tym nie dowie? Tak myślisz? To się mylisz. Bo tak się składa, że dowiedzą się wszyscy, Cruz też, i mogę ci to zagwaratnować.
- Nie możesz...
Zaczął Bosco, jednak Grace mu przerwała:
- Nie mogę? Owszem, mogę. Ale wiesz, co? Nawet jeśli ja nic nie powiem, to zrobi to za mnie twoja wspaniała partnerka, albo Kim. Zresztą co za różnica? Było fajnie.
Stwierdziła, wzruszając niedbale ramionami i mijając Bosco, obojętnie. Wyszła, nawet na niego nie patrząc.


***

Bosco stał bezruchu przez dobrych parę minut.

Było fajnie...

Obraz Grace wychodzącej z pokoju i rzucając te słowa przez ramię, nie mógł wyjść mu z głowy i ciągle do niego wracał.
Taa, fajnie, ale teraz on będzie musiał płacić za te parę chwil z Grace Foster i czuł, że będzie musiał za to zapłacić drogo, bardzo drogo. A nie chciał. W końcu naprawdę nie chciał. Ale zrobił to - zdradził Cruz i jakoś musiał to teraz odkręcić. A wiedział, że nie będzie łatwo, zwłaszcza wtedy, kiedy zobaczył przed sobą Faith, która patrzyła na niego z takim obrzydzeniem, że mu samemu zrobiło się aż niedobrze.
- Co ty odpierdalasz, Bosco?
Spytała, nie przebierając w słowach.
- Faith, ja...
Zaczął, ale przyjaciółka nie dała mu nawet dokończyć.
- Co ty, Bos? Co? No co? Nie chciałeś, tak?
Bosco nic nie powiedział, nie mógł. Spuścił tylko głowę, czując się jak małe dziecko karcone przez matkę.
- Spójrz na mnie, do cholery!
Krzyknęła Faith, czym zmusiła go do podniesienia wzroku. Spojrzał więc na nią - na jej pełne wściekłości, zawodu i smutku oczy i sam nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Najchętniej już teraz, sam, strzeliby sobie prosto w łeb, ale wiedział, że to byłoby za proste.
- Co ty sobie myślisz?!
Wrzasnęła tak głośno, że Bosco tego już znieść nie mógł i sam podniósł głos, choć przecież w sumie nie miał prawa, bo wiedział, że te ostre słowa Faith mu się należały.
- Faith, przestań się na mnie drzeć, dobra?! Jest mi cholernie przykro, ale nie mogę cofnąć tego, co zrobiłem...
Dodał, już nieco ciszej.
- A co zrobiłeś, Bos?
Spytała, a Bosco spojrzał na nią pytająco, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Pytam, co takiego zrobiłeś.
Powtórzyła Faith, przez zaciśnięte ze złości zęby.
- Hm? No co, Bosco? Nie potrafisz mi tego powiedzieć?
Drążyła dalej, kiedy między nimi nastała chwila przedłużającego się głuchego, martwego milczenia.
- Nie potrafisz powiedzieć tego mi, a co dopiero powiedzieć tego Cruz, co?
- Faith, ona nie może wiedzieć... Nie może.
Powiedział, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- Ale się dowie, Bosco! I to wcale nie zależy ode mnie! Posuwałeś Grace Foster na imprezie, na której był Carlos, był Jimmy, była Holly... I myślisz, że oni zostawią to dla siebie? Bo jeśli tak, to się mylisz! Pamiętasz co się działo jak Jimmy pieprzył się z żoną Lombardo na wieczorze kawalerskim? Pamiętasz co się wtedy działo? W ciągu jednego dnia dowiedzieli się wszyscy. Myślisz, że teraz będzie inaczej?
Spytała już nieco łagodniejszym tonem, choć nadal patrzyła na niego niemal morderczym wzrokiem.
- Ja, Faith... Ja... Żałuję tego, przecież wiesz... Co jeszcze mam zrobić?
Spytał, bezradnie rozkładając ręce.
- Powiedzieć Cruz.
Odpowiedziała spokojnie, Faith.
- Oszalałaś? Nie...
- Bosco, ona i tak się dowie, więc lepiej żeby dowiedziała się tego od ciebie, a nie od Davisa, który uzna to, co zrobiłeś za nawet zabawne i powie Cruz bez ogródek o wszystkim, nie szczędząc przy tym szczegółów i oczywiście nie zapominając dodać tego, jakim to jesteś beznadziejnym mężem i że popełniła błąd nie idąc z nim do łóżka, kiedy miała na to okazję.
- Musiałaś mi o tym przypomnieć?
Jęknął Bos, mimowolnie przypominając sobie o tym, co było między Cruz a Davisem.
- A co, boli?
- Faith... Davis to mój najlepszy kumpel. Myślisz, że było mi tak łatwo zapomnieć o tym, co się działo między nim a moją żoną?
- Więc pomyśl przez chwilę jak trudno będzie zapomnieć Cruz o tym, że ją zdradziłeś. I jak bardzo będzie ją to boleć.
- Nie ułatwiasz mi tego.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo.


***

Bosco wszedł do domu, ze spuszczoną głową. Sam nie wiedział od czego zacząć. Nie wiedział nawet czy w ogóle ma od czego zaczynać, czy w ogóle ma Cruz cokolwiek mówić. Najchętniej by milczał, udawał, że nic się nie stało, bo nie chciał ranić Ritzy. Kochał ją. Naprawdę i nieważne było to, co zrobił. Wiedział jednak, że w gruncie rzeczy Faith ma sporo racji w tym, co mówiła i że szczerość będzie w tym wszystkim najlepsza, choć też i najboleśniejsza.
- Cześć, skarbie...
Wyszeptał więc Cruz do ucha, kładąc się obok niej i całując ją delikatnie w policzek.
- Bosco... Która godzina?
Spytała, podnosząc się na łóżku i przecierając oczy ze zmęczenia.
- Późna.
Odpowiedział tylko, zaraz dodając.
- Ale musimy porozmawiać.
- Skoro jest tak późno, to może odłożymy to na jutro, hm?
Zaproponowała Cruz, jednak widząc poważną minę Bosco wiedziała, że to nie może czekać. Usiadła więc na łóżku i zapaliła lampkę.
- O co chodzi?
Spytała, zakładając włosy za ucho i uśmiechając się lekko w jego stronę.
Bosco poczuł jak coś ściska go za gardło, kiedy tak patrzył na nią, na jej piękny uśmiech... Nie chciał, by ten uśmiech kiedykolwiek zniknął z jej ust, ale wiedział, że za chwilę zniknie. Być może na zawsze.
- Skarbie, ja... muszę ci coś powiedzieć...
Zaczął, łapiąc ją za rekę.
- Więc powiedz.
Poprosiła Cruz, lekko drżącym ze zdenerwowania głosem, bo czuła, że to, co powie jej mąż, nie będzie zbyt przyjemne.
- Przepraszam...
- Za co?
- Za to, że...
- Co, Bosco?
- Zdradziłem cię.
- O czym ty mówisz?
- Dziś na imprezie, ja i Grace...
- Zaraz...
Przerwała mu, jakby nie wiedziała, co mówi. Wiedziała jednak i rozumiała go bardzo wyraźnie i dokładnie, choć chyba wolała nie.
- Jaka Grace? Foster?
Bosco pokiwał tylko głową, nie wiedząc co jeszcze ma dodać. Powiedział przecież najważniejsze - zdradził ją i przepraszał, bo żałował.
- Przykro mi kochanie, ale pomyślałem, że lepiej będzie jak dowiesz się tego ode mnie niż od...
- Więc ktoś wie?
Spytała, przerywając mu i przegryzając wargę z ledwością powstrzymując łzy napływające jej do oczu. Bosco znowu skinął głową.
- Kto?
Bos tylko na nią spojrzał, a ona już rozumiała - wiedzieli wszyscy.
- Zdradziłeś mnie, a ja dowiaduję się o tym ostatnia, tak?
Spytała, jakby nie do końca rozumiała, co się stało.
- Cruz, ja...
- Zrobiłeś ze mnie totalną idiotkę!
Przerwała mu gwałtownie.
- Jak mogłeś? Kurwa, Bosco, no jak mogłeś?!
- Przepraszam...
Wyszeptał, starając się ją do siebie przytulić, by ją nieco udobruchać. Ona jednak odechnęła go od siebie gwałtownie.
- Nie, Bosco, nie dotykaj mnie!
- Przecież cię przeprosiłem, Ritza, co jeszcze mam zrobić?
Spytał, bezradnie, nie wiedząc, co robić.
- Wyjść. Masz stąd w tej chwili wyjść i zostawić mnie w spokoju.
Odpowiedziała Cruz, nawet na niego nie patrząc.
- Wyjdź.
Powtórzyła, kiedy Bos stał przez chwilę bez ruchu.
I dopiero wtedy Bosco wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
I dopiero wtedy Cruz pozwoliła sobie na łzy, w głebi duszy wołając:

Nie opuszczaj mnie
Każda moja łza
Szepcze że co złe
Się zapomnieć da
I pytania złe
I natrętne tak
Jak dlaczego jak
Zapomnijmy je
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Ja wymyślę ci słowa
Których sens pojmiesz tylko ty
Z nich ułożę baśń
O tym królu co
Umarł z żalu bo
Nie mógł kochać cię
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Już nie będzie łez
Już nie będzie słów
Nie opuszczaj mnie...



CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/12/02, 6:46 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/12/02, 12:51 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

- Nie, nie ok, Bosco.


O, tutaj cała Grace :]

To rzeczywiście namieszałaś, kochana. Po kim, jak po kim, ale po Tobie się akurat tego spodziewałam Wink I ładnie to wymyśliłaś. Zostawiająca Bosco Grace, opieprzająca Bosco Faith, wściekła na Bosco Cruz i sam Bosco, chcący strzelić sobie w łeb ;d Jak dla mnie bomba. I tekst piosenki na koćcu naprawdę pasuje do całości Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/03, 3:41 am    Temat postu:

Nowa część. Mieszam jeszcze bardziej, ale nie mogłam się powstrzymać Very Happy


Część trzydziesta trzecia


Bosco nie miał pojęcia dokąd iść. Po prostu nie miał pojęcia. W końcu odkąd był z Cruz była ona dla niego wszystkim, nic innego się nie liczyło, a teraz mógł ją stracić, o ile już nie stracił. Tylko, że nie wyobrażał sobie, by jej nie było, by był sam, bez niej. Jasne, wiedział, że ona odejdzie, że umrze, ale miał nadzieję, że jakoś razem przez to przejdą, że nie będzie tak źle, a teraz stracił wszelką nadzieję, na to, że będzie okay. Bo Cruz była wściekła. Nienawidziła go. Nienawidziła. Widział to w jej oczach, bo kiedy kazała mu wyjść jej oczy były pełne tylko negatywnych emocji - żalu, smutku, a przede wszystkim złości i nienawiści. No bo jak on mógł? On, który wypominał jej błędy, spojrzenia, pocałunki z innymi, on ją zdradził. I czuł się z tym strasznie, ale przecież naprawdę nie mógł tego cofnąć.
Skierował się w stronę domu mamy, bo poza nią i Cruz nie miał już nikogo.
No może jeszcze Faith, ale ona była na niego tak wściekła, że nie chciała go widzieć. W sumie jej nie rozumiał - w końcu nigdy nie lubiła Cruz, więc co ją to teraz obchodzi? Pewnie taka babska solidarność. Cokolwiek. Wiedział jednak, że teraz na Faith liczyć nie może i dlatego właśnie szedł do Rose, która otworzyła mu drzwi dopiero po paru minutach, ale co się dziwić skoro była czwarta nad ranem?
- Maurice?
Spytała, jakby nie do końca go rozpoznała, zakładając włosy za ucho i patrząc na niego pytająco. Bosco jednak nic nie odpowiedział, a Rose jakby od razu zrozumiała.
- Coś ty zrobił?
Spytała, patrząc na niego groźnie.
- Mogę wejść, mamo?
Rose wpuściła go więc do środka, bo komu jak komu, ale nie mogła przecież odmówić własnemu synowi. Popatrzyła na niego, jak niepewnie wchodzi do środka i idzie do salonu, by położyć się na kanapie.
- Co się stało?
Spytała Rose, mierząc go uważnym spojrzeniem.
- Schrzaniłem sprawę, mamo. I to jak...
Jęknął, łapiąc się za głowę i wyciągając się bezradnie na kanapie.
- Ale o czym ty mówisz, skarbie?
Drążyła dalej Rose, jakby nic nie rozumiała. W rzeczywistości jednak rozumiała wiele, o wiele za dużo niż by chciała.


***


Cruz sama nie wiedziała co myśleć. Siedziała na kanapie tuląc do siebie Lunę - kicię, którą Bosco podarował jej ostatnio z okazji ich rocznicy - i gapiąc się bezmyślnie w telewizor. Co jakiś czas przełączała na inny kanał, jakby to miało cokolwiek zmienić. Ale nie zmieniało, bo tak naprawdę nic ją nie interesowało. No jedynie Mikey, którym zajmowała się, kiedy płakał. Poza tym dużo myślała. O czym? O Bosco, o tym co zrobił, o tym, że żałował, że przepraszał, że jest mu przykro, a przede wszystkim o tym, że go kocha i nie wyobraża sobie życia, a może raczej reszty życia, bez niego. Jednocześnie wiedziała jednak, że nie może mu wybaczyć, bo nie potrafiłaby już z nim być. To byłoby dla niej zbyt upokarzające - to przeświadczenie, że każdy wie o zdradzie Bosco i o tym, co się między nimi dzieje. Nie, nie chciała tego. Ale chciała z nim być. Chciała i nie chciała.
- Czy to ma jakikolwiek sens?
Spytała, patrząc z uwagą na Lunę, jakby kotka mogła dać jej odpowiedź na to pytanie.


***


- Bosco nieźle sobie wczoraj pojechał...
Stwierdził Ty, popijając kawę.
- O czym mówisz?
Spytał Manny, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- No nie wiesz?
Wtrącił się do rozmowy oficer Martinez, kumpel Cruz z Akademii.
- Ale o czym?
Drążył Santiago, nie wiedząc co jest grane. Davis nadzwyczaj szybko pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Wczoraj na imprezie Bosco i Grace Foster poznali się dość... hm... blisko. Ściślej mówiąc - bzyknęli się.
Ta rewelacja tak bardzo zaskoczyła Manny`ego, że aż zakrztusił się kawą.
- Żartujesz?!
Spytał, nie wiedząc, czy ma w to wierzyć.
- Ostro pojechali.
Stwierdził z uznaniem Finney, uśmiechając się szeroko.
- Taa, ale pomyśl jaki teraz będzie syf. Znam trochę Cruz i wiem jaka jest. Jak się dowie zrobi mu w domu istne piekło.
Powiedział Martinez, pijąc colę.
- Dziwisz się? W końcu ją zdradził.
Wtrąciła Monroe, wchodząc do szatni.
- Ja nie wybaczyłabym draniowi.
Dodała, związując włosy.
- Widzisz Davis, pilnuj się.
Ostrzegł Ty`a, Sull, grożąc mu palcem i patrząc na niego piorunującym wzrokiem. W końcu on jako jeden z niewielu wiedział co się święci między Davisem a Cruz. I do tej pory tego żałował, bo wolał żyć w błogiej nieświadomości i nie bać się o to, że partner zrobi coś głupiego.
- Tylko by spróbował.
Mruknęła Sasha, waląc Davisa w ramię. Po chwili jednak uśmiechnęła się do niego i lekko cmoknęła w policzek, dodając na odchodnym: "Widzimy się wieczorem", zupełnie nieświadoma tego, że Ty miał na wieczór już nieco inne plany...


***


Carlos zmierzył Grace uważnym spojrzeniem. Sam nie był święty, ale potępiał jej zachowanie, bo przecież Cruz była chora i miała dość zmartwień, a teraz musiała użerać się z niewiernym mężem. Jasne, że Bosco nie był tu bez winy, jednak Nieto widząc to, co się działo, był pewien, że to Grace sprowokowała Bosco. Choć to, że Bos uległ pokusie i się z nią zabawił, nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do tego, że w sumie oboje byli temu tak samo winni, ale to Cruz najbardziej cierpiała. I tego Carlos nie mógł zrozumieć. Spytał więc Grace, nawet nie podnosząc wzroku z nad gazety:
- Dobrze się bawiłaś wczoraj wieczorem, bzykając się z żonatym facetem?
Foster zmierzyła Nieto piorunującym spojrzeniem.
- Co cię to obchodzi?
- Mnie nic, ale Cruz na pewno obchodzi.
Stwierdził Carlos, wzruszając ramionami.
- Hej, to nie moja wina, że Cruz nie potrafi utrzymać przy sobie faceta. Do niczego go nie zmuszałam. Gdyby nie chciał, nie zrobiłby tego.
Powiedziała Grace, odchodząc od stołu i kończąc dyskusję zanim tak naprawdę się ona zaczęła. Poszła na piętro, by się położyć i trochę przespać, ale tym razem Holly to nie dała jej spokoju, pytając:
- Co, wyrzuty sumienia?
- Och, zamknij się!
Warknęła wściekle Grace, waląc w jej stronę poduszką. Wiedziała, że źle zrobiła, ale czy musiała słuchać tych kazań? Nie mogła tego znieść, więc powiedziała, przyciskając do głowy poduszkę, by mieć choć chwilę spokoju:
- Nie mam za co się obwiniać, a już na pewno nie mam czego żałować, więc dajcie mi spokój!


***


Cruz nie wiedziała kto to może być, bo nikogo się nie spodziewała, jednak słysząc głos dzwonka do drzwi szybko otworzyła i aż zamarła w bezruchu, kiedy przed sobą zobaczyła Davisa.
- Hej. Przyszedłem spytać, co tam słychać.
- Cześć.
Odpowiedziała krótko, nie wiedząc co jeszcze ma dodać. Bo co? Po co Davis pyta co u niej skoro doskonale wie? Jak wszyscy, zupełnie jak wszyscy.
- Nie wpuścisz mnie do środka?
Zadał kolejne pytanie, kiedy po dłuższej chwili milczenia nie doczekał się odpowiedzi na poprzednie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
Jęknęła Cruz, kiedy poczuła jego wzrok na swoich piersiach, a potem nogach...
- Daj spokój.
Mruknął Ty, przeciskając się w drzwiach.
- Przecież nie zrobię nic czego nie będziesz chciała.
Powiedział, podchodząc do niej bliżej. Cruz sama nie wiedziała co robić, więc cofnęła się tylko parę kroków w tył, by się od niego odsunąć. Zanim jednak się zorientowała Davis przyparł ją do muru - i to dosłownie, bo opierała się o ścianę, nie mogąc się niemal ruszyć, czując na sobie jego hipnotyzujące spojrzenie.
- Skąd wiesz czego chcę?
Spytała, zdobywając się na to, by spojrzeć mu prosto w oczy, które przepełnione były pożądaniem.
- To jasne, czego chcesz.
Stwierdził cicho Ty, przejeżdżając ręką po jej piersiach, przy okazji powoli rozpinając guziki jej bluzki... Zjechał dłonią trochę niżej, a potem jeszcze niżej i jeszcze...
- Chcesz się na nim odegrać za to, że cię zdradził. To zrozumiałe. Nie powinnaś się za to winić.
Wyszeptał, dotykając jej ust.
- Nie czuję się winna.
- Nie?
Spytał Davis, patrząc jej w oczy tak głęboko, że Cruz czuła jak uginają się pod nią kolana.
- Nie.
Odpowiedziała więc krótko, przyciskając swoje usta do jego warg, by złączyć je w szaleńczym pocałunku pełnym namiętności...


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/12/03, 3:49 pm    Temat postu:

Tak... Bosco jak trwoga to do mamusi Wink
yeah, Dabis i Cruz ;D Jeden z moich ulubionych paringów TW ;>
I Grace, która najchętniej zwaliłaby całą winę na Bosco, albo na Cruz, bo nie umie upilnować żonatego faceta.
Namieszałaś, nie powiem Laughing Ale pozytywnie, jak dla mnie, bo ja lubię czytać o takich poplątanych akcjach Wink Wielki plus dla Ciebie i czekam na więcej ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/12/03, 7:05 pm    Temat postu:

Nowa część na zakończenie weekendu. Jakoś napisałam, ale krótko. Nie wiem czy dobrze, ale coś tam jest ;p Very Happy


Część trzydziesta czwarta


- Ten kot jest jakiś wściekły...
Stwierdził Ty, rzucając Lunę na łóżko obok Cruz.
- Jestem cały podrapany...
- Hm, pokaż.
Powiedziała Cruz, przytulając się do niego i przyglądając się kilku wielkim i naprawdę paskudnie wyglądającym zadrapaniom na plecach Davisa. Rzeczywiście Luna nieźle dała mu się we znaki.
- Ona nie lubi obcych.
Stwierdziła Ritza, opierając głowę na jego ramieniu.
- Obcych? Nie wiedziałem, że jestem dla ciebie obcy.
Cruz tylko się uśmiechnęła i wyszeptała mu cicho do ucha, całując go delikatnie w ramię.
- Byłeś.


***


- Monroe się o ciebie nie martwi?
Spytała, związując włosy w luźny kok.
Davis spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, uważnie mierząc ją wzrokiem. Zlustrował spojrzeniem jej nogi, pupę, dekolt... I wiedział, że ciężko mu będzie wyjść z tego łóżka, z jej mieszkania. Jednocześnie wiedział, że musi to zrobić, po prostu musi i już, a to co się stało to był, a przynajmniej powinien być, tylko nic nie znaczący seks. Ciekawe jednak czy Cruz też tak o tym myślała?
- Powiedz mi...
Wyszeptał więc, podchodząc do niej i obejmując ją mocno w talii.
- Co to dla ciebie znaczyło?
- Dla mnie?
Spytała Cruz, odwracając się w jego stronę i spoglądając mu w oczy.
- Powiedz mi lepiej co to znaczyło dla ciebie?
- Hmm...
Davis zaśmiał się cicho pod nosem, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. W końcu wyszeptał jej do ucha, prawie niesłyszalnie.
- Wiele, choć wiem, że nie powinno.
Cruz poczuła jego usta na swojej szyi i zrozumiała, że ona czuje to samo. Może starała się bardziej niż Davis to od siebie odrzucić, ale nie potrafiła, jednocześnie wiedząc, że musi.
- Właśnie - nie powinno.
Powiedziała więc, odsuwając się lekko od niego.
- Pozostańmy więc przy tym, co było. Przynajmniej narazie.
Dodała, wyślizgując się z jego objęć i idąc do łazienki, by jak najszybciej zmyć z siebie jego dotyk i jego zapach, który już zdążyła polubić, a może nawet pokochać, choć wiedziała, że nie powinna.


***


Leżała bezruchu na łóżku, ciągle rozpamiętując każdą chwilę z Davisem, każdą chwilę z osobna...

Jego gorące od namiętności spojrzenie spotykające się z jej oczami.

Jego dłonie błądzące po całym jej ciele...

Spragnione jej warg, usta, które czuła nawet teraz...


Zastanawiała się nad tym, czy nie zwariowała, że ciągle o tym myśli. Jakby tego było mało obraz Davisa nie mógł jej wyjść z głowy, bo pragnęła go nawet teraz tak rozpaczliwie, jak jeszcze nigdy nikogo, no może nikogo poza Bosco, który teraz stał bezradnie w progu sypialni, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Cruz spojrzała na niego kątem oka, lekko podnosząc się na łóżku.
- Czego chcesz?
Spytała, kiedy podszedł do niej bliżej i położył rękę na jej plecach, które ciągle pamiętały gorący dotyk Davisa.
- Nie możemy tak tego zostawić, Ritz.
Wyszeptał, siadając obok i odgarniając jej włosy z twarzy. Pogłaskał ją czule po policzku i pocałował delikatnie w usta, bojąc się, że Cruz odepchnie go od siebie. I rzeczywiście zrobiła to - odechnęła go i powiedziała lekko drżącym głosem, nawet na niego nie patrząc:
- Owszem możemy.
- Ale dlaczego?
- Pieprzyłam się przez całą noc.
Powiedziała, sama dokładnie nie wiedząc dlaczego. Bosco spojrzał na nią, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. Zaraz jednak pojął o co chodzi i spytał nadzwyczaj dla siebie spokojnym tonem, tak bardzo dla siebie nienaturalnym, że aż sam się sobie dziwił.
- Z kim?
- Nieważne.
Ucięła krótko Cruz, odwracając się od niego.
- Dla mnie ważne.
Drążył dalej Bosco nie dając za wygraną i biorąc jej twarz w swoje dłonie, tak by na niego spojrzała.
- Powiedz.
Nalegał, jakby to miało cokolwiek zmienić, choć jednocześnie wiedział, że nie zmieni niczego.
- Z Davisem.
Odpowiedziała więc cicho, tak cicho, że ledwo sama siebie słyszała.
- Wiedziałem!
Warknął Bosco, zrywając się z łóżka, przy okazji kopiąc nocny stolik, tak, że stojąca na nim szklanka od razu poszła w drobny mak. Nic go to jednak nie obchodziło. Miał tylko ochotę porządnie przywalić Davisowi za to, że przespał się z jego żoną i to tak, że jej najwyraźniej bardzo się to spodobało, czego kompletnie nie rozumiał. Bo czy było im aż tak źle, że musieli się nawzajem zdradzać? Co?
- Czy było nam aż tak źle?
Sam nie wiedział, kiedy jego wewnętrzne pytanie wypłynęło z jego ust, jakby Cruz potrafiła udzielić na nie odpowiedzi. Ale nie potrafiła. Mogła tylko powiedzieć, to, co wiedziała od dawna:
- Bosco to nie o to chodzi. Kocham cię, ale nie możemy tak żyć. Zdradziłeś mnie i...
- I co? Ty postanowiłaś zrobić to samo, tak?
- Nie, to po prostu się stało, Bosco.
- Nie, Cruz. Stało się, bo tego chciałaś. Ale dlaczego?
- Nie wiem, Bosco... Nie wiem...
Wyszeptała, łapiąc się bezradnie za głowę, nie wiedząc co robić i już nic nie rozumiejąc.
- Przepraszam...
- Ty wcale tego nie żałujesz!
Krzyknął Bosco, nerwowo chodząc po pokoju i już kompletnie tracąc nad sobą panowanie.
- Pewnie zrobiłabyś to jeszcze raz! Więc proszę - rób co chcesz, z kim chcesz, pieprz się do nieprzytomności z tym sukinsynem! Mnie to już nic nie obchodzi!
Warknął, biorąc kurtkę i idąc do drzwi.
- Bosco...
Zawołała za nim Cruz, zrywając się z łóżka.
Usłyszała płacz Mikey`a dobiegający z sąsiedniego pokoju i nie wiedziała co ma robić - czy iść za mężem, ktrego przecież mimo wszystko nadal kochała, czy do syna, który był jej dzieckiem i którego kochała równie mocno?
- Co robisz? Dokąd idziesz?
Spytała, podchodząc do Bosco i starając się powstrzymać go przed wyjściem z mieszkania.
- Boisz się o niego czy o mnie?
Spytał Bos, odsuwając ją od drzwi i patrząc jej prosto w oczy, które teraz były przepełnione strachem. Ale o kogo? No o kogo?
- O nas troje.
Odpowiedziała, drżącym głosem.
Bosco pokiwał tylko głową, stwierdzając cicho:
- I słusznie.
Po czym wyszedł z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi.


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin