Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 JEDNA NOC by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/16, 2:45 pm    Temat postu:

Napisałam nową część. Krótka, ale mam nadzieję, że się spodoba i że nie przesłodziłam Wink


Ściskam jej dłoń i patrzę jak powoli zasypia. Wygląda jak anioł, kiedy ma zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Jest taka śliczna. Nic dziwnego, że moja córka też jest tak piękna. Uśmiecham się lekko pod nosem, kiedy tak na nią patrzę. Odwracam się jednak od niej, kiedy słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. Cruz się obudziła. Świetnie. Przecież miała odpoczywać, ale wiem, że Faith, która właśnie stoi w progu, nie da jej tej przyjemności, a przynajmniej nie teraz. "Jak zwykle wkopali mnie w papierkową robotę i muszę napisać raport, więc musisz odpowiedzieć na parę pytań, albo najlepiej opowiedz mi co się stało" - mówi jednym tchem, zwracając się do Cruz, kompletnie mnie ignorując. No może nie kompletnie, bo od razu spojrzała na moją rękę, która leżała na dłoni Cruz, ale szybko ją wziąłem, bo nie mogłem znieść tego przenikliwego spojrzenia Yokas. "Faith, nie możesz tego zrobić później?" - jęczę. "Och, wybacz, że wam przeszkadzam, ale naprawdę muszę napisać ten raport, no chyba, że chcesz to zrobić za mnie, Bos" - mówi sarkastycznie, patrząc na mnie groźnym wzrokiem. Wie, że nie lubię papierkowej roboty, bo się w niej zwyczajnie gubię, więc nie wiem, co mam odpowiedzieć. Cruz tylko szepcze do mnie, lekko uśmiechając się w moją stronę: "W porządku, Bosco." Dodaje obojętym tonem, patrząc na Faith: "Powiem ci, ale zupełnie nie wiem co, bo niczego nie pamiętam." Faith mierzy ją uważnym spojrzeniem, po czym mówi: "Ten facet, który wjechał w twój samochód twierdzi, że przejechałaś na czerwonym świetle. Tak było?" - pyta, wyciągając notatnik i długopis. "Przecież powiedziała, że nic nie pamięta, Faith, więc daj spokój, okay?" - mówię, ale Yokas kompletnie mnie ignoruje. "Nie wiem, ale to możliwe" - odpowiada tylko Cruz. "Byłam zdenerwowana, padało i nic nie widziałam" - dodaje, a Faith dokładnie notuje, po czym nie odrywając wzroku od notesu pyta, chociaż i tak zna odpowiedź na pytanie: "Czym byłaś zdenerwowana?" Przekręcam oczami, bo jak słucham tych jej głupich pytań, które mają chyba tylko na celu wkurzenie mnie i Cruz to aż mnie skręca. Ritz cicho wzdycha, po czym mówi lodowatym tonem: "Nie sądzę, by to było istotne." Faith podnosi na nią wzrok, po czym mówi równie lodowatym tonem co Cruz: "Pozwól, że to ja o tym zadecyduję." Cruz rzuca jej mordercze spojrzenie i jestem pewien, że zaraz wybuchnie, ale na szczęście do sali wchodzi lekarz i zwraca się do Faith tonem nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu: "Proszę stąd natychmiast wyjść." Faith patrzy na niego przez chwilę po czym przedstawia się, podnosząc lekko w górę notatnik: "Oficer Yokas. Faith Yokas" - mówi i podaje mu rekę. "Muszę zadać pani Cruz parę pytań" - wyjaśnia. "Teraz nie jest na to najlepszy moment" - mówi tylko lekarz i wypycha ją za drzwi, zanim Faith zdąży jeszcze coś powiedzieć. Widzę jak Cruz uśmiecha się z satysfakacją tak, że ja też nie mogę powstrzymać lekkiego uśmiechu.

***

Minęło kilkanaście godzin od porodu, a ja dopiero teraz mogę zobaczyć moją małą, bo wcześniej lekarze chcieli bym trochę odpoczęła i porobili mi jakieś badania. Teraz stoję przed inkubatorem i delikatnie głaszczę moją córeczkę po twarzy. Rzeczywiście jest śliczna. Bosco nie przesadził w ani jednym szczególe, kiedy mi ją opisywał. Wygląda jak aniołek. "Hej..." - szepczę cichutko, a ona wyciąga w moją stronę swoje malutkie rączki. Kiedy byłam w ciąży czytałam różne książki i wydaję mi się, że mała mnie poznała. Po głosie. To takie niesamowite. Szkoda, że na razie nie mogę wziąć jej na ręce, ale najpierw lekarze chcą się upewnić, czy na pewno wszystko z nią w porządku. Ale jest w porządku. Wiem o tym. "Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że jest śliczna" - uśmiecham się do Bosco, który cały czas jest przy mnie, przynajmniej na razie, bo Swersky dał mu parę dni wolnego, ale potem będzie musiał wracać do pracy. On odwzajemnia mój uśmiech i mówi cicho, szczerząc zęby: "Wiem. W końcu jest nasza." Zastanawiam się czy kiedykolwiek w to wątpił. Nie wytrzymuję, więc pytam go prosto z mostu: "Wątpiłeś w to? Myślałeś, że kłamię, mówiąc, że jest twoja?" W sumie to bardziej stwierdzam niż pytam, chociaż wiem, że nie powinnam niszczyć tych chwil. Uśmiech znika z jego twarzy, niemal tak szybko jak się pojawił. "Nie, Cruz" - zaprzecza, ale wiem, że nie mówi tak do końca prawdy. "To po co o to pytałeś?" - drążę dalej, chociaż wiem, że nie powinnam. On tylko ciężko wzdycha, po czym jęczy, wyraźnie niezadowolony, że w ogóle poruszyłam ten temat: "Nie wiem... Tak jakoś mi się wyrwało. Po prostu... Nie wiedziałem, czy byłem tylko ja. Jesteś..." - mówi cicho, odwracając ode mnie wzrok i spuszczając głowę. Milknie na chwilę. Chyba ciężko mu to wyjaśnić. "Jesteś... Wyjątkowa, naprawdę wyjątkowa i mogłabyś mieć każdego faceta, więc czemu wybrałaś akurat mnie?" - pyta, a ja tylko uśmiecham się lekko w jego stronę. Kurcze... Czy on właśnie powiedział mi coś miłego? Komplement z ust Bosco, to aż niemożliwe. Ale wiem, że to, co powiedział było szczere. I cieszę się, że to powiedział. "Po prostu" - mówię tylko i całuję go delikatnie w policzek.

***

Urwałem się wcześniej z pracy, ale z tym w sumie nie było problemów, bo jak tylko Swersky zobaczył małą to się w niej dosłownie zakochał, tak samo zresztą jak reszta posterunku. Wcale się temu nie dziwię, bo jak można nie kochać mojej córeczki? Teraz siedzę obok Cruz i patrzę jak trzyma ją w ramionach. Tak ślicznie razem wyglądają. Pięknie... Jak na obrazku. "Wymyśliłaś jakieś imię?" - spytałem, patrząc na małą. Minął tydzień od jej narodzin, a my nadal jej nie nazwaliśmy. Jakoś nigdy nie przyszło nam do głowy, by o tym rozmawiać. Chyba oboje byliśmy zbyt szczęśliwi z tego, że mała jest już z nami i że wszystko jest w porządku. "Pomyślałam, że razem coś wymyślimy" - odpowiada, a mnie aż zatyka. Nie sądziłem, że po tym wszystkim, co się między nami stało Cruz pozwoli mi w jakikolwiek sposób brać udział w życiu dziecka. Myślałem, że prędzej będę z nią walczył na sali sądowej, niż ona sama pozwoli mi widywać małą. Ale chyba się myliłem, bo Cruz patrzy na mnie wyczekująco. Chyba liczy aż coś powiem, ale mi odjęło mowę. "Szczerze mówiąc to trochę o tym myślałam i pomyślałam, że Angela to całkiem ładne imię" - mówi cicho, a ja tylko patrzę na nią z niedowierzaniem. Przecież tak ma na imię moja matka... "Naprawdę tak myślisz?" - pytam, a ona tylko kiwa głową. "Angela... Jak aniołek... Nie sądzisz, że to do niej pasuje?" Uśmiecha się niepewnie w moją stronę, a ja tylko odwzajemniam uśmiech. "Jasne" - mówię tylko, bo nic innego nie jestem w stanie powiedzieć. "W takim razie Angela" - podsumowuje. Tak... Angela. Mój mały aniołek. Nasz mały aniołek. "Dziękuję" - mówię tylko i całuję ją lekko w czoło.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/06/16, 6:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/16, 3:42 pm    Temat postu:

Super Very Happy Angela - słodkooo Wink Świetna część, ranyy jak zawsze :] W tej kwestii lubię się powtarzać ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/18, 11:49 pm    Temat postu:

Napisałam coś nowego. Znając życie przesłodziłam, ale nie mogłam się wprost powstrzymać Wink



"Kurde..." - mruczę pod nosem, macając się po kieszeniach w poszukiwaniu zegarka. Nie mam go. "Co jest?" - pyta Sasha, zapinając guziki bluzki. Taaa... Przez te wszystkie lata odkąd tu pracuję powinienem był się nauczyć, że w policyjnej szatni należy siedzieć cicho, bo to właśnie tu roznoszą się wszystkie plotki. Nawet wtedy, kiedy myślisz, że jesteś całkiem sam to i tak słyszy cię pół komisariatu. Monroe patrzy na mnie wyczekująco, a ja mówię tylko, obojętnie wzruszając ramionami: "Nic. Po prostu nie mam zegarka. Pewnie zostawiłem go u Cruz." Sasha patrzy na mnie znacząco, a ja już wiem, co chodzi jej po głowie. "U Cruz? Zostałeś na noc?" - pyta, uśmiechając się pod nosem. Zaczyna się. Świetnie. "Uhm" - przytakuję tylko, siląc się na obojętność. "Spałem na kanapie" - dodaję, odwracając się w jej stronę, ale ona chyba mi nie wierzy, bo potrząsa tylko głową, chichocząc cicho pod nosem. "Co cię tak bawi?" - pytam, bo nie mogę tego znieść. "Nic, Bosco, poza tym, że zachowujecie się jak dzieci" - mówi, a ja patrzę na nią pytającym wzorkiem. Sasha szybko mówi dalej: "Macie piękną córeczkę, ciągnie was do siebie, więc czemu po prostu nie będziecie razem? Po co to wszystko, te wszystkie gierki, co?" - pyta, a ja zastanawiam się nad jej słowami. Właśnie. Czemu po prostu nie będziemy razem?

***

Angie zasnęła. Nareszcie. Płakała przez cały wieczór i nie dała mi ani przez chwilę odpocząć, więc jestem totalalnie wykończona. Marzę tylko o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku. No i o kawie. Ale kawy pić nie mogę. To może chociaż kakao? Tak. Wstaję z kanapy i idę do kuchni. Wstawiam mleko. Wsypuję do kubka cztery łyżeczki kakao. Włączam radio.

Love can be a many splendid thing
Has another joy you bring
A dozen roses
Diamond rings
Dreams for sale
And fairy tales
It’ll make you hear a symphony


Kurde! Czy w radiu grają tylko te sentymentalne piosenki o miłości? To dołujące. Dzwonek. Odruchowo chwytam telefon, jednak szybko orientuję się, że to dzwonek do drzwi. Kątem oka zerkam na zegarek. 23. Pewnie Bosco. Podchodzę do drzwi, a do moich uszu dobiegają słowa piosenki:

The trouble with love is
It can tear you up inside
Make your heart believe a lie
Gets stronger then your pride


Otwieram drzwi. Miałam rację. To Bosco. Uśmiecham się niepewnie. "Hej" - mówię cicho i wpuszczam go do środka. Właściwie to nie wiem czemu pozwalam mu tu być, być w moim życiu. Po tym co zrobił nie powinien mieć ze mną i Angie nic wspólnego. A jednak ma. "Cześć" - odpowiada, a ja znowu słyszę tą cholerną piosenkę.

The trouble with love is
It doesn’t care how fast you fall
And you can’t refuse the call
See you’ve got no say at all


Żałuję, że nie wyłączyłam radia, bo ta piosenka mnie dobija. "Mała dopiero co zasnęła..." - mówię, ale Bosco zamyka mi usta niespodziewanym i bardzo namiętnym pocałunkiem.

***

Właściwie to nie wiem czemu to zrobiłem, ale kiedy tak na nią spojrzałem nie mogłem się opanować. Musiałem ją pocałować, po prostu musiałem. Mówiła coś o małej, ale nic mnie to nie obchodziło. Chciałem tylko jej. Nawet nie wiem kiedy moje ręce powędrowały do jej bluzki i zaczęły rozpinać jej guziki. Nadal ją całowałem, bojąc się, że jeśli przestanę to mnie odepchnie, chociaż w sumie mogłaby to zrobić nawet teraz. Ale nie robi. Odwzajemnia moje pocałunki, jakby tylko na nie czekała. Może czekała - przebiega mi przez myśl. Czuję jej ręce, które niecierpliwie rozpinają mój rozporek. "Bosco..." - mruczy cicho i mówi coś, ale ja jej nie słucham.

***

"Bosco..." - mruczę cicho, ale on mnie nie słucha tylko całuje namiętnie w szyję, zostawiając na niej ślady swoich ust. Odsuwam się od niego gwałtownie. Właściwie to od niego odskakuję. On patrzy na mnie totalnie zaskoczony, ale ja go ignoruję i szybko idę do kuchni i wyłączam gaz, bo garnek z mlekiem o mały włos się nie spalił. Bosco widząc to nie może powstrzymać chichotu. Ja też lekko się uśmiecham, ale czuję się cholernie niezręcznie. Bo co teraz? Mam tak po prostu podejść do niego i zacząć go znowu całować? On chyba wyczuwa moje skrępowanie, bo podchodzi do mnie i całuję delikatnie w usta. "Udajmy, że tego nie było, okay?" - pyta cicho, patrząc mi głęboko w oczy, a ja tylko kiwam głową i odpowiadam szeptem, prawie niesłyszalnie: "Okay." Śmieję się cicho, kiedy delikatnie gryzie mnie w ucho. Kurcze, on jest niesamowity...

***

Krzątam się po kuchni. Powoli ustawiam na tacy talerzyk, filiżankę i łyżeczkę. I jeszcze kwiaty. I serwetka. No i jedzenie. Hmm... Tak powinno być dobrze. Nalewam do filiżanki gorącą herbatę i uśmiecham się lekko pod nosem. Idę do pokoju na palcach, nie chcąc jej obudzić. Przez chwilę stoję w progu i patrzę na nią. Jest taka śliczna. Siadam na łóżku i kładę tacę na stoliku obok. Całuję ją delikatnie w usta, a ona mruczy coś cicho pod nosem. Nadal jednak śpi. Zjeżdżam więc ustami nieco niżej... Najpierw całuję jej szyję, a potem piersi. Cruz cicho chichocze. Otwiera powoli oczy i uśmiecha się do mnie promiennie. "Dzień dobry, kotku" - mówię cicho i cmokam ją w policzek. "Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin" - mówię, podając jej mały pakunek. "Pamiętałeś!" - krzyczy radośnie i rzuca mi się na szyję, całując mnie chyba ze sto razy w usta. Cieszy się jak dziecko. Dawno jej takiej nie widziałem, a tęskniłem za jej uśmiechem, bo jest taki piękny. Jak ona cała. "Jak mógłbym zapomnieć?" - pytam, ale wcale nie czekam na odpowiedź, a Cruz wcale nie chce mi jej udzielać. Otwiera prezent i otwiera usta w zdumieniu, kiedy widzi co jest w środku. Milczy. Trochę długo. "Nie podoba ci się?" - pytam, a ona tylko odpowiada: "Pewnie, że mi się podoba. Jest śliczny." Całuje mnie mocno w usta. "Zapniesz?" - pyta, odwracając się do mnie plecami. Zapinam więc naszyjnik, który wczoraj pomogła mi wybrać Monroe. Całuję ją czule w kark. Widzę jak jej wzrok zatrzmuje się na tacy. Odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie z niedowierzaniem. "Boże, Bosco, jesteś słodki" - mówi tylko i całuje mnie namiętnie w usta, chyba już setny raz dzisiejszego ranka, a przecież ranek się dopiero zaczął. "Masz ochotę?" - pytam, wskazując na śniadanie, ale ona tylko patrzy mi w oczy, uśmiechając się i mówi cicho, przyciągając mnie do siebie: "Mam ochotę na ciebie."

***

"A co z Angie?" - pytam. Bosco właśnie zaproponował, żebyśmy wyszli wieczorem się zabawić. Powiedział, że organizują w remizie jakąś imprezę i fajnie by było, gdybyśmy poszli. Pewnie, że fajnie, ale co z małą? Mamy dziecko, nie powinien o tym zapominać. I chyba nie zapomniał, bo odpowiada: "Już to załatwiłem." Patrzę na niego pytająco, ale w odpowiedzi słyszę tylko dzwonek do drzwi. Bosco otwiera je. W progu widzę Mikey`a. "Cześć" - mówi tylko, cmokając mnie w policzek. "Gdzie jest moja ulubiona bratanica?" - pyta, a ja tylko podaję mu małą. "Cześć, aniołku..." - mówi cicho, biorąc ją na ręce. "Dziś zajmie się tobą wujek Mikey" - mówi, kładąc nacisk na "wujek Mikey". Wiem, że jest dumny z tego, że jest wujkiem, że się cieszy i że kocha Angie. Lubię go. Naprawdę. Ale nie jestem pewna, czy poradzi sobie z małą. On jakby znał moje obawy zapewnia mnie: "Poradzę sobie. Poważnie. Nie masz się o co martwić." Nie do końca mu wierzę, ale kiedy widzę niemal błagalny wzrok Bosco nie mogę zrobić nic innego jak tylko zgodzić się na tą imprezę.

***

Patrzę na tańczącą Cruz. Wygląda nieziemsko, kiedy tak kręci tyłeczkiem. Bosko. Świetnie tańczy i chyba też świetnie się bawi. Bez przerwy się śmieje. Uwielbiam jej śmiech. Ja wszystko w niej uwielbiam. Jest taka piękna. Kocham ją. Tak, kocham. Naprawdę. I chciałbym byśmy byli razem. Niewiele myśląc wyłączam muzykę i zaczynam uroczystym tonem, jakbym właśnie mówił jakieś przemówienie i istotnie jest to coś w tym stylu: "Hej, ludzie. Proszę o chwilę uwagi, okay?" Wszyscy momentalnie milkną i patrzą na mnie. "Cruz, skarbie..." - mówię i ciągnę ją za rękę, by podeszła do mnie. "Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo mi na tobie zależy i już wiem, że naprawdę cię kocham i chciałbym być z tobą. Jeszcze nigdy tego nie robiłem, ale co mi tam" - urywam na moment i patrzę na nią przez chwilę. Padam przed nią na kolana, niczym w jakimś łzawym melodramacie. "Wyjdziesz za mnie?" - pytam i widzę zaskoczenie na twarzach wszystkich, ale największe to na twarzy Cruz. Zresztą co w tym dziwnego? Właśnie się jej oświadczyłem. Ja. Po jednej wspólnie spędzonej nocy zrozumiałem, że ją kocham i chcę z nią być. Na zawsze. Ale nie mam zielonego pojęcia, czy ona chce być ze mną. "Daję ci 10 sekund na odpowiedź" - dodaję, a mocno podchmielony Doherty zaczyna głośno odliczać. Wszyscy to podchwycają i też głośno liczą, a Cruz patrzy na mnie niepewnie, mamrocząc coś pod nosem o tym, że jestem kompletnie pijany. Owszem, trochę szumi mi w głowie, ale jestem całkowicie pewien, że tego chcę. Czekam na jej reakcję, a ona, kiedy Doherty dolicza do pięciu, przyklęka przy mnie, bierze moją twarz w swoje ciepłe i delikatne dłonie i mówi na tyle głośno, by wszyscy to słyszeli: "Pewnie, że za ciebie wyjdę, wariacie." Patrzę na nią przez chwilę, jakbym nie usłyszał. Ale słyszałem. Bardzo wyraźnie. Po prostu nie mogę uwierzyć, że się zgodziła. Dociera to do mnie dopiero wtedy, kiedy Cruz całuje mnie mocno w usta, a Doherty zaczyna głośno wyć i drzeć się na całą remizę: "Gorzko, gorzko!", co oczywiście również podchwycają inni. Ale mnie już ci "inni" nie obchodzą. Liczy się tylko Cruz. Tylko Cruz...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/19, 12:33 am    Temat postu:

wow Shocked wow Shocked super Very Happy och nareszcie cos pozytywnego i romantycznego wyszlo od Bosca Very Happy Angie ładne imie dla coreczki i wujek Mikey super naprawdę. czakam na wiecej Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/19, 1:40 pm    Temat postu:

Wujek Mikey rządzi Wink On jest prześwietny Wink I świetna końcówka, aj ten Bosco Very Happy
Ja chcę więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/29, 1:26 am    Temat postu:

Po dłuższej przerwie daję coś nowego. Jakoś tak krótko, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba Very Happy





Trzymam w ramionach małą i leciutko ją kołyszę, jednocześnie ją karmiąc. Jest taka maleńka, taka śliczna... Moja. I Bosco. Właśnie... Bosco śpi jak zabity. Został na noc. Z resztą po tym, co się stało zeszłego wieczora trudno, by nie został. Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Niby się zgodziłam, kocham go, ale on... Chyba był zbyt pijany. Założę się, że nie mówił tego poważnie. To na pewno nie było poważne. Bosco i małżeństwo? I to ze mną? Nie... Na pewno nie. Nie chodzi o to, że nie chcę, ale... Czuły pocałunek w kark wyrywa mnie z rozmyślań. Odwracam się i widzę przed sobą Bosco, co oczywiście wcale mnie nie dziwi. Kurcze! Mogłabym do tego przywyknąć, do tych szalonych nocy, wspólnych poranków, budzenia się w jego ramionach... Ale na razie nie chcę się do tego przyzwyczajać. Nie teraz. Jeszcze nie... "Cześć, słońce" - mówi, cmokając mnie w usta. Angie całuje delikatnie w czoło, nazywając ją, jak zawsze zresztą, swoim aniołkiem. Tak, to naprawdę aniołek. Nasz mały aniołek... "Hmmm..." - mruczy pod nosem Bos, spoglądając na zegarek. "Jest jedenesta, więc przed pracą możemy zajrzeć jeszcze do jubilera to wybierzesz sobie pierśnionek. Co ty na to, kochanie?" - pyta i szczerzy zęby w uśmiechu. Kurcze... "Mówiłeś wczoraj poważnie?" - pytam, bo już sama nie wiem, co jest grane. "Pewnie, że tak. A ty nie?" Zaskakuje mnie tym pytaniem. I nie wiem co odpowiedzieć. Chciałabym za niego wyjść, naprawdę, ale nie wiem, czy to dobry pomysł, czy by się udało, bo przecież już raz próbowaliśmy i nie wyszło i nie chciałabym, by teraz też nie wyszło. "Bosco... Sama nie wiem, czy to jest dobry pomysł..." - mówię cicho, podając mu małą i siadając do stołu, gdzie już czeka na mnie gorąca herbata. "Czemu?" - pyta ostrożnie. Chyba jest w szoku. Ja sama jestem w szoku. No bo jak mogłam się zgodzić skoro mam wątpliwości? "Miałeś wiele kobiet, więc czemu akurat ze mną chcesz się żenić?" - pytam, ni stąd ni zowąd, jakby to ile miał dziewczyn cokolwiek zmieniało. "Mamy dziecko i chcę stworzyć Angie normalny dom i..." - tłumaczy, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem. Angie. Liczy się dla niego tylko Angie? Ale przecież on nie będzie żenić się z Angie, ale ze mną, do cholery! "Bosco, nie możemy się pobrać tylko ze względu na dziecko" - przerywam mu gwałtownie. "Dasz mi skończyć?" - mówi delikatnie, a ja tylko kiwam potakująco głową, bo jestem zbyt zszokowana tą jego przesadną delikatnością, by cokolwiek powiedzieć. "Chcę by Angie miała pełną rodzinę, ale chcę też być z tobą, bo mi na tobie zależy..." - mówi, a ja tylko czekam na te dwa wspaniałe słowa, których jeszcze nigdy mi nie powiedział. I chyba nie powie, bo jego słowa urywają się na dźwięk telefonu. Chcę to zignorować, ale jakoś nie potrafię. Podnoszę słuchawkę, ale szybko oddaje ją Bosco. Faith. Super! Ona zawsze musi być w jego życiu. A jeśli jego życie ma po ślubie być także moje to znaczy, że w moim życiu też będzie Yokas. A tego nie chcę. I jest to kolejny minus bycia z Bosco - Faith Yokas. Minus, nad którym będę musiała się bardzo głęboko zastanowić, bo przecież nie chcę Faith w moim życiu i w życiu mojej córeczki, ale jednocześnie wiem, że jest to nieuniknione, jeśli chcę być z Bosco, a chcę. Naprawdę chcę. Bosco odkłada słuchwkę na stół i wyjaśnia, chociaż wcale go o to nie proszę: "Muszę być wcześniej w pracy. Będę jeździł z Faith. Ale jeśli ci to przeszkadza..." - zaczyna, ale ja tylko mu przerywam, bo nie chcę by miał potem do mnie jakieś pretensje: "Nie, nie przeszkadza. Ale jeśli mamy zdążyć to jedźmy już po ten pierścionek." Twarz Bosco momentalnie się rozpromiania. Widzę to. I cieszę się z tego...
Pół godziny później widzę w jego oczach jeszcze większą radość, gdy patrzy na moją prawą rękę, na której połyskuje zaręczynowy pierścionek. Jest śliczny. Ale za takie cudeńko Bosco też musiał nieźle zabulić, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Cieszył się jak dziecko, kiedy wybierałam pierścionek. Ciekawe co będzie przy obrączkach? Sama aż nie mogę w to uwierzyć, kiedy patrzę na serdeczny palec prawej ręki... Ja i ślub. I to jeszcze z Bosco... Aż niemożliwe. Ale cieszę się. I to chyba widać, bo idąc tak przed siebie nie mogę powstrzymać uśmiechu. Czuję się tak, jakby ten uśmiech wprost przykleił mi się do twarzy i nic nie mogę na to poradzić, ale nawet nie chcę. Nie chcę ukrywać mojego szczęścia. Niech każdy wie, jaka jestem szczęśliwa mając tego, kogo kocham - Bosco. Moje szczęście niszczy tylko trochę widok zapłakanej kobiety, mijającej mnie na ulicy. Odwracam wzrok i zdaję sobie sprawę, że to Kelly. Łapię ją za ramię i ciągnę w swoją stronę. "Kelly?" - pytam, chociaż jestem pewna, że to ona, jednak z tym rozmazanym makijażem, byle jakimi ciuchami i włosami, wyglądającymi tak, jakby właśnie strzelił w nie piorun, Kelly ani trochę nie przypomina znanej mi doskonale Kelly-perfekcjonistki i super prawniczki z najlepszej kancelarii adwokackiej w Nowym Jorku. Po prostu jest inna. I smutna. Bardzo smutna. "O, hej, Cruz. Cześć Bosco" - wita się z nami, uśmiechając się niepewnie. "Co się stało?" - pytam i odciągam ją na chwilę na bok, rzucając porozumiewawcze spojrzenie Bosco, który szybko oddala się do pobliskiego parku. "Nic" - odpowiada tylko Kelly, ale ja ani trochę jej nie wierzę. Jednak zanim zaczynam drążyć temat dalej Kelly patrzy na moją rękę. Już wiem co widzi. Pierścionek. "Zaręczyliście się?" - pyta, wskazując lekko głową w stronę Bosco, pchającego powoli wózek. Kiwam tylko głową. "Fajnie, że chociaż tobie się układa" - mówi cicho, starając się powstrzymać napływajace jej do oczu łzy. Kiepsko jej to jednak wychodzi. Nie mija pięć sekund, a już głośno zanosi się płaczem, wtulając się we mnie i szukając oparcia. "Jeff mnie rzucił!" - wyrzuciła z siebie jednym tchem, wybuchając głośnym i niekontrolowanym płaczem. "Jeszcze wczoraj mierzyłam suknię ślubną, a dziś ze mną zerwał!" - zawyła, a ja tylko pogłaskałam ją uspokajająco po głowie, kwitując zachowanie tego całego Jeffa jednym słowem - cham, po prostu cham. Jak on mógł? No jak?

***

Cruz patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Wiem, że powinienem się zgodzić, ale na samą myśl o tym, że Kelly zamieszka z nami "przez pewien czas" robi mi się słabo. "Tylko na trochę, Bosco. Przecież nie mogę zostawić jej teraz samej" - mówi, ale mnie to trochę dziwi. Przecież nic takiego się nie stało. Co z tego, że jakiś dupek z nią zerwał? No dobra, może i zrobił to na tydzień przed ślubem, ale tak szczerze to nie wiem, który facet wytrzymałby z Kelly dłużej niż miesiąc? Ten i tak długo wytrzymał. Powinna się cieszyć, a nie rozpaczać. Ale nie zamierzam mówić tego Cruz, bo pewnie by mnie zabiła, albo zerwała nasze zaręczyny. "To moja przyjaciółka" - dodaje, a ja kiwam głową, udając, że doskonale ją rozumiem. Ale nie, nie rozumiem. Nie potrafię zrozumieć i zaakceptować faktu, że przez najbliższy czas Kelly będzie obecna w naszym życiu. Będzie wiedzieć co robimy, co mówimy, może nawet co myślimy... Będzie wiedzieć wszystko! W końcu ona jest niemożliwa! "Dobra. Ale wiesz, że za nią nie przepadam..." - mruczę cicho pod nosem. "Wiem, ale postaraj się być dla niej miły, okay?" - szepcze mi do ucha i całuje delikatnie w usta. Przyciągam ją tylko mocniej do siebie, a ona oddaje mi kolejny pocałunek. Hmmm... Słodko. "A i jeszcze jedno. Może nie powinniśmy tak spieszyć się ze ślubem? Walentynki to pięka data, ale to już za miesiąc i nie wiem, czy ze wszystkim zdążymy, a poza tym Kelly..." - zaczyna, kiedy tylko oderwała się ode mnie, ale ja tylko jej przerywam: "Kelly może z nami mieszkać, ale nie przełożę z jej powodu ślubu. Nie ma mowy" - ucinam, a Cruz już wie, że nie ma sensu rozmawiać ze mną na ten temat. Ślub jest 14 lutego. W walentynki. I koniec. Cruz kiwa tylko głową i uśmiecha się w moją stronę niepewnie. Wiem jednak, że jest szczęśliwa. I ja też jestem.


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/29, 4:12 pm    Temat postu:

Nice Wink Ślub w walentyki, też fajnie. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie Wink
Pisz dalej, czekam na kolejną część, bo jest really super ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/29, 7:23 pm    Temat postu:

supcio jak zawsze Razz Cruz jako zakochana i szcześliwa mama?? super odmiana. bardzo mi sie podoba. ach ten Bosco czy on nie rozumie ze my kobiety brdzo przezywamy takie rzeczy jak zerwanie?? lepiej miec Kelly przez tydzien w domu niz miala by sie zamknac w domu z kartonem lodow i czekoladek i ogladac romanse. faceci nigdy nas nie zrozumieja Smile no i ślub w walentynki cool pomysł
czekam na więcej :* Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/01, 3:00 pm    Temat postu:

Napisałam nową część. Miało być więcej, ale zaraz muszę się zbierać na cholerne wesele, na które w ogóle nie chcę mi się iść, więc jest tyle, ile jest. Mam nadzieję, że się spodoba.





Kelly jakoś się trzyma. Jakoś. Chodzi, a właściwie wlecze się, po mieszkaniu w byle jakich ciuchach, bez przerwy je lody lub czekoladki i ogląda romanse. Kurcze. Z nią jest naprawdę źle. Myślałam, że jak wezmę ją do siebie to się jej polepszy, ale nic z tego. Odżywa tylko wtedy, kiedy pomaga mi zajmować się Angie. Wtedy jest dawną Kelly - wesołą, spontaniczną... Ale tak? W ogóle jej nie poznaję. Chyba powinnam z nią pogadać. Może ten cały Jeff to właśnie ten? Robię kawę. Podaję ją Kelly, a ona uśmiecha się do mnie z wdzięcznością. Siadam obok niej na kanapie, chcąc jakoś zacząć rozmowę, ale Bosco jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie zaczyna: "Kochanie, pomyślałem sobie, że powinniśmy wybrać jakieś zaproszenia..." Zaciskam mocno zęby byle tylko na niego nie krzyknąć. Ledwo się przed tym powstrzymuję. Mierzę go tak groźnym spojrzeniem, że Bos aż spuszcza wzrok. Uśmiecham się lekko w stronę Kelly, w której oczach zbierają się łzy wielkie niczym groch, po czym wstaję z kanapy i ciągnę Bosco za rękę do sypialni. Zamykam za nami drzwi. "Bosco, pogięło cię? Ale ty masz wyczucie czasu, cholera jasna! Zwariowałeś? Musiałeś wyskakiwać teraz z tymi zaproszeniami?" - mówię lekko podniesionym głosem. Jestem zdenerwowana. Bardzo zdenerowana. No bo jak mógł zacząć gadać o ślubnych zaproszeniach przy Kelly? No jak? Trzeba mieć nierówno pod sufitem, albo być takim idiotą jak on. "Choć raz najpierw pomyśl Bosco, a potem gadaj" - warknęłam w jego stronę, a go aż zatkało. Dobra, może nie powinnam się aż tak wściekać, ale strasznie mnie wkurzył. Kelly przeżywa istną gehennę, a ten ją jeszcze dobija. Sama wiem co to za ból, bo umierałam, kiedy Kelly trajkotała mi o swoim ślubie i Jeffie, kiedy ja i Bosco nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie chcę, by Kelly przeżywała taką mękę, jak ja. To chyba jasne, nie? Bosco nadal patrzy na mnie zszokowany moim wybuchem i wyrzutami. Chyba odjęło mu mowę, bo milczy niczym zaklęty. Ciszę jaka zapanowała w mieszkaniu przerywa tylko cichy płacz Kelly i wrzaski Angie, która do niedawna smacznie spała sobie w łóżeczku obok. Świetnie. Rzucam Bosco groźne spojrzenie: "Weź małą na spacer i bądź łaskaw nie pokazywać się tu przez najbliższe dwie godziny, okay? Może do tej pory Kelly choć trochę się uspokoi." Wychodzę z sypialni cicho zamykając za sobą drzwi. Spoglądam na Kelly i siadam obok niej na kanapie. Widzę jak rozpaczliwie chce otrzeć spadające jej po policzkach łzy, ale ja tylko ją obejmuję i głaszczę uspokajajaco po głowie. "Płacz... Płacz ile chcesz.." - mówię do niej cicho. Może to jej pomoże? Może powinna się wypłakać? Pamiętam jak ja płakałam, kiedy powiedziałam Bosco o ciąży, a on... Dobra, nie chcę o tym myśleć. W końcu teraz jest dobrze, więc po co mam wspominać złe czasy? Nie warto. Lepiej cieszyć się tym, co jest teraz. A teraz jest naprawdę dobrze. Przynajmniej tak myślę...

***

Odkąd Kelly z nami zamieszkała jest coraz gorzej. W ogóle nie poznaję Cruz. Bez przerwy się na mnie drze, nie interesuje się Angie, nie ma na nic ochoty, a już na pewno nie na seks... Jednym słowem - beznadzieja. Kiedy my ostatnio ze sobą spaliśmy? No kiedy? Nie pamiętam. Kurwa mać! Jest beznadziejnie! Kocham ją, ale jeśli tak ma wyglądać nasze życie to nie chcę tego, po prostu nie chcę! I jeszcze Kelly wcale mi niczego nie ułatwia. Bez przerwy płacze. Chociaż stara się nie rzucać w oczy to jednak trudno, żebym jej nie dostrzegał, kiedy biega po mieszkaniu w samej bieliźnie! I to jakiej! Matko Boska, aż mi staje na jej widok! Dobra, wcale nie, przesadziłem. I to mocno. Ale to nie zmienia faktu, że wkurza mnie to jak lata po całym mieszkaniu na wpół naga. Albo jak zajmuje łazienkę. Cholera jasna, chyba z godzinę tam siedzi! A najgorsze jest to, że oboje zaczynamy pracę o tej samej godzinie i to zawsze ja muszę czekać aż Kelly łaskawie odstąpi mi w końcu łazienkę. Gdybym jeszcze mógł jakoś pożytecznie i miło wykorzystać tą godzinę, którą tam spędza. Ale nie, bo Cruz albo zajmuje się małą, albo jest zbyt zmęczona na cokolwiek, a już na pewno na szybki numerek. I jak tu się nie wkurwiać? No jak? Spoglądam nerwowo na zegarek. 14:13. Świetne! Za niecałą godzinę muszę być w pracy! Walę pięścią w drzwi od łazienki: "Kelly, pospiesz się, kurwa!!!" - krzyczę, bo mam już tego serdecznie dość. Cruz rzuca mi takie spojrzenie, że gdyby mogła to by mnie nim zabiła. Kelly wychodzi z łazienki, wpadając prosto w moje ramiona. Chyba zapomniała dopiąć bluzki, bo ma całkiem niezłe cycki... Cholera, Bosco, przestań! "Sorry" - mruczy pod nosem Kelly i wyrywa się z mojego lekkiego uścisku. W biegu zakłada szpilki i zapina bluzkę. Zarzuca na siebie jakiś żakiet, czy coś w tym stylu i pospiesznie związuje włosy w luźny kok. Kurcze. Aż nie mogę oderwać od niej oczu, tak świetnie wygląda. Ma ładne nogi... Fajnie wygląda w tej spódniczce. Odwracam jednak od niej wzrok, kiedy czuję na sobie porażające spojrzenie Cruz. Ups... Chyba nie powinienem tak się na nią gapić. Wchodzę do łazienki, zamykając za sobą nie tylko drzwi, ale również ciągle kołatające mi się po głowie myśli o Kelly.

***

Bosco jakoś dziwnie się ostatnio zachowuje. Nie potrafię konkretnie określić co mam na myśli, ale wiem, że coś się zmieniło. Między nami też nie jest tak, jak dawniej. Nie wiem czemu... Dobra, może ostatnio trochę się pozmieniało przez Kelly, ale bez przesady. Nie jest tak źle. Bos powinien to zrozumieć, ale nie. Mu bez przerwy nic nie pasuje. A to Kelly łazi w samej bieliźnie, a to siedzi za długo w łazience, albo ogląda jakiś głupi serial, przez co on nie może obejrzeć meczu... Normalnie można zwariować! Właśnie dlatego wyszłam na spacer. Wolno popycham wózek. Jest styczeń, ale jak na tę porę roku to jest nawet ciepło. Nie pada śnieg, nie ma zbytniego mrozu. Mogłabym tak spacerować godzinami, ale na kogo się natykam? No na kogo? Na Faith Yokas. Podchodzi do mnie. "Cześć, Cruz" - mówi, ale to wcale nie jest radosne powitanie. "Jak tam Angie?" - pyta, zaglądając do wózka i wymachując małej przed nosem jakąś grzechotką. "Kupiłam jej misia" - mówi, wyciągając z torebki uroczego pluszka. "Bardzo ładny, dziękuję" - mówię, chociaż słowo "dziękuję" ledwo przechodzi mi przez gardło. "Idę właśnie do Bosco" - wyjaśnia mi Faith, po krótkiej chwili milczenia. "Um, zabiorę się z tobą, bo mam już dość tego łażenia" - mówię i obie cofamy się w stronę mojego bloku. "Mogę?" - pyta nieśmiało Faith, wskazując na wózek. Chwilę się waham, ale właściwie to czemu nie? "Jasne" - odpowiadam i daję jej poprowadzić małą. Uśmiechamy się do siebie niepewnie, jakby tak trochę pojednawczo. Chyba czasy naszej szczerej i wielkiej nienawiści do siebie bezpowrotnie minęły. Ale wcale nie mówię, że ją lubię. Co to, to nie. Po prostu ją toleruję. Idziemy przed siebie ramię w ramię, wymieniając co chwila parę słów. Jest dobrze...

***

Kelly sięga do stolika po chipsy, akurat w tej samej chwili, co ja. Nasze ręce przez chwilę się stykają. Ale tylko przez chwilę, bo zaraz przerażona Kelly zabiera swoją dłoń. Ja również. Teraz żadne z nas nie ma już najmniejszej ochoty na chipsy. Wpatruję się bezmyślnie w telewizor, chociaż przecież wcale nie oglądam tego idiotycznego serialu. Wolałbym obejrzeć mecz, albo jakiś ciekawy program na Animal Planet. Kelly chyba to wyczuwa, bo odzywa się cicho: "Jak chcesz to mogę przełączyć." Ja tylko macham ręką, dając jej do zrozumienia, by dała sobie spokój, bo mi i tak jest wszystko jedno. "Naprawdę mogę przełączyć" - powtarza, ale ja rzucam jej takie spojrzenie, że zaraz się zamyka. Sięgam po chipsy. I Kelly też. Nasze ręce znowu się spotykają, ale tym razem żadne z nas nie chce wziąć pierwsze ręki. Właściwie to wątpię, by mój dotyk jej przeszkadzał. W każdym razie mi nie przeszkadza jej ciepła i delikatna skóra. Nim tak naprawdę orientuję się w tym, co się dzieje jej usta są już na moich. Delikatne, słodkie, pyszne... Całuję ją niecierpliwie, niemal tak niecierpliwie jak ona rozpina moją koszulę. Wgryzam się w jej szyję, a ona cicho jęczy i chichocze, kiedy bawię się jej włosami. Ma takie ładne włosy... Jasne i takie lśniące. Piękne. Ona cała jest piękna. Jakoś nigdy dotąd nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale teraz patrzę na nią inaczej i dostrzegam, coś czego nie widziałem wcześniej. Jest niesamowita... Śmieje się głośno, kiedy oboje lądujemy na podłodze, nie mogąc oderwać od siebie ust nawet na sekundę. I pewnie jeszcze długo mógłbym ją tak całować, gdyby nie to, że w progu zobaczyłem zszokowaną Faith. Za nią stała Cruz, w której oczach zobaczyłem łzy, gniew i tą cholerną obojętność, której tak w niej nie lubię. Szybko podnoszę się z Kelly i zaczynam zapinać koszulę i spodnie, a Kelly wstaje i poprawiła włosy. Czekam na jakąkolwiek reakcję Cruz, na jej płacz, krzyk, wyrzuty, cokolwiek... A ona? Mija nas obojętnie i wchodzi do sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Faith patrzy na mnie z taką odrazą... A to spojrzenie Faith i obojętność Cruz bolą bardziej niż najmocniejszy nawet policzek...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/07/01, 3:43 pm    Temat postu:

Very Happy Very Happy Very Happy świetne... jak zawsze! Czyta sie super, choć zdecydowanie za krótko!!!
Ciekawa jestem dalszej części! Zdurniał ten Bosco czy co? Wink
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/01, 3:51 pm    Temat postu:

super część Smile czy ten Bosco nie mógł by trzymać tego swojego malego w spodniach?? co za facet jak mógł? a Kelly? jesli jest prawdziwa przyjaciolka Cruz (a raczej była) to powinna zrobic wszystko zeby Bosco tego nie zrobił, nawet jesli chciała. co ona głupia czego sie spodziewała chyba wie jakie ma ciało itp i mozna sie bylo spodziewac ze Bosco jak kazdy facet tak zareaguje. szkoda mi Cruz juz było tak pięknie a tu znów Bosco to spieprzył Evil or Very Mad
czekam na więcej bo super Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/02, 3:19 pm    Temat postu:

Ale jaja! Very Happy Końcówka jest boska Very Happy Oczywiście, spodziewałam się takiej akcji po naszym Bosco. Normalka, cały on Laughing Potrafię też sobie wyobrazić tę minę Faith Very Happy
Ta część jest zdecydowanie świetna! I czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/02, 7:03 pm    Temat postu:

Dzięki za komentarze pod poprzednią częścią ;* Asiula - cóż... Ostatnio piszę same krótkie części, zwłaszcza w tym opowiadaniu, sama nie wiem czemu, tak jakoś... Ale mam nadzieję, że nie jest tak źle :] Nie sądziłam, że poprzednia część aż tak się spodoba Wink Myślałam raczej, że dostanę baty za to, że znowu kogoś wplątuje w jakiś romans, ale wiecie - powstrzymać się nie mogę, bo lubię mieszać Laughing Daję nową część. Krótka. Ostrzegam - mogą być błędy, bo nadal jestem trochę nieprzytomna po weselu, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;P




Jak on mógł? No jak? Boże, Boże... Powiedz, że to nieprawda. To się nie stało, do cholery! Nie zrobiłby tego! Kelly by tego nie zrobiła! Jest moją przyjaciółką! Nie mogłaby tego zrobić! Nie mogłaby! Siadam na łóżku i biorę kilka głębokich wdechów starając się uspokoić i poskładać myśli. Ale to trudne. Nadal widzę ich razem, to jak się całują, a on leży na niej, a Kelly się śmieje... Mam to przed oczami i chociaż się staram nie mogę się tego obrazu pozbyć. Wiem, że gdybym nie wróciła do domu sprawy zaszłyby dalej, o wiele dalej. Ale czego ja się do cholery spodziewałam po Bosco? No czego? Przecież wiem jaki z niego dupek. W głowie mu tylko seks. Tylko na tym mu zależy, na niczym innym. Ma zaspermiony mózg, jeżeli w ogóle ma jakiś mózg, choć wątpię, bo myśli raczej fiutem niż czymkolwiek innym. Jak on mógł? Jesteśmy zaręczeni do cholery! Nie... Nie jesteśmy. Już nie. Nie możemy być, po tym co zrobił. Nie mogę mu przecież tego wybaczyć, bo już sobie wyobażam te współczujące spojrzenia znajomych, ich szepty za plecami jaka to byłam głupia, że mu wybaczyłam, bo przecież wiadomo, że Bosco zrobiłby to drugi raz i jeszcze następny. Nie mogę mu wybaczyć. Ale chcę. Naprawdę chcę nadal z nim być, nawet teraz. Ale nie mogę. Co powinnam zrobić? Spakować jego rzeczy i wyrzuić je za drzwi! Tak! Zdecydowanie to powinnam zrobić. Wstaję z łóżka i otwieram szafę. Przez chwilę patrzę na jego ciuchy. Może się waham? Tak, trochę. Ale tylko przez ułamek sekundy, bo szybko chwytam za torbę, leżącą na dnie szafy i zaczynam pakować jego rzeczy. Nie może tu zostać. Nie może. Musi odejść i zniknąć, raz na zawsze. Zniknąć nie tylko z mojego życia, ale także z życia Angie. Niech sobie nie wyobraża, że po tym co zrobił będzie miał do niej jakiekolwiek prawo! Nie!Już ja się o to postaram! Jeśli sam tego nie zrozumie i nie da mi spokoju to pójdę do sądu i niech mu ograniczy władzę rodzicielską, albo jeszcze lepiej - niech go jej pozbawi! W końcu Bosco nawet w najmniejszym stopniu nie zasłużył na Angie. Nie chciał jej, zostawił mnie, kiedy byłam w ciąży (pomińmy fakt, że mu o tej ciąży nie powiedziałam, ale to nic, to tylko nic nie znaczący szczegół). Nie powinien mieć więc nic wspólnego z MOJĄ córką! I nie będzie miał! Mogę mu to zagwarantować!!! Drań! Co on sobie myślał! No co? Idiota! Chowam do torby jego kolejną koszulę, kolejną bluzę... I jednocześnie ocieram łzy, spadające mi po policzkach.

***

Stoję w miejscu i nie mogę się ruszyć. Po prostu nie mogę. Patrzę jak Kelly wstaje, poprawia przekrzywione ciuchy, związuje włosy... Ale nic mnie to już nie obchodzi. Widzę tylko oskarżycielski i pełen pretensji wzrok Faith i czuję się podle. Jak największy cham na Ziemi. I chyba nim jestem. Chcę iść do Cruz, ale Kelly łapie mnie za ramię i mówi cicho: "Zostaw to mi." I tyle. Kiwam potakująco głową, chociaż Kelly i tak już tego nie widzi, bo idzie do sypialni. Ciekawe jak to wszystko wytłumaczy Cruz? Szczerze mówiąc to wątpię, by Ritz w ogóle chciała z nią rozmawiać. Niby takie z nich przyjaciółki... Gdyby Kelly była jej przyjaciółką nie latałaby przy mnie na wpół naga i nie robiłaby do mnie maślanych oczu. Odepchnęłaby mnie, kiedy ją pocałowałem, ale gdzie tam! To ona pierwsza mnie pocałowała. Niemal się na mnie rzuciła. I co? Ja mam się czuć winny? Ja? To jej wina, do cholery! Faith nadal na mnie patrzy. I patrzyłaby nadal, gdyby Angie nie zaczęła płakać. Chciałbym ją teraz potrzymać, wziąć na ręce, ale Fay mi nie pozwala. "Nie zbliżaj się do niej, Bosco. Przynajmniej narazie" - mówi lodowatym tonem. Prawie jej nie poznaję. Wyciąga małą i stara się uspokoić. Daje jej smoczka i lekko kołysze w ramionach, a Angie od razu się uspokaja. Zadziwiające... "Faith, daj spokój. To moja córka... Mam prawo..." - zaczynam, ale Yokas mi przerywa: "Po tym co zrobiłeś nie powinieneś mieć do niej żadnego prawa, Bos." Au... Zabolało. Jak ona może tak mówić? No jak może? To pewnie przez Freda. Słyszałem, że ją zdradził. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale słyszałem co nieco, bo na komisariacie szybko rozchodzą się plotki. Chciałbym rzucić w jej stronę jakąś zgryźliwą uwagę na ten temat, by przestała kurwa pierdolić takie głupoty, że niby nie mam prawa do własnej córki tylko dlatego, że pocałowałem inną kobietę niż jej matka, jednak w ostatniej chwili gryzę się w język. Nie chcę robić Faith przykrości, a wiem, że wypominanie zdrady Freda na pewno zrobiłoby jej przykrość, więc milczę. "Proszę cię, kurwa. Daj mi ją" - mówię nieco podniesionym głosem, a Faith aż drży z przerażenia, kiedy widzi w moich oczach złość. Ale jak mam się nie złościć, kiedy nie mogę dostać do rąk własnej córki? "Daj mi ją!" - powtarzam głośniej, a Faith posłusznie mi ją daje. Patrzy jednak na mnie uważnie, jakbym zaraz miał zrobić coś głupiego, albo jakbym nie potrafił zająć się Angie. Ale potrafię. Przecież to moja córka, mój mały aniołek... "Myślę, że powinieneś narazie stąd wyjść" - mówi cicho Faith, patrząc na mnie. "Mam ochotę na kawę. Chodź ze mną" - dodaje, a ja, chociaż nie mam najmniejszej ochoty na żadną kawę, idę posłusznie za nią, mając nadzieję, że Kelly jakoś dotrze do Cruz, bo przecież naprawdę ją kocham i chcę z nią być. I chcę być w życiu Angie...

***

Chowam do torby kolejne ciuchy i ocieram kolejne łzy, kiedy słyszę, jak ktoś wchodzi do pokoju. Nie odwracam się, bo jestem niemal pewna, że to Bosco przyszedł, by zacząć te swoje żałosne tłumaczenia. Ale nie. To nie on, bo słyszę delikatny i cichy głos Kelly: "Ritza, bardzo cię przepraszam..." - zaczyna, a ja czuję, że jeżeli zaraz nie przestanie pierdolić to ją zabiję! Wyrwę jej te kłaki, albo uduszę ją gołymi rękami za to, że kleiła się do mojego faceta! Wielka mi przyjaciółka... "Nie chciałam, by tak wyszło..." - mówi, a ja tylko prycham z pogardą i mruczę coś pod nosem, nawet nie odwracając się w jej stronę. "Przecież nic się nie stało..." Zaciskam mocno pięści na koszuli Bosco i odwracam się gwałtownie w jej stronę, powstrzymując się przed tym, by nie podejść do niej i nie uderzyć jej w twarz, by nie rozciąć jej wargi; wargi, którą jeszcze pięć minut temu całował Bosco - MÓJ narzeczony! "Nic się nie stało?! To jest dla ciebie nic?! Pierdolisz się z moim facetem i to jest dla ciebie nic?!" - wrzeszczę na nią, z trudem powstrzymując napływające mi do oczu łzy. Mam nadzieję, że ich nie widzi. Nie chcę, by wiedziała jak bardzo mnie tym wszystkim skrzywdziła, chociaż pewnie i tak wie, bo za dobrze mnie zna. Znamy się niemal od dziecka, zawsze wszystko robiłyśmy razem, wszystko, nie było dnia byśmy się nie widziały... A teraz? Teraz dowiaduje się, że ta wspaniała przyjaciółka, jaką Kelly bez wątpienia dla mnie była, zdradziła mnie w najbardziej perfidny ze wszystkich możliwych sposobów - omal nie przespała się z moim facetem, z facetem, na którym bardzo mi zależy i którego kocham najmocniej na świecie! "Nie spaliśmy ze sobą, Cruz" - mówi Kelly, a ja krzyczę na nią, jeszcze głośniej niż wcześniej: "Tylko dlatego, że wam przeszkodziłam! Kurwa, Kelly! Jak mogłaś?!" - drę się na nią, nie mogąc się powstrzymać. "Jesteś... Byłaś, moją najlepszą przyjaciółką! Ufałam ci! Byłaś dla mnie jak siostra! Przyjęłam cię pod swój dach, a ty co? Lepisz się do Bosco i jeszcze śmiesz tu przychodzić i mówić, że to nic? Może dla ciebie to nic! Ale dla mnie to koniec!" - wykrzykuję swój żal, ból i w ogóle wszystko. Muszę się tego z siebie pozbyć, muszę to z siebie wyrzucić. Muszę! "Jesteśmy przyjaciółkami..." - mówi cicho Kelly, powstrzymując napływające jej do oczu łzy. "Byłyśmy!" - poprawiam ją gwałtownie, zanim zdąży powiedzieć coś jeszce. "Przyjaciółki nie robią sobie takich numerów!" - dodaję i bez jakichkolwiek emocji patrzę na Kelly, a po jej policzkach spadają łzy wielkie niczym groch. Żal mi jej... Nie chciałam jej krzywdzić. Ale to ona mnie skrzywdziła. Ona. To jej wina. Jej. "Odejdź stąd. Zabierz swoje rzeczy i nie pokazuj mi się więcej na oczy" - mówię stanowczo. "Ritz..." - szepcze cicho, ale ja tylko ucinam ostro: "Precz." Kelly cofa się więc do drzwi i wychodzi rzucając jeszcze przez ramię krótkie: "Przepraszam." Jakby to miało cokolwiek zmienić... Po chwili jestem już sama w pokoju i wracam do pakowania ciuchów Bosco, choć po policzkach nadal spadają mi łzy...

***

Idę do domu. Ale jakiego domu? Mam iść do Cruz? Tak. Instynktownie, z przyzwyczajenia, kieruję się w stronę mieszkania Cruz. Nie wyobrażam sobie innego domu. W końcu tam właśnie jest Cruz i powinna być Angie. Ale dziś jej nie będzie. Faith powiedziała, że zajmie się małą i że zostanie na razie u niej. Nie miałem nic do gadania, a nie chciałem się kłócić. Już i tak chyba przegiąłem, kiedy zacząłem zwalać całą winę za to, co się dziś stało na Cruz. Że to jej wina, że nie powinna sprowadzać do nas Kelly, że nie kochaliśmy się chyba od tygodnia, jak nie dłużej i jak niby miałem się nie wkurwiać i nie skorzystać z okazji, kiedy Kelly sama się do mnie lepiła? Wiem, że to idiotyczne tłumaczenie. Wiedziałem to już w momencie, kiedy Faith patrzyła na mnie jak na skończonego idiotę, kiedy jej to mówiłem. I wiem, że jestem idiotą, myśląc w ten sposób i szukając dla siebie kretyńskich usprawiedliwień. Ale nie potrafię inaczej. Bo sama myśl, że w ogóle pomyślałem o innej kobiecie niż Cruz nie mieści mi się w głowie. Przecież ją kocham... I to właśnie chcę jej powiedzieć, kiedy znajduję się przed jej drzwiami. Dzwonię. Widzę, że Cruz obserwuje mnie przez wizjer i pewnie zastanawia się czy ma mnie wpuścić. Żałuję, że nie kupiłem po dordze jakiegoś kwiata czy czegoś, ale wątpię, żeby to cokolwiek dało... Po chwili, która dłużyła mi się, jakby były to wieki, Cruz uchyla drzwi, jednak nie wpuszcza mnie do środka. Podaje mi przez drzwi torbę, wypełnioną po brzegi moimi ciuchami i czeka aż ją wezmę. Biorę. "Cruz..." - zaczynam, jednak ona zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. To bolało. Bardzo. W pierwszej chwili chcę znowu do niej zadzwonić, ale szybko zdaję sobie sprawę z tego, że to kiepski pomysł. Chcę już iść, kiedy przypominam sobie o kluczu, który mam w kieszeni. Wyciągam go i przez chwilę na niego patrzę. Nie chcę go zostawiać, ale wiem, że muszę. Chowam go pod wycieraczkę tak, by wystawał spod niej breloczek, przyczepiony do kluczy. Wzdycham ciężko i wychodzę z jej bloku. Idę wolno w stronę domu mamy, który znajduje się kilka przecznic stąd. Nie wiem dokąd mógłbym iść, ale dom mamy wydaje mi się najodpowiedniejszym miejscem, chociaż wcale nie chcę słuchać jej oskarżeń i narzekań, że znowu coś spieprzyłem między mną a Cruz. I rzeczywiście - od samego progu, kiedy tylko pojawiłem się w jej drzwiach z torbą w dłoniach, mama zaczęła swój wielki, niekończący się wykład na temat tego, jakim to jestem złym ojcem i mężem (którym przecież wcale jeszcze nie jestem i raczej nie będę, po tym co się stało...). Jednak szybko skończyła, widząc autentyczny żal i smutek w moich oczach. I dobrze, bo więcej bym chyba nie zniósł. Wpuszcza mnie do środka i uśmiecha się do mnie niepewnie, jakby chciała dodać mi otuchy. Wiem, że mimo wszystko mogę na nią liczyć, bo to w końcu moja matka. I dobrze, bo jakiekolwiek wsparcie przyda mi się teraz i to bardzo, bo coś czuję, że Cruz wcale tak szybko nie przejdzie. I boję się, że zabroni mi widywać się z Angie. A na to nie mogę pozwolić, bo to przecież moja córka. Cruz nie mogłaby nas rozdzielić, prawda? Nie mogłaby. Nie zrobiłaby tego! I nie zrobi. Nie pozwolę jej na to...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/02, 7:45 pm    Temat postu:

Cruz napisał:

W głowie mu tylko seks. Tylko na tym mu zależy, na niczym innym. Ma zaspermiony mózg, jeżeli w ogóle ma jakiś mózg, choć wątpię, bo myśli raczej fiutem niż czymkolwiek innym.


Ugh! I w tym momencie, gdy to czytałam na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
Bosco - typowy samiec. I na dodatek bezczelny. A Kelly? Oboje są siebie warci! Szlag by mnie trafił z takim facetem i Cruz dobrze zrobiła, wypierdzielając go z domu. Nie wiem, czy Angie chciała mieć takiego ojca. Nie mówię tu, że Bosco jest złym ojcem, bo stara się i to widać, ale kurczę...
Przynajmniej ja nie chciałabym mieć ojca, a moja matka męża, który chwyta pierwszą lepszą okazję, żeby z kimś się przespać. O nie, dziękuje, ja wysiadam. Oni wszyscy są tacy sami - oni czyli faceci. Ok, wiadomo - wyjątej potwierdza regułe Wink

Dobija mnie fakt, że twój fick jest cholernie podobny do rzeczywistości. Ale nie, nie! Jest świetny! Po prostu taki, no... Prawdziwy Wink
Wiem, że się rozpisałam, ale musiałąm napisać co mi leży na sercu po przeczytaniu Twojego dzieła.
Genialna robota i TY o tym wiesz, Cruz. You know that.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/07/02, 9:04 pm    Temat postu:

Cruz napisał:
Asiula - cóż... Ostatnio piszę same krótkie części, zwłaszcza w tym opowiadaniu, sama nie wiem czemu, tak jakoś... Ale mam nadzieję, że nie jest tak źle :]
oczywiście ze nie jest źle, jest bardzo dobrze...wręcz świetnie. A z tym ze są krótkie to chodziło mi o to ze ja mogłabym je czytać i czytać i cholernie jestem ciekawa co będzie w kolejnej części.
Podobnie jak wyżej, super cześć bardzo mi się podoba i czekam z niecierpliwością na kolejne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin