Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 JEDNA NOC by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/02, 11:22 pm    Temat postu:

Scully napisał:
Cruz napisał:

W głowie mu tylko seks. Tylko na tym mu zależy, na niczym innym. Ma zaspermiony mózg, jeżeli w ogóle ma jakiś mózg, choć wątpię, bo myśli raczej fiutem niż czymkolwiek innym.


Ugh! I w tym momencie, gdy to czytałam na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
Bosco - typowy samiec. I na dodatek bezczelny. A Kelly? Oboje są siebie warci!


zgadzam sie Scu w 100%.

a ta Kelly jeszcze beszczelnie " nic sie nie stało" co ona sobie mysli? Kurwa glupia. podrywa Bosca a puznie jeszcze ma czelnosc mowic ze sa przyjaciulkami. ja na miejscu Cruz nie wachałabym sie i dalabym jej w ryj i tyle Twisted Evil

podoba mi sie tez postawa Yokas w tej częsci. mimo iz nie przepadaja z Cruz za soba to potrafi spojrzec trzeźwo na sprawe. a Cruz to w ogole wie ze Feith zabrala mała ? Very Happy

bardzo mi sie podoba i czekam na wiecej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/02, 11:32 pm    Temat postu:

Na pewno wie Wink Przecież by dziecka nie uprowadziła Very Happy Chociaż, któż to wie Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/02, 11:40 pm    Temat postu:

nie no bo jakos umknął mi ten moment co sie dzieje z mala od momentu jak zaczyna plakac i Feit pozniej mowi do Bosca zeby poszli na kawe. i nic o dziecku a pózniej Bosco mowi ze jest u feith Very Happy ale ok czepiam sie nie Rolling Eyes sorry
ide juz spac bo pozno papa :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/03, 6:34 pm    Temat postu:

Napisałam nową część, bo ostatnio mam przypływ weny, przynajmniej do tego opowiadania. Chyba wyszła nawet trochę dłuższa, jak na mnie Wink Mam nadzieję, że się spodoba Very Happy I czekam na komentarze.







"Hej" - mówię, kiedy Faith otwiera mi drzwi. Patrzę na nią, jak trzyma Angie w ramionach i karmi ją z butelki. Stęskniłam się za małą, chociaż w końcu mogłam się wyspać. Potrzebowałam trochę odpoczynku i spokoju, a trudno o to, kiedy ma się małe dziecko. Faith chyba wyczuwa, jak bardzo tęskniłam za córką, bo szybko oddaje mi Angie. "Cześć, wejdź" - mówi, a ja wchodzę do środka. Czuję się trochę głupio, w końcu nigdy się nie lubiłyśmy, ale jak przyszło co do czego to jednak mi pomogła. I chyba powinnam jej podziękować. I robię to. "Diękuję" - mówię cicho, patrząc na nią z wdzięcznością. "Żaden problem" - mówi i uśmiecha się w moją stronę. Stawia przede mną kubek z gorącą herbatą. Tak, herbata dobrze mi zrobi. Jest zimno na dworzu, jakieś -15 stopni, a ja jeszcze dzisiaj nic nie piłam, ani nawet nie jadłam. Faith chyba się tego domyśla, bo proponuje: "Chcesz coś zjeść?" Kiwam jednak przecząco głową, nie chcąc nadużywać jej gościnności, bo czuję się strasznie niezręcznie. Faith jednak nalega i podaje mi świeżo upieczonego tosta. "Bosco był wczoraj u mnie. I dzisiaj też" - mówi, kiedy zaczynam jeść. Udaję, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia, jednak jasne jest, że mnie to ruszyło. I Faith o tym wie. "On naprawdę tego żałuje, Cruz" - mówi, a ja gestem dłoni każę przestać jej cokolwiek mówić na ten temat. Ona jednak nie przestaje, kompletnie mnie ignorując. "Pogadaj z nim. Jeśli za nim tęsknisz to może powinnaś..." - zaczyna, ale ja tylko jej przerywam, zdecydowanym tonem: "Wcale za nim nie tęsknię." Wiem jednak, że jest inaczej i Yokas też wie, bo moje słowa nie zabrzmiały ani trochę przekonująco. Ale jak mogły być przekonujące, skoro ja sama nie jestem przekonana do tego co mówię? Tęsknię za Bosco. Bardzo tęsknię. Właściwie to brakuje mi go non stop, przez każdą godzinę, minutę, sekundę, jaką spędzam bez niego. A przecież nie powinno mi go brakować. Powinnam o nim zapomnieć i wybić go sobie raz na zawsze z głowy, tak jak miałam to zamiar zrobić już nie raz, ale setki razy. Nigdy jednak nic z tego nie wychodziło, bo zawsze, ale to zawsze, do niego wracałam, choćby w pracy. Nigdy nie potrafiliśmy się tak po prostu rozstać. I wiem, że teraz też nie będzie to łatwe...

***

Właśnie zbieram się do wyjścia z komisariatu, bo jest po odprawie i muszę zacząć patrol, kiedy widzę jak na komendę wchodzi Cruz z Angie na rękach. Obok niej stoi Faith, co wygląda dla mnie, i zapewne także dla innych, co najmniej dziwnie. W końcu nigdy się nie lubiły, a teraz wyglądają jak dwie najlepsze przyjaciółki... No może trochę przesadzam z tymi przyjaciółkami, ale cóż... Po prostu dziwi mnie ich widok razem. Zatrzymuję się w pół kroku, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że Cruz najwyraźniej przyszła do mnie. Zresztą wcale się temu nie dziwię, bo do kogo innego miałaby przyjść? Ona jednak rozsyła promienne uśmiechy kilku znajomym policjantom, tak jakby dawała mi do zrozumienia, że nie ja jestem tu dla niej najważniejszy. A mnie zazdrość zżera ze świadomością, że nigdy nie uśmiechała się w taki sposób do mnie. A kiedy widzi Dade`a uśmiecha się jeszcze szerzej, na co on również odpowiada uśmiechem od ucha do ucha. "Cześć, Cruz" - wita się z nią, ku mojemu zdziwieniu i zdziwieniu innych, cmokając ją delikatnie w policzek i obejmując w pasie. Aż mnie zatyka, kiedy tak na nich patrzę. "Dawno cię nie widziałem. Jak się masz?" - pyta, a ona tylko uśmiecha się i standardowo odpowiada: "Świetnie." Nie spodziewałem się po niej innej odpowiedzi, bo w końcu Cruz nie należy do osób, które dzielą się z innymi swoimi troskami i zmartwieniami i nie pokazują po sobie uczuć, no może poza złością, gniewem i wściekłością. "Boscorelli, co ty tu jeszcze robisz do cholery! Ruszaj się! Robota czeka!" - pogania mnie Swersky, jednak kiedy widzi Cruz, trzymającą małą na rękach automatycznie się uspokaja i przestaje marudzić. "O, pani sierżant. Witam. Co słychać?" - zagaduje do niej, biorąc od niej Angie. Cruz uśmiecha się do niego, kiedy widzi jak wspaniale zajmuje się małą. Swersky musi lubić dzieci. A przynajmniej takie sprawia wrażenie. Ma do nich podejście. "Wszystko dobrze, poruczniku. Przyszłam pogadać z Bosco" - mówi, patrząc na mnie. "A tak jasne, nie spieszcie się" - mówi, wymahując Angie przed oczami jakąś grzechotką, czy misiem. Wiem, że Swersky naprawdę lubi Angie i Cruz nie boi się jej z nim zostawić w przeciwieństwie do tego, jak bardzo bała się zostawić małą z Mikey`em. "Mój gabinet nadal jest wolny?" - pyta szefa, ciągnąc mnie za rękę w stronę jej gabinetu. "Tak, tak. Czeka na ciebie" - odpowiada Swersky, szczerząc zęby w uśmiechu, jednak bardziej uśmiecha się do Angie, niż do nas. Nim się orientuję już jestem w środku, sam na sam z Cruz. Zastanawiam się przez moment, co mam powiedzieć. Układałem sobie w myślach, co jej powiem, kiedy ją spotkam, przez całą noc, ale teraz mam w głowie totalną pustkę i nie wiem od czego zacząć. Może od przepraszam? Nie, to zabrzmiałoby bardzo banalnie. Nim zdążyłem się odezwać, Cruz zdejmuje z palca pierścionek zaręczynowy i podaje mi go, czekając aż go wezmę. "Chyba powinnam ci to oddać" - mówi lodowatym tonem, a jeśli miałem jakiekolwiek nadzieje na to, że się dogadamy to rozpraszają się one w oka mgnieniu w chwili, w której Cruz to powiedziała. Przez chwilę milczę, po czym mówię cicho: "Jest twój, Cruz. Kupiłem go dla ciebie. Jeśli go nie chcesz, możesz wyrzucić, ale nie wezmę go z powrotem." Cruz patrzy na mnie przez chwilę, po czym przyciska pierścionek do piersi, jakby chciała go zachować przy sobie na zawsze. Więc czemu tego nie zrobi? Czemu go nie zachowa? Czy musi to niszczyć? Dobra, przyznaję. To ja to zniszczyłem, ale nie chciałem. Żałuję. To za mało? Chcę coś powiedzieć, ale Cruz jakby o tym wiedziała, bo gestem dłoni każe mi milczeć i dodaje: "Nic nie mów, Bosco." A ja milczę...

***

"Nic nie mów, Bosco" - uprzedzam go, zanim zdąży coś powiedzieć. Nie chcę go słuchać, bo wiem, że jeśli teraz by się odezwał, przeprosił mnie, nie wiem, zrobił cokolwiek, to pewnie bym mu wybaczyła. A przecież tak naprawdę to nie mogę tego zrobić, nawet gdybym chciała. To nie było by już to samo. Myślałam o tym. Nie mogłabym mu ponownie zaufać. Pytanie tylko: czy kiedykolwiek mu ufałam? Nie wiem... Ale wiem, że teraz nie ma na to nawet najmniejszych szans. Patrzę na niego przez chwilę i, nim tak naprawdę zorientowałam się w tym co chcę zrobić, przycisnęłam moje wargi do jego ust. Szybko je jednak oderwałam, kiedy chciał przedłużyć pocałunek. Na to nie mogłam mu pozwolić, bo wiem, że pewnie odpłynęłabym w jego ramionach, tak jak nie raz już to zrobiłam. Oderwałam się od niego gwałtownie i nawet na niego nie patrząc wyszłam pospiesznie z gabinetu.

***

Podchodzę niechętnie do drzwi, myśląc, że pewnie to, ktoś do mamy albo Mikey`a. Bo ja nikogo się nie spodziewam. Pół godziny temu była u mnie Faith, a tylko ona mogłaby w miarę normalnie się do mnie odnosić, bo dla całej reszty posterunku, odkąd tylko dowiedzieli się o tym, co zrobiłem, jestem po prostu skończonym dupkiem. Zwłaszcza dla Monroe i Dade`a. Wiem, że Dade zawsze będzie po stronie Cruz, więc do niego nie mam pretensji, ale zawiodłem się na Sashy. W końcu była moją partnerką, a teraz? Teraz odwróciła się ode mnie, nie słuchając nawet mojej wersji wydarzeń, ani moich tłumaczeń. Jakąkolwiek dyskusję, którą chciałem zacząć zbyła tylko krótkim, ale jakże dla mnie bolesnym pytaniem bez odpowiedzi: "To zdrajca może mieć swoją wersję?" Kiedy to powiedziała, tym chłodnym i pozbawionym jakichkolwiek emocji tonem, poczułem się, jak największy dupek na świecie. Zresztą nie po raz pierwszy. Każdy daje mi odczuć, że naprawdę jestem dupkiem. I sam zaczynam w to powoli wierzyć. Otwieram drzwi, nawet nie patrząc przez wizjer, bo po co? Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stoi Kelly, a ja na jej widok mam ochotę zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Nie robię tego jednak, tylko wychodzę na werandę czekając na to, co powie. A ona nie lubi owijać w bawełnę, więc od razu przechodzi do rzeczy, mówiąc: "Czuję się podle, Bosco." Tak? Naprawdę? Nie do wiary... Omal nie przespała się z facetem swojej rzekomo najlepszej przyjaciółki, więc jak może nie czuć się podle? No jak? Szczerze mówiąc, to powinna się czuć jak największa szmata na Ziemi. Nie mówię jednak tego na głos, bo wiem, że bardzo bym ją tym zranił, a ostatnio zraniłem wiele osób i nie chce mieć następnej do kolekcji. "Może nie powinnam..." - zaczyna, zapewne chcąc się jakoś wytłumaczyć. Ja jednak jej przerywam, bo z bólem muszę przyznać, że to jednak ja zawaliłem, a nie ona. "To nie twoja wina, Kelly. Ja spieprzyłem. I to na całej lini" - mówię, a ona patrzy na mnie ze współczuciem, ale też z wdzięcznością, za to, że zdjąłem z niej chociaż część odpowiedzialności, za to co się stało. "Może powinieneś z nią pogadać, powiedzieć jej to... Ja się starałm, ale nie wyszło... Nie chciała mnie słuchać..." - zaczyna cicho łkać, a ja staram się ją jakoś uspokoić, bo strasznie nie lubię, jak ktokolwiek przy mnie płacze, bo nie wiem, jak mam się wtedy zachować. W tym wypadku nie waham się ani chwili, bo wiem, że gdybym niczego nie zrobił czułbym się jeszcze gorzej niż teraz. Przytulam ją delikatnie, a ona tylko mocno się we mnie wtula. Nadal jednak nie przestaje płakać. Przez chwilę myślę, że może naprawdę ona i Cruz są takimi wspaniałymi przyjaciółkami, że nie mogą bez siebie żyć i strasznie żal mi Kelly, jednak kiedy ona niepewnie podnosi na mnie wzrok i całuje mnie delikatnie w usta, szybko odrzucam od siebie tę myśl. No bo gdyby Kelly była prawdziwą przyjaciółką Cruz chyba nie lepiłaby się do mnie, co? Po co ona mnie teraz na Boga całuje? Nie wiem jak się zachować. Przecież jej od siebie nie odrzucę, bo pewnie poczułbym się podle. Ale teraz też czuję się podle, kiedy Kelly wcale nie przestaje mnie całować. Cholera, jasna! To takie trudne. Odsuwam ją od siebie najdelikatniej jak tylko potrafię, chociaż odrobinę za daleko niż zamierzałem. Patrzy na mnie zszokowana, ze łzami w oczach. Kurwa, nie patrz tak! Co ja niby mam robić? "Kelly..." - zaczynam, ale ona tylko odwraca się na pięcie i zbiega ze schodów. Patrzę za nią niezdolny do tego, by zatrzymać ją w jakikolwiek sposób; nie zdolny do tego, by zawołać ją, by się zatrzymała; po prostu za nią patrzę... A ona biegnie ulicą prosto przed siebie, nie zważając na to, że jest okropnie zimno i pada śnieg, a ona ma na sobie tylko cienką bluzeczkę i jest cała przemoczona przez deszcz, który spada z nieba razem z wielkimi płatkami śniegu. Nie wiem, co mam robić. Nie chcę jej zatrzymywać, bo to byłoby nie w porządku w stosunku do Cruz. Ale z drugiej strony teraz zachowuje się nie w porządku w stosunku do Kelly. I co ja mam niby zrobić? Nie wiem. Zresztą Kelly i tak znikła już z mojego pola widzenia. Wracam więc do domu, kompletnie nie wiedząc, co mam na ten temat myśleć...

***

Otwieram drzwi i ani trochę nie jestem zaskoczona widokiem Bosco na progu mojego mieszkania. W pierwszej chwili mam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, albo przeciwnie - rzucić mu się na szyję - jednak nie robię tego. Mierzę go uważnym spojrzeniem i dopiero teraz dostrzegam, że jest przemoczony do suchej nitki. W końcu na dowrze leje jak z cebra... Uchylam mu drzwi i wpuszczam go do środka, czym zapewne go zaskakuję. Sama siebie zaskakuję. "Czego chcesz?" - pytam, rzucając w jego stronę ręcznik. "Refleks, Bosco" - pouczam go, kiedy Bos podnosi ręcznik z podłogi, bo nie zdążył go złapać. Patrzę na niego, jak bezradnie trzyma ten cholerny ręcznik w dłoniach, jakby nie wiedział, co ma z nim zrobić. Nagle robi mi się go strasznie żal, kiedy tak na niego patrzę, jak jest cały przemoczony. Podchodzę do niego i gwałtownym ruchem zabieram od niego ręcznik. Równie gwałtownym ruchem zaczynam wycierać mu mokre od deszczu i śniegu włosy. Na mojej twarzy mimowolnie pojawia się lekki uśmiech, kiedy tak na niego patrzę, kompletnie bezbronnego i takiego niepewnego, jak jeszcze nigdy. "Cruz, ja... chciałem ci powiedzieć jak bardzo mi przykro..." - zaczyna, ale ja tylko kiwam głową lekceważąco, jakby nic mnie to nie obchodziło. W rzeczywistości jednak obchodzi mnie i to bardzo i koduję w głowie każde wypowiedziane przez niego słowo. Rozpinam jego przemoczoną koszulę i rzucam ją na kanapę. Bosco patrzy na mnie totalnie zaskoczony, jednak ja wyjaśniam obojętnym tonem: "Musisz zdjąć te przemoczone ciuchy, bo się przeziębisz." Dotykam jego mokrego ciała i aż przebiega mnie przyjemny dreszcz. Uwielbiam jego ciało... Jego skórę... Jego mięśnie... Zaczyna trochę kręcić mi się w głowie, kiedy tak o nim myślę... Czuję przyjemne mrowienie w żołądku, kiedy rozpinam rozporek u jego spodni. "Przepraszam cię, naprawdę cię przepraszam. Nie wiem, co się ze mną wtedy działo, ale spieprzyłem sprawę i przepraszam..." - mówi, a ja po raz kolejny łapię się na tym, że mu wierzę i jestem w stanie mu wybaczyć. "Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro" - kontynuje, ale ja mu przerywam zdecydowanym tonem: "Wiem." Bosco milczy przez chwilę i patrzy na mnie, jak rozpaczliwie staram się opanować drżenie rąk, kiedy powoli zdejmuje mu spodnie. "Ale nie wiesz, jak bardzo cię kocham" - mówi, a tym razem to ja milczę, bo aż mnie zatkało. Boże, powiedział, że mnie kocha! Chyba po raz pierwszy usłyszałam z jego ust słowo "kocham", a już na pewno wypowiedziane z takim przekonaniem i stanowczością, a zarazem delikatnością, jak teraz. I wiem, że mówi prawdę. I tak naprawdę to czekałam tylko na te słowa. I na nic innego, bo to mi wystarczy. Wystarczy, by mu wybaczyć. Nim orientuję się w tym, co robię zaczynamy całować się jak szaleni, tak gwałtownie i tak namiętnie, jak jeszcze nigdy; tak jakbym chciała przelać na niego całą moją złość, zazdrość i gniew, za to co zrobił, a jednocześnie dać mu do zrozumienia to, jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo go kocham. Chociaż on i tak o tym wie, po prostu wie. Oboje wiemy...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/07/04, 1:36 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/03, 6:50 pm    Temat postu:

I happy end Wink To musiało się tak skończyć, przynajmniej ta cześć ficka. Słodko Wink
Super, super no jak zawsze z resztą! I chcę więcej ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/03, 7:36 pm    Temat postu:

Super fajnie sie konczy. ciesze sie ze sie pogodzili Very Happy a ta Kelly szkoda gadać. Dobrze ze Feith umie sie zachować i przejsc obojetnie obok nienawisci do Cruz i jak trzeba to wyciagnac pomocna dlon

a Swersky bawiacy sie z Angge wymiata Razz

czekam na wiecej jak zawsze Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/05, 2:20 pm    Temat postu:

Dziś napisałam bardzo krótką część tego opowiadania, a to dlatego, że chcę jeszcze coś dopisać do innego, a nie mam za wiele czasu, bo niedługo wychodzę, więc... Jest tyle, ile jest. Mam nadzieję, że choć troszkę się spodoba.




Wsłuchuję się w jej rytmiczny, spokojny oddech. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko mi wybaczyła. Właściwie to nie sądziłem, że tak szybko to zrobi, czy kiedykolwiek to zrobi. Nie myślałem, że wystarczą tylko te dwa proste słowa "kocham" i "przepraszam". W sumie wypowiedzenie ich to żaden problem i dziwię się, że wcześniej tego nie zrobiłem. W końcu już nie raz popełniłem masę błędów i wiele razy powinienem przeprosić Cruz za to, co zrobiłem. Powinienem jej też powiedzieć, że ją kocham wcześniej, a nie dopiero teraz. W końcu przecież ją kocham. I to od dawna. Więc czemu nie powiedziałem jej tego wcześniej? Może gdybym to powiedział nie doszłoby do tego wszystkiego? Gwałtowny i głośny dźwięk budzika sprawia, że aż podskakuję na łóżku, a Cruz się budzi. Szukam ręką tego cholernego budzika, by go wyłączyć, ale ku mojemu zdziwieniu to nie ja go wyłączam, tylko Cruz, bo budzik stoi po jej stronie łóżka. I chyba doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zadzwoni i ją obudzi, bo Cruz tylko przeciąga się leniwie na łóżku i wtula się we mnie mocniej, stwierdzając cicho: "Pora wstawać." Taaa... Może dla mnie jest pora, ale nie dla niej. W końcu po co ma wstawać, kiedy Angie jeszcze śpi? Przecież tak naprawdę to Cruz nie musi robić nic poza zajmowaniem się małą. To ja mam pracę, nie ona, więc kompletnie nic nie rozumiem, kiedy Cruz narzuca na siebie szlafrok. "Zrobić ci kawy?" - pyta, podchodząc do drzwi i spoglądając w moją stronę. Kiwam tylko głową, bo nie jestem w stanie nic powiedzieć. Coś mi tu nie pasuje... Zwłaszcza wtedy, kiedy piętnaście minut później Cruz zjawia się w sypialni z kubkiem kawy w ręku. Biorę łyk kawy i odstawiam kubek na nocny stolik. Całuję ją mocno w usta, po czym pytam, bo nie mogę się powstrzymać: "Powinienem o czymś wiedzieć?" Cruz patrzy na mnie przez chwilę. Odpowiada cicho po krótkiej chwili milczenia: "Wracam do pracy." Uśmiecha się wesoło, od ucha do ucha, jakby właśnie wygrała los na loterii, a mnie zatyka. Kompletnie. Zanim zdążam ugryźć się w język pytam gwałtownie: "Jak to wracasz do pracy?" Nawet nie próbuję ukryć mojego niezadowolenia, co strasznie nie podoba się Cruz, bo patrzy na mnie, marszcząc czoło. "Normalnie" - odpowiada, jednak jakby z wahaniem. Chyba zauważyła, że absolutnie nie podoba mi się ten pomysł. Ale co w tym dziwnego? Mamy dziecko i to jemu Cruz powinna poświęcać swoją uwagę, a nie robocie, jeszcze do tego tak niebezpiecznej. Przecież coś może się jej stać. I co wtedy? Co z Angie? "No co?" - pyta, patrząc na mnie uważnie. Całuje mnie delikatnie w usta, ale ja ją od siebie odsuwam, tak samo jak wczoraj odsunąłem od siebie Kelly. Kelly... To dziwne, że w ogóle o niej myślę, zwłaszcza teraz. Muszę przestać. "Jak to co, Cruz?" - pytam gwałtownie, prawie krzyczę, chociaż wiem, że nie powinienem i do tego wcale nie oczekuję od niej odpowiedzi. "Nie uważasz, że powinnaś mi o tym powiedzieć?" Teraz to Cruz się ode mnie odsuwa. "Mówię ci to teraz" - mówi cicho, wstając z łóżka. Ja jednak nie pozwalam jej odejść. Łapię ją za rękę i przyciągam z powrotem do siebie. Patrzę na nią uważnie. "Wcześniej... Powinnaś mi powiedzieć wcześniej. Albo chociaż spytać, co ja o tym myślę!" - podnoszę lekko głos, bo nie mogę już wytrzymać. Wszystko się we mnie gotuje. Jak ona może sama podejmować taką decyzję? Przecież to nie tylko jej życie, ale także życie moje i Angie. "A co myślisz?" - pyta cicho, lekko drżącym głosem. "To chyba nie ma dla ciebie znaczenia!" - krzyczę. Zrywam się z łóżka i zaczynam się ubierać. "Pewnie, że ma, Bosco..." - zaczyna, dotykając mojego ramienia. Ja jednak strącam gwałtownie jej rękę. Co ona sobie myśli? "Bosco!" - niemal krzyczy za mną, kiedy idę do drzwi. Podchodzi do mnie i odwraca mnie w swoją stronę, tak, żebym na nią spojrzał. Tylko, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Wyrywam się z jej lekkiego uścisku i wybiegam z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.

***

Wyszedł. Nie, nie wyszedł. Wybiegł. Był wściekły. Ale o co? O to, że chcę wrócić do pracy? Przecież nie mogę non stop siedzieć w domu! Mam już tego powoli dość, bo ile tak można? Każdy mój dzień wygląda tak samo - wstaję, jem śniadanie, zajmuję się Angie, a kiedy mała śpi to oglądam telewizję albo czytam książkę, a potem wychodzę z małą na spacer, robię obiad, potem kolację, żeby Bosco mógł ją ze mną zjeść, potem idę do łóżka, gdzie wiadomo... Bosco jest najważniejszy, jak zawsze. Ja schodzę na drugi plan. I tyle. Tak jest codziennie. Jak można nie zwariować? Przecież tego się nie da na dłuższą metę wytrzymać! I Angie się obudziła. Super! Po co Bosco tak krzyczał? Co ja takiego zrobiłam? No co? Chcę tylko, by coś się dla mnie zmieniło, zmieniło na lepsze, co to dla niego za różnica? Dla mnie ogromna i powinien to zaakceptować. Ale nie. Bo przecież zawsze musi być na jego! Biorę małą na ręce i leciutko kołyszę ją w ramionach. Idę do kuchni i otwieram lodówkę. Muszę przygotować małej mleko. Nie jest to łatwe, kiedy w jednej ręce ją trzymam, ale dam radę. Zawsze daję, bo teraz nie ma Bosco i sama muszę sobie z tym poradzić. Jak zwykle. I tak to właśnie zawsze wygląda... Zawsze jestem sama. Odkąd urodziłam małą praktycznie odcięłam się od ludzi, jest Bosco i tylko on. A ja tak dłużej nie mogę. Potrzebuję czegoś nowego. Jak Bosco tego nie rozumie to jego problem. Może nie powinniśmy być razem, jeśli mu to nie pasuje? W końcu powinien chcieć mojego szczęścia, a z tego jak się zachowuje wynika, że mało go obchodzę. No może poza sypialnią, jak zwykle. Mam już tego dość. Otwieram drzwi mieszkania, w których stoi Rose. Dobrze, że na nią mogę liczyć. Zgodziła sie zaopiekować się Angie, kiedy jej powiedziałam, że chcę wrócić do pracy. Zrozumiała mnie i poparła. Aż dziwne, że jej syn nie może tego zrobić. "Cześć" - wita się ze mną i od razu zabiera ode mnie małą, jednocześnie lekko mnie przytulając. "Gdzie mój syn?" - pyta, ale chyba się domyśla, bo jej ton jest bardzo ostry, tak jakby miała zaraz zabić Bosco na miejscu. Zwlekam z odpowiedzią, bo niby co mam powiedzieć? Rose patrzy jednak na mnie wyczekująco. "Wyszedł" - mówię więc tylko i idę do sypialni, by wziąć jakieś ciuchy i się ubrać. Rose patrzy na mnie z uwagą. Widzę jak dokładnie przygląda się sypialni, która, delikatnie mówiąc, przypomina jakieś pobojowisko. Moje ciuchy walają się po podłodze, bluza Bosco leży pod łóżkiem, a samo łóżko... Tak, to była niezapomniana i dzika noc. Praktycznie w ogóle nie spałam. Ale nie zamierzam mówić tego Rose, więc ignoruje jej badawcze spojrzenie. Nie mogę jednak zignorować jej pytania, jakie mi zadaje: "Pokłóciliście się?" Wiem, że nie pyta o to, bo jest wścibska, ale dlatego, że się martwi. Odpowiadam więc tylko krótko: "Tak." Początkowo nie chcę wdawać się w szczegóły, ale wiem, że Rose mnie wysłucha i bynajmniej nie puści tego, co powiem dalej. Decyduję się więc jej powiedzieć. Siadam na łóżku, a Rose siada przy mnie, gotowa do tego, by mnie wysłuchać. Tylko od czego mam zacząć? Nie chcę owijać w bawełnę, więc mówię od razu: "Nie podoba mu się to, że wracam do pracy." I tyle. Rose wzdycha lekko. Nie wygląda na zaskoczoną, jakby wcale się mu nie dziwiła. Po chwili mówi: "Pewnie się o ciebie martwi. Wiesz, że to bardzo niebezpieczna praca i coś może ci się stać..." Tak, jasne, że wiem. I wiem, że się martwi. Ja też się o niego martwię, kiedy znika na cały dzień, ale rozumiem, że ta praca to całe jego życie. Moje również. "Wiem. Ja też się o niego martwię, ale praca w policji jest dla mnie bardzo ważna. Powinien to zrozumieć" - mówię, to co myślę. Co jeszcze mogę dodać? Przecież tylko o to mi chodzi. O odrobinę zrozumienia. "Zrozumie" - mówi tylko Rose, przytulając mnie delikatnie. "Potrzebuje po prostu trochę czasu" - stwierdza. "A teraz idź się szykować, bo nie zdążysz" - dodaje i popycha mnie lekko w stronę łazienki. Ja uśmiecham się ciepło w jej stronę, wdzięczna za to, że mogę na nią liczyć, tak jak jeszcze na nikogo w moim życiu.


CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/05, 6:22 pm    Temat postu:

Hm... Cruz chce wrócić do pracy? Ja bym nie potrafiła zostawić maleństwa... Tj. przynajmniej do czasu, aż dziecko niepodrośnie. Nie dziwie się, że Bosco tak zareagował, ale Cruz, to Cruz Wink

A ty nam tu nie szalej - tu jedna część ficka, tam następna. Super, bo jest co czytać. Dobra robota, jak zawsze :d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/05, 11:18 pm    Temat postu:

ja tam sie nie dziwie ze Cruz chce wrócic. znana jest z tego ze kocha swoja prace. a osobie ktora cale zycie poswiecila wlasnie pracy trudno jest o niej zapomniec. ale mogla by pracowac za biurkiem i miec dziecko przy sobie. Swersky by sie zgodził bo przeciez uwielbia Angge.
Bosco moze i ma racje ale jak zwykle zachowoje sie jak pan i władca. nie moze normalnie powiedziec tylko sie drze?? powinien byc wdzieczny ze w ogole mu przebaczyla i ze liczy sie z jego zdaniem, i co on o tej Kelly ciagle mysli co? zboczeniec jeden Very Happy

och rospisalam sie ale część super bardzo mi sie podoba Very Happy czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/06, 2:15 am    Temat postu:

Znowu coś wystukałam. Mam nadzieję, że się spodoba Very Happy



Faith patrzy na mnie uważnie, kiedy siedzimy obok siebie w sali odpraw. Wiem, że pewnie chciałaby spytać, co jest grane, ale ja i tak nie zamierzam o tym z nią rozmawiać, bo jestem pewny, że poparłaby Cruz. Taka babska solidarność... Gdybym zaczął jej się żalić, albo chociaż mówić co myślę na temat powrotu Cruz do pracy, znowu miałbym do wysłuchiwania jakim to jestem cholernym egoistą. Tak, pewnie. Ja jestem egoistą? To Cruz myśli tylko o sobie! Nie mówię, że ma myśleć o mnie, nie (bo to byłoby przegięcie i znowu by mi się dostało, że to niby ja jestem najważniejszy, chociaż wcale tak nie jest), ale powinna myśleć o małej! Ale, nie, bo ona jak zwykle myśli tylko o sobie! No dobra, może nie jak zwykle, ale... No po prostu nie podoba mi się to, co chce zrobić Cruz. Wiem, że to zły pomysł. Ale nie chcę się z nią znowu kłócić, bo dopiero co się pogodziliśmy i nie chcę wszystkiego znowu schrzanić. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi. I kto stoi w progu? Nikt inny, jak Cruz. Świetnie. Siada na drugim końcu sali, niedaleko miejsca dla szefa. Nie patrzy w moją stronę, a ja staram się nie patrzeć na nią. Wiem jednak, że cała uwaga policjantów jest skupiona na niej. Pewnie się dziwią co tu robi. Ale w sumie co im do tego? To jej sprawa. No i po część także moja, a ja szału dostaję jak sobie pomyślę, że dowiedziałem się o jej powrocie zaledwie godzinę temu. To dowodzi jak wielkie Cruz ma do mnie zaufanie. Kurwa, ona pierdoli o tym zaufaniu non stop, a sama go do mnie nie ma! Ukrywa przede mną wszystko. I wcale nie przesadzam. O niczym mi nie mówi i zawsze stawia mnie przed faktem dokonanym. W ogóle nie pyta mnie o zdanie, bo się z nim nie liczy. I jak ja mogę jej ufać, co?

***

Siedzę w sali odpraw. Wiem, że uwaga wszystkich jest skupiona na mnie, bo niemal czuję na sobie porażający wzrok gliniarzy. Wiem, że są zaskoczeni, że tu jestem. Ja sama jestem zaskoczona. Decyzję o powrocie podjęłam jakiś tydzień temu, jeszcze zanim zaręczyłam się z Bosco. Nie chciałam mu więc nic mówić, bo nawet o tym nie pomyślałam. A właśnie... Zaręczyny! Co z nimi? W końcu sama nie wiem. Niby się pogodziliśmy, ale po dzisiejszym dniu wszystko zaczęło się znowu sypać. Chyba powinniśmy pogadać. I to poważnie. Czuję jak ktoś szturcha mnie w ramię i tym samym wyrywa z zamyślenia. Odwracam się w bok. Dade. "Cześć" - mówię, uśmiechając się do niego promiennie. Dobrze go widzieć i wiedzieć, że z nim okay. W końcu to mój partner. Najlepszy partner. Znamy się już trochę i zawsze możemy na sobie polegać. Czasami mogę na niego liczyć nawet bardziej niż na Bosco. I czuję się przy nim bardziej bezpiecznie... "Hej. Wróciłaś na dobre?" - pyta, patrząc na mnie uważnie. Kiwam głową. "To super. Nadal będziemy razem pracować?" Uśmiecham się do niego jeszcze szerzej i mówię cicho, bo do sali właśnie wszedł Swersky: "Jasne. Zagadam z szefem." Zaczyna się odprawa. Moja pierwsza odprawa od dziewięciu miesięcy... To prawie rok. Zatęskniłam do tego. Bardzo. Cieszę się, że nareszcie jestem w pracy. Nareszcie jestem w domu...

***

"Cruz wróciła?" - pyta Faith, skręcając w Union Street. Wiedziałem, że nie wytrzyma i o to spyta, po prostu wiedziałem! Kiwam tylko potakująco głową. "Czemu nic nie mówiłeś?" - zadaje kolejne pytanie, a mnie aż coś skręca. Nabieram głęboko powietrza, by choć trochę się uspokoić, po czym mówię przez zaciśnięte zęby: "Bo nic o tym nie wiedziałem." Faith spogląda na mnie kątem oka. Jest zaskoczona. Wiem o tym. Ale nic nie mówi, zapewne po to, by mnie nie wkurzyć. I dobrze robi, bo gdyby powiedziała jeszcze choć słowo na ten temat, to chyba bym coś rozwalił. Bo ile można o tym trąbić? Przez cały dzień cały komisariat szepcze mi za plecami, jakby sami nie widzieli, że Cruz wróciła. Naprawdę wróciła. I nie jestem z tego ani trochę zadowolony, ale ja, jak zwykle zresztą, nie mam na ten temat nic do powiedzenia. "55-David?" - słyszę, jak nas wzywają. Chwytam za radio i odpowiadam, czekając na polecenie: "55-David." Po chwili już wiem, co mnie dziś czeka: "Sprzeczka rodzinna na Main Street 23465." Super! Sam mam problemy z Cruz i jeszcze będę musiał uspokajać zazdrosnych kochanków. Zajebiście! Tego mi trzeba! "Przyjąłem, Main Street 23465" - odpowiadam. Włączam sygnał i jedziemy. Przez całą drogę milczymy, bo Faith chyba wyczuwa, że nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę. Zastanawiam się tylko jak sobie radzi Cruz?

***

Tęsknię za małą. Bardzo tęsknię. Tak bardzo, że nie mogę skupić się na robocie. Już trzeci raz czytam to zeznanie, a i tak nic z niego nie rozumiem. Masuję skronie, jakby to miało pomóc. "Chcesz kawy?" - pyta Dade, patrząc na mnie uważnie. Dostrzegam w jego oczach troskę. Uśmiecham się pod nosem, na samą myśl, że Dade tak się o mnie martwi. Cieszę się, że nie jestem mu tak do końca obojętna, że mimo tego iż dawno się nie widzieliśmy nadal jesteśmy nie tylko partnerami, ale też przyjaciółmi, co rzadko mi się zdarza w pracy. No i cieszę się, że Bosco nie zmienił naszych relacji, bo to, że on i Dade nie przepadają za sobą nie jest tutaj żadną tajemnicą. "Nie, dzięki. Już nie piję kawy" - odpowiadam. "Od kiedy?" - pyta zdziwiony. W końcu zawsze lubiłam kawę. Codziennie piłam po kilka filiżanek. Nie mogłam wyobrazić sobie dnia bez prawdziwej, czarnej i mocnej kawy. "Odkąd zaszłam w ciążę" - odpowiadam, zgodnie z prawdą. "Taaa..." - mruczy pod nosem Dade, przerzucając jakieś papiery. "Kiedy ślub?" - pyta nagle po krótkiej chwili milczenia, wskazując na moją prawą rękę, na której połyskuje pierścionek zaręczynowy. Nie zdjęłam go mimo naszej ostatniej kłótni. Jakoś nie potrafiłam... Patrzę przez chwilę na Dade`a, bo ton jego głosu był jakiś dziwny... Taki, jakby był zazdrosny. Nie, to niemożliwe. O czym ja myślę? Opanuj się, kobieto! Doszukuję się czegoś, czego nie ma, a nie powinnam. "W walentynki" - odpowiadam tylko, zaznaczając żółtym flamastrem najważniejszą część zeznania. Dade gwiżdże, po czym pyta lekko zaskoczony: "Nie za szybko?" Szybko? Hmmm... Może trochę szybko, ale bez przesady. W końcu ile już jesteśmy razem? Ciągnie nas do siebie od dawna, bardzo dawna, bo prawie od dwóch lat. Co prawda byliśmy razem tylko parę miesięcy, ale... "Czemu?" - odpowiadam pytaniem na pytanie, bo jestem zaskoczona jego opinią na ten temat. "Ile ze sobą jesteście? Miesiąc? Dwa? Oczywiście nie licząc tej nocy, kiedy..." - urywa w pół zdania i bardzo dobrze, bo nie jestem w nastroju, by ktokolwiek, a zwłaszcza Dade, wtrącał się w moje życie seksualne. To nie jego sprawa! Mówię jednak, bo nie chcę by miał mnie za jakąś łatwą: "Byliśmy ze sobą wcześniej." Wiem, że go tym zaskakuję. Nie wiedział o nas. Być może coś podejrzewał, ale nigdy mu nic nie powiedziałam. "Kiedy?" - pyta, mocno zaskoczony. Wzdycham lekko, po czym odpowiadam: "Kiedy Bosco pracował dla wydziału." Dade marszczy brwi. "Wow... Nie wiedziałem" - mruczy pod nosem. "Wiem, że nie. Nie mówiliśmy o tym nikomu" - mówię, choć nie jest to do końca prawda, bo przecież wiedziała o nas Yokas, bo Bosco musiał jej wypaplać, bo nie byłby sobą. On nigdy nie wiedział, kiedy ma się zamknąć. I do tej pory nie wie i często powie o jedno słowo za dużo. To jego największa wada, której wprost nie znoszę. "To nie było nic poważnego" - dodaję, znowu jednak niezupełnie szczerze, bo dla mnie było to dość poważne. W końcu nie sypiałabym z nim, gdyby mi kompletnie nie zależało. A zależało, o czym świadczy to, że do siebie wróciliśmy. "A teraz jest?" - drąży dalej Dade, podnosząc głowę znad papierów i patrząc na mnie uważnie. "Tak" - odpowiadam tylko krótko, pewna, że tym razem mówię prawdę.

***

"Wygląda na porządną dzielnicę..." - mówi Faith, patrząc na blok, przed którym się zatrzymaliśmy w sprawie tej kłótni. "Taaaa..." - przytakuję, przyglądając się okolicy. Tak, dzielnica zdecydowanie jest porządna. Nawet bardzo. Idziemy po schodach na trzecie piętro, jednak już na parterze słyszymy krzyki, wyzwiska i brzdęk zbijanych naczyń. Wow... To musi być niezła kłótnia. Przy tej kłótni sprzeczki moje i Cruz to nic, małe piwo, pikuś. "Faith, lepiej zaczekaj w wozie" - mówię do Yokas, bo nie chcę, by patrzyła na coś takiego, bo wygląda poważnie, bardzo poważnie. "Daj spokój, Bos. Jestem policjantką i twoją partnerką. Idę na górę" - mówi stanowczo, ucinając jakąkolwiek dyskusję na ten temat. Wzdycham ciężko i potrząsam głową, mrucząc coś pod nosem. To nie jest dobry pomysł, żeby tam szła. Kobiety zawsze za bardzo histeryzują, zwłaszcza Fay może odbić po tym, co przeżyła z Fredem. Podchodzę do drzwi i mocno w nie stukam. "Kto tam?" - dobiega do mnie zdławiony, zapłakany i nieco przerażony kobiecy głos. Ten głos jest jakoś dziwnie znajomy... Ciekawe skąd go znam? "Policja! Otwierać!" - odpowiadam głośno i po chwili staję w oko w oko z nikim innym jak z mocno poturbowaną... Kelly...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiula
Kadet



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalówka

PostWysłany: 06/07/06, 1:20 pm    Temat postu:

Świetnie!!!
Wiele się dzieje, akcja sie rozwija...To mi sie podoba!!!
Czekam na kolejne cześci:) Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/06, 2:04 pm    Temat postu:

Zaskoczyłaś mnie z tą Kelly Wink Jakoś mi do głowy nie przyszło, że to mogła być ona ;]
A co do powrotu Cruz do pracy, to jestem po stronie Bosco. Chociaż raz Wink

Czekam na more Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/06, 5:01 pm    Temat postu:

Extra jak zawsze Very Happy mnie tez zaskoczyłaś te Kelly. juz myslalam ze jej nie bedzie. a cóz ten Dade zazdrosny o Cruz? czyżby nowy romans fajnie ze Cruz wróciła ale jak siedzi za biurkiem to mogla by miec mala przy sobie po co ma tesknic?

czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/06, 9:58 pm    Temat postu:

Napisałam nową część (znowu). Mam nadzieję, że jakoś wyszła i że choć trochę się spodoba




"Kelly?" - pytam, jakbym zobaczył ducha, choć przecież doskonale wiem, że to ona. Jestem po prostu zszokowany. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Podbite oko, rozcięta warga, potargane włosy... Boże, co tu się działo, do cholery? "Co tu robisz?" - pyta, nawet na mnie nie patrząc, tylko uciekając wzrokiem na wszystkie strony, co w ogóle nie jest do niej podobne. "Jestem na służbie. Dostałem wezwanie" - wyjaśniam, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Ona jednak rzuca tylko przez ramię: "Nie wzywałam policji" i zamyka mi drzwi przed nosem. Zanim jednak zupełnie zdąży zamknąć te pieprzone drzwi ja otwieram je z powrotem ruchem ręki. Wchodzę do mieszkania, odsuwając Kelly delikatnie na bok. Słyszę jak coś mówi, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi. Chcę tylko dorwać sukinsyna, który jej to zrobił. Jak można być takim skurwielem, no jak? Idę przez pokój, rzucając znaczące spojrzenie Faith, by trzymała Kelly z dala od tego wszystkiego. Mieszkanie jest porządne, właściwie to więcej niż porządne, jest bardzo ładnie urządzone, ale co się dziwić skoro Kelly jest prawnikiem i zarabia krocie? W każdym razie teraz to mieszkanie przypomina pobojowisko. Potłuczone naczynia, walające się wszędzie rzeczy... Masakra. Kiedy widzę to wszystko wzbiera we mnie gniew. I to wielki gniew. Tak wielki, że kiedy widzę tego gnojka nie mogę się powstrzymać, by mu nie wpierdolić. Nim zdążę pomyśleć facet już leży na ziemi po moim mocnym ciosie. Kurwa, nie powinienem tego robić, bo jeszcze mnie gnojek oskarży. Ale po prostu nie mogłem się powstrzymać. Nadal nie mogę, więc go kopię mimo tego, że facet już leży. Rzucam w jego stronę kilka obraźliwych słów, jakie tylko przychodzą mi do głowy na określenie takiego bydlaka jak on. Faith widząc co się dzieje, odciąga mnie od niego i stara się uspokoić. Biorę kilka głębokich wdechów, po czym zakuwam gościa w kajdanki, wykręcając mu przy okazji ręce. "Bos..." - zaczyna Faith. Wiem, że jest niezadowolona z tego, co robię. "Trzymajmy się procedury" - poucza mnie, a ja zaciskam tylko zęby, by nie powiedzieć czegoś, czego potem będę żałował. "Kelly nie chce wnosić oskarżenia" - szepcze do mnie Yokas, a ja patrzę na nią jak na idiotkę. "Jak to nie chce?" - pytam, totalnie zaskoczony. No jak to nie chce? Przecież ten facet ją pobił, wręcz skatował, a ona chce puścić mu to płazem? O nie! Ja na to nie pozwolę, bo wiem jak by się to dla Kelly skończyło. W przeciągu tygodnia wylądowałaby w kostnicy, bo takim gnojkom jak ten nigdy nie jest mało i nigdy nie przestają bić. Rzucam facetem o ścianę i odciągam Kelly na stronę. "Zwariowałaś? Musisz wnieść oskarżenie" - zaczynam, łapiąc ją za rękę. Ona tylko mi ją wyrywa, sycząc z bólu. "Pokaż" - mówię tonem nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu. "Nic mi nie jest. Zostaw mnie, Bosco" - mówi, ale ja nie zamierzam jej słuchać. Biorę jej dłoń i szybko orientuję się co jest grane. Ma złamaną rękę. Nie trzeba być lekarzem, żeby na to wpaść. "Jest złamana" - stwierdzam, patrząc na nią nieco łagodniej niż wcześniej, bo właśnie dociera do mnie, co ona musiała przejść z tym dupkiem. "Boże, co on ci zrobił?" - pytam bardziej sam siebie niż ją, kiedy dotykam jej opuchniętej wargi. Kurwa, ale to ją musiało boleć. Dawno nie widziałem takiej kłótni, a raczej jatki. A już wiele widziałem. "Chcesz by uszło mu to na sucho?" - pytam, ale ona tylko odwraca ode mnie głowę, strącając moją rękę. "Nie dotykaj mnie. I zostaw mnie w spokoju" - mówi tak stanowczo, że mnie aż zatyka. Odwraca się na pięcie i idzie do innego pokoju. Kurwa, co jej jest? Totalnie zwariowała? Podchodzę do Faith i mówię: "Zawieź go na posterunek, a ja z nią pogadam." Faith patrzy na mnie uważnie. "Ona nie chce wnosić oskarżenia, Bos" - mówi Yokas. "Zmieni zdanie. Daj mi pięć minut, okay?" - pytam, jednak tak naprawdę nie potrzebuję jej zgody, bo już postanowiłem - nie odpuszczę temu facetowi. Niech sobie nie myśli, że może pobić Kelly, a potem zwyczajnie łazić po ulicy, jakby nigdy nic się nie stało. Wiem, że to co chcę zrobić nie podoba się Faith, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi. Patrzę na nią wyczekująco, a Faith wzdycha ciężko, po czym posłusznie wyprowadza tego gnojka z mieszkania. I dobrze, bo nie mogłem już na niego patrzeć. Jeszcze chwila, a bym nie wytrzymał i znowu, bym go uderzył. Biorę kilka głębokich wdechów, by się uspokoić i idę w stronę pokoju, w którym zamknęła się Kelly. Pukam i czekam na jej jakąkolwiek reakcję. I czego się doczekuję? "Czego chcesz?" - pytania, zadanego tak ostrym tonem, że ledwo poznaję w nim głos Kelly. Wchodzę do pokoju i patrzę, jak Kelly nieporadnie stara się zetrzeć krew z ust. Ku mojemu zdziwieniu boli mnie ten widok. Bardzo boli. No bo jak tak można? Jak można tak skatować jakąkolwiek kobietę? Do tego Kelly... Kelly. Przecież ją znam. Może dlatego tak mnie to dotyka? A może nie powinno? Może nie powinienem tak się nią przejmować? Siadam obok niej na łóżku. "Pokaż" - mówię, odwracając jej twarz w swoją stronę. Nie pozwalam jej się odwrócić, choć wiem, że ma na to ochotę. Patrzę na nią i biorę od niej tą chusteczkę, chcąc wytrzeć jej tą krew z twarzy. Nie jest to jednak takie proste. "Nie ruszaj się, okay?" - mówię do niej. "Boli?" - pytam, kiedy cicho jęczy, kiedy dotykam jej rozciętej wargi. Ona kiwa przecząco głową, chociaż wiem, że to musi ją boleć, bo nie wygląda za dobrze. "Zawiozę cię do szpitala" - mówię, ale ona tylko potrząsa gwałtownie głową. "Hej, naprawdę musisz iść do szpitala. Może się to przydać w sądzie. Zresztą sama o tym wiesz, jesteś prawnikiem" - mówię, ale ona tylko odpowiada: "Nie wnoszę oskarżenia. Zresztą co cię to obchodzi?" - pyta, odwracając się ode mnie i zabierając mi chusteczkę. Kiwam głową z niedowierzaniem. Czemu ona dla mnie taka jest? Co ja jej takiego zrobiłem, co? Chcę tylko jej dobra. "To moja praca" - odpowiadam, ale szybko tego żałuję, bo to raczej nie była odpowiedź jakiej Kelly oczekiwała, bo patrzy na mnie zawiedzionym wzrokiem. Wstaje z łóżka i chce iść do innego pokoju, ale ja chwytam ją za rękę i ciągnę w dół, by z powrotem usiadła. Ona ląduje jednak na moich kolanach. Jesteśmy tak blisko siebie, że niemal czuję na sobie jej przyspieszony oddech. Nim orientuję się w tym co się dzieje, jesteśmy jeszcze bliżej siebie. Niebezpiecznie blisko siebie. Moja ręka jakoś tak sama zaczyna błądzić po jej twarzy, a potem po ustach. Czuję jej usta na moim palcu. Ona jest taka delikatna... Mam wielką ochotę ją pocałować. Tak wielką, że przybliżam się do niej, by to zrobić, ale ona odsuwa się ode mnie i wstaje z moich kolan. Chyba oboje wiemy, że to nie był najlepszy pomysł, że w ogóle nie powinniśmy o sobie tak myśleć, w taki sposób, że w ogóle nie powinienem był jej dotykać, a ona całować mnie wczoraj. To nie było w porządku. To było bardzo nie w porządku. Kelly idzie do łazienki. Idę za nią, bo nie mogę tak łatwo dać za wygraną. "Musisz wnieść to oskarżenie" - mówię, ale ona odpowiada tylko lekceważącym tonem: "Nic nie muszę." Patrzę jak myje twarz. Zastanawiam się przez chwilę czy chce zmyć krew, czy może mój dotyk. Obie opcje wydają mi się prawdopodobne. Nawet ta druga nieco bardziej. To w ogóle było dziwne w całej swojej dziwaczności. Ja i Kelly nigdy się nie lubiliśmy, więc jak w ogóle mogliśmy pomyśleć o sobie w ten sposób? Nie rozumiem. I Kelly chyba też tego nie rozumie i dlatego jest taka speszona i jakby przerażona. Wiem, że nie powinienem tu być, ale teraz chcę tylko jej dobra. Decyduję się na najbardziej drastyczny sposób przekonania ją, by pojechała ze mną do szpitala, a mianowicie - proszę ją o to. To aż dziwne, że ja kogoś o coś proszę, zwłaszcza Kelly, ale naprawdę bardzo mi na tym zależy, mówię więc spokojnie, delikatnie, ale zarazem stanowczo (przynajmniej chcę by tak to brzmiało): "Proszę cię, Kelly." Patrzę jej jednocześnie w oczy, a ona patrzy na mnie. Po dłuższej chwili, kiwa głową na znak, że się zgadza, wiem jednak, że robi to niechętnie. Dobrze jednak, że się zdecydowała. Tak będzie najlepiej, najlepiej dla niej. Kelly bierze kurtkę i razem wychodzimy z jej mieszkania.

***

To dopiero mój pierwszy dzień w pracy po przerwie, ale już jestem wykończona. Na początku pracowałam z Dadem przy biurku, ale potem musieliśmy zastąpić Bosco i Faith, bo nagle gdzieś zniknęli, więc musiałam jeździć po ulicach i to do tego w mundurze jak jakiś podrzędny oficer, a przecież jestem sierżantem, do cholery! Nie żebym uważała, że jak ma się mundur i pracuje się na ulicy to jest się gorszym gliniarzem, nie, ale... Sama nie wiem. Po prostu nie uśmiecha mi się taka robota. Jest bardziej niebezpieczna. Już nie raz się o tym dziś przekonałam, kiedy musiałam uspokajać jakiś dwóch pijaków, zgarnąć jakiś gang, bo rozpętał strzelaninę na King i zamknąć paru handlarzy narkotyków. Co prawda Dade powiedział, żebym się do tego nie mieszała, bo oni mają broń i może być niebezpiecznie, ale jak miałam się nie mieszać, kiedy ci dranie sprzedawali dragi dzieciom? Musiałam coś zrobić. Ale Dade miał rację... Było dość niebezpiecznie. Strzelali do nas. Na szczęście nic się nie stało, ale mogło, więc to chyba jasne, że nie chcę pracować na ulicy. Zresztą jak tylko Swersky dowiedział się o tej strzelaninie to zrobił mi wykład na temat tego, że mam dziecko i jak mogę być taka nieodpowiedzialna i tym podobne bzdety... Przecież nic się nie stało. Uważałam na siebie i Dade uważał na mnie. Co nie zmienia faktu, że rzeczywiście było niebezpiecznie. Na pewno nie wspomnę o tej akcji Bosco, bo tylko by się martwił i znowu byśmy się pokłócili. A tego nie chcę. Na razie chcę pogadać z nim o ślubie, bo chyba powinniśmy już coś ustalić skoro termin mamy za niecałe trzy tygodnie. To już niedługo, bardzo niedługo... Odwracam się w stronę drzwi, kiedy słyszę ich ciche skrzypnięcie. W progu widzę Bosco, co wcale mnie nie zaskakuje. Uśmiecham się do niego niepewnie, mając nadzieję, że nie ma mi za złe naszej dzisiejszej kłótni i tego, że nie powiedziałam mu o moim powrocie do pracy. I chyba nie ma mi tego za złe, bo on również się do mnie uśmiecha. "Hej" - mówi i całuje mnie delikatnie w policzek. "Przepraszam za dzisiaj. Byłem samolubnym dupkiem" - mówi, przytulając mnie mocno od tyłu, a mnie aż zatyka. Co proszę? Bosco mnie przeprosił??? Może coś mu spadło na głowę.... "Wiem, ale ci wybaczam" - mówię tylko cicho, całując go mocno w usta. Najchętniej spytałabym się go co ze ślubem, ale nie chcę tego robić tak otwarcie, tylko jakoś bardziej subtelnie, więc może... Hmmm... "Mam kilka wzorów zaproszeń ślubnych. Może w końcu coś wybierzemy?" - pytam, jakby od niechcenia, popijając herbatę."Pewnie" - odpowiada tylko, uśmiechając się do mnie. Coś jednak mnie zastanawia w jego zachowaniu. Jest jakiś dziwny... "Coś się stało?" - pytam, bo aż nie mogę się powstrzymać. Bosco ciężko wzdycha i odpowiada szybko, o wiele za szybko: "Nie skąd." Wiem jednak, że kłamie. Znam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie mówi prawdy. Patrzę na niego uważnie i wyczekująco, czekając aż powie mi prawdę. "Dostałem dziś wezwanie w sprawie domowej awantury..." - zaczął, uciekając wzorkiem na wszystkie strony. Nie rozumiem dlaczego. Przecież takie wezwania zdarzają się kila, albo nawet kilkanaście razy w ciągu dnia i jest to zupełnie normalne w tej pracy, jednak tym razem Bosco wydaje się być mocno poruszony, czym totalnie mnie zaskakuje. "I?" - drążę dalej, bo chcę wiedzieć o co mu chodzi. "Zawiozłem Kelly do szpitala, bo ten jej facet nieźle jej przywalił" - dokończył szybko, a mnie aż zatkało. "Jeff?" - wyduszam w końcu z siebie, po krótkiej chwili martwej ciszy, całkowicie zszokowana. Nie sądziłam, że byłby do tego zdolny... Wydawał się być miły. Może aż za bardzo? Może tak naprawdę udaje miłego, kiedy wszystko się w nim gotuje? "Taa... Chyba tak" - przytakuje tylko Bos.

***

Zerkam jej przez ramię. "Mmm... Co to?" - pytam, wskazując na kuchenkę. Chcę jakoś zmienić temat, bo gadanie o Kelly nie jest chyba dobrym pomysłem. "Zrobiłam spagetti. Dawno nie było" - odpowiada tylko, wyciągając z szafy talerze. Uśmiecham się do niej, a ona do mnie. Tylko, że tak jakoś niepewnie. Całuję ją czule w kark. Mam nadzieję, że wspomnienie o Kelly jej nie zdenerwowało. Nie chcę by się wściekała. Delikatnie muskam wargami jej szyję, a potem ucho. Ona cicho się śmieje, jednak odsuwa się ode mnie i mówi z tym swoim zabawnym błyskiem w oku: "Zjedzmy najpierw kolację." Zabiera moje ręce ze swoich bioder, ale widzę, że uśmiecha się pod nosem. Cmokam ją delikatnie w policzek i idę do małej, bo właśnie zaczęła płakać. Biorę ją na ręce i przez chwilę po prostu na nią patrzę. Aż nie mogę uwierzyć, że mogłem ją stracić. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym ją stracił. A przecież było tak blisko, bo Cruz była naprawdę wściekła. I wiem, że nadal by była, gdybym wspomniał, że Kelly zatrzymała się w moim mieszkaniu. Tak, Kelly mieszka u mnie. Nie chciała, ale co? Miałem jej pozwolić wrócić do tego drania, żeby ją zatukł na śmierć? Poza tym to mieszkanie i tak nie jest mi potrzebne, bo mieszkam przecież z Cruz, więc mi to problemu nie robi. Ale wiem, że dla Cruz byłby to problem, więc milczę na ten temat, bo nie chcę niszczyć naszych wspólnych chwil. W końcu między mną i Kelly naprawdę nic nie ma i nie będzie, więc nie ma w ogóle o czym mówić, racja?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/07/07, 2:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/06, 11:55 pm    Temat postu:

supere czesc jak zwykle
ten Bosco z Kelly niech sie w koncu zdecyduja. jak ona chce to on nie chce jak on chce ona nie chce. albo niech sie bzykna albo sobie odpuszcza. jak dzieci. dziwne ze po tym co Feith widziala zostawila ich samych razem. a co ten Swersky? sam ja wyslal na patrol a poxniej ma pretensje ze jest niebezpiecznie

bardzo mi sie podoba i czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin