Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 JEDNA NOC by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/11, 5:05 pm    Temat postu:

Dobra. Napisałam nową część (krótką). Jakaś taka niewyraźna (jak zwykle), ale co tam ;P Chciałam coś wrzucić - uzależnienie Laughing Czekam na komentarze (chociaż pewnie przecztam je dopiero po powrocie od kuzynki).






Nie mogę powstrzymać histerycznego chichotu, mimo tego, że nie powinnam się śmiać, bo Sully`emu i Davisowi raczej nie jest do śmiechu. Ale cóż, nie dziwię się. Ten stuknięty właściciel tej kawiarni zaczął marudzić, że za głośno się zachowujemy, ale co my takiego robiłyśmy? No co? Stukłyśmy tylko parę kieliszków, trochę się pożarłyśmy, nawet nie pamiętam o co, a potem zaczęłyśmy się śmiać i do tej pory obie nie możemy przestać. Kelly cicho chichocze, bo trochę się zdenerwowała jak ten kretyn wezwał policję, ale ja odetchnęłam z ulgą, że to tylko Sully i Davis. Co oni mogą mi zrobić? No co? Mi? Co najwyżej krzywo się na mnie spojrzeć, co zresztą robi Sully, ale Davis i tak ma ze mnie niezły ubaw. Sully każe mu się zamknąć i gdzieś dzwoni. Ciekawe gdzie? No i po co? Muszą nas wyprowadzić z tej kawiarni. Davis chce mi pomóc, ale ja tylko gwałtownie strącam jego rękę z mojej tali. Co on sobie myśli? Nie będzie mnie obmacywał! "Sama sobie poradzę" - warknęłam w jego stronę i wstaję z krzesła. Robię to jednak z dość sporym trudem. Chwieję się i ledwo trzymam się na nogach. Ty łapie mnie, kiedy głęboko się zataczam. Jest mocno zszokowany. Chyba jeszcze nigdy nie widział mnie w takim stanie. Ale w sumie to nie jest ze mną tak źle. Czuję się dobrze. Po prostu mam dobry humor. I znowu zaczynam chichotać jak wariatka. Wychodzę z kawiarni uwieszona na ramieniu Davisa. On sadza mnie na masce radiowozu, bo w pobliżu nie ma lepszego miejsca. Patrzę, gdzie jest Kelly, a ona idzie jakby nigdy nic w moją stronę, głośno się śmiejąc. Ja też się śmieję, ale jakoś nie mogę utrzymać pionu. Moja głowa, a za nią całe ciało, przechyla się na bok. Ty siada koło mnie, a moja głowa sama ląduje na jego ramieniu. On tylko mocniej mnie przytrzymuje. Zamykam oczy, bo nagle światło ulicznych lamp strasznie mnie razi i męczy. Chce mi się spać, jednak zaraz przytomnieję, kiedy widzę idącego w moją stronę Bosco... Wstaję i rzucam mu się na szyję. Bosco mocno mnie do siebie przyciska, pewnie po to, bym nie upadła, ale przecież potrafię się utrzymać na nogach... Jeszcze... Całuję go namiętnie w usta, a on oddaje mi pocałunki, jednak jakoś tak mechanicznie, jakby robił to tylko dlatego, bym w końcu się od niego odkleiła. Więc odsuwam się od niego, a Bosco obejmuje mnie ramieniem i patrzy pytająco to na Sully`ego, to na Davisa. "Co się dzieje?" - pyta, kiedy zauważa Kelly, która krąży nieobecnym wzrokiem po całej ulicy i uśmiecha się jak jakby postradała zmysły.

***

"Co się dzieje?" - pytam Davisa, chociaż i tak przecież doskonale wiem, co jest grane. Cruz i Kelly są narąbane. I to jak. Ledwo trzymają się na nogach. Cruz patrzy na mnie tak jakoś dziwnie, po czym idzie w stronę Davisa, siedzącego na radiowozie. Boże, czy ona musi się tak do niego przystawiać? A mu to najwyraźniej nie przeszkadza, bo tylko obejmuje ją ramieniem, tak ja to robiłem zaledwie przed paroma minutami. Davis uśmiecha się do niej i bezczelnie patrzy się na jej cycki, a we mnie aż sie gotuje. Mierzę go morderczym wzrokiem, a on szybko zabiera rękę z jej bioder. "Um... Sorry, Bosco" - mruczy pod nosem tak cicho, że prawie tego nie słyszę. Kiwam tylko głową i czekam aż któryś odpowie mi w końcu na moje pytanie. Sully rzuca na mnie okiem, po czym odpowiada: "Chyba trochę za dużo wypiły. Zrobiły niezłą zadymę w kawiarni" - wyjaśnia, a Kelly zaczyna się głośno śmiać. Cruz też. "Wcale nie, kochanie. Ten facet jest przewrażliwiony" - mówi Cruz, kiedy w końcu przestaje się śmiać. Kręcę głową z niedowierzaniem, bo jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. "Zabierzesz je do domu?" - pyta się Davis, a ja tylko przytakuję. Otwieram drzwi samochodu, a dziewczyny jakimś cudem same do niego doszły i to nawet po lini prostej. To znaczy, prawie prostej... "Poradzisz sobie?" - pyta Sull, patrząc uważnie na Cruz, która wsiada do samochodu, mocno się zataczając. Wpycham się do wozu, żeby czasem się nie wywaliła i kiwam głową, chociaż w sumie nie jestem pewien czy sam dam radę. Kelly jest co prawda w trochę lepszym stanie niż Cruz i potrafi bez mojej pomocy wejść do samochodu. Nawet zapina pas. Chyba nie jest z nią tak źle... "Dzięki" - mówię i kiwam głową w stronę chłopaków. Dobrze, że po mnie zadzwonili, bo w sumie to powinni je zabrać na izbę wytzeźwień. Ciekawe ile mają promili... Na pewno nie mało. Poprawiam Cruz siedzenie i zapinam jej pas, chociaż zaczyna się tak kręcić, że jest ciężko. W końcu jednak odpalam silnik i jedziemy. Cruz niemal od razu zasypia. Tak ślicznie wygląda jak śpi... Nawet teraz, kiedy jest porządnie nawalona i tak wygląda pięknie. Patrzę na nią przez chwilę i... mijam znak stopu. Cholera! Nawet go nie zauważyłem. Zaraz zaczyna za mną jechać jakiś radiowóz. Zatrzymuję się na poboczu drogi, bo niby co mam zrobić? Otwieram szybę przygotowany na konfrontację z gliniarzami i modlę się, żeby to był ktoś znajomy, bo nie zamierzam płacić mandatu ani trafić do aresztu, bo nagle orientuję się, że nie wziąłem ze sobą żadnych dokumentów. Ani prawa jazdy, ani legitymacji lub odznaki policyjnej. Super. Mam przerąbane, bo stoi nade mną dwóch mundurowych, których za cholerę nie znam. "Ominął pan znak stopu" - zaczyna jeden, a ja tylko kiwam głową, bo chyba nie ma sesnu się kłócić. "Zagapiłem się" - wyjaśniam, przepraszającym tonem (przynajmniej staram się, by był przepraszający). "Ma pan prawo jazdy?" - pyta się drugi, patrząc uważnie na Cruz, która nagle się budzi i patrzy się na nich jak na jakiś kosmitów. "Nie. Zapomniałem dokumentów" - odpowiadam, zgodnie z prawdą, bo przecież nie ma sensu kłamać. Tymczasem na twarzy Cruz pojawia się uśmiech od ucha do ucha. I na twarzy tego drugiego gliniarza też. "Ritza?" - pyta się, patrząc na nią i wciąż się uśmiechając. "Billy, to naprawdę ty? Co ty tu robisz?" - mówi tak radośnie, że jestem pewien, że gdyby nie siedziała w samochodzie to rzuciłaby mu się na szyję. "Jesteś policjantem?" - pyta i chichocze, a ja aż oniemiałem. "Od niedawna. Niecały miesiąc" - odpowiada tamten. Gapię się na nich, totalnie zaskoczony. Odwracam się do Kelly i widzę, że ona też jest zaskoczona. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia. Kompletnie nie wiem, co się dzieje, ale to, że Cruz zna tego gościa trochę mnie uspokaja, bo wątpliwe, by facet wlepił mi mandat. Cruz chyba wyczuwa moje zaskoczenie, bo szybko przytomnieje: "Och..." - wzdycha i uśmiecha się promiennie, wskazując na mnie. "To mój narzeczony, Bosco..." Kiwam głową w jego stronę. "A to moja przyjaciółka Kelly" - dodaje, pokazując na siedzącą z tyłu Kelly. Ona tylko się do niego uśmiecha, po czym znowu spogląda na mnie, wyraźnie zaskoczona. "A to Billy, mój brat" - przedstawia go nam, a ja aż otwieram usta ze zdumienia. Brat? Cruz ma brata? O kurwa...



CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/11, 5:20 pm    Temat postu:

Łooo ;o ale mnie zaskoczka złapała z tym bratem Cruz Very Happy Ale pozytywnie Wink
Świetna część, szczególnie dwie zataczające się panny Laughing
Dobra robota i nie leń się po powrocie od kuzynki, tylko pisz dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/11, 5:22 pm    Temat postu:

wow zajebista część Very Happy juz sobie wyobraziłąm Cruz chodzącą zygzakiem i smiejaca sie bez przerwy lol
a Davis gapiący sie na jej cycki spoko powala ta część
i Brat Cruz bardzo ciekawe

czekam na dalszy ciąg
p.s tylko mnie nie zalam i nie mow ze przeczytam ja dopiero jak wrócisz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/16, 12:10 am    Temat postu:

Napisałam nową część. Opornie mi szło to pisanie (pewnie przez krótką przerwę), ale w końcu coś naskrobałam. Mam nadzieję, że się spodoba Very Happy I czekam na komentarze Wink





Z trudem otwieram oczy, bo słoneczne światło strasznie mnie razi. Ale wiem, że muszę wstać do małej, więc przeciągam się na łóżku, klnąc cicho pod nosem. Wyciągam rękę trochę w bok, by choć troszkę rozciągnąć obolałe mięśnie i natrafiam na twarz Bosco. On tylko przekręca się na drugi bok, majacząc coś pod nosem. Patrzę na niego przez chwilę i dopiero teraz dociera do mnie, że Bos obejmuje w pasie Kelly, która leży obok niego. Bardzo blisko niego. Jest w niego wręcz wtulona, a mu to najwyraźniej nie przeszkadza. Patrzę na nich przez chwilę i doznaję szoku. No po prostu szoku! Odchrząkam tak głośno, że oboje budzą się i od razu od siebie odskakują. Kelly zrywa się z łóżka jak oparzona. "Co on tu robi?" - pyta, wskazując głową na Bosco i zapinając guziki bluzki, która do tej pory była niemal całkowicie odpięta. Kelly patrzy na Bosco z wyrzutem, jakby to on odpiął jej tą bluzkę. A może odpiął? Nie... Ale sam fakt, że spaliśmy w trójkę (!) w jednym łóżku jakoś do mnie nie dociera i wydaje mi się co najmniej dziwny. "Właśnie Bosco, co ty tu robisz?" - pytam, chociaż sama nie wiem dlaczego, bo w końcu to jego łóżko. To znaczy nie jego, ale moje... To znaczy NASZE. A Kelly? Co ona tu robi? "Boże, wy naprawdę niczego nie pamiętacie?" - pyta Bosco, przewracając oczyma i zakładając koszulę. "Nie" - odpowiadamy z Kelly, niemal równocześnie. "Co mamy pamiętać?" - pytamy, znowu w tym samym czasie. Bosco tylko uśmiecha się pod nosem i błyskawicznie zmienia temat: "Chcecie kawy? A może lepiej kefiru, co?" - pyta i szczerzy zęby w bezczelnym uśmiechu. "Spadaj" - mówię, rzucając w niego poduszką. Bosco oczywiście mi oddaje, ale ja chwytam drugą poduszkę i znowu nią w niego rzucam. "Jak dzieci..." - jęczy Kelly, wznosząc oczy do góry. Bosco szybko chwyta za jakąś poduszkę i rzuca w nią, a ona mu oddaje. I po chwili wszyscy lądujemy na podłodze, wzajemnie rzucając w siebie poduszkami. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia z Kelly i obie niemal równocześnie rzucamy się na Bosco. Przez moment wygrywamy, korzystając z tego, że Bosco jest trochę zdezorientowany, ale po chwili i takie obie lądujemy w jego ramionach. Obie śmiejemy się jak głupie, a Bosco triumfuje. Przez chwilę na nas patrzy, jakby chciał nas zjeść. I może chce, ale nie pozwolę mu nawet zbliżyć się do Kelly po tej ich ostatniej akcji. Kelly chyba tu wyczuwa, bo szybko wstaje z podłogi i idzie do drzwi, rzucając nam przez ramię, kiedy już złapała z trudem oddech: "Zrobię kawy." I już jej nie ma. I dobrze, bo nim się orientuję usta Bosco są już na moich. Chichoczę, kiedy Bosco namiętnie całuję mnie w szyję i chociaż jest mi dobrze to zrzucam go z siebie, bo nie zamierzam się z nim pieprzyć, kiedy za drzwiami jest Kelly i do tego Mikey. Jednak kiedy jego ręka ląduje na mojej piersi, a usta zaczynają krążyć po mojej twarzy - ustach, policzkach, nosie... - jakoś nie mam siły dłużej się opierać...
"I jak ci się podobało, księżniczko?" - pyta Bos, kiedy już jest po wszystkim, wtulając się we mnie. Uśmiecham się pod nosem, bo niczego tak nie lubię jak jakichkolwiek rozmów po seksie. I to do tego po tak szybkim seksie. Biorę głęboki oddech, starając się uspokoić, by serce przestało mi tak głośno bić. Mówię od niechcenia, by się z nim trochę podrażnić: "Tak, bitwa na poduszki... Super sprawa... Kiedy ja to ostatnio robiłam? Chyba z Lettie i Billym jak miałam osiem lat..." Ta... To były czasy... Zaczęliśmy się tarzać po podłodze, uderzać tymi poduszkami i śmialiśmy się głośno. To była nasza ostatnia wspólna noc, bo potem Billy zniknął... Razem z tatą. Dlaczego? I dlaczego wraca do mojego życia po dwudziestu latach? Chyba powinnam z nim pogadać. Bosco ciężko wzdycha i wywraca oczami, a ja tylko się uśmiecham. Dotykam jego umięśnionej klaty, którą tak uwielbiam, po czym mówię już poważnie: "Było świetnie. Jak zawsze." Cmokam go delikatnie w policzek, a on się uśmiecha i przyciąga mnie do siebie mocniej. Całuje mnie namiętnie w usta. Jest mi z nim tak dobrze... Ale wiem, że powinniśmy w końcu stąd wyjść, bo nie chcę przez resztę dnia słuchać głupich komentarzy Mikey`a. Chcę wstać, ale Bosco znowu przewala mnie na podłogę. "Bosco, chodźmy już na śniadanie, bo zaczną gadać..." - jęczę, ale on wcale mnie nie słucha tylko zaskakuje mnie nagłym pytaniem: "Opowiesz mi o Billym?" Aż mnie zatyka. "Po co?" - odpowiadam pytaniem na pytanie, wyrywając się z jego uścisku i zapinając bluzkę. "To twój brat..." - zaczyna, ale ja mu przerywam. "Wiem, ale nie znam go dobrze. Praktycznie nic o nim nie wiem, bo ostatnio widziałam go dwadzieścia lat temu." Bosco patrzy na mnie z niedowierzaniem. "Czemu?" - pyta, ale ja tylko wzruszam ramionami. "Rodzice często się kłócili. Ojciec zdradził mamę i się rozstali..." - urywam na moment i patrzę przez chwilę na Bosco. Chyba go trochę zaskoczyłam. "Wtedy obiecałam sobie, że nie pozwolę, aby mi przytrafiło się to samo, aby ktoś mnie zdradził, rozumiesz? Widziałam jak to potem się kończy, widziałam, jak moja mama płakała po nocach i nie chciałam takiego życia." Milczę przez chwilę. Wiem, że Bosco jest lekko zszokowany. Nie wiem czy moim życiem, czy tym, że tak się przed nim otwieram, czy może i jednym i drugim. Narazie nie chcę wiedzieć, bo jego samopoczucie mało mnie w tej chwili obchodzi. Chcę to wszystko z siebie wyrzucić raz na zawsze, bym potem nie musiała mu tego powtarzać raz jeszcze. Odgarniam włosy i kontynuję, łapiąc głęboko powietrze. "Rodzice postanowili się nami podzielić, jak jakimiś zabawkami." Prycham z pogardą na to wspomnienie, bo kompletnie nie rozumiem postępowania moich rodziców. Jak mogli nas rozdzielić? Przecież byliśmy rodzeństwem, kochaliśmy się i potrzebowaliśmy siebie nawzajem. "Tata wyjechał z Billym do Waszyngotnu, a przynajmniej tak powiedziała mama. Ale nie wiem dokładnie. My zostałyśmy w Nowym Jorku. Ja miałam wtedy osiem, Lettie cztery, a Billy dziesięć lat. Byliśmy tylko dziećmi i nie rozumieliśmy, że już się nie zobaczymy. Nie wiedzieliśmy co jest grane, ale rodziców mało to obchodziło. Myśleli tylko o sobie." Kończę, bo nie mam ochoty już o tym mówić. Bosco chyba o tym wie, bo przytula mnie delikatnie, a ja opieram głowę na jego ramieniu. Bosco całuje mnie czule w czoło i szepcze mi do ucha: "Kochanie, to, że twoim rodzicom nie wyszło, nie znaczy, że nam nie wyjdzie..." Kurcze... Czy on czyta w moich myślach? Kiwam głową, bo wiem, że Bos mówi prawdę, bo nieudane małżeństwo moich rodziców, nie ma żadnego wpływu na związek mój i Bosco i wiem o tym, ale i tak podświadomie boję się, że nam nie wyjdzie, że się nie uda, że coś się spieprzy... "A jeśli mnie zdradzisz?" - pytam, jednak wcale nie chcę odpowiedzi, tylko kontynuje. "Widzę jak patrzysz na Kelly..." - zaczynam, oskarżycielskim tonem, wyrywając się z jego lekkiego uścisku. "Jak patrzę?" - pyta Bos, spoglądając na mnie i mierząc mnie wzrokiem. Może nie powinnam tego mówić? Nie powinnam go oskarżać, bo przecież właściwie nic takiego nie zrobił... "Tak jakbyś..." - zaczynam, ale kiedy widzę jego wzrok przerywam w pół zdania. "Skarbie, nie zdradziłbym cię. Nigdy. Słyszysz? Wiem, że nie zawsze jest między nami dobrze, ale cię kocham. Ciebie i Angie. Jesteście dla mnie najważniejsze i nie chcę was stracić, okay? Zrobię wszystko, by było dobrze" - mówi, głaszcząc mnie czle po twarzy. Uwielbiam jego dotyk. Jest taki delikatny i czuły, pełen miłości i teraz wiem, że nie mam się o co martwić. "A Kelly... Przepraszam... Przecież wiesz..." - dodaje i całuje mnie mocno w usta. "Wiem" - mówię tylko, oddając mu pocałunek. "A teraz chodźmy już na to śniadanie" - mówię i oboje wychodzimy z sypialni trzymając się za ręce.

***

Zmywam naczynia po śniadaniu, kiedy Kelly, siedząca przy stole, zaczyna nagle nawijać. "Bosco, przepraszam za wczorajszą noc..." Mówi to cicho, pewnie po to, by Mikey, który siedzi na kanapie i ogląda telewizję, jej nie słyszał, ale ona chyba nie zna mojego brata - on wie wszystko. Zawsze. Nic się przed nim nie ukryje i wiem, że teraz uważnie nas obserwuje i wsłuchuje się w każde wypowiedziane przez nas słowo. Kelly kompletnie mnie zaskakuje, tym co powiedziała. Siadam naprzeciwko niej przy stole i mówię równie cicho jak ona: "Daj spokój, Kelly. Ty byłaś pijana, ja nie wiedziałem, co robię, a poza tym i tak nic się nie stało" - mówię, na wspomnienie wczorajszej nocy. Pamiętam jak leżałem obok niej, bo Cruz uparła się (niezupełnie świadomie) byśmy spali razem, skoro Mikey zajmuje kanapę. Ja i Kelly chcieliśmy jej to wybić z głowy, ale ona nie dała sobie nic powiedzieć i musieliśmy się położyć. Cruz niemal od razu zasnęła, ale ja i Kelly jakoś nie mogliśmy. Nim się zorientowaliśmy już całowaliśmy się jak szaleni, zupełnie nie zważając na fakt, że obok nas leży niczego nieświadoma Cruz. I pewnie doszłoby do czegoś więcej, gdybyśmy oboje się nie opamiętali. Niby nic tak poważnego się nie stało, ale czułem się podle i Kelly chyba też. Teraz patrzę na nią, jak wbija wzrok w filiżankę czarnej, mocnej kawy, jaką przed pięcioma minutami przed nią postawiłem. Nie podnosi wzroku, bo pewnie nie chce na mnie patrzeć. I nie dziwię się jej, bo przecież muszę ją ranić tym moim ciągłym gadaniem, że "nic się nie stało". Ale co innego mam mówić? Co mam jej powiedzieć? Że może i tego chciałem, ale nie mogłem, bo tak naprawdę nie chcę z nią być? Jeszcze bardziej by mnie znienawidziła. Chociaż w sumie wątpię, żeby mnie nienawidziła. Ona mnie kocha, naprawdę kocha, i wiem o tym, ale nie potrafię przyjąć jej miłości i nic nie mogę na to poradzić. Wstaję od stołu i wracam do zmywania naczyń. Kątem oka widzę, jak Mikey rzuca mi mordercze spojrzenie. Ignoruję to, choć jest mi ciężko, bo Mikey to przecież mój brat. Sięgam właśnie po talerz, kiedy Kelly znowu mnie zaskakuje, mówiąc zupełnie nagle tym swoim spokojnym głosikiem: "Powiedziałam jej, Bosco." To, co mówi kompletnie wytrąca mnie z równowagi. Tak bardzo, że omal nie wypuszczam talerza z rąk. Staram się jednak zachować spokój i powoli odwracam się w jej stronę. Mój wzrok chyba nie wróży nic dobrego, bo Kelly pospiesznie zaczyna się tłumaczyć: "Jakoś samo mi się wyrwało. Chyba za dużo wypiłam." Chyba? - przebiega mi przez myśl, jednak nic nie mówię. "Ale Cruz chyba nic nie pamięta." Oddycham z wyraźną ulgą, jednak mój spokój mąci jedno słowo - chyba. "Jak to chyba?" - pytam gwałtownie, prawie krzyczę. Kelly aż drży z przerażenia. Wiem, że nie lubi kiedy jestem na nią zły. Ale jak mogę nie być? "Powiedziałaś jej, że ze sobą spaliśmy..." - zaczynam, pełnym wyrzutów szeptem. "Przecież cię przeprosiłam, okay?!" - przerywa mi Kelly, gwałtownie. Milkę, bo nie chcę jej jeszcze bardziej ranić. "Poza tym ona i tak nic nie pamięta, więc nic się nie stało, racja?" - dodaje Kelly, a mi odbijają się w uszach tak dobrze mi znane słowa - "nic się nie stało"... "Tak, racja" - przytakuję i wracam do zmywania, bo nie chcę wdawać się z nią w niepotrzebne dyskusje. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Znowu jednak muszę się oderwać od tych cholernych naczyń, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Patrzę błagalnym wzrokiem na Mikey`a, ale on zupełnie mnie ignoruje i pokazuje środkowy palec, dając mi tym samym do zrozumienia, żebym sam się ruszył i otworzył. Klnę cicho pod nosem i idę do drzwi. W progu widzę Billy`ego. Wymieniam z nim standardowe powitanie i wołam Cruz, która siedziała w sypialni i zajmowała się małą, jednak teraz momentalnie pojawia się w drzwiach. "Hej" - mówi i ściska się z Billym, jakby go nie widziała, co najmniej dwadzieścia lat. Ups... Przecież ona naprawdę nie widziała go dwadzieścia lat. Aż nie do wiary. Muszą pewnie teraz wiele nadrobić, więc ja tylko usuwam się pokornie w cień i wracam do zmywania.

***

"Och, jestem wujkiem?" - pyta rozradowany Billy, biorąc Angie na ręce. Kiwam potakująco głową, uśmiechając się. "Jest taka podobna do Amy, kiedy była mała..." - szepcze cicho, a widząc moje zdziwienie szybko wyjaśnia: "To moja córka. Nie widziałem jej już ładnych parę lat... Chyba z trzy, tak sadzę..." Na mojej twarzy maluje się jeszcze większe zdziwienie niż wcześniej. "A ile ma lat?" - pytam, kiedy już otrząsuje się z lekkiego szoku. "Teraz skończy sześć i pójdzie do pierwszej klasy" - odpowiada, tuląc do siebie Angie. "Aha..." - mruczę pod nosem. Chętnie bym go spytała o żonę, dziewczynę, no po prostu o matkę dziecka, ale nie chcę być wścibska. On jednak chyba wyczuwa moje zainteresowanie, bo dodaje: "Moja była żona odebrała mi prawa rodzicielskie. Przez pół roku walczyłem w sądzie o opiekę nad Amy, ale Kate zrobiła ze mnie alkoholika i zdrajcę, który bije ją i dziecko." Urywa na moment, a mnie aż zatyka. "Jak można wymyślać takie bzdury?" - pytam, bardziej sama siebie niż jego. On tylko wzrusza ramionami. "A co u Lettie? Pamięta mnie jeszcze?" - pyta nagle, po krótkiej chwili ciszy. "Lettie nie żyje" - mówię. Obserwuje go przez chwilę. Widzę, że jest zszokowany, załamany, aż oczy mu się szklą. "Przykro mi..." - mówi cicho, przez ściśnięte gardło, powstrzymując napływające mu do oczu łzy. Widzę jego smutek, więc przytulam go delikatnie. Czuję jego rozpacz i jego ból. Taką samą rozpacz i taki sam ból, jaki ja czułam po śmierci siostry. I wiem, że teraz jesteśmy razem i będziemy, bo mamy tylko siebie. Po paru minutach, odsuwam się od niego i uśmiecham się niewyraźnie, przez łzy, które zamazują mi obraz przed oczami. Wycieram je wierzchem dłoni, po czym proponuję: "Mogę ci pokazać zdjęcia, jeśli chcesz." On tylko uśmiecha się do mnie i kiwa głową. Ja oddaję mu uśmiech i siadamy razem na łóżku. Zaczynamy przeglądać nasze stare zdjęcia i wracamy myślami do tych cudownych chwil, jakie razem przeżyliśmy z nadzieją, że teraz nadrobimy stracone lata i już nigdy się nie rozstaniemy, bo w końcu jesteśmy rodziną...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/16, 1:39 am    Temat postu:

super cześć ( to juz standart Very Happy )
Cruz&Bosco&Kelly trojkacik?? ciekawe Very Happy
Fajnie ze Cruz znalazla brata i dobrze ze Mekey rozsodnie mysli moze sprowadzi Bosco do pionu oby Very Happy Mekey jest the best lol
czekam na wicej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/16, 2:06 pm    Temat postu:

Trójkącik był świetny lol Billy fajny facet, pulubiłam gościa. Bosco&Kelly - co za para by z nich była Very Happy i oboje ciągle "Nic się nie stało" xD
Kolejna świetna część :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/17, 1:56 am    Temat postu:

Napisałam nową część. Nie wyszła zbyt dobrze, ale jakoś brak mi weny i to totalnie. Chyba powinnam się na jakiś czas oderwać od pisania. Zabieram się za nowy vid Wink W każdym razie, póki co, oto nowa część ficka. I hope You like it Cool








Głośne pukanie, niemal walenie do drzwi, zbudza mnie ze snu. Na początku chcę to pukanie zignorować i przekręcam się na drugi bok, starając się zasnąć. Nakrywam nawet głowę poduszką, ale to nic nie daje, bo i tak słyszę ten głośny, tak bardzo irytujący łomot. Otwieram powoli oczy i patrzę przez chwilę na Cruz, z nadzieją na to, że to ona pójdzie otworzyć. Ale nie. Ona smacznie sobie śpi, jakby niczego nie słyszała. Nie chcę jej budzić, bo powinna się wyspać (w końcu do ślubu zostały dwa dni), więc wstaję ciężko z łóżka, klnąc cicho pod nosem. Po drodze do drzwi zerkam na zegarek. 6:30. Kurwa, kto tak wcześnie, do cholery? Ludzie chcą spać! Otwieram drzwi gwałtownym ruchem, gotowy do tego, by nawrzucać temu, kto śmie zakłócać mój spokój, jednak momentalnie gryzę się w język, kiedy w progu widzę lekko rozhisteryzowaną i chyba nawet nieco zapłakaną, Kelly. Patrzę na nią przez chwilę. "Boże, oszalałaś? Wiesz, która godzina?" - zaczynam na powitanie. Kelly tylko wzrusza ramionami i mówi, przeciskając się w drzwiach: "Muszę zobaczyć się z Cruz." Kręcę głową z niedowierzaniem. "Jest szósta nad ranem, Kelly!" - wołam za nią, kiedy idzie w stronę sypialni. Ona jednak zupełnie na to nie zważa i już po chwili słyszę jak Cruz wstaje z łóżka, marudząc coś pod nosem. Decyduję, że nie będę się wtrącał w ich babskie sprawy i kładę się na kanapę z nadzieją, że zasnę jeszcze chociaż na pięć minut.

***

Kelly brutalnie obudziła mnie ze snu o szóstej nad ranem. Jestem wściekła, jednak nic nie mówię, bo Kelly wydaje się być okropnie przerażona, a jej rozbiegany wzrok krąży po całym pokoju i co i rusz zatrzymuje się na paczce prezerwatyw leżących na podłodze. "Przeszkodziłam wam w czymś?" - pyta, patrząc wymownie na te cholerne gumki. "Owszem, w śnie" - odpowiadam, kopiąc te przeklęte prezerwatywy pod łóżko. "Yhy, akurat" - Kelly mruczy pod nosem, kręcąc głową. Nie mam ochoty się jej tłumaczyć, a zresztą nie muszę, więc pytam, przecierając oczy, by choć trochę się wybudzić: "Co się dzieje?" Kelly jednak nie odpowiada. Przez dłuższą chwilę. "Kelly, musisz mieć chyba jakiś powód, by budzić mnie o szóstej rano" - zaczynam, coraz bardziej nerwowym tonem. Kelly siada obok mnie na łóżku, po czym mówi cicho, tak, że ledwo ją słyszę: "Spóźnia mi się okres." Wzdycham ciężko, zakładając włosy za ucho. "Ile?" - pytam. "Dwa dni" - odpowiada Kelly, a ja wzdycham ciężko: "Dwa dni? Boże, przecież to nic! Nie masz się czym martwić" - mówię, bo przecież dwa dni to coś normalnego. No może nie normalnego, ale się zdarza i to dość często. "Mam też mdłości" - dodaje Kelly, a ja patrzę na nią przez chwilę. "Robiłaś test?" - pytam, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Kelly wolno kiwa potakująco głową. Oczekuję jakieś odpowiedzi, jest w ciąży czy nie, ale ona nic nie mówi, więc w końcu tracę rzesztki cierpliwości i pytam gwałtownie: "I co?" Kelly podaje mi ten cholerny test. Patrzę na niego przez chwilę, bo aż nie mogę uwierzyć, kiedy widzę na nim dwie kreski - niebieską i czerwoną. "O mój Boże..." - wyrywa mi się, a Kelly momentalnie wybucha płaczem, jakby właśnie przydarzyła się jej największa tragedia na świecie. "Och, Kelly..." - zaczynam, obejmując ją delikatnie. Kołyszę ją wolno w ramionach, by choć trochę się uspokoiła. "To nie koniec świata" - stwierdzam i uśmiecham się do niej niepewnie, ale do niej to jakoś wcale nie dociera, bo nadal zanosi się głośnym płaczem. "Jak nie, jak tak?" - pyta się retorycznie, po czym dodaje: "Nie chcę mieć dzieci, nie jestem na to gotowa" - mówi, ocierając wierzchem dłoni, spadajace jej po policzkach łzy. "Jeff wie?" - pytam, ignorując to, co przed chwilą powiedziała. Ona patrzy na mnie przez chwilę, po czym odpowiada cicho: "Nie. Ale nawet nie wiem czy to jego dziecko." Co? Aż mnie zamurowało. "Zaraz..." - zaczynam, kiedy dociera do mnie sens tych słów. "Miałaś kogoś jeszcze?" - pytam, lekko zszokowana, bo Kelly zawsze ciężko znosiła zerwanie i nigdy bym nie przypuszczała, że tak szybko po rozstaniu z Jeffem znajdzie sobie innego. "To nie było nic poważnego. Tylko jedna noc" - wyjaśnia, a we mnie rośnie coraz większe zdziwienie. "Znam go?" - pytam, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Kelly kiwa przecząco głową. Hmmm... "A kto to był?" - drążę dalej, bo jestem naprawdę ciekawa. Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale jeśli Kelly przychodzi do mnie po radę to chyba powinnam wiedzieć, nie? "Nikt ważny. Nie znasz" - mówi tylko, ucinając jakąkolwiek dyskusję na ten temat. Kelly wstaje z łóżka i podchodzi do okna. Widzę jak bezmyślenie wpatruje się w szybę i wiem, że ona wcale nie chce tego dziecka, naprawdę nie chce. Tylko dlaczego? Przecież musi mieć jakiś powód. Pytam jednak, bo nie mogę przecież wyciągać pochopnych wniosków: "Co zamierzasz zrobić?" Ona odwraca się w moją stronę i mówi cicho: "Nie mogę go urodzić, Ritza. Naprawdę nie mogę" - odpowiada, a ja tylko potrząsam głową, bo nic już nie rozumiem. "Dlaczego?" - pytam. "Chodzi o ojca dziecka?" - zadaję kolejne pytanie, nawet nie czekając na odpowiedź na poprzednie. "Nie, Cruz. Chodzi o mnie" - mówi tylko Kelly, ale ja i tak nie daję za wygraną, bo po prostu muszę wiedzieć co to za dupek posuwał Kelly tak niefortunnie, że zaszła w niechcianą ciążę. Przecież to trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby się nie zabezpieczyć, a przecież na pewno się nie zabezpieczyli, skoro Kelly jest w ciąży. Ale kurwa, kogo ja tutaj oskarżam? Sama bzykałam się z Bosco, zupełnie nie zważając na ryzyko. Ale ja nie żałuję - mam Angie. A za dwa dni będę mieć też Bosco. I jestem szczęśliwa. Ale Kelly nie wygląda na szczęśliwą. "Nie chcę mieć dziecka. Nie teraz. Mam pracę, moja kariera się rozwija, a poza tym kompletnie się na tym nie znam i nie dałabym sobie rady..." - zaczyna mi się tłumaczyć, ale ja jej przerywam. "Przecież nie byłabyś sama. Ojciec dziecka by ci pomógł, ja bym ci pomogła..." - mówię, bo nie rozumiem, jak ona w ogóle może myśleć o przerwaniu ciąży. Przecież to takie egoistyczne! Ja też zaszłam w nieplanowaną ciążę z facetem, który potraktował mnie jak jednorazową przygodę, ale ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, by pozbyć się dziecka, jak jakiegoś zbędnego śmiecia, bo przecież to żywa istota, więc zupełnie nie rozumiem Kelly. "Ty nic nie rozumiesz!" - przerywa mi Kelly i chyba po raz pierwszy się z nią zgadzam. Tak, nie rozumiem jej. Zupełnie jej nie rozumiem. I wcale nie chcę zrozumieć, bo nie potrafię. I nim się orientuję Kelly już jest za drzwiami mojego mieszkania. Wzdycham ciężko, wściekła na siebie, że tak to wszystko rozegrałam. Mogłam być bardziej delikatna, może wtedy coś by do niej dotarło? Wstaję z łóżka, kiedy słyszę płacz Angie. Podchodzę do łóżeczka i biorę małą na ręce. Tulę ją do siebie i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że niecały rok temu byłam niemal w takiej samej sytuacji jak Kelly, ale ja sobie poradziłam. I Kelly też sobie poradzi. Musi tylko w to uwierzyć i tego chcieć. Ale czy chce? Pogadam z nią jeszcze, bo przecież nie mogę tego tak zostawić. Kelly to moja przyjaciółka i potrzebuje pomocy. A ja naprawdę chcę jej pomóc. I pomogę, a przynajmniej się postaram. Nech wie, że naprawdę nie jest z tym sama, bo przecież może na mnie liczyć, tak jak ja mogłam liczyć na nią...

***

Gdzie są te cholerne gumki? Gdzie ja je wczoraj zostawiłem, do cholery? Dziś mam wieczór kawalerski i naprawdę ich potrzebuję. Nie żebym zamierzał z nich skorzystać, ale na wszelki wypadek nie zaszkodzi... Zaczynam przeszukiwać łóżko. I na co natrafiam? Test ciążowy?! I to z pozytywnym wynikiem! Patrzę na Cruz, która właśnie wychodzi z łazienki w samym szlafroku i wyciera włosy ręcznikiem. Stoję tak z tym testem ciążowym w ręcę i mierzę ją uważnym spojrzeniem. Czyżby znowu była w ciąży? O matko... Nie żebym nie chciał mieć więcej dzieci, bo chcę, ale po co tak szybko? Przecież Angie ma dopiero trzy miesiące. "Co jest?" - pyta Cruz, uśmiechając się w moją stronę. "Co to jest?" - pytam, kiedy tylko wyrywam się z chwilowego szoku, pokazując jej test ciążowy. "Ach, to..." - wzdycha lekko Cruz, zaczynając czesać włosy. "Tak, to" - przytakuję, czekając na to, aż powie coś więcej. "Test ciążowy" - mówi tylko, jakbym nie wiedział. Wiem, jak wygląda test ciążowy, na Boga! I wiem, jak wygląda POZYTYWNY test ciążowy i mogę z całą pewnością stwierdzić, że ten taki jest. "To widzę" - mówię tylko, a ona uśmiecha się do mnie, co jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi. "Czemu mi nie powiedziałaś?" - pytam, bo kiedy widzę jej promienny uśmiech to jestem niemal pewien, że test jest jej i że już niedługo znowu zostanę ojcem. Nie żebym miał coś przeciwko, ale czemu to musi być kolejna wpadka, co? Nie możemy choć raz czegoś zaplanować? Czy naszym życiem zawsze musi rządzić przypadek? Jak do tej pory te przypadki były całkiem przyjemne, ale teraz... Po prostu jestem zaskoczony. Ale dziecko to nawet nie jest taki zły pomysł. Mogę się nawet ucieszyć, jeśli tylko Cruz tego zechce. "O czym? Nie jest mój" - mówi Cruz, zakładając bluzkę. Co? Czyli, że nie będę ojcem? Łee... Szkoda. A już pogodziłem się z tą myślą i nawet się ucieszyłem. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Zawsze możemy popróbować. Jednak ten cholerny test nadal nie daje mi spokoju. Jestem ciekaw do kogo należy, więc pytam prosto z mostu: "A czyj?" Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nic nie poradzę na to, że ciekawość mnie wprost zżera. "Kelly" - odpowiada Cruz, a ja czuję, że wolałbym nie znać odpowiedzi na moje pytanie i żałuję, że je zadałem. Kelly jest w ciąży? Czyli, że jednak mogę być ojcem, tak?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/07/17, 3:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/17, 12:30 pm    Temat postu:

Ale się pomieszało Very Happy Ty rzeczywiście komplikujesz Kelly życie lol Mam nadzieje, że ojcem jest Bosco, tzn. byłoby zajebiście, że tak powiem
Kolejna świetna część i oczywiście I love it! lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/17, 3:03 pm    Temat postu:

scully napisał:
Ty rzeczywiście komplikujesz Kelly życie lol

No raczej lol Po prostu nie mogłam się powstrzymać, hehe Wink Tylko nie wiem, co z tym teraz zrobić...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/17, 4:13 pm    Temat postu:

Jak to co? lol Bosco zaliczy z nią wpade i będzie wesoło Jestem okropna dla Kelly, ale mogłoby być ciekawie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/17, 6:54 pm    Temat postu:

super czesc. faktycznie kompliikujesz Kelly zycie Smile
ja wiem ja wiem co zrobic lol Cruz sie dowie ze to dziecko Bosco i go wyrzuci a Kelly tez nie bedzie chciala z nim byc bo zranil Cruz i one sobie razem beda radzic a Bosco sam Very Happy haha ale wymysliłam co Ty na to?? lol czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/20, 2:02 am    Temat postu:

Weny nie ma, ale naskrobałam coś nowego. Mam nadzieję, że się spodoba Czekam na komentarze lol






Wieczór panieński mam co prawda dopiero za dwie godziny, ale kazałam przyjść Kelly wcześniej, bo muszę z nią pogadać. I to poważnie. Patrzę na Bosco, który bez jakiegokolwiek zainteresowania przełącza kanały w telewizorze. Siadam obok niego na kanapie i zaczynam się głośno zastanawiać, jakbym oczekiwała, że Bosco odpowie mi na moje pytania. "Ciekawe czyje to dziecko..." - mruczę pod nosem, zawijając kosmyk włosów na palec. Marszczę czoło i staram się przypomnieć sobie wszystkich facetów Kelly. Miała ich trochę. Tak samo jak ja, tyle, że Bosco to od bardzo dawna mój jedyny facet i nie ciągnie mnie do innych. Za to Kelly nigdy nie traktowała żadnego związku poważnie. "Jakie dziecko?" - Bosco wyrywa mnie z zamyślenia swoim pytaniem. Wznoszę oczy do góry, po czym mówię, jakby to było coś oczywistego. "No Kelly." Wzdycham ciężko, bo nie rozumiem jak Bosco może się tym zupełnie nie przejmować. Omal jej nie posuwał, a teraz ma ją gdzieś. Właśnie... Omal jej nie posuwał! Omal... No właśnie. Nie spał z nią. Co mi w ogóle chodzi po głowie, co? "A skąd mam wiedzieć, kurwa. Nic mnie to nie obchodzi" - warknął w moją stronę, zrywając się z kanapy, a ja aż zadrżałam przerażona jego nagłym i niespodziewanym wybuchem. Co go tak wkurza? Nie mogę się nawet głośno zastanawiać? "Tak tylko myślałam..." - zaczynam się tłumaczyć, ale on gwałtownie mi przerywa: "A co cię to obchodzi? To jej problem!" Jestem coraz bardziej zszokowana jego zachowaniem. "Problem?" - pytam, ale nie czekając na odpowiedź kontynuję, pełnym wyrzutów tonem: "Dziecko jest dla ciebie problemem?" On tylko cicho wzdycha, jakby miał mnie serdecznie dość (a może i ma), po czym mówi: "Nie, dla mnie nie. Ale dla Kelly najwyraźniej tak" - urywa i nim się orientuję bierze kluczyki od samochodu. Idzie do drzwi, a widząc moje zdziwienie momentalnie wyjaśnia: "Jadę na piwo." Kiwam tylko głową, ale nadal jestem zszokowana tym jego wybuchem. Co się z nim dzieje? Może po prostu denerwuje się ślubem, co? Ale z drugiej strony ja też się denerwuję, ale nie zachowuję się w ten sposób. On chyba wie, że trochę przegiął (jak zwykle), bo podchodzi do mnie i całuje delikatnie w czoło, mówiąc cicho: "Kochanie, po prostu myślę, że nie powinnaś się wtrącać, wiesz? To jej życie i jej sprawa." Patrzę na niego przez chwilę, po czym cicho przynaję mu rację, bo chyba naprawdę ją ma: "Może masz rację..." On tylko uśmiecha się do mnie, a ja niepewnie odwzajemniam uśmiech. Po chwili Bosco wychodzi na to swoje piwo, a ja wracam do rozmyślania o Kelly i jej "problemie". Co powinnam jej doradzić? A może naprawdę nie powinnam się wtrącać?

***

Idę ulicą, bo zrezygnowałem z samochodu. Jakoś nie miałem ochoty tłuc się przez godzinę po zatłoczonych ulicach Nowego Jorku, byle tylko wypić piwo. Już wolę się przejść. Tak będzie o wiele szybciej, bo nie stoi się w korku. Idę, zupełnie nie zważając na spadający z nieba zimny deszcz ze śniegiem. Mam nadzieję, że do jutra pogoda się poprawi, bo Cruz się wścieknie jeśli będzie padać. Idę przed siebie i zupełnie niechcący potrącam jakąś kobietę, która pcha ze sobą wózek z malutkim dzieckiem. Słowo "przepraszam" jakoś samo wyrywa się z moich ust. Kobieta uśmiecha się tylko, dając mi do zrozumienia, że nic się nie stało i odchodzi, ale ja jeszcze długo za nią patrzę. Tak długo dopóki nie skręca w róg ulicy i nie znika z mojego pola widzenia. Wydawała się być szczęśliwa, że jest mamą. Cruz też jest szczęśliwa. Ale czy Kelly również by taka była? Ona jest inna. Zupełnie inna. To taki typ dziewczyny bez zobowiązań, która lubi się zabawić, ale nic więcej. Przynajmniej taka mi się wydawała, ale po tym, co ostatnio mi powiedziała to sam już nie wiem... Ale w ogóle nie pasuje mi do niej dziecko i macierzyństwo. Ale z drugiej strony do Cruz też mi to nie pasowało, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez Angie. Jeśli Kelly jest w ciąży ze mną, to chyba razem powinniśmy podjąć jakąś decyzję. W końcu nie może sama o wszystkim decydować. Z drugiej strony jutro się żenię i nie mogę mieć przecież dziecka z inną kobietą... Cruz mogłaby się zorientować, że dziecko Kelly jest do mnie podobne i miałbym przerąbane. Mijam jakiś sklep, w którego witrynie jest masa upominków na jutrzejsze walentynki. Tak... Walentynki. Może walentynka to dobry pomysł, by Kelly zechciała ze mną rozmawiać? Co prawda nigdy nie wysłałem żadnej walentynki, poza tą do Jamie, kiedy byłem w 6 klasie, ale dziewczyny uważają to za urocze i romantyczne. Osobiście nie widzę w tym nic romantycznego, ale może jedna z tych idiotycznych kartek przekona Kelly, by ze mną porozmawiała? Już mam wejść do tego sklepu i kupić tą kartkę, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, żę pojęcia nie mam, gdzie teraz mieszka Kelly i gdzie miałbym wysłać tą walentynkę. Rezygnuję więc. Idę dalej przed siebie, kiedy znowu na kogoś wpadam. I tym razem nie wpadam na nieznajomą kobietę, ale na Kelly. Chwytam ją za ramiona, by się nie przewróciła albo mi nie uciekła. Patrzę na nią przez chwilę, a ona na mnie. Chyba wie, że ja wiem. "Cruz ci powiedziała?" - pyta, a ja tylko kiwam głową. Kelly spuszcza wzrok. Jest wyraźnie zmieszana. "Nie wiem, czy jest twoje" - mówi, wbijając wzrok w ziemię. Patrzę na nią uważnie i już mam zamiar coś powiedzieć, jednak zanim zdążę wydobyć z siebie choć słowo Kelly mówi, podnosząc wzrok i patrząc mi prosto w oczy: "W każdym razie na jutro jestem umówiona z lekarzem. Jutro będzie po wszystkim." Widzę, że jest pewna tego, co mówi, chociaż sprawia jej to ból. Widzę jak łzy gromadzą się w jej oczach, kiedy mówi, uśmiechając się niepewnie, mimo wszystko: "Może nawet zdążę na wasz ślub?" Patrzę na nią i mówię, kiedy już wyrywam się z chwilowego szoku, w jaki wpadłem po wysłuchaniu jej słów: "Kelly, nie musisz tego robić. Jeżeli to moje dziecko to chyba mam prawo coś powiedzieć, a ja nie chcę byś to robiła, rozumiesz?" Ona jednak potrząsa gwałtownie głową i mówi: "Bosco, jutro się żenisz. Nie chcę niszczyć ci życia. A poza tym już postanowiłam." Wyrywa się z mojego lekkiego uścisku i zaczyna odchodzić. "Kelly..." - zaczynam, chcąc ją zatrzymać. Ona jednak się nie zatrzymuje tylko rzuca mi jeszcze przez ramię: "Zapomnij, Bosco." I tyle. Przyspiesza kroku i zaraz znika za rogiem, zostawiając mnie kompletnie osłupiałego na środku ulicy.

***

Wieczór panieński. Uśmiecham się do wszystkich i udaję, że dobrze się bawię, ale tak naprawdę to martwię się o Kelly. Przyszła dziś, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Pokłóciłyśmy się i szybko wyszła. Powiedziała, że już postanowiła i nie zmieni swojej decyzji i że nie ma sensu, bym ją przekonywała. Czemu ona jest taka uparta i nie da sobie nic powiedzieć, co? Czemu? Będzie tego żałować, naprawdę. Ja nie mogę sobie wyobrazić życia bez Angie. I ona, gdyby urodziła, też nie mogłaby sobie wyobrazić życia bez swojego maleństwa. Ale ona nawet nie chce dać mu szansy... Z zamyślenia wyrywa mnie głośny chichot Rose. Boże, ta kobieta jest niesamowita! Już wiem po kim Bosco odziedziczył charakerek. Rose staje przed nami z butelką Jacka Danielsa w ręce i mówi, wskazując na mężczyznę wchodzącego właśnie do domu: "Niespodzianka!" Wszystkie dziewczyny (ja zresztą też) otwierają usta ze zdziwienia, kiedy orientują się, że właśnie stoimy oko w oko z najprawdziwszym striptizerem! Wszystkie dziewczyny są już tak mocno wstawione, że bez jakiegokolwiek skrępowania zaczynają dopingować faceta, który zmysłowymi ruchami zaczyna powoli rozpinać skórzaną kurtkę. Jestem tak zszokowana, że nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. "Pomyślałam sobie, że skoro chłopcy mają dziewczyny, to my powinnyśmy postarać się o jakiegoś faceta" - mówi mi do ucha Rose, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem. "Jesteś stuknięta!" - stwierdzam z uśmiechem. "Potraktuję to jako komplement" - mówi tylko Rose, uśmiechając się do mnie. "Ten przystojny gość jest dziś cały twój, więc baw się dobrze. Obiecuję, że nic nie powiem Mauricowi" - chichocze, a mi po chwili również udziela się jej dobry nastrój i zaczynam się naprawdę dobrze bawić. W końcu to mój wieczór, racja?

***

Wieczór kawalerski. Staram się robić dobrą minę do złej gry, ale nawet seksowne do granic możliwości laski, które wiją się przede mną nie są w stanie poprawić mojego humoru. Zadziwiające, bo zawsze marzyłem o kilku panienkach, które robiłyby wszystko, by mnie zadowolić, ale teraz, kiedy naprawdę spotykam takie laski nie mam ochoty na cokolwiek, a już na pewno nie na dziki seks z jakąś strptizerką. Za to Davis nie ma żadnych zahamowań. "Te Bosco, masz może..." - zaczyna, ale ja tylko podaję mu paczkę prezerwatyw, zanim Ty zdąży skończyć. "Rany stary, dzięki" - mówi cały rozradowany, zabierając ode mnie gumki. "Jasne, baw się dobrze" - mruczę tylko pod nosem, sącząc powoli piwo. Nawet pić mi się nie chce. Nic mi się nie chce. W końcu Mikey zauważa mój parszywy humor, bo zostawia swoją nową laskę, z którą obściskiwał się przez ostatnie piętnaście minut i siada obok mnie. "Hej, co jest stary? Obiecałem Cruz, że będę cię pilnował, żebyś nie zrobił jakiegoś głupstwa, ale chyba Cruz nie ma się o co martwić. Co się z tobą dzieje? Rozejrzyj się dookoła. Wszędzie pełno foczek... To twój wieczór kawalerski, ostatni wieczór wolności, powinieneś się cieszyć i bawić, póki jeszcze możesz..." - zaczyna przekonywać mnie do zabawy, ale jakoś to na mnie nie działa. Nie mam na to kompletnie ochoty. Mam za wiele problemów na głowie, by myśleć o imprezowaniu. Jutro biorę ślub, a Kelly najprawdopodoniej jest ze mna w ciąży i chce ją usunąć, w ogóle nie pytając mnie o zdanie i nie dopuszczając do głosu. Czy w tych okolicznościach mogę się dobrze bawić? Wątpię. Mikey nadal jednak gada swoje: "Wiesz, co? Masz" - mówi, podając mi gumki. "Idź na górę z tą Kathy. Niezła z niej dupa. Skorzystaj z okazji" - proponuje, wskazując głową rudowłosą dziewczynę. "Zabaw się, wyluzuj... Nic nie powiem Cruz, poważnie. Po prostu dobrze się baw, okay?" - mówi, klepiąc mnie po plecach. Widzę jak wraca do tej swojej Heather, czy jak jej tam i uśmiecham się do niego. On tylko puszcza do mnie oko, jeszcze raz wskazując głową na rudą. Przekręcam oczami. Nie zamierzam `skorzystać z okazji`, jak to ujął Mikey i kiedy brat tego nie widzi wciskam te przeklęte gumki Carlosowi...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/07/20, 11:31 am    Temat postu:

Ty to nazywasz brakiem weny?? no ladnie. przeciez ta czesc jest zajebista zreszta jak wszystkie inne Smile
ale wychodze z zalozenia po przeczytaniu tej czesci ze Bosco to palant. taki swiety sie zrobil na dzien przed slubem??
a moze on nie umie stosowac gumek dlatego za kazdym razem wpada lol a Cruz mogla by sie skapowac ze cos nie tak. jak Bosco moze tak sie bawic Cruz

czesc super i czekam na wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/07/20, 12:33 pm    Temat postu:

Aj ten Bosco. Nie skorzystał z okazji, żeby kogoś przelecieć? Dziwne lol Aż do Bosco nie pasuje
Taa i ty w ogóle śmiesz mówić, że Ci weny brakuje. Dziwczyno, to jest kolejna świetna część :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/07/20, 2:10 pm    Temat postu:

Kinia napisał:
a moze on nie umie stosowac gumek dlatego za kazdym razem wpada lol

Rozwaliłaś mnie tym tekstem Laughing
Wiecie, może mam wenę, ale tylko do tego opowiadania, a inne jakoś mi nie idą... A chyba powinnam w końcu coś naskrobać, nie?
Co do Bosco to chciałam, by się choć trochę na lepsze zmienił, bo chyba przesadziłam robiąc z niego takiego dupka i chciałam by teraz było w miarę okay i zachował się jakoś przyzwoicie, ale ciężko to wszystko odkręcić... Zamotałam Crying or Very sad Teraz to mi najbardziej żal Bosco... Co on biedny ma zrobić? Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin