Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/22, 10:48 pm    Temat postu:

zoe napisał:
a gdzie mój davis? ;(

Aaaa... Powiedzmy, że rozpacza po śmierci Sullivana Razz
Ale może gdzieś go wcisnę między wierszami Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/05/23, 12:26 am    Temat postu:

hej opowiadanie super naprawde. omalo nie spuznilam sie na autobus bo czytalam zamiast wyjsc z domu Very Happy szkoda mi Santiego ale ja wole Bosco wiec Fajnie ze Cruz to zakonczyla. tylko zeby Manny nie zrobil jej jakiegos swinstwa jak ta Sara podbijajac do Bosca w szpitalu. albo niech sie skumaja i beda razem Very Happy a Bosco&Cruz duet niesmiertelny. bardzo mi sie podoba taka odmieniona Cruz. moze troche za bardzo sie rozczula ale poza tym jest super. zreszta Cruz zawsze jest super Very Happy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/25, 4:20 pm    Temat postu: Część trzydziesta szósta

Słowo wstępne: Dobra. Napisałam coś. Takie to jakieś niewyraźne, ale ostatnio nie mam weny, więc jest jak jest. Po prostu chciałam coś wrzucić.

Część trzydziesta szósta

Cruz szła w stronę szpitala, mocno trzymając za rączkę ciemnej torby, którą miała przewieszoną przez ramię. Starała się uspokoić, ale jakoś nie potrafiła. Szła jednak pewnym krokiem, patrząc prosto przed siebie. Sprawiała wrażenie osoby mocno stąpającej po ziemi, pewnej siebie i tego, czego chce. Wyglądała też na opanowaną, ale wcale taka nie była. W jej duszy wszystko krzyczało. Każda jej cząstka była totalnie zagubiona i niepewna. Niepewna niczego. Cruz kompletnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić i zastanawiała się, czy to z nią jest coś nie tak, czy może z Mannym lub Bosco. No, bo przecież nigdy do tej pory nie była rozdarta między dwoma mężczyznami, mężczyznami, którzy wiele dla niej znaczyli i właściwie nie potrafiła spośród nich wybrać jednego, bardziej dla niej ważnego. Ale wybrała. Wybrała. Tylko czy aby na pewno dokonała właściwego wyboru? - myślała, otwierając ciężkie drzwi wejściowe. Wzięła kilka głębokich wdechów, kiedy szła w stronę sali Bosco. Powinna z nim teraz być. Tak, z całą pewnością powinna. W końcu Bos dostał kulkę. Cruz nie wyobrażała sobie, by mogła go teraz zostawić samego. A może raczej nie wyobrażała sobie tego, by mogła być sama dzisiejszej nocy? Nie chciała być sama. Nie mogła być sama, bo wiedziała, że jeśli nie będzie z Bosco to najprawdopodobniej poleci do Santiago i wszystkie jej mocne postanowienia i obietnice, że już nigdy, przenigdy i w ogóle z nim nie będzie, wezmą w łeb. Westchnęła lekko i już miała złapać za klamkę i wejść do sali, kiedy przed nią,. jak spod ziemi, wyrosła Emily. Emily Yokas.
- Hej. Jak tam Bosco? - spytała.
- Um... Cześć. Chyba dobrze - odpowiedziała.
- Mama jeszcze z nim rozmawia...
- Aha - mruknęła Cruz i odeszła od drzwi.
Usiadła na pobliskim krześle. Em usiadła obok niej. Właściwie to Cruz nie wiedziała czemu nie weszła do środka. Przecież mogła. Powinna. Ale w gruncie rzeczy chyba nie chciała. Musiała najpierw poukładać sobie wszystko w głowie, a dopiero potem porozmawiać z Bosco.
- Ty go przywiozłaś? - spytała Cruz.
- Ja prowadziłam. Była z nim ta zdzira, Sarah - odpowiedziała przekręcając oczyma.
- Zdzira? - zdziwiała się Ritz. - Wydawała się być miła...
- Yhy, akurat. Robi maślane oczy do każdego napotkanego faceta. Na twoim miejscu uważałabym na nią. Niech Bosco się do niej nie zbliża - powiedziała całkiem poważnie.
Cruz lekko się zaśmiała. Nie sądziła, że Bosco zwróciłby uwagę na Sarę. Może i była w jego typie, wysoka, zgrabna blondynka, ale Bos to w końcu Bos. Lubi się ostro zabawić, ale w gruncie rzeczy jest wierny tylko jednej kobiecie. W tym przypadku jej - Cruz. Więc Ritz nie miała się czym martwić. Chyba...

***

- Bos... - zaczęła Faith.
Wiedziała, że ciężko im będzie rozmawiać o Cruz, ale naprawdę powinni. W końcu nie zostało wiele czasu. Cruz powinna jak najszybciej mieć ten przeszczep, a Bosco nawet nie poruszył z nią tematu leczenia. I to od dobrego tygodnia...
- Bosco, wiem, że to dla was obu trudne, ale pomyśl... Cruz chyba po coś zrobiła tą aborcję... - zaczęła.
Bos westchnął ciężko na samo brzmienie tego słowa. Owszem, robiła ją "po coś", robiła ją po to, aby wyzdrowieć. Ale takiej gwarancji nie miała. Bosco wiedział o tym, ale wierzył, że leczenie się uda, przeszczep się przyjmie i wszystko będzie okay. Tylko, że to były tylko jego marzenia... Nie rzeczywistość. I sam już nie wiedział czy dobrze zrobił namawiając Cruz do tego, aby tą aborcję zrobiła.
- Musimy teraz o tym rozmawiać? - spytał, przekręcając oczyma.
- Bos, jeśli mam być dawcą... - zaczęła, nabierając głęboko powietrza. - Muszę wiedzieć co i kiedy mam zrobić i w ogóle... Bos... Chcę to zrobić, zrobić to dla ciebie, ale nie wiem jak i czy Cruz w ogóle tego chce...
- Chce - przerwał jej, ale jakoś bez przekonania.
- Rozmawiałeś z nią o tym?
- Nie, ale...
- A przyszło ci do głowy, że ona wcale nie chce się leczyć? - spytała, rozkładając bezradnie ręce.
Tak, pewnie, że przyszło mu to do głowy. Myślał o tym nie raz, zastanawiając się, czy nie lepiej będzie być z nią przez pare tygodni, miesięcy, ale za to w pełni wykorzystując ten czas, niż przez 2 lata, patrząc na to jak Cruz, jego ukochana Cruz, powoli umiera. Nie wiedział co ma wybrać. Wybrał drugą opcję, bo chciał być z nią jak najdłużej i miał nadzieję na wyleczenie. Ale z każdym dniem, co raz bardziej tą nadzieję tracił...
- Pogadam z nią dziś, okay?
- Bos... - westchnęła Yokas, chcąc jeszcze coś powiedzieć.
- Zadzownię do ciebie - dodał, kończąc rozmowę.
Faith pokiwała głową, wzięła swoją torebkę, cmoknęła go lekko w policzek i wyszła z sali, zostawiając go samego z bijącymi się po głowie myślami.

***

Cruz natychmiast wstała, kiedy drzwi od sali Bosco otworzyły się. W progu stała Faith.
- Cruz, dlaczego nie weszłaś? - spytała zdziwiona.
- Nie chciałam wam przeszkadzać - odpowiedziała zgryźliwie. - Gadałam z Em - dodała, wstając.
Poszła w kierunku drzwi do sali, obojętnie mijając Yokas, która wydawała się jej jakaś dziwna, niewyraźna... "Co z nią?" - przemknęło jej przez myśl. "A z resztą co mnie to obchodzi? Czy ona kiedykolwiek martwiła się o mnie?" Weszła do sali nawet nie patrząc w stronę stojącej ze spuszczoną głową Faith. "Czyżby płakała? Tak wyglądała. Ale dlaczego? Przez Bosco? Znowu powiedział coś czego nie powinien mówić? Cały Bos..." - pomyślała, stając obok jego łóżka.
- Co z Yokas? - spytała, jakby od niechcenia.
- Nie wiem - odparł tylko Bos, nawet na nią nie patrząc.
Wiedział, że prosił Faith o wiele, ale przecież nie o niemożliwe. Tylko szpik. Tylko i aż. Ale dla niego było to bardzo ważne. Faith powinna mu się jakoś odwdzięczyć za to co dla niej zrobił, w końcu uratował jej życie i to nieraz, a poza tym powinna go jakoś przeprosić za te ostatnie trzy napięte lata między nimi, a były one napięte bynajmniej nie z jego winy, ale z winy Yokas, która mu nie wierzyła i sprawdzała go... Robiła mase świństw, a on to znosił. Z trudem, ale znosił. Po tym jak Faith nie uwierzyła mu w sprawie strzelania myślał, że już nigdy nie będzie między nimi jak dawniej, ale kiedy zszedł się z Cruz wiedział, że skoro wybaczył Ritzie wszystkie złe rzeczy jakie zrobiła, to powinien wybaczyć również Faith. I tak zrobił. Wybaczył, ale nie zapomniał. Nie potrafił zapomnieć... Chyba, że Faith byłaby dawcą. Powiedziała, że będzie, dla niego. Ale czy naprawdę to zrobi? Nie wiedział, czy byłaby do tego zdolna. Przecież ona naprawdę nienawidziła Cruz.
- Okay - powiedziała tylko Ritz, wiedząc że Bos coś przed nią ukrywa.
Nie zamierzała go jednak ciągnąć za język, bo po co? W końcu nic co dotyczy Faith Yokas nie powinno jej obchodzić, a już na pewno nie powinno jej obchodzić jej złe samopoczucie.
- Przyniosłam ci coś... - powiedziała, wyciągając z torebki paczkę z pobliskiego baru. - Chińszczyzna - wyjaśniła, podając mu jedzenie. - Wiem jak karmią w tym szpitalu, więc.. - uśmiechnęła się lekko.
- Rzeczywiście - przyznał jej rację. - Dzięki - również się uśmiechnął.
Jedzenie w szpitalu było okropne. Naprawdę okropne. Nie żeby było złe - było po prostu opowiednio dobrane i nie można było znaleźć tam nic dobrego, czegoś co je się na co dzień, na przykład frytek... I to było dobijające. Cruz nie znosiła szpitalnego żarcia. Był to jeszcze jeden z wielu powodów, dla których nie cierpiała szpitali. Usiadła na krześle. Chciała być z Bosco. Tak po prostu być. Przy nim. Na zawsze... Choćby to zawsze miało trwać tylko pare miesięcy, może rok. Bo właśnie siedząc tak i patrząc na niego zdała sobie sprawę z tego, że nie zostało jej wiele czasu, że im nie zostało wiele czasu, a ona jeszcze to niszczyła będąc z Santim. Tak, zdecydowanie nie powinna być z Mannym. I nie będzie - obiecała sobie.

***

Cruz weszła do komisariatu. Co prawda nie chciała iść do pracy, bo wolała być z Bosco, ale Bos kazał jej iść do roboty, by się trochę oderwała od szpitala. W końcu ile można tam siedzieć? Sama się leczyła, a jeszcze siedziała przy jego łóżku. Tak, zdecydowanie powinna iść do pracy i odpocząć od lekarzy, szpitala i całej tej otoczki. Tym bardziej, że przecież niedługo sama powinna zacząć się leczyć - trzeba zrobić ten przeszczep. Po prostu trzeba. I to jak najszybciej. Wiedziała o tym, ale nadal nie potrafiła w pełni dopuścić do siebie tej myśli, myśli o tym, że kolejne miesiące spędzi w szpitalu. A poza tym bała się, że przeszczep się nie przyjmie. I co wtedy? Umrze. Tylko, że szybciej. Znacznie szybciej. A tego nie chciała. Bała się śmierci. Cholernie się jej bała. Rozjerzała się niepewnie po komendzie. Weszła do swojego biura i aż ją zamurowało. Manny wyciągał ze swojego biurka wszystkie rzeczy i chował je do kartonowego pudełka. Co on do cholery wyprawiał??? Co???
- Co robisz? - wydukała, totalnie zaskoczona.
- Przenoszę się - odpowiedział takim tonem, że Cruz aż zadrżała.
Był taki oschły, obcy... Santiago był teraz zupełnie innym Santiago, jakiego Cruz wcześniej znała. I to ją przerażało. Z trudem przełknęła ślinę.
- Jak to się przenosisz? - spytała, nadal mocno wstrząśnięta.
- Normalnie - odpowiedział obojętnie, wzruszając ramionami. - Poprosiłem o przeniesienie i dostałem je, bez problemu - dodał, chowając do pudełka kilka notesów i teczek.
- Mogę wiedzieć dlaczego? - spytała, udając obojętność.
Spojrzała na niego. Założyła ręce na piersiach i zmierzyła go uważnym, wręcz groźnym, spojrzeniem. Była w szoku. I było jej smutno. Ale nie zamierzała tego po sobie pokazywać. Nie. Ostatnio za często pozwalała sobie na okazywanie uczuć i nigdy nic dobrego z tego nie wynikało. Tym razem zapewne też nic by z tego nie było, więc wolała udawać obojętność, choć było to trudne. Manny nawet nie rzucił na nią okiem. Nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami i schował do kartonu kolejną teczkę.
- Chodzi o mnie? - bardziej stwierdziła niż spytała Cruz.
- To nie ma żadnego związku z tobą - powiedział.
Oboje jednak wiedzieli, że skłamał. Cruz była pewna, że to przez nią odchodzi z 55-tego, a Manny wiedział, że tak istotnie było. Ale co mógł powiedzieć? Nie chciał się z nią rozstawać, ale to ona postawiła warunki. Albo on albo Bosco. Wybrała Bosco. Więc dla niego nie było już miejsca w jej życiu. Wiedział o tym, więc chciał odejść. I wiedział, że odejdzie. I Cruz w żaden sposób go nie zatrzyma. Zresztą chyba nawet nie chciała. A może chciała, ale nie dawała tego po sobie poznać? Stała w progu patrząc na niego obojętnym wzrokiem. Zaskoczyła go tym, bo spodziewał się, że będzie go zatrzymywać. Ale nie zrobiła tego. A ta jej obojętność bolała go bardziej niż to, co powiedziała wczoraj.... "Nie mogę tak dłużej... To nie powinno się zdarzyć... To... Naprawdę był błąd i do tego w ogóle nie powinno było dojść..." - wciąż kołatały mu się po głowie te słowa, jej słowa, które tak boleśnie go zraniły... Bardzo zraniły. Spojrzał na nią uważnie. Zrobił pare kroków w jej stronę. Ich oczy znowu się spotkały. Poczuł przyjemny dreszcz. Uwielbiał jej spojrzenie. Właściwie to wszystko w niej uwielbiał. Ale nie powinien jej uwielbiać, kochać tak jak kochał i wiedział o tym. Wziął leżące na biurku pudełko, chociaż nie spakował jeszcze wszystkiego. Minął ją obojętnie. Wyszedł z biura, cicho zamykając za sobą drzwi. Cruz stała jak osłupiała. Nawet się nie ruszyła. Była w totalnym szoku. Jak to odchodzi? No jak? To jej wina. Jej. Czemu go nie zatrzymała? Przecież chciała. Chciała, ale nie zrobiła tego. I nie mogła cofnąć czasu. "Odszedł... Odszedł..." - kołatało się jej po głowie, chociaż jeszcze do końca nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia tych słów.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/05/25, 10:30 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/25, 4:31 pm    Temat postu:

Dziewczyny, Ty nie masz weny?! (huh, to co ja mam powiedzieć Wink ) Naprawdę świetne!
A gdzie mojego Santiego wcięło? ;( Ciekawe, jak rozwiniesz wątek między tą dwójką ;]
Jeszcze raz super! (tak, wiem, że się powtarzam Wink )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/05/25, 5:00 pm    Temat postu:

super Very Happy tylko szkoda Santiego Sad
ale jest Bosco wiec + Smile
czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zoe
Oficer



Dołączył: 16 Paź 2005
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gangstaville

PostWysłany: 06/05/26, 9:12 pm    Temat postu:

takze mam nadzieje, ze santiago nie zniknie całkiem z twojego opowiadanka Smile całość spójna i ogólnie przyjemna...ale ostatnia część nowej czesci górą Razz (troche pogmatwałam Smile)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/11, 2:02 pm    Temat postu: Część trzydziesta siódma

Słowo wstępne: Po krótkiej przerwie napisałam cosik. Mało i jakoś tak nieciekawie, ale chciałam po prostu coś wrzucić, by opowiadanie nie stało w miejscu.

Część trzydziesta siódma

- Szefie! - Cruz niemal biegła za idącym po schodach Swerskym.
Musiała z nim pogadać. Naprawdę musiała. I to poważnie. Swersky odwrócił się do niej.
- Tak sierżancie? - spytał, jednak bez większego zainteresowania.
- Dlaczego Manny się przenosi? - spytała prosto z mostu.
- Manny? - zdziwił się Swersky.
Cruz rzadko zwracała się do pracowników po imieniu. Czemu akurat w przypadku Santiago tak powiedziała?
- Santiago - poprawiła się szybko. - Czemu?
- Chciał się przenieść - powiedział tylko.
- Tak po prostu? - drążyła Cruz. - Nie podał żadnego powodu?
- Nie. Powiedział coś o tym, że nie możecie się dogadać i że chce się przenieść. To wszystko.
- Ale... Nie uważa szef, że powinien mnie o tym powiadomić? Przecież to mój partner... - zaczęła.
Była okropnie wściekła. Jak Swersky mógł nic jej nie powiedzieć?
- Znajdziemy ci innego partnera.
- Nie chcę innego! - wrzasnęła Cruz, zwracając na siebie uwagę innych gliniarzy, a zwłaszcza Monroe. - Szefie... - zaczęła znowu, nieco spokojniej. - Naprawdę nie widzę powodu, by Santiago się przenosił. Dogadujemy się. Nie wiem o co mu chodzi...
- Ja tym bardziej nie wiem - przerwał jej Swersky. - Myślę, że sama powinnaś z nim o tym pogadać. Może się dogadacie - powiedział, poklepał ją pocieszająco po ramieniu i odszedł, zostawiając ją samą na środku schodów.

***

Cruz usiadła na podłodze w damskiej toalecie i rozpłakała się. Boże... Jak on mógł? No jak? Przecież wiedział, że nie chciała go zranić, naprawdę nie chciała. Po prostu tak wyszło. Powinien wiedzieć, że to i tak się nie uda, że nie mają szans, że to zły pomysł, że nie mogą... Czy on naprawdę myślał, że będą razem? Przecież to było niemożliwe. Jest niemożliwe. Musi się z tym pogodzić. Oboje muszą się z tym pogodzić, zarówno Manny, jak i Cruz. Może gdyby Cruz nie była z Bosco, może wtedy... Ale jest i chce być, nie może go zostawić, nie może... Jest z nim szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. No może nie do końca, może znowu oszukuje samą siebie? Ale nawet jeśli zależy jej tak samo mocno na Mannym jak na Bosco to musiała dokonać wyboru. I dokonała. Wybrała Bosco. I nie zmieni swojej decyzji, nieważne co zrobi Santiago. Wytarła oczy ręką. Wstała i zmoczyła twarz wodą. Westchnęła ciężko i wyszła z łazienki.

***

- Hej - Cruz pocałowała Bosco czule w usta.
Właśnie się zbierał. Wychodził ze szpitala. Nie mógł wyborazić sobie siebie leżącego ani jednego dnia dłużej w szpitalu. Miał naprawdę dość szpitali. Najpierw spędził w nich pare długich miesięcy, kiedy został postrzelony, a teraz bez przerwy jeździł do nich na leczenie z Cruz. Powoli miał dość i chciał stamtąd zniknąć. Cruz to rozumiała, więc chociaż się martwiła, czy Bos nie wychodzi za szybko, nie sprzeciwiała się.
- Cześć, śliczna - powiedział i pocałował ją jeszcze raz, tylko, że mocniej i dłużej.
- Mmm... Co jest? - spytała zaskoczona jego czułością Cruz.
- Nic. Po prostu się za tobą stęskniłem - powiedział i uśmiechnął się.
Cruz również się uśmiechnęła nadal nieco zaskoczona jego otwartością w okazywaniu uczuć. Bos sam był zdziwiony, ale ostatnio zdał sobie sprawę z tego, że Cruz naprawdę nie zostało wiele czasu, a on chciał czas z nią wykorzystać maksymalnie.
- Co tam w pracy? - spytał, obejmując ją delikatnie w pasie.
Cruz zastanawiała się przez chwilę czy widział jej zapuchnięte od płaczu oczy, ale chyba nie, a w każdym razie nie dał tego po sobie poznać.
- Nieciekawie - odpowiedziała, uśmiechając się przez gromadzące się w jej oczach łzy.
Powstrzymała je jednak, bo nie chciała by Bosco zauważył to, że płakała. A płakała. I to długo. Bardzo długo. Po prostu nie mogła się powstrzymać.
- Santiago się przenosi i dostanę nowego partnera - powiedziała. - Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem - uprzedziła jego kolejne pytanie.
Bosco uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, jak dobrze Cruz go zna. On też dobrze ją znał. Widział, że płakała. Od razu to zauważył, ale postanowił nic nie mówić. Myślał, że jeśli będzie chciała sama mu powie, o co chodzi. Czyżby o Santiago? Jest dla niej aż tak ważny? Nie, to na pewno nie o niego chodzi...
- Masz przerwę na lunch? - spytał, a ona tylko pokiwała potakująco głową. - A jadłaś? - zadał kolejne pytanie, a ona znowu pokiwała głową, tym razem jednak przecząco. - W takim razie chodź - uśmiechnął się i pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia.

***

Cruz leżała skulona na łóżku, starając się powstrzymać kolejne łzy, które gromadziły się jej w oczach. Bosco kompletnie nie wiedział co się z nią dzieje, więc tylko położył się obok niej i delikatnie ją objął. Cruz mocniej przycisnęła do siebie jego dłoń, która oplatała ją w tali. Odetchnęła cicho, starając się uspokoić. Nie chciała ranić Bosco, a wiedziała, że zamrtwią go jej łzy, więc nie chciała płakać. Sądziła, że na dziś ma dość łez, ale nadal coś dławiło ją w gardle na samą myśl o Mannym. Swersky powiedział, że Santiago jeszcze nie spakował wszystkiego, więc może się jeszcze zobaczą i dogadają? Tak, chciała się jakoś dogadać, ale wątpiła, by się dało. Chyba za bardzo zraniła Manny`ego, by mógł tak po prostu o tym zapomnieć i jej wybaczyć. Ale przecież nie chciała i żałowała... Naprawdę. I było jej smutno. Poczuła rękę Bosco na swoich piersiach. Chciała ją strącić, tak jak ostatnio, ale nie zrobiła tego tylko pozwalała mu rozpinać kolejne guziki bluzki...

***

Brendan wszedł do mieszkania i aż go zamurowało. Grace leżała bez ruchu na podłodze. Była nieprzytmona. Finney podszedł do niej i sprawdził puls. Był słaby. Cholera! Co się mogło stać? Rzucił okiem na mieszkanie. Na stole stały dwie puste butelki po winie. No tak, świetnie. Finney starał się ją ocucić, ale nie potrafił. Bał się, więc sięgnął po telefon i zawiadomił pogotowie, bo kompletnie nie wiedział co ma zrobić i martwił się o Gracie... Dlaczego się nie budzi? Co z nią? I z dzieckiem?

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/11, 2:33 pm    Temat postu:

Aj, ta Cruz. Sama sobie bigosu nagotowała Razz Podoba mi się wątek Grace i Finney'a. I dobrze, że coś wrzuciłaś, bo lubię czytać Twoje ficki Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/12, 1:28 am    Temat postu:

super bo dawno nic sie tu niedziało. ale ta Cruz sie wrażliwa zrobiła. manny troche chamski, że odszedł, ale moze tak kocha ze nie moze przy niej wyrobic powinna to zrozumiec. a Grace wdała sie w swoja mame??
super jak zawsze Very Happy czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/13, 2:09 pm    Temat postu:

Słowo wstępne: Zwolnili mnie wcześniej ze szkoły, więc napisałam coś nowego Wink Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba.

Część trzydziesta ósma

Cruz wyślizgnęła się z ramion Bosco. Czuła się strasznie z tym, co zrobiła i Bosco i Santiago. Wiedziała, że była nie fair w stosunku do nich obydwu, ale po prostu nie mogła inaczej. Teraz żałowała, że w ogóle pozwoliła sobie na to, by w jakikolwiek sposób zbliżyć się do Manny`ego. Nie mogła spojrzeć sobie w oczy, bo wiedziała, że skrzywdziła Bosco, bo go zdradziła, i Santiago, bo go odrzuciła. I czuła się okropnie, jak jakaś cholerna dziwka, albo gorzej. Sięgnęła po pierwsze lepsze ciuchy. Narzuciła na siebie bluzę Bosco i wstała z łóżka. Poszła do kuchni, chwiejąc się na nogach. Otworzyła lodówkę i wyjęła wodę. Napiła się. Stała z butelką przy oknie i patrzyła w niebo chyba po raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo brakuje jej rodziców, Lettie czy po prostu przyjaciół, bo przecież tak naprawdę to nie miała nikogo. Tylko Bosco. Ale wiedziała, że na niego nie zasługiwała. Sięgnęła po telefon i szybko wybrała numer Manny`ego, zerkając jeszcze do sypialni i sprawdzając czy Bosco śpi. Spał jak niemowlę. Odczekała dłuższą chwilę zanim ktoś odebrał telefon, a tym kimś był nie kto inny jak Jess. Cruz poczuła jakieś irracjonalne ukłucie w sercu. Czyżby zazdrość? Nie, ona nie jest zazdrosna o Santiago. Nie może być. Nie ma prawa.
- Halo? - powiedziała Jess, zaspanym głosem.
- Cześć, tu Cruz, dasz mi Manny`ego? - rzuciła szybko do słuchawki.
- Jasne, poczekaj.
Jess odłożyła słuchawkę, ale w taki sposób, że Cruz i tak słyszała wszystko co działo się po drugiej lini. "Misiu, dzwoni Cruz, odbierzesz?" Misiu... Tak... Cruz wiedziała, że nie ma prawa być zazdrosna, w końcu nie była z Mannym, a Jess była matką Andy`ego, więc Santi miał prawo być z nią, a poza tym w ogóle nie powinno jej interesować jego życie prywatne. Ale mimo to zabolało.
- Tak? - rzucił niechętnie.
- Chcę pogadać, Manny - powiedziała delikatnie, z nadzieją w głosie.
Jednak cała nadzieja z niej wyparowała, kiedy Santiago rzucił do słuchawki lodowatym tonem:
- Jest druga w nocy, Cruz. Wybacz, ale jestem zajęty. Ty chyba też, więc leć spowrotem do swojego Bosco.
Rozłączył się. "Leć do swojego Bosco"... Czy on naprawdę myśli, że liczy się dla niej tylko Bos? Przecież wcale tak nie było. Owszem, Bosco był dla niej ważny, ale wcale nie była pewna, czy ważniejszy niż Manny. I co miało znaczyć to "spowrotem"? Cruz doskonale wiedziała, ale nie chciała o tym myśleć, bo czuła, że Santiago jest wobec niej niesprawiedliwy. Ale czy ona była sprawiedliwa wobec niego? Cruz poczuła usta Bosco na swojej szyi, a potem na uchu.
- Wracaj do łóżka, skarbie - szepnął, ale ona tylko się od niego odsunęła, mrucząc coś pod nosem.
Nie miała na to ochoty. Nie chciała by Bosco ją dotykał i całował, bo czuła się po prostu strasznie. Wiedziała, że Bos zasługuje na kogoś lepszego, kogoś kto nie będzie go zdradzał i oszukiwał tak jak ona.
- Co? Nie podoba ci się ten pomysł? - spytał, znowu całując ją w szyję.
- Bosco! - warknęła na niego Cruz i odsunęła się gwałtownie. - Czy ty naprawdę myślisz tylko o jednym? - spytała retorycznie i poszła do sypialni, gdzie nakryła się kołdrą po sam czubek nosa.
Bosco nie wiedział co jej jest, ale chciał wiedzieć, bo męczyła go ta sytuacja. Chciał z nią pogadać, ale ona tylko powiedziała, żeby zostawił ją w spokoju. Cruz wiedziała, że nie powinna być dla niego taka oschła, ale naprawdę nie potrafiła inaczej.

***

Finney czekał na to co powie lekarz. Bał się, ale miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu zobaczył lekarza, który wziął go na bok i wszystko mu powiedział:
- Pańskiej żonie nic nie jest, dziecku także.
Brendan odetchnął z ulgą. Cieszył się. Wiedział, że skoro nic im nie jest to wszystko będzie dobrze, ale mina lekarza nadal nie była zbyt wesoła.
- Najprawdopodobniej wypiła "trochę" za dużo, straciła panowanie nad ruchami i przewróciła się, nieszczęśliwie uderzając głową o stół. Jak mówiłem nic jej nie jest, ale już nie raz zdarzało się, że takie, wydawałoby się błahe, wypadki kończyły się tragicznie, więc mogę powiedzieć, że pańska żona miała wiele szczęścia. Niepokoi mnie jednak ten alkohol... - lekarz zawiesił na moment głos, czekając na reakcję Finney`a.
Brendan nie wiedział jednak co powiedzieć. No bo co? Miał powiedzieć, że istotnie jego żona ma od niedawna problem z alkoholem? Że pije chociaż jest w ciąży i doskonale wie czym to grozi? Nie, nie chciał o tym mówić, więc tylko powiedział:
- Mnie też to niepokoi, ale zapewniam, że to się więcej nie powtórzy.
- Mam nadzieję, bo w jej stanie... - lekarz nawet nie musiał kończyć, bo Finney i tak wiedział co miał na myśli.
Dziecko. To niebezpieczne dla dziecka. I dlatego postanowił poważnie pogadać z Grace.

***

Cruz weszła do gabinetu, licząc na to, że zasta tam Santiago. I rzeczywiście zobaczyła go. Pakował swoje pozostałe rzeczy. Cruz myślała, że ten widok nie wywrze na niej już żadnego wrażenia, ale myliła się. Nadal nie mogła uwierzyć w to co widziała. Nie potrafiła wyobrazić sobie, że któregoś dnia, a właściwie to już jutro, przyjdzie tutaj i nie zobaczy zdjęć, jakie Manny miał poprzyczepiane do tablicy korkowej, wiszącej na ścianie obok biurka, nie zobaczy jego rzeczy... Nie mogła w to uwierzyć.
- Manny, słuchaj - zaczęła bez zbędnych wstępów, zamykając za sobą drzwi i nie dając mu nawet dojść do słowa. - Wiem, że po tym co się stało będzie nam ciężko razem pracować, ale przecież nie warto niszczyć tego wszystkiego co było, więc może jednak zostaniesz? Chciałabym byś został... - mówiła całkowicie szczerze i liczyła na to, że jej słowa dotrą do Santiago, jednak po jego minie, która nie wyrażała żadnych uczuć, co było do niego w ogóle nie podobne, wiedziała, że jej szczerość i tak nic nie da.
- W życiu nie zawsze jest tak jak chcemy, pani sierżant - odparł tylko lodowato, chowając do pudełka kolejną teczkę.
- Och, daj spokój, Manny! Dlaczego jesteś taki? Dlaczego mnie tak ranisz, co?! - spytała, ledwo powstrzymując napływające do oczu łzy.
Na Santiago nawet to nie podziałało, ale to może dlatego, że nawet nie patrzył w jej stronę. Było mu po prostu za ciężko, bo za każdym razem, kiedy na nią patrzył wiedział, że ją kocha i nie mógłby jej zostawić, a musiał, więc po prostu na nią nie patrzył, ale nie miał wątpliwości, że Cruz mówiła prawdę i że naprawdę jest jej ciężko.
- Nie możemy o tym zapomnieć? Nie możemy wrócić do tego co było? Nadal możemy być przyjaciółmi... Byłeś jedynym przyjacielem jakiego miałam... - zaczęła, ale Manny jej przerwał.
- Spaliśmy ze sobą, Cruz! Jak możemy wrócić do tego co było?! - podniósł lekko głos, jednak zaraz go zniżył, bo wiedział, że jeżeli ktokolwiek usłyszy ich "rozmowę" to zniszczy Cruz życie.
- Wiem, Manny, ale...ale przecież...przecież wiesz, że i tak nic by z tego nie było, pracujemy ze sobą, w jednym komisariacie...
- O tak?! Ale to, że pracujesz razem z Bosco nie przeszkadzało ci, by wskoczyć mu do łóżka, co?! - rzucił z wściekłością.
- Bosco jest inny... - zaczęła niezręcznie tłumaczyć, chociaż przecież tak naprawdę to nie miała ani jednej dobrej odpowiedzi na to, co powiedział Manny.
Santiago miał rację.
- Tak, pewnie! Jest lepszy ode mnie!
Cruz ciężko westchnęła, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Miała już dość tej rozmowy.
- A powiedz mi, gdzie był twój Romeo przez cały czas, co? Gdzie był kiedy dowiedziałaś się o chorobie? Gdzie był, kiedy Marcel Hollis o mało cię nie zabił? Gdzie był, kiedy rozpaczałaś, bo musiałaś zrobić aborcję? Co? Gdzie on wtedy był?
Cruz słuchała go oniemiała. Te jego wyrzuty... te pytania... Najgorsze było to, że Cruz wcale nie znała na nie odpowiedzi. Ale wiedziała jedno - Bosco nie był wtedy przy niej. Wtedy był przy niej Santiago - to on pierwszy dowiedział się o tym, że jest chora, to on uratował jej życie, narażając własne, kiedy Marcel chciał ją postrzelić, to on pomógł jej podjąć decyzję o aborcji, bo to do niego zwróciła się o radę, nie do Bosco. Bosco nie było.
- Powiem ci coś, Cruz. On cię nie kocha. Jest z tobą tylko i wyłącznie z litości - powiedział i zaraz pożałował tych słów, kiedy zobaczył w oczach Ritzy łzy.
Łzy wywołane tym, że Manny potwierdził jej najgorsze obawy - to, że Bosco był z nią z litości. Myślała o tym wiele razy w ciągu ostatnich paru miesięcy, ale on zawsze twierdził, że ją kocha, wiec Cruz odpychała od siebie tę myśl. Ale teraz po tym co powiedział Manny nie była już taka pewna uczuć Bosco. Właściwie to niczego nie była pewna. Czuła tylko przeszywający do szpiku kości ból, spowodowany tym co powiedział Santiago. I uczucie, że mówił prawdę i że ma rację. Cruz popatrzyła na niego przez zamglone od łez oczy i wybiegła z gabinetu rzucając tylko przez ramię "Dzięki za szczerość" i głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Manny czuł się strasznie przez to co powiedział i chciał ją zatrzymać, ale nie zrobił tego.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/06/13, 5:29 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/13, 2:40 pm    Temat postu:

Dziewcyzno nie szalej ;D Tu jeden fick, tam drugi Wink Nice work ;] I tak nawet po tym, co powiedział manny on i tak jest przesłodki Wink i mimo wszystko chciałabym, żeby był z Cruz Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/13, 6:29 pm    Temat postu:

och co my sie tak uwziełyśmy na tego Mannego? u mnie obrywa u Ciebie tez w pewien sposób obrywa. biedaczysko Very Happy ale oczywiście bardzo mi sie podoba ta część ( czyli standart Very Happy ) a ja licze ze jednak bedzie Bosco i ze on ja kocha a nie z litosci. w koncu jakby byl z litosci to nadal mogl by spotykac sie z Sara czy jak jej tam bylo ( i tak jej nie lubie Very Happy ) szkoda mi tylko Cruz bo ona najbardziej cierpi w tym calym zamieszaniu
i jak zwykle czekam na wiecej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/06/15, 9:04 pm    Temat postu: Część trzydziesta dziewiąta

Napisałam nową część. Czekam na komentarze, bo bardzo chętnie się dowiem, co o tym myślicie Very Happy

Część trzydziesta dziewiąta

Cruz czuła, że zaraz się rozpłacze, właściwie to już to zrobiła, bo po tym co powiedział Manny nie była w stanie się uspokoić. Ale musiała. Zobaczyła jak w jej stronę idzie Swersky. Otarła oczy ręką, wzięła kilka głębokich wdechów, poprawiła włosy i odwróciła się w jego stronę. Zauważyła, że zaraz za nim wlecze się Danny. Świetnie - pomyślała, kiedy podeszli bliżej.
- Cruz, pomyślałem, że skoro Santiago się przenosi to może zechcesz pracować z Dannym. Co ty na to? Przynajmniej na razie dopóki nie znajdziemy ci kogoś innego.
Cruz zastanowiła się przez chwilę. Wiedziała, że skoro jest chora nie ma sensu szukać dla niej nowego partnera, bo pewnie i tak umrze. A Danny`ego znała. I to bardzo dobrze. Był jej byłym mężem. Ale znała go też na tyle dobrze, by wiedzieć, że na pewno nie pójdzie z nim do łóżka, tak jak z Mannym, więc tylko pokiwała głową, w sumie zadowolona z takiego obrotu sprawy. No może z wyjątkiem jednego - Pino był porucznikiem, a ona sierżantem, więc tym razem to on, a nie ona będzie wydawać rozkazy. Ale szczerze mówiąc, teraz było jej już wszystko jedno.

***

Finney wszedł do sali, w której leżała Grace. Spojrzał na żonę i na jej leciutko zaokrąglony brzuch. Kochał ją. Naprawdę kochał i właśnie dlatego nie mógł pozwolić, by to co się działo posunęło się jeszcze dalej. Stanął obok łóżka.
- Cześć, kochanie - powiedział cicho, cmokając ją delikatnie w policzek.
- Hej... Przepraszam cię, skarbie - wyszeptała, patrząc na niego przepraszającym wzrokiem. - Nie chciałam, żeby tak wyszło...
Chociaż Brendan miał zamiar poważnie pogadać z Grace i ochrzanić ją za to co zrobiła, za tą jej cholerną nieodpowiedzialność, za to, że myśli tylko o sobie, a nie o dziecku i o nim, bo w końcu bardzo się o nią martwił to jednak patrząc na nią nie potrafił na nią krzyczeć, czy prawić jej kazań. Uścisnął tylko jej rękę, uśmiechnął się lekko i szepnął:
- Wiem, Gracie...
Zaraz jednak dodał, całkowicie poważnym tonem:
- Ale musisz z tym skończyć, dobrze? Naprawdę musisz.
- Okay - odpowiedziała, jednak bez większego przekonania, a Finney wiedział, że nie będzie wcale tak łatwo.

***

Cruz jechała radiowozem z Dannym. Milczała. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ale Pino i tak zaczął mówić:
- Jak ci minęła noc?
- A co? - mruknęła.
- Tak tylko pytam. Wyglądasz na wykończoną. Bosco cię tak wykończył? - spytał i wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu.
- Och, zamknij się - warknęła Cruz i odwróciła się w stronę szyby.
Patrzyła w szybę, opierając głowę na ręcę.
- Widzę tu problem damsko-męski - szepnął, jakby bardziej sam do siebie.
- Nie, wcale nie. Dobrze nam ze sobą. Naprawdę. I mam gdzieś co ty o tym myślisz - powiedziała jednym tchem, chcąc przekonać samą siebie, że tak rzeczywiście jest.
- Nam też było ze sobą dobrze... - przypomniał jej.
I rzeczywiście - miał rację. Przez pierwszy miesiąc po ich szybkim ślubie w Vegas Cruz była nim zachwycona, było świetnie, ale potem coś się popsuło. Nawet nie wiedział co, gdzie, kiedy i dlaczego.
- Tak, ale chyba zapomniałeś o tym, jak trzy miesiące po ślubie zastałam cię w łóżku z Lettie - przypomniała mu z wyrzutem, a wspomnienie zmarłej siostry przywołało bolesne wspomnienia.
- Będziesz mi to ciągle wypomniać? - spytał, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi.
Cruz jednak kontynuowała:
- Miała dopiero 15 lat, a ty... - zaczęła.
- Ale nie była święta, wiesz o tym - przerwał jej gwałtownie.
- Była moją siostrą! - krzyknęła.
Danny tylko mruknął coś pod nosem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie mógł, bo wiedział, że cokolwiek powie to i tak będzie to nie na miejscu. Nie miał dla siebie żadnego usprawiedliwienia na to, co zrobił, ale Cruz nie musiała mu tego wypominać.
- Przecież cię przeprosiłem - wyszeptał, po krótkiej chwili milczenia.
- Przeleciałeś moją siostrę i myślisz, że zwykłe "przepraszam" wystarczy? - prychnęła i spojrzała na niego z taką pogardą, że Pino aż odwrócił wzrok, bo nie mógł znieść jej spojrzenia.
- Hej, powiedziałem, że jest mi przykro. Nie chciałem cię zranić.
- Za późno - stwierdziła tylko Cruz i odwróciła głowę.
Spojrzała w szybę i dostrzegła Bosco. Nie był sam. Ale z kim? Jakąś blondynką... Faith? Nie, to nie ona.
- Zatrzymaj się! - nazakała Danny`emu.
- Co? Chyba zapomniałaś, że to ja jestem twoim przełożonym, a nie ty... - zaczął, ale ona tylko powtórzyła, by się zatrzymał, więc Pino nacisnął hamulec.
Szybko zorientował się czemu Cruz chciała zatrzymać samochód. Bosco. Stał po drugiej stronie ulicy przy stacji pogotowia i namiętnie całował jakąś blondynkę. Widział, że Cruz zatkało. Chciał odjechać, by nie musiała na to patrzeć, ale ona mu nie pozwoliła tylko patrzyła się w tamtą stronę. Danny nie wiedział czemu, przecież też widok ją ranił, musiał ją ranić, ale ona nie odwracała wzoku. Kazała mu odjechać dopiero wtedy, kiedy blondyna oderwała się od Bosco i odwróciła się w ich stronę. To była ta nowa, Sarah. Sarah James. Z całą pewnością.

***

Bosco wszedł do mieszkania i zastał Cruz siedzącą na kanapie.
- Hej - podszedł do niej i chciał pocałować ją w usta, ale ona odwróciła się i dała mu tylko swój policzek.
- Co jest? - spytał, siadając obok niej i obejmując ją.
Cruz tylko strąciła jego rękę. Boże... Jak on mógł ją całować i przytulać po tym co zrobił? Przecież pare godzin temu całował tą dziwkę! A ona głupia myślała, że on ją kocha! Dla niego zrezygnowała z Santiago, a on ją oszukiwał. Ciekawe jak długo to trwa?
- Widziałam cię dzisiaj - powiedziała cicho.
- Tak? - spytał, patrząc na nią, tak jakoś dziwnie.
Może domyślił się do czego zmierza i szuka dla siebie jakieś wiarygodnej wymówki?
- Z Sarą - dodała, patrząc mu prosto w oczy, by wszystko było jasne.
- Cruz, ja... - zaczął. - To nie tak. To ona się na mnie rzuciła - tłumaczył.
- Och, tak?! A ty stawiałeś wielki opór! - krzyknęła, gwałtownie zrywając się z kanapy.
Boże... Jak on mógł się tak przed nią tłumaczyć? Przecież to żałosne.
- Jak długo to trwa, Bosco? - spytała, odwracając się do niego plecami i podchodząc do okna, bo już nie mogła na niego patrzeć.
- Cruz, skarbie... - zaczął, podchodząc do niej i obejmując ją w pasie.
Cruz tylko strąciła jego ręce, bo nie mogła znieść jego dotyku.
- Jak długo? - powtórzyła, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego uważnie.
Przecież nie była głupia. Wiedziała, że nie skończyło się na pocałunku. Wiedziała, że z nią spał. Znała go i wiedziała, że ją posuwał, więc niech nawet nie próbuje zaprzeczać. Pytanie tylko jak długo to trwa? Tylko tyle Cruz chciała wiedzieć.
- Jakiś miesiąc, może dwa, ale to było tylko parę nocy, które nic nie znaczyły - powiedział cicho, biorąc jej twarz w swoje dłonie.
- Tylko parę nocy? - spytała retorycznie, wyrywając się.
I pomyśleć, że to ona miała wyrzuty sumienia z powodu Santiago.
- Jak mogłeś! Co ty sobie myślisz! Myślałam, że to co jest między nami traktujesz poważnie, że może teraz się uda, ale ty nigdy nie wydoroślejesz, Bosco!
- Cruz, przepraszam, naprawdę cię przepraszam - powiedział, chcąc ją objąć, ale ona tylko odsunęła się od niego jeszcze dalej. - Przecież wiesz, że cię kocham - wyszeptał.
- Tak myślałam, ale najwyraźniej się myliłam - powiedziała. - Jaka ja byłam głupia... Mogłam posłuchać Manny`ego... - mruknęła bardziej sama do siebie.
- A co Manny ma z nami wspólnego? - spytał, chociaż patrząc jej w oczy domyślił się od razu, o co chodzi i dziwił się sobie, że wcześniej się tego nie domyślił, przecież Santiago był jej parnterem, spędzała z nim mnóstwo czasu, byli ze sobą blisko, więc jak mógł się nie domyślić?
- Teraz już nic Bosco, bo nie ma żadnych nas - powiedziała tylko i narzuciła na siebie kurtkę, podchodząc do drzwi.
Stanęła w progu i dodała:
- Wrócę za godzinę. Spakuj się. Nie chcę cię tu więcej widzieć.
- Cruz... Daj spokój - starał się ją jakoś przekonać, że się myli, co do niego, bo tym razem to naprawdę Sarah się na niego rzuciła, a nie on, ale chociaż Cruz serce się krajało nie powiedziała już nic więcej tylko wyszła cichutko z mieszkania, chcąc jak najszybicej zapomnieć o tym, że kiedykolwiek był w jej życiu jakiś Bosco, ale jednocześnie wiedziała, że to będzie trudne, a właściwie niemożliwe, bo mimo tego, co jej zrobił, kochała tego człowieka najbardziej na świecie.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/06/19, 11:42 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/06/15, 9:18 pm    Temat postu:

Rany, cały Bosco Very Happy Very Happy Nie mogę z tego faceta Wink Głupie tłumaczenia płci przeciwnej. Ech.. Wink A Pino mnie rozwalił, jak Cruz wspomniała, ze sypiał z Lettie Laughing

Co ja o tym myślę? A co mam myśleć? Geniale, po prostu genialne Very Happy Ja chcę Santiego! Very Happy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cortez
Porucznik



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: 06/06/15, 9:59 pm    Temat postu:

tak Scully racja cały Bosco, zachował sie jak debil. poprostu kretyn yhh szkoda słow. biedna Cruz. niedosc ze Danny zdradził ja z jej młodza siostrą to teraz Bosco posuwa jakas dlugonoga bladyne z wielkim biustem. biedna i pewnie nawet nie moze isc do Mannego bo przeciez wybrala Bosco wiec co ona biedna ma zrobic??

ale jak zawsze super i czekam na wiecej. bo uwielbiam to opowiadanie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Następny
Strona 10 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin