Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna

 THIRD WATCH: THE LAST CHAPTER by Cruz
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12, 13, 14  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/13, 12:11 pm    Temat postu:

Uu ;D Super :]] Akcja Bosco - Yokas genialna Razz No i końcowa rozmowa Cruz z Bosco i jego "oświadczyny" Very Happy Czekam na dalsze części, oczywiście Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/15, 10:09 am    Temat postu: Część dwudziesta trzecia

Słowo wstępne: Napisałam. To chyba jedna z dłuższych części tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba Wink

Część dwudziesta trzecia

- Daj spokój - Cruz lekko się uśmiechnęła i pogładziła go po lewym policzku, na którym wciąż miał bliznę, która boleśnie przypominała mu, a jeszcze bardziej boleśnie przypominała jej, o tym co się stało.
Po tym jak Bosco został postrzelony Cruz, chyba po raz pierwszy w życiu, zdała sobie sprawę z tego ile on dla niej znaczy. Wcześniej nie dopuszczała do siebie możliwości, że może mu się coś stać, a wtedy? Wszystko było takie realne, a jednocześnie tak dalekie i niezrozumiałe... Nie mogła uwierzyć, że Bos może już nigdy nie wstać z łóżka, że może nie wrócić do pracy... Chciała być wtedy przy nim, ale nie mogła. Potrafiła jedynie się modlić... Rzadko to robiła. Była co prawda katoliczką, ale w którymś momencie życia oddaliła się od Boga, przestała wierzyć, przynajmniej wierzyć tak jak kiedyś... Jednak wtedy modliła się codziennie o to, by Bos wyzdrowiał. I wyzdrowiał.
- No co? Nie chcesz? - spytał jakby nieco oburzony, strącając jej rękę ze swojej twarzy.
Cruz cicho westchnęła.
- Chciałabym... ale... - zaczęła.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Pewnie, że chciałaby za niego wyjść, być jego żoną i w ogóle, ale była przecież chora. Lekarz nie dawał jej wielkich szans. Bez przeszczepu przeżyje najwyżej dwa lata. I co potem? Wyjdzie za Bosco, a po dwóch latach on ją straci, będzie sam i będzie żałował, że się z nią ożenił... Nie chciała tego. Wolała, by było tak jak jest.
- Lepiej niech zostanie tak jak jest - stwierdziła cicho i przytuliła się do niego.
Bosco tylko objął ją ramieniem. Nie planował tego, co powiedział, po prostu mu się wymknęło, ale nie sądził, że odmówi. Z drugiej strony nie powiedziała przecież nie. Może po prostu wybrał zły moment? Ta choroba i to wszystko co się ostatnio stało - Santiago, Yokas... Tak, to był zdecydowanie zły moment.
- Ale nie powiedziałam nie - dodała, jakby czytała w jego myślach.
Cmoknęła go lekko w usta i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Po chwili już spała.

***

- Dobrze się czujesz? - spytał Bosco przez drzwi od łazienki.
Cruz siedziała tam cały ranek. Bez przerwy wymiotowała. Bos kompletnie nie wiedział co się z nią dzieje. Martwił się.
- Tak! Nic mi nie jest! - odkrzyknęła Cruz, jednocześnie myjąc twarz.
Odetchnęła ciężko. Spojrzała w lustro i stwierdziła, że wygląda okropnie. Była blada, miała podkrążone oczy... Niby to normalne przy jej chorobie, ale czuła się jakoś dziwnie, źle, tak jak nigdy wcześniej. Wyszła z łazienki. Poszła w stronę salonu i ciężko opadła na kanapę. Skuliła nogi i zamknęła oczy. Bosco otulił ją kocem.
- Zadzwonię do Swersky`ego - powiedział tylko i cmoknął ją czule w czoło.
Cruz pokiwała nieznacznie głową, dając mu do zrozumienia, że się zgadza. Co prawda nie miała ochoty na dzień wolnego, przecież dopiero co wróciła do roboty, a w pierdlu czekał Marcel, ale naprawdę nie miała siły dziś pracować.

***

- Bos... - zaczęła Faith, kiedy zobaczyła go idącego korytarzem.
Boscorelli minął ją obojętnie, nawet na nią nie patrząc. Yokas poszła za nim po schodach.
- Bosco! - powiedziała znacznie głośniej.
Mężczyzna niechętnie odwrócił się w jej stronę.
- Co? - mruknął pod nosem.
Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać z Faith. Był na nią zły o to, że odmówiła, chociaż wiedział, że nie powinien. Wiedział, że powinien pogodzić się z jej decyzją, zaakceptować ją i uszanować, ale nie potrafił.
- Zauważyłam... - zaczęła niezręcznie. - Cruz dzisiaj nie ma. Coś się stało? - spytała, jakby nieco zatroskana.
I rzeczywiście była zatroskana. Ale nie o Cruz, tylko o Bosco.
- Nic się nie stało. Po prostu gorzej się czuje - stwierdził tylko i poszedł w kierunku szatni.
Faith podążyła za nim. Nie sądziła, że stan Cruz tak z dnia na dzień może się pogorszyć. Naprawdę nie wiedziała, żę ten przeszczep jest jej tak potrzebny... No może i wiedziała, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli, kiedy odmówiła. Teraz, patrząc na Bosco, stojącego obok niej, była gotowa się zgodzić.
- Wiesz, Bos... - zaczęła, przegryzając wargę. - Przepraszam za wczoraj... Naprawdę bardzo cię przepraszam...
- Jasne, nie ma za co - wzruszył niedbale ramionami.
Było jasne, że kłamie.
- Trochę nad tym myślałam...
Trochę to za mało powiedziane. Nie spała całą noc, bo nie mogła przestać myśleć o Cruz, a raczej o Bosco. O tym, jak bardzo go skrzywdziła swoją odmową. Tak bardzo... Zrozumiała, że nie powinna była odmawiać.
- I... - zawiesiła na moment głos, jakby jeszcze coś rozważała, chociaż tak naprawdę postanowiła już wcześniej. Dużo wcześniej. - Zmieniłam zdanie - powiedziała tylko, patrząc Bosco prosto w oczy.

***

Manny siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Przetarł ze zmęcznia oczy. Ostatniej nocy mało spał. Jakoś nie potrafił... Budził się w nocy cały zlany potem... Nawet nie wiedział czemu, ale był jakiś niespokojny, jakby się czegoś obawiał. Myślał o Cruz. Nie chciał się do tego przyznać, ale tak naprawdę to on niemal bez przerwy o niej myślał. Dziś szczególnie. Nie przyszła do pracy. Dlaczego? Bosco powiedział tylko, że gorzej się czuje. Nic więcej. Manny nie rozumiał jak on może tak do tego podchodzić, tak jakby go to nic nie obchodziło... Ale to przecież niemożliwe, by Bosco się o nią nie martwił... Na pewno się martwił. I to bardzo. Pewnie ta jego obojętność to tylko poza. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Odruchowo sięgnął do słuchawki telefonu, leżącego na biurku, ale zaraz zdał sobie sprawę, że dzwoni jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz. Cruz. Uśmiechnął się lekko.
- Cześć - rzucił do słuchawki.
- Hey... - wyszeptała dziewczyna.
- Dobrze się czujesz? - spytał, nieco zaniepokojony jej dziwnym głosem.
Zaczął nerwowo obkręcać w palcach ołówek.
- Już mi lepiej - powiedziała tylko. - Słuchaj... - zaczęła nieśmiało. - Wiesz, nie chciałabym mieć zaległości, to znaczy wolałabym pracować, ale Bosco by się wściekł, gdyby zobaczył mnie dziś na posterunku, więc pomyślałam sobie, że może... przyjechałbyś do mnie i razem moglibyśmy...
- Jasne - powiedział Santiago. - Będę za pół godziny. Zajrzę jeszcze do tej cukierni na rogu Artura. Przywieźć ci coś? - spytał, wstając z krzesła i zakładając kurtkę.
- To co zwykle - powiedziała nieco weselej.
Manny uśmiechnął się na te słowa.
- Za chwilę przyjadę. Na razie - rzucił do słuchawki i już go nie było.

***

Cruz siedziała obok Santiego na kanapie i zajadała się pączkami z nadzieniem czekoladowym. Uwielbiała je. Manny również. Zadziwiające, ale chyba tak naprawdę połączyło ich właśnie zamiłowanie do tych pączków i mocnej, czarnej kawy. Poza tymi podobieństwami różniło ich chyba wszystko. Cruz - na pozór silna, twarda, odważna sierżant nowojorskiej policji. Santiago - wrażliwy, zabawny, a przede wszystkim niezwykle lojalny w stosunku do swojej przełożonej. Niby byli zupełnymi przeciwieństwami, różnili się od siebie jak ogień i woda, jak słońce i descz, jak dzień i noc, ale z drugiej strony byli do siebie niezwykle podobni. Cruz również była wrażliwa, chociaż na co dzień tego po sobie nie pokazywała, miała poczucie humoru, ale zupełnie inne niż Manny, bo bardziej sarkastyczne. Z kolei Santi potrafił być i silny i twardy i przede wszystkim odważny. W końcu jakiej odwagi wymagało od niego to, by narazić dla Cruz swoje życie i jakiej siły potrzebował, by przeżyć? Czasami, kiedy Cruz odwiedzała Santiego w szpitalu, miała wrażenie, jakby dzieliła się swoją siłą z Mannym. Z kolei Santiago był niemal pewny, że to również dzięki niemu Cruz zaczęła bardziej otwarcie pokazywać ludziom swoją drugą naturę - tę wrażliwszą, spokojniejszą... Cruz i Manny doskonale się uzupełniali, tworzyli parę zgranych gliniarzy i dobrych przyjaciół, a może nawet czegoś więcej?
- Wiesz... - zaczął Santi, biorąc łyk kawy. - Już lepiej się czuję i pomyślałem... Może moglibyśmy od czasu do czasu wyjechać na ulicę...
- Pracujemy za biurkiem - ucięła Cruz.
Manny ciężko westchnął.
- Naprawdę dobrze się już czuję, mogę pracować na ulicy, nie musisz się o to martwić... - spróbował ponownie.
Naprawdę miał już dość siedzenia za biurkiem i grzebania się w tych papierach. Na Boga! Pracował z sierżantem! Chciał coś robić, a nie siedzieć z tyłkiem.
- Nie chodzi o ciebie, ale o mnie - powiedziała w końcu Cruz.
- Aż tak źle się czujesz? - spytał z troską.
Wiedział, że nie jest najlepiej, ale nie sądził też, że jest aż tak źle.
- Nie w tym rzecz! - Cruz podniosła nieco głos.
Była już nieco poirytowana tą rozmową.
- A w czym? - spytał.
- Jestem w ciąży! - niemal krzyknęła.
Nie chciała tego mówić. Po prostu jej się wyrwało. Manny osłupiał. Nie wiedział co ma powiedzieć.
- Wow... - wyszeptał w końcu, przejeżdżając ręką po włosach. - Gratuluję - dodał.
Cruz uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Powiedziałaś Bosco? - spytał Santiago po dłużej chwili milczenia.
Maritza pokiwała tylko przecząco głową i napiła się kawy.
- Nie powinnaś pić tego świństwa - stwierdził tylko Manny, wskazując na kubek. - Nie w twoim stanie - dodał, widząc jej morderczy wzrok.
Cruz niechętnie odstawiła kubek.
- A co powinnam? - spytała z nutką ironii.
Nie lubiła, kiedy ktoś mówił jej co ma robić. Wiedziała, że Manny chce dla niej jak najlepiej, ale... W gruncie rzeczy nie była zła na niego, ale na siebie za to, że mu powiedziała. Czuła się głupio. Zawsze myślała, że to ojciec dziecka powinien dowiedzieć się o ciąży pierwszy, tymczasem Bosco nie miał o tym zielonego pojęcia. I co gorsze, Cruz nie wiedziała jak mu o tym powiedzieć. W końcu tego nie planowali, ot, stało się.
- Powinnaś mu powiedzieć - stwierdził tylko Manny, wyrywając Cruz z rozmyślań.
Tak, powinna. Ale jak?

***

- Wow... - wyszeptał tylko Bosco, wchodząc do mieszkania i patrząc na stół zastawiony jedzeniem.
Na blacie stały też dwie świecie, a światło w mieszkaniu było nieco przyciemnione, tworząc w ten sposób bardzo romantyczny nastrój. Kolacja przy świecach... Kiedy oni ostatnio coś takiego robili? Czy oni w ogóle coś takiego robili?
- Jest jakaś okazja? - spytał, nieco zdezorientowany Bos, wertując w myślach wszystkie znaczące dla Cruz daty.
Jej urodziny? Ma w styczniu. Jeszcze prawie pół roku. Jakaś rocznica? Nie, są razem dopiero parę miesięcy... Nie wiedział co jest powodem tej kolacji, ale ucieszył się z niej. Przecież sam też miał coś do powiedzenia Cruz. I to coś bardzo, ale to bardzo radosnego. ZNALAZŁ SIĘ DAWCA! Faith się zgodziła, ale pod warunkiem, że Cruz nigdy się o tym nie dowie. Bosco nie rozumiał tego, przecież dzięki temu mogłyby się w końcu przestać kłócić, ale uszanował to i obiecał, że nie piśnie ani słowa. Był strasznie szczęśliwy. Jeśli przeszczep się przyjmie, a to było bardzo prawdopodobne, Cruz miała spore szanse na wyleczenie.
- A musi być okazja? - spytała, cmokając go lekko w usta.
Bosco mocniej ją do siebie przyciągnął i obdarzył ją namiętnym pocałunkiem.
- Jedzenie wystygnie - stwierdziła tylko Cruz, odrywając się od niego i ciągnąc go za rękę w stronę stołu.
- Otwórz - podała mu wino.
Bosco uśmiechnął się. Co ona kombiuje?
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? - spytał, nalewając jej wina.
- Wszystko w swoim czasie - stwierdziła tylko Cruz i wzięła mały łyk wina.
Bosco nie miał zamiaru z nią dyskutować, tylko zabrał się do jedzenia. Pomyślał, że im szybciej skończy, tym szybciej Cruz powie mu co jest grane.
- Pyszne - stwierdził tylko, odstawiając talerz na bok. - Kiedy nauczyłaś się tak gotować?
- Manny mi trochę pomógł - odpowiedziała zgodnie z prawdą, niemal machinalnie, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Wiedziała, że mówienie o Santim teraz, podczas tej kolacji, nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale nie mogła cofnąć tego co powiedziała.
- Manny? - spytał zdziwiony Bos, unosząc brwi.
Cruz tylko przytaknęła i spuściła wzrok. Po chwili jednak ponownie spojrzała mężczyźnie w oczy i wstała z krzesła, nadal trzymając w ręku kieliszek. Usiadła Bosco na kolanach i odwróciła jego twarz w swoją stronę. Nie wiedziała, jak ma zacząć. Naprawdę nie wiedziała...
- Nie wiem jak mam zacząć... - przyznała w końcu, spoglądając mu prosto w oczy i gładząc go po policzku. Ostatnio często to robiła. Instynktownie, nieświadomie. Dotykała jego blizny, tak jakby chciała sprawić, by zniknęła. Ale nie znikała...
- Najlepiej prosto w mostu - powiedział Bos, całując ją w szyję.
Cruz ciężko westchnęła. Prosto z mostu? W porządku.
- Jestem w ciąży.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/15, 1:29 pm    Temat postu:

Super Very Happy Mam nadzieje, że Bosco się w miare ucieszy i nie spanikuje, tak jak w moim ficku Laughing Cały on Wink

Wiedziałam, że Faith zmieni zdanie, w końcu to Yokas Wink

Czekam na więcej ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/15, 1:39 pm    Temat postu: :)

Dzięki, Scu :*
Może nie spanikuje, ale... Jest właśnie to ale.
Ale zobaczysz co będzie dalej Very Happy
Muszę trochę pomieszać... żeby wcisnąć gdzieś między wierszami Santiago Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/15, 1:41 pm    Temat postu:

No! Manny musi być! Very HappyVery Happy On jest świetny i moim skromnym zdaniem - pasuje do Cruz ;d

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/15, 1:44 pm    Temat postu: ;)

Zgadzam się w 100 procentach Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/16, 9:27 pm    Temat postu: Część dwudziesta czwarta

Słowo wstępne: Jest nieco inaczej niż miało być, tzn. nieco przyspieszyłam "akcję" (jeśli można to tak nazwać) tego opowiadania, ale co tam Razz Liczę, że się spodoba Wink

Część dwudziesta czwarta

Cruz uważnie przyglądała się Bosco i czekała na jego jakąkolwiek reakcję. Spojrzała mu prosto w oczy i czekała. Po prostu czekała.
- Uch... W ciąży? To... Uch... - zaczął Bosco, przejeżdżając ręką po włosach.
Był w totalnym szoku. Ciąża? Nie... Nie widział siebie w roli ojca, ani Cruz w roli matki. Co prawda, kiedyś o tym myślał, naprawdę, rozważał taką ewentualność, ale nie sądził, że do tego dojdzie, a przynajmniej nie teraz. Myślał, że jeśli już to będzie to coś zaplanowanego, oczekiwanego, a nie zwykła wpadka. Nie wiedział jak ma się zachować. Wiedział, że powinien się ucieszyć i starał się, ale był po prostu zaskoczony i nieco... przerażony.
- To... cudownie! - wyszeptał w końcu, siląc się na entuzjazm.
Nie wyszło mu to jednak najlepiej. Cruz przewróciła oczami.
- To wszystko co powiesz? - spytała, wstając z jego kolan i zabierając brudne talerze ze stołu.
Poszła do kuchni.
- A co mam powiedzieć? - spytał Bos, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Nie wiem... - Cruz wzruszyła ramionami, myjąc naczynia.
- Po prostu... Spodziewałam się innej rekacji... - zawiesiła na moment głos.
- Myślałam... Chciałam, żebyś się ucieszył - wyszeptała, bardziej sama do siebie niż do niego, widząc jego zdezorientowany i jakby nieco zagubiony wzrok.
- Cieszę się! - powiedział tylko Bosco, starając się, by zabrzmiało to jak najwiarygodniej.
- Naprawdę się cieszę... - powtórzył podchodząc do niej i obejmując ją delikatnie w pasie.
- Po prostu mnie zaskoczyłaś... - dodał, całując ją czule w szyję.
- W końcu tego nie planowaliśmy...
- Wiem - przytaknęła Cruz.
- Ale cieszę się. Naprawdę - powtórzył po raz kolejny Bos, jakby starał się przekonać samego siebie, że tak jest.
Pocałował ją czule w usta.
- Ja pozmywam. Ty lepiej odpocznij - uśmiechnął się i popchnął ją lekko w stronę kanapy.
Potrzebował teraz trochę czasu, by pomyśleć, poukładać wszystko w głowie, oswoić się z myślą, że będzie ojcem... Wiedział, że to nie będzie łatwe... I jeszcze ta sprawa z Yokas. Przeszczep. Właśnie - przeszczep! Bosco przeraził się na samą myśl o nieuniknionej w tym wypadku wizycie u lekarza. Co on powie na ciążę Cruz?
- Wszystko gra? - spytała dziewczyna, podnosząc się nieznacznie z kanapy.
Spojrzała na niego uważnie. Bosco dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że zbił talerz. Zaklnął cicho pod nosem.
- Jasne... - odpowiedział i uśmiechnął się w stronę Cruz.

***

- Ale mnie bolą plecy! - jęknęła Cruz, masując kark.
Sięgnęła po kubek herbaty. Siedziała na komisariacie wraz z Mannym i jak zwykle pracowała za biurkiem. Dostała jakąś papierkową robotę. Swersky nie chciał nawet słyszeć o tym, by w swoim stanie wracała na ulicę. Cóż... Plotki na posterunku rozchodzą się w tempie ekspresowym i właściwie niemal wszyscy wiedzieli już o tym, że Cruz jest w ciąży. Nie wiedziała skąd, ale w sumie cieszyła się, że sama nie musi się innym z tego tłumaczyć, ani niczego wyjaśniać. Monroe przyszła jej pogratulować. Zresztą nie tylko ona. Cruz starała się robić dobrą minę do złej gry. Nie chodzi o to, że nie cieszyła się z tego, że jest w ciąży. Wręcz przeciwnie - była wniebowzięta! Problem polegał na tym, że dziś miała wizytę u lekarza i okropnie martwiła się o to co on jej powie na temat leczenia w jej stanie. Nie wiedziała czego się może teraz spodziewać, ale bała się. Spojrzała na zegarek. 16. Za godzinę przerwa i wizyta u lekarza. Westchnęła ciężko.
- Mogę ci zrobić masaż - Manny wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Cruz odwzajemniła uśmiech.
- Dlaczego nie? - spytała, zdejmując rękę z karku i obkręcając się na krześle.
Santiago podszedł do niej i delikatnie dotknął jej szyi. Cruz przebiegł przyjemny dreszcz. Zagryzła wargi. Manny zataczał koła na jej szyi. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. Zszedł nieco niżej. Dotknął jej ramion.
- Powiedziałaś mu? - spytał Manny, chcąc przerwać krępującą ciszę.
Cruz pokiwała tylko potakująco głową.
- Jak to przyjął?
Santi gładził ją delikatnie po plecach, jednocześnie starając się rozluźnić jej ramiona.
- Chyba... Nie tak źle... - wyszeptała Cruz po krótkim namyśle.
W zasadzie spodziewała się, że Bosco zaraguje inaczej, bardziej impulsywnie, gwałtownie... Tymczasem był bardzo spokojny, zaskoczony, ale spokojny.
- Tak dobrze? - spytał Manny, masując jej łopatki.
- Yhy - przytaknęła Cruz i zamknęła oczy.
Było jej dobrze. Manny robił naprawdę wspaniały masaż. Czuła się całkowicie rozluźniona, a ból pleców momentalnie ustąpił pod delikatnym, a jednocześnie silnym dotykiem Santiago.
- Chyba się nawet ucieszył... - powiedziała Cruz, po chwili ciszy.
Manny delikatnie uciskał każdy krąg szyjny dziewczyny. Masował każdy centymetr jej pleców, starając się by Cruz czuła się jak najlepiej, by było jej dobrze. I chyba było. Mu na pewno. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mógł dotykać jej skóry... Natarczywy dźwięk telefonu brutalnie przywrócił go do rzeczywistości. Cruz aż podskoczyła na krześle. Zaśmiała się cicho, starając się rozładować atmosferę i opanować drżenie ciała. Subtelny i niezwykle delikatny dotyk Manny`ego sprawił jej ogromną przyjemność, ale starała się tego nie okazywać.
- Dokończymy później? - spytała, kiedy Santiago wziął ręce z jej pleców i lekko się od niej odsunął.
Manny pokiwał tylko głową. Cruz uśmiechnęła się promiennie. Na twarzy Santiego również pojawił się lekki uśmiech. Dziewczyna podniosła słuchawkę telefonu. Odetchnęła głęboko i rzuciła:
- Sierżant Cruz.

***

- Ciąża? - spytał zaskoczony lekarz, przyglądając się uważnie siedzącej na krześle naprzeciwko niego Cruz.
Dziewczyna pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się niewyrażnie. Złapała Bosco za rękę i mocno ją ścisnęła. Tak, ciąża. Czy to aż takie dziwne? Jest kobietą, jest związana z mężczyzną, którego kocha, mieszkają razem i nie mogą mieć dzieci?
- Cóż... Gratuluję... - powiedział nieco zmieszany lekarz.
Nie zabrzmiało to jednak zbyt entuzjastycznie. Cruz nieco się zaniepokoiła.
- Coś jest nie tak? - spytała.
W jej głosie można było wyczyć lekki strach. Cruz nie bała się o siebie, ale o dziecko. Czy jej choroba może mieć na nie jakiś wpływ?
- Cóż... Pani choroba... - zaczął. - Właśnie znaleźliśmy dla pani wręcz idealnego dawcę szpiku...
- Dawcę? - przerwała mu Cruz, mocno zaskoczona.
Jak to możliwe, że nic o tym nie wiedziała?
- Myślałem, że... - zawiesił na moment głos.
Nie miał zielonego pojęcia jak miał się zwrócić do Bosco. Partner? Nie, to takie nieludzkie, jak z jakiegoś podręcznika od biologii. Chłopak? Nie, to dobre dla nastolatek. Narzeczony? O ile mu było wiadomo, nie byli zaręczeni. Mąż? Nie, nie mieli ślubu. Zmieszał się nieco i dokończył.
- Pan Boscorelli pani powiedział...
Cruz pokiwała z niedowierzaniem głową. Bosco wiedział? Jak to możliwe, że Bosco wiedział, a ona nie? Przecież to ona była chora, nie on! To o nią chodziło! Czemu jej nie powiedział?
- Nie, nie powiedział - wyszeptała lodowatym tonem i wyrwała dłoń z ręki Bosco.
Lekarz czuł się niezręcznie. Wiedział, że jeżeli zaraz nie zaraguje to wybuchnie burza i będzie świadkiem jeden z niezłych awantur między partnerami. A w awanturach Cruz była dobra, tak jak nikt inny.
- W każdym razie, znaleźliśmy dawcę. Ale dopóki jest pani w ciąży nie możemy zastosować żadnego leczenia...
- Jak to dopóki jestem w ciąży? - przerwała mu ostro Cruz. - Ja jestem w ciąży do ciężkiej cholery!!! - krzyknęła i zerwała się z krzesła.
Wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami. Bosco szybko pobiegł za nią.
- Hej! - złapał ją za ramię.
- Nie dotykaj mnie - warknęła w jego stronę i wyswobodziła rękę z uścisku.
- Cruz... - zaczął, ale dziewczyna tylko odwróciła się na pięcie i wybiegła ze szpitala.
Bosco stał na środku korytarza i kompletnie nie wiedział co robić. Najchętniej wybiegłby za nią, ale wiedział, że i tak jej nie zatrzyma, a poza tym nie chciał jej denerwować, bo wiedział, że nie powinien i chciał jej tego oszczędzić. Wiedział też, że Cruz chce teraz pewnie pobyć sama i pomyśleć. Tak jak on potrzebowała czasu do namysłu...

***

- Cruz? - Manny był nieco zaskoczony widokiem przełożonej na progu swojego mieszkania.
Właśnie brał prysznic, stanął w drzwiach bez koszulki, w samych bokserkach i czuł się, delikatnie mówiąc, niezręcznie.
- Co się stało? - spytał z troską, widząc łzy na jej policzkach.
- Mogę wejść? - wyszeptała nieśmiało Cruz, odgarniając włosy z twarzy.
- Jasne, wchodź - powiedział Santi i przepuścił ją w drzwiach.
- On... - zaczęła dziewczyna zdławionym głosem, kiedy tylko Manny zamknął za nią drzwi.
Załkała cicho. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie potrafiła, bo zanosiła się płaczem. Manny tylko przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Nie musiał nawet o niczym wiedzieć. Liczyło się dla niego tylko to, że Cruz jest smutna i taka bezradna, a on chciał jej pomóc, pocieszyć ją choć trochę, zrobić cokolwiek by poczuła się lepiej, być przy niej... Cruz tylko mocniej wtuliła się w jego ramiona. Płakała, nawet nie ukrywając łez...

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/04/16, 9:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/16, 9:43 pm    Temat postu:

Yeah Very Happy Manny jest przesłodki. Akcja z masażem rządzi Wink I ta ciąża Cruz, która komplikuje przeszczep. Ciekawe, ciekawe... Naprawdę ciekawi mnie co będzie dalej.
No i jest super. Jak zawsze i Ty o tym wiesz! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/18, 7:40 pm    Temat postu: Część dwudziesta piąta

Słowo wstępne: Wystukałam coś. Krótkie. Do tego bez ładu i składu, ale co tam. Chciałam coś dodać jeszcze przed powrotem do szkoły i oto jest kolejna część Wink

Część dwudziesta piąta

- O Boże... - wyszeptała Cruz i oderwała się od Manny`ego. - Przepraszam... Nie powinnam tu przychodzić...
Otarła z oczu łzy, ale to nic nie dało, bo po policzkach spływały jej już kolejne.
- Daj spokój... - wyszpetał Santi i objął ją ramieniem.
Cruz tylko lekko się uśmiechnęła.
- Nie, powinnam iść - strąciła jego rękę ze swoich pleców i skierowała się do drzwi. - Pewnie ci przeszkadzam... - dodała, patrząc na niego.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że Manny jest właściwie na wpół nagi i poczuła się niezręcznie.
- Coś ty! - zaprostestował szybko Santi, wciągając na siebie koszulkę. - Właśnie brałem prysznic. Mam małego na weekend. Niedawno zasnął - powiedział, wskazując głową sąsiedni pokój.
- Mogę go zobaczyć? - spytała nieśmiało Cruz.
Nie wiedziała nawet czemu, ale po prostu chciała zobaczyć Andy`ego.
- Jasne - Manny pokiwał głową. - Chcesz coś do picia? - spytał, wchodząc do kuchni. - Herbata, sok, woda...Kawy ci nie zaproponuję - uśmiechnął się pod nosem.
- Czemu? Teraz to i tak już bez znaczenia... - szepnęła i odruchowo złapała się za brzuch. - Niech będzie herbata - powiedziała szybko, widząc jego zdziwioną minę.
Cruz nieśmiało weszła do pokoju chlopca. Starała się być najciszej jak to tylko możliwe. Nie chciała go obudzić. Podeszła do łóżka i uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że mały skopał kołdrę i nie był przykryty. Czule otuliła go kołdrą i ostrożnie usiadła brzegu łóżka.
- Masz - szepnął Manny, podając jej kubek.
- Dzięki - Cruz wzięła łyk herbaty.
- Jest słodki... - stwierdziła Cruz, po krótkiej chwili milczenia, patrząc na Andy`ego. - Jak aniołek... Chciałabym mieć takiego aniołka - wyszeptała zdławionym głosem.
Czuła, jak do oczu napływają jej łzy.
- Będziesz miała - powiedział Manny, gładząc ją delikatnie po plecach.
- Nie - Cruz pokiwała przecząco głową. - Byłam u lekarza, wiesz? - spytała retorycznie. - Mają dawcę szpiku.
- To chyba dobrze... - zaczął ostrożnie Santi.
- Niby tak... - Cruz uśmechnęła się niewyraźnie. - Ale... jestem w ciąży i nie mogą... przeszczepić tego cholernego szpiku... Nic nie mogą zrobić dopóki jestem w ciąży...
- Co na to Bosco? - spytał zatroskany Santi.
- Nie wiem... Nie rozmawiałam z nim o tym... I nie chcę rozmawiać... Nie potrafię...
- Ale powinnaś. To wasze dziecko. Razem powinniście podjąć jakąś decyzję...
- Jaką decyzję, Manny? Ja chcę urodzić. Chcę tego dziecka. Ale Bosco...
- Będzie dobrze... - wyszeptał uspokająjąco Manny, widząc łzy na jej policzkach.
- Jasne... - Cruz nie była co do tego ani trochę przekonana.
Manny również, ale chciał ją jakoś pocieszyć. Andy poruszył się niespokojnie na łóżku.
- No nic... Będę się zbierać - szepnęła Cruz, wstając z łóżka. - Dzięki za herbatę - powiedziała, wskazując na kubek.
- Jeśli chcesz możesz... zostać. Mam wolną kanapę.
- Nie chcę ci robić kłopotu... A poza tym i tak muszę pogadać z Bosco.
- Pogadasz z nim jutro, jak trochę ochłoniesz. Zresztą... on pewnie też potrzebuje trochę czasu. To nie jest łatwa decyzja...
- Okay... - zgodziła się Cruz. - Gdzie jest ta kanapa?
- W salonie. Ale chyba nie myślisz, że pozwolę ci spać na kanapie? Chodź. Zajmiesz moje łóżko - powiedział ciągnąc ją za rękę.
- Nie mogę - zaprotestowała szybko.
- Owszem, możesz. Bez dyskusji - uciął tylko Manny, widząc, żę Cruz chce jeszcze coś powiedzieć.
Zrezygnowała z tego jednak po jego ostatnich słowach.
- Masz - podał jej swoją granatową bluzę z napisem N.Y.P.D. 2005. - Chyba nie chcesz spać w ciuchach? - dodał, widzac jej niepewną minę.
Cruz wzięła od niego bluzę i uśmiechnęła się lekko. Jaki on był opiekuńczy... Aż jej się ciepło na sercu zrobiło.
- Wezmę prysznic, okay? - powiedziała, wskazując ręką na łazienkę.
Po jakiś dwudziestu minutach wyszła spod prysznica. Narzuciła na siebie bluzę Manny`ego. Nawet pasowała. Na pewno lepiej niż bluza Bosco, która była jej co najmniej o trzy numery za duża. I ten zapach... Ładny... Ciekawe czego Manny używa? - myślała Cruz biorąc głęboki wdech. Odetchnęła i odruchowo poprawiła bluzę. Uśmiechnęła się lekko do lustra i wyszła z łazienki. Spojrzała na Santiego siedzącego na kanapie przed telewizorem. Usiadła obok.
- Co oglądasz? - zagaiła.
- "Więzień nienawiści" - odpowiedział, nadal patrząc w telewizor. - Chipsa? - spytał, podając jej miskę stojącą na stole.
Cruz pokiwała przecząco glową.
- To ten film z Edwardem Nortonem o skin headach? - spytała, patrząc na ekran.
Manny przytaknął.
- Oglądałaś? - spytał.
- Tak. Super film - stwierdziła tylko, a Manny pokiwał głową na znak, że się z nią zgadza.
- Manny? - zaczęła Cruz, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- No?
- Co ty byś zrobił... No wiesz... Na moim miejscu... To znaczy nie na moim, ale na miejscu Bosco... Co byś zrobił? - spytała uważnie mierząc go wzrokiem.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
Może nie był konkretnie na miejscu Bosco, bo przecież nie był ojcem tego dziecka, ale mu również bardzo zależało na Cruz. Była dla niego ważna. I jeśli przez swoją ciążę mogła umrzeć to może lepiej by nie była w ciąży?
- A jak myślisz... Co byś zrobił? - drążyła dalej Cruz.
- Wiesz... Cruz... Jeśli masz szansę... Dużą szansę na to, by się wyleczyć, nawet kosztem tego dziecka, to czemu nie? - urwał na moment, patrząc w jej stronę.
- Wiem... Wiem jak to brzmi... - powiedział, widząc jej morderczy wzrok.- Ale pomyśl... Masz jeszcze wiele czasu... Możesz potem znowu zajść w ciążę...
- To nie to samo! - przerwała mu Cruz.
Manny westchnął ciężko. Może nie powinien poruszać tego tematu? Mówić co myśli? Ale przecież Cruz chciała poznać jego zdanie... Nie mógł nic poradzić na to, że bardziej liczyła się dla niego ona niż to dziecko. To chyba zrozumiałe w jego sytuacji? W końcu to nie było jego dziecko. Liczyła się dla niego Cruz...
- Poza tym... - kontynuowała, nieco spokojniejszym tonem. - Kto mi da gwarancję, że jeśli zrobię ten zabieg... Jeśli... zabiję moje dziecko... - mówiła ledwo powstrzymując łzy.
- Nie możesz tak na to patrzeć... - powiedział, gładząc ją uspokajająco po plecach.
- Wiem, ale nie potrafię inaczej... - wyszeptała.
I mówiła prawdę. Nie wyobrażała sobie tego, by mogła zrobić aborcję... Może i nie planowała tej ciąży, ale jednak zależało jej na dziecku. Naprawdę.
- W końcu mimo tego przeszczepu i tak mogę umrzeć.
- Tak - przyznał jej rację. - Ale jeśli nie zaryzykujesz umrzesz na pewno... Za rok... Za dwa...
Nie łatwo było mu to mówić, ale taka była prawda. Bez przeszczepu Cruz umrze najwyżej za dwa lata. A jeśli przeszczep się przyjmie to ma szansę na wyleczenie.
- Nie warto spróbować? - spytał, patrząc na nią z troską.
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. - Nie wiem...
Manny objał ją ramieniem.
- Będzie dobrze... - wyszeptał jej delikatnie do ucha. - Cokolwiek postanowisz...
- Dziękuję - powiedziała cicho i pogładziła go po policzku, spoglądając mu głęboko w oczy.
- Za co? - spytał, patrząc na nią czule.
- Za wszystko - odpowiedziała, uśmiechając się niepewnie.
- Nie ma za co - powiedział delikatnie, nadal na nią patrząc.
Miała takie piękne oczy... Szkoda tylko, że teraz były takie smutne i jakby puste... Manny chciał to jakoś zmienić, naprawić, ale nie wiedział jak... Dotknął palcami jej twarzy. Najpierw dotknął policzka, potem ust... Cruz cicho westchnęła. Santiago nachylił się nad nią bardzo powoli, wciąż gładząc ją po policzku.
- Manny... - szepnęła Cruz, odwracając głowę. - To nie jest dobry pomysł...
- A, tak. Przepraszam - powiedział szybko, odsuwając się od niej.
Przegryzł wargi. Był zakłopotany. Cruz również. Nie powinien tego robić. Wiedział o tym, ale nie potrafił się powstrzymać. A powinien. Teraz czuł się jak kompletny idiota. Westchnął ciężko.
- Ciocia? - spytał niepewnie Andy, stając w progu pokoju.
Cruz odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się.
- Cześć, Andy - przywitała się.
- Ciocia! - powtórzył maluch i pobiegł w jej stronę w radosnych podskokach.
Wszedł na kanapę i wślizgnął się jej na kolana.
- Nie powinieneś spać? - spytał Manny, zwracając się do synka.
- Miałem zły sen... Bardzo zły sen... - wyszeptał chłopiec, patrząc na ojca.
Nadal był nieco przestraszony koszmarem, który mu się śnił. Był trochę oszołomiony.
- Naprawdę? - spytała zatroskana Cruz. - Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Chłopiec pokręcił przecząco głową.
- Chcę by tatuś przeczytał mi bajkę! - powiedział rozkazującym tonem.
- Tatuś jest zmęczony... - westchnął Manny.
Spojrzał na syna, który wyraźnie nie był z tego zadowolony.
- Ja ci przeczytam - powiedziała szybko Cruz, wstając z kanapy i podając małemu rękę. - Chodź - powiedziała i poszła z nim w stronę pokoju.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/18, 8:17 pm    Temat postu:

Super :] Andy jest słodki, tak jak jego tata Very Happy To musi być rodzinne Wink
Wpółczuje Cruz, bo musi podjąć bardzo ważną decyzje i nie ma łatwo. I ta sytuacja Manny - Cruz... Szkoda, że nic z tego nie wyszło... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/04/20, 6:13 pm    Temat postu: Część dwudziesta szósta

Słowo wstępne: Ostatnio piszę jakieś takie krótkie i bezsensowne części tego fanficka, ale chcę coś dodać, więc jest to co jest. Mam nadzieję, że miło się będzie czytało.

Część dwudziesta szósta

- Powiedziałeś jej, żeby zrobiła aborcję?! - krzyknęła zdumiona Yokas,
Była oszołomiona. Totalnie. I chyba nawet trochę wściekła. Nawet nie trochę, ale bardzo.
- Nie! - zaprotestował szybko Bos, przejeżdżając ręką po włosach.- Powiedziałem tylko, że...
- Lepiej by to zrobiła, tak? - przerwała mu Faith.
Może i nie lubiła Cruz, może i mało ją ona obchodziła, ale nie spodziewała się tego po Bosco. Nigdy z nim nie rozmawiała na temat dzieci, nie wiedziała czy chce je mieć, czy nie, ale jeśli angażuje się w związek z Cruz, sypia z nią i w ogóle, to chyba powinien być przygotowany na wszelką ewentualność?
- Wiesz co, Bos? Nie bądź dupkiem! - powiedziała groźnym tonem, wymachując rękoma.
Wzięła głęboki oddech i wbiła się w kanapę. Schowała twarz w dłoniach.
- Boże, Bosco... - wymamrotała cicho pod nosem. - Jaki ty jesteś cholernie nieodpowiedzialny! - warknęła w jego stronę.
Naprawdę go nie rozumiała. Zachowywał się jak totalny gówniarz i nie podobało jej się to.
- Przestań! - warknął i sięgnął po telefon. - Wszędzie dzowniłem... Chyba ze sto razy do Sashy, nawet do tego kretyna Danny`ego... - powiedział, przekręcając oczami.
- Wiesz, w sumie to jej się nie dziwię. Zostawiłeś ją ot tak sobie, nawet z nią nie pogadałeś i dziwisz się, że nie wróciła do domu?
- Myślałem, że woli być sama... - wyszeptał, bardziej do siebie niż do siedzącej na kanpie Faith.
- Lepiej nie myśl. Zawsze jak coś wymyślisz to nic dobrego z tego nie wynika - rzuciła w jego stronę, nerwowo obgryzając paznokcie.
Nie żeby się martwiła. To po prostu taki nawyk. Często tak robiła, kiedy była zdenerwowana. Ale się nie martwiła. Bo niby czym? Tym, że Cruz nie wróciła na noc do domu, bo pokłóciła się z Bosco? Przecież jest dorosła. A poza tym miała święte prawo się na niego obrazić.
- Spróbuj do Manny`ego - powiedziała po chwili krępującej ciszy.
Bosco spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Powiedziałam, żebyś zadzwonił do Santiago - powtórzyła. - To jej parnter - dodała, widząc jego niezadowoloną minę.
- I? - spytał poirytyowany.
Co z tego, że Manny był jej partnerem? Przecież to nic nie znaczyło. Na pewno nie w przypadku Cruz. To, że on i Faith są przyjaciółmi nie oznacza, że Cruz i Santiago łączy cokolwiek poza pracą. Cruz nie lubiła się angażować, ani do niczego ani nikogo przywiązywać. Wiedział o tym, więc pomysł Yokas wydał mu się trochę dziwny.
- Po prostu zadzwoń - powiedziała Fay i wstała z kanapy.
Poszła do kuchni. Nalała sobie wody do szklanki. Wzięła duży łyk napoju i patrzyła jak Bos nieporadnie wybiera numer Manny`ego, który był zapisany na karteczce, a ta z kolei była przyklejona do lodówki. Dziwne... Faith miała na lodówce tylko najważniejsze numery. Numery, których najczęściej używała. I chociaż nie musiała mieć ich zapisanych, bo doskonale znała je na pamięć, to jednak zawsze lepiej się czuła, kiedy miała pod ręką, na przykład numer Bosco. Ciekawe czy Cruz też znała numer Manny`ego? Pewnie tak. Ciekawe czy był dla niej równie ważny, jak dla Faith ważny był Bos? Chyba tak... W końcu Santi uratował jej życie, tak jak kiedyś Bosco uratował życie Yokas. To na zawsze zmieniło ich stosunki. Jeszcze bardziej zbliżyło ich do siebie... Może na początku nie było tego widać, bo sami nie byli tego do końca świadomi, ale prawda była taka, że oboje po prostu bardzo się kochali. Jak przyjaciele, najlepsi przyjaciele... W końcu trzeba kogoś bardzo mocno kochać, by poświęcić dla niego swoje życie. Ciekawe czy Manny kocha Cruz? I czy Cruz kocha Manny`ego? A jeśli tak to w jaki sposób?
- Nie odbiera - stwierdził Bosco, rozłączając się i tym samym wyrywając Faith z rozmyślań.
- Nie dziwię się... - wyszeptała, patrząc na zegarek. - Jest druga w nocy. Będę się zbierać - powiedziała, odstawiając pustą szklankę do zlewu.
Poszła w kierunku drzwi, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na to mieszkanie. Jej wzrok przykuło jedne ze zdjęć, stojące na stoliku przy telewizorze. Cruz i Bosco. Uśmiechnięci, wyraźnie szczęśliwi... Bos w policyjnym mundurze. Cruz w czerwonej bluzce i z odznaką na szyi. Dziewczyna uwiesza mu się na szyi, a Bosco obejmuje ją delikatnie. To jedno z ich starszych zdjęć. Tych pierwszych... Zrobione ponad dwa lata temu... Właściwie to już trzy. Zadziwiające... Jacy oni byli wtedy szczęśliwi... A ona to zepsuła. No, ale nic. Nieważne. Nie warto rozpamiętywać tego co było. Najważniejsze, że znowu są razem i nadal są szczęśliwi. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Będzie dobrze, Bosco - powiedziała na odchodnym. - Przecież wróci - dodała cicho i wyszła zamykając za sobą drzwi.

***

- Wszyscy do sali odpraw - rzucił hasło Swersky i poszedł do pokoju obok.
Policjanci popatrzyli na siebie zdziwieni. Co się tak nagle stało? Odprawa już była, a teraz każdy miał wracać na komisariat? Musiało się coś stać. Ale co?
- Hej - Bosco przywitał się z kilkoma kumplami i rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Cruz.
Chciał z nią pogadać. Zdecydowanie mieli parę spraw do obgadania, a on nie widział jej od wczoraj i nie miał zielonego pojęcia, gdzie mogła się przez ten czas podziewać. Odwrócił się w stronę frontowych drzwi, które właśnie się otworzyły.
- Co się dzieje? - zagaił wesoło Santi, wchodząc na komisariat wraz z Cruz.
Był lekko zdziwiony nagłym zbiorowiskiem przed salą odpraw.
- Musimy pogadać - stwierdził tylko Bos i pociągnął Cruz za ramię.
- Nie tu i nie teraz, okay? - powiedziała dziewczyna, wyrywając rękę.
Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ani o ciąży, ani o leczeniu, ani o przeszczepie, ani o niczym. A już na pewno nie na posterunku. Już i tak zbyt wielu ludzi gapiło się natrętnie w ich stronę. Bosco przekręcił oczami.
- A gdzie i kiedy? Nie było cię wczoraj w domu całą noc... - zaczął.
- Nie do wiary, zauważyłeś?! - przerwała mu gwałtownie Cruz.
- Znowu zaczynamy?! - niemal krzyknął.
Miał już tego dość. Kiedy chciał z nią normalnie pogadać, ona go odtrącała i w ogóle nie słuchała tego co ma jej do powiedzenia. Potrafiła tylko robić mu wyrzuty i bez przerwy się wściekać o byle co.
- Do sali odpraw - powtórzył Swersky, wychylając się zza drzwi.
Bosco ciężko westchnął. Cruz spojrzała na niego, po czym zwyczajnie go minęła i poszła w stronę sali. Bos poszedł za nią. Był wyraźnie wściekły. Nie wiedział już nawet na kogo. Na siebie, czy na nią? Ciężko opadł na jedno z krzeseł. Skrzyżował ramiona i czekał na to co powie Swersky. Jednak zamiast niego pojawił się Danny.
- Przejdę od razu do rzeczy - zaczął, rzucając okiem na zebranych w sali policjantów.
Przyjrzał się im obojętnym wzrokiem. Jedynie na Cruz skupił większą uwagę, co Bosco oczywiście szybko zakodował. "Super! Do tego wszystkiego jeszcze wtrąci się ten kretyn i jeszcze bardziej pochrzani! Zajebiście" - myślał, mierząc Pino groźnym wzrokiem.
- Jak zapewne już słyszeliście... - zawiesił na moment głos, przeglądając jakieś papiery. - Albo i nie - dodał cicho pod nosem, patrząc na jedną z kartek. - W Nowym Jorku grasuje seryjny gwałciciel. W przeciągu ostatniego tygodnia zaatakował już czterokrotnie, w tym dwa razy w naszym rewirze.
Wszyscy na sali ciężko westchnęli. Niedługo zacznie się panika, jeśli szybko go nie złapią.
- To znaczy gdzie? - spytała Cruz, skupiając na sobie jeszcze większą uwagę.
- Co gdzie? - Danny spojrzał w jej stronę nieprzytomnym wzrokiem.
- Gdzie zaatakował? - uściśliła Cruz, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.
Czy on w ogóle słucha tego co się do niego mówi? Albo czy sam wie o czym mówi? Szczerze w to wątpiła...
- Tutaj. Na ulicy Arthura - powiedział i sięgnął po jakieś kartki.
- To... - podniósł plik papierów do góry - są portrety pamięciowe gwałciciela. Radzę wam je dokładnie obejrzeć i wziąść ze sobą na patrole - powiedział, rozdając kartki.
- Im szybciej go złapiemy tym lepiej - dodał, wskazując policjantom drzwi.
Funkcjonariusze szybko opuścili salę. Byli wyraźnie niezadowoleni. Bali się paniki wśród mieszkańców Nowego Jorku oraz kolejnych ataków. Wiedzieli, że muszą szybko złapać tego gwałciciela, ale naprawdę nie mieli na to ochoty...
- Hej - Danny zagaił do Cruz, powstrzymując ją tym samym przed wyjściem z pokoju.
Dziewczyna zatrzymała się i niechętnie odwróciła się w jego stronę. Nie zamierzała z nim rozmawiać. Czekała na jego ruch. Pino podszedł do niej bliżej i spojrzał jej w oczy. Szybko jednak spuścił wzrok i podrapał się nerwowo po brodzie.
- Jeszcze ci nie pogratulowałem... - zaczął, nieco speszony.
- Czego? - spytała Cruz, chociaż i tak doskonale wiedziała o co mu chodzi.
- No wiesz... - powiedział, wskazując na jej brzuch.
Dopiero co dowiedział się o jej ciąży. Zaskoczyła go ta wiadomość. Nie, żeby był zazdrosny czy coś, ale po prostu nie sądził, że Cruz mogłaby kiedykolwiek mieć dziecko. Nie widział jej w tej roli, w roli matki. Po prostu. A poza tym było mu trochę żal, że Cruz nie zaszła w ciążę, kiedy byli małżeństwem, ale szczerze mówiąc, nie mieli wtedy na to czasu. Byli zbyt skupieni na pracy - ona dopiero zaczynała, a on był sierżantem. Kupa roboty. Ledwo znajdowali czas dla siebie. Pewnie przez to rozpadł się ich związek. Czasem tego żałował. Nawet nie czasem, lecz często, ale i tak nie mógł już tego zmienić...
- Cieszę się - dodał niezbyt szczerze.
- Akurat... - jęknęła Cruz.
- Naprawdę - powiedział z większym przekonaniem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa... - zawiesił na moment głos, czekając na jej jakąkolwiek reakcję.
- Jesteś, prawda? - spytał, widząc smutek na jej twarzy.
- Tak... - wyszeptała niepewnie Cruz i sięgnęła za klamkę od drzwi.
- Dziękuję - rzuciła i szybko wyszła z pokoju zanim Danny zdążył zarzucić ją kolejnym gradem niewygodnych pytań, na które nie zamierzała odpowiadać.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/04/20, 6:45 pm    Temat postu:

Super :] Rozmowa Faith z Bosco jest świetna. Racja, ten facet jest straszliwie nie odpowiedzialny, cały Boz.
Pisz dalej. A co do tej części, to nie była bez sensu. Każda część ficka ma coś w sobie. Ja też wrzucam coś, żeby było, chociaż czasem to pisanie zupełnie mi nie wychodzi Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kinia
Gość






PostWysłany: 06/04/30, 3:58 pm    Temat postu:

Hej Cruz przeczytalam wszystkie twoje opowiadania jakie napisalas na tym forum sa super naprawde. i szczeze muwiac juz nie moge sie doczekac kiedy dopiszesz dalsze częsc bo naprawde niezle Ci to idzie a przeciez nie mozna tego tak zostawic:D ale jestes naprawde niezla w tym pisaniu. trzymam kciuki za nastepne czesci
pozdrawiam Kinia
Powrót do góry
Cruz
Szef Biura



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia-Europa-Polska-woj. kujawsko-pomorskie-Bydgoszcz

PostWysłany: 06/05/03, 4:11 pm    Temat postu: Część dwudziesta szósta

Słowo wstępne: Wow Wink Jakoś długa mi wyszła ta część, ale co się dziwić, skoro dawno nie pisałam? Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Część dwudziesta szósta

Bosco i Sasha jechali radiowozem przez aż nazbyt spokojne ulice Nowego Jorku. Przez cały dzień nic się nie działo. Żadnych narkotyków, ani jednej bójki, niszczenia mienia, napadu... Czegokolwiek. Cicho i spokojnie. Aż dziwne...
- Co tu tak cicho? - zagaiła Monroe, patrząc w szybę.
Bosco tylko wzruszył ramionami.
- Powinniśmy się cieszyć - powiedział i skręcił w jedną z bocznych uliczek.
- I kto to mówi... - mruknęła Sasha, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Bosco cieszy się, że na ulicy jest spokojnie? Przecież on tak bardzo kocha łapać tych wszystkich dupków, który kręcą się po ulicach! A teraz? Prawie nic nie mówi, jest cały spięty, jakby nieobecny... To do niego nie podobne.
- Co z tobą? - spytała w końcu Monroe, nie mogąc znieść jego smutnej miny.
- Nic - uciął tylko i zatrzymał się przed budką z hot-dogami.
Wysiadł z samochodu. Sasha patrzyła jak zamawia dwa hot-dogi z musztardą i naprawdę nie wiedziała, czy ma dalej drążyć temat. Czuła, że coś nie gra. Po prostu to wiedziała. Ostatnio w ogóle nie poznawała Bosco. Zmienił się. I nie były to bynajmniej pozytywne zmiany...
- Masz - Bos wrócił do radiowozu i podał jej hot-doga.
- Dzięki - wymamrotała pod nosem.
- 55-David? - rozłegł się glos z radia.
- 55-David - rzucił niechętnie Bosco.
- Sprzeczka rodzinna na Union 543.
- Przyjąłem. Union 543 - powiedział tylko i odpalił samochód.
- Jakbym sam miał mało problemów... - warknął pod nosem i mocno nacisnął gaz.
- Spokojnie! - Monroe aż zadrżała. - Może ja poprowadzę? - spytała, wycierając usta serwetką i patrząc na niego uważnie.
- Nic mi nie jest - powiedział tylko i wolno ruszył.
Może nie powinien się tak denerwować, ale jakoś nie potrafił się uspokoić po tym wszystkim.
- Przecież widzę, że coś nie gra - zaczęła Sasha.
Naprawdę zaczynała się martwić. Od paru dni Bosco był w okropnym stanie. Nie potrafiła konkretnie określić o co chodziło, ale po prostu wiedziała, że jest źle.
- Powiedz mi.
Zabrzmiało to trochę jak rozkaz.
- Chcesz wiedzieć co się dzieje? - spytał retorycznie Bos, rzucając jej spojrzenie spod przymrużonych powiek.
- Cruz jest w ciąży, chociaż nie powinna. Jest na mnie wściekła, bo bardziej liczy się dla mnie ona niż to dziecko. Chciała się na mnie odegrać nie wiadomo za co i nie wróciła na noc do domu. I jeszcze Manny... I Danny! Zajebiście. Po prostu zajebiście! - wyrzucił jednym tchem, nawet nie zastanawiając się nad tym co mówi.
Głośno zatrąbił i ostro zahamował. Monroe niewiele zrozumiała z tego co powiedział Bos. Zwłaszcza wtedy, kiedy wspomniał o Mannym i Dannym. Nie miała pojęcia o co mu chodzi. Postanowiła zacząć od początku.
- Dlaczego nie powinna być w ciąży? - spytała.
- Pomijając fakt, że tego nie planowaliśmy i że tego nie chcę... - powiedział z naciskiem.
- Nie chcesz? - przerwała mu autentycznie zaskoczona Monroe.
- Ona jest chora i musi się leczyć, ale nie może dopóki jest w ciąży - dokończył Bos, kompletnie ignorując pytanie Sashy.
- Dopóki? - zdziwiła się Monroe. - Co jej powiedziałeś? - spytała, nieco wstrząśnięta.
- Ja?! Nic! Byliśmy tylko u lekarza i on zasugerował... - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Żeby zrobiła aborcję - dokończyła Sasha. - Jezu... - wyszeptała.
- Oczywiście ona się nie zgodziła...
- A ty się na to godzisz? - spytała, wstrząśnięta.
- To co ja myślę nie ma znaczenia - powiedział tylko.
- Jak to nie ma? To wasze dziecko. Nie uważasz, że powinniście o tym pogadać...?
- Próbowałem.
- Najwyraźniej nie tak jak powinieneś - powiedziała Sasha i zaraz tego pożałowała, bo Bosco zmierzył ją morderczym spojrzeniem.
Sasha machnęła tylko ręką i wyszeptała, odwracając się w stronę szyby.
- Jedź na Union 543.

***

- Hej - przywitał się nieśmiało Bos, wchodząc niepewnie do biura Cruz.
Rzucił okiem na siedzącą przy biurku Ritzę. Dziewczyna podnsioła na niego wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Bosco po raz kolejny pomyślał o tym, że jej oczy są naprawdę piękne... Uwielbiał to jej spojrzenie, bo nigdy nie wiedział co się za nim kryje. Teraz jednak nie pragnął niczego innego, jak tylko tego, by dokładnie poznać myśli Cruz.
- Idę po kawę. Przynieść ci coś? - spytał Manny, wstając od stołu i zerkając na Cruz.
Maritza tylko się uśmiechnęła i pokiwała przecząco głową. Santiago poszedł w stronę wyjścia i bez słowa minął Bosco w drzwiach.
- Jak ci minął dzień? - spytała Cruz, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
Przeglądała jakieś papiery, jednak szybko odłożyła je na bok i spojrzała na Bosco.
- Spokojnie - odpowiedział tylko, wbijając ręce w kieszenie. - Możemy pogadać? - spytał, uważnie jej się przyglądając.
- Rozmawiamy - powiedziała Cruz i spuściła wzrok.
Sięgnęła po papiery i to na nich starała się skupić całą swoją uwagę.
- Ritz...
Maritza podniosła głowę znad papierów, kiedy tylko usłyszała jego cichy, czuły głos. Zdrobnił jej imię. Dawno tego nie robił... Nie było ku temu powodu. Bosco zwracał się do niej po imieniu rzadko, a jeszcze rzadziej zdrabniał jej imię. Decydował się na to tylko wtedy, kiedy naprawdę mu na czymś zależało, a właściwie nie na czymś, ale na niej. Zależało mu na niej...
- Proszę cię... - wyszeptał delikatnie.
Cruz cicho westchnęła. Prosił... Zależało mu... Może powinna z nim pogadać? Tak, powinna. Tylko czemu akurat teraz? Nie mogą odłożyć tego na później? Ale na jakie później? Jeśli teraz z nim nie porozmawia, pewnie nigdy tego nie zrobi. Podniosła się z krzesła.
- Zjadłabym coś - powiedziała tylko, zakładając kurtkę.
Bosco uśmiechnął się i objął ją ramieniem, kiedy tylko podeszła do niego. Pocałował ją czule w czoło i chwycił mocno za rękę.

***

- Rozmawiałam z lekarzem... - zaczęła Cruz, zatapiając plastikowy widelec w sałatce.
Siedziała przy stole w swoim mieszkaniu. Bosco siedział naprzeciwko niej. Postanowili tu przyjechać, bo rozmowa na temat tego co powinni zrobić nie była łatwa i na pewno nie powinni jej przeprowadzać przy osobach trzecich. Chcieli być sami. A może nie chcieli, ale powinni być.
- I? - spytał Bos, nawet na nią nie patrząc.
Wziął do ręki ketchup i wylał go na pizzę.
- Wiesz, że daje mi tylko 60% szans, jeśli zrobię ten przeszczep?
- A wiesz, że jeśli go nie zrobisz to umrzesz?! - powiedział gwałtownie.
Nie chciał tego mówić. Nie chciał, ale wiedział, że taka jest prawda i że nie powinni tego ukrywać, bo po co mają żyć złudzeniami, udawać, że wszystko jest w porządku skoro nie było? Cruz popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
- I tak umrę... - stwierdziła tylko, wstając od stołu.
Bosco ciężko westchnął. Nie powinien tego mówić. Nie teraz, nie w taki sposób. Tylko ją wystraszył. Wcale jej nie pomógł. Wręcz przeciwnie... Jeszcze bardziej ją dobił.
- Ritz... - zaczął, podchodząc do niej.
Cruz tylko się od niego odsunęła.
- Nie powinnam urodzić tego dziecka, tak? - spytała, chociaż i tak znała odpowiedź.
Chciała jedynie usłyszeć to od niego. Chciała, by powiedział, że nie chce, by urodziła, bo mogłaby wtedy zrzucić całą winę na niego. W końcu to on nie chciał, nie ona. Ona chciała, starała się... Chciała. Ale nie mogła. Bosco pokiwał tylko przecząco głową. Cruz uśmiechnęła się przez łzy. Otarła ręką oczy.
- Ale ja chcę... - powiedziała całkiem szczerze.
- Wiem, ale nie możesz.
Podszedł do niej, wyciągnął w jej stronę ramiona, ale ona tylko cofnęła się o dwa kroki dalej od niego. Nie chciała, by jej dotykał. Nie teraz. Nie teraz po tym co powiedział: "Nie możesz".
- Czemu? - spytała bezsensu. - Nie chcesz, prawda? Nie chcesz...
Zrobiła kolejne dwa kroki do tyłu, by jeszcze bardziej się od niego oddalić.
- Pewnie, że chcę, ale... - podszedł do niej.
Cruz chciała znowu się oddalić, ale nie mogła, bo natrafiła na szafę. Westchnęła ciężko.
- Tak będzie lepiej, Ritz...
Wyciągnął w jej stronę ramiona i mocno ją do siebie przytulił. Tak mocno, że chociaż Cruz chciała to nie mogła się od niego oderwać. Czuła jak po policzkach spływają jej łzy. Nie chciała by Bosco je zobaczył, choć nie raz już widział jak płakała po chemii, więc tylko mocniej się w niego wtuliła, chociaż wcale nie chciała. Chciała, by odszedł, by zostawił ją samą, by dał jej spokój. Ale wiedziała, że tego nie zrobi.
- Wcale nie - szepnęła tylko zdławionym głosem. - I tak umrę...
- Nie umrzesz - powiedział, biorąc jej twarz w swoje dłonie. - Nawet tak nie myśl! Nie pozwolę ci umrzeć - obiecał, całując ją delikatnie.
Teraz to on wtulał się w jej ciało. Cruz ciężko westchnęła i pogładziła go po głowie, przyciągając go do siebie mocniej.
- Mógłbyś to załatwić? - spytała z trudem składając słowa w spójną całość.
Nie mogła o tym myśleć. Nie potrafiła. Nie chciała.
- Zadzwonię do lekarza - powiedział odrywając się od niej.
- Dobrze - wyszeptała tylko i poszła do sypialni, mijając go obojętnie.

***

- Maritza Cruz? - zwróciła się do niej pielęgniarka.
Cruz pokiwała głową. Przyjrzała się uważnie blondynce w białym kitlu. Mówiła cichym i bardzo spokojnym, miłym tonem. Miała szeroki uśmiech, wręcz przyklejony do twarzy. Na pewno nie był szczery. Bo kto uśmiechałby się do kobiety, która przyszła do kliniki, by zabić własne dziecko? Cruz wiedziała, że nie powinna tak o tym myśleć, ale nie potrafiła inaczej. Po prostu nie potrafiła...
- Zapraszam do sali numer 6 - powiedziała wskazując ręką jedne z drzwi. - Pani doktor zaraz przyjdzie - dodała i poszła w stronę recepcji.
Cruz powoli wstała z krzesła.
- Mam iść z tobą? - spytał Bosco, patrząc na nią czule.
Dziewczyna pokiwała tylko przecząco głową.
- Mam zaczekać?
Cruz znowu pokiwała głową.
- Zaczekam - Bosco nie dawał za wygraną.
Chciał być przy niej. Chciał by wiedziała, że jest tuż obok i że zawsze będzie, cokolwiek się będzie dziać.
- Nie - zaprotestowała Cruz.
Powiedziała to tak ostrym i nie znoszącym sprzeciwu tonem, że Bosco aż zabrakło słów. Chciał jeszcze raz powiedzieć, że zaczeka, że będzie, ale ona tylko przytuliła go do siebie delikatnie. Zbyt delikatnie. Bosco prawie nie czuł jej dotyku. Przytulił ją mocniej, ale Cruz tylko się odsunęła. Nie chiała, by jej dotykał. Ale nie chciała też, by poczuł się odtrącony. Zależało jej na nim. Tylko, że nie teraz. Teraz chciała być sama.
- Jedź do pracy. Zadzwonię kiedy będzie po wszystkim - powiedziała tylko i uśmiechnęła się niewyraźnie.
Bosco wiedział, że ten uśmiech jest jakby przez łzy, które znowu nagromadziły się w jej oczach. Bosco chciał by zniknęły, tak po prostu. Dotknął palcami jej twarzy.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha.
Chciał by o tym wiedziała. I chciał też, by ona odpowiedziała: "Ja też cię kocham, Bosco". Ale nie odpowiedziała. Nie odpowiedziała. Cmoknęła go tylko delikatnie w policzek i poszła do szóstki nie odwracając się za siebie. Bosco zastanawiał się przez chwilę czy ma odejść. Nie chciał. Ale Cruz powiedziała, by wracał do pracy. Powiedziała, że zadzwoni. Powinien odejść. Nie chciał, ale powinien. Dla niej. Skierował się w stronę wyjścia.

***

Cruz siedziała cała spięta na kozetce. Czekała na lekarza. Patrzyła się w podłogę. Kafelki były takie zwyczajne, białe. Takie jakich pełno było w każdej klinice, w każdym szpitalu, nawet w gabinecie dentystycznym. Podniosła wzrok nieco wyżej patrząc na swoje dłonie. Jednak jej oczy szybko powędrowały do sufitu. Nie mogła patrzeć na swoje ręce, bo czuła się tak, jakby patrzyła na ręce mordercy. Może i przesadzała, ale naprawdę czuła się tak jakby na jej dłoniach, na jej delikatnych dłoniach, była krew. Spojrzała w sufit i mocno zacisnęła powieki, powstrzymując napływające jej do oczu łzy. Nie chciała rozglądać się po sali, nie chciała. Nie chciała pamiętać tego miejsca. Otworzyła oczy, kiedy tylko usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała na ciemnowłosą lekarkę, która uśmiechała się lekko w jej stronę. Cruz nie mogła znieść tego uśmiechu, wydawał jej się taki wymuszony i nieprawdziwy.
- Witam - powiedziała delikatnie kobieta, wyciągając rękę w stronę Cruz.
Dziewczyna uścisnęła ją ostrożnie. Nie chciała podawać tej kobiecie dłoni, nie chciała dotykać osoby, która zabije jej dziecko, ale wiedziała, że musi, bo tak wypada.
- Jestem doktor Connor - przedstawiła się, chociaż nie musiała, bo Cruz już wcześniej spojrzała na jej plakietkę.
- Masz może jakieś pytania, potrzebujesz trochę czasu? - spytała delikatnie, wciąż się uśmiechając.
- Ile to potrwa? - spytała tylko Cruz.
- Parę minut. To prosty zabieg.
Zabieg... Cruz nie wiedziała jak można to nazwać zabiegiem. Przecież to było coś więcej. To było pozbawianie życia. Życia jej dziecka! A ta kobieta nazwała to zabiegiem! Cruz mocno zacisnęła pięści starając opanować silne emocje.
- Ale będzie pani musiała zostać u nas kilka godzin.
Nie chciała tu zostać tylko jak najszybciej stąd zniknąć. Chciała być w domu, u siebie. Chciała zapomnieć, że kiedykolwiek tu była.
- Nie będzie pani potem mogła prowadzić samochodu. Ktoś po panią przyjedzie? - spytała z troską, patrząc na nią uważnie.
Wiedziała, że nie jest jej łatwo. To nigdy nie było łatwe. Nawet dla kobiet, które nie chciały mieć dziecka. A doktor Connor wiedziała, że dla Cruz jest to jeszcze bardziej trudne, bo wcale nie chciała tej aborcji, musiała ją zrobić. Wiedziała to od jej lekarza prowadzącego, doktora Evansa, który skierował ją na zabieg. Doktor Connor nigdy nie podchodziła emocjonalnie do tego co robiła, ot kolejny zabieg, praca jak każda inna, ale tym razem coś ją uderzyło w tej silnej, twardej, a jednocześnie delikatnej osóbce jaką była Maritza Cruz. Uderzyło ją jej spojrzenie. Było puste. Nic nie można było zobaczyć w jej oczach. Nic, poza bólem i jakimś nieprawdopodobnym strachem.
- Tak - odpowiedziała Cruz, wyrywając doktor Connor z rozmyślań.
- Dobrze. Jest pani gotowa? - spytała.
Ritza pokiwała głową. Usiadła na fotelu, który wskazała jej lekarka.
- Podam pani znieczulenie miejscowe. Proszę się w miarę jak najbardziej rozluźnić i pomyśleć o czymś przyjemnym, dobrze?
Cruz uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy, marząc tylko o tym, by wszystko skończyło się jak najszybciej.

***

Bosco prowadził wolno i ostrożnie skupiając całą swoją uwagę na drodze. Pare razy spojrzał w stronę siedzącej obok na fotelu pasażera Cruz, chcąc upewnić się, że wszystko z nią w porządku, ale dziewczyna w ogóle nie zwracała na niego uwagi tylko bezmyślnie wpatrywała się w szybę. Przez całą drogę nie powiedziała ani słowa. Nie chciała rozmawiać. Bosco również. Jechali w milczeniu. Kiedy tylko weszli do mieszkania, Cruz położyła się na kanapie. Właściwie nie położyła, ale skuliła. Bosco patrzył na nią z bólem. Cierpiał, kiedy było jej źle. A wiedział, że było. Było jej ciężko. Mu również.
- Mam zostać? - spytał cicho, okrywając ją kocem.
- Nie - odpowiedziała. - Wracaj do pracy - dodała, powstrzymując kolejne łzy, które gromadziły się w jej oczach.
Bosco stał jednak nadal w miejscu. Nie mógł jej zostawić. Chciał być przy niej, chciał jej jakoś pomóc, pokazać, że mu zależy.
- Idź. Chcę być sama.
Te słowa go zabolały. Naprawdę zabolały. Jednak wiedział, że skoro Cruz chce to powinien odejść. Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę i skierował się w stronę drzwi.

CDN...
by
Cruz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cruz dnia 06/05/04, 7:19 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scully
Kapitan



Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 1112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kozienice

PostWysłany: 06/05/03, 7:05 pm    Temat postu:

To, że długa ta część, to plus! Ale taka smutna Neutral Poza tym bardzo mi się podoba. Zawsze lubiłam Twój styk pisania, jest taki prosty, ale charkteryzuje go wyszukane słownictwo i to jest właśnie fajne :]]]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Third Watch - Brygada Ratunkowa Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 5 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin